• Londyn
  • Świstoklik
    • Mapa Huncwotów
    • Ulica Pokątna
    • Aleja horyzontalna
    • Ulica Śmiertelnego Nokturnu
    • Ministerstwo Magii
    • Klinika Św. Munga
    • Niemagiczny Londyn
    • Dolina Godryka
    • Little Hangleton
    • Wyspy Brytyjskie
    • Reszta świata
    • Zmieniacz czasu
    • Opisy lokacji
  • Dołącz do gry
  • Zaloguj się
  • Postacie
  • Accio
  • Indeks
  • Gracze
  • Accio
Secrets of London Scena poboczna Dolina Godryka v
« Wstecz 1 2 3 4 5 6 Dalej »
[26.07.1972|Warownia Longbottomów]Kto rano wstaje, temu Brenna dobre rady daje

[26.07.1972|Warownia Longbottomów]Kto rano wstaje, temu Brenna dobre rady daje
przybłęda z lasu
The way to get started is to quit talking and begin doing.
Jasne jak zboże włosy, jasnobłękitne oczy. 183 cm wzrostu, szczupła ale dobrze zbudowana sylwetka. Ubiera się prosto, choć jego rysy zdradzają arystokratyczne pochodzenie. Ma spracowane ręce i co najmniej kilkudniowy zarost.

Samuel McGonagall
#1
12.02.2024, 12:37  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 19.10.2024, 20:31 przez Król Likaon.)  
adnotacja moderatora
Rozliczono - Brenna Longbottom - osiągnięcie Badacz tajemnic IV
Rozliczono - Samuel McGonagall - osiągnięcie Piszę, więc jestem


26.07.1972 – rano

Warownia Longbottomów


Samuel nie do końca napisał Brennie prawdę i czuł się z tym bardzo źle.

Znał ją od lat i cieszył się, że przynajmniej w przypadku tej znajomości nie nastąpiły po drodze komplikacje, nie weszły im w grę jakieś pragnienia, które pogrzebały pozytywne nici przywiązania. Sam przez lata miał żałośnie beznadziejne kontakty z ludźmi, ale ponieważ Brenna była Brenną, spotykali się od lat w połowie drogi – on, nieco edukowany chłopiec z lasu i ona, nieco zdziczała z miasteczka.

Jeśli komukolwiek miałby zaufać to tylko jej. I o ile o sprawie z Norą przyrzekł krukom i księżycowi, że nie powie nigdy nikomu, o tyle teraz... sprawa była inna. Nie znał się na ludziach i nie wiedział, o co może chodzić i czy może chodzi o to co myśli, że chodzi, ale może wcale nie było tak jak myślał i tylko by się zbłaźnił zakładając, że...

...przerwał sam sobie, karcąc się za spiralę myśli, która w otoczeniu domostw Doliny zdarzała mu się zdecydowanie zbyt często, a po zeszłomiesięcznym incydencie wolał nie ryzykować tarzaniem się na skraju kniei bo kto wie, któż mógł znaleźć się na wrzosowiskach i znów zestresować się biegającym na wolności niedźwiedziem brunatnym.

Przełknął ślinę, wchodząc kolejny raz do Warowni. Od czasu zlecenia od Erica bywał tu regularnie, zawsze w sprawach zawodowych. Tak mu się przynajmniej wydawało do wczoraj.

Poczuł, że ręce mu się pocą, gdy Malwa zaprowadziła go do Brenny. Język zdawał się jakimś zasuszonym kołkiem, poczucie wyobcowania narastało. Tyle razy widzieli się w Kniei, na bogów, czemu miałby mieć aż taki problem z widzeniem się z nią tutaj, na jej terenie? Wziął głęboki oddech i wyprostował się, zmuszając ciało do posłuszeństwa i ogłady (a przynajmniej tego co brał za ogładę).

– Jestem. – powiedział zamiast powitania, a potem dodał bardzo niepewnie zasłyszany ciąg dalszy: – Jak się... ee... czujesz? – to było głupie. Po co ludzie pytali się siebie, jak się czują, skoro rzadko kiedy chcieli słuchać prawdy w odpowiedzi. Sam jednak próbował. Bardzo się starał sprostać duszącym go oczekiwaniom, których nie rozumiał.
Chichot losu
I’m not looking for the knight
I’m looking for the sword
Brązowe, niezbyt długie włosy, często rozczochrane. Wzrost wysoki jak na kobietę, bo mierzy sobie około 179 centymetrów wzrostu. Twarz raczej sympatycznie ładna niż piękna, nie wyróżniająca się przesadnie i rzadko umalowana. Brenna porusza się szybko, energicznie, głos ma miły i rzadko go podnosi. Ubiera się różnie, właściwie to okazji - w ministerstwie widuje się ją w umundurowaniu albo w koszuli i garniturowych spodniach, kiedy trzeba iść gdzieś, gdzie będą mugole, w Dolinie w ubraniach, które ujdą wśród mugoli, a na przyjęcia i bale czystokrwistych zakłada typowe dla tej sfery zdobione szaty. W tłumie łatwo może zniknąć. Jeżeli używa perfum, to zwykle to jedna z mieszanek Potterów, zawierająca nutę bzu, porzeczki i cedru, a szamponu najczęściej jabłkowego, rzecz jasna też potterowskiego.

Brenna Longbottom
#2
12.02.2024, 20:47  ✶  
Znajdziesz dla mnie czas?
Brenna nie umiała odmawiać takim prośbom – i odmawiać nie chciała, bo lubiła Sama, bo zdawał się naprawdę potrzebować pomocy i bo przeczuwała, po tonie tego listu i znając charakter mężczyzny, że odmowa zerwałaby więcej niż jedną niewidzialną nić. Nie dlatego, że obraziłby się albo zezłościł, ale raczej że nie zapytałby znowu, że mógłby uznać, że nie ma prawa o ten czas prosić.
Postarała się więc wyszarpać parę chwil na poważne rozmowy i wybieranie ubrań, nawet jeżeli w efekcie biedny McGongall został zaproszony do Warowni Longbottomów o wręcz nieprzyzwoicie wczesnej porze.

– Cześć, Sam, miło cię widzieć – rzuciła, schodząc po schodach, kiedy skrzatka Malwa wprowadziła go do salonu. Brenna nie pobiegła tym razem do drzwi osobiście, jak miała w zwyczaju, gdy czekała na gości, bo kiedy do nich zapukał, była na górze i kończyła szykować rzeczy. Korciło ją też, by od razu ubrać się w koszule i spodnie, które były częścią munduru, by potem nie tracić czasu na przebieranie, ale miała dziwne wrażenie, że Sam jeszcze by uznał, że musiała pędzić do pracy i poczuł się niezręcznie, wyglądała więc tak jak zwykle, gdy włóczyła się po Dolinie i okolicach. Odziana w zwykłą, luźną koszulkę oraz nieco sprane już jeansy. – Dobrze, dziękuję – zapewniła, posyłając mu uśmiech, ani trochę nie skrępowana zadanym przez niego pytaniem. Sam myślał trochę inaczej: nie zawsze za nim nadążała, on nie zawsze nadążał za nią, ale mogli próbować. – Chcesz napić się najpierw herbaty, czy od razu idziemy na górę? Wyciągnęłam z szaf kilka ubrań, które powinny na ciebie pasować, jestem pewna, że w razie czego Malwa zdoła je dopasować – oświadczyła, zatrzymując się na najniższym stopniu. – Obejrzyj je sobie, przymierzysz, co pasuje ci najbardziej, a jeżeli nic nie będzie w porządku, napadniemy na szafę mojego brata, ma dość ciuchów, żeby za ich pomocą ubrać połowę Doliny Godryka, więc na pewno znajdzie się coś, co ci się spodoba.

Nie pytała o te inne rzeczy, o których wspominał w liście. Przynajmniej na razie nie. Jeżeli będzie chciał powiedzieć, sam powie, a przecież nie chciała naciskać go od progu: zwłaszcza, że kto wie, może zmienił już zdanie?


Don't promise to live forever. Promise to forever live while you're alive.
przybłęda z lasu
The way to get started is to quit talking and begin doing.
Jasne jak zboże włosy, jasnobłękitne oczy. 183 cm wzrostu, szczupła ale dobrze zbudowana sylwetka. Ubiera się prosto, choć jego rysy zdradzają arystokratyczne pochodzenie. Ma spracowane ręce i co najmniej kilkudniowy zarost.

Samuel McGonagall
#3
12.02.2024, 22:47  ✶  
Samuel potrafił być obrzydliwie pewny siebie. Silny. Brawurowy. Prący uparcie do przodu, bez względu na piętrzące się przeciwności losu. Potrafił patrzeć z góry na słabości innych, krwią Blacków wygłaszał nieprzejednane sądy na temat wielu kwestii, w które wierzył i zgodnie z którymi żył. Był uparty i zaradny. Prawdziwie był niedźwiedziem, który dumnie kroczy przez Knieję.

Czy raczej kroczył, bo teraz, w tych obcych ścianach, w totalnie obcym środowisku, zachowywał się jak druga z jego zwierzęcych natur i choć jego twarz należała niewątpliwie do puli genów ojca, tak zachowaniem oddawał ptasie przytuchy matki. Czujne oko przypatrywało się ścianom i meblom, patrzyło na Brenne, ale jakby znów nie na nią. Był nerwowy, był wyrwany z korzeniami ze swojego naturalnego środowiska i w sposób jednoznaczny cierpiał.

Brenna miała rację i umiała do niego podchodzić, trochę jak do zdziczałego zwierzęcia. Gdy chodziło o pracę, Sam nie miał żadnych problemów, na tym gruncie porozumiewał się z innymi od lat. Ale kwestie spotkań i relacji społecznych, międzyludzkich... To zdecydowanie go przerastało.

I tak samo teraz patrzył na nią zagubiony, a potem znów nie patrzył, bo jakiś dekoracyjny detal przykuł jego uwagę. I zapachy, mnóstwo zapachów bliskich, a jednak obcych. Gdy się do niego przysunęła niemal kichnął.

– Ty masz męskie ubrania?! A nie... tak... no tak, masz brata. Zaraz... Czy inni członkowie rodziny są w domu i wiedzą, że przyszedłem? – zaciął się nagle w połowie, wyraźnie pobladły, jego tęczówka zdominowała oko, gdy cieniutkie kropki źrenicy nagle sfokusowały się na Brennie za bardzo. – Napije się. Napije się wody. – odpowiedział nagle, jakby przypomniał sobie o pytaniu, a potem odszedł w bok o dwa kroki, jakby w miejscu w którym stał miał zaraz spaść piorun. Cały czas nerwowo skubał skórki od paznokci, nie mogąc zająć czymś innym rąk, a tym samym uspokoić myśli. – Bee, może nie powinienem iść. Może, może to po prostu nie dla mnie. Co to w ogóle znaczy, że koszule są obowiązkowe. – stęknął nagle ukrywając twarz w dłoniach i pocierając ją energicznie.
Chichot losu
I’m not looking for the knight
I’m looking for the sword
Brązowe, niezbyt długie włosy, często rozczochrane. Wzrost wysoki jak na kobietę, bo mierzy sobie około 179 centymetrów wzrostu. Twarz raczej sympatycznie ładna niż piękna, nie wyróżniająca się przesadnie i rzadko umalowana. Brenna porusza się szybko, energicznie, głos ma miły i rzadko go podnosi. Ubiera się różnie, właściwie to okazji - w ministerstwie widuje się ją w umundurowaniu albo w koszuli i garniturowych spodniach, kiedy trzeba iść gdzieś, gdzie będą mugole, w Dolinie w ubraniach, które ujdą wśród mugoli, a na przyjęcia i bale czystokrwistych zakłada typowe dla tej sfery zdobione szaty. W tłumie łatwo może zniknąć. Jeżeli używa perfum, to zwykle to jedna z mieszanek Potterów, zawierająca nutę bzu, porzeczki i cedru, a szamponu najczęściej jabłkowego, rzecz jasna też potterowskiego.

Brenna Longbottom
#4
13.02.2024, 00:55  ✶  
Samuel najlepiej czuł się w lesie, a jednocześnie przecież wcale nie był leśnym stworzeniem. Brenna już jako nastolatka przeczuwała, że jest w tym coś niewłaściwego – nie tyle w samym życiu w Kniei, w tym, że to tam czuł się najlepiej, ale jak bardzo pozostawał odizolowany od ludzi. Gryzła się jednak w język i starała jedynie przynosić namiastkę cywilizacji, choćby pod postacią książek.
Nie była pewna, co myśleć o tym przymusowym wysiedleniu Sama z Kniei, zniszczonej po nawałnicy i zaludnionej przez widma. Czy wyjdzie mu to na dobre? Czy odkryje coś nowego? Czy wręcz przeciwnie, było o wiele za późno, i teraz sytuacja jedynie go zniszczy, bo nie zdoła odnaleźć się wśród ludzi?
– Brata, ojca, wujka… – wyliczyła, zaledwie część licznych mieszkańców domu. Oczywiście, to nie tak, że zabrałaby coś z ich szaf bez pytania, ale było też sporo ubrań nienoszonych – dostanych w nieudanym prezencie, za małych lub za dużych, powielonych przypadkiem i tak dalej – które trafiały do jednej skrzyni „na wszelki wypadek”. A i mogła zapytać i coś pożyczyć. – Nikomu jakoś nie wspominałam, a większość o tej porze jeszcze śpi, ale w domu jest sporo ludzi, ktoś mógł zobaczyć cię z okna, także no, to nie tak, że to pilnie strzeżona tajemnica – stwierdziła, przypatrując się mu z pewnym zastanowieniem: czy ta panika była obawą przed tym, że wpadnie na zbyt wiele osób, czy może chodziło o kogoś konkretnego? Zakładała, że to Erik go zaprosił, ale skąd te nerwy?
– Malwa, moja droga, przynieś Samowi wody, proszę. Sam, może pójdziemy na górę? Tam nikt nie będzie nam przeszkadzał – zaproponowała, wyciągając ku niemu dłoń, bo chociaż grzeczniej byłoby posadzić go z tą wodą w salonie, to miała wrażenie, że jeśli ktoś zejdzie na śniadanie, McGongall wyskoczy z siebie. – Bzdura. To przyjęcie dla naszej rodziny i przyjaciół, a więc pewnie, że jest też dla ciebie, Sammy, ale jeżeli poczujesz, że źle się tam bawisz i chcesz wyjść, daję słowo, że nikt z nas się na ciebie nie obrazi.
Sama trochę się martwiła: nie że to miejsce dla niego, ale jak odnajdzie się w małym tłumku ludzi, bo ta „rodzina” i „grono przyjaciół” byli całkiem liczni. Ale też to była okazja. Jeżeli Samuel McGongall chciał całe życie chować się przed ludźmi, miał do tego prawo, ale Brenna uważała, że przynajmniej powinien przekonać się, przed czym się chowa.
I przede wszystkim nie mogła dopuścić, żeby poczuł się niechciany.
– Hm, no że eee… byłoby trochę niestosowne, jakbyś przyszedł bez ubrania? – zasugerowała, trochę zdziwiona tym pytaniem. – Ale wiesz, jeżeli wolisz szatę zamiast koszuli, to droga wolna? Większość chyba założy koszule, ale to nie tak, że wymagałam konkretnego ubioru…


Don't promise to live forever. Promise to forever live while you're alive.
przybłęda z lasu
The way to get started is to quit talking and begin doing.
Jasne jak zboże włosy, jasnobłękitne oczy. 183 cm wzrostu, szczupła ale dobrze zbudowana sylwetka. Ubiera się prosto, choć jego rysy zdradzają arystokratyczne pochodzenie. Ma spracowane ręce i co najmniej kilkudniowy zarost.

Samuel McGonagall
#5
13.02.2024, 10:29  ✶  
Jego rodzice odizolowali się z wyboru, swojemu synowi tego wyboru odmawiając. Wpojono mu od dzieciństwa, że to ile osób mieszka w małym domku pośrodku niczego wszystkiego jest tajemnicą, a on tego nie kwestionował. Taka była jego rzeczywistość. Później zaś, gdy jednej feralnej nocy stracił swoich bliskich, oddal sie w objęcia rutyny, nie zaś przyjaciół, którzy byli niepewni, którym on nie chciał zajmować czasu, ale też, którym nie ufał, nie tak jak stadku testrali, które teraz w końcu stały się dlań pocieszycielami w żałobie.

– Tak, tak chodźmy. – kiwnął głową na poparcie swoich słów, przestając się rozglądać, ruszając za nią, słuchając i próbując zrozumieć.

– Szata? Szata chyba nie, bo... bo napisał mi, że mam założyć koszulę, ale Brenna ja nie wiem, koszule są różne. Są takie z nadmiarem materiału o tu z przodu, jak u indyka, a są z takim o kołnierzem o – gestykulował pokazując, po trosze ciesząc się, że jeszcze nie ma wody, bo pewnikiem by ją rozlał, a nie chciał robić więcej problemów, niż te, które już i tak robił. Cały czas jednak jak opowiadał mówił ściszonym głosem, niemalże konspiracyjnym i co jakiś czas oglądał się za siebie czujnie. –... są kolorowe jak świergotniki, a czasem na koszule zakłada się drugą koszulę, czy to może jest jednak kurta, ale taka fikuśna z długim ogonem jak u feniksa. – westchnął ciężko, rozcierając sobie nerwy po zmęczonej, zarośniętej brodą twarzy. – Bee ja nie wiem, o jaką koszule chodzi, a teraz jeszcze mi mówisz, że nie trzeba koszuli i ja po prostu nie rozumiem... czy ja... czy ja powinienem się przejmować, jeśli ktoś mi wysyła poezję? – ostatnie pytanie powiedział niemal szeptem, drapiąc się po rękach. Źle się czuł, nie powinien tu przychodzić, tylko krok dzielił go przed tym, żeby zmienił się w krogulca i uciekł uchylonym lufcikiem.
Chichot losu
I’m not looking for the knight
I’m looking for the sword
Brązowe, niezbyt długie włosy, często rozczochrane. Wzrost wysoki jak na kobietę, bo mierzy sobie około 179 centymetrów wzrostu. Twarz raczej sympatycznie ładna niż piękna, nie wyróżniająca się przesadnie i rzadko umalowana. Brenna porusza się szybko, energicznie, głos ma miły i rzadko go podnosi. Ubiera się różnie, właściwie to okazji - w ministerstwie widuje się ją w umundurowaniu albo w koszuli i garniturowych spodniach, kiedy trzeba iść gdzieś, gdzie będą mugole, w Dolinie w ubraniach, które ujdą wśród mugoli, a na przyjęcia i bale czystokrwistych zakłada typowe dla tej sfery zdobione szaty. W tłumie łatwo może zniknąć. Jeżeli używa perfum, to zwykle to jedna z mieszanek Potterów, zawierająca nutę bzu, porzeczki i cedru, a szamponu najczęściej jabłkowego, rzecz jasna też potterowskiego.

Brenna Longbottom
#6
13.02.2024, 16:19  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 13.02.2024, 16:21 przez Brenna Longbottom.)  
- Spokojnie, Sammy. Na tej imprezie nie ma szczególnych wymagań wobec koszul. Możesz założyć taką, jaka tylko ci się spodoba, chociaż sama sugerowałabym raczej nie przebierać się za indyka: jesteś w końcu krogulcem, nie ptactwem drobiowym - powiedziała, oglądając się na niego z lekkim uśmiechem, kiedy już wspinali się po schodach na górę. Nie na piętro pierwsze, a na drugie, gdzie kilka pokoi miało po części pochyłe dachy, ale większość urządzono tak, że mogły spokojnie służyć nie tylko jako pokoje gościnne, ale też do zamieszkania na stałe.
Oczywiście, wiedziała, że Samuelowi nie chodzi tak naprawdę o przebieranie się za prawdziwego indyka, miała po prostu specyficzne poczucie humoru (które przy nim odrobinę hamowała, świadoma, że McGongall odbiera świat nieco inaczej niż inni), a takiej "z nadmiarem materiału" koszuli to by mu jednak nie dawała. Podejrzewała, że czułby się w niej raczej dziwnie.
Gdzieś w jej głowie jednak powstała pewna Myśl.
Bo kto mógł zaprosić Samuela na tę potańcówkę, kto mógł mu napisać o koszulach, jeżeli nie ktoś mieszkający w tym domu? Inni zakonnicy też mogli kogoś przyprowadzić, ale Brenna nie widziała za bardzo Alka wysyłającego wiadomość do chłopca z Kniei z prośbą, by przyszedł na tańce i założył koszulę.
– Nie jestem pewna. To chyba zależy od tego, jaka to poezja, kto ci ją wysłał i w jakim kontekście. Gdyby moja kuzynka wysłała mi jakiś wierszyk założyłabym, że chce zażartować, gdyby wujek, pewnie że chce mi coś przekazać… a gdyby przysłał mi go jakiś mężczyzna, pomyślałabym, że pomylił adres – wyliczyła z rozpędu, zanim przypomniała sobie, że przecież powinna trochę bardziej ważyć na słowa i że dla Sama to był naprawdę poważny problem, a jej poczucie humoru niekiedy brał zbyt dosłownie. – Wiesz, od kogo dostałeś tę poezję, Sam, czy była anonimowa? – zapytała więc na początek, otwierając drzwi pokoju. W tej chwili był przeznaczony dla gości. Miał okno w lukarnie, jedną część sufitu odrobinę pochyłą, i ustawiono pod nią podwójne łóżko. Poza tym w pomieszczeniu znalazła się także szafa i stara, ale odnowiona, malowana skrzynia z drewna, oraz biurko, dosunięte do jednej ze ścian – Brenna odnotowała sobie w myślach, żeby zadbać o krzesło.
– Tutaj jest parę koszul – powiedziała, wskazując na ubrania, które ułożyła wcześniej na łóżku. W większości były raczej proste i stonowane kolorystycznie, bo podejrzewała, że McGongall wolałby nie zwracać na siebie uwagi. Ale były i dwie bardziej kolorowe – gdyby stwierdził, że właśnie takie się mu podobają, dlaczego miałaby go do nich zniechęcać?


Don't promise to live forever. Promise to forever live while you're alive.
przybłęda z lasu
The way to get started is to quit talking and begin doing.
Jasne jak zboże włosy, jasnobłękitne oczy. 183 cm wzrostu, szczupła ale dobrze zbudowana sylwetka. Ubiera się prosto, choć jego rysy zdradzają arystokratyczne pochodzenie. Ma spracowane ręce i co najmniej kilkudniowy zarost.

Samuel McGonagall
#7
13.02.2024, 21:28  ✶  
Sam zacisnął mocno usta i mielił w głowie informacje, a Brenna nieświadomie podała mu ich kilka.

A więc poezja coś znaczyła. Ukryta wiadomość.

– To nie był anonimowy list. I wzmianka o koszuli mogła być dlatego, że poprzednio hm... całe nasze spotkanie odbyło się bez niej. W sensie ja nie miałem na sobie koszuli. Tak myślę... że to mógł być powód. Tak... – był niepewny, ale brzmiało mu to teraz logicznie. Teraz kiedy byli już w pokoju łatwiej było mu myśleć a mniej... a mniej chcieć uciec. Warownia przestała śmierdzieć mu Londynem.

Patrzył przez chwilę na koszule, po czym z wahaniem sięgnął po kolorowe, dotykając materiału, zastanawiając się, jak będzie go czuł na skórze.
– Wiesz, większość ptaków zmienia upierzenie w zależności od pory roku, a głównie od pory lęgowej. Kolorowe piórka są milsze dla oka. Sugestywne. – przełknął ślinę, cały czas międroląc materiał raz jednej raz drugiej, by zdecydować, może mniej po kolorze, a bardziej po odczuciu. – Potem gdy przychodzi zima, znów następuje przepierzenie, dla bezpieczeństwa i dla wygody... – westchnął głęboko, patrząc lekko zamglonym wzrokiem na zwiewne fatałaszki.
– Myślisz Bee, że przyszedł czas, by iść dalej? By się dobrze opierzyć i dać sobie szansę... nie wiem... na to, że... – głos mu uwiązł w gardle. Cały czas mówili przecież o potańcówce. O głupiej zabawie w remizie. O zwyczaju, w którym stado ludzi zbiera się na rykowisko, tylko że u ludzi nie wygrywał jeden jeleń a całkiem spora ich liczba. Samuelowi bynajmniej nie zależało na seksie. Może po prostu nie chciał czuć się sam. Knieja pozwalała mu o tym zapomnieć.

W Dolinie czuł się jak w potrzasku i teraz, w cichości pokoju odczuł to nie dlatego, że się źle w nim czuł. Wręcz przeciwnie. Dotarło to do niego, bo czuł się bezpiecznie. Na końcu języka tak jak materiał koszuli międrolił słowa, które powinien powiedzieć Brennie. Że żałuje, że ona ma tyle pracy, że tęskni za nią, a nie może jej pomagać, gdy ta jest w Londynie. Ale nie chciał tego mówić. Nie chciał być dla niej obciążeniem.

– Przymierzę tą... wydaje się być... miękka. Lubię jak ubrania, które nie są praktyczne, są chociaż miękkie. – powiedział zamiast tego.
Chichot losu
I’m not looking for the knight
I’m looking for the sword
Brązowe, niezbyt długie włosy, często rozczochrane. Wzrost wysoki jak na kobietę, bo mierzy sobie około 179 centymetrów wzrostu. Twarz raczej sympatycznie ładna niż piękna, nie wyróżniająca się przesadnie i rzadko umalowana. Brenna porusza się szybko, energicznie, głos ma miły i rzadko go podnosi. Ubiera się różnie, właściwie to okazji - w ministerstwie widuje się ją w umundurowaniu albo w koszuli i garniturowych spodniach, kiedy trzeba iść gdzieś, gdzie będą mugole, w Dolinie w ubraniach, które ujdą wśród mugoli, a na przyjęcia i bale czystokrwistych zakłada typowe dla tej sfery zdobione szaty. W tłumie łatwo może zniknąć. Jeżeli używa perfum, to zwykle to jedna z mieszanek Potterów, zawierająca nutę bzu, porzeczki i cedru, a szamponu najczęściej jabłkowego, rzecz jasna też potterowskiego.

Brenna Longbottom
#8
13.02.2024, 21:50  ✶  
– Myślę, że to w takim razie był żart, który nawiązywał do tego spotkania – skwitowała Brenna, zerkając na Samuela, a w głowie obracając pytanie, od kogo w takim razie był ten list i dlaczego McGongall tak się nim przejmował. – Nie przejmuj się tym jakoś bardzo – poradziła, bo miała pewne obawy, że intencje nadawcy listu mogły zostać opacznie zrozumiane przez kogoś, kto prawdopodobnie rzadko dostosował tego typu wiadomości.
Uśmiechnęła się mimowolnie na jego wyjaśnienia: o kolorowych piórkach, które są miłe dla oka, które w porze lęgowej mogą przyciągać partnerów, a zimą służyć za ochronę.
– W przypadku ludzi jest całkiem podobnie, tak myślę. To znaczy pod tym względem, że… każde ubranie daje pewien, jak to ująć… komunikat? Co do okazji, co do twoich zamiarów, co do ciebie… – Lubiła mówić: ale czasem brakowało jej właściwych słów przy Samie, bo zwykle mówiła szybciej niż myślała, a przy nim musiała niekiedy zastanowić się, wepchnąć te słowa w odpowiednie ramy, dostosować do jego świata. Wskazała więc po prostu palcem na samą siebie, a potem przesunęła dłonią w dół, pokazując na swoje ciuchy, tak bardzo nie pasujące do córki rodu czystej krwi. – Wygoda ważniejsza niż elegancja, swobodne spotkanie, i tak dalej – spróbowała wyjaśnić, co ma na myśli.
A potem uniosła dłonie, by na moment ująć twarz McGongalla. Po przyjacielsku po prostu: dla Brenny takie gesty była naturalne prawie jak oddychanie. Wyciągała ręce do krewnych, przyjaciół, a nawet zwykłych znajomych odruchowo, i robiła to póki nie zauważała, że się przed nimi cofali, bo chociaż wiele chowała za swoim uśmiechem i paplaniem, nie lubiła trzymać dystansu od osób, na których jej zależało. Bo uważała, że taki dotyk czasem jest potrzebny i wiele mówi.
– Sammy, jeżeli o to pytasz, to myślę, że tak, przyszedł czas, żeby spróbować. Po prostu sprawdzić, jak ci się to spodoba? Jak się w tym odnajdziesz? Nie musisz robić niczego na siłę, a chociaż w tym klubie będzie sporo osób, to właściwie sami krewni i przyjaciele, więc to chyba dobre miejsce, żeby zacząć – stwierdziła, po czym cofnęła dłonie.
Martwiła się o niego. Martwiła się, jak znosi utratę Kniei, jak poradzi sobie wrzucony pośród ludzi, od których rodzice tak gwałtownie go odcięli. Ale przyzwyczajenie było drugą naturą człowieka, a on przecież wcale nie był głupi: myślał tylko w trochę inny sposób niż ci, którzy dorastali jako członkowie społeczeństwa.
– W takim razie poczekam na zewnątrz. Nie przejmuj się, gdyby była trochę przyduża, Malwa błyskawicznie ją dopasuje – obiecała.


Don't promise to live forever. Promise to forever live while you're alive.
przybłęda z lasu
The way to get started is to quit talking and begin doing.
Jasne jak zboże włosy, jasnobłękitne oczy. 183 cm wzrostu, szczupła ale dobrze zbudowana sylwetka. Ubiera się prosto, choć jego rysy zdradzają arystokratyczne pochodzenie. Ma spracowane ręce i co najmniej kilkudniowy zarost.

Samuel McGonagall
#9
14.02.2024, 11:47  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 15.02.2024, 16:52 przez Samuel McGonagall.)  
Największy problem był z tym, że Samuel nie wiedział, czy chciał, czy nie chciał, żeby to był żart. Wszystko wydawało mu się surrealistycznie, odkrywał w sobie emocje i potrzeby, których wcześniej nie był świadom, które znajdowały się gdzieś, pogrzebane, zapomniane, zasuszone. Był jak drzewne kamienie, szczątki korzeni dawno umarłego drzewa, które pod pokrywą z mchu wciąż o dziwo tętniły życiem. Soki zieleni dały o sobie znać i teraz... zapodziany w nieznanym świecie uczuć i wszechogarniających tęsknot, zdawał się smutną kupką spanikowanego nieszczęścia.

A może po prostu lubił dostawać listy, w których nie było zleceń i pracy, a inne słowa. Zabawne, miłe. Przypomnienie, że ktoś o Tobie pamięta i się interesuje, jaki jesteś.

Dotyk Bee nie był dlań bolesny czy niezrozumiały. Tu, przez lata mieli jasność, ta relacja była bezpieczna, ugruntowana, wzrosła w leśnych przygodach i rozmowach o światach dla obojga bajkowych – dziczy i cywilizacji. Była jego przewodnikiem, tak jak on niegdyś prowadził ją w dziewicze miejsca puszczy. Spośród wszystkich ludzi, była mu najbliżej siostry, której nigdy nie miał. Gretel. Zawsze widział w tej baśni rezolutną twarz Longbottomówny.

Na wzmiankę o swobodzie tylko pokiwał głową, nie chcąc mówić jak mało dlań to było swobodne. Lepiej już by się czuł na polanie w Kniei, przy ognisku, tańcząc nago ku chwale Epony, no ale słowo się rzekło i Sam postanowił dać tej całej imprezie szansę. Zwłaszcza po jej słowach, po otwartym zaproszeniu do podjęcia próby (nic na stałe!). Jakby samotny wilk, którym był, mógł przyłączyć się do zgranej watahy. Było to dość zabawne porównanie, skoro absolutnie NIKT (o ironio) z Longbottomów nie kojarzył się mu z wilkiem, a jemu samemu było z wiadomych powodów bliżej do niedźwiedzia.

Wzruszony odpowiedział jej tylko kiwaniem i gestem poprosił o wyjście. Przymierzył i krytycznie obejrzał kilka barwnych materiałowych piór, a potem... Potem wybrał coś innego.

Kiedy Brenna wróciła, zastała go w białej, wyszywanej dla faktury białą nicią koszuli wsuniętej w tweedowe kraciaste spodnie. Obok leżała marynarka, trochę Sam obsłużył się sam. Wyglądał całkiem przystojnie, rozmiar na długość był adekwatny, choć trzeba było zwęzić tak koszulę jak i spodnie. Mężczyzna obecnie z niepokojem przypatrywał się swoim mankietom:

– Bee jak Esusa kocham, nic nie zepsułem, tu nigdy nie było guzików, a same dziury, ja... ja bym nawet jakieś transmutował tutaj, ale nie mam pojęcia jak, w którym miejscu powinny się znaleźć?– jego brwi niemal łączył się ze sobą w krzaczasty namiot zwątpienia i niedowierzania. Wymysły!
Chichot losu
I’m not looking for the knight
I’m looking for the sword
Brązowe, niezbyt długie włosy, często rozczochrane. Wzrost wysoki jak na kobietę, bo mierzy sobie około 179 centymetrów wzrostu. Twarz raczej sympatycznie ładna niż piękna, nie wyróżniająca się przesadnie i rzadko umalowana. Brenna porusza się szybko, energicznie, głos ma miły i rzadko go podnosi. Ubiera się różnie, właściwie to okazji - w ministerstwie widuje się ją w umundurowaniu albo w koszuli i garniturowych spodniach, kiedy trzeba iść gdzieś, gdzie będą mugole, w Dolinie w ubraniach, które ujdą wśród mugoli, a na przyjęcia i bale czystokrwistych zakłada typowe dla tej sfery zdobione szaty. W tłumie łatwo może zniknąć. Jeżeli używa perfum, to zwykle to jedna z mieszanek Potterów, zawierająca nutę bzu, porzeczki i cedru, a szamponu najczęściej jabłkowego, rzecz jasna też potterowskiego.

Brenna Longbottom
#10
15.02.2024, 16:34  ✶  
Chciała pomóc Samowi. I próbowała - ale lawirowała pomiędzy chęcią udzielenia tej pomocy, własnymi przekonaniami, co do tego, co będzie dla niego dobre, i jednocześnie świadomością, że powinna uszanować jego wolę. Miotała się w tym trochę, a i sama przed sobą, z pewnym wstydem, przyznawała, że może trochę odpuściła – bo chociaż zawsze próbowała znaleźć czas i dla niego, i dla innych przyjaciół, to poświęcała im go w ostatnich miesiącach nieco mniej niż wcześniej. Już przed Beltane była zajęta, a ten atak wyznaczył nowy etap wojny, jej eskalację, i nagle obowiązki pomnożyły się, zarówno w Ministerstwie, jak i w Zakonie Feniksa.
Chciała mu pomóc, bo tak naprawdę była wilkiem, ale wilki troszczą się o stado, a ona bardzo łatwo uznawała innych za część swojej sfory: Samuel McGongall dołączył do niej już dawno temu, nawet jeżeli zawsze pozostawał na uboczu.
Chciała mu pomóc, bo bała się, że kilka nitek wymknie się jej z rąk, gdy będzie patrzyła w inną stronę.
Czekała cierpliwie za drzwiami, kiedy McGongall się przebierał, a potem zajrzała do środka. I bardzo postarała się nie uśmiechnąć na widok jego paniki: bo to przecież nie była jego wina, że matka nigdy nie kupiła mu pierwszej marynarki.
- Wszystko w porządku, Sam, nic nie zepsułeś - zapewniła więc tylko i podeszła bliżej, żeby poprawić koszulę. A potem machnęła różdżką w stronę szafy, transmutując jej drzwi w lustrzaną powierzchnię, tak, żeby mógł zobaczyć, jaki jest efekt. – Uważam, że wyglądasz w tym bardzo dobrze, ale jeżeli masz tylko ochotę, możesz spróbować z kolorową – powiedziała, spoglądając na ich odbicie.
Teraz to ona wyglądała jak dziewczyna jeśli nie z Kniei, to przynajmniej z jakiegoś mugolskiego, zwykłego domu – a on niemal jak panicz czystej krwi.
– Sam, chcesz porozmawiać o tym liście? Albo o czymkolwiek jeszcze? – spytała wprost, zwracając na niego spojrzenie ciemnych oczu, teraz poważne, a Brenna całkiem poważna była rzadko: głównie w pracy, przy paskudniejszych sprawach czy gdy ktoś zdawał się mieć jakiś problem.
Samuel miał teraz tych problemów całe mnóstwo, ale lepiej było próbować rozwiązać je po kolei: zaczynając od wyboru tej koszuli.


Don't promise to live forever. Promise to forever live while you're alive.
« Starszy wątek | Nowszy wątek »

Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości
Podsumowanie aktywności: Samuel McGonagall (2866), Brenna Longbottom (2787)


Strony (2): 1 2 Dalej »


  • Pokaż wersję do druku
  • Subskrybuj ten wątek

Przydatne linki
Kolejeczka
Tryb normalny
Tryb drzewa