adnotacja moderatora
Rozliczono - Brenna Longbottom - osiągnięcie Badacz tajemnic IV
- Dlaczego takie rzeczy zawsze dzieją się w Little Hangleton? - zapytała Brenna Longbottom pewnej deszczowej, lipcowej nocy, stojąc na tyłach domu do niedawna należącego do Elizabeth Fawley.
Dom był duży i stary, ale za dnia zapewne wyglądałby zupełnie normalnie. Wznieśli go mugole, dobre sto lat temu, później odkupiła go Fawleyówna - trudno powiedzieć, dlaczego, bo i tuż za płotem, i po drugiej stronie ulicy znajdowały się domy niemagicznych ludzi - a wreszcie, gdy postanowiła się wyprowadzić, został kupiony przez mugola. Taaak... za dnia to miejsce pewnie nie miałoby w sobie niczego upiornego, ale teraz, nocą, na tle nieba, raz za razem przecinanego przez błyskawice, budynek jawił się jako dom prosto z koszmarów.
Zwłaszcza, jeśli wiedziało się, że ktoś niedawno w nim zginął.
Archi który kupił dom Elizabeth Fawley, miał zamiar go wyremontować i odsprzedać w wyższej cenie. Nie zdążył. Ledwo kilka dni po dokonaniu zakupu zginął w okolicznościach, które mugolska policja uznała za "tajemnicze". Na tyle, że jego śmierci nie sklasyfikowano od razu ani jako wypadku, ani samobójstwa. I te tajemnicze okoliczności ściągnęły tutaj Brennę i Mavelle. Jeżeli faktycznie doszło tylko do zwykłego, choć nieco dziwacznego wypadku albo nawet Archiego , sprawa w żaden sposób nie dotyczyła magicznego świata ani BUMu.
Jeśli jednak Elizabeth Fawley zostawiła po sobie celowo jakieś niespodzianki, było to przestępstwo i to poważne, bo narażało świat czarodziejów na wykrycie oraz doprowadziło do śmierci przypadkowej ofiary. W takiej sytuacji ona powinna zostać odnaleziona, dokądkolwiek by nie wyjechała, a sam dom musieli „rozbroić” pracownicy departamentu, zajmującego się niewłaściwym użyciem przedmiotów mugoli. Jeżeli jakiś magiczny w tym domu czegoś szukał i to on dopadł Archiego – tym bardziej była to sprawa dla Departamentu Przestrzegania Prawa Czarodziejów. Tak czy siak po domu należało się rozejrzeć. A że wokół było kilka domków, w których mieszkała masa mugoli, teraz bardzo czujnych po tajemniczej śmierci sąsiada… należało te oględziny przeprowadzić w miarę bezpiecznie.
– Chociaż nie, cofam to, widma wylazły w Dolinie. Czujesz coś podejrzanego, Mav? W ogóle w tym deszczu jesteś w stanie wyczuć cokolwiek? – spytała jeszcze, rozglądając się i upewniając, że punktu, który wybrała na przedostanie się na drugą stronę posesji nie widać z żadnego z pobliskich domów. A potem po prostu podciągnęła się i przeskoczyła przez płot. Z dwojga złego wolała, aby ktoś ewentualnie dojrzał kobietę skaczącą przez ogrodzenie niż taką, która pojawiła się przed budynkiem znikąd…
Jej stopy zapadły się w błoto i omal się nie poślizgnęła. Z dużym wyczuciem dramatyzmu zagrzmiało gdzieś w pobliżu. Wilgotne włosy przylgnęły do twarzy i szyi Brenny, krople deszczu spływały za kołnierz. Ubranie, chronione jeszcze przez chwilę zaklęciem, które rzuciła, nim się tu pojawiły, na całe szczęście pozostawało suche. Podobnie jak rękawiczki, o które zadbała, by przypadkiem niemagiczna policja nie znalazła tutaj jej odcisków palców – wprawdzie nie mogliby ich znaleźć w żadnej bazie, nie chciała jednak zostawić żadnych śladów, które mogłyby zintensyfikować śledztwo.
Pogoda była paskudna, ale w połączeniu z późną porą praktycznie zniwelowała szansę na to, że w okolicy pojawi się jakiś spacerowicz. Albo że zostaną zobaczone przez okna, jeśli wyjrzeliby przez nie sąsiedzi. Zwłaszcza że Brenna sama ledwo widziała cokolwiek w ciemnościach: nie próbowała jednak używać lumos, póki były na zewnątrz. Magiczny blask mógłby ściągnąć czyjąś uwagę.
Don't promise to live forever. Promise to forever live while you're alive.