adnotacja moderatora
Rozliczono - Brenna Longbottom - osiągnięcie Badacz tajemnic IV
Brenna pojawiła się w Warowni, kiedy niebo już dawno pojaśniało - chociaż pora wciąż była wczesna, po prostu słońce w sierpniu wcześnie wstawało. Wilgotne ubrania wysuszyła wcześniej zaklęciem, ale i tak pozostały na nich ślady błota, były wymięte po wędrowaniu w nich przez ulewę i spaniu, a włosy od wilgoci pozwijały się i były jeszcze trochę bardziej rozczochrane niż zwykle.
Blada z niewyspania i chłodu, wciąż była przemarznięta - i zastanawiała się, czy Zimni cały czas czuli się tak, jak teraz ona. Jakby nigdy już nie miało być im ciepło. Mogła cieszyć się tylko, że ta cała przygoda nie przytrafiła się jej jesienią albo wczesną wiosną, bo kto wie, czy po prostu by nie zamarzła.
Marzyła o herbacie, kocu i śnie.
Podejrzewała za to, że czeka ją wiele tłumaczeń - kwestia, komu będzie się tłumaczyć i kto dopadnie ją jako pierwszy. Oby nie matka, bo uciec przed nią będzie najtrudniej. A jej spojrzenie pełne wyrzutu i to "zafundowałaś nam bezsenną noc, Brenno"... Prawie słyszała, jak matka wypowiada te słowa...
Brenna pchnęła drzwi wejściowe i zamarła, starając twarzą w twarz z kuzynką. Może zwabiło ją popiskiwanie Łatka, który chyba usłyszał dźwięk klucza w zamku i przybiegł się przywitać, a może po prostu zobaczyła z okna, jak Brenna aportowała się w pobliżu domu, tuż poza zasięgiem zaklęć ochronnych.
– Wywaliło świstoklika na pustkowiu – oświadczyła natychmiast, jeszcze zanim padły jakiekolwiek pytania, woląc skrót informacji przedstawić już, teraz, natychmiast. – Przez ulewę teleportację szlag trafił, był tam dom i w tym domu przyjęły nas duchy. A właściwie to może tę teleportację szlag trafił właśnie przez duchy.
Brzmiało to wybitnie idiotycznie i bardzo nieprawdopodobnie: i pewnie ktokolwiek inny zastanawiałaby się, czy w ogóle o tym mówić. Czy nie uznają go za wariata albo wierutnego kłamcę.
Ale Brenna była Brenną, tą dziewczyną, która jeśli na imprezie miała najprawdziwszego niedźwiedzia, to nikt się nawet temu nie dziwił, bo wszyscy uznawali, że tak powinno być (i co miało się potwierdzić już za parę dni). Oczywiście, że mogło się jej to przydarzyć. Poza tym była po prostu zbyt zmęczona, zbyt wycieńczona i fizycznie, i psychicznie, na szukanie wymówek bardziej wiarygodnych niż... no cóż, prawda.
Don't promise to live forever. Promise to forever live while you're alive.