• Londyn
  • Świstoklik
    • Mapa Huncwotów
    • Ulica Pokątna
    • Aleja horyzontalna
    • Ulica Śmiertelnego Nokturnu
    • Ministerstwo Magii
    • Klinika Św. Munga
    • Niemagiczny Londyn
    • Dolina Godryka
    • Little Hangleton
    • Wyspy Brytyjskie
    • Reszta świata
    • Zmieniacz czasu
    • Opisy lokacji
  • Dołącz do gry
  • Zaloguj się
  • Postacie
  • Accio
  • Indeks
  • Gracze
  • Accio
Secrets of London Poza schematem Retrospekcje i sny v
« Wstecz 1 … 10 11 12 13 14
[listopad, 1957, Hogwart] Jęcząca Marta. Brenna&Mavelle

[listopad, 1957, Hogwart] Jęcząca Marta. Brenna&Mavelle
Chichot losu
I’m not looking for the knight
I’m looking for the sword
Brązowe, niezbyt długie włosy, często rozczochrane. Wzrost wysoki jak na kobietę, bo mierzy sobie około 179 centymetrów wzrostu. Twarz raczej sympatycznie ładna niż piękna, nie wyróżniająca się przesadnie i rzadko umalowana. Brenna porusza się szybko, energicznie, głos ma miły i rzadko go podnosi. Ubiera się różnie, właściwie to okazji - w ministerstwie widuje się ją w umundurowaniu albo w koszuli i garniturowych spodniach, kiedy trzeba iść gdzieś, gdzie będą mugole, w Dolinie w ubraniach, które ujdą wśród mugoli, a na przyjęcia i bale czystokrwistych zakłada typowe dla tej sfery zdobione szaty. W tłumie łatwo może zniknąć. Jeżeli używa perfum, to zwykle to jedna z mieszanek Potterów, zawierająca nutę bzu, porzeczki i cedru, a szamponu najczęściej jabłkowego, rzecz jasna też potterowskiego.

Brenna Longbottom
#1
24.10.2022, 14:12  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 12.03.2023, 17:37 przez Morgana le Fay.)  
Rozliczono - Brenna Longbottom - Pierwsze koty za płoty

Nie powinny być tak późną poza dormitorium. A jednak były i Brenna musiała przyznać, że to właściwie jej wina.
Brenna nie była uczennicą szczególnie kłopotliwą, przynajmniej nie na pierwszym roku. Na drugim jednak poczuła się trochę pewniej i szybko stało się jasne, że własna ciekawość, ewentualnie kompleks zbawczyni świata (lub przynajmniej najbliższych okolic) prędzej czy później wciągnie ją w kłopoty.
Tym razem przypadkiem podsłuchała rozmowę starszych chłopców, jakoby za lustrem w jednym z korytarzu znajdowało się tajne wyjście z zamku. I przecież po prostu musiała to sprawdzić, prawda? Za dnia było to niemalże niemożliwe, bo wciąż ktoś się tam kręcił. Sama noc, choć kusząca, stanowiła ryzykowną porę na wyprawę. Ale tak tuż po ciszy nocnej...? Jakby trochę się zapomniały i nie wróciły na czas...?
Czym prędzej wciągnęła w spisek kuzynkę, uczącą się zaledwie rok wyżej. Głównie dlatego, że potrzebowała jej nosa. Zarówno w dosłownym, jak i metaforycznym sensie. Brenna, odkąd na pierwszym roku zgubiła drogą i pół nocy błąkała się po zamku, aż znalazł ją jeden z prefektów (na szczęście Gryffindoru, więc obyło się bez utraty punktów), wiedziała, że patrole mają zarówno woźny i nauczyciele, jak i czasem prefekci naczelni. Wyczulony węch Mavelle (jakże Longbottomówna zazdrościła go kuzynce) mógł pomóc w czołowym zderzeniu z jednym z nich. Taki nauczyciel eliksirów, nie wypuściłby pewnie Brenny ze swoich szponów, a to ze względu na jej koligacje. Z kolei profesor od OPCM na pewno wlepiłby jej roczny szlaban…
Z początku wszystko szło dobrze. Poczekały po prostu w jednej z klas aż większość uczniów uda się do Pokoi Wspólnych. Było niedługo po ciszy nocnej, więc w najgorszym razie mogły tłumaczyć się tym, że zabłądziły…
…gorzej, że jedne ze schodów, jak się okazało, w środy prowadziły w zupełnie inne miejsce niż w inne dni tygodnia. I faktycznie zabłądziły.
- To chyba pierwsze piętro – mruknęła Brenna cicho do kuzynki. Opustoszałe, hogwarckie korytarze, sprawiały ponure wrażenie i bujna wyobraźnia dwunastolatki już produkowała scenariusze, w których zza rogu wypadnie na nich jakiś potworów. – Jakim cudem trafiłyśmy tutaj, zamiast na siódme?
Zamarła, kiedy jej słuch wychwycił coś, co brzmiało jak kroki. Niezbyt głośne, ale w pustych korytarzach doskonale słyszalne: wskazujące na kogoś dorosłego, stąpającego nie tak lekko jak dwie, małe dziewczynki. Spojrzała z pewną paniką na Mavelle, a niezależnie od tego, czy ta potwierdziła, że ktoś tam jest, czy nie… rzuciła się do najbliższych drzwi. Stały akurat na środku korytarza i albo się schowają, albo zostaną przyłapane.
Większość pomieszczeń była oczywiście pozamykana, ale nie te: bo traf chciał, że była to łazienka dla dziewczyn…


Don't promise to live forever. Promise to forever live while you're alive.
broom broom
Throw me to the wolves and
I'll return leading the pack

Mavelle Bones
#2
25.10.2022, 18:14  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 25.10.2022, 18:31 przez Morgana le Fay.)  
Przebywanie o tej porze poza dormitorium niosło ze sobą więcej niż nutę podekscytowania i dreszczyku emocji. Choć tak po prawdzie, na tę szaloną eskapadę zgodziła się głównie dlatego, że obawiała się, iż Brenna nawet bez jej "psiego" nosa wyruszy na poszukiwania tajnego wyjścia. I że właduje się w poważne kłopoty; będąc zaś starszą jakieś dwa lata - patrząc wyłącznie na sam rok - poczuwała się do "bycia tą odpowiedzialną, co pilnuje młodszego rodzeństwa". Choć w tym przypadku należałoby mówić o kuzynostwie, niemniej to już kwestia semantyki, bowiem Bonesówna do Longbottomów podchodziła tak, jakby byli jej rodzonym rodzeństwem.
  I nie, skądże znowu, absolutnie nie była zainteresowana potencjalną drogą na zewnątrz, którą można by się cichaczem wymykać, w razie zaistnienia potrzeby. Inna sprawa, jakie by to miały być potrzeby, ale hej - zawsze się coś znajdzie! Jak chociażby Hogsmeade, gdzie można się było zaopatrzyć w stertę łakoci, idealnych do przegryzania przy nauce. Albo przy posiadówie w pokoju wspólnym Gryfonów czy nawet przehandlowywania za drobne przysługi...
  ... niemniej, gdyby zapytać, to oficjalnym powodem nadal by było "muszę przypilnować, żeby się nie władowała po uszy w bagno" i koniec, kropka - żadna inna wersja nie istniała.
Tak więc skończyła jako swoista czujka, mająca wyczuć niebezpieczeństwo niczym kanarek w kopalni. Czuły węch naprawdę pomagał w uniknięciu niebezpieczeństwa w postaci prefekta czy nauczyciela - a nawet jeśli miały w miarę wiarygodną wymówkę, to... po co musieć przez to przechodzić, a w dalszej perspektywie tracić punkty dla Domu i jednocześnie narażać się na - co najmniej chwilowo - ostracyzm, zwłaszcza jeśli ubytek ten byłby bardzo konkretny? Przynajmniej jechałyby na jednym wózku, choć to marna pociecha...
  - Nie mam pojęcia, czasem myślę, że Hogwart jest po prostu złośliwy. Trzeci rok tu jestem i nadal mnie zaskakuje, czasem się zastanawiam, jakim cudem jeszcze wszyscy nie przepadliśmy gdzieś w jego czeluściach - mruknęła. Niemalże dosłownie zastrzygła uszami, gdy rozległ się dźwięk kroków; niuchnęła parę razy, usiłując złapać woń i... nawet nie zdążyła potwierdzić. Ani zaprzeczyć.
Pognała za Brenną, a gdy dostały się do łazienki, po jej zamknięciu oparła się plecami o drzwi, wypuszczając powietrze z płuc.
  O mały włos.
  Tyle że... nie były tu same. Dziwne, biorąc pod uwagę, iż żadnych dziewcząt tu na dobrą sprawę nie powinno być (tak samo jak ich), a jednak, jednak... i dlaczego nos nic nie podpowiadał?!
  - Bren, patrz - szepnęła, wskazując mokrą posadzkę w okolicy jednej z kabin. Woda stopniowo się rozlewała, pochłaniając coraz większe połacie podłogi, a do tego...
  ... usłyszały szloch.


410
Chichot losu
I’m not looking for the knight
I’m looking for the sword
Brązowe, niezbyt długie włosy, często rozczochrane. Wzrost wysoki jak na kobietę, bo mierzy sobie około 179 centymetrów wzrostu. Twarz raczej sympatycznie ładna niż piękna, nie wyróżniająca się przesadnie i rzadko umalowana. Brenna porusza się szybko, energicznie, głos ma miły i rzadko go podnosi. Ubiera się różnie, właściwie to okazji - w ministerstwie widuje się ją w umundurowaniu albo w koszuli i garniturowych spodniach, kiedy trzeba iść gdzieś, gdzie będą mugole, w Dolinie w ubraniach, które ujdą wśród mugoli, a na przyjęcia i bale czystokrwistych zakłada typowe dla tej sfery zdobione szaty. W tłumie łatwo może zniknąć. Jeżeli używa perfum, to zwykle to jedna z mieszanek Potterów, zawierająca nutę bzu, porzeczki i cedru, a szamponu najczęściej jabłkowego, rzecz jasna też potterowskiego.

Brenna Longbottom
#3
25.10.2022, 18:18  ✶  
Brenna miała ochotę uspokoić głośno Hogwart, że wcale nie jest złośliwy, a jeśli jest złośliwy, to i tak go kochają. Czy było to trochę szalone? Oczywiście, ale Brenna była Brenną i na dodatek miała zaledwie dwanaście lat.
Nie zdążyła jednak, bo była zbyt zajęta wpadaniem do łazienki. Wbiegła dosłownie do środka i podparła się o jedną z umywalek, z trudem chwytając dech. W pierwszej chwili zamarła, wsłuchując się w odgłosy, dobiegające z korytarza albo jednak nauczyciel tylko spojrzał w jego stronę i ruszył dalej…
…albo się tu właśnie skradał.
- Och – mruknęła Brenna, spoglądając na wodę na posadce. Nie zdążyła jeszcze poznać Jęczącej Marty. Jakoś do tej łazienki było jej zwykle nie po drodze, wpadła tu może ze dwa razy i tak się składało, że akurat wtedy pewnie Marta pływała w jeziorze. Nie wiedziała nawet, że ta tutaj mieszka.
Tak czy inaczej, słysząc, że ktoś płacze w jednej z kabin, zrobiła jedyną rzecz, jaką zrobić mogła. Wyciągnęła różdżkę, wyszeptała „lumus”, wypełniając łazienkę bladym światłem. I natychmiast pomaszerowała w tamtym kierunku i zapukała.
- Hej, hej, nic ci nie jest?- spytała, niezbyt głośno, pełna obaw, że nauczyciel usłyszy. A gdy szloch tylko narósł… - Uwaga, otwieram drzwi – ostrzegła. Myślała, że przyjdzie jej użyć alahomory (mogłaby przy okazji poćwiczyć, skubane zaklęcie, wychodziło Brennie raz na trzy razy, tak średnio), ale kiedy nacisnęła klamkę, drzwi stanęły otworem. Bo ta, która siedziała w środku, nie miała możliwości ich zablokować.
Na Brennę zza okularów spojrzały pełne łez oczy widmowej postaci, skulonej na toalecie.
- Wow – oświadczyła Brenna. – Ty już jesteś martwa – powiedziała, takim tonem, jakby dokonała wielkiego odkrycia.
- Tak! Tak! Wytykajcie mi to! – zawył duch. – Marta jest gruba! Marta jest głupia! Marta jest martwa!
Brenna spojrzała w stronę kuzynki, trochę bezradna i ogłupiała. Gdyby Marta była żywa, pewnie już by przy niej klękała, uspokajała i szukała po kieszeniach cukierków. Nie była pewna, jak jednak zareagować na takie zachowanie u ducha. Nie da jej przecież cukierka, prawda? Duchy nie jadały cukierków, Brenna pamiętała, z jaką zazdrością Sir Nikolas patrzył na ciasta na stole Gryffindoru… (Wtedy Brenna postanowiła, że nigdy, przenigdy, nie zostanie duchem. Patrzyć na jedzenie i nie móc go zjeść? I tak przez całą wieczność?) Poza tym duchy były… no… stare, więc chyba nie powinny tak płakać, tak?
Z drugiej strony, ten konkretny duch wyglądał jak dziewczynka. Może ze dwa lata starsza od Brenny.
- No hej, hej, nie płacz, ja nie chciałam – jęknęła w końcu. Po trochu, bo bała się, że nauczyciel usłyszy zawodzenia Marty i tu zajrzy, po trochu, bo naprawdę było jej trochę ducha żal. – Ja… no tylko chciałam sprawdzić, dlaczego płaczesz.
- To jak ktoś jest martwy, nie wolno mu już płakać?
– oburzyła się Marta, unosząc się powoli. Nie wstawała, a wzlatywała, by zawisnąć nad Brenną. – Duchy też mają uczucia, a Irytek rzucał we mnie przedmiotami!


Don't promise to live forever. Promise to forever live while you're alive.
broom broom
Throw me to the wolves and
I'll return leading the pack

Mavelle Bones
#4
25.10.2022, 19:38  ✶  
Nie do końca była pewna, czy chce iść naprzód, do źródła wylewającej się wody. Może już lepiej się cofnąć, wpaść na nauczyciela, poudawać histerię, że nie potrafią trafić do dormitorium, bo złośliwe zamczysko tak drogi przestawia, że ciągle lądują nie tam, gdzie trzeba? Może to była lepsza opcja?
  Z drugiej strony, podobno Hogwart był najbezpieczniejszym miejscem, zaraz po Gringottcie. Choć też „bezpieczny” bywało czasem mocno dyskusyjne; wystarczy chociażby spojrzeć na Zakazany Las – z pewnością nie bez powodu nadano mu taką nazwę – czy też właśnie potencjalnie powodziowe zagrożenie, którego były teraz świadkiem.
  No dobra, to ostatnie nie brzmiało aż tak niebezpiecznie.
  Stąd też ostrożnie podążyła za Brenną, wygrzebując przezornie różdżkę i unosząc ją w gotowości. Tak na wszelki wypadek, naprawdę, gdyby się okazało, że obrona jest bardziej niż wskazana.
  To, co odkryły, było zaskoczeniem. Kolejnym – niezbyt fartowny dobór słów. Mavelle zamrugała kilka razy, przenosząc spojrzenie to na Brennę, to na płaczącego ducha, aż w końcu zdecydowała się szturchnąć kuzynkę łokciem.
  - Ej, nieładnie tak mówić – zganiła ją, nadal skonsternowana i przetrawiająca to, co się właśnie działo. O mamo. Jeszcze tylko tego brakowało, żeby ktoś usłyszał te krzyki – bo nie ma co, pani duch miała parę w niematerialnych płucach, tego jej odmówić nie mogła.
  - Nie, nie, to nie tak – wtrąciła pośpiesznie, kręcąc głową. Dłoń z różdżką opuściła, żeby przypadkiem Marta nie pomyślała, że chcą jej zrobić krzywdę (chociaż, dobre sobie. Duchowi? JAK?) - Nikt tu nie mówił, że nie wolno płakać! A Irytek.. ouch, rozumiem, przykro mi bardzo, że to ciebie spotkało. Jedno wielkie utrapienie z niego! – wyrzekła pośpiesznie, ze współczuciem w głosie. Przygryzła wargę, rozważając coś. Noż kurczę, nie od wczoraj uczyła się w szkole, a tu… ciekawość zadziałała szybciej niż rozsądek. – I przepraszam, że o to pytam, ale… długo tu jesteś? Znaczy no, w Hogwarcie, nie przypominam sobie, żebym ciebie wcześniej widziała...

303
Chichot losu
I’m not looking for the knight
I’m looking for the sword
Brązowe, niezbyt długie włosy, często rozczochrane. Wzrost wysoki jak na kobietę, bo mierzy sobie około 179 centymetrów wzrostu. Twarz raczej sympatycznie ładna niż piękna, nie wyróżniająca się przesadnie i rzadko umalowana. Brenna porusza się szybko, energicznie, głos ma miły i rzadko go podnosi. Ubiera się różnie, właściwie to okazji - w ministerstwie widuje się ją w umundurowaniu albo w koszuli i garniturowych spodniach, kiedy trzeba iść gdzieś, gdzie będą mugole, w Dolinie w ubraniach, które ujdą wśród mugoli, a na przyjęcia i bale czystokrwistych zakłada typowe dla tej sfery zdobione szaty. W tłumie łatwo może zniknąć. Jeżeli używa perfum, to zwykle to jedna z mieszanek Potterów, zawierająca nutę bzu, porzeczki i cedru, a szamponu najczęściej jabłkowego, rzecz jasna też potterowskiego.

Brenna Longbottom
#5
25.10.2022, 19:51  ✶  
Brenna nawet nie pomyślała o zagrożeniu. Chyba nie potrafiłaby – nie w sytuacji, w której ktoś płakał w łazience. I też miała Hogwart za bezpieczne miejsce. Jeszcze. Dopiero potem miało przyjść jej do głowy, że w gruncie rzeczy tuż obok jest las pełen strasznych bestii, uczniów wsadza się na miotły pod opieką raptem jednej nauczycielki, a masa nastolatków z różdżkami w kieszeniach powinna być pilnowana przez znacznie większą ilość dorosłych. Może dlatego było tak wielu prefektów.
Marta na słowa Mavelle jakby przycichła, może nawet spojrzała na nią trochę przychylniej…
- Powinni go wyrzucić z Hogwartu! – oświadczyła nawet. Ale wraz z kolejnymi słowami jej twarz znów wykrzywiła się w paskudnym grymasie i wyglądało na to, że zaraz znowu zacznie płakać.
- A dlaczego miałabym tutaj nie być?! Mieszkam tu, bo tu umarłam! Odkąd kazali mi tu zostać! Mówisz, że nie powinnam być w Hogwarcie? – oburzyła się.
Brenna zamrugała, skonsternowana. Zwykle była pierwsza do pocieszania strapionych, ale logika Marty pozostawała dla niej zupełnie niezrozumiała. Gdyby była trochę złośliwsza albo przynajmniej odrobinę starsza, może nawet rzuciłaby coś o tym, że wcale się nie dziwi, że ktoś stracił cierpliwość i postanowił się jej pozbyć. Ale… cóż. Nie była.
- Nie… nie… Mav nie o to chodziło – zapewniła, zerkając z niepokojem na drzwi, pełna obaw, że te jęki zaraz ściągną nauczyciela. – Po prostu, no, gdybym mogła być gdzie zechcę, a duch chyba może, to nie wiem, czy byłabym w Hogwarcie.
Pewnie wolałaby nawiedzać Dolinę Godryka. Z drugiej strony w Hogwarcie zawsze coś się działo. Zanim jednak zdążyła tę kwestię przemyśleć, Marta zawyła jeszcze głośniej, a widmowe łzy ciurkiem płynęły po jej twarzy.
- Bo – bo ja wca-aaa-le nie moooogę! – zapłakała. – Ministerstwooo mi kazałao zostać tutaj! Przez tę… tę głupią Olivię Hornby!
- Eee… kim jest Olivia Hornby?
– jęknęła Brenna, w coraz większej rozpaczy. Ku jej zdumieniu podziałało. Duch przestał płakać, spoglądając na nią jakby przytomniej.
- To przez nią… To przez nią u m a r ł a m – szepnęła dziewczyna, ostatnie słowo wypowiadając nie z rozpaczą, a naciskiem raczej. Jej twarz przybrała zupełnie inny wyraz, którego Longbottom nie umiała zinterpretować... zdawał się jakby... natchniony?


Don't promise to live forever. Promise to forever live while you're alive.
broom broom
Throw me to the wolves and
I'll return leading the pack

Mavelle Bones
#6
27.10.2022, 20:05  ✶  
Brenna wyraziła to, co od pierwszego roku chodziło Mavelle po głowie – Irytek powinien był zostać z Hogwartu wyeksmitowany i to na kopach. No, trochę ciężko wykopać ducha, ale z pewnością były jakieś sposoby na pozbycie się ducha niż złapanie go za frak i wywalenie za próg przybytku? Tak że skrzętnie pokiwała głową, wyrażając poparcie dla opinii kuzynki, tym bardziej że poltergeist jej samej również zalazł za skórę.
  Jak i wielu innym.
  Dlaczego więc dyrekcja pozwalała, by byt ten panoszył się po korytarzach i siał spustoszenie? Zagadka, na którą nie miały nigdy poznać odpowiedzi.
  - Błagam, ciszej – jęknęła cicho, samej również zerkając ku drzwiom. Naprawdę, nie potrzebowały nauczyciela na karku – I tak, nie mówię, że nie powinnaś tu być, zastanawiałam się po prostu, czy nie byłaś wcześniej gdzie indziej i nie przyszłaś tu w eee… odwiedziny do jakiegoś ducha? Prawie Bezgło… yyy, eee, sir Nicholas mi wspomniał kiedyś, że jest organizowane jakieś przyjęcie, na które są zaproszone duchy spoza Hogwartu, więc może teraz też postanowiliście się zebrać i tak dalej? – wyrzuciła z siebie, niemalże jednym tchem, instynktownie ściszając głos. W zasadzie niewiele to mogło pomóc, biorąc pod uwagę, jak głośna była Pani Duch – jedyne, co pozostawało, to modlić się teraz w duchu, żeby tam na zewnątrz to jednak nie był nikt z kadry Hogwartu. Ani żaden prefekt. A najlepiej, żeby im się całkiem wydawało, że ktoś tam w ogóle jest. Zbiorowy omam słuchowy, coś w ten deseń.
  - … to nawet duchy muszą słuchać Ministerstwa? Wydawało mi się, że jesteście wolne... – spytała z wyraźnym zaskoczeniem – Znaczy, po prostu kazali ci tu zostać? Zrobili coś więcej, nie wiem, jakiś rytuał? – spytała nieco bezradnie, nie wiedząc, czy się oburzać i pomstować na smutnych panów z Ministerstwa czy też zacząć tłumaczyć, że chyba to już nie ma znaczenia, czy będzie się snuć po świecie czy nie.
  Chyba.
  - Zaraz, zaraz – zmarszczyła brwi – Jak to: przez nią umarłaś? Ona cię zabiła? – kolejne pytanie, zadane o wiele, wiele ciszej – na poziomie szeptu. Jakby bała się choćby pomyśleć, że oto w tej szkole dochodziło do zabójstw.
  Słodkie dziecko lata...

342/1055
Chichot losu
I’m not looking for the knight
I’m looking for the sword
Brązowe, niezbyt długie włosy, często rozczochrane. Wzrost wysoki jak na kobietę, bo mierzy sobie około 179 centymetrów wzrostu. Twarz raczej sympatycznie ładna niż piękna, nie wyróżniająca się przesadnie i rzadko umalowana. Brenna porusza się szybko, energicznie, głos ma miły i rzadko go podnosi. Ubiera się różnie, właściwie to okazji - w ministerstwie widuje się ją w umundurowaniu albo w koszuli i garniturowych spodniach, kiedy trzeba iść gdzieś, gdzie będą mugole, w Dolinie w ubraniach, które ujdą wśród mugoli, a na przyjęcia i bale czystokrwistych zakłada typowe dla tej sfery zdobione szaty. W tłumie łatwo może zniknąć. Jeżeli używa perfum, to zwykle to jedna z mieszanek Potterów, zawierająca nutę bzu, porzeczki i cedru, a szamponu najczęściej jabłkowego, rzecz jasna też potterowskiego.

Brenna Longbottom
#7
27.10.2022, 20:57  ✶  
Duch wciąż miał oczy pełne łez. Wyglądało na to, że w każdej chwili może wybuchnąć płaczem. Chwilowo jednak przestała zawodzić - być może zainteresowanie, jakie obie uczennice jej okazały, trochę jej schlebiło. Jęcząca Marta - które to miano Brenna i Mavelle miały poznać dopiero później - nie była najprzyjemniejszym towarzystwem. Uczniowie, którzy chętnie rozmawiali choćby z Prawie Bezgłowym Nickiem, jej unikali, łazienka nie bez powodu była rzadko uczęszczana, a nawet inne duchy niekoniecznie lubiły spędzać czas z Martą.
Pozostała taka, jak za życia. Na zawsze była przewrażliwioną nastolatką, która nie zdołała odnaleźć się w świecie czarodziejów i tutaj, w Hogwarcie zakończyła swój żywot.
- W...wcześniej... straszyłam Olivię - powiedziała Marta, pociągając nosem, gdy Mavelle spytała, czy była gdzieś wcześniej. Zdawała się prawie z tego dumna. - Nie pozwoliłam jej o sobie zapomnieć! Ale na weselu jej brata tak się zdenerwowała, że poszła do ministerstwa, a oni mi zagrozili egzorcyzmami!
- Straszne - odparła Brenna, zerkając przy tym na Mav. Wyraz twarzy młodszej dziewczyny pokazywał wyraźnie, że właściwie to wcale nie ma tego za straszne. I pewnie wcale, ale to wcale nie obwinia Olivii za to, że była zła o wesele brata.
Chyba że...
Mavelle miała rację i to Olivia ją zabiła.
- Potem wysłali cię do Hogwartu? - spytała Brenna powoli. Z jednej strony szczerze ją to ciekawiło, wszak nie wiedziała o duchach zbyt wiele. Z drugiej starała się podtrzymać rozmowę na tyle długo, aby mieć pewność, że nauczyciel odejdzie i żadne jęki ani krzyki nie ściągną jego uwagi. - Dlaczego właśnie tu?
- Bo tutaj... tutaj umarłam
- wyznała Marta. Opadła nieco niżej, wodząc między nimi spojrzeniem. Chwilowo prawdopodobnie zapomniała o płaczu.
- W Hogwarcie? - podchwyciła Brenna.
- Tutaj! W tej łazience! Uciekłam tu, bo ta okropna Olivia śmiała się z moich okularów!
Twarz Marty wykrzywiła się we wściekłości, a Brenna jęknęła, pewna, że zaraz znów duch wybuchnie płaczem. Nic takiego jednak się nie stało. Zamiast tego duch uniósł się, okręcił kilka razy, nim zawisł pod sufitem.
- Jakby mnie zabiła! - oznajmiła, spoglądając na Mavelle, która wcześniej pytała, czy to Olivia ją zabiła. - Śmiała się... śmiała się i mówiła, że jestem brzydka, i głupia, i przewrażliwiona i że... i że... płaaaaczęęęę z byyyleeee powodu - załkała, a łzy, wielkie jak grochy, znów spływały jej po policzkach. Przynajmniej jednak ściszyła głos, tak, że pewnie nie było słychać jej na korytarzu. - Siedziałam tutaj, ktoś wszedł... otworzyłam drzwi, bo... bo to łazienka dziewczyn... a to był chłopiec... i... umarłam.


Don't promise to live forever. Promise to forever live while you're alive.
broom broom
Throw me to the wolves and
I'll return leading the pack

Mavelle Bones
#8
29.10.2022, 11:42  ✶  
Zmarszczyła brwi. Z tego, co pani duch mówiła, wynikałoby, że sama prosiła się o kłopoty – w końcu psucie czyjegoś wesela nie było nigdy i nigdzie mile widziane. Co do zasady był to jeden taki dzień w całym życiu, a przynajmniej w teorii były takie założenia – nic więc dziwnego, że każdy pragnął, aby takie wydarzenie był idealne.
  Niezepsute przez ducha ani kogokolwiek innego.
  Ale powstrzymała cisnące się na usta słowa, krytykę, jaka sama przychodziła; w końcu nie opowiedziała jeszcze swojej historii, nie odpowiedziała na kluczowe w tej chwili, dopiero co zadane pytanie.
  Czy miała rację? Czy w istocie niejaka Olivia Hornby zabiła tę dziewczynę, która po latach – właściwie ilu? Też musi o to zaraz zapytać… - wypłakiwała łzy z tych samych powodów. Chyba. Bo że Irytek, to jedno, ale też wyzwała je do wytykania, że jest gruba i tak dalej, zaś to, co mówiła o Olivii? Wyglądało na to, że się pokrywało. Cóż, po śmierci nie przestawało się przecież być sobą, jedynie tak jakby osiągało inny stan ciała.
  - Chłopiec? – spytała skonsternowana, odkrywając, że najwyraźniej Olivia nie była tą, która bezpośrednio przyczyniła się do śmierci. Znaczy, pośrednio może i tak, rozumiała tok rozumowania ducha, zapewne koniec końców sama mogłaby taką ścieżką przyczynowo-skutkową podążyć, gdyby znalazła się w podobnej sytuacji, ale, ale… Chłopiec. W łazience dziewczyn. To nie tak, że było to aż takie niespotykane, w końcu płeć przeciwna różne miała pomysły (żeby sprawiedliwości uczynić zadość - ich własna również, patrząc na to, że szlajały się o nieodpowiedniej porze po Hogwarcie, zamiast siedzieć grzecznie w dormitorium. Najlepiej już we własnych łóżkach. Ale nie, bo po co, lepiej narażać dom na utratę punktów w Pucharze, prawda?) i mniejsze lub większe tarcia na linii dziewczyńsko-chłopięcej po prostu występowały, chociażby w postaci psikusów.
  Tyle że od tego się nie umierało.
  Zazwyczaj.
  - Znaczy... – chciała się zwrócić do Marty bezpośrednio, używając jej imienia, ale odkryła, że nie bardzo ma jak, bo najzwyczajniej w świecie ani o to nie zapytały, ani istota sama im tego nie zdradziła – Właściwie to jak masz na imię? – rzuciła, wtrącając to pytanie w środek wypowiadanego właśnie zdania – … chcesz powiedzieć, że to on ciebie zabił? W jaki sposób?

356/1411
Chichot losu
I’m not looking for the knight
I’m looking for the sword
Brązowe, niezbyt długie włosy, często rozczochrane. Wzrost wysoki jak na kobietę, bo mierzy sobie około 179 centymetrów wzrostu. Twarz raczej sympatycznie ładna niż piękna, nie wyróżniająca się przesadnie i rzadko umalowana. Brenna porusza się szybko, energicznie, głos ma miły i rzadko go podnosi. Ubiera się różnie, właściwie to okazji - w ministerstwie widuje się ją w umundurowaniu albo w koszuli i garniturowych spodniach, kiedy trzeba iść gdzieś, gdzie będą mugole, w Dolinie w ubraniach, które ujdą wśród mugoli, a na przyjęcia i bale czystokrwistych zakłada typowe dla tej sfery zdobione szaty. W tłumie łatwo może zniknąć. Jeżeli używa perfum, to zwykle to jedna z mieszanek Potterów, zawierająca nutę bzu, porzeczki i cedru, a szamponu najczęściej jabłkowego, rzecz jasna też potterowskiego.

Brenna Longbottom
#9
29.10.2022, 23:22  ✶  
Mało kto miał cierpliwość do Marty, jej krzyków, jęków i przewrażliwienia. Zarówno, gdy ta żyła, jak i gdy umarła. Może dziewczyna z czasem by z tego wyrosła. Może nie. Nie otrzymała szansy, nikt nie miał więc okazji się przekonać.
Nawet Brenna była skonfundowana irracjonalnym zachowaniem ducha. Z drugiej strony należała jednak do osób ciekawskich, a jej ciekawość nie obejmowała tylko rzeczy w rodzaju „co jest w Zakazanym Lesie” albo „dokąd nauczyciel wymyka się w środku nocy”. Ciekawili ją też inni ludzie, nawet ci, których większość uznałaby za nudny.
I ciekawiła ją historia Marty.
Może nawet trochę jej współczuła. Choć Marta pewnie częściowo była sama sobie winna tego, że rówieśnicy za nią nie przepadali, skoro wybuchała płaczem z byle powodu i na wszystko reagowała tak, jak podczas rozmowy z nimi.
- Tak… brzmiał jak chłopiec – potwierdziła Marta, widmową dłonią ocierając nierzeczywiste łzy. – Jestem Marta. Marta Warren.
- Ale…
- Brenna zawahała się. – Musieli chyba szukać winnego, prawda? Znaleźli go?
- Wcale się nie starali
– oświadczył duch, łzy znów pociekły, znikając, nim dotknęły podłogi. – Nikt się mną nie przejmował! Zupełnie nikt!
Longbottom otworzyła usta, tylko po to, by zaraz – nietypowo dla siebie – je zamknąć. Jakoś trochę niepewna, czy faktycznie nie szukano winnego, czy tylko ten duch sobie to wyobraził, wmawiając sobie, że za mało się nią przejęto. Brenna nie umiała sobie wyobrazić, by nauczyciele nie zrobili wszystkiego, aby schwytać mordercę.
Z drugiej strony, gdyby się im to udało, to Marta chyba powinna być zainteresowana?
Kolejne pytanie zadała po chwili milczenia.
- A jak dawno to było?
- N…nie wiem. Ta wstrętna Olivia już dawno skończyła Hogwart. I nie wiem, jak umarłam! – oświadczyła, spoglądając na Mavelle. Tym razem jej półprzezroczysta twarz wykrzywiła się we wściekłości, jakby Marta zamiast zacząć płakać, miała zaraz wpaść w histerię. Podnosiła swój piskliwy głos, zwiększając szansę na to, że zaraz ściągnie tutaj patrolujących korytarze prefektów lub nauczycieli. – Skąd mam wiedzieć?! Byłam żywa! A potem nagle nie byłam żywa!
- Avada? – szepnęła Brenna, chyba bardziej do kuzynki niż do ducha. Trochę zbladła, na samą myśl, że ktoś użył tego zaklęcia właśnie tutaj, w Hogwarcie. Longbottom wiedziała o czarze tyle, że jeśli był udany, a rzucenie go nie należało do łatwych, to zabijał błyskawicznie. Opis nawet pasował… – Ale uczeń chyba by nie mógł… to bardzo czarna, trudna magia…
Zerknęła na Mavelle, kolejne słowa pozostawiając niedopowiedziane. Czyżby Martę zabił jakiś nauczyciel? Ta myśl krążyła po głowie Brenny, która nie wiedziała niczego o Dziedzicu Slytherina, o bazyliszku, śpiącym gdzieś w korytarzach pod nimi, o jego morderczym spojrzeniu.


Don't promise to live forever. Promise to forever live while you're alive.
broom broom
Throw me to the wolves and
I'll return leading the pack

Mavelle Bones
#10
30.10.2022, 20:07  ✶  
- Jak to: nie starali się? – wyraźnie się zbulwersowała. Nie mieściło się to jej nijak w głowie – w szkole, którą uważała za generalnie bezpieczną, ale NAJWYRAŹNIEJ JEDNAK NIE – doszło do zabójstwa i… i co, i nic? Zamieciono pod dywan? Nie ma poszukiwań, nie ma przestępstwa, nie ma problemu?! Tak nie mogło, najzwyczajniej w świecie po prostu nie mogło być, nie w opinii młodziutkiej Mavelle.
  Starszej zresztą też, ale to już pieśń przyszłości i… nieco inaczej wtedy widziała świat. Miała wiele lat na odkrycie, że świat nie jest czarno-biały, że ludzie robią różne rzeczy. Także po to, by chronić innych.
  Teraz jednak nie znała przyczyn – i zapewne nigdy nie miała poznać – takiego stanu rzeczy. Tak, miała zamiar zagadnąć o to ojca, napisać do niego, ewentualnie spytać, gdy wyjedzie do domu na święta, jednakże na dobrą sprawę nie była pewna, czy cokolwiek wiedział o tym zabójstwie. Zwłaszcza że sprawa chyba nie była aż tak świeża… chyba?
  Skrzywiła się nieco, gdy rozmówczyni podniosła piskliwy głos, zdający się wdzierać przemocą do uszu, świdrować. Aż bolało, dosłownie.
  - Ciszej, błagam – szepnęła, spłoszona oglądając się przez ramię, czy przypadkiem klamka w drzwiach wejściowych do łazienki nie zacznie się poruszać. Choć i tak niewiele by to już dało, nie miały żadnej drogi ucieczki; mogły się, co prawda, schować w kabinie, ale co z tego? Żaden problem, zajrzeć do każdej, by odkryć łamiące zasady uczennice - Marto? A pamiętasz, kiedy się urodziłaś? Na którym roku byłaś, kiedy umarłaś? – spytała, nadając swemu głosowi łagodniejszy ton. Może nie było to zbyt grzeczne pytanie, może nie należało głębiej rozdrapywać ran ducha, niemniej ciekawość brała górę. Ta sama ciekawość, która wiele lat później kazała dociekać, zaglądać pod każdy kamień, szukać najmniejszych choćby strzępów, które mogłyby naprowadzić na rozwiązanie zagadki. Nie, nie zagadki: konkretnej, przydzielonej przez przełożonego sprawy.
  Przełknęła ślinę. Była żywa i nagle nie była żywa. Avada? Brzmiało trochę jak to, jak jedno z Niewybaczalnych Zaklęć, to najgorsze. Też zbladła, pojmując przy okazji, jak bardzo niebezpiecznym mógł być Hogwart. Och, wyglądało na to, że trzymanie się zasad będzie jeszcze ważniejsze – bądź robienie wszystkiego, żeby usadzić Brennę na miejscu. Ewentualnie, żeby nie pozwolić, by ta wałęsała się gdziekolwiek sama; nie darowałaby sobie, gdyby młodszej kuzynce miało coś się stać tylko dlatego, że odmówiła jej własnego towarzystwa.
  - … chyba – odparła niepewnie, przenosząc spojrzenie pomiędzy duchem a Martą, mocno niepewna. Tajemnica Salazara Slytherina pozostawała bezpieczna, uśpiona, mająca powrócić za kilkadziesiąt lat, kiedy od dawna nie będzie ich w szkole. - Marto? A pamiętasz może, żeby w tej łazience był jeszcze ktoś? Czy tylko ty i ten chłopiec? Albo jakiś zielony błysk? – cóż, będąc potomkinią brygadzisty, to i owo słyszała. Choćby po to, żeby wiedzieć, czego się wystrzegać.

443/1854
« Starszy wątek | Nowszy wątek »

Użytkownicy przeglądający ten wątek: 2 gości
Podsumowanie aktywności: Brenna Longbottom (2411), Mavelle Bones (2137)


Strony (2): 1 2 Dalej »


  • Pokaż wersję do druku
  • Subskrybuj ten wątek

Przydatne linki
Kolejeczka
Tryb normalny
Tryb drzewa