• Londyn
  • Świstoklik
    • Mapa Huncwotów
    • Ulica Pokątna
    • Aleja horyzontalna
    • Ulica Śmiertelnego Nokturnu
    • Ministerstwo Magii
    • Klinika Św. Munga
    • Niemagiczny Londyn
    • Dolina Godryka
    • Little Hangleton
    • Wyspy Brytyjskie
    • Reszta świata
    • Zmieniacz czasu
    • Opisy lokacji
  • Dołącz do gry
  • Zaloguj się
  • Postacie
  • Accio
  • Indeks
  • Gracze
  • Accio
Secrets of London Scena główna Ulica Pokątna v
« Wstecz 1 … 5 6 7 8 9 Dalej »
[07.03.1972r.] Mieszkanie Loretty || Erik & Loretta

[07.03.1972r.] Mieszkanie Loretty || Erik & Loretta
viscount of empathy
show me the most damaged
parts of your soul,
and I will show you
how it still shines like gold
wiecznie zamyślony wyraz twarzy; złote obwódki wokół źrenic; zielone oczy; ciemnobrązowe włosy; gęste brwi; parodniowy zarost; słuszny wzrost 192 cm; wyraźnie zarysowana muskulatura; blizna na lewym boku po oparzeniu; dźwięczny głos; dobra dykcja; praworęczny

Erik Longbottom
#1
22.10.2022, 19:18  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 20.12.2023, 20:22 przez Morgana le Fay.)  
adnotacja moderatora
Rozliczono - Erik Longbottom - osiągnięcie Badacz Tajemnic

—07.03.1972r.—
Mieszkanie Loretty, Londyn
Erik A. Longbottom & Loretta Lestrange


          Erik wszedł do klatki schodowej, dopiero gdy trzy razy upewnił się, że faktycznie znajdował się pod odpowiednią kamienicą. Wprawdzie odwiedzał tę okolicę wiele razy, a dzięki licznym patrolom służbowym poznał wiele zakamarków zarówno niemagicznej, jak i magicznej dzielnicy Londynu, tak nigdy nie można było być czegoś pewnym w stu procentach. Oby to było tutaj, pomyślał, poprawiając poły marynarkę i pchnął drzwi prowadzące do klatki schodowej.
          Nie chcąc zawalać swojej siostry pracą na rzecz zbliżającego się eventu charytatywnego, postanowił znaleźć parę osób, które mogłyby być zainteresowaniem przekazaniem w ich ręce swoich skarbów. Parę listów później, mężczyzna otrzymał do młodej malarki o jakże dźwięcznym nazwisku Lestrange. Cóż, to był już jakiś start, prawda? Naturalnym krokiem było oczywiście skontaktowanie się z malarką przy pomocy listu i takim oto sposobem doszło do zaaranżowania tego spotkania.
          Pokonując kolejne stopnie, starał się przypomnieć sobie wszelkie informacje, jakie posiadał na temat artystki. Nazwisko oczywiście kojarzył, bo i było mu całkiem dobrze znane. Rodziny czystej krwi w dużej mierze się znały lub przynajmniej jako tako kojarzyły, toteż nie byłby zdziwiony, gdyby ich ścieżki przecięły się przelotem przeszłości.
          Tym, co w dużej mierze go zaskoczyło, było to, że kobieta najwyraźniej cieszyła się sporym uznaniem wśród angielskich artystów. Nie miał więc do czynienia z byle kim. Jeśli dobrze to rozegra, to może rodzina zyska wieloletniego partnera. Oby tylko nie popełnić żadnej gafy, pomyślał, prosząc przy okazji Merlina o wsparcie.
          Kiedy Erik stanął pod odpowiednimi drzwiami, zapukał mocno trzy razy do drzwi, powiadamiając tym samym właścicielkę lokum o swoim nadejściu. Usłyszawszy kroki w mieszkaniu, wyprostował się i odkaszlnął cicho.
          — Dzień Dobry. Panna Lestrange, jak mniemam? — zaczął, gdy drzwi zaczęły się powoli uchylać. — Erik Longbottom. Wymieniliśmy parę listów przed paroma dniami. W sprawie licytacji...
          Uśmiechnął się lekko do kobiety, przywołując na twarz swój firmowy uśmiech numer trzy.


the he-wolf of godric's hollow
❝On some nights, the moon thinks about ramming into Earth,
slamming into civilization like some kind of intergalactic wrecking ball.
On other nights, it's pretty content just to make werewolves.
❞
Devil in disguise
She's dancing by herself
She's crowned the queen of hell
Stukot obcasów zwiastuje jej chuderlawą, drobną posturę, którą skrzętnie ukrywa pod pstrokatymi, szerokimi koszulami, szerokimi nogawkami spodni i kapeluszami z okrutnie wielkim rondem. Blada, o twarzy pokrytej pajęczynką piegów, oczach roziskrzenie piwnych, ustach surowo wykrojonych. Na jej obliczu często pełznie uśmiech, ukazujący nieidealne zęby, o skrzywionych kłach – jest w niej jednak coś rozbrajająco szczerego. Aura czerwona, intensywna, niejednokrotnie przytłaczająca.

Loretta Lestrange
#2
23.10.2022, 10:15  ✶  

Uśmiech kreślił się na jej wargach niepokornie, jakby nieprzejednanie, zaznaczając się jedynie niegłębokimi zmarszczkami w zewnętrznych kącikach oczu; istotnie, z pędzlem w dłoni i olejami pod swoją pieczą, czuła się doskonale – ubierając ten stan  w nieważki eufemizm. Wiedziała, iż w planach było nawiedzenie jej skromnego, zagraconego mieszkania przez Longbottoma i choć nie sympatyzowała z polityką działań owego rodu, zysk i upragniony cel przekładała ponad osobiste uprzedzenia – artystyczna działalność plasowała się w jej skalanym entuzjazmem umyśle znamionami najważniejszej; prawdopodobnie dlatego właśnie odrzucała myśli dotknięte dłonią nieprzyjemnych i okrutnych. A okrutne myśli przychodziły jej do pokrytej czernią loków głowy nader często i w sposób bynajmniej nie będącym wybiórczym. Choć pogodna i absurdalnie energiczna, mroki duszy skrywała głęboko zakopane pod stertą uroku osobistego. W gruncie rzeczy, mało kto nie łapał haczyka stworzonego przez iluzję jej osobowości.

Gramofon umiejscowiony w kącie mieszkania, wygrywał miękko melodie jazzowe. Nuty roznosiły się po całokształcie lokum, nadając mu swoistej woni ludzkiej obecności i niewybrednego gustu; co jakiś czas potrząsała czernią pukli w rytm sączącej się w eter muzyki, pełnię koncentracji przelewając jednak na działanie wpisujące się w ramy szeroko pojętego tworzenia.

Była cała brudna od farby; robocze ubrania, składające się z luźnych, czarnych spodni i białej koszulki, były naturalnie tknięte pigmentem niejednokroć. Smuga pędzla odnalazła swoje miejsce nawet na jej obliczu, kładąc się pociągnięciem wzdłuż kości jarzmowej błękitną tonią.

Gdy tylko usłyszała pukanie, poderwała się gwałtownie z obitego brązową skórą fotela i pomknęła w kierunku drzwi. Lawina jej osobowości prędko dała o sobie znać – drzwi otworzyła gwałtownie, niczym sam huragan i w niemniej chaotyczny sposób przesunęła się, pozwalając gościowi wkroczyć na poły mieszczącego się w kamienicy mieszkania. Nie wyglądała nienagannie, jednak z wystudiowanym uśmiechem momentalnie rozjaśniła meandry swojej persony – błysnęła więc odrobinę krzywymi zębami, sam w sobie grymas jednak, pozostawiał słodki posmak śródletniego syropu.

– Naturalnie miło pana widzieć, panie Longbottom – jak dobrze, że umiesz kłamać, Loretto. Chętniej spędziłaby ten dzień w towarzystwie pędzli, przędząc misterną sztukę wyrazu; nie była jednak na tyle nieopanowanie niegrzeczna, aby dać upust swoim myślom w formie wartkich słów.

– Tak, tak – rzekła, kiwając głową. – Tak, tak – powtórzyła się. – Licytacja charytatywna; obrazy. Jestem do pana dyspozycji.

Gestem dłoni zaprosiła go do środka i gdy tylko znaleźli się w przestrzennym, pełnym obrazów salonie, ruszyła po kryształowe szklanki, które przecież tak ładnie opalizowały w ogniu i naprędce nalała do obu ognistej.

viscount of empathy
show me the most damaged
parts of your soul,
and I will show you
how it still shines like gold
wiecznie zamyślony wyraz twarzy; złote obwódki wokół źrenic; zielone oczy; ciemnobrązowe włosy; gęste brwi; parodniowy zarost; słuszny wzrost 192 cm; wyraźnie zarysowana muskulatura; blizna na lewym boku po oparzeniu; dźwięczny głos; dobra dykcja; praworęczny

Erik Longbottom
#3
23.10.2022, 15:26  ✶  
          — Dziękuję. — Skinął głową na zaproszenie do środka. Po przekroczeniu progu podążył za kobietą w głąb mieszkania, rozglądając się dookoła, jakby chciał namierzyć źródło cichej muzyki jazzowej, rozchodzącej się po wnętrzu.
          Szybko jednak przestał szukać wzrokiem magicznego gramofonu, gdy na linii jego wzroku pojawiły się obrazy. Zagwizdał cicho. Panna Lestrange miała talent, chociaż wątpił, aby komplement tego typu znaczył dla niej dużo z ust osoby, która z malarstwem miała tyle wspólnego, co dawny minister oświaty czarodziejów ze zdrowym rozsądkiem. Może gdyby miał kompetencje, aby ocenić jej obraz od strony rzemieślniczej, z uwzględnieniem wykorzystanych farb, czy technik. Mimo to, są bardzo ładne, stwierdził, podchodząc bliże jednej z mniejszych prac.
          Pomimo braku wiedzy specjalistycznej, mógł jednak zinterpretować daną pracę przez pryzmat własnych doświadczeń lub ocenić, jak wpływa na jego nastrój. Sama obecność obrazów w prywatnym lokum artystki również mogła mu co nieco o niej powiedzieć. Jakie więc myśli zaczęły kłębić się pod jego czupryną ciemnych włosów? Wydawało mu się, że nie odgradzała życia zawodowego i prywatnego. Samo przebywanie wokół własnych tworów zapewne ją cieszyła i czerpała z tego energię tudzież satysfakcję.
          Hobby, które przerodziło się w zawód? Prawdopdobne. Gdyby robiła to z powodów czysto zarobkowych, być może wydzieliłaby przestrzeń w mieszkaniu, gdzie trzymałaby wszystkie swoje prace i przybory do malowania. Była dumna ze swoich prac i nie zamierzała ich chować przed wzrokiem gości. Ma szczęście, nie każdy ma okazję przekuć swoje zainteresowania w coś, z czego można się długotrwale utrzymać, pomyślał, kiwając głową, jakby potwierdzał własne słowa.
          — Szczodre powitanie. Bardzo doceniam. — Odwrócił się od obrazów z podniesioną głową w stronę gospodyni. — Od dawna się tym pani zajmuje? Z tego co wiem, zdążyła sobie pani wyrobić imię w pewnych kręgach branży.
          Po odebraniu od Loretty szklaneczkę ognistej whisky i zakręcił nią nieco, przyglądając się, jak ciemny płyn przelewa się z jednej strony na drugą. Upił nieco alkoholu, pozwalając, aby przyjemne ciepło rozlało się po jego gardle, powoli rozchodząc się po reszcie ciała. Tego właśnie potrzebował. W sumie chwilami można było jeszcze poczuć, że wiosna dopiero zaczyna odzyskiwać swoje rządy po odejściu zimy. Niektóre dni bywały nieco chłodne, więc każdy sposób na rozgrzanie się był dobry.
          — Co się zaś tyczy naszej współpracy... Nie jestem pewny, czy o tym wspomniałem w liście, ale będziemy zbierać pieniądze w dużej mierze na wsparcie schroniska psidwaków. — Trzymając naczynie w jednej dłoni, drugą starał się gestykulować, aby nadać większej wagi swoim słowom. Ot, przyzwyczajenie. — Zależałoby nam na czymś, co wzbudzi w gościach chęć wsparcia, być może odwoła się do ich sumienia, instynktu pomocy innym...
          Nie wiedział, czy kobieta miała już wybrany konkretny obraz, chciała przedstawić mu kilka opcji, czy też miała w planach przygotować zupełnie nowe dzieło sztuki. Bądź co bądź, licytacja miała odbyć się dopiero za kilka tygodni, więc było na to jeszcze trochę czasu. Mimo wszystko wolał nakreślić wizję, która kierowała organizowanym przez Longbottomów wydarzeniu.
          Naturalnie nie chciał rzucać Loretcie kłód pod nogi i ograniczać jej wyobraźni. Jej kreatywność zapewne była dużo lepiej rozwinięta niż jego własna. Poza tym, jeśli jej rozpoznawalność o czymś świadczyła, to o tym, że potrafi dotrzeć do gustu ludzi.
          — Proszę wybaczyć, jeśli się za nadto zapędziłem — dodał, ponownie mocząc usta w ognistej.


the he-wolf of godric's hollow
❝On some nights, the moon thinks about ramming into Earth,
slamming into civilization like some kind of intergalactic wrecking ball.
On other nights, it's pretty content just to make werewolves.
❞
Devil in disguise
She's dancing by herself
She's crowned the queen of hell
Stukot obcasów zwiastuje jej chuderlawą, drobną posturę, którą skrzętnie ukrywa pod pstrokatymi, szerokimi koszulami, szerokimi nogawkami spodni i kapeluszami z okrutnie wielkim rondem. Blada, o twarzy pokrytej pajęczynką piegów, oczach roziskrzenie piwnych, ustach surowo wykrojonych. Na jej obliczu często pełznie uśmiech, ukazujący nieidealne zęby, o skrzywionych kłach – jest w niej jednak coś rozbrajająco szczerego. Aura czerwona, intensywna, niejednokrotnie przytłaczająca.

Loretta Lestrange
#4
23.10.2022, 17:10  ✶  

Pod woalką artystycznej osobowości, renomy samej w sobie i niezaprzeczalnego autorytetu, kryła się mnogość emocji kłębiących się pod owitą czernią loków kopułą – bo była humorzasta i przez scenę jej bytowania przewijały się mnogie, niekiedy zupełnie sprzeczne na linii frontu emocje. Wybuchała salwą radości, aby zaraz pogrążyć się w tęgiej zadumie; płakała rzewnymi łzami, aby po chwili przekuć własny smutek w niezawoalowaną złość – była niewątpliwie chaosem. Na przekroju dwudziestu sześciu wiosen, wciąż pozostawała kierowana własnymi emocjami bardziej, niż je dominowała; była w jednak w całym ambarasie pewna siebie i, choć niewyważona, uparta i świadoma swoich światłych, niekiedy okrutnych celów. Uśmiechała się więc ochoczo, kłamała gorliwie i manipulowała zgrabnie – wszak któż podejrzewałby o takie wyrachowanie te sarnie, błyszczące iskrami oczy?

Oparła dłonie na biodrach, obserwując, jak Longbottom przemierza jej mieszkanie, wzrok zawieszając na niektórych obrazach. A jej dzieła były obrazoburcze i gwałtowne niekiedy; ukazujące nagość i atawistyczną naturę człowieka; była śmiała w swoich artystycznych poczynaniach, wiedząc, iż kontrowersja najlepiej się sprzedaje, a i jest ciekawa w obejściu. Naturalnie świadoma była, iż bal charytatywny nie mógł gościć na swoich ścianach roznegliżowanych kobiet ani aktów brutalności – na tę okoliczność posiadała także łagodniejsze, bardziej stonowane obrazy.

W istocie rzeczy operowała niejakim talentem, choć wolała mówić, iż jest to kwestia nieustannej praktyki – obie teorie miały w sobie masyw słuszności, a najprawdziwszą pozostawała wersja, która łączyła w tango oba te uwarunkowania. Biegła w zaklęciach z gatunku zauroczeń, zaklinała własne dzieła, aby spływały z nich jasne emocje, które miał poczuć odbiorca – nadawało to całokształtowi smaku.

A jej praca istotnie stanowiła równocześnie gorące zainteresowanie; pochodząc z bogatej rodziny, mogła podjąć się jakkolwiek wymarzonego źródła zarobku – naturalnie, familia nie pałała zachwytem, iż Loretta nie przedłuży rodzinnej tradycji kąpiącej się w eliksirach i medycynie, jednak nigdy nie postawiono jej surowej ściany na drodze do spełnienia się.

Omiotła ponownie wzrokiem artystyczny bałagan piętrzący się w mieszkaniu; wylane farby, ogrom pędzli i płócien – można było śmiało stwierdzić, iż jej praca stanowiła dlań całe życie.

– Tak, od dawna – stwierdziła, stukając paznokciem w kryształowe naczynie, którego ścianki obmywała cierpka ciecz. – W zasadzie mogę stwierdzić, że od zawsze. Jednak własną galerię posiadłam cztery lata temu, od tej pory działam prężniej. – Wygięła usta w urokliwym uśmiechu. – Moje imię nie jest ważne. Ważnym jest to, co tworzę.

Marzec wciąż pozostawał chłodny i nieprzejednany wiosenną porą; wciąż można było odczuć ostałości zimy, której przeczyły jedynie przebiśniegi, wystające nieśmiało znad topniejących warstw śniegu. Właśnie o takiej porze, whisky nabierała najlepszego, cierpko-gorzkiego smaku rozlewającego się po wnętrzu.

– Powiem panu szczerze, że charytatywne i społeczne formy wyrazu nie są mi bliskie, jeśli chodzi o pędzel. Mogę jednak pokazać dwa obrazy, o których myślałam – rzekła prędko, wertując spiętrzone płótna.

Jedno z nich wciąż pozostawało mokre; grube warstwy farby, tworzące fakturę, wciąż błyszczały się, świeżo nałożone. Bez wątpienia posiadała dryg kolorystyczny, gdyż dzieła – niedosłowne i nieoczywiste – raziły feerią kolorów nałożonych na siebie z rozmysłem i zachowaniem estetyki. Pierwszy z nich, przytłaczający ogromem wymiarów, przedstawiał ludzkie głowy, z których ku niebu wyrastały szalenie różne, barwne kwiaty, główkami odchylone w kierunku bezkresnego, acz skażonego masywem chmur błękitu. Drugi jednak, zgoła odmienny, nie posiadający mnogości interpretacji na wzór pierwszego, stanowił prosty krajobraz, jednak zarysowany wyjątkowo ekspresyjnie. Posiadał w sobie coś, co posiadały Słoneczniki Van Gogha – niepokorność i wielorakość ekspresji.

– Jeśli żaden nie przypadnie panu do gustu, będę mogła namalować coś na zlecenie – dodała naprędce, wzrok ponownie mieszcząc w soczystych barwach dominujących obrazy.

viscount of empathy
show me the most damaged
parts of your soul,
and I will show you
how it still shines like gold
wiecznie zamyślony wyraz twarzy; złote obwódki wokół źrenic; zielone oczy; ciemnobrązowe włosy; gęste brwi; parodniowy zarost; słuszny wzrost 192 cm; wyraźnie zarysowana muskulatura; blizna na lewym boku po oparzeniu; dźwięczny głos; dobra dykcja; praworęczny

Erik Longbottom
#5
24.10.2022, 15:39  ✶  
          Wchodzenie w interakcje z chaosem należało być poniekąd ostrożnym. W niektórych przypadkach przypominał on bowiem płomień. Przyciągał postronnych swym ciepłem i ofertą schronienia, które uniemożliwiało chwilę odpoczynku od doczesnych problemów. Wystarczył jednak jeden niefortunny ruch, aby z przyjaznego płomyka, zmienił się w niekontrolowany byt, wijący się i buchający na prawo i lewo, dopóki nie zaspokoi swojej potrzeby wyrazu.
          Młody mężczyzna z rodu Longbottomów nie chciałby zapewne posmakować, jak wyglądałby wybuch emocji skierowany na jego osobę. Tyle dobrego, że na razie starał się zachować pełne zasady dobrego wychowania, wkraczając niejako na chwilę do świata Loretty i pozwolić, aby wskazała mu ścieżkę, która mogła poprowadzić ich oboje do osiągnięcia wspólnego celu. Wybranie odpowiedniego obrazu był jednym z nich, chociaż kryło się za nim kilka innych.
          Erikowi zależało na zdobyciu fantu, który pozwoli spełnić zobowiązania związane z pomocą charytatywną, a kobieta, do której zwrócił się o pomoc, miała własne cele, które mogła osiągnąć, poprzez wejście z nim we współpracę. Naprawdę bardzo ładne, pomyślał ponownie, zwracając się ku innemu obrazowi. Dobrze, że nie miał przed sobą teraz aktów, bo prawdopodobnie zacząłby kwestionować, czy w ogóle byłby w stanie je wystawić na licytację. Niektórzy członkowie rodziny zapewne miałoby ku temu obiekcje.
          — W takim razie należą się gratulacje z uwagi na otwarcie własnego biznesu na szeroką skalę. Miło widzieć, że prawdziwym pasjonatom udało się przebić w tych czasach — powiedział.
          Pokiwał głową. O słynnych twórcach czy historii malarstwa nie mógł powiedzieć wiele, jednak wiedział, że posiadanie własnej galerii to już było coś, bez względu na to, czy wywodziło się z bogatej rodziny. Eksperci pewnie nie przykładali aż tak dużej uwagi do pochodzenia, a bardziej umiejętności czy precyzji zastosowywanych technik.
          — Piękny sentyment — skomentował ze szczerym uśmiechem, który błądził w okolicy kącika jego ust. — Dzięki temu ludzie wchodzą w kontakt z daną twórczością bez uprzedzeń, a przy tym zapoznają się ze środkami wyrazu przemyśleń artysty.
          Na swój sposób można było to porównać do czytania książki, nie znając jego autora, ponieważ jego nazwisko zostało usunięte z okładki. W ten sposób czytelnik zapoznawał się z rzemiosłem, nie kierując się tym, czy jego owoc powstawał, przykładowo, w rękach osoby z wyższej, niższej lub tej samej klasy społecznej. Zamiast tego był tylko człowiek, sztuka oraz refleksje związane z odbiorem.
          — Oczywiście, bardzo chętnie obejrzę — potwierdził, puszczając mimo uszu komentarz odnoszący się do kwestii charytatywnych. W pełni rozumiał, że nie dla każdego miały one aż tak głębokie znaczenie i woleli skupić się na innej problematyce obecnej we współczesnym społeczeństwie.
          Przy prezentacji większego pod względem rozmiaru obrazu Erik cofnął się o parę kroków, aby móc go w pełni objąć wzrokiem. Nie był oprawiony, więc starał się nadrobić te braki własną wyobraźnią, starając się dostrzec oczami duszy, jak wyglądałby on zawieszony na ścianie w jakiejś rezydencji, w świetle letniego słońca. Praca zdecydowanie przyciągała wzrok i nie trudno było założyć, że na licytacji zrobiłby nie lada furorę wśród entuzjastów oraz osób, które lubiły mieć tego typu dzieła sztuki w swoim otoczeniu.
          — Chcielibyśmy trafić w różne gusta, żeby nikogo nie odstraszać, a jednocześnie zachęcić, jak najwięcej osób do licytacji. — zdradził Erik, podchodząc bliżej pejzażu. Było w nim coś, co mówiło „nie przeproszę za to, jaki jestem, to ty musisz się dostosować do mnie”. Przynajmniej taka była jego percepcja, chociaż interpretacja dzieł sztuki nigdy nie była jego mocną stroną. Zdecydowanie wolał słuchać o przemyśleniach innych względem podobnych prac. — Prawdę mówiąc najchętniej wziąłbym oba.
          Wprawdzie umawiał się początkowo z Lorettą na przekazanie mu jednego obrazu, ale był skłonny usiąść do negocjacji, jeśli było to możliwe. Ba, mógłby nawet zapłacić co nieco z własnej kieszeni, aby zaklepać dla licytacji tę drugą pracę. Na samą myśl o konieczności wybrania tylko jednego z nich czuł, że popełniłby błąd.


the he-wolf of godric's hollow
❝On some nights, the moon thinks about ramming into Earth,
slamming into civilization like some kind of intergalactic wrecking ball.
On other nights, it's pretty content just to make werewolves.
❞
Devil in disguise
She's dancing by herself
She's crowned the queen of hell
Stukot obcasów zwiastuje jej chuderlawą, drobną posturę, którą skrzętnie ukrywa pod pstrokatymi, szerokimi koszulami, szerokimi nogawkami spodni i kapeluszami z okrutnie wielkim rondem. Blada, o twarzy pokrytej pajęczynką piegów, oczach roziskrzenie piwnych, ustach surowo wykrojonych. Na jej obliczu często pełznie uśmiech, ukazujący nieidealne zęby, o skrzywionych kłach – jest w niej jednak coś rozbrajająco szczerego. Aura czerwona, intensywna, niejednokrotnie przytłaczająca.

Loretta Lestrange
#6
05.11.2022, 16:40  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 06.10.2023, 14:15 przez Loretta Lestrange.)  

Była chaotyczna w całej swojej lichej, niepozornej krasie. Uśmiechała się chętnie, tańczyła ochoczo i z równym angażem była gotowa łamać serca i niszczyć – bo posiadała w sobie coś wichrzycielsko destrukcyjnego, co sprawiało, że była w stanie każdy szkopuł obrócić w niwecz. Prawdopodobnie dlatego była tak wylewna, otwarta i ekstrawertyczna – musiała w jakiś sposób odsuwać mętności swojej osobliwej osobowości od wszechogarniającego ognia, który jedynie idąc w ślad za barwną metaforą niszczył ludzi. Niepozorna i nade wszystko nęcąca ciepłem, gotowa była krzywdzić i burzyć, tłamsić i sprowadzać na skraj. Nie była jednak wyrachowana w całej swojej piekielnej grze – uchodziła za ostoję pogody ducha i towarzystwa; postronni jednak mogli wiedzieć, jak diabelską uwerturę skrywa za szerokimi uśmiechami.

Nie była mistrzynią kurtuazji i salonowych grzeczności, choć wychowywana w myśl tourjois pur i brylowania na bankietach, pozostawała rozbrajająco szczera w całej swej drobnej prezencji. Bo jeśli było coś, co niebagatelnie przerastało jej mikrą posturę, była to jej niezawoalowana osobowość.

Uśmiechnęła się więc szeroko, ponownie błyskając białymi zębami o odrobinę nierównych, wysuniętych kłach.

Akty istotnie należały do lwiej części jej dorobku artystycznego, a ukazywanie ludzkiego ciała pod mnogością wyrazów stanowiło jej twórczą łatkę; nie było jednak w jej tworach nic wulgarnego czy zakrawającego o niewysublimowaną erotykę – gust miała dobry, a pojęcie o formie ekspresji bogate, w swej sławie świadoma była faktu, iż każde jej artystyczne posunięcie jest poddawane wnikliwej ocenie i rozmachowi plotek.

– Nie będę zmyślać, że nie miałam łatwiejszego startu ze względu na urodzenie. Domyśla się pan jednak, że familia specjalizująca się w szeroko pojętej medycynie i eliksirach, nie pałała entuzjazmem odnośnie mojej pracy i zainteresowań – rzekła miękko. – Do tej pory jednak mnie nie wydziedziczono – zażartowała, wybuchając salwą krótkiego, perlistego śmiechu.

– Niektórzy mawiają, że artyści są rzemieślnikami. I może dawniej istotnie tak było – odparła, biorąc głębszy wdech powietrza. – Nie chodzi jednak o to. To forma wyrazu jak każda inna i niezależnie od tego, jak bardzo chciałabym odseparować siebie od swoich dzieł – a nie chcę – nigdy nie udałoby się to w pełni. To – wskazała palcem na wciąż schnący obraz – jestem ja.

Nigdy też nie zależało jej na wzniosłości własnych tworów. Za prawdziwie udane dzieło uważała to, które docierało do wszystkich warstw społecznych – był to jedyny aspekt, w którym mieszanej krwi nie uważała za ujmująco gorszą; chciała trafiać do absolutnie każdego odbiorcy.

Spojrzała na niego badawczo, chcąc wyczytać mnogość ekspresji malującej się na jego obliczu, gdy oceniał wzrokiem jeden z obrazów. Uniosła wysoko brwi, oczekując reakcji.

– Dlatego też starałam się, aby oba obrazy były dosyć uniwersalne i nietrudne w odbiorze. Nie możemy zakładać, że każdy, kto zechce wziąć udział w licytacji jest smakoszem wyższej sztuki. Nie są to Narodziny Wenus, ale może się przyjmą – rzekła. – Wspaniale – klasnęła w dłonie – w takim razie chętnie ofiaruję na bal oba obrazy.

Chwilami w końcu odpływała w te przeklęte meandry umysłu, które zaciskały zwolna palce na jej łabędziej szyi. I choć tłamsiła w sobie to okrutnie długo, tak długo przybierała maskę niewinnej trzpiotki, że aż weszło jej to w krew. Zamiast tego więc, uśmiechnęła się nienagannie, roziskrzone spojrzenie moszcząc w obliczu Erika. Obrazy. Sztuka. To teraz się liczyło, to było wartością autoteliczną.

viscount of empathy
show me the most damaged
parts of your soul,
and I will show you
how it still shines like gold
wiecznie zamyślony wyraz twarzy; złote obwódki wokół źrenic; zielone oczy; ciemnobrązowe włosy; gęste brwi; parodniowy zarost; słuszny wzrost 192 cm; wyraźnie zarysowana muskulatura; blizna na lewym boku po oparzeniu; dźwięczny głos; dobra dykcja; praworęczny

Erik Longbottom
#7
05.11.2022, 23:33  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 27.02.2023, 12:47 przez Erik Longbottom.)  

— Owszem. Nie jest łatwo wyrwać się ze schematu, gdy większość rodu od lat, jeśli nie pokoleń tkwi w określonych ramach i niezbyt zachęca do wychylania się poza taki układ — rzucił bez większego namysłu. Sam był doskonałym przykładem na to, jak człowiek potrafi na własne życzenie pozostać w granicach owej struktury, ponieważ wydawało mu się, że tego się od niego oczekuje. Skrzywił się lekko, odsuwając na bok te jakże personalne przemyślenia.

Grymas przerodził się w coś na kształt uprzejmego uśmiechu, gdy kobieta nawiązała do kultury wydziedziczeń. Cóż, najwidoczniej miała szczęście. Albo po prostu jej wybór w kwestii zawodu nie był tak drastyczny i godzący w imię rodu Lestrange, jak jej się wydawało. Bywały rodziny, które bardzo poważnie podchodziły do tych spraw. Erik zamyślił się na chwilę, zastanawiając się, co też takiego musiałby zrobić jakiś Longbottom, aby reszta pobratymców się go wyrzekła. Potrafili wybaczyć wiele, ale gdzie postawiona była granica?

— I oby nigdy nie zmienili tej decyzji — odparł życzliwie, unosząc szklaneczkę z resztką whisky w ramach małego toastu.

Po chwili ostatnie krople powitalnego trunku tańczyły mu na języku, a sam zainteresowany po raz kolejny rozkoszował się przyjemnym ciepłem, które wzięło w posiadanie jego ciało. Przekrzywił lekko głowę w bok, przysłuchując się kobiecie.

— Czy to... Uwalniające? — spytał powoli, jakby nie chciał zgubić myśli, która zakorzeniła mu się w głowie. — Mam na myśli akt przelania własnych myśli, samego siebie, na płótno. To forma ekspresji, prawda? Jak muzyka, poezja, praca z drewnem lub rzeźbienie w marmurze. Możliwość ukazania światu cząstki siebie, ale z własnego punktu widzenia, na własnych zasadach.

Nie był pewny, czy poprawnie odczytał przekaz płynący ze słów Loretty, jednak perspektywa, którą odebrał, a następnie przetworzył w swoim własnym umyśle, wydawała mu się na swój sposób piękna. Aż zaczął mieć wrażenie, że gdzieś wewnątrz jego duszy z dawno zwiędniętego owocu została wyciśnięta pojedyncza kropla kreatywności, którą mógłby przekuć w coś wielkiego. Gdyby tylko miał talent, pasję ku temu lub czas, aby zaangażować się w taki projekt.

Chyba bardziej by się sprawdził w komponowaniu estetycznych zbiorów cytatów, ruchomych zdjęć oraz reprodukcji obrazów, które byłyby ze sobą spięte klamrą tematyczną. Ewidentnie urodził się kilka dekad za wcześnie.

Doceniał entuzjazm, z jakim kobieta opowiadała o swoich pracach. Wyczuł ślady tego zacięcia artystycznego już podczas krótkiej wymiany listów, jaką między sobą przeprowadzili, jednak teraz miał szansę doświadczyć go na własnej skórze. Sposób, w jaki opisywała swoje podejście do sztuki, bez wątpienia sprawiał, że nawet największy laik poczułby się momentalnie zanurzony w jej świecie. Erik mógł tylko zgadywać, o ile bardziej intensywne przemowy miały miejsce podczas oficjalnych wernisaży, czy dyskusji z innymi twórcami.

— O, ten obraz kojarzę — pochwalił się z dziecięcym entuzjazmem na wzmiankę o Narodzinach Wenus. — Bardzo klimatyczny i piękna kolorystyka. To znaczy, jeśli dobrze kojarzę.

Zaczerwienił się lekko. Powinien był po prostu pokiwać głową i nie próbować pokazywać, że wie więcej niż w rzeczywistości. Kojarzenie nazwy danej pracy nie równało się od razu posiadaniu szeroko zakrojonej wiedzy specjalistycznej na jego temat. Na szczęście nie musiał dalej kopać sobie grobu, ponieważ przeszli do ustaleń biznesowych. Uśmiechnął się szeroko na wieść, że udało mu się zarezerwować obie prace. Rodzina będzie dumna, co do tego nie miał wątpliwości.

— Zrobimy co w naszej mocy, aby zaprezentować je na aukcji, najlepiej jak tylko potrafimy — zapewnił gorąco, pochylając lekko głowę przed panną Lestrange w geście szacunku. — Rozumiem, że będzie potrzeba jeszcze kilku dni, aby przygotować obrazy do licytacji? Kiedy moglibyśmy się spodziewać przesyłki? Chyba że lepiej, żebym podesłał kogoś za parę dni po bezpośredni odbiór?

Żaden z obrazów nie był jeszcze obramowany, więc Erik automatycznie założył, że proces ich przygotowania do wystawienia przed uczestnikami licytacji może po to potrwać. Być może poddał dziewczynę nagłemu ogniowi pytań, jednak wolał po prostu ustalić tego typu szczegóły, aby ułożyć sobie w głowie odpowiedni plan na najbliższe dni.

Po dokonaniu finałowych ustaleń z malarką i złożeniu obietnicy przesłania zaproszenia na zbliżający się bal charytatywny, Erik opuścił mieszkanie. Czy był zadowolony z tego, jak przebiegła rozmowa z panną Lestrange? Jeszcze jak! Co więcej, pokładał bardzo duże nadzieje w tym, że obie wybrane przez niego pracę zrobią furorę wśród gości. Kto wie, może to dopiero początek owocnej współpracy?


Koniec sesji


the he-wolf of godric's hollow
❝On some nights, the moon thinks about ramming into Earth,
slamming into civilization like some kind of intergalactic wrecking ball.
On other nights, it's pretty content just to make werewolves.
❞
« Starszy wątek | Nowszy wątek »

Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości
Podsumowanie aktywności: Erik Longbottom (2157), Loretta Lestrange (1510)




  • Pokaż wersję do druku
  • Subskrybuj ten wątek

Przydatne linki
Kolejeczka
Tryb normalny
Tryb drzewa