Stanley Andrew Borgin & Persephona Degenhardt
Stanley w końcu odżył. Bezsenność, która dawała się we znaki, odeszła w zapomnienie. I to wszystko tylko i wyłącznie dzięki temu, że spotkał swoją starą znajomą z czasów Hogwartu - Avelinę. Los chciał, że ta po raz kolejny uratowała mu skórę - tak jak to miała w zwyczaju jeszcze w szkole. W końcu mógł zamknąć oczy i spać do rana bez żadnych problemów... Pomyśleć, że remedium na jego dolegliwość były rośliny, których tak bardzo nie rozumiał i nie doceniał.
Prawda była też taka, że nie tylko to zrobił w ostatnim czasie. Jego "biznesowa" wyprawa do Szkocji, tak jak to przedstawił niektórym bliskim sobie osobom, wcale nie była aż tak biznesową jak to opowiadał. Prawdę mówiąc był tam tylko i wyłącznie po to, aby wykonać misję od Czarnego Pana. Ciężko to było nazwać zarabianiem pieniędzy... no chyba, że nagle zaczynami w to wliczać mord ze szczególnym okrucieństwem. Jeżeli tak - to fakt, był tam w celach czysto biznesowych.
Nie samą pracą i problemami człowiek jednak żył. Borgin żył też dla swojej rodziny, która była wspaniała. Trochę szurnięta i miała nierówno pod sufitem ale to nadal była jego rodzina. Ludzie z którymi się wychował. Ludzie, których znał. Jedną z takich osób była Persephona - kuzynka, dzięki której (a może wręcz przez którą) zaczął interesować się szeroko pojętą nekromancją. W końcu po raz pierwszy poznał ten termin studiując jej durmstranski podręcznik od tegóż przedmiotu.
Jak na dobrego kuzyna przystało, należało złożyć jej wizytę. Zwłaszcza kiedy prowadziła biznes pod nazwiskiem swojej matki - Borgin. To brzmiało dumnie.
Stanley nie potrzebował szczególnego celu czy zaproszenia. Po prostu udał się na miejsce, przekraczając próg jej lokalu. Zdawał sobie sprawę, że najpewniej zostanie wpierw sprawdzony przez ich "czaszki"... i w zasadzie mógłby zrobić to samo, aby sprawdzić gdzie Degenhardt się ukrywała... ale po co psuć sobie niespodziankę?
- Brygada Uderzeniowa Ministerstwa Magii! - rzekł od wejścia, kiedy tylko zamknął drzwi za sobą - Proszę przygotować wszelkie dokumenty do kontroli i wyjść z podniesionymi rękoma - zadecydował, niejako skazując ten przybytek na przeszukanie w imieniu prawa. Oczywiście nie miał zamiaru tego robić, a chciał jedynie trochę podnieść ciśnienie swojej kuzynce. Prawdę mówiąc, gdyby miał to zrobić to najpierw by ją ostrzegł, że musi wpaść z kontrolą, a dopiero później by jej dokonał. Ot, takie rodzinne perypetie i układziki.
Czekając, aż Persephona wyłoni się z ciemności lokalu, niczym jakaś kobra czy czarna wdowa, wyjął papierosa, którego zaraz odpalił, aby móc się rozkoszować tymi wszystkimi szkodliwymi substancjami - Długo każesz na siebie czekać? - zapytał, rzucając niejako słowa w eter, wszak nie miał pojęcia skąd może nastąpić atak. Ale czy się obawiał? Nie. No bo co złego mogło mu się stać? Ona miała go pobić? Albo Hades? Cóż... może gdyby nie zaginął albo dawał jakieś znaki życia to tak mogłoby być... a tak? No nie bardzo, więc Stanley po prostu czekał, zaciągając się raz za razem swoją fajką.
"Riddikulus!"
- Danielle Longbottom na widok Stanleya Bo[r]gina
"Jestem dumna, że pomagałeś podczas zamachu."
- Stella Avery na wieści o udziale Stanley w walkach podczas Beltane 1972