29.12.2023, 11:40 ✶
Moc rytuału Beltane trzeba było złamać.
Florence nie zastanawiała się nawet nad tym - było to równie jasne, jak to, że słońce wstaje na wschodzie i zachodzi na zachodzie. I to mimo tego, że więź z Patrickiem wcale nie dawała się jej szczególnie we znaki. Tak, czuła trzy czy cztery razy przez te półtora miesiąca, że był w niebezpieczeństwie, ale nie narażał się tak często, aby stało się to problemem. Poza tym Florence w pewnym sensie przywykła do tego, że jej bliskim coś grozi, gdy ona, bezpieczna, krąży po szpitalnych salach. Tak, myślała o nim więcej niż wcześniej, ale zawsze była do niego ogromnie przywiązana i magia nigdy nie pchnęła jej na granicę szaleństwa. A i w tej samej chwili, w której Bulstrode zrozumiała, skąd wzięła się ta nowa nić w gobelinie, nauczyła się ją pomijać. Byli tacy, na których rytuał podziałał mocno i tacy, którym pomagał dostrzec coś nowego - ale rozsądek i stoicka natura Florence, w połączeniu z wiedzą o klątwach i rozpraszaniu magii, sprawiły, że jej w przypadku nie zmieniło się wiele.
Mimo to więź musiała zostać złamana, bo ani ona, ani Patrick, nie zasługiwali na to, by wiązała ich niechciana magia. Poza tym Florence nie wątpiła, że prędzej czy później w życiu Stewarda pojawi się jakaś kobieta, która może nie zastąpi Kordelii Avery, ale stanie się w jego życiu nowym rozdziałem. Komplikacje po Beltane nie powinny być w tym przeszkodą.
Poprosiła, by wpadł do niej - matka i ojciec nie wrócili jeszcze z podróży, a i wątpiła, czy bracia będą tego dnia w domu - gdzie mogła spokojnie przygotować wszystko do rytuału. Ten przypadek był nieco inny, zważywszy na to, że miała złamać własną więź, ale przeprowadziła rytuał już dwukrotnie i miała nadzieję, że i tym razem zdoła ukończyć go z sukcesem. Florence mieszkała na pierwszym piętrze kamienicy Bulstrodów, zajmując jej lewą część – do dyspozycji miała tutaj sypialnię i całkiem spory salonik, służący niekiedy i za gościnny pokój. Teraz w tym drugim pomieszczeniu zsunęła (magią oczywiście) sprzęty pod ściany, zakłócając nieco jego zwykłą, idealną harmonię, na rzecz rozrysowania na środku kręgu. Wzdłuż nakreślonych kredą lin stanęły świece, odkupione od Sauriela Rookwooda, katalizator, mający pomóc uwolnić się od mocy przedziwnego zaklęcia, które zesłała bogini na bawiących się podczas Beltane.
Florence nie zastanawiała się nawet nad tym - było to równie jasne, jak to, że słońce wstaje na wschodzie i zachodzi na zachodzie. I to mimo tego, że więź z Patrickiem wcale nie dawała się jej szczególnie we znaki. Tak, czuła trzy czy cztery razy przez te półtora miesiąca, że był w niebezpieczeństwie, ale nie narażał się tak często, aby stało się to problemem. Poza tym Florence w pewnym sensie przywykła do tego, że jej bliskim coś grozi, gdy ona, bezpieczna, krąży po szpitalnych salach. Tak, myślała o nim więcej niż wcześniej, ale zawsze była do niego ogromnie przywiązana i magia nigdy nie pchnęła jej na granicę szaleństwa. A i w tej samej chwili, w której Bulstrode zrozumiała, skąd wzięła się ta nowa nić w gobelinie, nauczyła się ją pomijać. Byli tacy, na których rytuał podziałał mocno i tacy, którym pomagał dostrzec coś nowego - ale rozsądek i stoicka natura Florence, w połączeniu z wiedzą o klątwach i rozpraszaniu magii, sprawiły, że jej w przypadku nie zmieniło się wiele.
Mimo to więź musiała zostać złamana, bo ani ona, ani Patrick, nie zasługiwali na to, by wiązała ich niechciana magia. Poza tym Florence nie wątpiła, że prędzej czy później w życiu Stewarda pojawi się jakaś kobieta, która może nie zastąpi Kordelii Avery, ale stanie się w jego życiu nowym rozdziałem. Komplikacje po Beltane nie powinny być w tym przeszkodą.
Poprosiła, by wpadł do niej - matka i ojciec nie wrócili jeszcze z podróży, a i wątpiła, czy bracia będą tego dnia w domu - gdzie mogła spokojnie przygotować wszystko do rytuału. Ten przypadek był nieco inny, zważywszy na to, że miała złamać własną więź, ale przeprowadziła rytuał już dwukrotnie i miała nadzieję, że i tym razem zdoła ukończyć go z sukcesem. Florence mieszkała na pierwszym piętrze kamienicy Bulstrodów, zajmując jej lewą część – do dyspozycji miała tutaj sypialnię i całkiem spory salonik, służący niekiedy i za gościnny pokój. Teraz w tym drugim pomieszczeniu zsunęła (magią oczywiście) sprzęty pod ściany, zakłócając nieco jego zwykłą, idealną harmonię, na rzecz rozrysowania na środku kręgu. Wzdłuż nakreślonych kredą lin stanęły świece, odkupione od Sauriela Rookwooda, katalizator, mający pomóc uwolnić się od mocy przedziwnego zaklęcia, które zesłała bogini na bawiących się podczas Beltane.