• Londyn
  • Świstoklik
    • Mapa Huncwotów
    • Ulica Pokątna
    • Aleja horyzontalna
    • Ulica Śmiertelnego Nokturnu
    • Ministerstwo Magii
    • Klinika Św. Munga
    • Niemagiczny Londyn
    • Dolina Godryka
    • Little Hangleton
    • Wyspy Brytyjskie
    • Reszta świata
    • Zmieniacz czasu
    • Opisy lokacji
  • Dołącz do gry
  • Zaloguj się
  • Postacie
  • Accio
  • Indeks
  • Gracze
  • Accio
Secrets of London Scena główna Niemagiczny Londyn v
« Wstecz 1 2 3 4 5 6 Dalej »
[30.07.72] Śladem Tymoteusa Salta

[30.07.72] Śladem Tymoteusa Salta
Tło narracyjne
koniecpsot1972
zasady korzystania
rzuty kością
Czarodziej nieznanego statusu krwi, będący baśniopisarzem oraz autorem książki Baśnie Barda Beedle'a. Żył w XV wieku, ale większość jego życia pozostaje dla nas tajemnicą.

Bard Beedle
#1
02.02.2024, 21:34  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 14.04.2024, 21:22 przez Morrigan.)  
adnotacja moderatora
Rozliczono - Brenna Longbottom - osiągnięcie Bajarz IV

wiadomość pozafabularna
Sesję prowadzi Brenna L.
Zadanie rekrutacyjne do Zakonu Feniksa, powiązane z fabułą Tropem przepowiedni.

Zadanie mogło wydawać się trochę absurdalne.
Może było po prostu częścią czegoś więcej: istniał jakiś większy obrazek, a Vincentowi Prewettowi przedstawiono na razie tylko jego fragment. A może tak naprawdę stanowiło test, sprawdzenie, co zrobi z informacjami, jak poradzi sobie z wypełnieniem zadania - Brenna wprawdzie nie miała powodów, aby wątpić w jego umiejętności, ale przecież była tylko częścią organizacji, a inni niekoniecznie musieli od razu mu zaufać?
Tak czy inaczej, miał namierzyć Tymoteusa Salta, byłego żeglarza, autora pewnego wiersza, opowiadającego o wyspie. O mężczyźnie w ciągu ostatnich kilku godzin Brennie udało się ustalić, że ma około siedemdziesięciu lat - i nie pływał już od dekady z powodu obrażeń, jakie odniósł na morzu. Nigdy nie ukończył Hogwartu, edukację zamknął na etapie niezdalnych SUMów. Mieli jego zdjęcie, ale czarno białe, niewyraźne, sprzed kilku ładnych lat, przedstawiające go wraz z grupą marynarzy - z których większość zginęła podczas ostatniego, feralnego rejsu. Jego trop urywał się gdzieś na Nokturnie - nie było nawet pewne, czy żyje.
I wiele wskazywało na to, że zamieszkał właśnie tam nie tylko dlatego, że nie miał pieniędzy.
Tymoteus Salt przed kimś się ukrywał.
Vincent mógł poprosić o asystę – czy Brenny czy kogoś jeszcze – ale pytaniem pozostawało, czy skuteczniej nie będzie działał w pojedynkę…
*

Vincent miał trzy atuty, które sprawiały, że istniała szansa, że sprosta temu  zadaniu - nie należącemu wcale do prostych.
Posiadał znajomości w półświatku, potrafił zastraszać i był bogaty. Mógł więc skorzystać ze swoich kontaktów, tego i owego zmusić do odpowiedzi, a jeszcze kogoś przekupić. W ten czy inny sposób w jego ręce trafiły trzy tropy - i pozostawało mu zdecydować, za którym z nich zdecyduje się podążyć. Wybranie jednego niekoniecznie musiało oznaczać, że spali dwa pozostałe mosty, nie mógł jednak wykluczyć, że właśnie tak się stanie - istniała w końcu szansa, że jeżeli Salt żyje, informacje o tym, że ktoś znów go szuka, dotrą do jego uszu.
Po pierwsze, jeden ze znajomych z półświatka pamiętał Salta - był on lata temu częstym klientem pewnego burdelu i podobno zakochał się w jednej z pracownic, i tuż przed swoim zniknięciem pomógł jej opuścić zamtuz. Charłaczka Colette, obecnie licząca sobie pięćdziesiąt dekad, mieszkała w jednej z podlejszych dzielnic niemagicznego Londynu i niewykluczone, że wiedziała coś o Tymoteusie.
Po drugie, za parę monet jedna z męt Nokturnu wskazała Prewettowi człowieka ze zdjęcia: nie Tymoteusa wprawdzie, ale mężczyznę, który stał na fotografii tuż obok niego, prawdopodobnie jedynego poza Saltem wciąż żywego z załogi Białej Księżniczki. Wspomniał, że jest prawie pewny, że ten (albo ktoś bardzo podobny - zdjęcie w końcu wykonano jakieś dwadzieścia lat temu) każdego tygodnia o podobnej porze pije w Białym Wiwernie na Nokturnie. Być może miał jakieś informacje o dawnym koledze...?
Po trzecie wreszcie, ktoś słyszał, że Salt był widziany kiedyś w pewnym rejonie podziemnych ścieżek. Być może pokręcenie się tam i popytanie mogło przynieść jakieś informacje – chociaż każde zejście na podziemne ścieżki, zwłaszcza w pojedynkę, należało do ryzykownych…


Zdecyduj, którą drogą podążasz: osadź Vincenta albo w Białym Wiwernie, albo przed mieszkaniem Colette, albo wchodząc do podziemnych ścieżek. (Poproszę o przesunięcie sesji jak coś do właściwego działu.)
Nie ma tutaj złych wyborów. Decyzja wpłynie jedynie na scenariusz oraz które dokładnie informacje Vincent ma szansę uzyskać, ale każda wybrana droga daje takie same szanse na znalezienie tych danych, które są kluczowe dla Zakonu.
Widmo
Nie mam nic do ludzi.
Nawet szacunku.
Co się rzuca w oczy, gdy do pomieszczenia wchodzi ON? Jego wzrost (197 cm). Jest gigantem, umięśniony, dba o to, aby być silnym fizycznie. Jest to jego atut. Ma na ciele sporo blizn ze spotkań z niebezpiecznymi stworzeniami. Zwykle ma zarost na twarzy, kręcone włosy i ciemne jak otchłań piekła oczy, które patrzą na ludzi z nienawiścią, a na zwierzęta z obsesyjną miłością. Jeśli pracuje, nie spodziewa się gości ubiera się niedbale, byle jak, bez patrzenia na modę. Jeśli idzie do ludzi, brata, rodziny to ubiera się w skrojone na jego miarę garnitury, koszule, kamizelki (ale za tym nie przepada).

Vincent Prewett
#2
06.02.2024, 21:58  ✶  

Vincent nigdy nie wiedział kiedy powinno odczuwać się stres. Miał dni kiedy nie spał pół nocy, bo myślał o czymś intensywnie, ale zwykle za bardzo niczego nie roztrząsał. Potrafił mieć pustkę w głowie i było to dla niego naturalne, potrafił wyłączyć zbyt intensywne myślenie w odpowiednich sytuacjach. Stres objawiał się u niego koszmarami, czasami krzyczał przez sen nie będąc nawet tego świadomym, ale o dziwo teraz jego głowa była spokojna. Czuł, że to zadanie to test, sprawdzenie jego wiedzy i przede wszystkim udowodnienie, że można mu ufać. Wiedział, że Brenna mu na pewno ufała, ale reszta zakonników? Nie wiedział kim byli, nie poznał wszystkich. Wiedział, że mogli mu nie ufać. Sam nie ufałby obcym w takich sytuacjach, więc rozumiał to?

Zdjęcie, które trafiło w jego ręce i informacja od Brenny były informacjami powierzchownymi, ale uruchomił swoje kontakty w odpowiednim miejscu, uzył trochę pieniędzy, aby wydobyć pewne intersującego go rzeczy, a nawet w pewnym momencie musiał użyć swojego uroku osobistego, aby przekonać kogoś grzecznie, że te informacje są jak najbardziej odpowiednie dla jego własnych uszu. Dowiedział się trzech rzeczy, ale skupił się na pierwszej. Reszte sprawdzi później, a jeśli nie wystarczy czasu to powie Brennie – zwłaszcza o drugim mężczyźnie ze zdjęcia. Charłaczka była teraz jak najbardziej prostym zadaniem. Przepytanie kobiety nie powinno być trudne, prawda?

W końcu dotarł do mieszkania Colette i stanął przed drzwiami owego miejsca. Rozejrzał się jeszcze nim zapukał i cicho westchnął. Uniósł dłoń, uderzył trzy razy i poczekał. Postarał się nawet wyglądać w miarę przyjaźnie, ubrał się po mugolsku ze względu na to, że znajdował się w niemagicznym Londynie. Starał się też nie wyglądać na bogacza, ani snoba, aby nie musieć się rozprawiać niepotrzebnie z jakimiś złodziejami z okolicy. Miał krótko ogoloną i zadbaną brodę, włosy zaczesane do tyłu kręciły się lekko przy końcówkach. Zawsze miał dobrą charyzmę i ludzie lubili z nim rozmawiać, ale zwykle wykorzystywał ją do straszenia, a nie koniecznie przekonywania do gadania. Gdy usłyszał jakiś ruch za drzwiami uśmiechnął się naturalnie. W kieszeni miał schowane trochę pieniędzy w razie czego.

Tło narracyjne
koniecpsot1972
zasady korzystania
rzuty kością
Czarodziej nieznanego statusu krwi, będący baśniopisarzem oraz autorem książki Baśnie Barda Beedle'a. Żył w XV wieku, ale większość jego życia pozostaje dla nas tajemnicą.

Bard Beedle
#3
06.02.2024, 23:07  ✶  
Drzwi uchyliły się nieco. Zaledwie na szerokość dłoni. Były zablokowane za pomocą solidnego łańcuszka, tak aby ktoś, kto chciałby otworzyć je szerzej nie miał ku temu wielkiego pola manewru. Colette najwyraźniej była ostrożną osobą.
Vincent nie widział całej jej postaci. Zaledwie fragment twarzy, włosy, ciemną, domową sukienkę. Słyszał, że miała jakieś czterdzieści lat, chociaż wyglądała trochę młodziej. Kiedyś musiała być bardzo piękna, a i teraz wciąż dało się określić ją jako ładną czy może przystojną: czas był dla niej łaskawy. Może odziedziczyła po swoich przodkach jednak jakąś drobinę magii, nie dość, aby czarować, ale dość, aby nieco przedłużyło jej to życie?
Oczy miała wielkie, zielononiebieskie i choć w ich kącikach czaiły się zmarszczki, a w rozpuszczonych, ciemnych włosach widać było wiele srebrzystych nitek, dało się łatwo zrozumieć, czym uwiodła Tymoteusa Salta do tego stopnia, że pomógł jej opuścić burdel i zadbał o to, aby mogła wygodnie żyć w niemagicznym Londynie.
Była, rzecz jasna, dużo niższa od Vincenta. Nie wydawała się jednak przestraszona jego aparycją. Czy sprawiał to uśmiech, czy ktoś, kto pracował niegdyś na Nokturnie, nie był po prostu strachliwy? Zadarła głowę i utkwiła spojrzenie w jego twarzy, a potem zacmokała.
- Prewett - skwitowała. Najwyraźniej chociaż była charłaczką i odeszła do niemagicznego świata, miała jakieś kontakty w magicznym świecie i śledziła, co się tam dzieje...? A może... - Jeden z twoich krewnych był kiedyś moim klientem. Bardzo go przypominasz - oświadczyła sucho. Och, tak, to wszystko wyjaśniało. I nie zamierzała kryć, że go rozpoznała. Ani swojej profesji: domyślała się, że to coś z czasów tamtej pracy sprowadziło go na jej próg. - Czego życzy sobie od biednej charłaczki wielki czarodziej czystej krwi? Zakładam, że nie skorzystać z moich usług. Raz, rzuciłam to, dwa, nie wyglądasz chłoptasiu, jakbyś musiał szukać kurew aż w niemagicznym Londynie. Na Nokturnie znajdziesz młodsze i chętniejsze.
Widmo
Nie mam nic do ludzi.
Nawet szacunku.
Co się rzuca w oczy, gdy do pomieszczenia wchodzi ON? Jego wzrost (197 cm). Jest gigantem, umięśniony, dba o to, aby być silnym fizycznie. Jest to jego atut. Ma na ciele sporo blizn ze spotkań z niebezpiecznymi stworzeniami. Zwykle ma zarost na twarzy, kręcone włosy i ciemne jak otchłań piekła oczy, które patrzą na ludzi z nienawiścią, a na zwierzęta z obsesyjną miłością. Jeśli pracuje, nie spodziewa się gości ubiera się niedbale, byle jak, bez patrzenia na modę. Jeśli idzie do ludzi, brata, rodziny to ubiera się w skrojone na jego miarę garnitury, koszule, kamizelki (ale za tym nie przepada).

Vincent Prewett
#4
08.02.2024, 14:16  ✶  

Nie próbował ukryć swojego zaskoczenia, że wiedziała kim był. Uznał, że nie będzie musiał tak kręcić i udawać. Może będzie łatwiej się czegokolwiek dowiedzieć? To nie powinno być trudne, aby porozmawiać z jakąś charłczaką, nie? Zdawał sobie sprawę, że kobieta może nie chcieć z nim współpracować ze względu na jej relacje z poszukiwanym. No nic, nie zamierzał gdybać, a jedynie działać. Przyjrzał się kobiecie uważnie i dostrzegł w niej tę urodę, którą mogłaby uwieść niejednego mężczyznę w swojej przeszłości. Zawodu jej też nie oceniał, bo w sumie zazwyczaj nie była to wina kobiet, że wybierały taką pracę. Gdyby nie było osób potrzebujących takich zawodów to nie byłoby takich zawodów – proste. Sam nigdy nie skorzystał z takich usług i raczej nie zamierzał. 

– Nie, nie potrzebuję tych usług. Przyszedłem zapytać o pewnego mężczyznę z twojej przeszłości. Nie będę owijać też w piękne słowa i kłamstwa. Mógłbym wejść? To nie jest odpowiednie miejsce do rozmów – odparł rozglądając się dookoła. Oczywiście czujność zachowywał, oczywiście był przygotowany na atak nawet ten magiczny. Raczej nie ufał tak po prostu ludziom i nie sądził, aby Colette też była osobą godną zaufania.

Starał się też nie wyglądać groźnie, uśmiechał się szczerze, a doskonale wiedział jak działał jego wzrost wobec takich osób jak starsze, małe, bezbronne kobiety. Czuł, że ona nie wykazuje się strachem, ale to tylko potęgowało u niego czujność. W końcu nie wiedział, co działo się za drzwiami, nie wiedział, czy nie miała tam jakiegoś mężczyzny, który mógłby przypuścić na niego atak nie? Próbował też karcić siebie za ten brak zaufania, ale czujności nigdy za wiele, a zwłaszcza w takich czasach.


Rzut na percepcję
Rzut N 1d100 - 37
Akcja nieudana


Rzut na charyzmę
Rzut Z 1d100 - 36
Slaby sukces...
Tło narracyjne
koniecpsot1972
zasady korzystania
rzuty kością
Czarodziej nieznanego statusu krwi, będący baśniopisarzem oraz autorem książki Baśnie Barda Beedle'a. Żył w XV wieku, ale większość jego życia pozostaje dla nas tajemnicą.

Bard Beedle
#5
08.02.2024, 15:22  ✶  
- Dlaczego mnie to nie zaskakuje? - spytała retorycznie Colette. Uśmiechnęła się, ale ten uśmiech nie objął jej zieloniebieskich oczu, które pozostały chłodne, zdawały się jakby... dalekie. Morska otchłań. Kto wie, może gdzieś w krwi Colette płynęła morska woda, odrobina krwi selkie, za mało jednak, aby mogła śpiewać jak one, łudzić swoją mocą, w ogóle władać magią? - Zawsze chodzi o mężczyznę. Albo kobietę. Ewentualnie jeszcze o pieniądze, władzę albo potęgę. Co z tych sprowadziło tutaj ciebie, chłopcze?
Trudno powiedzieć, co ją przekonało. Może uznała, że inaczej nie pozbędzie się Vincenta, może przekonał ją tym uśmiechem, a może zwyczajnie pozostawała świadoma, że on miał różdżkę, a ona nie. Gdyby zatrzasnęła drzwi, mógłby rzucić w nie zaklęcie. Oczywiście, ona mogłaby potem pójść do Ministerstwa Magii, ale wiedziała pewnie, że w starciu przeciwko Prewettom zwykła charłaczka niewiele będzie miała do powiedzenia.
Niesprawiedliwość świata.
Jedna z wielu, z którymi ciężko było cokolwiek zrobić.
W każdym razie sięgnęła po prostu do łańcuszka, ściągnęła go i otworzyła szerzej drzwi, wpuszczając Vincenta do środka. Najpierw do przedpokoju, niewielkiego, gdzie mieściła się tylko szafa, a potem do saloniku. Był daleki od luksusów, większość sprzętów, która w nim stała, miała najmniej kilkanaście lat, ale panował w nim porządek i ktoś dbał o to, by było tu przyjemnie: koronkowy obrus na stoliku, ładne zasłonki w oknach, miękkie poduszki na niedużej kanapie i na fotelu. Colette usiadła w tym ostatnim, Vincentowi pozostawiając kanapę, nie pytając nawet, gdzie chce usiąść.
- Miałam wielu mężczyzn. Więcej niż mogłabym zliczyć. Nie pamiętam większości, zwłaszcza, że szczęśliwie minęły lata, odkąd opuściłam ciemność Nokturnu i zrozumiałam, że lepiej będzie mi tutaj, gdzie nie patrzą na mnie z pogardą, bo nie umiem rzucić lumos - stwierdziła sucho, splatając dłonie na kolanach i obserwując Vincenta uważnym spojrzeniem swoich pięknych oczu. - Pytaj jednak, bo sądzę, że bez tego nie odejdziesz. Choć możliwe, że nie zdołam ci odpowiedzieć.
Widmo
Nie mam nic do ludzi.
Nawet szacunku.
Co się rzuca w oczy, gdy do pomieszczenia wchodzi ON? Jego wzrost (197 cm). Jest gigantem, umięśniony, dba o to, aby być silnym fizycznie. Jest to jego atut. Ma na ciele sporo blizn ze spotkań z niebezpiecznymi stworzeniami. Zwykle ma zarost na twarzy, kręcone włosy i ciemne jak otchłań piekła oczy, które patrzą na ludzi z nienawiścią, a na zwierzęta z obsesyjną miłością. Jeśli pracuje, nie spodziewa się gości ubiera się niedbale, byle jak, bez patrzenia na modę. Jeśli idzie do ludzi, brata, rodziny to ubiera się w skrojone na jego miarę garnitury, koszule, kamizelki (ale za tym nie przepada).

Vincent Prewett
#6
12.02.2024, 13:37  ✶  

Poczekał, aż wpuści go do środka. Rozejrzał się po wnętrzu jej mieszkania. Spoglądał na ściany, na zdjęcia jeśli jakieś były, na wszystko, co było wokół, ale nie robił tego nachalnie, natarczywie, a jedynie dyskretnie i z kapką ciekawości. Wszystko było takie przyjemnie urocze, stare i niepozorne. Usiadł na kanapie, co nie było dla niego za wygodne. Zdecydowanie lepiej czułby się stojąc, opierając się o coś, ale nie siedząc. Nie lubił siedzieć. Lubił żyć w ruchu, wolał działać, chodzić i robił to często przy rozmowach.

– Myślę, że tego mężczyznę pamiętasz. Chodzi o Tymoteusa Salta. Masz z nim jeszcze kontakt? Wiesz, gdzie go znajdę? – spojrzał w jej oczy. Były zdecydowanie inne niż jego własne.

Vincent miał oczy ciemne, jak wściekał się były czarne, bo źrenica zlewała się z odcieniem brązu jego tęczówek. Jednak, gdy się uśmiechał były ciepłe, przyjemne, niepozorne. Zazwyczaj osoby o brązowych oczach wyglądały na dobre, przyjemne, pocieszne wręcz. Oczy Collete były chłodne, morskie, przypominały wręcz wiosenną bryzę nad morzem.

Wyciągnął z kieszeni stare zdjęcie przedstawiające Salta i innych marynarzy. Palcem wskazał o kogo mu chodzi i podsunął fotografię kobiecie.

– Jest teraz trochę starszy – dodał jeszcze – Wiem, że to on pomógł ci wydostać się z Nokturnu – przyglądał się jej uważnie, jej twarzy, mimice, zmianach, które mogą pojawić się na jej twarzy, gdy wspomniał o tym mężczyźnie.

Tło narracyjne
koniecpsot1972
zasady korzystania
rzuty kością
Czarodziej nieznanego statusu krwi, będący baśniopisarzem oraz autorem książki Baśnie Barda Beedle'a. Żył w XV wieku, ale większość jego życia pozostaje dla nas tajemnicą.

Bard Beedle
#7
12.02.2024, 16:01  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 12.02.2024, 16:01 przez Bard Beedle.)  
- Ach. Tymoteus.
Colette uśmiechnęła się przepięknie, chociaż jej oczy pozostały chłodne niczym zimowe morze.
- Tak, pamiętam Tymoteusa. Nie wiem jednak, gdzie go szukać i oboje wiemy, że gdybym wiedziała, i tak bym nie pomogła.
Rozsiadła się wygodniej w fotelu, nie odrywając spojrzenia od Vincenta. Mimo bycia charłakiem albo czuła się pewnie w jego obecności, albo tylko to udawała. To udawanie było całkiem prawdopodobne - jakby nie było, całe lata pracowała na Nokturnie, miała więc styczność z różnymi mętami i żadnej drogi na obronę przed nimi poza własnego sprytu.
- Ponieważ jednak wiem, że taka odpowiedź cię nie zadowoli, skoro się tu pofatygowałeś, a ja cenię sobie spokój, powiem ci nieco więcej. To wszystko... - Tu Colette uniosła dłoń i potoczyła dłonią dookoła, wskazując na swoje mieszkanie, może nie luksusowe, zdaniem kogoś z rodu czystej krwi pewnie nawet żałosne, ale ładnie urządzone, dość przyjemne, w sam raz dla jednej osoby... lub dwóch osób. - Miało być dla nas. Zakochał się we mnie. Może i ja w pewnym sensie go kochałam. Mieliśmy żyć tu razem i nawet tak było. Przez krótką chwilę - stwierdziła, z pewnym zamyśleniem i coś mignęło w jej cudnych oczach, kiedy spojrzała na pokazane jej zdjęcie. Może nostalgia. Może żal. A może wspomnienie tego uczucia: powstałego z wdzięczności i przywiązania do kogoś, kto ofiarował jej inne życie.
- Nie porzucił mnie, nie znudził się mną, jeśli tak myślisz. Zapadał się jednak coraz głębiej, w koszmary, w otchłań swojego umysłu, nie mogąc znieść tego, co spotkało go na morzu. Znikał i w końcu odszedł na zawsze. Szukałam go, oczywiście, i dowiedziałam się tyle, że Tymoteus Salt, którego znałam, właściwie nie żyje: została pusta skorupa. Przepadł gdzieś na Nokturnie, a po tylu latach jest pewnie już martwy. Nie licz na bogactwa i skarby, jakie przywiózł z ostatniej wyprawy Białej Księżniczki, bo takich nie było. Tak, znalazł coś i sprzedał, ale ten zarobek nie był aż tak wielki i znikł już dawno temu, rozdany między rodziny jego martwych kolegów oraz aby kupić to mieszkanie i zabezpieczyć moją przyszłość. Jeżeli chcesz go zapytać o te skarby, mogę ci odpowiedzieć: ich nie ma. Tak jak nie ma już Tymoteusa Salta.
Widmo
Nie mam nic do ludzi.
Nawet szacunku.
Co się rzuca w oczy, gdy do pomieszczenia wchodzi ON? Jego wzrost (197 cm). Jest gigantem, umięśniony, dba o to, aby być silnym fizycznie. Jest to jego atut. Ma na ciele sporo blizn ze spotkań z niebezpiecznymi stworzeniami. Zwykle ma zarost na twarzy, kręcone włosy i ciemne jak otchłań piekła oczy, które patrzą na ludzi z nienawiścią, a na zwierzęta z obsesyjną miłością. Jeśli pracuje, nie spodziewa się gości ubiera się niedbale, byle jak, bez patrzenia na modę. Jeśli idzie do ludzi, brata, rodziny to ubiera się w skrojone na jego miarę garnitury, koszule, kamizelki (ale za tym nie przepada).

Vincent Prewett
#8
14.02.2024, 17:35  ✶  

Jej pierwsze zdanie go nie zaskoczyło. Wierność w takich sytuacjach była wręcz oczywista. Nawet nie musiał pytać, aby wiedzieć, że kobieta nie zechce mu od razu niczego powiedzieć. To go jednak nie zraziło, nie zamierzał się poddawać. W końcu Brenna mu zaufała, oczekiwała od niego wręcz, że cokolwiek jej powie, że cokolwiek zdziała na Nokturnie. Ona nawet jako Brygadzistka nie miała szans na dotarcie do większości informacji, których się dowiedział. Jej niewiele osób by zaufało w takim miejscu. Nie zrażał się więc, nadal na jego ustach był uśmiech, taki zwykły, nienatarczywy. Chciał wzbudzić w kobiecie jak najwięcej dobrych reakcji i emocji, niż tych złych, które wzbudzał, gdy kogoś zastraszał. Ona nawet jeśli była chłodna, oddalona, zdystansowana – wydawała mu się być niewinna. Może to była jej dobra gra, jako osoba z jej profesji na pewno miała spore umiejętności manipulacji.

– Masz rację – dodał krótko i powiódł spojrzeniem po otoczeniu, odruchowo. Przyjrzał się niektórym rzeczom. Sam nigdy nie zamieszkałby w takim miejscu, ale z drugiej strony jego własny dom był po prostu graciarnią. Nie potrafił go urządzić nawet w taki sposób jak tutaj, ale miał sentyment do różnych przedmiotów. Do tej pory miał nawet cylinder od Brenny, który był żartem z ich ostatniego spotkania z dziennikarzem. Po prostu składował graty, więc nie oceniał mieszkania, które było urządzone w sposób funkcjonalny.

Prewett był też romantykiem, więc taka historia go w pewnym sensie urzekła? Można tak powiedzieć. Spodobało mu się to, że kobieta znalazła kogoś, kto zechciał jej dać normalne życie. Sam unikał ślubu jak ognia, bo nie chciał się z nikim męczyć w aranżowanych małżeństwach, a tak kobieta nigdy nie miała szansy na to, aby samemu uwolnić się z Nokturnu.

– Co to znaczy, że została z niego pusta skorupa? – drążył marszcząc brwi w zamyśleniu. – Napisał wiersz o wyspie, to z niej wrócił odmieniony? Co się takiego wydarzyło, że nie wrócił do ciebie? Wiesz o co chodzi? Nie chce sprawiać ci przykrości, ale potrzebuję tych informacji – odparł dosyć łagodnie przyglądając się jej. – Nie chce też jego skarbów, które przywiózł – dodał jeszcze.

Tło narracyjne
koniecpsot1972
zasady korzystania
rzuty kością
Czarodziej nieznanego statusu krwi, będący baśniopisarzem oraz autorem książki Baśnie Barda Beedle'a. Żył w XV wieku, ale większość jego życia pozostaje dla nas tajemnicą.

Bard Beedle
#9
15.02.2024, 09:09  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 15.02.2024, 09:11 przez Bard Beedle.)  
– W takim razie sam chcesz coś tam znaleźć. Pozwól więc, że cię ostrzegę. Czterech ludzi znalazło tam śmierć, a piąty szaleństwo - powiedziała Colette, nie odrywając uważnego spojrzenia od Vincenta. Widać sądziła, że Prewett podąża za bogactwem albo szuka wyspy z ciekawości: nie wpadłaby przecież na żadne szlachetne intencje... – Żaden z piątki, która zeszła z pokładu, nie był gotów na to, co znaleźli. Cokolwiek tam zobaczył Tymoteus, cokolwiek się tam stało, ostatecznie złamało jego umysł i duszę. Sprostał swoim koszmarom na tej wyspie, ale dościgły go potem: może dlatego, że przeżył tylko on?
Mówiła spokojnie. Spokojna była też jej twarz i oczy, koloru morskiej wody. Może przebolała już to, co działo się wiele lat temu. Może spotkały ją większe tragedie. A może umiała maskować uczucia, tak jak pewnie umiała je udawać, skoro zdołała całe lata przetrwać. A Nokturnie bez śladu magii.
– Tymoteus wrócił z niej tylko ciałem. Śnił o niej. Myślał o niej. Pisał o niej. Było z nim gorzej i gorzej aż w końcu znikł. Może w ucieczce przed pieśnią, którą stamtąd przyniósł, może by sen o wyspie nie pochłonął i mnie.
Bo przecież życie z kimś, kto powoli, ale nie ubłaganie pogrążał się w szaleństwie, kto pojawiał się i znikał, nie mogło być łatwe. Uciekł od niej? Dla niej? A może po prostu pochłonął go obłęd? Za późno było, aby odgadnąć szczegóły tej historii: dało się powiedzieć tylko tyle, że nie miała szczęśliwego zakończenia.
– Powiedz mi, młody Prewettcie, dlaczego chcesz znaleźć tę wyspę? Wątpię, by tak bardzo ujął cię ten jego nieszczęsny wiersz, o wyspie, która pojawia się, gdy księżyc I słońce razem zaświecą na niebie. Mimo całej mojej sympatii wobec Tymoteusa muszę przyznać, że to nie był nawet dobry wiersz.
Zdawało się, że coś kryje się na dnie jej oczu: może ciekawość, a może wahanie? Być może wiedziała coś więcej – i zastanawiała się, czy tą wiedzą kupić sobie spokój, skoro Salt i tak odszedł. Albo czy podać mu te informacje i posłać go, jak uważała, na pewną śmierć.
Widmo
Nie mam nic do ludzi.
Nawet szacunku.
Co się rzuca w oczy, gdy do pomieszczenia wchodzi ON? Jego wzrost (197 cm). Jest gigantem, umięśniony, dba o to, aby być silnym fizycznie. Jest to jego atut. Ma na ciele sporo blizn ze spotkań z niebezpiecznymi stworzeniami. Zwykle ma zarost na twarzy, kręcone włosy i ciemne jak otchłań piekła oczy, które patrzą na ludzi z nienawiścią, a na zwierzęta z obsesyjną miłością. Jeśli pracuje, nie spodziewa się gości ubiera się niedbale, byle jak, bez patrzenia na modę. Jeśli idzie do ludzi, brata, rodziny to ubiera się w skrojone na jego miarę garnitury, koszule, kamizelki (ale za tym nie przepada).

Vincent Prewett
#10
15.02.2024, 14:42  ✶  

Przesunął dłonią po włosach, a potem oparł łokcie na swoich udach obserwując ją uważnie. Nie chciał jej przyciskać, nie chciał jej odblokowywać wspomnień o osobie, którą straciła, ale musiał się dowiedzieć więcej. Wiedział, że ona nigdy nie uwierzy w jego dobre intencję. Znał opinie na temat jego rodziny. Vincent zwykle starał się wyłamywać, ale to raczej uchodziło za bunt bogatego chłopaczka niż bycie innym niż łatka przypisana do nazwiska. Nie chciał też się kłócić, nie chciał jej udowadniać tego, że jest kimś innym. Po co? Nie miało to żadnego znaczenia w tej rozmowie.

Słowa kobiety wywołały u niego niepokój. Wiedział, że jeśli odnajdą tę wyspę to Brenna zechce się na nią udać. To co było na tej wyspie było niebezpieczne, a nikt o złych intencjach nie mógł się o niej dowiedzieć. Wyprostował się, gdy ta zadała mu pytanie. Czy powinien jej o tym mówić? Może to da jej spokój? Może jeśli wyjaśni się więcej to sam dowie się więcej. Na razie wiedział, że wyspa była totalnie niebezpieczna. Przyniosła śmierć i obłąkanie. Miał nadzieję, że jeśli uda im się odnaleźć to miejsce to sami będą mieli więcej szczęścia w tej materii. Westchnął ciężko. Współczuł Saltowi.

– Na wyspie jest coś, co może zagrażać ludziom. Chcę się tego pozbyć. Nie mam zamiaru tego wykorzystywać, nie szukam bogactwa, bo mam go pod dostatkiem. Nie chcę, aby to, co tam było wpadło w nieodpowiednie ręce – odrobinę naginał rzeczywistość. Nie chciał mówić o tym, że teraz pracuje dla kogoś, że szuka tych informacji dla kogoś. Chciał, aby kobieta wierzyła, że on sam z siebie natknął się na te informacje, że nie wciąga w to innych osób, że działa sam. – Sama mówiłaś, że ludzie ponieśli tam śmierć, Tymoteus oszalał. Co jeśli to, co było na tej wyspie wpadnie w niepowołane łapy? Jeśli wiesz więcej powiedz mi. Mogę ci nawet zapłacić, pomóc w tym jak żyjesz. Musi być ci ciężko być samej… – dodał. Nie potrafił postawić się na jej miejscu, brakowało mu empatii i zrozumienia w takich sytuacjach, ale mógł tylko wyobrazić sobie, że bycie w tym miejscu jako samotna kobieta mogło być ciężkie.

« Starszy wątek | Nowszy wątek »

Użytkownicy przeglądający ten wątek:
Podsumowanie aktywności: Bard Beedle (2141), Vincent Prewett (1543)


Strony (2): 1 2 Dalej »


  • Pokaż wersję do druku
  • Subskrybuj ten wątek

Przydatne linki
Kolejeczka
Tryb normalny
Tryb drzewa