• Londyn
  • Świstoklik
    • Mapa Huncwotów
    • Ulica Pokątna
    • Aleja horyzontalna
    • Ulica Śmiertelnego Nokturnu
    • Ministerstwo Magii
    • Klinika Św. Munga
    • Niemagiczny Londyn
    • Dolina Godryka
    • Little Hangleton
    • Wyspy Brytyjskie
    • Reszta świata
    • Zmieniacz czasu
    • Opisy lokacji
  • Dołącz do gry
  • Zaloguj się
  • Postacie
  • Accio
  • Indeks
  • Gracze
  • Accio
Secrets of London Poza schematem Wyspy Brytyjskie v
« Wstecz 1 … 5 6 7 8 9 10 Dalej »
[ 15.07.1972 ] – Hunting you I can smell you

[ 15.07.1972 ] – Hunting you I can smell you
Puszek Okruszek
It was a bad idea
Calling you up
kręcone, blond włosy | jasne, niebieskie oczy | jasna cera | mówi szybko, głośno | mocno gestykuluje | jej osoba cała żyje | 152 cm | 58 kg | nie jest wychudzona, ma trochę ciała, biust, na który czasami narzeka | ubiera: kolorowe spódnice, w kwiatowe wzory, koszulki na szerokich ramiączkach, wszelkiego rodzaju kamizelki, czasami sandały, a czasami wygodne, buty do chodzenia po lesie, jeśli udaje się w teren ubiera wygodne, luźne spodnie.

Kim Skamander
#1
21.01.2024, 18:22  ✶  
Geraldine Yaxley & Kim Skamander
Gdzieś na Wyspach Brytyjskich

Byłam tutaj nie służbowo, a prywatnie. Z siostrą Aska polowałyśmy na pióra Hipogryfa! Jarałam się jak Wendelina na stosie. Niesamowicie mocno, ale bardzo przyjemnie. Geraldine była naprawdę potężną kobietą, zazdrościłam jej wzrostu i tej pewności z jaką poruszała się po lasach. Sama znalazłam zlecenie na te pióra i przyleciałam do niej, aby zapytać, czy nie zechciałaby ze mną wykonać tego zadania. Ona mogła zgarnąć nagrodę, ja chciałam się czegoś nauczyć i była to zdecydowanie większa odskocznia od tego, że ktoś na Pokątnej źle zaparkował miotłę. Saaame nudy w tym BUMie i jeszcze do tego ten wkurzający Hades, który wyrasta czasami spod ziemi jak taki naprawdę pan Piekieł. Nie ufałam mu i nie chciałam mu ufać, niech spada pacan jeden.

– Ile zajmuje ci złapanie Hipogryfa? Gdzie zazwyczaj były ich leża jak miałaś taką ochotę? Nie zabijasz ich prawda? Zdarzyło ci się je zabić? One raczej szkodliwe nie są nie? Jak się ich nie drażni? – wyrzuciłam z siebie masę pytań. Sama wiedziałam dosyć sporo o zwierzętach i roślinach, ale wolałam się dopytać Gerladine, bo w sumie ona miała informacje z pierwszej ręki. Moje informacje były typowo książkowe lub z własnych obserwacji; nie zawsze były poprawne i prawdziwe.

Szelma
Yes, it's dangerous.
That's why it's fun.
Od czego warto zacząć? Ród Yaxley ma w swoich genach olbrzymią krew. Przez to właśnie Geraldine jest dosyć wysoka jak na kobietę, mierzy bowiem 188 cm wzrostu. Dba o swoją sylwetkę, jest wysportowana głównie przez to, że trenuje szermierkę, lata na miotle, biega po lasach. Przez niemalże całe plecy ciągnie się jej blizna - pamiątka po próbie złapania kelpie. Rysy twarzy dość ostre. Oczy błękitne, usta różane, diastema to jej znak rozpoznawczy. Buzię ma obsypaną piegami. Włosy w kolorze ciemnego blondu, gdy muska je słońce pojawiają się na nich jasne pasma, sięgają jej za ramiona, najczęściej zaplecione w warkocz, niedbale związane - nie lubi gdy wpadają jej do oczu. Na lewym nadgarstku nosi bransoletkę z zębów błotoryja, która wygląda jakby lewitowały. Porusza się szybko, pewnie. Głos ma zachrypnięty, co jest pewnie zasługą papierosa, którego ciągle ma w ustach. Pachnie papierosami, ziemią i wiatrem, a jak wychodzi z lasu do ludzi to agrestem i bzem jak jej matka. Jest leworęczna.

Geraldine Yaxley
#2
21.01.2024, 23:57  ✶  

Jej życie ostatnio trochę wywróciło się do góry nogami. Nie, żeby zazwyczaj nie było bardzo intensywne. Nawet Yaxley miała pewne granice. Theseus wyjechał, jakoś pod koniec marca, praktycznie wcale się nie odzywał. Kurewsko jej go brakowało, w końcu od czasu nauki w Hogwarcie był jej przyjacielem, później współpracownikiem, aż stał się również współlokatorem. Lubiła to życie z nim obok siebie, przywykła do jego obecności, dość istotne było to, że każde z nich miało swoją przestrzeń, często się mijali, ale kiedy przychodziła potrzeba spędzali również wspólne chwile. Teraz zniknął, nie było go wcale. Później był Mellvyn, z którym spędziła bardzo intensywny miesiąc, jaka była głupia, że myślała, że uda jej się go zmienić, że będzie chciał dla niej porzucić przyzwyczajenia. Zaangażowała się nawet w szukanie lekarstwa na tę nieszczęsną chorobę, poprosiła przyjaciół o wsparcie, a ten nie potrafił przestać ćpać. Próbowała, walczyła, nic to nie dało. Pewnego dnia po prostu zniknął. Nadal nie do końca to przetrawiła. Skoro nawet ćpun jej nie chciał, to cóż, najwyraźniej pozostawała jej samotność, to chyba nie byłoby aż takie najgorsze. Miała przy sobie brata, tyle, że poza nim pojawiła się ta jego znajoma, która też u niej zamieszkała. Ger nie do końca było to na rękę, szczególnie, że ją w tej chwili opuścili wszyscy najbliżsi, nawet Gio przestał się do niej odzywać. Nie chciała się na nich mścić przez swoje życiowe niepowodzenia, ale trochę zazdrościła im tego, że mają siebie nawzajem. Widziała jak Ast na nią patrzy, nie wnikała specjalnie w to, co ich łączył, musiała być dla niego ważna, skoro z nimi zamieszkała.

Jakoś tak wyszło, że nie odmówiła Kim pomocy w polowaniu na hipogryfa, szczególnie, że miały mu wyrwać tylko trochę piór, nic trudnego, szkoda by jednak było, żeby dziewczyna bez doświadczenia, sama próbowała to robić. Jeszcze by ją staranował.

Ger szła przed siebie pewnym krokiem, całkiem szybko. Zwalniała trochę, gdy zauważała, że Młoda nie może za nią nadążyć. - To zależy. - Mruknęła krótko, była to odpowiedź na każde pytanie, które jej zadała, a przynajmniej tak się wydawało Yaxley. W przeciwieństwie do swojej towarzyszki ona nie była specjalnie wylewna, nie należała do osób, które paplały na okrągło.

- Po kolei. Zabijam, jeśli przyjdzie taka potrzeba, czasem znajduję ranne, nie pozwalam im się męczyć. - Wolała to sprostować. - Musimy pójść w górę, tamte szczyty, zazwyczaj mają gniazda w kamieniach, bo ciężko jest się tam wdrapać. - Pokazała jej palcem na wzniesienie, które znajdowało się przed nimi.

Puszek Okruszek
It was a bad idea
Calling you up
kręcone, blond włosy | jasne, niebieskie oczy | jasna cera | mówi szybko, głośno | mocno gestykuluje | jej osoba cała żyje | 152 cm | 58 kg | nie jest wychudzona, ma trochę ciała, biust, na który czasami narzeka | ubiera: kolorowe spódnice, w kwiatowe wzory, koszulki na szerokich ramiączkach, wszelkiego rodzaju kamizelki, czasami sandały, a czasami wygodne, buty do chodzenia po lesie, jeśli udaje się w teren ubiera wygodne, luźne spodnie.

Kim Skamander
#3
28.01.2024, 19:52  ✶  

Gdybym wiedziała z czym teraz zmaga się Geraldine zapewne chciałabym ją w tej beznadziei wesprzeć. To fakt, miałam Aska, ale on był przy mnie od zawsze. Przylepiłam się do niego jak mucha do nieszczęsnego lepa, a on nie miał siły się mnie pozbyć. Mój tata czasami nazywał mnie wrzodem na tyłku, bo jak kogoś lubiłam to nie odpuszczałam. Wiedziałam kiedy powinnam odpuścić, ale w przypadku jej brata – on mnie w swoim życiu po prostu potrzebował. Byłoby beze mnie mu szaro i smutno. Byłam młoda i w swoim życiu jeszcze nie miałam tak podłego okresu jak miała Geraldine, ale uważałam, że teraz odkąd z nią zamieszkałam jej życie nabierze barw. Nie pozwolę na to, aby na jej ustach był jakiś ślad smutku i tęsknoty. Na takie rzeczy zawsze dobra była praca i bliscy. Może i czułam jej niechęć, ale spychałam ją w otchłań uczuć, które znaczenia nie miały.

W porównaniu do Yaxley byłam kurduplem, ale nie miałam zamiaru zwalniać jej jakoś szczególnie mocno. Asek nauczył mnie poruszania się szybko, często musiałam za nim truchtać, aby dorównać mu kroku, więc i teraz starałam się iść w odpowiednim tempie. Nie było ono zatrważające, bo nie pokonam siłą woli swoich ograniczeń, ale nauczyłam się szybko chodzić i tyle!

– W sumie to ma sens. Jeśli nie ma możliwości pomóc takiemu rannemu zwierzęciu to lepiej skrócić jego cierpienie. Mój tata nie lubił patrzeć na cierpiące zwierzęta, a nieraz takie spotykał. Kiedyś znalazł orlątko, które wypadło z gniazda. Samo nie przetrwałoby, miało złamane skrzydło, a gniazda nigdzie w okolicy nie było. Nawet jakby je zaniósł do gniazda to raczej zostałby na nim zapach mojego ojca, więc orlica by się nim raczej nie zajęła. Zaniósł je do jakiegoś mugolskiego rezerwatu i się nim tam zajęli – zaczęłam nawijać. Czasami zapominałam, że ludzi może to irytować, ale nic na to nie mogłam poradzić. – Nie byłam sama w sytuacji, w której musiałabym zabić jakieś stworzenie, ale podziwiam tych, którzy są w stanie to zrobić. Masz czasami trudności w ukróceniu cierpienia jakiegoś stworzenia? – czy brzmiałam jakbym robiła wywiad? Chyba nie, nie? Bogini powiedz mi, czy ja męczę Geraldine? – Miałaś jakieś nieprzyjemności z powodu swojego zawodu? Albo jacyś świrnięci obrońcy magicznych istot atakowali cię? – w sumie było to ciekawe.

Szelma
Yes, it's dangerous.
That's why it's fun.
Od czego warto zacząć? Ród Yaxley ma w swoich genach olbrzymią krew. Przez to właśnie Geraldine jest dosyć wysoka jak na kobietę, mierzy bowiem 188 cm wzrostu. Dba o swoją sylwetkę, jest wysportowana głównie przez to, że trenuje szermierkę, lata na miotle, biega po lasach. Przez niemalże całe plecy ciągnie się jej blizna - pamiątka po próbie złapania kelpie. Rysy twarzy dość ostre. Oczy błękitne, usta różane, diastema to jej znak rozpoznawczy. Buzię ma obsypaną piegami. Włosy w kolorze ciemnego blondu, gdy muska je słońce pojawiają się na nich jasne pasma, sięgają jej za ramiona, najczęściej zaplecione w warkocz, niedbale związane - nie lubi gdy wpadają jej do oczu. Na lewym nadgarstku nosi bransoletkę z zębów błotoryja, która wygląda jakby lewitowały. Porusza się szybko, pewnie. Głos ma zachrypnięty, co jest pewnie zasługą papierosa, którego ciągle ma w ustach. Pachnie papierosami, ziemią i wiatrem, a jak wychodzi z lasu do ludzi to agrestem i bzem jak jej matka. Jest leworęczna.

Geraldine Yaxley
#4
29.01.2024, 10:38  ✶  

Gerry nie dzieliła się z nikim swoimi problemami. Uważała, że to żałosne, że przejmuje się takimi pierdołami, a ona powinna być silna, a przynajmniej sprawiać takie pozory przed wszystkimi wokół. Wychowano ją w dosyć szorstki sposób, nikt nie przejmował się uczuciami zagubionej dziewczynki, zostało tak do dzisiaj. Wydawało jej się, że jest to zupełnie niepotrzebne, że i tak nikogo nie obchodzi, szczególnie teraz, kiedy jej przyjaciele ją opuścili. Może niepotrzebnie wdawała się w te relacje, gdyby ich do siebie nie dopuściła, nie czułaby tej straty, sama sobie zgotowała ten los. Nauczka na przyszłość - nigdy się do nikogo nie przywiązywać, bo wszyscy i tak odejdą, a ona zostanie sama. Będzie o tym pamiętać. Na pewno szybko się do nikogo nie zbliży. Taki już jej los, zresztą, czy sama nie wybrała takiej drogi? Ostatnio działała głównie lokalnie, kręcąc się po Wielkiej Brytanii, może czas wybrać się w dalszą podróż, aby zapomnieć o wszystkim i zatracić choć na chwilę.

Kim starała się dotrzymywać jej kroku, co spowodowało, że Ger uśmiechnęła się do siebie. Nie mogło to być dla niej łatwe, bo sięgała jej gdzieś do piersi, a może nawet niżej, ale dawała z siebie wszystko, żeby nie pozostawać w tyle. Musiała zresztą już nad tym pracować, skoro trzymała się z jej bratem. Lata praktyki na pewno robił swoje.

- Fakt, są takie rezerwaty, trudno jednak znaleźć dla każdego gatunku zwierząt w okolicy, szczególnie dla tych magicznych. - Nie wspomniała jeszcze o tym, że zdarza jej się też zabijać zwierzęta na zamówienie, nie wiedziała, czy chce mówić o tym dziewczynie, po co jej traumy, kiedy wydawała się być taka beztroska? Twórcy eliksirów potrzebowali bardzo różnych komponentów, zresztą to samo z krawcami, ona musiała im je dostarczyć. Zajmowała się tym, czym większość ludzi gardziła, bo jak to tak, zabijać te śliczne stworzonka, te komentarze wcale nie przeszkadzały im w noszeniu ubrań chociażby ze smoczej skóry. Jebani hipokryci. Przyzwyczaiła się do tego wzroku pełnego pogardy.

- Nie mam trudności. Zajmuję się tym od dziecka, Kim. To nie robi na mnie żadnego wrażenia. - Powinność, którą musiała zrobić i tyle. Ojciec przygotowywał ją od lat do tego, czym się zajmowała, dawno temu przestała czuć emocje związane ze śmiercią, zaczęło jej to sprawiać przyjemność, szczególnie, kiedy radziła sobie z coraz trudniejszymi przeciwnikami.

- Nieprzyjemności... - Zastanowiła się przez chwilę. - Ludzie nami gardzą, tak po prostu, stale, przyzwyczaiłam się do tego po prostu. - Była z nią szczera, bo dlaczego by nie?

Puszek Okruszek
It was a bad idea
Calling you up
kręcone, blond włosy | jasne, niebieskie oczy | jasna cera | mówi szybko, głośno | mocno gestykuluje | jej osoba cała żyje | 152 cm | 58 kg | nie jest wychudzona, ma trochę ciała, biust, na który czasami narzeka | ubiera: kolorowe spódnice, w kwiatowe wzory, koszulki na szerokich ramiączkach, wszelkiego rodzaju kamizelki, czasami sandały, a czasami wygodne, buty do chodzenia po lesie, jeśli udaje się w teren ubiera wygodne, luźne spodnie.

Kim Skamander
#5
29.01.2024, 20:58  ✶  

W moim domu relacje były wyważone. Matka starała się nas kochać, ale z drugiej strony nauczona była powściągliwości i nieufności, więc próbowała nam to wpoić. Ojciec za to kochał ludzi, podróże i zawsze okazywał tej miłości jak najwięcej. Czasami wręcz przytłaczał. Zawsze zwracał uwagę na potrzeby innych i wydaje mi się, że to właśnie kochała moja mama. Dlatego tak mocno przeżyła jego stratę. Podejrzewam też, że to był powód, dla którego próbowała mnie przy sobie trzymać, bo byłam odrobinę podobna do ojca. Raczej też nie zrażałam się do ludzi z byle powodu, doświadczenia traktowałam jako punkcik na liście do odhaczenia, zawody miłosne, przyjaźnie utracone wszystko miało w moim sercu miejscu i budowało mnie jako człowieka. Nie traciłam siły, leciałam dalej. Jedyna osoba o jaką walczyłam był właśnie Astaroth, którego utraty bym nigdy nie zniosła.

Spotkałam na swojej drodze nie jednego kłusownika, czasami im pomagałam, ale nigdy nie uczestniczyłam w mordowaniu innego zwierzęcia. Chyba jeszcze nie byłam na to gotowa, ale to kwestia nauki, kwestia nastawienia i odpowiednich priorytetów. Bolało mnie myślenie o tym, że mogłabym zabić niewinna istotkę, ale komponenty do eliksirów były potrzebne, ludzie od tego też byli potrzebni, prawda?

Pokiwałam głową, gdy wspomniała o tym, że zajmuje się tym od dziecka. Ciekawe, czy gdybym wychowała się przez Yaxleyów byłabym taka jak ona. Hm… Być jak Gerladine – to byłoby ciekawe i stwarzające wyzwania, nie? Na pewno byłoby ciekawiej niż w samym BUMie.

– Ja chyba jeszcze nikim nigdy nie gardziłam – stwierdziłam w zamyśleniu. Rozejrzałam się dookoła i zerknęłam w niebo, ale ani śladu Hipogryfa. – W sumie nie wiem, czy ktoś gardzi mną – OMG! Chciałabym wiedzieć, czy ktoś mną gardzi. To byłaby ciekawa rozmowa. – Tędy – odparłam i ominęłam jeden głaz, powoli zaczęłyśmy wspinać się już bardziej w górę niż wcześniej.

Szelma
Yes, it's dangerous.
That's why it's fun.
Od czego warto zacząć? Ród Yaxley ma w swoich genach olbrzymią krew. Przez to właśnie Geraldine jest dosyć wysoka jak na kobietę, mierzy bowiem 188 cm wzrostu. Dba o swoją sylwetkę, jest wysportowana głównie przez to, że trenuje szermierkę, lata na miotle, biega po lasach. Przez niemalże całe plecy ciągnie się jej blizna - pamiątka po próbie złapania kelpie. Rysy twarzy dość ostre. Oczy błękitne, usta różane, diastema to jej znak rozpoznawczy. Buzię ma obsypaną piegami. Włosy w kolorze ciemnego blondu, gdy muska je słońce pojawiają się na nich jasne pasma, sięgają jej za ramiona, najczęściej zaplecione w warkocz, niedbale związane - nie lubi gdy wpadają jej do oczu. Na lewym nadgarstku nosi bransoletkę z zębów błotoryja, która wygląda jakby lewitowały. Porusza się szybko, pewnie. Głos ma zachrypnięty, co jest pewnie zasługą papierosa, którego ciągle ma w ustach. Pachnie papierosami, ziemią i wiatrem, a jak wychodzi z lasu do ludzi to agrestem i bzem jak jej matka. Jest leworęczna.

Geraldine Yaxley
#6
30.01.2024, 23:57  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 30.01.2024, 23:58 przez Geraldine Yaxley.)  

Gerry bezwzględnie przejęła większość cech swojego ojca, co zdecydowanie nie odpowiadało matce. Jennifer bowiem została wychowana w rodzinie, w której nie do końca widziano kobiety w tym, czym zajmowała się jej córka. Zresztą była ich jedyną córką, widziała ją w nieco innej roli. Już jako dzieciak Gerry przez swój dosyć ognisty temperament pakowała się w kłopoty, często zdarzały się skargi ze szkoły, bo pakowała się w kłopoty, była daleka od ideału, jakim jej matka chciała, żeby była. Nie ma się co oszukiwać, brakowało jej oczekiwanej delikatności i dziewczęcości, ojciec nie miał z tym najmniejszego problemu, przymykał oko na jej wybryki, bo potrafiła go zaskoczyć umiejętnościami, którymi nie powstydziłby się niejeden chłopiec, jednak dla matki nigdy nie było to wystarczające. Nie umiały się dogadać, niemalże od zawsze, także szybko uciekła z domu i trzymała się od niego z daleka, aby uniknąć niewygodnych pytań, które padały za każdym razem, gdy się tam pojawiała. Tak było zdecydowanie wygodniej. Zdarzało się jej odwiedzać ojca w tajemnicy przed matką, bo akurat za nim naprawdę tęskniła, łączyła ją z nim silna więź, bardzo też doceniała jego rolę i zaufanie, dzięki czemu znajdowała się aktualnie w tym miejscu, w którym była. Naprawdę czuła, że zawodowo wszystko idzie po jej myśli, szkoda tylko, że inne dziedziny życia przy tym kulały, no ale nie można mieć przecież wszystkiego, czyż nie?

Ona sama nie umiała się sobie wyobrazić w innym miejscu, bo kim mogłaby zostać, jeśli nie myśliwą? Do tego została wyszkolona, to było celem jej życia, nigdy nawet nie zastanawiała się nawet na tym, co innego mogłaby robić. Nie pasowała do ministerstwa, nudziłaby ją praca za biurkiem (co zresztą miała szansę sprawdzić, kiedy była na stażu w ministerstwie).

- To dobrze o tobie świadczy Kim. - Dodała z uśmiechem słysząc jej kolejne słowa. Skamander wydawała się jej taka delikatna i niewinna. Nigdy jakoś specjalnie nie myślała o tym, jak właściwie doszło do tego, że przyjaźniła się z jej bratem, może lepiej, że tego nie wiedziała.

- Wydaje mi się, że lepiej żyć w błogiej nieświadomości. - To było prostsze i nie przynosiło dylematów moralnych, które czasem męczyły Yaxley.

- Dasz radę się tam wspiąć? - Wolała się upewnić, żeby nie musieć później zdrapywać resztek jej truchła z tych kamieni. Sama zaś ruszyła przed siebie bez mniejszego zawahania.

Puszek Okruszek
It was a bad idea
Calling you up
kręcone, blond włosy | jasne, niebieskie oczy | jasna cera | mówi szybko, głośno | mocno gestykuluje | jej osoba cała żyje | 152 cm | 58 kg | nie jest wychudzona, ma trochę ciała, biust, na który czasami narzeka | ubiera: kolorowe spódnice, w kwiatowe wzory, koszulki na szerokich ramiączkach, wszelkiego rodzaju kamizelki, czasami sandały, a czasami wygodne, buty do chodzenia po lesie, jeśli udaje się w teren ubiera wygodne, luźne spodnie.

Kim Skamander
#7
15.02.2024, 22:30  ✶  

Moja rodzina była specyficzna. Ojca nigdy nie było w domu, matki również. Siostra też była sama dla siebie, ale nigdy nie brakowało mi ciepłych relacji, przywiązań i tej nitki porozumienia. Z mamą było odrobinę inaczej, bo starała się nas wszystkich chronić zbyt mocno. Narzucała nam swoją wolę, a zwłaszcza mi. Chciała, abym była blisko niej, abym podążyła w jej ślady, a nie w ślady ojca. Wystarczyło, że moja starsza siostra poszła za ojcem, nie chciała jeszcze stracić mnie. Czułam to, ale to przynosiło odwrotny efekt niż oczekiwała.

Jeśli chodziło o moją wiedzę o życiu to była ona dosyć spora. Może wyglądałam niewinnie, uroczo, byłam beztroska, ale widziałam swoje, podróżowałam sporo, poznałam ogrom ludzi i zyskałam również wrogów. Zdobyłam sporą wiedzę na temat roślin i zwierząt. Miałam nadzieję, że Geraldine będzie zachwycona ze współpracy ze mną.

– Mnie to ciekawi. Chętnie dowiedziałabym się, co sprawia, że inna osoba mnie nie lubi, co robię, że mną gardzi. To jest fascynujące – odparłam – Jasne. Byłam w wielu miejscach na świecie – uśmiechnęłam się do niej promiennie i zaczęłam wspinać.

W pewnym momencie musiałyśmy się zabezpieczyć przed upadkiem. Odkąd zmarł mój ojciec miałam większy dystans do takich wspinaczek, ale nie bałam się. Nie chciałam odczuwać strachu, nie chciałam, aby miał nade mną władzę. W końcu dotarliśmy w okolice leża hipogryfa. Nie chciałam mu zrobić krzywdy, ale razem z Yaxley powinno pójść jak z płatka.

– Jak się do tego zabieramy? – zapytałam szeptem.

Szelma
Yes, it's dangerous.
That's why it's fun.
Od czego warto zacząć? Ród Yaxley ma w swoich genach olbrzymią krew. Przez to właśnie Geraldine jest dosyć wysoka jak na kobietę, mierzy bowiem 188 cm wzrostu. Dba o swoją sylwetkę, jest wysportowana głównie przez to, że trenuje szermierkę, lata na miotle, biega po lasach. Przez niemalże całe plecy ciągnie się jej blizna - pamiątka po próbie złapania kelpie. Rysy twarzy dość ostre. Oczy błękitne, usta różane, diastema to jej znak rozpoznawczy. Buzię ma obsypaną piegami. Włosy w kolorze ciemnego blondu, gdy muska je słońce pojawiają się na nich jasne pasma, sięgają jej za ramiona, najczęściej zaplecione w warkocz, niedbale związane - nie lubi gdy wpadają jej do oczu. Na lewym nadgarstku nosi bransoletkę z zębów błotoryja, która wygląda jakby lewitowały. Porusza się szybko, pewnie. Głos ma zachrypnięty, co jest pewnie zasługą papierosa, którego ciągle ma w ustach. Pachnie papierosami, ziemią i wiatrem, a jak wychodzi z lasu do ludzi to agrestem i bzem jak jej matka. Jest leworęczna.

Geraldine Yaxley
#8
17.02.2024, 23:42  ✶  

Gerry nigdy nie mogła narzekać na zainteresowanie rodziców. Czasem było, aż zbyt wielkie. Jej matka bardzo mocno próbowała wpłynąć na to, jak dziewczyna się zachowuje. Niestety ojciec w tym przypadku wygrał. To on się stał wzorem do naśladowania dla Gerry, to on zawsze jej imponował, chciała mu dorównać, być takim wyśmienitym łowcą jak on. Z czasem dotarło do niej, że udało jej się spełnić to marzenie, naprawdę czuła, że to osiągnęła. Była z tego bardzo dumna, bo od zawsze było to jej marzeniem. Gerard ją doceniał, co również było dla niej ważne, w przeciwieństwie do Jennifer, która ciągle sugerowała, że coś robi nie tak. Jednak nie ma rodzin idealnych.

Czy była zachwycona współpracą z Kim? Nie była przyzwyczajona do współpracy z kimkolwiek. Najlepiej przychodziło jej działanie samej, także może nie do końca. Nie skreślała jednak dziewczyny, podobało jej się to, że miała werwę i energię, oraz chęć zaangażowania się w jej sprawy. Dała jej szansę. Nie bez powodu jej brat się nią interesował, a przynajmniej tak się jej wydawało. Może widziała w nich też to, co kiedyś łączyło ją z Thesem, ich relacja z czasem się zmieniła i była chyba bardziej typowo przyjacielska, jednak pamiętała młodzieńcze czasy, kiedy była nim zauroczona.

- Jak dla mnie, nie ma po co się interesować takimi rzeczami. Ciekawić tym, co miłego o nas mówią i dlaczego, to może nam pozwolić być lepszymi ludźmi. Pozytywna energia bardziej zachęca do działania. - Przynajmniej tak się wydawało pannie Yaxley. Gdyby za bardzo brała do siebie te wszystkie negatywne opinie, to cóż, mogłaby się załamać, gdyby ktoś był słabszy od niej to na pewno by to zrobił.

Udało im się wspiąć na szczyt góry. Zbliżały się do zwierzęcia, jeszcze chwila i będą je miały w zasięgu wzroku. - Najprościej będzie go unieruchomić, będziemy miały pewność, że nie zrobi nam krzywdy, później wyrwiemy trochę piór i spadamy, żeby nas nie dogonił. - Taki był jej plan, czekała na opinię Kim, żeby nie było, nie chciała robić nic przeciwko jej.

« Starszy wątek | Nowszy wątek »

Użytkownicy przeglądający ten wątek:
Podsumowanie aktywności: Geraldine Yaxley (1529), Kim Skamander (1128)




  • Pokaż wersję do druku
  • Subskrybuj ten wątek

Przydatne linki
Kolejeczka
Tryb normalny
Tryb drzewa