• Londyn
  • Świstoklik
    • Mapa Huncwotów
    • Ulica Pokątna
    • Aleja horyzontalna
    • Ulica Śmiertelnego Nokturnu
    • Ministerstwo Magii
    • Klinika Św. Munga
    • Niemagiczny Londyn
    • Dolina Godryka
    • Little Hangleton
    • Wyspy Brytyjskie
    • Reszta świata
    • Zmieniacz czasu
    • Opisy lokacji
  • Dołącz do gry
  • Zaloguj się
  • Postacie
  • Accio
  • Indeks
  • Gracze
  • Accio
Secrets of London Scena główna Aleja horyzontalna v
« Wstecz 1 … 6 7 8 9 10 Dalej »
[19.06.72] Więzi magii i przyjaźni

[19.06.72] Więzi magii i przyjaźni
Dama z Lumos
Kasztanowe włosy zwykle ma ciasno spięte, odsłaniając bladą, trochę piegowatą twarz. Oczy ma jasne, o uważnym spojrzeniu. Około metr sześćdziesiąt dziewięć wzrostu.

Florence Bulstrode
#1
29.12.2023, 11:40  ✶  
Moc rytuału Beltane trzeba było złamać.
Florence nie zastanawiała się nawet nad tym - było to równie jasne, jak to, że słońce wstaje na wschodzie i zachodzi na zachodzie. I to mimo tego, że więź z Patrickiem wcale nie dawała się jej szczególnie we znaki. Tak, czuła trzy czy cztery razy przez te półtora miesiąca, że był w niebezpieczeństwie, ale nie narażał się tak często, aby stało się to problemem. Poza tym Florence w pewnym sensie przywykła do tego, że jej bliskim coś grozi, gdy ona, bezpieczna, krąży po szpitalnych salach. Tak, myślała o nim więcej niż wcześniej, ale zawsze była do niego ogromnie przywiązana i magia nigdy nie pchnęła jej na granicę szaleństwa. A i w tej samej chwili, w której Bulstrode zrozumiała, skąd wzięła się ta nowa nić w gobelinie, nauczyła się ją pomijać. Byli tacy, na których rytuał podziałał mocno i tacy, którym pomagał dostrzec coś nowego - ale rozsądek i stoicka natura Florence, w połączeniu z wiedzą o klątwach i rozpraszaniu magii, sprawiły, że jej w przypadku nie zmieniło się wiele.
Mimo to więź musiała zostać złamana, bo ani ona, ani Patrick, nie zasługiwali na to, by wiązała ich niechciana magia. Poza tym Florence nie wątpiła, że prędzej czy później w życiu Stewarda pojawi się jakaś kobieta, która może nie zastąpi Kordelii Avery, ale stanie się w jego życiu nowym rozdziałem. Komplikacje po Beltane nie powinny być w tym przeszkodą.
Poprosiła, by wpadł do niej - matka i ojciec nie wrócili jeszcze z podróży, a i wątpiła, czy bracia będą tego dnia w domu - gdzie mogła spokojnie przygotować wszystko do rytuału. Ten przypadek był nieco inny, zważywszy na to, że miała złamać własną więź, ale przeprowadziła rytuał już dwukrotnie i miała nadzieję, że i tym razem zdoła ukończyć go z sukcesem. Florence mieszkała na pierwszym piętrze kamienicy Bulstrodów, zajmując jej lewą część – do dyspozycji miała tutaj sypialnię i całkiem spory salonik, służący niekiedy i za gościnny pokój. Teraz w tym drugim pomieszczeniu zsunęła (magią oczywiście) sprzęty pod ściany, zakłócając nieco jego zwykłą, idealną harmonię, na rzecz rozrysowania na środku kręgu. Wzdłuż nakreślonych kredą lin stanęły świece, odkupione od Sauriela Rookwooda, katalizator, mający pomóc uwolnić się od mocy przedziwnego zaklęcia, które zesłała bogini na bawiących się podczas Beltane.
Obserwator
Nie możesz winić lustra za to, że odbicie ci się nie podoba.
Patrick ma ciemne włosy i ciemne oczy. Najczęściej na jego twarzy gości trzydniowy zarost. Jest wysoki, ale nie przesadnie (ok. 185 cm), raczej wysportowany. To ten typ, który rzadko można zobaczyć w garniturze, bo woli ubrania wygodne, które nie krępują jego ruchów. A poza tym garnitury wyróżniają się w tłumie a on lubi się z nim stapiać. Dużo się rusza. Chociaż w towarzystwie potrafi sporo mówić i często żartować, zdaje się, że równie dobrze odnajduje się w swoim własnym towarzystwie. Często można go zobaczyć szkicującego coś namiętnie. Wieczorami można go czasem spotkać w barach. Zawsze wtedy siedzi gdzieś w rogu.

Patrick Steward
#2
21.01.2024, 09:19  ✶  
Patrick powtarzał sobie, że moc rytuału Beltane trzeba złamać.
Było wiele powodów by to zrobić i żaden z nich nie oscylował wokół innej kobiety w jego życiu. Bardziej chodziło o względy praktyczne, o to że nie mógł dopuścić do tego, by Florence zamartwiała się o niego, o to że chciał jej dać szansę na coś prawdziwszego niż magia, o to że tak naprawdę nie potrzebował żadnego rytuału by chcieć ją uratować, gdyby groziło jej niebezpieczeństwo.
Ale jednocześnie wcale nie czuł się tak, jakby rzeczywiście powinni złamać rytuał. I nawet nie dlatego, żeby nagle zapałał do Florence jakimś gorącym, pełnym namiętności uczuciem. Chyba chodziło o poczucie bliskości, o spokój i o zaufanie które zawsze czuł w jej obecności, a które magia Beltane dodatkowo wzmocniła. Przyjaźnili się od dawna, ale przez nią zaczął się zastanawiać jakby to było, gdyby Bulstrode nie była tylko jego przyjaciółką, ale kimś jeszcze więcej. To nie tak, że magiczny rytuał pozwolił mu dostrzec, że Florence była ładna – od lat wiedział, że była ładna, że była mądra, że pod maską zasadniczości kryła się niezwykle ciepła i wrażliwa osoba. Po prostu przed Beltane, była w jego życiu oczywistością twardą jak skała a po nim stała się bardziej efemeryczna i skłaniała go do zastanawiania się co by było, gdyby Clare nigdy się nie pojawiła.
Patrick zjawił się mniej więcej pięć minut po czasie. Stanął przy drzwiach i zapukał, czekając aż Florence mu otworzy. Nie za bardzo wiedział, jak właściwie powinien przygotować się do rytuału, więc wyglądał raczej zwyczajnie: z kilkudniowym gęstym zarostem i w typowym dla siebie ubraniu na które składały się sportowe buty, ciemne jeansy i – z uwagi na porę roku – pozbawiona wzorów koszulka z krótkim rękawem.
Zaczekał aż mu otworzyła, myślami ciągle błądząc wokół namalowanego w wynajmowanej kawalerce obrazu. Wydawał mu się niezły, dobrze pokazujący jego ogląd na całe Beltane, ale teraz zaczął się zastanawiać czy i po zerwaniu rytuału będzie mu się podobał.
- Cześć, przyniosłem ci trochę czekolady z Miodowego Królestwa – przywitał się z Florence i wręczył jej niewielką papierową torebkę. To ona była klątwołamaczką, nie on. Jeśli zrywanie rytuału miało się wiązać z jakąś większą utratą energii, czekolada wydawała mu się dobrym pomysłem. Przynajmniej dlatego, że była smaczna. – Powiedz mi, co mam robić. – I czy cokolwiek powinien.
Dama z Lumos
Kasztanowe włosy zwykle ma ciasno spięte, odsłaniając bladą, trochę piegowatą twarz. Oczy ma jasne, o uważnym spojrzeniu. Około metr sześćdziesiąt dziewięć wzrostu.

Florence Bulstrode
#3
22.01.2024, 21:24  ✶  
Florence nie zbiegła po schodach, chociaż i tak zeszła na dół dość szybko. Mogła w teorii posłać skrzata, nie lubiła jednak, kiedy ten otwierał drzwi – po części dlatego, że tajemnicę wejścia do kamienicy Bulstrodów znali jedynie krewni i przyjaciele, a kobiecie zdawało się trochę niewłaściwe, by witał ich sługa.
– Dzień dobry, Patrick – przywitała się, uśmiechając do niego lekko. Przyjęła podarek, niezbyt zdziwiona, że Steward nie przyszedł z pustymi rękami i że zdecydował się właśnie na tę czekoladę, którą sama często wręczała pacjentom przemarzniętym albo wyczerpanym. – Na razie pójść ze mną na górę. Potem po prostu stać. I nie komentować kształtu świec. Nie miałam większego wyboru, nie chciałam zabierać niczego ze szpitalnych zapasów – westchnęła Florence, odwracając się i gestem zapraszając go, by wszedł do środka. Potem poprowadziła go po schodach, dobrze zresztą mu znaną drogą, na piętro i w bok, do części kamienicy, którą zajmowała. Najstarsza córka rodu zaanektowała dla siebie przestrzeń mniejszą od tej, jaka przypadła jej braciom – był to jednak jej własny wybór, bo po pierwsze, i tak nie potrzebowała więcej, po drugie, gdzieś głęboko w głowie Florence tkwiła świadomość, że to któryś z nich będzie panem tego domu, po trzecie wreszcie… mając do mniej pomieszczeń dużo łatwiej dało się utrzymać je w nienagannym porządku.
– Wejdź proszę do kręgu – poprosiła, wskazując na krąg, wytoczony przez świece, które odkupiła od Rookwooda. – Przyznaję, nie jestem całkowicie pewna, czy się uda, gdy chodzi o mnie. Mogę stracić koncentrację, może wystąpić nawrót… Ale łamałam już więź, kiedy obecna była tylko jedna osoba z pary, więc jeśli skupię się na tobie, daję jakieś siedemdziesiąt procent szans powodzenia.
A jeżeli by się nie udało? Wtedy pozostawało zwrócić się do jakiegoś innego klątwołamacza. W Mungu nie było może ich wielu, ale Danielle Longbottom lub Camille Delecour zapewne nie odmówiłyby pomocy. Florence jednak niezbyt chciała wciągać współpracownice w swoje prywatne sprawy, nie wspominając już o tym, że po prostu zjawisko więzi i jej usuwania stanowiło dla Bulstrode przedmiot żywego zainteresowania.
– Powiedz też, jeżeli poczułbyś jakikolwiek dyskomfort.
Obserwator
Nie możesz winić lustra za to, że odbicie ci się nie podoba.
Patrick ma ciemne włosy i ciemne oczy. Najczęściej na jego twarzy gości trzydniowy zarost. Jest wysoki, ale nie przesadnie (ok. 185 cm), raczej wysportowany. To ten typ, który rzadko można zobaczyć w garniturze, bo woli ubrania wygodne, które nie krępują jego ruchów. A poza tym garnitury wyróżniają się w tłumie a on lubi się z nim stapiać. Dużo się rusza. Chociaż w towarzystwie potrafi sporo mówić i często żartować, zdaje się, że równie dobrze odnajduje się w swoim własnym towarzystwie. Często można go zobaczyć szkicującego coś namiętnie. Wieczorami można go czasem spotkać w barach. Zawsze wtedy siedzi gdzieś w rogu.

Patrick Steward
#4
27.01.2024, 16:23  ✶  
- Nie komentować kształtu świec – powtórzył jak echo i posłał Florence zainteresowane spojrzenie. Sam fakt, że wspomniała o kształcie świec sprawiał, że Patrick odruchowo gotowy był nie tylko zwrócić na nie większą uwagę niż zrobił to wcześniej, ale również z miejsca zainteresował się tym, jak właściwie wyglądały. Czy były aż tak brzydkie, że nawet praktyczny umysł uzdrowicielki krzywił się na ich widok? Albo obsceniczne? I najważniejsze, skąd właściwie Florence je wzięła?
Myśląc nad tym intensywnie, Patrick udał się za Bulstrode na górę. Był już kilka razy w tym domu, ale choć nigdy nie został źle potraktowany, zawsze czuł się tu obco. Może przez zabezpieczenia? Przez współgrające w jego myślach z przeżyciami poczucie, że chociaż został zaproszony do wnętrza kamienicy był tu ciągle intruzem?
Zmarszczył brwi przystając przed wejściem do pokoju, w którym Florence najwyraźniej miała zamiar odprawić rytuał. Nieświadomie zabębnił palcami o framugę. Patrzył skonsternowany na okrąg stworzony ze świec, ale tym razem to nie ich kształt wprawiał go w pewną konsternację, ale już samo to, że potrzeba było kręgu. W końcu wzruszył ramionami, uznając, że on nie był klątwołamaczem, nie miał potrzebnego doświadczenia, więc pozostawało mu jedynie zaufać ekspertce.
- Jesteś pewna, że chcesz go złamać? – zapytał tylko. Póki co nie widział jego negatywnych skutków, ale też zdawał sobie sprawę, że chociaż rytuał wydawał mu się niegroźny, ciągle nosił znamiona klątwy. W to, że Florence uda się go przerwać ani przez chwilę nie zwątpił. Była dokładna, pragmatyczna i drobiazgowa. Miała komplet cech, które niemal gwarantowały powodzenie takiej akcji.
Zaraz po wypowiedzeniu tych słów Steward wszedł do kręgu. Stanął na jego środku. Patrzył na uzdrowicielkę, jakby czekając aż ta wykona jakiś ruch. Z jakiegoś powodu wydawało mu się, że skoro więź dotyczyła ich dwójki, tylko stojąc obok siebie mogli ją złamać.
- Czyli nie wejdziesz za mną do środka – podsumował neutralnie.
Patrick obrócił się wokół własnej osi, jakby uważniej lustrując wzrokiem, jak to wszystko miało wyglądać. Przez głowę przeszło mu jeszcze, że w ich przypadku była to chyba jednak zupełnie inna historia niż, gdy Florence łamała więź kogoś, z kim sama nie była nią związana, ale się nie dezwał.
- Dobrze. W razie czego, dam ci znak – zapewnił.
Dama z Lumos
Kasztanowe włosy zwykle ma ciasno spięte, odsłaniając bladą, trochę piegowatą twarz. Oczy ma jasne, o uważnym spojrzeniu. Około metr sześćdziesiąt dziewięć wzrostu.

Florence Bulstrode
#5
27.01.2024, 16:50  ✶  
– I nie myśleć o białych niedźwiedziach – powiedziała Florence, niby z poważną miną, chociaż coś w zazwyczaj chłodnym spojrzeniu niebieskich oczu sugerowało odrobinę rozbawienia i że Bulstrode domyśla się, że świece nagle wydały się Patrickowi bardziej interesujące niż choćby jeszcze chwilę wcześniej. – Kupiłam je od Rookwooda. Członkowie tej rodziny bywają odrobinę specyficzni – uzupełniła, gdy już wspinali się po schodach na górę.
Przystanęła na moment na granicy kręgu, gdy Patrick spytał, czy na pewno chce łamać więź. Nie odpowiedziała od razu, a na jej twarzy pojawił się wyraz zamyślenia, gdy dobierała słowa.
– Zastanawiałam się nad tym – przyznała w końcu łagodnie. To nie tak że nawet przez pięć minut nie przyszło jej do głowy, że być może tę więź należałoby zatrzymać. Ani że nie pomyślała nawet przez chwilę, że być może ona i Patrick mogliby być czymś więcej niż przyjaciółmi: że może cień Clare Avery zniknie w końcu, może on mógłby faktycznie ją pokochać, może ona mogłaby nie zastanawiać się, czy nie jest tylko zastępstwem.
Że być może ta więź nie była żadnym przekleństwem, a błogosławieństwem. Szansą, oferowaną przez los.
Ale stali tutaj ostatecznie oboje, a nie byłoby tak, gdyby Florence nie była pewna.
– Wyczuwanie, że jesteś w niebezpieczeństwie, mogłoby być przydatne. Ale gdy przemyślałam sprawę, co gdyby wydarzyło się akurat, jeśli zajmowałabym się pilnym przypadkiem? Tobie nie zdołałabym pomóc, a mogłabym popełnić niewybaczalny błąd. Poza tym… ta nić… ktoś nas nią oplątał. Nie chcę, aby ktoś bawił się moim losem. Obojętnie, czy to Voldemort, Macmillanowie, bogini czy magia, która oszalała sama w sobie – wyjaśniła w końcu, na tyle jasno i rzeczowo, na ile potrafiła. Było jeszcze kilka rzeczy, które rozważała (a na te rozważania poświęciła dobrych kilka godzin), podane mu powody były jednak najważniejsze i, przede wszystkim, najbardziej logiczne. A Florence była Krukonką, potomkinią samej Ravenclaw, i bardzo wysoko ceniła sobie logikę.
W ostatecznym rozrachunku w tym konkretnym przypadku postanowiła kierować się właśnie nią.
– Wejdę. Na wszelki wypadek. To daje większe szanse powodzenia – powiedziała i przekroczyła granicę kręgu. – Gdy już zacznę, przez chwilę, proszę, nic nie mów – dodała. Zerknęła jeszcze na niego, upewniając się, że wszystko jasne, a potem wyciągnęła różdżkę w stronę świec. Odpalała je po kolei, w stronę przeciwną do wskazówek zegara, a dym zaczął powoli otaczać ich. Posłuszny zaklęciu, tkanemu przez klątwołamaczkę, nie ulatniał się poza krąg, a owijał wokół Patricka i Florence, wypełniając powietrze zapachem ziół i kwiatów: przez ułamek sekundy wonie kojarzyły się wręcz z Beltane, z dymem ognisk, z zapachem kwiatów, z których kobiety zaplatały wianki.
A potem dym zaczął zwijać się, gęstnieć, jakby tworząc między nimi nić.
Florence gwałtownym gestem przecięła go różdżką, szepcąc inkantację. Zdawało się jej, że usłyszała pęknięcie – ale to równie dobrze mogło być dzieło jej wyobraźni, jak jakiś daleki trzask drzwi, gdzieś w głębi domu.
Obserwator
Nie możesz winić lustra za to, że odbicie ci się nie podoba.
Patrick ma ciemne włosy i ciemne oczy. Najczęściej na jego twarzy gości trzydniowy zarost. Jest wysoki, ale nie przesadnie (ok. 185 cm), raczej wysportowany. To ten typ, który rzadko można zobaczyć w garniturze, bo woli ubrania wygodne, które nie krępują jego ruchów. A poza tym garnitury wyróżniają się w tłumie a on lubi się z nim stapiać. Dużo się rusza. Chociaż w towarzystwie potrafi sporo mówić i często żartować, zdaje się, że równie dobrze odnajduje się w swoim własnym towarzystwie. Często można go zobaczyć szkicującego coś namiętnie. Wieczorami można go czasem spotkać w barach. Zawsze wtedy siedzi gdzieś w rogu.

Patrick Steward
#6
10.02.2024, 01:09  ✶  
Patrick zmarszczył brwi, zastanawiając się czemu właściwie miałby myśleć o białych niedźwiedziach. Pewnie to był wpływ miłosnego rytuału z Beltane, ale od razu przeszło mu przez głowę, że powinien zaprosić Florence do ZOO. Mogłaby się naoglądać białych niedźwiedzi do woli.
- Chciałem od razu zaprzeczyć – przyznał z wyraźnie czającym się w głosie rozbawieniem - …że z Chesterem Rookwoodem wszystko jest w porządku, ale… ale cóż, obydwoje chyba wiemy, że to stary, zgorzkniały służbista, jego córka pochowała w dziwnych okolicznościach dwóch mężów, jeden syn pracuje w prosektorium a drugi zawsze wygląda na obrażonego. Więc kto z tamtej rodziny jest taki utalentowany? Czy to może ich kuzyn wampir? – dopytał lekkim tonem, bardziej dla podtrzymania konwersacji, niż żeby był naprawdę zainteresowany manualnymi zdolnościami rodziny Rookwoodów.
Myślami wciąż bardziej błądził wokół potencjalnego wyjścia do zoo niż wokół nieforemnych świec ugniecionych przez kogoś z rodziny starego aurora. I może przez to poczuł przyjemny uścisk w żołądku, gdy zrozumiał, że zrywanie więzi i dla Florence nie było wcale takie łatwe jak mu się wydawało.
Podniósł na nią poważniejące spojrzenie, wsłuchując się w przyjemnie kobiecy tembr głosu. A potem uśmiechnął się kwaśno – choć rozumiejąco – pod nosem. Kiwnął potakująco głową.
- Nie darowałbym sobie, gdybyś przeze mnie przyczyniła się do skrzywdzenia kogoś postronnego – zgodził się wreszcie. Tak, jak nie darowałby sobie, gdyby przez niego Florence sama siebie dałaby skrzywdzić. Już i tak czuł się trochę winny faktu, że pozwolił jej zaangażować się w sprawy Zakonu Feniksa, nawet jeśli zrobił to raczej połowicznie, bo tak naprawdę to ona sama podjęła tę decyzję.
Ugryzł się w język, żeby nie powiedzieć jeszcze jednego: że ostatnio był na takim etapie swojego życia, gdy wydawało mu się, że nic nie działo się bez przyczyny. Trochę wpływ miał na to pobyt w Limbo i to, co stamtąd wyniósł, trochę uspokajająca rozmowa z Sebastianem a trochę własne głębsze przemyślenia. Być może więc rytuał, który ich połączył nie był wcale dziełem szalonej magii Beltane, ale splątanych ścieżek ich własnych losów.
Znowu kiwnął głową. Stał nieruchomo, gdy Florence wchodziła do kręgu a potem dalej stał, najpierw odrobinę mniej nieruchomo, patrząc jak zapalała różdżką świece i zastanawiając się, jak to właściwie musiało wyglądać z boku. Zdecydowanie jakby odprawiali jakieś czary ale czy patrzący domyśliłby się, że chodziło o zdjęcie klątwy? On na pewno nie wpadłby na takie rozwiązanie, ale on nie znał się na klątwołamaniu.
Przymknął oczy, gdy do jego nosa doleciał zapach ziół i kwiatów. Nie wiedział czego powinien się spodziewać, ale gotowy był na to, cokolwiek miało nadejść. Przez przymknięte powieki nie widział gęstniejącego między nimi dymu, nie widział przecinającej go różdżką Florence, ale wsłuchiwał się w jej szept, gdy wypowiadała inkantancję.
Otworzył oczy i poruszył głową dopiero wtedy, gdy i jemu wydało się, że usłyszał trzask zamykanych drzwi. Popatrzył na Florence pytająco: czy to już? – zdawały się pytać jego oczy.
Dama z Lumos
Kasztanowe włosy zwykle ma ciasno spięte, odsłaniając bladą, trochę piegowatą twarz. Oczy ma jasne, o uważnym spojrzeniu. Około metr sześćdziesiąt dziewięć wzrostu.

Florence Bulstrode
#7
10.02.2024, 21:08  ✶  
– Nie znam go na tyle dobrze, by móc wyrokować – powiedziała Florence dyplomatycznie, bo ona i Chester zaledwie się mijali, styczność na dłuższą rozmowę mając bodaj raz. – Jego bratankowie zdają się jednak bardzo… niekonwencjonalnymi osobowościami.
Pomijając już fakt, że jeden z nich był wampirem i Bulstrode wciąż nie mogła w pełni pojąć, jak doszło do przemiany dzieciaka z rodu Rookwoodów, tak że ta nie odbiła się szerokim echem w świecie czarodziejów. Po prawdzie jednak nie był to jej interes, a Florence rzadko wtykała nos w nieswoje sprawy: obchodziły ją głównie rodzina i szpital. Dopiero od niedawna spojrzała nieco ponad to, ale i tutaj oferowała swoje usługi jako uzdrowiciela i klątwołamaczka, nic więcej.
– A mnie wykończyłaby myśl, że mogłabym temu zapobiec – przyznała łagodnie. Bo och, nie, oczywiście, że ta decyzja nie była aż tak oczywista, a nawet gdy taką się stała, nie oznaczało to, że była banalnie prosta. Nieważne, jak zrównoważona nie byłaby Florence, magia wyrwała na nią swój wpływ, i wymieszała się z tym wszystkim, co już i tak pomiędzy nimi było, zbudowane przez lata: przyjaźń, przywiązanie, lojalność, wzajemne zaufanie, a pod pewnymi względami i podobieństwo charakterów.
Pytanie „co by było gdyby” pewnie i tak wróci do niej jeszcze raz czy dwa. Nie miało może dręczyć jej mocno, spędzać snu z powiek i łamać serca, bo Florence jak każdy jasnowidz patrzyła w przód, i nie nawykła żałował powziętych decyzji, ale czasem pojawi się na pewno.
Teraz jednak każdy ruch jej dłoni, gdy czarowała, był pewny, a głos nie zadrżał jej, gdy dla większego skupienia wypowiadała inkantację na głos. Drgnęła lekko, kiedy ten trzask rozbrzmiał w uszach, a sekundę później dym opadł. Płomienie świec wybuchły, spopielając resztę wosku – za szybko, aby dało się to uznać za naturalny proces. I stali we dwoje w kręgu wygasłych świec, a dym nie otaczał już ich, lecz rozchodził się po całym pomieszczeniu. Florence na moment przycisnęła dłoń do piersi. Serce biło jej nieco szybciej, może trochę z nerwów, bo jednak nie była całkowicie pewna, czy zdoła przeprowadzić cały proces, wdychając dym, czy da radę się skupić, gdy będzie chodzić o nią…
Ale zdołała.
Uniosła różdżkę jeszcze raz, szepcąc inkantację. Szukając w nich śladów magii, która może nie była klątwą, ale ją przypominała. Nie znalazła jednak niczego.
– Tak, udało się – powiedziała, uśmiechając się do Patricka. Uśmiech był szczery, choć oszczędny, bo Florence nie było może przykro, ale nie czuła też radości. Raczej pewną ulgę, że mają to za sobą. Machnęła różdżką ponownie, odsyłając świece do pudełka. – Myślę, że to mamy już za sobą – stwierdziła. – Co ty na to, żebyśmy zeszli na dół, napili się herbaty i porozmawiali, co działo się ostatnio? – zaproponowała po prostu.
Jak gdyby nigdy nic.
Obserwator
Nie możesz winić lustra za to, że odbicie ci się nie podoba.
Patrick ma ciemne włosy i ciemne oczy. Najczęściej na jego twarzy gości trzydniowy zarost. Jest wysoki, ale nie przesadnie (ok. 185 cm), raczej wysportowany. To ten typ, który rzadko można zobaczyć w garniturze, bo woli ubrania wygodne, które nie krępują jego ruchów. A poza tym garnitury wyróżniają się w tłumie a on lubi się z nim stapiać. Dużo się rusza. Chociaż w towarzystwie potrafi sporo mówić i często żartować, zdaje się, że równie dobrze odnajduje się w swoim własnym towarzystwie. Często można go zobaczyć szkicującego coś namiętnie. Wieczorami można go czasem spotkać w barach. Zawsze wtedy siedzi gdzieś w rogu.

Patrick Steward
#8
11.02.2024, 00:23  ✶  
Patrick dalej stał nieruchomo, nie tylko czując psychicznie, ale i fizycznie udowadniając, że pełnił w łamaniu magii rytuału miłosnego Beltane funkcję słupa. Co może nawet i miało jakieś głębsze, metaforyczne znaczenie, skoro to od wrzucenia na słup wianka Florence wszystko się zaczęło. Niestety, było przy okazji bardzo niekomfortowe. Niby wiedział, że w niektórych chwilach życia wystarczało po prostu być, a jednak świadomość własnej niewiedzy dziwnie go uwierała. Dużo chętniej pomógłby jakoś bardziej namacalnie stojącej obok niego w kręgu kobiecie, ale zamiast tego mógł jedynie… pozostawać słupem.
Przynajmniej do momentu, gdy czarownicy udało się złamać klątwę. Zmarszczył brwi, wpatrując się w najbliżej znajdującą się niego wypaloną świecę. Jej koślawy kształt dziwnie harmonizował z nadpalonym i samoistnie zagasłym knotem oraz resztkami czarnego dymu, który się nad tym wszystkim unosił.
Steward podniósł rękę i dotknął nią swojego karku, bezwiednie wkładając w ten gest niespodziewanie dużo niezręczności, którą nagle poczuł. Tak, z perspektywy, niby wiedział, że wszystko co między nimi zaszło w ciągu ostatnich tygodni było wspomagane rytuałem, ale teraz, gdy magia zniknęła poczucie niezręczności uderzyło w niego nawet nie podwójnie, ale poczwórnie. I poczuł w środku coś, co bliskie było poczuciu głębokiej straty.
Uśmiechnął się półgębkiem, trochę wymuszenie, naturalnie odpowiadając na oszczędny uśmiech Florence. Zastanawiał się, czy i ona poczuła się niezręcznie. Może nie, w końcu właśnie zaprosiła go na herbatę i plotki. Może właśnie tak i dlatego to zrobiła.
- Nie za bardzo mam czas. W pracy ostatnio dużo się dzieje – powiedział sztywno.
Wyszedł z kręgu, byle odsunąć się od Bulstrode. To, co wydawało się takie naturalne kilka minut wcześniej, teraz było jakieś nie takie. I nagle uderzyła w niego świadomość tego, jak bardzo dziecinnie próbował się zachowywać. Nabrał głęboko powietrza do płuc i wypuścił je z cichym świstem.
Ile ty masz lat, Patrick? – zganił się w myślach. - To przecież Florence. Twoja przyjaciółka. Kobieta, której bez cienia wątpliwości powierzyłbyś swoje życie. Z rytuałem czy bez, to ciągle najlepsza osoba, którą znasz i jedna z niewielu, której możesz ufać.
Wrócił do czarownicy. Posłał jej przepraszający uśmiech a potem wykonał taki gest, jakby chciał ją do siebie przyciągnąć i o ile go nie powstrzymała, to właśnie zrobił: przyciągnął ją do siebie i mocno przytulił.
- Dziękuję – rzucił już mniej oficjalnym tonem. – Dziękuję i bardzo chętnie wypiję tobą herbatę, zabiorę cię na pączka… - urwał, mając nadzieję, że zrozumiała tę nieszczególnie subtelną próbę przeprosin.
A potem rzeczywiście o ile przyjęła jego przeprosiny, poszedł z nią na dół by zetrzeć między nimi resztki niezręczności pozostałej po rytuale Beltane.

Koniec sesji
« Starszy wątek | Nowszy wątek »

Użytkownicy przeglądający ten wątek:
Podsumowanie aktywności: Florence Bulstrode (1649), Patrick Steward (1630)




  • Pokaż wersję do druku
  • Subskrybuj ten wątek

Przydatne linki
Kolejeczka
Tryb normalny
Tryb drzewa