Gdzieś na Wyspach Brytyjskich
Byłam tutaj nie służbowo, a prywatnie. Z siostrą Aska polowałyśmy na pióra Hipogryfa! Jarałam się jak Wendelina na stosie. Niesamowicie mocno, ale bardzo przyjemnie. Geraldine była naprawdę potężną kobietą, zazdrościłam jej wzrostu i tej pewności z jaką poruszała się po lasach. Sama znalazłam zlecenie na te pióra i przyleciałam do niej, aby zapytać, czy nie zechciałaby ze mną wykonać tego zadania. Ona mogła zgarnąć nagrodę, ja chciałam się czegoś nauczyć i była to zdecydowanie większa odskocznia od tego, że ktoś na Pokątnej źle zaparkował miotłę. Saaame nudy w tym BUMie i jeszcze do tego ten wkurzający Hades, który wyrasta czasami spod ziemi jak taki naprawdę pan Piekieł. Nie ufałam mu i nie chciałam mu ufać, niech spada pacan jeden.
– Ile zajmuje ci złapanie Hipogryfa? Gdzie zazwyczaj były ich leża jak miałaś taką ochotę? Nie zabijasz ich prawda? Zdarzyło ci się je zabić? One raczej szkodliwe nie są nie? Jak się ich nie drażni? – wyrzuciłam z siebie masę pytań. Sama wiedziałam dosyć sporo o zwierzętach i roślinach, ale wolałam się dopytać Gerladine, bo w sumie ona miała informacje z pierwszej ręki. Moje informacje były typowo książkowe lub z własnych obserwacji; nie zawsze były poprawne i prawdziwe.