• Londyn
  • Świstoklik
    • Mapa Huncwotów
    • Ulica Pokątna
    • Aleja horyzontalna
    • Ulica Śmiertelnego Nokturnu
    • Ministerstwo Magii
    • Klinika Św. Munga
    • Niemagiczny Londyn
    • Dolina Godryka
    • Little Hangleton
    • Wyspy Brytyjskie
    • Reszta świata
    • Zmieniacz czasu
    • Opisy lokacji
  • Dołącz do gry
  • Zaloguj się
  • Postacie
  • Accio
  • Indeks
  • Gracze
  • Accio
Secrets of London Scena główna Aleja horyzontalna v
« Wstecz 1 … 4 5 6 7 8 … 10 Dalej »
[07/06/1972] Każda rewolucja potrzebuje dobrego nagłówka || Erik & Bard Beedle

[07/06/1972] Każda rewolucja potrzebuje dobrego nagłówka || Erik & Bard Beedle
viscount of empathy
show me the most damaged
parts of your soul,
and I will show you
how it still shines like gold
wiecznie zamyślony wyraz twarzy; złote obwódki wokół źrenic; zielone oczy; ciemnobrązowe włosy; gęste brwi; parodniowy zarost; słuszny wzrost 192 cm; wyraźnie zarysowana muskulatura; blizna na lewym boku po oparzeniu; dźwięczny głos; dobra dykcja; praworęczny

Erik Longbottom
#1
01.01.2024, 23:53  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 22.07.2025, 15:53 przez Baba Jaga.)  
adnotacja moderatora
Rozliczono - Erik Longbottom - osiągnięcie Badacz Tajemnic III

—07/06/1972—
Herbaciarnia, Aleja Horyzontalna
Erik Longbottom & Bard Beedle



Zawsze musiał być ten pierwszy raz. Jeszcze niedawno Erik zaśmiałby się w głos, gdyby zasugerowano mu, że szuka poklasku wśród dziennikarzy i reporterów kręcących się po całym Londynie. Niespełna kilka miesięcy temu uważał ich a utrapienie, a tolerował tylko przez to, że za ich pomocą faktycznie można było promować akcje pro-społeczne. Wraz z wydarzeniami na Polanie Ognisk priorytety Longbottoma uległy zmianom. Złożył pewne obietnice – dla dobra rodziny, dla dobra organizacji, a przede wszystkim dla dobra reszty społeczności czarodziejów.

Pierwszy krok wykonał tuż po ataku na Beltane. Wywiad z młodym Lockhartem był dobrym punktem zapalnym, aby skierować uwagę czarodziejów i czarownic na Śmierciożerców. Wieści o tym, co się wydarzyło podczas tamtej nocy rozeszły się szerokim echem po Dolinie Godryka, czy Londynie. Pytanie tylko, czy było to wystarczające? Jeszcze niedawno ludzie zajmowali się konsekwencjami ataku pokroju Widm grasujących w Kniei Godryka, ale czy faktycznie cały czas pamiętali o przyczynie? To o tym chciał przypomnieć wszystkim Erik. Oby ten wywiad był coś wart, pomyślał, rozglądając się po wnętrzu herbaciarni na Horyzontalnej.

Jeszcze nie było południa. Klienci przemykali co jakiś czas pośród regałów, jednak w części przeznaczonych dla gości chcących się czegoś napić była pusta. Erik był w sumie jedynym gościem i całkiem mu odpowiadało. Nie potrzebował tłumów przysłuchujących się jego rozmowom. Wystarczyło, że ekspedientka za ladą chyba go rozpoznawała, bo zerkała co rusz w jego kierunku. Lepiej nie będzie. Erik dorzucił do swojego napoju dwie kostki cukru i zamieszał, zerkając bez zainteresowania za okno.

— Miło w końcu pana widzieć — odezwał się, gdy zauważył, że przy stoliku pojawiła się obca sylwetka. Uśmiechnął się minimalnie, podnosząc się z fotela. — Mam nadzieję, że to nie problem, że spotykamy się tutaj?

Lubił myśleć, że wybranie miejsca spotkania dawało mu drobną przewagę w ich dyskusji. Bądź co bądź, to spotkanie nie mogło być jednostronne. Longbottom miał swoje cele i chciał, aby wywiad wpisywał się w ramy założeń, które sobie opracował. Nie był jednak głupi. Reporter zapewne też czegoś chciał. Teoretycznie sam wywiad powinien sprawić, że gazety będą się zabijać o to, aby to u nich go opublikował, jednak mogło mu zależeć na jakiejś karcie przetargowej... Wyłączność na następne ''orędzia'' jak to, w którym nazwał Śmierciożerców terrorystami? Minimalny wgląd do jego prywatnego życia? Nie miał pojęcia.

— Cieszę się, że udało nam się spotkać. Lato to chyba nieco... zajęty okres dla prasy, prawda? — Zerknął w kierunku lady, co by jego rozmówca mógł złożyć zamówienie po wezwaniu kelnerki.— Tyle festynów, wydarzeń kulturalnych...

Szkoda tylko, że tylu polityków na urlopie, pomyślał Erik. Trochę naginał prawdę. A przynajmniej to, co uznawał za prawdę. W jego mniemaniu wakacje były okresem, w którym media wręcz pasożytowały na rozpoznawalnych czarodziejach. Waśnie wewnątrz Ministerstwa Magii przycichały, bo ludzie chcieli po prostu odpocząć przed jesienią, a chyba i ludzie woleli podczas słonecznego lata czytać o czymś przyjemniejszym niż kolejna fala zbrodni w Londynie o okolicach. Erikowi prawie było przykro, że zamierzał zaburzyć ten „spokój”.


the he-wolf of godric's hollow
❝On some nights, the moon thinks about ramming into Earth,
slamming into civilization like some kind of intergalactic wrecking ball.
On other nights, it's pretty content just to make werewolves.
❞
Czarodziejska legenda
as calm as the sea, but as devastating as it becomes
Cliodna to irlandzka driada, żyjąca w średniowieczu. Była animagiem zmieniającym się w morskiego ptaka. Wspomagały ją trzy magiczne ptaszki. Leczyła chorych, śpiewając im do snu, ponadto mówiono, że może zamienić się w morską falę.

Cliodna
#2
14.06.2024, 23:41  ✶  

Nie oszukujmy się. Takich okazji się nie przegapiało. Kiedy miało się możliwość przeprowadzić wywiad z kimś takim jak Erik Longbottom, zawsze było się w gotowości. Monty Phyton czytał jego ostatni wywiad z Lockhartem i założył sobie, że ten jego będzie lepszy, bardziej kontrowersyjny. Zależało mu na posłuchu, ludzie musieli go czytać, dzięki temu mógł wreszcie wspiąć się na wyżyny swojej kariery. Wierzył, że to będzie jego wielki dzień.

Spóźnił się. Pojawił się w miejscu spotkania dwie minuty po czasie. Niedobrze. To nie wyglądało obiecująco. Poprawił kapelusz na głowie i rozejrzał się po pomieszczeniu. Dostrzegł mężczyznę niemalże od razu, Erik Longbottom wyróżniał się na tle innych osób, które znajdowały się w tym miejscu. Biła od niego jakaś dziwna aura.

Monty od razy ruszył w jego kierunku. Przystanął przed stolikiem i przywitał się z Erikiem. - Dzień dobry, przepraszam za spóźnienie, musiałem dokończyć jeden wywiad. - Skłamał, tak naprawdę to jadł obiad w knajpie nieopodal i jak zawsze nie rozplanował zbyt dokładnie czasu.

Usiadł na krześle na przeciwko mężczyzny, wyciągnął notes i pióro, był gotowy do pracy. W między czasie sięgnął do kieszeni marynarki po papierosy, wsadził sobie jednego do ust. Paczkę położył na stole. - To prawda, dużo się dzieje, ale to dobrze, nie brakuje nam tematów. - Odpowiedział Erikowi.

- Panie Longbottom, może zacznijmy od tego, co pana gryzie? - Postanowił od razu przejść do rzeczy.

viscount of empathy
show me the most damaged
parts of your soul,
and I will show you
how it still shines like gold
wiecznie zamyślony wyraz twarzy; złote obwódki wokół źrenic; zielone oczy; ciemnobrązowe włosy; gęste brwi; parodniowy zarost; słuszny wzrost 192 cm; wyraźnie zarysowana muskulatura; blizna na lewym boku po oparzeniu; dźwięczny głos; dobra dykcja; praworęczny

Erik Longbottom
#3
15.06.2024, 15:55  ✶  
— Rozumiem. Wszystkich nas gonią obowiązki — przyznał po wstępnych powitaniach, kiwając powoli głową.

Przez przyjęcia Longbottomów i wydarzenia przeznaczone dla czystokrwistych przewijała się spora liczba dziennikarzy: każdy z nich byłby bardziej niż chętny na rozmowę z nim czy też oficjalny wywiad w siedzibie redakcji. A jednak koniec końców padło na Monty'ego. Gdzieś trzeba było zacząć, nawet jeśli chodziło o drobny artykuł niż temat numeru. Erik poruszył się niespokojnie na fotelu, gdy reporter od razu przeszedł do rzeczy.

— Boli mnie bierność naszego drogiego społeczeństwa wobec czyhającego na nas wszystkich zagrożenia — przyznał z rozbrajającą wręcz szczerością, zakładając jedną nogę na drugą. Zaraz jednak wrócił do poprzedniej pozycji, zdając sobie sprawę z tego, jak niewygodna była to pozycja na małej przestrzeni, jaką dzielił z dziennikarzem przy stoliku. — Powiedziałbym wręcz, że nie tylko mnie coś gryzie, ile dręczy. Każdego dnia. Zarówno w życiu zawodowym, jak i prywatnym.

Westchnął cicho. gładząc palcem uszko filiżanki. Uniósł wzrok na Phytona. Nie był aż tak naiwny, aby wierzyć, że dziennikarze przyklasną każdemu jego słowu tylko z uwagi na prominentne nazwisko i popularnościach w mediach. Wprawdzie łudził się poniekąd, że nawet w stadzie żarłocznych sępów znajdzie się ktoś o względnie czystym sercu, komu będzie zależało na tym, aby kraj nie pogrążył się jeszcze bardziej w chaosie, jednak...

Obecny konflikt sprzyjał nagłym zmianom. Nawiązywaniu niestandardowych relacji i interesów. Każdy chciał coś ugrać dla siebie, gdy obce elementy pokroju Śmierciożerców trzęsły światem czarodziejów w posadach. Czy mu się to podobało, czy nie Erik musiał brać pod uwagę, że będzie musiał dać coś od siebie, aby skierować uwagę dziennikarzy w odpowiednią stronę.

— Mówiąc wprost: nie jestem zadowolony z tego, jak reagujemy na kolejne doniesienia na temat działań zwolenników Czarnego Pana w tym kraju — kontynuował, mieszając łyżeczką w herbacie. — Myślę, że potrzebujemy zdecydowanych opinii w gazetach. Jednoznacznych. — Skrzywił się na moment. Mówił wprost, nie bawiąc się w ceregiele. Ludzie pokroju Elliota czy Anthony'ego pewnie wzdychaliby ciężko na ten widok. — Pańska redakcja... Każda redakcja... Ma potencjał do tego, aby wskazać ludziom i Ministerstwu, że nadszedł czas zdecydowanych działań.

Może Harper Moody utrzymująca jedną trzecią władzy w Departamencie Przestrzegania Prawa Czarodziejów należała do Zakonu Feniksa, jednak zdaniem Erika robiła za mało, aby w stu procentach na niej polegać. Może i zaszła wysoko w hierarchii Ministerstwa Magii, jednak nie miała władzy absolutnej. Jakby na to nie patrzeć to zwykli czarodzieje i czarownice byli suwerenem. Może wówczas Ministra Magii podjęłaby jakąś stanowczą decyzję.


the he-wolf of godric's hollow
❝On some nights, the moon thinks about ramming into Earth,
slamming into civilization like some kind of intergalactic wrecking ball.
On other nights, it's pretty content just to make werewolves.
❞
Czarodziejska legenda
as calm as the sea, but as devastating as it becomes
Cliodna to irlandzka driada, żyjąca w średniowieczu. Była animagiem zmieniającym się w morskiego ptaka. Wspomagały ją trzy magiczne ptaszki. Leczyła chorych, śpiewając im do snu, ponadto mówiono, że może zamienić się w morską falę.

Cliodna
#4
19.06.2024, 06:21  ✶  

Obowiązki, obowiązki. Każdy jakieś miał. Monty nie narzekał na ich brak, jednak też nie był szczególnie zaangażowany w pracę. Odpowiednio dzielił czas na życie zawodowe i rodzinne, w końcu musiał pomagać swojej kochanej żonie przy wychowywaniu ich gromadki dzieci. Taki żywot ojca, sam nie wiedział, co było dla niej bardziej męczące. Teraz jednak musiał się skupić na siedzącym tuż obok niego Longbottomie, rzadko kiedy miał okazję przeprowadzać wywiady z takimi osobistościami, musiał wykorzystać ten czas odpowiednio.

- Rozumiem, rozumiem. - Pokiwał twierdząco głową. Słowa Erika dały mu nadzieję na całkiem niezły artykuł, oj na pewno będzie wiele osób, które będą chciały przeczytać rozważania jednego z najpopularniejszych czarodziejów Wielkiej Brytanii, szczególnie takie kontrowersyjne. Mało kto miał odwagę mówić o tym głośno, najwyraźniej Longbottom zdecydował się podzielić tym, o czym myślało wiele osób, chociaż nie mieli tyle odwagi.

- Tak tak, nasza redakcja, zdaje pan sobie sprawę, że to może być niebezpieczne również dla nas, za takie publikacje możemy stać się celem śmierciożerców. - Tak samo zresztą jak siedzący przed nim mężczyzna i jego rodzina. Na pewno ktoś z tamtej strony postanowi coś z tym zrobić, uciszyć ich. Nie byli bierni na działania, które mogły w nich uderzyć. - Zdaje pan sobie sprawę, że to bardzo ryzykowne? - Dodał jeszcze, chociaż wydawało mu się, że Erik wie co robi.

- Mogę podzielić się z naszymi czytelnikami pańską opinią, martwi mnie jednak to, co wydarzy się później, gdyby było was więcej, może to miałoby sens, gdyby nie tylko pan jeden mówił głośno co mówi. - Na pewno wykorzysta te informacje, którym podzielił się z nimi Erik, jednak chyba potrzebował jakiegoś dupochronu, gdyby miało mu się oberwać w przyszłości. Kolejne artykuły, kolejni czarodzieje, którzy mówiliby głośno, co o tym sądzą chyba było wystarczające.

viscount of empathy
show me the most damaged
parts of your soul,
and I will show you
how it still shines like gold
wiecznie zamyślony wyraz twarzy; złote obwódki wokół źrenic; zielone oczy; ciemnobrązowe włosy; gęste brwi; parodniowy zarost; słuszny wzrost 192 cm; wyraźnie zarysowana muskulatura; blizna na lewym boku po oparzeniu; dźwięczny głos; dobra dykcja; praworęczny

Erik Longbottom
#5
19.06.2024, 23:38  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 19.01.2025, 17:26 przez Erik Longbottom.)  
Pochylił czoła w geście szacunku, gdy Phyton nawiązał do działalności swojej redakcji. Cóż, nie było to dla niego zaskoczeniem. Zwykli ludzie mogli stać się celem ataku, tylko dlatego, że powiedzieli parę słów za dużo podczas nocnej imprezy w barze. A dziennikarzy... Cóż, łatwiej było ich znaleźć niż zwykłych zjadaczy chleba. Podpisywali się pod swoimi tekstami, a znalezienie adresu danego magazynu nie było jakimś wielkim osiągnięciem.

A jednak... Czy ktoś pchał się do tego biznesu, jeśli nie zdawał sobie sprawy z tego, że prędzej czy później trafi na coś kontrowersyjnego? Teraz był to temat Śmierciożerców, a przecież nie był to pierwszy dramat w historii społeczności czarodziejów. Wystarczył skorumpowany polityk, który miał znajomości, a pisano by o nim równie niechętnie, żeby przypadkiem nie podpaść komuś z jego kręgów. A skala obecnego problemu z czarnoksiężnikami była jednak dużo większa.

— Ktoś musi przetrzeć szlak. Wiedziałem, na co się piszę, gdy odpowiedziałem na pytania pana Lockharta w obozie medyków na Polanie Ognisk. — odbił piłeczkę dziennikarza, sięgając ponownie po herbatę. — Jestem bardzo świadomy tego, co zrobiłem, ale ktoś musiał to zrobić. Nie chcę nadawać jednemu wywiadowi rangi przełomowego, ale bardzo martwi mnie wizja, w której katastrofa na Beltane została zapomniana. Zamieciona pod dywan.

Początkowe zawahania przemieniło się w pełnoprawną pauzę. W pierwszej chwili chciał zrobić to, co przychodziło najłatwiej: zrzucić winę na Ministerstwo Magii. Wytknąć jawne przejawy tchórzostwa, nadmiernej biurokracji tudzież strachu przed tym, że jedna komórka terrorystów mogła poważnie zagrozić całemu rządowi. A jednak w jego żyłach płynęła krew Longbottomów. Krew Brygadzistów i Aurorów, którzy każdego dnia ryzykowali życiem, aby zminimalizować zagrożenie. Pomóc tam, gdzie pomóc się dało. Problem polegał na tym, że nawet Departament Przestrzegania Prawa Czarodziejów nie mógł być wszędzie. I nie pomogłby w tym żaden artykuł i nadwyżka dotacji dla biura.

— Nie mogę powiedzieć wszystkiego. Taki zawód. — Wzruszył niezobowiązująco ramionami. — Nie boję się jednak nazwać Śmierciożerców terrorystami. A mam wrażenie, że jest to krok na jaki do tej pory niewielu się zebrało. Jakby to była jakaś... mantykora w składzie porcelany. — Skrzywił się na to nie zwykle proste porównanie, jakie padło z jego ust. — Omijamy go wzrokiem z obawy, że jeśli naprawdę poświęcimy uwagę temu problemami, to stanie się faktem. A prawda jest taka, że im dłużej go ignorujemy, tym bardziej zatruwa on nasze życie. Ktoś zawsze musi powiedzieć pierwsze słowo. Ktoś musi powiedzieć: to nie jest w porządku. — Upił mały łyczek z filiżanki. — Tak samo, jak któraś redakcja musi podjąć temat, który znajdzie się na ustach całego kraju.

Szukał słabego punktu: ambicji - zarówno personalnej, jak i zawodowej. Redakcje przeganiały się w tym, która z nich znajdzie najlepszy temat, najlepsze źródło, czyli takie, które było wiarygodne, ale też zdradzało coś ponad notki z agencji prasowych i plotki z trzeciej ręki. Chociaż aktywność Śmierciożerców nieco przymarła na czas lata, tak bestia podniosła już głowę. Atak na Polanę Ognisk mógł być preludium do pełnego przebudzenia, przysłowiowym przewróceniem się na drugi bok w połowie drzemki. A kiedy faktycznie to się zacznie, wszystkie oczy będą wpatrzone w jeden punkt.

— Każdy chciałby zjeść jabłko i mieć jabłko. Mieć chwałę i sławę i nie kiwnąć palcem — kontynuował, starając się imitować ton głosu, jakiego używał podczas głębokich dywagacji podczas zagranicznych delegacji z Anthonym czy tych, które odbywały się w Anglii w towarzystwie Elliota czy Dolohova. — Przyjdzie taki moment, kiedy każdy będzie mógł wyrobić swoje nazwisko na temacie Śmierciożerców. Tylko że wtedy nie wygra ten, kto najlepiej go opracuje, a kto jest największy i najgłośniej krzyczy.

Rozmowa między mężczyznami toczyła się przez dłuższy czas. Koniec końców trudno było określić, czy Erikowi faktycznie udało się zdobyć swego rodzaju sojusznika w mediach. Być może przemówił do rozsądku jednej osoby, zasiał w niej ziarenko niepewności, co do tego, jaka przyszłość czeka gazety rozgłośnię radiową, jeśli sprawy wymkną się spod kontroli, ale czy to wystarczy?

Nie, na pewno nie, pomyślał przelotnie Erik, opuszczając budynek herbaciarni na Horyzontalnej. Może zdarzało mu się rozmawiać o tych sprawach chociażby z Elliottem, ale to była zupełnie inna sytuacja - między innymi przez ich status społeczny. Jak niesprawiedliwe by to nie było zdaniem co poniektórych to rodziny czystej krwi ''wytyczały kurs'' jakim kierowało się społeczeństwo czarodziejów. Może nie mieli tak dużej przewagi jak Ministerstwo, ale Londyn musiał liczyć się z ich zdaniem.

Media to była zupełnie inna para kaloszy. Fale porwań i napaści z poprzednich lat, atak na Beltane, pogłoski o środowiskach tradycjonalistów w gmachu Ministerstwa Magii... To było za mało. A jedna rozmowa nie mogła tego wszystkiego zmienić. Praca z reportami i dziennikarzami wymagała czasu. Nowych znajomości. Rozszerzenia siatki kontaktów i pokazania im, że jest ścieżka, która może wspomóc społeczność czarodziejów, a przy tym pokrzyżować plany zwolenników Czarnego Pana. Czy uda im się nią podążyć? To się dopiero okaże.

Koniec sesji


the he-wolf of godric's hollow
❝On some nights, the moon thinks about ramming into Earth,
slamming into civilization like some kind of intergalactic wrecking ball.
On other nights, it's pretty content just to make werewolves.
❞
« Starszy wątek | Nowszy wątek »

Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości
Podsumowanie aktywności: Erik Longbottom (2270), Cliodna (522)




  • Pokaż wersję do druku
  • Subskrybuj ten wątek

Przydatne linki
Kolejeczka
Tryb normalny
Tryb drzewa