Poranek nie był dla niej łaskawy, znaczy był, może trochę, bo udało jej się pomóc Erikowi, dorwać bestię, która straszyła mieszkańców Little Hagnleton. Okazało się to nie być jednak takie proste, jak się jej wydawało, a Longbottom nie do końca chciał jej pomóc. Okazało się, że ten rosły chłop, wilkołak boi się podziemnych tuneli. Musiała więc załatwić wszystko sama - jak zawsze. Błotoryj przekroczył jednak jej oczekiwania, był to kawał bestii, jeszcze takiego wielkiego w swoim życiu łowcy nie widziała. Chciała zabrać jego łeb jako trofeum, tyle, że no wybuchł, więc nie miała za bardzo co z niego zbierać. No życie.
Zwierzę trochę ją poturbowało, otarło się o nią kilka razy swoim wielkim cielskiem nim je zabiła. Rozwścieczyła je, nie ma się, co dziwić, że próbowało się bronić. Wypadałoby, żeby zobaczył ją jakiś profesjonalista. Nim więc wróciła do domu zahaczyła o miejsce, w którym zawsze była mile widziana, a przynajmniej tak się jej wydawało. Miała nadzieję, że właścicielka mieszkania miała wolne i nie była dzisiaj w Mungo, jeśli było inaczej - to po prostu pocałuje klamkę.
Teleportowała się w okolice kamienicy Bulstrodów wczesnym popołudniem. Kilka osób przyglądało jej się nieprzyjaźnie gdy znalazła się na ulicy. Nie wyglądała dobrze, była cała umazana w wnętrznościach zwierzęcia, z którym przyszło jej dzisiaj walczyć, do tego trzymała się za bok, który bolał ją po tym, jak zwierzę w nią wbiegło (kilka razy) no i musiała śmierdzieć, na pewno jechało od niej dosyć mocno. Może powinna się umyć nim się tutaj znalazła? Nie, gdyby teleportowała się do domu, to pewnie zalegałby na kanapie z butelka ognistej w dłoni.
Nie zwlekając zbyt długo zapukała, liczyła na to, że Florence jest w domu i jak zawsze uratuje jej dupę, czasem było jej głupio, że nadużywała jej gościnności, ale szybko jej to przechodziło. Od tego chyba byli przyjaciele, co nie? Aby sobie pomagać, a panna Bulstrode była jedną z nielicznych osób, które nazywała w ten sposób.