• Londyn
  • Świstoklik
    • Mapa Huncwotów
    • Ulica Pokątna
    • Aleja horyzontalna
    • Ulica Śmiertelnego Nokturnu
    • Ministerstwo Magii
    • Klinika Św. Munga
    • Niemagiczny Londyn
    • Dolina Godryka
    • Little Hangleton
    • Wyspy Brytyjskie
    • Reszta świata
    • Zmieniacz czasu
    • Opisy lokacji
  • Dołącz do gry
  • Zaloguj się
  • Postacie
  • Accio
  • Indeks
  • Gracze
  • Accio
Secrets of London Scena główna Aleja horyzontalna v
« Wstecz 1 … 5 6 7 8 9 10 Dalej »
[07.08.72] it's me again | Flo & Ger

[07.08.72] it's me again | Flo & Ger
Szelma
Yes, it's dangerous.
That's why it's fun.
Od czego warto zacząć? Ród Yaxley ma w swoich genach olbrzymią krew. Przez to właśnie Geraldine jest dosyć wysoka jak na kobietę, mierzy bowiem 188 cm wzrostu. Dba o swoją sylwetkę, jest wysportowana głównie przez to, że trenuje szermierkę, lata na miotle, biega po lasach. Przez niemalże całe plecy ciągnie się jej blizna - pamiątka po próbie złapania kelpie. Rysy twarzy dość ostre. Oczy błękitne, usta różane, diastema to jej znak rozpoznawczy. Buzię ma obsypaną piegami. Włosy w kolorze ciemnego blondu, gdy muska je słońce pojawiają się na nich jasne pasma, sięgają jej za ramiona, najczęściej zaplecione w warkocz, niedbale związane - nie lubi gdy wpadają jej do oczu. Na lewym nadgarstku nosi bransoletkę z zębów błotoryja, która wygląda jakby lewitowały. Porusza się szybko, pewnie. Głos ma zachrypnięty, co jest pewnie zasługą papierosa, którego ciągle ma w ustach. Pachnie papierosami, ziemią i wiatrem, a jak wychodzi z lasu do ludzi to agrestem i bzem jak jej matka. Jest leworęczna.

Geraldine Yaxley
#1
20.02.2024, 12:40  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 08.08.2024, 19:01 przez Król Likaon.)  
adnotacja moderatora
Rozliczono - Florence Bulstrode - osiągnięcie Badacz Tajemnic
adnotacja moderatora
Rozliczono - Geraldine Yaxley - osiągnięcie Badacz Tajemnic

Poranek nie był dla niej łaskawy, znaczy był, może trochę, bo udało jej się pomóc Erikowi, dorwać bestię, która straszyła mieszkańców Little Hagnleton. Okazało się to nie być jednak takie proste, jak się jej wydawało, a Longbottom nie do końca chciał jej pomóc. Okazało się, że ten rosły chłop, wilkołak boi się podziemnych tuneli. Musiała więc załatwić wszystko sama - jak zawsze. Błotoryj przekroczył jednak jej oczekiwania, był to kawał bestii, jeszcze takiego wielkiego w swoim życiu łowcy nie widziała. Chciała zabrać jego łeb jako trofeum, tyle, że no wybuchł, więc nie miała za bardzo co z niego zbierać. No życie.

Zwierzę trochę ją poturbowało, otarło się o nią kilka razy swoim wielkim cielskiem nim je zabiła. Rozwścieczyła je, nie ma się, co dziwić, że próbowało się bronić. Wypadałoby, żeby zobaczył ją jakiś profesjonalista. Nim więc wróciła do domu zahaczyła o miejsce, w którym zawsze była mile widziana, a przynajmniej tak się jej wydawało. Miała nadzieję, że właścicielka mieszkania miała wolne i nie była dzisiaj w Mungo, jeśli było inaczej - to po prostu pocałuje klamkę.

Teleportowała się w okolice kamienicy Bulstrodów wczesnym popołudniem. Kilka osób przyglądało jej się nieprzyjaźnie gdy znalazła się na ulicy. Nie wyglądała dobrze, była cała umazana w wnętrznościach zwierzęcia, z którym przyszło jej dzisiaj walczyć, do tego trzymała się za bok, który bolał ją po tym, jak zwierzę w nią wbiegło (kilka razy) no i musiała śmierdzieć, na pewno jechało od niej dosyć mocno. Może powinna się umyć nim się tutaj znalazła? Nie, gdyby teleportowała się do domu, to pewnie zalegałby na kanapie z butelka ognistej w dłoni.

Nie zwlekając zbyt długo zapukała, liczyła na to, że Florence jest w domu i jak zawsze uratuje jej dupę, czasem było jej głupio, że nadużywała jej gościnności, ale szybko jej to przechodziło. Od tego chyba byli przyjaciele, co nie? Aby sobie pomagać, a panna Bulstrode była jedną z nielicznych osób, które nazywała w ten sposób.

Dama z Lumos
Kasztanowe włosy zwykle ma ciasno spięte, odsłaniając bladą, trochę piegowatą twarz. Oczy ma jasne, o uważnym spojrzeniu. Około metr sześćdziesiąt dziewięć wzrostu.

Florence Bulstrode
#2
20.02.2024, 18:44  ✶  
Geraldine miała to szczęście, że Florence świeżo wróciła z dyżuru. Jak niemal zwykle została równo godzinę dłużej – trzydzieści minut z powodu „obsunięcia” w przyjęciach pacjentów, a kolejne trzydzieści, aby posprzątać swój gabinet i upewnić się, że w dokumentach panuje idealny porządek. Dotarła na Horyzontalną równo pięć minut przed przybyciem Yaxley i zdążyła w tym czasie akurat się przebrać.
Wejście do kamienicy Bulstrodów było przemyślnie ukryte, ale akurat Geraldine wiedziała, gdzie się znajduje, a skrzat domowy ją znał i otworzył drzwi, ledwo ta zapukała, a potem…
- P…panienko Florence!!! – wykrzyknął na jej widok, tak głośno, jak tylko pozwalał piskliwy, skrzaci głosik.
Sekundę później na schodach rozległ się tupot.
Florence Bulstrode nie lubiła biegać. Unikała wszelkich sportów pilnie, odkąd była małą dziewczynką. Nie pływała, nie grała w quidditcha, nie latała na miotle. Nie ganiała po hogwarckich korytarzach i absolutnie jedyne, na co była skłonna sobie pozwolić, to rzucenie kilku śnieżek, zwykle z młodszym kuzynostwem. Ale kiedy ktoś krzyczał w ten sposób, to zwykle oznaczało „medyk potrzebny natychmiast”. Gdy wzywano ją tak w rodzinnej kamienicy: ktoś z domowników potrzebował natychmiastowego leczenia.
Nie chodziło może o domownika, ale Florence była z tym wnioskiem całkiem blisko.
– Geraldine! – wyrwało się jej, a Bulstrode krzyczała bardzo, bardzo rzadko. Dłoń mimowolnie uniosła do serca, a jej jasne oczy otworzyły się szerzej, bo w pierwszej chwili pomyślała oczywiście, że to wszystko, to krew Yaxley. Po jakiejś sekundzie jednak włączył się jej umysł uzdrowicielki: Geraldine stała, nie chwiała się, to co dostrzegła Florence na jej ubraniu wyglądało jak wnętrzności raczej nieludzkie. Dlatego kolejne słowa dodała już odrobinę spokojniej. – Wejdź do środka. Jak bardzo jesteś ranna?
Zawahała się na ułamek sekundy. Gdyby Geraldine wyglądała, jakby miała zaraz stracić przytomność albo się wykrwawić, Florence wzięłaby ją po prostu do salonu. Jej zamiłowanie do ładu i porządku było wielkie, ale wbrew pozorom Bulstrode umiała znieść brud – była uzdrowicielką, ręce kobiety nieraz już znaczyły krew, żółć i ropa. Jeżeli jednak Yaxley nie była aż tak ranna, nie było powodu brudzić dywanów i, o zgrozo, kanapy.
– Targeo – oświadczyła Florence, unosząc różdżkę i celując w Geraldine. Krwi i innych świństw było za dużo, aby jedno zdjęcie mogło je wszystkie usunąć, ale część juchy zniknęła i przynajmniej teraz łowczyni… nie ociekała. – Spróbuj niczego nie dotykać. Idziemy do łazienki – zarządziła, ruszając do tej łazienki położonej na parterze.
Szelma
Yes, it's dangerous.
That's why it's fun.
Od czego warto zacząć? Ród Yaxley ma w swoich genach olbrzymią krew. Przez to właśnie Geraldine jest dosyć wysoka jak na kobietę, mierzy bowiem 188 cm wzrostu. Dba o swoją sylwetkę, jest wysportowana głównie przez to, że trenuje szermierkę, lata na miotle, biega po lasach. Przez niemalże całe plecy ciągnie się jej blizna - pamiątka po próbie złapania kelpie. Rysy twarzy dość ostre. Oczy błękitne, usta różane, diastema to jej znak rozpoznawczy. Buzię ma obsypaną piegami. Włosy w kolorze ciemnego blondu, gdy muska je słońce pojawiają się na nich jasne pasma, sięgają jej za ramiona, najczęściej zaplecione w warkocz, niedbale związane - nie lubi gdy wpadają jej do oczu. Na lewym nadgarstku nosi bransoletkę z zębów błotoryja, która wygląda jakby lewitowały. Porusza się szybko, pewnie. Głos ma zachrypnięty, co jest pewnie zasługą papierosa, którego ciągle ma w ustach. Pachnie papierosami, ziemią i wiatrem, a jak wychodzi z lasu do ludzi to agrestem i bzem jak jej matka. Jest leworęczna.

Geraldine Yaxley
#3
20.02.2024, 22:23  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 20.02.2024, 22:23 przez Geraldine Yaxley.)  

Najwyraźniej coś było w tych słowach, że głupi to ma zawsze szczęście. Nie, żeby Yaxley wątpiła w swoją inteligencję, no jednak nie dało się nie zauważyć, że los ostatnio trochę jej w życiu pomagał.

Skrzat otworzył jej drzwi, jednak jego reakcja... no cóż, była trochę przesadzona. Próbowała wejść mu słowo, ale się jej nie udało. Z drugiej strony, gdyby zobaczyła kogoś, kto wyglądał jak ona, zapewne też by spanikowała. Nie widziała się w lustrze, ale węch miała całkiem sprawny, czuła, że śmierdzi, ubrania były całe w wnętrznościach błotoryja. Włosy zaś miała posklejane mieszanką błota i krwi, czy co tam płynęło w żyłach tego stworzenia. No nie prezentowała się dzisiaj najlepiej - zdecydowanie.

Usłyszała stukot, który rozległ się w okolicach schodów, zwiastował przybycie Florence. Miała nadzieję, że z nich nie spadnie, nie wybaczyłaby sobie, gdyby coś się jej stało przez to, że chciała jej pomóc.

Po chwili pojawiła się przed nią. Yaxley wysiliła się na uśmiech, chociaż musiała wyglądać w tej chwili naprawdę żałośnie. - Florence. - Przywitała ją, nadal stała w okolicach drzwi, jakby bała się przekroczyć próg mieszkania, znaleźć się w środku.

- Tylko tak okropnie wyglądam, nie jest wcale tak źle. - Skoro uzyskała pozwolenie, żeby wejść do środka w takim stanie to weszła w głąb mieszkania. Starała się nic nie ubrudzić, choć wcale nie było to takie proste.

- Ten drugi wygląda gorzej. - Wysiliła się na żart, próbując nieco złagodzić sytuację.

- Trochę mnie poturbował, bywało już słabiej. - Chociażby wtedy kiedy kelpie ją podrapała. Pamiętała, że miała wtedy problem z teleportacją i prawie wykrwawiła się na śmierć. W porównaniu do tego dzisiejsze doświadczenie było tylko draśnięciem, no ale też dawało o sobie znać. Czuła, że bolą ją żebra, bestia była wkurzona i ją staranowała, bała się, że mogła jej coś poważnie uszkodzić, dlatego właśnie pojawiła się u przyjaciółki.

Flo zaczęła działać bardzo szybko. Geraldine stała gotowa na wszystko, co miało nadejść. Zaczęła od zaklęcia, które miało nieco ją wyczyścić, co w sumie było świetnym pomysłem. Przynajmniej nie będzie musiała martwić się o brud, który Yaxley mogłaby zostawić w miejscach, w których niekoniecznie chciałaby go mieć.

- Postaram się zrobić, co w mojej mocy. - Kiedy szła za Florence do łazienki naprawdę skupiała się na tym, aby nic nie ubrudzić, i tak była wystarczającym wrzodem na tyłku dla uzdrowicielki.

Dama z Lumos
Kasztanowe włosy zwykle ma ciasno spięte, odsłaniając bladą, trochę piegowatą twarz. Oczy ma jasne, o uważnym spojrzeniu. Około metr sześćdziesiąt dziewięć wzrostu.

Florence Bulstrode
#4
22.02.2024, 11:09  ✶  
- Zważywszy na to, jak ty się prezentujesz, gdyby on nie wyglądał gorzej, byłabyś już martwa – odparła Florence. Teraz, gdy upewniła się, że Yaxley nie wykrawanie się w ciągu najbliższych pięciu minut, już na powrót spokojnym tonem. Nie miała skłonności do ulegania zbędnej panice: raz, ze względu na charakter, dwa, bo pracowała w szpitalu, często przy trudnych przypadkach, trzy, jej bracia byli aurorami (a jeden lubił pakować się w bójki poza służbą) i już przywykła, że niekiedy potrafili zapukać do drzwi jej pokoju z zakrwawionymi twarzami czy ubraniami.
Trzeba było jednak przyznać, że chyba nigdy żaden z nich nie wyglądał tak, jak teraz Geraldine.
Żwawo, acz nie biegnąc, poprowadziła ją do jednej z dwóch znajdujących się na dole łazienek - tej większej, gdzie znajdowała się sporą wanna. Tutaj, kafelków i armatury łazienkowej, krew i te... inne substancje, powinno się usunąć stosunkowo łatwo.
– Usiądź na wannie. I zdejmij tę koszulę, muszę obejrzeć twoje żebra, a i tak nadaje się tylko do wyrzucenia, jej już żadna magia nie pomoże. Skrzat przyniesie jakąś Oriona, odkupię mu ją potem – zakomenderowała Bulstrode, odkręcając wodę, żeby Geraldine mogła obmyć sobie przynajmniej twarz i ręce. Nie zamknęła od razu drzwi łazienki, a poprosiła najpierw skrzata, by przyniósł dodatkowe ręczniki, podręczną skrzyneczkę z eliksirami oraz tę koszulę (i gdy już skończy, uprzątnął ślady błota i krwi, jakie pozostawiły buty ich gościa na podłodze w korytarzu). Jej własna bluzka byłaby na Geraldine bez wątpienia za mała, a przecież ta nie mogła wyjść stąd półnaga. Zaś Florence ani myślała pozwolić, aby Yaxley założyła na siebie z powrotem coś, co było chyba umazane... flakami. O nie, aż ją brały dreszcze na samą myśl. To ubranie musiało zostać nie tylko wyrzucone, ale wręcz unicestwione.
– Dobrze widzę, że masz rozcięty bok? Czy to było coś jadowitego? Zęby, pazury, krew, mogły zainfekować twoje rany? – spytała rzeczowo, otwierając jedną z szafek i wydobywając z niej rękawiczki. Jednym z efektów ubocznych posiadania w domu uzdrowicielki oraz dwóch osób, które regularnie doznawały różnych obrażeń, od siniaków, przez złamania aż po obrywanie klątwami, było to, że w różnych zakątkach kamienicy dało się znaleźć bandaże, eliksiry, specjalne rękawiczki i tym podobne.
Chociaż i tak nie było ich tak wielu, jak kart.
Szelma
Yes, it's dangerous.
That's why it's fun.
Od czego warto zacząć? Ród Yaxley ma w swoich genach olbrzymią krew. Przez to właśnie Geraldine jest dosyć wysoka jak na kobietę, mierzy bowiem 188 cm wzrostu. Dba o swoją sylwetkę, jest wysportowana głównie przez to, że trenuje szermierkę, lata na miotle, biega po lasach. Przez niemalże całe plecy ciągnie się jej blizna - pamiątka po próbie złapania kelpie. Rysy twarzy dość ostre. Oczy błękitne, usta różane, diastema to jej znak rozpoznawczy. Buzię ma obsypaną piegami. Włosy w kolorze ciemnego blondu, gdy muska je słońce pojawiają się na nich jasne pasma, sięgają jej za ramiona, najczęściej zaplecione w warkocz, niedbale związane - nie lubi gdy wpadają jej do oczu. Na lewym nadgarstku nosi bransoletkę z zębów błotoryja, która wygląda jakby lewitowały. Porusza się szybko, pewnie. Głos ma zachrypnięty, co jest pewnie zasługą papierosa, którego ciągle ma w ustach. Pachnie papierosami, ziemią i wiatrem, a jak wychodzi z lasu do ludzi to agrestem i bzem jak jej matka. Jest leworęczna.

Geraldine Yaxley
#5
22.02.2024, 11:38  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 22.02.2024, 11:39 przez Geraldine Yaxley.)  

- Coś w tym jest. - Wyszczerzyła zęby do przyjaciółki w uśmiechu. Nie martwiło jej najwyraźniej wcale to, że mogła dzisiaj umrzeć. Przywykła do ryzyka, ba na pewno byłaby bardzo dumna, gdyby odeszła w walce z krwiożerczą bestią, zdecydowanie nie była jej pisana spokojna śmierć. Przynajmniej na to liczyła, że umrze w jakiś spektakularny sposób.

Sama się zastanawiała nawet, czy zdarzyło jej się kiedyś wyglądać równie efektownie. Chyba nie, znaczy na pewno było bardzo dużo krwi, jednak nigdy nie była wysmarowana jeszcze od stóp do głów, jak tego dnia. Spore osiągnięcie, które zawdzięczała Królowi Błotoryjów.

- Jak sobie życzysz. - Powiedziała, gdy dotarły do łazienki. Doszła do wanny, na której brzegu usiadła. Ściągnęła brudną koszulę, ciało było również nieco wysmarowane, nie ma się co dziwić, to wszystko przesiąknęło przez ubranie. Na żebrach Ger nie było otwartych ran, a może były? Nie oglądała tego wcześniej. Raczej otarcia spowodowane przez silne uderzenie grubej skóry błotoryja. Flo wiedziała też, że Yaxley ma na żebrach kilka blizn - pozostałości po wcześniejszych polowaniach.

- Dzięki, głupio by było wracać stąd półnago. - To nie tak, że by tego nie zrobiła, gdyby musiała, to pewnie wyszłaby stąd w samej bieliźnie, chociaż wolała nie tłumaczyć swojemu bratu powrotu do domu w takim odzieniu, a raczej pratycznie jego braku.

- Nie wiem Flo, nie miałam czasu się obejrzeć. To był kurewsko wielki błotoryj. - Wyciągnęła ręce do przodu, aby jej zobrazować gestykulacją jaki był wielki. - Wbiegł we mnie, kilka razy, jak dzik w maliny. - Nie udało jej się odpowiednio szybko odskoczyć, za co była na siebie zła. Tyle, że faktycznie zwierzę było dosyć mocno rozjuszone i bardzo agresywne, bo wyrwała je ze snu. Powinna być uważniejsza, jak zawsze trochę za lekkomyślnie podeszła do przeciwnika. Właściwie to tak naprawdę nic poważnego jej się nie stało, no ale mogło. Wypadałoby popracować nad swoimi ruchami.

Dama z Lumos
Kasztanowe włosy zwykle ma ciasno spięte, odsłaniając bladą, trochę piegowatą twarz. Oczy ma jasne, o uważnym spojrzeniu. Około metr sześćdziesiąt dziewięć wzrostu.

Florence Bulstrode
#6
22.02.2024, 19:07  ✶  
Florence zmarszczyła lekko brwi. Nie pracowała na oddziale urazów magizoologicznych, ale błotoryje, z tego, co się orientowała, raczej nie były jadowite – chociaż krążyło jej po głowie coś o tym, że niektóre pluły mało przyjemną substancją… na ubraniach Yaxley widziała jednak raczej błoto (dużo błota), dużo krwi (zbyt dużo krwi) i bardzo, bardzo dużo wnętrzności (cóż za obrzydlistwo!). Niczego, co wskazywałoby na to, że splunięto na nią czymś trującym.
– Jestem pewna, że stałabyś się sensacją na cały magiczny Londyn – skwitowała krótko jej słowa odnośnie tego, że głupio byłoby wracać półnago. Brzmiało to nieco oschle, ale Bulstrode niekiedy taka bywała w obejściu, nie umniejszało to jednak jej troski o osoby, które były jej bliskie. – Nie ruszaj się przez chwilę, muszę sprawdzić, czy nie ma obrażeń wewnętrznych.
Machnęła różdżką, a potem skierowała strumień światła, jaki z niej trysnął, prosto na Geraldine. Zaklęcie miało pomóc ocenić, czy kości nie są połamane i, przede wszystkim, czy ten błotoryj tratując Yaxley nie uszkodził narządów.
– Wątroba, żołądek, śledziona, wszystko całe… natomiast będziesz musiała wypić też szkiele wzro, jedno żebro jest pęknięte. Sporo skaleczeń, masa siniaków, kilka krwiaków. Poczułabyś je jutro rano i pewnie nie wstała z łóżka – oceniła po chwili, opuszczając różdżkę. Gdy skrzat się aportował, Florence przyjęła od niego skrzyneczkę z eliksirami i ustawiła ją obok umywalki, ale na razie jej nie otworzyła. – Wejdź do wanny. Musisz chociaż trochę obmyć się z tej krwi, zanim dostaniesz wiggenowy, inaczej skaleczenia zagoją się brudne i jeszcze wda się jakieś zakażenie – zakomenderowała tonem nie znoszącym sprzeciwu. Wiedziała, że Geraldine nie znosi, kiedy się jej rozkazuje, ale chociaż Florence na stopie prywatnej nigdy poleceń kobiecie nie próbowała wydawać, to gdy zajmowała się pacjentami, przyjmowała taki sposób mówienia odruchowo, a Yaxley z dużym prawdopodobieństwem jednak była bardzo zainteresowana tym, aby wstać jutro ze swojego łóżka w pełni sił. Nie jak staruszka, narzekająca na ból w każdej części ciała.
Szelma
Yes, it's dangerous.
That's why it's fun.
Od czego warto zacząć? Ród Yaxley ma w swoich genach olbrzymią krew. Przez to właśnie Geraldine jest dosyć wysoka jak na kobietę, mierzy bowiem 188 cm wzrostu. Dba o swoją sylwetkę, jest wysportowana głównie przez to, że trenuje szermierkę, lata na miotle, biega po lasach. Przez niemalże całe plecy ciągnie się jej blizna - pamiątka po próbie złapania kelpie. Rysy twarzy dość ostre. Oczy błękitne, usta różane, diastema to jej znak rozpoznawczy. Buzię ma obsypaną piegami. Włosy w kolorze ciemnego blondu, gdy muska je słońce pojawiają się na nich jasne pasma, sięgają jej za ramiona, najczęściej zaplecione w warkocz, niedbale związane - nie lubi gdy wpadają jej do oczu. Na lewym nadgarstku nosi bransoletkę z zębów błotoryja, która wygląda jakby lewitowały. Porusza się szybko, pewnie. Głos ma zachrypnięty, co jest pewnie zasługą papierosa, którego ciągle ma w ustach. Pachnie papierosami, ziemią i wiatrem, a jak wychodzi z lasu do ludzi to agrestem i bzem jak jej matka. Jest leworęczna.

Geraldine Yaxley
#7
22.02.2024, 20:20  ✶  

Wielka szkoda, że Florence wybrała inną specjalizację. Wtedy mogłaby pomagać Gerry w każdej sytuacji, nie, żeby narzekała na to, jak opiekowała się nią teraz. Mało kto mógł sobie pozwolić na usługi swojego własnego, prywatnego uzdrowiciela, do którego mógł przyjść o każdej porze, w dzień, czy w nocy i za każdym razem uzyskiwał pomoc. Naprawdę miała sporo szczęścia, że dawno temu ich drogi się skrzyżowały. Niby były takie różne, a jednak udało im się znaleźć nić porozumienia, a nawet zaprzyjaźnić. Były trochę, jak woda i ogień, ale w niczym im to nie przeszkadzało.

- Może matka wreszcie byłaby ze mnie dumna. - Uśmiechnęła się zadowolona. Jen na pewno nie doceniłaby takiego przedstawienia, nie to, co ojciec, Ger czuła, że ten miałby niezły ubaw, gdyby się dowiedział, że półnaga paradowała po magicznym Londynie. - Jak sobie życzysz. - Zastygła w miejscu, aby dać Florence pracować. Nie było to wcale takie proste, bo Yaxley miała problem, żeby usiedzieć dłuższą chwilę w jednym miejscu. Taki już miała charakter, że wszędzie jej było pełno, gdyby mogła to w ogóle by nie siadała, tylko ciągle była w ruchu.

W tym przypadku jednak słowo Bulstrode było święte, to ona miała doświadczenie, to ona znała się na rzeczy, jeśli chodzi o sprawy związane z medycyną ufała jej najbardziej na świecie, przecież dzięki niej ciągle była w jednym kawałku, za co była jej ogromnie wdzięczna.

Zmrużyła oczy, gdy przyjaciółka skierowała w nią strumień światła, strasznie raziło, ale wiedziała, że to jest konieczne, aby sprawdzić, czy wszystko z nią w porządku.

- Kurwa, myślałam, że tym razem się bez tego obejdzie. - Westchnęła rozczarowana, bo nie znosiła smaku tego eliksiru, będzie musiała jednak jakoś to przełknąć. - Oczywiście, zamierzam jutro się podnieść, więc wypiję, co każesz. - Nie zamierzała nawet wdawać się z nią w dyskusję na ten temat, bo wiedziała, że ma rację. Zdecydowanie wolała nie pozostać uziemiona na dłużej w łóżku. Szczególnie, że sezon na polowania trwał w pełni.

Zastanawiała się, czy powinna zdjąć spodnie. Skoro Flo kazała jej wskoczyć do wanny... Cóż, stwierdziła, że to będzie lepsze rozwiązanie. Wstała i zsunęła spodnie, po czym wlazła do wanny, Florence zobaczyła jej obrzydliwą bliznę na plecach, na szczęście nie pierwszy raz, nie powinno jej to poruszyć. Yaxley nie wstydziła się tego brzemienia, ba uważała je za swego rodzaju trofeum, może nie było przyjemne dla oka, ale przynajmniej żyła. Odkręciła wodę, żeby nieco się opłukać z tego syfu, zajęło jej to dłuższą chwilę, bo była naprawdę okropnie brudna.

Dama z Lumos
Kasztanowe włosy zwykle ma ciasno spięte, odsłaniając bladą, trochę piegowatą twarz. Oczy ma jasne, o uważnym spojrzeniu. Około metr sześćdziesiąt dziewięć wzrostu.

Florence Bulstrode
#8
23.02.2024, 14:16  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 23.02.2024, 14:17 przez Florence Bulstrode.)  
To, że ktoś był półnagi, było jedną z ostatnich rzeczy, jakie mogły poruszyć Florence. Siedem lat dzieliła pokój z czterema innymi dziewczynkami, a potem całe lata przepracowała w Mungu i wiele spraw, dla innych stanowiących tabu, dla niej stanowiło normę. Przynajmniej w pracy.
- Przynieś też jakieś spodnie i pasek - rzuciła, trochę podnosząc głos, do skrzata, który teraz gdzieś pod drzwiami usuwał ślady błota i krwi. Tak, te spodnie też do niczego się już nie nadawały. Florence zaś za pomocą różdżki lewitowała ubrania Geraldine, brudne i poszarpane, do worka na śmieci. Nie mogła wprost znieść ich widoku i jednak chyba cierpiałaby zbyt wielkie katusze, gdyby pozwoliła Yaxley je założyć. Po czym kolejnym machnięciem usunęła tyle brudu z butów, ile tylko się dało. Tych nie mogła wywalić ot tak do śmieci.
Wyglądało na to, że Yaxley dosłownie poszatkowała albo wysadziła w powietrze tego błotoryja. Florence postanowiła jednak nie pytać.
- Zostawiam tutaj ręcznik. Staraj się poruszać ostrożnie, to żebro nie wygląda najlepiej - dodała, kładąc puchaty, ciemny ręcznik na brzegu wanny, a potem sama odwróciła się do umywalki, by wreszcie otworzyć skrzyneczkę z eliksirami. Dobór dawki w przypadku Geraldine nie nastręczał trudności, bo Yaxley obrywała na tyle często, by Florence potrafiła odmierzyć dla niej wiggenowy z zamkniętymi oczyma.
- Do dna. Drugiej dawki będziesz potrzebowała za sześć godzin - zakomenderowała, podchodząc do wanny i podając jej jedną fiolkę. Wprawdzie by porządnie się umyć Geraldine będzie potrzebowała więcej czasu, ale skoro pozbyła się choć części błota i krwi ze skóry, mogła wypić już wiggenowy. Florence skrzywiła się lekko, dostrzegając wielki krwiak na żebrach i potem paskudny siniak na twarzy. Niby nic nowego, ona widywała takie rzeczy, a Geraldine przywykła do obrażeń, ale tym razem oberwała naprawdę mocno. - Popatrz w górę. Za światłem różdżki - zażądała, rzucając słabe lumos i przesuwając różdżką tak, by zobaczyć, czy nie pojawiły się jakieś zaburzenia wzroku, wskazujące na urazy głowy. - Czy uderzyłaś się mocno w głowę albo w twarz? - spytała.
Szelma
Yes, it's dangerous.
That's why it's fun.
Od czego warto zacząć? Ród Yaxley ma w swoich genach olbrzymią krew. Przez to właśnie Geraldine jest dosyć wysoka jak na kobietę, mierzy bowiem 188 cm wzrostu. Dba o swoją sylwetkę, jest wysportowana głównie przez to, że trenuje szermierkę, lata na miotle, biega po lasach. Przez niemalże całe plecy ciągnie się jej blizna - pamiątka po próbie złapania kelpie. Rysy twarzy dość ostre. Oczy błękitne, usta różane, diastema to jej znak rozpoznawczy. Buzię ma obsypaną piegami. Włosy w kolorze ciemnego blondu, gdy muska je słońce pojawiają się na nich jasne pasma, sięgają jej za ramiona, najczęściej zaplecione w warkocz, niedbale związane - nie lubi gdy wpadają jej do oczu. Na lewym nadgarstku nosi bransoletkę z zębów błotoryja, która wygląda jakby lewitowały. Porusza się szybko, pewnie. Głos ma zachrypnięty, co jest pewnie zasługą papierosa, którego ciągle ma w ustach. Pachnie papierosami, ziemią i wiatrem, a jak wychodzi z lasu do ludzi to agrestem i bzem jak jej matka. Jest leworęczna.

Geraldine Yaxley
#9
23.02.2024, 16:56  ✶  

Dla Florence to była codzienność. Na pewno w ogóle nie przywiązywała wagi do nagich ciał, taki już miała zawód. Yaxley niby nie miała wstydu, nie miałaby problemu, aby założyć się z kimś o to, że jak przegra jakiś głupi zakład rozbierze się do naga i przejdzie tak po Pokątnej, jednak to wiązało się z czymś innym. Chodziło jej o pewną więź, którą miała z Florence, która łączyła się z poczuciem bezpieczeństwa i troski, które raczej były jej nieznane. - Zajebiście, nie spodziewałam się, że wyjdę od ciebie z nowymi ubraniami. - Skomentowała jeszcze słowa, które Bulstrode skierowała do skrzata. Te jej szmaty już się do niczego nie nadawały, to był fakt. Nawet nie zrobiło jej się przykro gdy wylądowały w worku na śmieci. Mimowolnie spojrzała jednak na swoje buty i zrobiło jej się gorąco. To był jeden z nielicznych przedmiotów, do których była naprawdę przywiązana. Służyły jej od jakichś dziesięciu lat, może i nie wyglądały jakoś super świetnie, ale był kurewsko wygodne. Florence chyba również o nich pomyślała, bo machnęła różdżką, żeby je wyczyścić, na szczęście całkiem zgrabnie jej poszło. Nie będzie musiała się ich pozbyć - kamień z serca.

- Postaram się, nie obiecuję jednak, że mi się to uda, sama wiesz, jak jest. - Ger działała instynktownie, zazwyczaj najpierw robiła, później myślała, było tak nawet z głupim prysznicem, czy kąpielą. Zupełnie nie panowała nad swoimi ruchami, tym jednak zrobiła wszystko, co w jej mocy, żeby nie uszkodzić się bardziej. Całkiem sprawnie jej to poszło, bo minęła ledwie chwila, a zdołała zmyć z siebie większość brudu. Zostało jej go tylko trochę we włosach, ale doczyści to w domu.

Sięgnęła po ten puchaty ręcznik, który zostawiła jej przyjaciółka. Był strasznie miły w dotyku, mogłaby pod nim siedzieć nawet do końca dnia.

- Twoje zdrowie. - Uniosła fiolkę do góry, kiedy Bulstrode wręczyła jej fiolkę. Wypiła cały, jednym haustem, zamknęła przy tym oczy, bo nie znosiła tego smaku. Może i wlewała w siebie w swoim życiu gorsze trunki, ale one przynajmniej kopały i miały w sobie alkohol.

Później wykonała jej kolejne polecenie, bez słowa. Przemierzała wzrokiem za światłem różdżki, tak jak jej nakazała. Miała nadzieję, że wszystko będzie w porządku. - Lekko mnie jebnął. - W twarz, ale nie tak, żeby gdzieś uderzyła, czy coś.

Dama z Lumos
Kasztanowe włosy zwykle ma ciasno spięte, odsłaniając bladą, trochę piegowatą twarz. Oczy ma jasne, o uważnym spojrzeniu. Około metr sześćdziesiąt dziewięć wzrostu.

Florence Bulstrode
#10
24.02.2024, 17:06  ✶  
Matka Florence była hazardzistką, z charakteru, natury i wychowania. Sama Bulstrode zaś... cóż, miała może w sobie pewną żyłkę ku temu, na co dzień jednak głęboko skrywaną - i prawdopodobnie żadna siła na ziemi i niebie nie zmusiłaby ją do założenia się, że przejdzie gdziekolwiek bez ubrania. Wolałaby już zjeść żywą żabę nic coś takiego zrobić. Pewnie nie wahałby się za to jej najmłodszy brat. On i Geraldine momentami byli całkiem do siebie podobni.
- Naprawdę sądziłeś, że wypuszczę cię stąd w tym czymś? - spytała, wskazując na worek z brudnymi ubraniami. Oczywiście, zamierzała teraz odkupić braciom tę koszulę i spodnie, które przyniesie tutaj skrzat, bo sama zdenerwowałaby się, gdyby ot tak zabrali coś z jej szafy... Ale były rzeczy ważne i ważniejsze.
- No cóż, konsekwencje to ty poniesiesz na własnej skórze - powiedziała surowo, spoglądając na Yaxley wzrokiem, który wprawiał w popłoch jeśli nie wszystkich stażystów, to na pewno Camerona Lupina, ale nie że była zaskoczona, że ta ani myślała za bardzo uważać na uszkodzone żebro.
Florence wygasiła lumos, a potem ponownie machnęła różdżką, szepcąc następne zaklęcie diagnozujące. Wyglądało jednak na to, że nie doszło do żadnego poważnego urazu.
- Lekko? Miałaś szczęście. Mało brakowało, a pękłaby kość policzkowa. To już na pewno byś poczuła. I nie dałabyś rady mówić - stwierdziła, opuszczając różdżkę i następnie odmierzając łyżeczkę szkiele wzro. - Żebro będzie piec, ale zrośnie się do jutra - oświadczyła, podając porcję Geraldine.
Skrzat zmaterializował się z cichym pyknięciem na środku pokoju. Florence podziękowała mu cicho i poprosiła, by poczekał aż panna Yaxley skończy kąpiel i posprzątał łazienkę - Bulstrode starała się być samodzielna, ale bardzo cieszyła się, że to nie ona będzie musiała umyć tę wannę. Nawet jeżeli mogła zrobić to za pomocą magii.
- Umyj się dokładnie, a potem nałóż tę maść na ten krwiak na boku - zarządziła, składając skrzyneczkę ze specyfikami. Na wierzchu zostawiła tylko jedno opakowanie z maścią, której miała użyć Geraldine. Tuż koło niej położyła ubrania - koszulę i spodnie, bez wątpienia męskie, które nie będą może na Yaxley zbyt dobrze leżały, ale miały tę zaletę, że były czysty. - Kup taką przy najbliższej okazji, na pewno ci się przyda. Będę czekała w salonie - powiedziała i wyszła z łazienki.
« Starszy wątek | Nowszy wątek »

Użytkownicy przeglądający ten wątek:
Podsumowanie aktywności: Geraldine Yaxley (2190), Florence Bulstrode (1783)


Strony (2): 1 2 Dalej »


  • Pokaż wersję do druku
  • Subskrybuj ten wątek

Przydatne linki
Kolejeczka
Tryb normalny
Tryb drzewa