—07/06/1972—
Herbaciarnia, Aleja Horyzontalna
Erik Longbottom & Bard Beedle
Pierwszy krok wykonał tuż po ataku na Beltane. Wywiad z młodym Lockhartem był dobrym punktem zapalnym, aby skierować uwagę czarodziejów i czarownic na Śmierciożerców. Wieści o tym, co się wydarzyło podczas tamtej nocy rozeszły się szerokim echem po Dolinie Godryka, czy Londynie. Pytanie tylko, czy było to wystarczające? Jeszcze niedawno ludzie zajmowali się konsekwencjami ataku pokroju Widm grasujących w Kniei Godryka, ale czy faktycznie cały czas pamiętali o przyczynie? To o tym chciał przypomnieć wszystkim Erik. Oby ten wywiad był coś wart, pomyślał, rozglądając się po wnętrzu herbaciarni na Horyzontalnej.
Jeszcze nie było południa. Klienci przemykali co jakiś czas pośród regałów, jednak w części przeznaczonych dla gości chcących się czegoś napić była pusta. Erik był w sumie jedynym gościem i całkiem mu odpowiadało. Nie potrzebował tłumów przysłuchujących się jego rozmowom. Wystarczyło, że ekspedientka za ladą chyba go rozpoznawała, bo zerkała co rusz w jego kierunku. Lepiej nie będzie. Erik dorzucił do swojego napoju dwie kostki cukru i zamieszał, zerkając bez zainteresowania za okno.
— Miło w końcu pana widzieć — odezwał się, gdy zauważył, że przy stoliku pojawiła się obca sylwetka. Uśmiechnął się minimalnie, podnosząc się z fotela. — Mam nadzieję, że to nie problem, że spotykamy się tutaj?
Lubił myśleć, że wybranie miejsca spotkania dawało mu drobną przewagę w ich dyskusji. Bądź co bądź, to spotkanie nie mogło być jednostronne. Longbottom miał swoje cele i chciał, aby wywiad wpisywał się w ramy założeń, które sobie opracował. Nie był jednak głupi. Reporter zapewne też czegoś chciał. Teoretycznie sam wywiad powinien sprawić, że gazety będą się zabijać o to, aby to u nich go opublikował, jednak mogło mu zależeć na jakiejś karcie przetargowej... Wyłączność na następne ''orędzia'' jak to, w którym nazwał Śmierciożerców terrorystami? Minimalny wgląd do jego prywatnego życia? Nie miał pojęcia.
— Cieszę się, że udało nam się spotkać. Lato to chyba nieco... zajęty okres dla prasy, prawda? — Zerknął w kierunku lady, co by jego rozmówca mógł złożyć zamówienie po wezwaniu kelnerki.— Tyle festynów, wydarzeń kulturalnych...
Szkoda tylko, że tylu polityków na urlopie, pomyślał Erik. Trochę naginał prawdę. A przynajmniej to, co uznawał za prawdę. W jego mniemaniu wakacje były okresem, w którym media wręcz pasożytowały na rozpoznawalnych czarodziejach. Waśnie wewnątrz Ministerstwa Magii przycichały, bo ludzie chcieli po prostu odpocząć przed jesienią, a chyba i ludzie woleli podczas słonecznego lata czytać o czymś przyjemniejszym niż kolejna fala zbrodni w Londynie o okolicach. Erikowi prawie było przykro, że zamierzał zaburzyć ten „spokój”.
❝On some nights, the moon thinks about ramming into Earth,
slamming into civilization like some kind of intergalactic wrecking ball.
On other nights, it's pretty content just to make werewolves.❞