• Londyn
  • Świstoklik
    • Mapa Huncwotów
    • Ulica Pokątna
    • Aleja horyzontalna
    • Ulica Śmiertelnego Nokturnu
    • Ministerstwo Magii
    • Klinika Św. Munga
    • Niemagiczny Londyn
    • Dolina Godryka
    • Little Hangleton
    • Wyspy Brytyjskie
    • Reszta świata
    • Zmieniacz czasu
    • Opisy lokacji
  • Dołącz do gry
  • Zaloguj się
  • Postacie
  • Accio
  • Indeks
  • Gracze
  • Accio
Secrets of London Poza schematem Retrospekcje i sny v
« Wstecz 1 … 10 11 12 13 14
[maj, 1966, Ministerstwo Magii, Brenna i Eden] W dymie świec

[maj, 1966, Ministerstwo Magii, Brenna i Eden] W dymie świec
Chichot losu
I’m not looking for the knight
I’m looking for the sword
Brązowe, niezbyt długie włosy, często rozczochrane. Wzrost wysoki jak na kobietę, bo mierzy sobie około 179 centymetrów wzrostu. Twarz raczej sympatycznie ładna niż piękna, nie wyróżniająca się przesadnie i rzadko umalowana. Brenna porusza się szybko, energicznie, głos ma miły i rzadko go podnosi. Ubiera się różnie, właściwie to okazji - w ministerstwie widuje się ją w umundurowaniu albo w koszuli i garniturowych spodniach, kiedy trzeba iść gdzieś, gdzie będą mugole, w Dolinie w ubraniach, które ujdą wśród mugoli, a na przyjęcia i bale czystokrwistych zakłada typowe dla tej sfery zdobione szaty. W tłumie łatwo może zniknąć. Jeżeli używa perfum, to zwykle to jedna z mieszanek Potterów, zawierająca nutę bzu, porzeczki i cedru, a szamponu najczęściej jabłkowego, rzecz jasna też potterowskiego.

Brenna Longbottom
#1
22.10.2022, 20:33  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 15.06.2023, 20:04 przez Morgana le Fay.)  
adnotacja moderatora
Rozliczono - Brenna Longbottom - osiągnięcie Badacz Tajemnic

Brygada Uderzeniowa i Aurorzy zasadniczo stanowili dwie odrębne jednostki - z odmiennymi uprawnieniami, sprawami, jakimi się zajmowali oraz dowództwem. Mimo to w wielu sprawach współpracowali i to był jeden z takich przypadków właśnie.
Młodą Brennę Longbottom, lat dwadzieścia jeden, trzy lata w jednostce, w tym lwią część na szkoleniu, właściwie dosłownie wypożyczono aurorom. A konkretnie wypożyczono ją Eden Malfoy. Jeżeli nawet nie znałaby reputacji panny Malfoy, to pewnie zorientowałaby się, że coś jest nie tak, kiedy koledzy zaczęli mniej lub bardziej na serio się z nią żegnać, pytać o ostatnie słowa lub ostatnie życzenie albo próbować wręczyć jej czosnek, jakby szła na spotkanie z wampirem.
(Wiele mówiło o Brennie, że natychmiast stwierdziła, że skoro są tak uczynni, to tak, ma ostatnie życzenie, dawać mi pączka, już, już.)
W takich chwilach ktoś inny być może przeklinałby dzień, w którym przyznał się szefowi, że jeżeli bardzo się skupi, potrafi odczytać przeszłość przedmiotu, a czasem też pomieszczenia albo człowieka. Umiejętność, która teraz mogła bardzo przydać się aurorom, którzy urządzili nalot na kryjówkę pewnego czarnoksiężnika, nie znaleźli jego, za to skonfiskowali parę przedmiotów i bardzo chcieli wiedzieć, skąd się te wzięły. Oraz jak wyglądał ten przeklęty czarnoksiężnik, bo mieli informacje jedynie o jego zbrodniach i miejscu, gdzie się ukrywał. Brenna podeszła jednak do sytuacji z filozoficznym spokojem.
W końcu nawet jeżeli Eden naprawdę była szatanem w ludzkiej skórze, to poznanie diabła mogło być intrygującym doświadczeniem.
- Jakiś konkretny przedział czasowy? Szczegóły, na które zwrócić uwagę? Wspomniano mi tylko, że mam wyciągnąć „co zdołam” - powiedziała Brenna, która pełzała po podłodze, rozstawiając w krąg świece. Na razie dostała wyłącznie podstawowe informacje czyli "Ej, Longbottom, idź do Malfoyówny, bo chcą sprawdzić przeszłość jakichś przedmiotów, to ważne". Nie miała pojęcia, o co chodzi.
Sądząc zaś po wyglądzie noża, który znalazł się w sali, ta przeszłość mogła sięgać czasów starożytnych. Brenna była więcej niż pewna, że od sięgania tak daleko rozboli ją głowa, nic ze starożytnych języków nie zrozumie, a Eden się znudzi, jeżeli będą siedziały tutaj przez kolejny miesiąc.
Być może Detektyw, który posłał tu Brennę nie dostał sam szczegółów, bo sprawa była na tyle paskudna, że prowadzący ją chcieli ograniczyć ilość osób, posiadających informacje. A może tylko nie chciał kazać Eden czekać.


Don't promise to live forever. Promise to forever live while you're alive.
prodigal daughter
I knew one day I'd have to watch powerful men burn the world down
I just didn't expect them to be
such losers
Wysoka na 175cm, jasnowłosa zjawa. Jest niezwykle szczupła, wręcz na granicy chorobliwości; lekko zapadnięte policzki ukrywa dobrze dobranym makijażem, którego nieodłączną częścią są usta pomalowane czerwoną szminką. Włosy ma proste i długie, sięgające lędźwi, zwykle nosi je rozpuszczone. Zawsze bardzo elegancko ubrana, najczęściej w stonowane barwy - nie jest zwolenniczką jaskrawych odcieni i mieszania kolorów. Nie lubi też przepychu; widać, że nie szczędzi pieniędzy na dobrej jakości ubiór, lecz nie obwiesza się biżuterią i tym podobnym. Porusza się bardzo zgrabnie, ale pewnie. Zawsze patrzy ludziom prosto w oczy podczas rozmowy, mając przy tym ciemne, przenikliwe spojrzenie. Zwykle mówi w bardzo spokojnym, niskim, nieco zachrypniętym tonie. Ma bardzo przejrzysty akcent, wyraźnie wymawia słowa, po sposobie mowy słychać, że to ktoś z dobrego domu, ktoś świetnie wykształcony.

Eden Lestrange
#2
25.10.2022, 00:02  ✶  
Współpraca nie była fortą Eden.
Zasięganie drugiej opinii było stratą czasu. Liczyły się fakty, a nie poglądy. Prawie zasnęła dwukrotnie, kiedy pozostała reszta zespołu modliła się nad artefaktem, jakby zaraz miał wyskoczyć z niego duch czarnoksiężnika i opowiedzieć im bajkę. Zamiast przesłuchiwać potencjalnych świadków, roztoczyli kółko różańcowe nad kilkoma klamotami, które zdołali zabrać na pocieszenie z kryjówki poszukiwanego, który zdążył im zbiec sprzed nosa. Na początku bierne obserwowanie ich z bezpiecznego dystansu było nawet zabawne, potem stało się monotonne. Zaczęła ich podpuszczać, trochę liczyła, że się pobiją, dowódca ich rozdzieli, a potem zabiorą się za prawdziwą robotę. Ale nie, zapytali Eden, czy skoro tak ją wszystko bawi, to czy nie ma lepszego pomysłu.
Oczywiście, że miała. Tylko czekała, aż ktoś zapyta.
Nie mogła się posiąść ze zdziwienia, że nikomu nie przeszło przez myśl ściągnięcie widmowidza. Uważali, że znalezisko było niezwykle istotnym elementem układanki, ale jakoś nie połączyli ze sobą kropek. Nie doszli do banalnej konkluzji, że najlepszym sposobem na rozszyfrowanie zastosowania przedmiotu będzie zajrzenie w przeszłość do momentu, kiedy ktoś go używał. Najlepiej ich podejrzany.
A podobno aurorami zostawali tylko najlepsi z najlepszych.
Malfoy nie obchodziło, jaką miała opinię wśród kolegów. Przyszła do pracy, a nie na wieczorek towarzyski. Nie miała w planach zabłysnąć przed grupą, a wypełniać przydzielone zadania. O ile dobrze pamiętała, a pamięć miała niezawodną, podlizywanie się kolegom i bycie lubianą nie było żadnym z nich. Mogli rozsiewać paskudne plotki za jej plecami, mogli próbować wykręcać jej żarty. Odbije im się to czkawką, ale na pewno nie odbije się to na psychice Eden. Była ulepiona z zupełnie innej gliny.
Kiedy przyprowadzili jej dziewczę z BUMu, była sceptyczna. Przeszła przez obowiązkowe dwa lata służby w tej wspaniałej zbieraninie i nie skłamałaby mówiąc, że wolałaby gołym tyłkiem na rozgrzanych węglach usiąść niż znowu tam pracować. Dlatego patrzyła jedynie z odległości, jak Longbottom polerowała kolanami podłogę i bawiła się w okultystę, sama stojąc oparta o skraj biurka i wyjadając kruche ciasteczka ze spodka filiżanki od herbaty. Trzymała go sobie pod brodą, co by nie nakruszyć wszędzie, gdzie się da.
- Jakbyś się uwinęła tak w przeciągu pięciu do piętnastu minut, byłoby cudnie - odparła, doskonale wiedząc, że nie o to dziewczyna pytała, gdy zagadnęła o przedział czasowy. Eden uśmiechnęła się uroczo, po czym złapała w dwa palce rozpadające się ciasteczko, szybko wkładając je do ust, zanim spadnie na talerzyk. Oblizała lukier z ust. - Ale tak, docelowo masz wyciągnąć to, co zdołasz. Nie wiem, jak bardzo jesteś zdolna, ale obstawiam, że cudów mam się nie spodziewać? - zapytała niewinnie, odbijając się wreszcie od biurka. Podeszła do Brenny, przykucnęła przy niej, opierając sobie na kolanach talerzyk z ciasteczkami.
- Szacujemy, że poszukiwany przebywał w swojej kryjówce co najmniej od listopada zeszłego roku - rzuciła w końcu, poprawiając jedną z chybotających się świec. - Właściwości samego przedmiotu nie są istotne, bo jaki jest sztylet każdy widzi. Ma ostry koniec i służy do dźgania - oświadczyła znudzonym tonem, nie chcąc, żeby skupiała się na nim. Eden interesowało tylko i wyłącznie to, co może doprowadzić ich do zguby. - Skup się na tym, co otaczało go w tamtym momencie. Ludzie, inne przedmioty, cokolwiek, co może wskazywać, dokąd udała się nasza zguba. - przeszła wreszcie do rzeczy, nie chcąc marnować więcej czasu, a całość uwieńczyła włożeniem kolejnego ciastka do ust.


I was never as good as I always thought I was
— but I knew how to dress it up —
I was never satisfied, it never let me go
just dragged me by my hair and back on with the show

~♦~
Chichot losu
I’m not looking for the knight
I’m looking for the sword
Brązowe, niezbyt długie włosy, często rozczochrane. Wzrost wysoki jak na kobietę, bo mierzy sobie około 179 centymetrów wzrostu. Twarz raczej sympatycznie ładna niż piękna, nie wyróżniająca się przesadnie i rzadko umalowana. Brenna porusza się szybko, energicznie, głos ma miły i rzadko go podnosi. Ubiera się różnie, właściwie to okazji - w ministerstwie widuje się ją w umundurowaniu albo w koszuli i garniturowych spodniach, kiedy trzeba iść gdzieś, gdzie będą mugole, w Dolinie w ubraniach, które ujdą wśród mugoli, a na przyjęcia i bale czystokrwistych zakłada typowe dla tej sfery zdobione szaty. W tłumie łatwo może zniknąć. Jeżeli używa perfum, to zwykle to jedna z mieszanek Potterów, zawierająca nutę bzu, porzeczki i cedru, a szamponu najczęściej jabłkowego, rzecz jasna też potterowskiego.

Brenna Longbottom
#3
25.10.2022, 10:25  ✶  
Brenna, w przeciwieństwie do Eden, szczerze uwielbiała pracę w BUM. W chwili obecnej mogłaby zapewne starać się o przeniesienie do aurorów. I może za parę lat nawet by na to pozwolili, nie tyleż dlatego, że była taka wspaniała, ile ze względu na widmowidzenie – przydatne i rzadkie na tyle, że pewnie nie wpadli na to, aby ją to ściągnąć od razu nie bez powodów – i jej upór. Upór, który pchnął ją w ramiona animagii.
Rzecz w tym, że nie chciała łowić czarnoksiężników. Chciała tropić występek. A o tym, że kiedyś z czarnoksiężnikami przyjdzie się jej mierzyć tak czy inaczej, nie wiedziała, bo świat jeszcze nie stał się tak strasznym miejscem, miała dwadzieścia jeden lat i pstro w głowie.
- Cuda załatwiam od ręki, na rzeczy niemożliwe potrzeba dwóch dni – oświadczyła Brenna, wciąż z poziomu podłogi. Nie, nawet nie w przypływie pewności siebie, bo doskonale wiedziała, że widmowidzenie bywa kapryśne, chociaż akurat nóż, ewidentnie używany do rytuałów, stanowił doskonały punkt zaczepienia. (I przy okazji sprawiał, że Brenna trochę wzdragała się wewnętrznie, bo podejrzewała, że to, co zobaczy, będzie krwawe. Ale sama wybrała sobie pracę, prawda? I za żadne skarby nie pokazałaby, że się tych wizji boi.)
- Czy wy w ogóle wiecie, kto to jest? Jak wygląda? Jak się nazywa? Tak, wiem, wielka aurorska tajemnica, blablabla, ale po pierwsze, pewnie i tak go zobaczę, bo szef nie pozwoli mi stąd wyjść, póki tego nie zrobię, po drugie, jak życzysz sobie zamknąć w piętnastu minutach, to dobrze wiedzieć, czy relacjonować ci na przykład, że jest wysoki jak tyczka, rudy jak marchewka i piegowaty, znaczy się na pewno Weasley, idźcie jakiegoś złapać, czy to już wiecie. Jak wygląda, nie, że to Weasley.
O Eden zdanie wyrobiła sobie bardzo szybko: była złem wcielonym. I nie, nie chodziło o jej słowa. Ale miała ciasteczka i się nimi nie dzieliła, a zapach drażnił nos Brenny, znaczy się, że Malfoyównę faktycznie jak nic coś opętało w dzieciństwie. W tej chwili Longbottom bardzo, bardzo chciała załatwić to wszystko szybko i odnieść sukces.
Nie, wcale nie po to, by cokolwiek udowadniać Eden.
Po prostu musiała szybko wrócić do biurka. W szufladzie miała ciasteczka. Jeśli to nie była dobra motywacja, to Brenna nie wiedziała, co nią było.
Brenna wyciągnęła różdżkę, odpalając świece jedną po drugiej. Pięć – piętnaście minut?
Cóż, zobaczymy.
Rozsiadła się po turecku w centrum kręgu, wdychając zapach dymu. Spuściła wzrok na sztylet, który trzymała w rękach, skupiając się na nim. Starała się zapomnieć o innych bodźcach: chłodnej podłodze, odgłosach chrupania Eden, swędzeniu lewego ramienia, aż był tylko dym, przysłaniający świat, mocny zapach topiących się świec, od którego wirowało w głowie, broń, ciążąca jej w dłoniach. Trzydzieści sekund, sześćdziesiąt sekund…
Wizja wciągnęła ją w wir. Widmowidzenie działało różnie. Czasem widziałeś wszystko, jak na mugolskim filmie. Czy raczej jak w myślodsiewni. Czasem tylko obraz rozmazywał się przed oczyma. Tym razem wpadła w coś pomiędzy, może za mało jeszcze skupiona. Urywki obrazów, jak odłamki szkła, jedno wspomnienie, rozpadnięte na wiele elementów. Kobieta, podłoga, przerażone, zielone oczy, znaki na ziemi, krew, ręka, nóż…
…krzyk, cios, więcej krwi, więcej krwi.


Don't promise to live forever. Promise to forever live while you're alive.
prodigal daughter
I knew one day I'd have to watch powerful men burn the world down
I just didn't expect them to be
such losers
Wysoka na 175cm, jasnowłosa zjawa. Jest niezwykle szczupła, wręcz na granicy chorobliwości; lekko zapadnięte policzki ukrywa dobrze dobranym makijażem, którego nieodłączną częścią są usta pomalowane czerwoną szminką. Włosy ma proste i długie, sięgające lędźwi, zwykle nosi je rozpuszczone. Zawsze bardzo elegancko ubrana, najczęściej w stonowane barwy - nie jest zwolenniczką jaskrawych odcieni i mieszania kolorów. Nie lubi też przepychu; widać, że nie szczędzi pieniędzy na dobrej jakości ubiór, lecz nie obwiesza się biżuterią i tym podobnym. Porusza się bardzo zgrabnie, ale pewnie. Zawsze patrzy ludziom prosto w oczy podczas rozmowy, mając przy tym ciemne, przenikliwe spojrzenie. Zwykle mówi w bardzo spokojnym, niskim, nieco zachrypniętym tonie. Ma bardzo przejrzysty akcent, wyraźnie wymawia słowa, po sposobie mowy słychać, że to ktoś z dobrego domu, ktoś świetnie wykształcony.

Eden Lestrange
#4
27.10.2022, 19:46  ✶  
Eden każdego poranka budziła się o tej samej porze i takie same miewała myśli: po co ja żyję. Nie wiązało się to jednak z żadną depresją czy jakimś "l’appel du vide", po prostu mierziła ją wizja pracy, gdzie wybitnie się nudzi. Musiała ciągle szukać sobie rozrywki cudzym kosztem, rzucać sarkastyczne komentarze i znajdować zajęcia na boku (stała się wielką fanką rozwiązywania krzyżówek z ostatniej strony Proroka Codziennego), żeby nie zgłupieć. Irytowało ją, jak wolno wszyscy myślą, jak omijają najprostsze sposoby na zakończenie sprawy, szukając dziury w całym. Malfoy zdecydowanie nie nadawała się do pracy zespołowej po prostu, bez względu na to, czy chodziło o łapanie rzezimieszków, czarnoksiężników, czy piłki podczas gry w zbijaka.
- Cudownie - skomentowała za pomocą drobnej gry słownej, uśmiechając się aż nadto fałszywie. - A więc w dwa dni jesteś w stanie sprawić, że praca w tym miejscu przestanie mi odbierać chęci do życia? - zagadnęła, nie licząc w sumie na odpowiedź, bo pytanie było czysto retoryczne. Prędzej skłonna byłaby uwierzyć, że Brenna była w stanie chodzić po wodzie lub przeżyć pocałunek dementora.
- Zawsze tak dużo mówisz? - zapytała po serii mrugnięć w dziwnego rodzaju osłupieniu, kiedy brygadzistka skończyła wypytywać ją o czarnoksiężnika. Zdążyła w trakcie zjeść kolejne ciastko, podrapać się po karku i rozważyć, czy może jednak nie opuścić pomieszczenia. To nie tak, że za Brenną nie nadążała, wręcz przeciwnie - rozumiała każde wyćwierkane słowo, po prostu nie widziała sensu w zadawaniu tylu pytań i rozdrabnianiu się na tyle niepotrzebnych kwestii. Po co używać słów pięćdziesięciu, kiedy można zamknąć się w czterech: Czy wiesz jak wygląda?
Podniosła się z kucającej pozycji dość zręcznie, by następnie znów skierować się do swojego biurka. Odstawiła talerzyk z ciasteczkami, których nie pozostało już wiele i które pewnie nie zostaną skosztowane przez brygadzistkę, jeśli sama nie poprosi ładnie lub nie wykona należycie powierzonego jej zadania. Wtedy dopiero chwyciła teczkę wykonaną z brązowego papieru, otworzyła ją na ruchomym zdjęciu mężczyzny, wróciła do dziewczyny i rzuciła rzeczone akta na podłogę, by pełzająca po niej Brenna mogła się gościowi przyjrzeć.
Był to przysadzisty facet w średnim wieku; prawdopodobnie zahaczał o pięćdziesiątkę. Miał szpakowate włosy sięgające długością nosa, wybitnie nierówno przycięte. Dziwne spojrzenie w niebieskich oczach, jakby zdziczał. Niczym niewyróżniające się szaty. Ot, kolejny typ spod ciemnej gwiazdy.
Kiedy brygadzistka pogrążyła się w swoim transie, Eden ponownie wróciła w kierunku biurka. Tym razem wzięła krzesło, które ze zgrzytem przeciągnęła po podłodze na drugi koniec utworzonego kręgu ze świec, by usiąść naprzeciwko Brenny. Założyła nogę na nogę, skrzyżowała ramiona i obserwowała ją w ciszy, zastanawiając się tylko, czy na pewno nie marnuje jej czasu. Trwało to długo, a twarz dziewczyny zmieniała się niespokojnie, jakby widziała obrazy cokolwiek niepokojące. W końcu Malfoy musiała się więc odezwać.
- Londyn do Longbottom - mruknęła, bujając nogą tam i z powrotem. - Jesteś tu jeszcze ze mną? -


I was never as good as I always thought I was
— but I knew how to dress it up —
I was never satisfied, it never let me go
just dragged me by my hair and back on with the show

~♦~
Chichot losu
I’m not looking for the knight
I’m looking for the sword
Brązowe, niezbyt długie włosy, często rozczochrane. Wzrost wysoki jak na kobietę, bo mierzy sobie około 179 centymetrów wzrostu. Twarz raczej sympatycznie ładna niż piękna, nie wyróżniająca się przesadnie i rzadko umalowana. Brenna porusza się szybko, energicznie, głos ma miły i rzadko go podnosi. Ubiera się różnie, właściwie to okazji - w ministerstwie widuje się ją w umundurowaniu albo w koszuli i garniturowych spodniach, kiedy trzeba iść gdzieś, gdzie będą mugole, w Dolinie w ubraniach, które ujdą wśród mugoli, a na przyjęcia i bale czystokrwistych zakłada typowe dla tej sfery zdobione szaty. W tłumie łatwo może zniknąć. Jeżeli używa perfum, to zwykle to jedna z mieszanek Potterów, zawierająca nutę bzu, porzeczki i cedru, a szamponu najczęściej jabłkowego, rzecz jasna też potterowskiego.

Brenna Longbottom
#5
27.10.2022, 20:02  ✶  
- Na to pewnie potrzebowałabym przynajmniej trzech – oświadczyła Brenna. Tak, Eden prawdopodobnie byłaby bardzo ciężkim przypadkiem. – Skąd. Zwykle mówię więcej, przy tobie jakoś język nie chce do końca współpracować – odparła. Jej ton nie brzmiał złośliwie. Ba, dziewczyna nawet obdarzyła Eden przy tym uśmiechem. Czy była gadatliwa? Oczywiście. Czy o tym wiedziała? Pewnie! Czy niektórzy chcieli ją z tego powodu udusić? Prawdopodobnie. Czy zdawała sobie z tego faktu sprawę? Tak.
Czy zamierzała się zmienić?
Za nic!
Nie, nie poprosiła o ciasteczko. Za to już wkrótce miała poczuć się całkiem dumna, że wprawiła w Eden osłupienie swoją gadatliwością - gdy tylko usłyszała o niej trochę więcej. Teraz jednak bez słowa przyjrzała się szkicowi, a dopiero potem zanurzyła w wizji... trwając w niej, póki głos Eden nie przywołał jej z powrotem do realnego świata.
Nie powinno się wyrywać kogoś z Trzecim Okiem z transu.
Powrót do rzeczywistości był gwałtowny, nieprzyjemny, wyrywał powietrze z płuc. Brenna mocno zacisnęła palce na rękojeści, aż do białości, choć miała ochotę zrobić coś dokładnie odwrotnego, odrzucić go, daleko, daleko od siebie.
Nie patrzeć więcej.
Tak. Nie powinno się wyrywać kogoś z Trzecim Okiem z transu, ale teraz była za to Eden nieomal wdzięczna. Malfoy, Brenna nie wątpiła, że całkowicie nieświadomie i niechcący, oszczędziła jej dalszego ciągu bardzo nieprzyjemnego spektaklu.
Tkwiła w bezruchu jeszcze jakieś pięć sekund. Głowę cały czas miała spuszczoną, dzięki czemu Eden nie mogła zobaczyć jej twarzy, póki Brenna nie zdołała zapanować nad mięśniami.
- Aportacja w tym miejscu niestety nie działa, więc tak - stwierdziła, powoli opuszczając dłonie, podpierając ten przeklęty sztylet na kolanach.
- Kobieta, jasne, długie włosy, zielone oczy, blada, wysokie kości policzkowe. Wyglądała na... między dwadzieścia a dwadzieścia pięć lat. Nie znam jej, więc prawdopodobnie nie chodziła do Hogwartu, gdyby miała tyle, na ile wygląda i tam była, powinnam ją pamiętać. Jej zdjęcia nie było ostatnio w naszej prasie w informacjach o zaginięciach, więc może mugolka albo przejezdna. Zginęła prawdopodobnie jakiś... miesiąc, może dwa temu. Zabita za pomocą tego noża. Być może nekromancki albo czarnomagiczny rytuał, na podłodze były znaki, układały się w krąg. Nigdy takich nie widziałam, jeśli to starożytne runy, to bardziej skomplikowane. Chyba wypisane krwią, prawdopodobnie jej, spuszczoną jeszcze zanim umarła - zrelacjonowała beznamiętnie, przy okazji tym razem udowadniając, że jednak potrafi przekazać informację bez wielu niepotrzebny ozdobników. Pewnie gdyby zobaczyła coś innego, nie omieszkałaby się rozgadać, ale tak… Jej motywacja z "chcę ciasteczko" nagle gwałtownie urosła do "chcę złapać skurwysyna, przepraszam bardzo, gdzie moja różdżka, bo mam parę pomysłów na zaklęcia, których działanie powinien poznać".
Palce lewej dłoni Brenny przesunęły się po chłodnym ostrzu. Teraz czystym, nie naznaczonym krwią. Znów odetchnęła, głęboko nabrała powietrza, pozwalając, by zapach dymu wypełnił nozdrza. Twarz Eden zamazywała się za mglistą zasłoną.
Pokaż mi go, pomyślała Brenna, skupiając się na odłamku wspomnienia, kościstej dłoni, zaciśniętej na rękojeści w wizji, tak samo, jak teraz zaciskała jej prawa ręka. I znów: wizja wciągnęła ją, jak moc myślodsiewni.
Tym razem wszystko było wyraźniejsze.
Przypatrywała się mężczyźnie, siedzącemu w fotelu, czyszczącemu nóż z krwi. Mężczyźnie, którego pokazała jej Eden na zdjęciu. Może po zabójstwie tej dziewczyny, może jeszcze kogoś innego. Starała się zapamiętać każdy szczegół jego wyglądu, chociaż gdy wstał i ruszył przed lustro, ogromne, w jasnej ramie, Brenna nieomal natychmiast zrozumiała, że to wpatrywanie się w niego było zupełnie niepotrzebne. Syknęła, i w wizji, i "w realnym" świecie, przy okazji wyrywając się z transu. Nie szkodzi. W tej chwili dalsze patrzenie byłoby mało przydatne.
- Mamy pecha, panno Malfoy, a to zdjęcie można walnąć do śmietnika - poinformowała. - Szukacie metamorfomaga. Zmieniał swój wygląd bez różdżki i eliksirów. W szerokim zakresie. Ostatnio był prawdopodobnie szatynem, koło metr osiemdziesiąt wzrostu, o ciemnych oczach, z zarostem.
To przy okazji wyjaśniało, dlaczego aurorzy nie mogli go dorwać przez tyle miesięcy. I nie zdołali nawet ustalić, jak dokładnie wyglądał.


Don't promise to live forever. Promise to forever live while you're alive.
prodigal daughter
I knew one day I'd have to watch powerful men burn the world down
I just didn't expect them to be
such losers
Wysoka na 175cm, jasnowłosa zjawa. Jest niezwykle szczupła, wręcz na granicy chorobliwości; lekko zapadnięte policzki ukrywa dobrze dobranym makijażem, którego nieodłączną częścią są usta pomalowane czerwoną szminką. Włosy ma proste i długie, sięgające lędźwi, zwykle nosi je rozpuszczone. Zawsze bardzo elegancko ubrana, najczęściej w stonowane barwy - nie jest zwolenniczką jaskrawych odcieni i mieszania kolorów. Nie lubi też przepychu; widać, że nie szczędzi pieniędzy na dobrej jakości ubiór, lecz nie obwiesza się biżuterią i tym podobnym. Porusza się bardzo zgrabnie, ale pewnie. Zawsze patrzy ludziom prosto w oczy podczas rozmowy, mając przy tym ciemne, przenikliwe spojrzenie. Zwykle mówi w bardzo spokojnym, niskim, nieco zachrypniętym tonie. Ma bardzo przejrzysty akcent, wyraźnie wymawia słowa, po sposobie mowy słychać, że to ktoś z dobrego domu, ktoś świetnie wykształcony.

Eden Lestrange
#6
29.10.2022, 14:38  ✶  
Naprawdę była wdzięczna, że nie inspirowała Brenny do uzewnętrzniania się. Szczerze cieszyła się, że swym nieprzyjemnym obyciem odstrasza ewentualne słowotoki, którymi zdawała się atakować pozostałych nieszczęśników pracujących w Ministerstwie. Może właśnie dlatego została tutaj wysłana? Może liczyli, że spotkanie pierwszego stopnia sam na sam z Malfoy odbierze jej smak życia i nieco uciszy? Wszakże niejednokrotnie trauma odbierała ludziom mowę.
Słyszała, że widzących nie powinno wyrywać się z transu. Tak samo zresztą, jak nie powinno się budzić lunatyków. Niemniej Eden chyba dwa razy zrobiła to za czasów Hogwartu jakiejś dziwnej Puchonce z roku niżej - raz niewinnym przypadkiem, gdy wpadła na nią w łazience, drugi raz zupełnie intencjonalnie, podstawiając jej nogę. Była świadoma, że nie powinna robić wielu rzeczy, ale Malfoy miała okrutną słabość do testowania ludzkich granic wytrzymałości. W końcu wszyscy mówią, żeby czegoś nie robić, ale nie mówią, co może takiego złego się stać, gdy nie stosujesz się do zaleceń. Eden chciała widzieć skutki na własne oczy; może przy odrobinie szczęścia Longbottom permanentnie utknęłaby między jawą a przeszłością i nigdy więcej nie paplałaby już bez sensu? Eden uważała, że wizja kusiła na tyle, że warto było podjąć ryzyko.
Kiedy Brenna połączyła się z rzeczywistością, znów zaczęła mówić dużo, ale tym razem każda z informacji wydawała się cokolwiek przydatna. Dziewczyna wydawała się na nieco skołowaną, ale Malfoy nie zamierzała pytać, czy wszystko w porządku - wciąż siedziała w tej samej, niewzruszonej pozycji, wygodnie oparta na krześle, z ramionami założonymi na piersi.
- Pamiętasz ludzi z Hogwartu? Wszystkich? - zapytała zdziwiona. Na twarz Eden wpłynęło zwątpienie, jakby usłyszała niestworzoną historię jakiegoś dziwaka, kompletne farmazony. Podrapała się po boku głowy, sama ledwie pamiętając połowę swojego rocznika. Nie wydawała się też zbytnio przejęta kwestią nekromanckiego rytuału - ot, kolejny psychopata mordujący bogu ducha winne kobiety. Przerabialiśmy to już tysiąc razy, faceci mają skłonności szaleńcze, Ameryka nie została odkryta. Może ciut mocniej by się przejęła, gdyby tak jak Brenna zobaczyła to na własne oczy, ale szanse były znikome.
Już miała poprosić ją (a może rozkazać?), by zapisała jej to wszystko, a najlepiej narysowała ładny obrazek, ale nim zdążyła otworzyć usta, Longbottom znowu odleciała w objęcia przeszłości. Eden głośno jęknęła, zirytowana poniekąd, że dogadać się nawet nie idzie z tą dziewuchą. Wolała robić rzeczy krok po kroku, zebrać każdą informację, rozpisać to sobie, zanim zabierze się za dalszą analizę. Otrzymała rysopis ofiary, okoliczności śmierci, które są przecież istotne. Nie chciała zapomnieć niczego tylko i wyłącznie dlatego, że Brenna nie umie się powstrzymać i zaraz zasypie ją kolejną toną informacji.
Skrzywiła się, kiedy Longbottom syknęła. Będzie zamieniać się w węża?
- Trzymajcie mnie - rzuciła pod nosem rozjuszona, słysząc wieści, iż mają do czynienia z metamorfomagiem. W tym momencie cała sprawa zamieniła się w robotę głupiego, dosłownie pracę syzyfową. - I pewnie nawet nie jest zarejestrowany. Oni nigdy nie są - skwitowała, bardziej do samej siebie niż do niej. Wstała z krzesła, podniosła teczkę i przedarła na pół znajdujący się w niej portet. Szlag by to wszystko trafił.
- Bardzo ładnie się spisałaś. Możesz sobie wziąć ciasteczko - oświadczyła tonem, jakim mówi się do dziecka, wskazując palcem w kierunku talerzyka umieszczonego na skraju biurka. Uśmiechnęła się kwaśno, lecz spojrzenie miała poirytowane. Nic tutaj nie może pójść jak z płatka, prawda?


I was never as good as I always thought I was
— but I knew how to dress it up —
I was never satisfied, it never let me go
just dragged me by my hair and back on with the show

~♦~
Chichot losu
I’m not looking for the knight
I’m looking for the sword
Brązowe, niezbyt długie włosy, często rozczochrane. Wzrost wysoki jak na kobietę, bo mierzy sobie około 179 centymetrów wzrostu. Twarz raczej sympatycznie ładna niż piękna, nie wyróżniająca się przesadnie i rzadko umalowana. Brenna porusza się szybko, energicznie, głos ma miły i rzadko go podnosi. Ubiera się różnie, właściwie to okazji - w ministerstwie widuje się ją w umundurowaniu albo w koszuli i garniturowych spodniach, kiedy trzeba iść gdzieś, gdzie będą mugole, w Dolinie w ubraniach, które ujdą wśród mugoli, a na przyjęcia i bale czystokrwistych zakłada typowe dla tej sfery zdobione szaty. W tłumie łatwo może zniknąć. Jeżeli używa perfum, to zwykle to jedna z mieszanek Potterów, zawierająca nutę bzu, porzeczki i cedru, a szamponu najczęściej jabłkowego, rzecz jasna też potterowskiego.

Brenna Longbottom
#7
29.10.2022, 21:33  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 29.10.2022, 21:34 przez Brenna Longbottom.)  
Chyba nikt, kto ją znał, nie liczył, że nawet spotkanie z Eden odmieni Brennę. Ją ucieszyć mogło wyłącznie silenco. Ale kto wie - może mieli nadzieję, że zagada młodą Malfoy na śmierć? Albo ta mając dość koleżanki z pracy, zabije albo siebie, albo Brennę i będzie powód, aby... może nie aresztować, wszak głowa rodu postarałaby się o to zadbać, ale na pewno usunąć z Biura Aurorów.
Eden i Brenna różniły się pod bardzo wieloma względami. To był z pewnością jeden z nich: Brenna zwracała uwagę na innych ludzi. Trochę wynikało to z tego, że po prostu lubiła obserwować, trochę, bo faktycznie inni wzbudzali w niej ciekawość.
- Zdaje się, że byłaś na piątym roku, kiedy przyszłam do Hogwartu. W Slytherinie z bratem, trojaczkami Black i... zaraz, Semiramis z Lestrangów. Był jeszcze jeden brunet, nie jestem pewna nazwiska. I nie pamiętam, czy starsza Selwyn była na roku z wami, czy rok wyżej - wyrecytowała Brenna. Głównie po to, by faktycznie skupili poszukiwania tam, gdzie trzeba: na tajemniczych zaginięciach mugolskich, młodych dziewczyn albo osób, które przyjechały do Anglii w celach turystycznych albo były napływowe.
Brenna nie znała nazwiska absolutnie każdego, kto ukończył Hogwart, ale już twarze dziewięćdziesięciu procent z nich tak. I na pewno wszystkich, którzy byli bliscy jej rocznika - za parę lat oczywiście zaczną się zmieniać na tyle, że nie zdoła każdego z nich rozpoznać na pierwszy rzut oka. Zwłaszcza tych, których widywała wyłącznie w jadalni. Póki co jednak była raczej pewna swego. A o ile wygląd czarodziejów stawał się mylący koło trzydziestki - czterdziestki, gdy zaczynały ich konserwować zaklęcia, transmutacja i eliksiry, o tyle koło dwudziestki jeszcze dało się ten wiek określić w miarę dokładnie.
Dziewczyna, którą widziała, nie mogła być starsza ani młodsza od niej o więcej niż trzy lata, a w takim wypadku Brenna rozpoznałaby tę twarz. Zwłaszcza, że była bardzo charakterystyczna.
- Czasem są. Jeśli w dzieciństwie nie panowali nad talentem, a dotyczy większości - mruknęła Brenna, chociaż tym razem w jej głosie nie było specjalnej nadziei. Nawet jeżeli był zarejestrowany, to mógł być w rejestrach innego kraju. Albo upozorował własną śmierć. Lub należał akurat do tych, którzy nauczyli się w pełni kontrolować zdolność, zanim zaczął szkołę.
W teorii mieli jakieś siedemdziesiąt procent szans na to, że jednak jest w rejestrach. Longbottom pod tym względem miała jednak skłonności do czarnowidztwa.
- Nie jest zatrute? - upewniła się, z bladym uśmiechem. Nie wstała jednak, wciąż trzymając w rękach ten przeklęty sztylet. - Dziękuję. Ale jeśli nie masz nic przeciwko, że zajmie to jednak chwilę dłużej niż piętnaście minut, mogę jeszcze spróbować zanurkować... hm, hm powinnam zdołać uczepić się albo zabójstwa i sprawdzić, co wydarzyło się po nim, albo poszukać dnia, w którym uciekł z kryjówki. Raczej jedno z tych dwóch. Lub coś losowego. Więcej nie będzie, po tej wizji zacznę pewnie ślepnąć.
Brenna panowała nad swoim talentem całkiem nieźle. Przestał jej już płatać regularne figle, jakie robił w dzieciństwie i dość rzadko zamiast wizji dostrzegała wyłącznie ciemność. Czasem widywała pełne wizje, nie tylko strzępki rozmów czy wydarzeń. Nie była jednak i na tyle wprawna, by móc przez cały dzień przewijać wspomnienia, próbując świadomie sięgnąć ku konkretnym momentom. Teraz już czuła nieprzyjemne pulsowanie w tyle głowy, a twarz Eden była zamazana nie tylko z powodu dymu.


Don't promise to live forever. Promise to forever live while you're alive.
prodigal daughter
I knew one day I'd have to watch powerful men burn the world down
I just didn't expect them to be
such losers
Wysoka na 175cm, jasnowłosa zjawa. Jest niezwykle szczupła, wręcz na granicy chorobliwości; lekko zapadnięte policzki ukrywa dobrze dobranym makijażem, którego nieodłączną częścią są usta pomalowane czerwoną szminką. Włosy ma proste i długie, sięgające lędźwi, zwykle nosi je rozpuszczone. Zawsze bardzo elegancko ubrana, najczęściej w stonowane barwy - nie jest zwolenniczką jaskrawych odcieni i mieszania kolorów. Nie lubi też przepychu; widać, że nie szczędzi pieniędzy na dobrej jakości ubiór, lecz nie obwiesza się biżuterią i tym podobnym. Porusza się bardzo zgrabnie, ale pewnie. Zawsze patrzy ludziom prosto w oczy podczas rozmowy, mając przy tym ciemne, przenikliwe spojrzenie. Zwykle mówi w bardzo spokojnym, niskim, nieco zachrypniętym tonie. Ma bardzo przejrzysty akcent, wyraźnie wymawia słowa, po sposobie mowy słychać, że to ktoś z dobrego domu, ktoś świetnie wykształcony.

Eden Lestrange
#8
01.11.2022, 22:29  ✶  
Zagadanie Eden na śmierć było niemożliwe. Dorastała w środowisku, w którym koniecznym było wyrobienie sobie umiejętności odłączenia się od rzeczywistości, by przetrwać. Nie było innego wyjścia podczas rodzinnych obiadów, które głównie składały się z przepychanek rodziców niemających końca. Trzeba było przestać słuchać, wpuszczać jednym uchem, a drugim wypuszczać, bo inaczej szło zwariować. Eden opanowała to do tego stopnia, że choć myślami była zupełnie gdzie indziej, z jej twarzy nie szło tego wyłapać, toteż wszyscy obecni przy stole byli przekonani, że wciąż jest z nimi na pokładzie.
Dlatego Brenny słuchała trzy po trzy, a potem liczyła, że w pominiętych fragmentach jej zawodzenia nie było nic istotnego.
- Nie obchodzi mnie to, Longbottom. Pytałam tylko, czy ich pamiętasz, nie prosiłam o popis umiejętności - wypaliła wprost, uśmiechając się promieniście z pustym wyrazem w oczach, bo wciąż nie mogła posiąść się z podziwu, że ktoś, kto tak bardzo nie rozumie, co się do niego mówi, jakimś cudem przeżył ponad dwadzieścia lat i jeszcze dostał się do BUMu. A w sumie... to drugie to akurat może wyjaśniać. Eden pokręciła głową, zamiatając przy tym włosami splecionymi w ciasny warkocz. Później westchnęła, jakby w rezygnacji oraz cichej modlitwie o cierpliwość. Jeśli siły wyższe dadzą jej siłę, to jeszcze jedno bezcelowe wyznanie Brenny, a Malfoy nadzieje ją na miotłę.
Eden ledwie pamiętałaby fakt, że jej rodzony bliźniak towarzyszył jej przez siedem lat nauki, gdyby nie to, że regularnie uprzykrzał jej życie. Nie interesowali ją nieinteresujący ludzie; miała swoją ciasną grupkę znajomych, z którą swoją drogą trzyma się do dziś, poza nimi wszyscy zdawali się być mało istotnymi stażystami, grającymi postaci z tła fabularnego. Oczywiście zwracała uwagę na wszystko wówczas, lecz jeśli okazywało się nieważne, szybko wyrzucała to z głowy, by mieć miejsce na naprawdę przydatne informacje. Toteż nie raz i nie dwa musiała udawać po latach, że pamięta kogoś ze szkoły, kiedy trafiali na siebie na przyjęciach lub na ulicy, a następnie kłamała, że cieszy się na ich widok. Zwykle potem pytała którąś z przyjaciółek, kto to właściwie był; zazwyczaj okazywało się, że nikt warty uwagi.
- No dobra, jest to jakiś trop - przyznała z bólem serca, bo bądź co bądź Brenna miała rację, jeśli chodziło o rejestrowanie nieogarniętych bąbelków. - Ale czy sądzisz, że ktoś, kto jest świadomy, iż jego imię figuruje w spisie, uczyniłby tak rzadką umiejętność swoim modus operandi? - zapytała ją, o dziwo, o zdanie, wysuwając jednocześnie śmiałą tezę. Osobiście w życiu nie postąpiłaby w ten sposób, ale z drugiej strony nigdy też nie bawiłaby się w seryjne mordowanie kobiet w celach rytualnych. Ciężko było jej wejść w buty psychopaty, bo choć wiele osób podejrzewało Eden o bycie jednym z nich, niestety ośrodek nerwowy oraz uczucia miała sprawne.
Na swoje nieszczęście.
- Nie, tylko do nich naplułam - odparła z kamienną twarzą na temat rzekomo zatrutych ciastek. Powiedziała to bez żadnego zastanowienia, neutralnym tonem, więc Brenna musiała sama zgadnąć, czy Malfoy w tym momencie posługiwała się kłamstwem, czy sarkazmem. W obydwu językach była bowiem biegła.
- Jeśli zagwarantujesz mi, że coś to da, możemy tutaj nawet spędzić dwie godziny. O ile ze mną tyle wytrzymasz - oświadczyła, wyraźnie nagle zmieniając stanowisko. Była sceptyczna wobec darów widzenia poza rzeczywistość, ale prawdę powiedziawszy nie mieli lepszego tropu. Poza tym, z dwojga złego, siedząc tutaj z wędrującą w dymie świec Longbottom, nie musiała siedzieć z pozostałymi kolegami z pracy, których najlepszym pomysłem na rozwiązanie sprawy było gapienie się w znalezione na miejscu zbrodni dowody. To prawie jak wybieranie między występem cyrku a sesją jeden na jeden z klaunem. Chyba wolała to drugie, może jeszcze będzie okazja się pośmiać.
- Chwileczkę, kochana. Ślepnąć? - zapytała, wyrywając się z zamyślenia i wyłapując pozornie istotne słowo. - Metaforycznie czy faktycznie? Mam nadzieję, że nie będę musiała cię eskortować do twojego biurka, bo przesilisz swoją śliczną, acz pustą główkę na tyle, by po fakcie nie widzieć niczego i nie być w stanie trafić w otwarte drzwi? - zmarszczyła brwi w konsternacji, bo nie wiedziała, czy to jakiś żargon widmowidzowski, czy rzeczywiście Brenna po wszystkim będzie absolutnie ślepa. Jeśli miała zostać niewidoma, to Eden wolała opuścić pokój już teraz i nie mieć do czynienia z konsekwencjami.


I was never as good as I always thought I was
— but I knew how to dress it up —
I was never satisfied, it never let me go
just dragged me by my hair and back on with the show

~♦~
Chichot losu
I’m not looking for the knight
I’m looking for the sword
Brązowe, niezbyt długie włosy, często rozczochrane. Wzrost wysoki jak na kobietę, bo mierzy sobie około 179 centymetrów wzrostu. Twarz raczej sympatycznie ładna niż piękna, nie wyróżniająca się przesadnie i rzadko umalowana. Brenna porusza się szybko, energicznie, głos ma miły i rzadko go podnosi. Ubiera się różnie, właściwie to okazji - w ministerstwie widuje się ją w umundurowaniu albo w koszuli i garniturowych spodniach, kiedy trzeba iść gdzieś, gdzie będą mugole, w Dolinie w ubraniach, które ujdą wśród mugoli, a na przyjęcia i bale czystokrwistych zakłada typowe dla tej sfery zdobione szaty. W tłumie łatwo może zniknąć. Jeżeli używa perfum, to zwykle to jedna z mieszanek Potterów, zawierająca nutę bzu, porzeczki i cedru, a szamponu najczęściej jabłkowego, rzecz jasna też potterowskiego.

Brenna Longbottom
#9
02.11.2022, 12:22  ✶  
- A uwierzyłabyś, gdybym po prostu powiedziała „tak”? – spytała Brenna, posyłając przy tym Eden promienny uśmiech. Nie zdawała się ani odrobinę urażona. Wydawało się, że wszystkie złośliwości, mniej lub bardziej wyraźne, po prostu odbijają się od niewidzialnego pancerza.
Albo nie była osobą, która zwraca na nie uwagę, albo dobrze się maskowała, albo… była za głupia, by je zrozumieć. Eden miała w gruncie rzeczy pełne prawo uznać ostatnie, prawda?
- W pewnych sytuacjach? Oczywiście, że tak. Mógł upozorować swoją śmierć albo zaginięcie, więc nie sądzi, że ktoś połączy kropki. Mógł przyjechać do nas na przykład z USA i zakłada, że nie domyślimy się, że jest metamorfomagiem, więc nie sprawdzimy tamtejszych rejestrów. Albo wyjechał na lata i teraz wrócił – wyliczyła możliwości, wyginając kolejne palce. Tak, wciąż używała zbyt wielu słów. Po prawdzie gdy bardzo chciała, umiała się ograniczyć. Coś w zachowaniu Eden sprawiało jednak, że odruchowo traktowała ją tak, jak odnosiła się do swoich przyjaciół, chociaż zdecydowanie z innych pobudek niż w ich towarzystwie. – Chociaż oczywiście, brak rejestracji to też możliwa odpowiedź.
Brenna lubiła brać pod uwagę wszystkie opcje. To wymagało wiele czasu, ale też kiedy już zaczynała w czymś kopać, w pewnym momencie dokopywała się do tego, co chciała wyciągnąć spod ziemi. Nawet jeżeli w tym celu musiała zryć cały ten metaforyczny ogródek.
– Tylko tyle? W takim razie potem może się skuszę. A jeśli chodzi o gwarancję: to nie, tej ci nie dam. Musiałabym… przewinąć wszystkie wspomnienia sztyletu z paru miesięcy, a to niestety nie leży w ludzkiej mocy. Ale mamy już opis ofiary. Może przydać się choćby wiedza o tym, co z nią dalej zrobił.
Widmowidzenie, niestety, nie było zbyt ścisłą dziedziną magii. Brenna prawdopodobnie nawet nie dziwiła się specjalnie, że niektórzy kompletnie nie dają mu wiary. Wizje bywały kapryśne, wiele zależało też od mocy widmowidza. Minęły lata, zanim sama zdołała opanować swój talent.
- Och, Eden, uważasz, że jestem śliczna? Jesteś taką miłą osobą – rozczuliła się, kładąc jedną z dłoni na sercu, nim udzieliła odpowiedzi, już trochę bardziej rzeczowym tonem. – Dosłownie, ale spokojnie, nie poproszę, żebyś prowadziła mnie za rączkę. Nie tracę wizji całkowicie. Poza tym jestem pewna, że niechcący poprowadziłabyś mnie na schody i zapomniała wspomnieć o stopniu.
W pewnych przypadkach obraz zamazywał się – i ten wizji, i ten realny, przynajmniej w przypadku Brenny. Jeśli coś bardzo nie poszło albo jeżeli nadużyła swojego talentu. Ot była jeszcze trochę za młoda, aby móc naprawdę dużo czasu spędzać, oglądając obrazy przeszłości… Chociaż podejrzewała, że i dużo od niej starsi miewają podobne przypadki. Na całe szczęście sensacja zwykle szybko ustępowała, a co najwyżej świat był odrobinę zamazany.
Obróciła sztylet w dłoniach, przez moment wahając się, w które dokładnie wspomnienie próbować „wskoczył”. Ostatecznie przymknęła oczy i ponownie rzuciła się w wir przeszłości.
Gdy je otworzyła, wszystko faktycznie było zamazane. Nie tylko przez dym. Twarz Eden zamieniła się w białą plamę i Brenna wiedziała, że jakieś dwie minutki posiedzi sobie po prostu spokojnie w kręgu. Nie, nie było mowy o kolejnych próbach. Zobaczyłaby co najwyżej dużo kłębiącej się czerni.
- Fletcher – wydusiła z siebie, kręcąc głową, by pozbyć się odprysków wizji, jakby wypalonej pod powiekami. – Był tam gość, którego nazwał „Fletcher”. Ciemne włosy, na oko po trzydziestce, szary prochowiec. Trochę niższy ode mnie. Rozmawiali o Nokturnie. Albo tam mieszka, albo ma jakiś lokal.
Nie było to danie odpowiedzi na tacy, ale jeżeli aurorzy naprawdę nie potrafili sprawdzić, który Fletcher ma ponad trzydzieści lat, około metr siedemdziesiąt siedem wzrostu, ciemne oczy i mieszka lub prowadzi lokal na Nokturnie, a potem przycisnąć go w odpowiedni sposób, to zdecydowanie powinni zmienić ścieżkę kariery.


Don't promise to live forever. Promise to forever live while you're alive.
prodigal daughter
I knew one day I'd have to watch powerful men burn the world down
I just didn't expect them to be
such losers
Wysoka na 175cm, jasnowłosa zjawa. Jest niezwykle szczupła, wręcz na granicy chorobliwości; lekko zapadnięte policzki ukrywa dobrze dobranym makijażem, którego nieodłączną częścią są usta pomalowane czerwoną szminką. Włosy ma proste i długie, sięgające lędźwi, zwykle nosi je rozpuszczone. Zawsze bardzo elegancko ubrana, najczęściej w stonowane barwy - nie jest zwolenniczką jaskrawych odcieni i mieszania kolorów. Nie lubi też przepychu; widać, że nie szczędzi pieniędzy na dobrej jakości ubiór, lecz nie obwiesza się biżuterią i tym podobnym. Porusza się bardzo zgrabnie, ale pewnie. Zawsze patrzy ludziom prosto w oczy podczas rozmowy, mając przy tym ciemne, przenikliwe spojrzenie. Zwykle mówi w bardzo spokojnym, niskim, nieco zachrypniętym tonie. Ma bardzo przejrzysty akcent, wyraźnie wymawia słowa, po sposobie mowy słychać, że to ktoś z dobrego domu, ktoś świetnie wykształcony.

Eden Lestrange
#10
06.11.2022, 22:58  ✶  
Byłaby w stanie uwierzyć, że Brenna była na tyle pomylona, by zaprzątać sobie głowę nieistotnymi ludźmi. Mogłaby jedynie wątpić, że zna o nich wszystkich drobniejsze szczegóły, ale im więcej przebywała z nią w jednym pomieszczeniu, tym mniej sceptyczna była. Toteż kiwnęła głową, ale jednocześnie wzruszyła ramionami w ramach odpowiedzi na pierwsze pytanie.
- Albo jest zwyczajnym kretynem, ale ciut mniejszym niż pozostali pracownicy tego departamentu - rzuciła pod nosem kolejną ewentualną możliwość. Podrapała się przy tym po nosie, wydając się nieszczególnie poruszona obrażeniem kogokolwiek. Oczywiście Brenna miała rację w każdym przypadku, wszystkie propozycje dziewczyny były prawdopodobne. Jedne więcej, drugie mniej, niemniej Eden musiała wziąć to wszystko pod uwagę. Choć pewnie sama by na to wpadła prędzej czy później, Longbottom ułatwiła sprawę sypiąc ewentualnościami jak z rękawa. Jednak czy panna Malfoy za to podziękuje? Albo wspomni przełożonym, że rozwiązanie zagadki nie obyłoby się bez nieocenionej pomocy Longbottom?
Skądże znowu.
- Gwarancji mi nie dasz, ale migrenę już na pewno - oświadczyła, wywracając oczyma. Nie znosiła marnotrawstwa, a już zwłaszcza w przypadku czasu. Nie chciała angażować się w coś, co miało szansę się nie powieść. Bardzo rzadko podejmowała ryzyko tego rodzaju, a tym razem gra nie wydawała się aż tak warta świeczki, by przyprawiać się o ból głowy, przebywając z kimś tak ochoczo szczebiotającym dłużej niż to absolutnie konieczne.
- Powiedziałam, że główkę masz śliczną. Interpretuj to sobie jak chcesz, ale kto się wróblem urodził, kanarkiem nie zdechnie. - Odgarnęła jasne włosy z czoła, te kilka kosmyków, które wydostało się z warkocza. Spojrzała przy tym na Brennę z politowaniem, lustrując wzrokiem całe ciało dziewczyny od stóp do głów. Musiała przyznać, gdyby wzięła się za siebie, mogłaby uchodzić za całkiem ładną. Niestety nie miała zamiaru zajmować się tutaj uświadamianiem niewinnych, chciała po prostu zrobić swoją robotę i sobie pójść. Jeśli miałaby kiedykolwiek odmienić to czarne kaczątko w łabędzia, musiałyby przełożyć zajście na inny termin. Na szczęście raczej nigdy się to nie wydarzy.
- Sama powiedziałaś, że jestem taką miłą osobą. Na pewno wspomniałabym o stopniu. - Obróciła usta w smutną podkówkę, jakby Brenna naprawdę uraziła jej uczucia insynuując, że zrobiłaby coś takiego. Oczywiście, że ostrzegłaby ją o schodach! Po prostu nie wspomniałaby, że musi też uważać na nogę, którą właśnie jej podstawiła. Nie chciałaby konfundować ją zbyt dużą ilością kroków.
Grzecznie czekała, aż skończy kolejny odlot tej godziny. Objęła się ramionami, tupała nogą zniecierpliwiona i gapiła się przy tym na nieobecną Brennę, jakby analizowała każdy element jej twarzy w poszukiwaniu tego, którego nie znosi najbardziej. Chyba wygrywały usta, bo gdy się otwierały, z Eden działy się rzeczy straszne.
- Fletcher - powtórzyła po dziewczynie, kiwając głową z ewidentnym zwątpieniem. Nie wiedziała, czy jej wierzyć. Niby Brenna była przykładnym stróżem prawa i wiedziała, że okłamując Eden opóźniłaby pochwycenie sprawcy i zamknięcie sprawy, a z drugiej Malfoy nie mogła się pozbyć wrażenia, że mogła ją podpuszczać tylko po to, by później Eden zebrała opieprz od przełożonego. Zmrużyła oczy, słuchając dalszych słów; postanowiła jej zaufać. Z pewną dozą ostrożności.
- Fletcher z Nokturnu. Nazwisko przydatne, lokalizacja raczej oczywista. Niemniej, lepszy rydz niż nic - skwitowała, rozglądając się od niechcenia po pomieszczeniu. Próbowała poukładać sobie wszystko w głowie, ale wiedziała, że jeśli zaraz wszystkiego sobie nie spisze, to zapomni to w cholerę. Dlatego podniosła teczkę z podłogi i zaczęła wracać do biurka, by zanotować najważniejsze informacje.
- Jeśli to wszystko, to możesz odmaszerować w stronę zachodzącego słońca, czy gdzie tam właściwie chcesz - mruknęła do Brenny, siadając na krześle i łapiąc za pióro. Nie patrzyła już na nią, jedynie szukała czystej kartki do pisania.


I was never as good as I always thought I was
— but I knew how to dress it up —
I was never satisfied, it never let me go
just dragged me by my hair and back on with the show

~♦~
« Starszy wątek | Nowszy wątek »

Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości
Podsumowanie aktywności: Brenna Longbottom (3183), Eden Lestrange (2822)


Strony (2): 1 2 Dalej »


  • Pokaż wersję do druku
  • Subskrybuj ten wątek

Przydatne linki
Kolejeczka
Tryb normalny
Tryb drzewa