• Londyn
  • Świstoklik
    • Mapa Huncwotów
    • Ulica Pokątna
    • Aleja horyzontalna
    • Ulica Śmiertelnego Nokturnu
    • Ministerstwo Magii
    • Klinika Św. Munga
    • Niemagiczny Londyn
    • Dolina Godryka
    • Little Hangleton
    • Wyspy Brytyjskie
    • Reszta świata
    • Zmieniacz czasu
    • Opisy lokacji
  • Dołącz do gry
  • Zaloguj się
  • Postacie
  • Accio
  • Indeks
  • Gracze
  • Accio
Secrets of London Poza schematem Retrospekcje i sny v
« Wstecz 1 … 10 11 12 13 14
[1969] Marsz Praw Charłaków || Erik & Brenna

[1969] Marsz Praw Charłaków || Erik & Brenna
viscount of empathy
show me the most damaged
parts of your soul,
and I will show you
how it still shines like gold
wiecznie zamyślony wyraz twarzy; złote obwódki wokół źrenic; zielone oczy; ciemnobrązowe włosy; gęste brwi; parodniowy zarost; słuszny wzrost 192 cm; wyraźnie zarysowana muskulatura; blizna na lewym boku po oparzeniu; dźwięczny głos; dobra dykcja; praworęczny

Erik Longbottom
#1
24.10.2022, 21:57  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 20.12.2023, 20:19 przez Morgana le Fay.)  
adnotacja moderatora
Rozliczono - Brenna Longbottom - osiągnięcie Pierwsze koty za płoty
Rozliczono - Erik Longbottom - osiągnięcie Badacz Tajemnic

—1969r.—
dzielnica czarodziejów, Londyn
Erik A. Longbottom & Brenna Longbottom


Większość znajomych Erika powiedziałoby raczej, że jest osobą stosunkowo pozytywnie nastawioną do świata. W końcu wierzył w to, że nawet w najczarniejszych momentach można obrócić swój los o sto osiemdziesiąt stopni i na nowo stać się panem własnego losu. Jednak nawet on nie spodziewał się, że marsz planowany przez charłaki faktycznie dojdzie do skutku.

Do jego uszu docierały wprawdzie doniesienia z drugiej lub trzeciej ręki dotyczące wzmianek o tej akcji. Były przekazywane z ust do ust już od jakiegoś czasu. Mimo to, do niedawna były to jednak tylko plotki, którymi wymieniali się ludzie podczas przerwy obiadowej lub drogi do pracy. Trudno było wówczas trafnie ocenić ich wiarygodność. W końcu część tej grupy społecznej funkcjonowała w magicznym świecie, ale równie spora część szukała, a czasami nawet znalazło, szczęście w niemagicznych dzielnicach Londynu.

Pewnie nawet oficjale się tego do końca nie spodziewali, pomyślał, idąc powoli na tyłach pochodu, starając się nie zwracać na siebie uwagi. Na standardowy ubiór typowy dla członka brygady narzucił płaszcz, jednak miał świadomość tego, że jego ponadprzeciętny wzrost działa na jego niekorzyść. Co takiego więc tutaj robił?

Cóż, brak wiary w powodzenie danego wydarzenia nie oznaczał, że odpowiednie departamenty nie przygotowały się na każdą ewentualność. Niektórzy pracownicy Brygady Uderzeniowej, a może i nawet biura aurorów zostali wysłani w teren, aby mieć sytuację pod kontrolą i w razie potrzeby zadbać, aby konflikt się zbytnio nie zaognił, gdyby sytuacja eskalowała. Nie chodziło raczej o obawy związane z reakcjami postronnych przechodniów, a raczej członków kontrmarszu, który najwyraźniej pragnął „pokazać charłakom, gdzie ich miejsce”. Osobiście, Longbottom miał nadzieję, że organizatorzy marszu charłaków zadbają o wyminięcie tej drugiej grupy.

W gruncie rzeczy był ciekaw czy przeciwnicy charłaczej sprawy mieli przygotowane jakiekolwiek logiczne argumenty, których warto by było wysłuchać. Bądź co bądź, sprawa ta nie była zbyt łatwa do rozwiązania i nie dziwił się, że Ministerstwo starało się trzymać charłaków na odległość. W zależności od tego, jakie żądania zostałyby wysunięte w kierunku rządu, obecny Minister Magii mógł wylądować z nie lada kryzysem obyczajowym, które napiętnuje jego kadencję.

Erik pokręcił głową, gdy wypatrzył w tłumie znajomą czuprynę swojej siostry. Od razu nawiedziły go wątpliwości. Czyżby udało się jej coś wypatrzeć od swojej strony i teraz próbowała go namierzyć? Cóż, biorąc pod uwagę tę ewentualność, musiał się ruszyć z miejsca i ruszył między ludzi, aby się do niej dostać.

— Na tyłach, na razie, spokój — skomentował, garbiąc się i nachylając się nad uchem Brenny, aby przekazać jej najnowsze wieści, pośród ogarniającego ich gwaru poruszającego się po ulicy tłumu.— A u ciebie? Mam wrażenie, że sporo ludzi jest tutaj dosyć... podminowanych.

Cóż za spotrzegawczy facet za niego. Takiego to po prostu ze świecą szukać. Czego innego mógł się spodziewać na proteście społeczno-politycznym?



the he-wolf of godric's hollow
❝On some nights, the moon thinks about ramming into Earth,
slamming into civilization like some kind of intergalactic wrecking ball.
On other nights, it's pretty content just to make werewolves.
❞
Chichot losu
I’m not looking for the knight
I’m looking for the sword
Brązowe, niezbyt długie włosy, często rozczochrane. Wzrost wysoki jak na kobietę, bo mierzy sobie około 179 centymetrów wzrostu. Twarz raczej sympatycznie ładna niż piękna, nie wyróżniająca się przesadnie i rzadko umalowana. Brenna porusza się szybko, energicznie, głos ma miły i rzadko go podnosi. Ubiera się różnie, właściwie to okazji - w ministerstwie widuje się ją w umundurowaniu albo w koszuli i garniturowych spodniach, kiedy trzeba iść gdzieś, gdzie będą mugole, w Dolinie w ubraniach, które ujdą wśród mugoli, a na przyjęcia i bale czystokrwistych zakłada typowe dla tej sfery zdobione szaty. W tłumie łatwo może zniknąć. Jeżeli używa perfum, to zwykle to jedna z mieszanek Potterów, zawierająca nutę bzu, porzeczki i cedru, a szamponu najczęściej jabłkowego, rzecz jasna też potterowskiego.

Brenna Longbottom
#2
24.10.2022, 22:18  ✶  
Brenna mogła być uznawana przez ludzi za dobrą osobę, ale nie była świętą. Na pewno nie na tyle, aby kiedykolwiek zwracała szczególną uwagę na prawa charłaków. Po prawdzie nawet żadnego z nich nie znała. Słyszała o ich istnieniu, oczywiście. Współczuła im – byli osobami stojącymi na granicach światów, do żadnego z nich nie należącymi tak naprawdę. Ale nie, nie myślała zbyt wiele o ich ograniczeniach i o tym, jak bardzo trudne jest ich życie.
Można powiedzieć, że marsz dał jej trochę do myślenia. Prywatnie. Może nawet pomyślałaby o tym, aby przyjść tu tylko po to, by ich wesprzeć.
Zawodowo z kolei sprawiał, że stała na pozycji… mniej więcej: o jasny szlag, kurwa i cholera, to wszystko pewnie zaraz wybuchnie.
Wszystko, co działo się w zeszłym roku, zwieńczone rezygnacją Leacha ze stanowiska, sprawiło, że nie była pozytywnie nastawiona wobec marszu. A raczej jego efektów. W tłumie wszak szli głównie mugolacy oraz charłacy, a ci drudzy nie mieli żadnych szans się bronić, gdyby ktoś postanowił pokazać im, gdzie ich miejsce. Zdaniem wielu rodów czystej krwi zaś bez wątpienia to miejsce było gdzieś daleko od „porządnych” czarodziejów. Najlepiej w grobie. I Brenna obawiała się, że ktoś w najgorszym razie zechce ich tam wysłać. W najlepszym – zatrzymać marsz i narobić zamieszania.
I, do licha, miała rację.
Gdy Erik przepychał się do niej, ona przepychała się do niego. Jej partner, wprawiony w używaniu fal, właśnie dostał wiadomość od innego funkcjonariusza, idącego na samym przedzie pochodu.
- Będzie bagno – powiedziała, szybko wyrzucając z siebie słowa. Jakby na potwierdzenie tego, co mówiła fala ludzi zaczęła zwalniać, jakby na początku kolumny natknięto się na blokadę. – Zderzyli się z kontrmarszem, nie wiem, co dokładnie się tam dzieje, ale chyba ich nie przepuszczają i zaraz będzie mordobicie. Mamy pilnować, żeby…
Nie zdążyła powiedzieć, co takiego powinni pilnować. Gdzieś z przodu rozległ się trzask, a potem iskry wyfrunęły w niebo. Raz, drugi. Może jakieś zaklęcia poleciały w tłum, stad nie miała szans za wiele zobaczyć, a może tylko ktoś spanikował, bo zwykłe dźwięki towarzyszące przemieszczaniu się dużej grupy osób, zaczęły zamieniać się w krzyki. Ten i ów stawał na palcach, chcąc zobaczyć, co się dzieje, ktoś dopytywał głośno, ktoś kogoś popchnął. Tu jeszcze nie doszło zamieszanie, ale gdy ludzie z przodu rzucą się do ucieczki…
- KTO POTRAFI, DEPORTOWAĆ SIĘ! – wrzasnęła Brenna, najwyraźniej obawiając, że sytuacja zaraz eskaluje, a zanim wszyscy uczestnicy zorientują się, co się dzieje, już zaczną tratować się nawzajem. Zsunęła z ramion płaszcz, pozwalając mu spaść, odsłaniając mundur brygadzisty. Nawet jeżeli dwie, trzy osoby jej posłuchają, to będzie dwie, trzy osoby w spanikowanym tłumie mniej. – Ktoś użył magii! Deportować się, kto może! Wycofać się! Skręcać w boczne uliczki!
Ktoś ją popchnął. Krzyki zaczęły się zbliżać. Byli na tyłach, tu jeszcze tłum nie był taki wielki, ale nie chciała myśleć, co dzieje się dalej...


Don't promise to live forever. Promise to forever live while you're alive.
viscount of empathy
show me the most damaged
parts of your soul,
and I will show you
how it still shines like gold
wiecznie zamyślony wyraz twarzy; złote obwódki wokół źrenic; zielone oczy; ciemnobrązowe włosy; gęste brwi; parodniowy zarost; słuszny wzrost 192 cm; wyraźnie zarysowana muskulatura; blizna na lewym boku po oparzeniu; dźwięczny głos; dobra dykcja; praworęczny

Erik Longbottom
#3
25.10.2022, 23:22  ✶  

Gdyby ktoś miał tego dnia dostęp do wewnętrznych przemyśleń obydwojga przedstawicieli rodu Longbottomów, zapewne zauważyłby dosyć istotną różnicę między nimi. Tam, gdzie Brenna dostrzegała zarzewie możliwego konfliktu, Erik dostrzegał co najwyżej płomień zapałki, który w jego oczach mógł wygasnąć, gdyby tylko ktoś zadeptał niedopałek butem. Chociaż jedno nie ustępowało drugiemu w kwestii wiary w ludzkie dobro, tak to raczej niespełna dwumetrowy gigant pełnił funkcję tego nieco, minimalnie, ociupinkę bardziej naiwnego.

— Nie może być aż tak źle. Przecież nie zaczną nagle ciskać w nich zaklęciami. Bądź co bądź to wciąż są ludzie i powinni to uszano... — Wtedy rozległ się donośny trzask, a niebo nad ich głowami rozświetliło się pod wpływem kolorowych wiązek magicznych zaklęć. Czyli jednak było tak źle i ludzie faktycznie byli zdolni do zrobienia sobie krzywdy. Wspaniale. Doprawdy wspaniale.

Jakże wielkie szczęście miała społeczność czarodziejów, że jego siostra nie miała zdolności projekcji myśli, skutkującej przeniesieniem wszystkich jej negatywnych refleksji do prawdziwego świata. Wtedy mogliby być pewni, że wszystkie najgorsze koszmary i najmniej fortunne dla tych czasów scenariusze ziściłyby się w najmniej odpowiednim momencie. Nie, żeby winił Brennę za posiadania takich spostrzeżeń. Bądź co bądź dzięki temu zawsze była przygotowana na to, czego nie dało się często przewidzieć...

Szarpnął mocno głową, odsuwając od siebie te myśli. Nie było teraz na to czasu. Wyszarpnął różdżkę zza pazuchy i przyłożył do swojego gardła, celem skorzystania z zaklęcia Sonorus, zwiększającego wielokrotnie donośność ludzkiego głosu. Liczył, że w ten sposób jego komunikat trafi do większej ilości zebranych wokół ludzi.

— UWAGA! JEŚLI NIE MOŻECIE SIĘ DEPORTOWAĆ, UKRYJCIE SIĘ W POBLISKICH ULICZKACH LUB BUDYNKACH. TRZYMAĆ SIĘ Z DALA... — Erik przerwał, gdy prosto na niego wpadł jeden z uczestników protestu, a po chwili pobiegł dalej. Jęknął, czując ból w okolicy prawego boku. — TRZYMAĆ SIĘ Z DALA OD GŁÓWNEJ ULICY!

Wprawdzie ucieczka w tym momencie zdecydowanie była najlepszym rozwiązaniem dla protestujących, aby uniknąć otwartego konfliktu, tak ukrycie się w pobliskich sklepach i lokalach również nie jawiło się w oczach Erika jako rozwiązanie sporo gorsze. W tłumie znajdowali się już pracownicy Ministerstwa Magii, a zaraz zjawi się ich tutaj zapewne więcej, więc być może uda im się ukrócić tę eskalację. Nie ulegało jednak wątpliwości, że pochód raczej nie zostanie już wznowiony.

Krzyki dochodzące z początku kolumny pochodu stawały się nie tylko coraz głośniejsze, ale także zwiększyła się ich ilość. Erik pokonał odruch cofnięcia się o krok, jednak rzucał co chwilę nerwowe spojrzenie na boki, kątem oka spoglądając na Brennę, aby jej nie zgubić.

— Kurwa — warknął, gdy ni stąd ni zowąd jakieś pięć metrów nad ich głowami przeleciała wiązka zaklęcia magicznego. Stało się to tak szybko, że nawet ciężko było poznać, co to mogło być za zaklęcie. Przynajmniej w nikogo nie trafiło, ale hałas narastał... Chaos był już raczej nieunikniony. Krew zadudniła mężczyźnie w skroniach. Podniósł głos. — Trzeba będzie się przepchać na przód i zadbać o zaklęcia obronne. Zaraz... Zaraz zaczną się wycofywać.

Czy to było logiczne? Oby. Zakładał, a miał nadzieję, że tym razem nie był w błędzie, że inni wysłannicy Brygady Uderzeniowej oraz grupa aurorów zadba o to, aby unieszkodliwić atakujących. Zdecydowanie zbyt wielu osobom omsknęła się już ręka. Różdżka Erika zatańczyła w jego dłoniach, układając się w pozycję, z której najłatwiej by było mu rzucić podstawowe zaklęcie ochronne.



the he-wolf of godric's hollow
❝On some nights, the moon thinks about ramming into Earth,
slamming into civilization like some kind of intergalactic wrecking ball.
On other nights, it's pretty content just to make werewolves.
❞
Chichot losu
I’m not looking for the knight
I’m looking for the sword
Brązowe, niezbyt długie włosy, często rozczochrane. Wzrost wysoki jak na kobietę, bo mierzy sobie około 179 centymetrów wzrostu. Twarz raczej sympatycznie ładna niż piękna, nie wyróżniająca się przesadnie i rzadko umalowana. Brenna porusza się szybko, energicznie, głos ma miły i rzadko go podnosi. Ubiera się różnie, właściwie to okazji - w ministerstwie widuje się ją w umundurowaniu albo w koszuli i garniturowych spodniach, kiedy trzeba iść gdzieś, gdzie będą mugole, w Dolinie w ubraniach, które ujdą wśród mugoli, a na przyjęcia i bale czystokrwistych zakłada typowe dla tej sfery zdobione szaty. W tłumie łatwo może zniknąć. Jeżeli używa perfum, to zwykle to jedna z mieszanek Potterów, zawierająca nutę bzu, porzeczki i cedru, a szamponu najczęściej jabłkowego, rzecz jasna też potterowskiego.

Brenna Longbottom
#4
25.10.2022, 23:36  ✶  
Brenna i Erik byli do siebie podobni pod wieloma względami. Istniały jednak różnice, dostrzegane chyba tylko przez nich samych. On trochę lepiej radził sobie ze światłami reflektorów. Był trochę bardziej uroczy. Trochę lepiej nadawał się do przewodzenia.
Ona zaś miała skłonności do większej analizy. Do szukania rzeczy, które mogą się nie udać – i od razu szukania też sposobów na poradzenie sobie z tym. I nawet jeżeli oboje, zawsze właściwie, wyciągali rękę do każdego, kto upadł, to ona patrzyła, czy ten, kto jej dłoń ujmuje, nie zaciska palców drugiej ręki na nożu.
- TELEPORTOWAĆ SIĘ!
Tylko tyle krzyknęła jeszcze, bo Erik na „sonorusie” już wydawał inne instrukcje. Też wyciągnęła różdżkę.
Ale nie, wcale nie po to, by krzyknąć sonorus. Wycelowała gdzieś w górę… Accio? Ona naprawdę użyła accio? Najwyraźniej tak… Cokolwiek przywoływała, nie pojawiło się od razu, a i Brenna nie czekała. Ktoś ją potrącił i musiała opuścić różdżkę. Kto inny potknął się, a ona wyciągnęła odruchowo dłonie, by go podtrzymać, postawić na nogi.
- W sąsiedniej kamienicy zostawiłam twoją miotłę! Z góry będziesz miał lepszy widok! Potem się deportuję na przód! – zawołała do Erika, kiedy między nich wdarli się kolejni ludzie. Brenna ani myślała gnać pod prąd tłumu, zrobiłaby krzywdę co najwyżej komuś albo sobie. Na razie jednak nie znikała, zamiast tego przepychając się na bok, ku wyjściu do jednej z bocznych ulic, gdzie już zaczynali odbiegać ludzie. W tej chwili kontrolowała, czy nikt nie niknie pod stopami ludzi, którzy w panice starali się oddalić od zbiegowiska. Jeśli nawet na czele miała wywiązać się jakaś walka, to byli tam inni brygadziści, a Brenna obawiała się, że w tej chwili większym zagrożeniem dla tłumu niż parę zaklęć był… cóż. Sam tłum.
Erik zaś mógł przekonać się, że Brenna faktycznie… przywołała jego miotłę. Ta przefrunęła nad tłumem, a potem, kierowana kolejnym ruchem jej ręki, zawisła nad nim, by opaść mu w ręce. Sama Longbottom tymczasem rzuciła na siebie tarczę. A raczej próbowała, bo udało się jej dopiero przy drugiej próbie, zdenerwowanie robiło swoje, a w magii rozpraszającej nie była tak dobra, jak w kształtującej.
Po czym syknęła, widząc pomiędzy ludźmi jakiegoś dzieciaka, tracącego równowagę, i zanurkowała w ciżbę. Odwaga? Pewnie raczej durnota, płynąca w jej krwi, ot typowa dla większości rodziny.


Don't promise to live forever. Promise to forever live while you're alive.
viscount of empathy
show me the most damaged
parts of your soul,
and I will show you
how it still shines like gold
wiecznie zamyślony wyraz twarzy; złote obwódki wokół źrenic; zielone oczy; ciemnobrązowe włosy; gęste brwi; parodniowy zarost; słuszny wzrost 192 cm; wyraźnie zarysowana muskulatura; blizna na lewym boku po oparzeniu; dźwięczny głos; dobra dykcja; praworęczny

Erik Longbottom
#5
27.10.2022, 19:48  ✶  

Słuszny wzrost, chociaż w niektórych przypadkach stanowił sporą przewagę, tak teraz działał na jego korzyść. Przepychający się ludzie trącali go, deptali mu po stopach, ciągnęli z rozpędu za rękawy i ogólnie nie mieli zbyt dużego poszanowania dla jego osoby. Mobilność w niemalże dwumetrowym ciele zdecydowanie też nie była najłatwiejsza, więc w obecnych warunkach nie poprawiało to jego sytuacji.

Accio? Kto w takiej chwili rzuca accio, pomyślał, spoglądając z niezrozumieniem na swoją kompankę. Wyjaśnienie przyszło dosłownie chwilę potem.

— Uważaj na siebie! — rzucił za nią, starając się wymijać, pędzących prosto na niego uczestników marszu. — I pamiętaj, żeby...

Zamrugał, bo dziewczyna już zniknęła mu z oczu. Starał się odsunąć na bok piętrzące się w jego głowie pytania odnośnie do tego, jak udało jej się przemycić tutaj jego własny środek transportu. Wpadła tutaj jeszcze przed oficjalnym wydaniem rozkazu wyruszenia na miasto, czy on sam, pogrążony w myślach wywoływanych euforią po dostaniu wezwania, nie zauważył, że opuścili Ministerstwo Magii z magiczną miotłą?

W tym momencie, jak na zawołanie, dostrzegł swój dyliżans, swoją błyskawicę, mknącą ku niemu z zawrotną prędkością od strony jednego z budynków mieszkalnych. Mięśnie mężczyzny napięły się instynktownie, jak gdyby spodziewał się, że miotła wleci prosto w niego. Ta jednak zawisła tuż obok niego. Dzięki Merlinowi, że akurat te zaklęcia jej wychodzą, pomyślał, łapiąc trzonek i podciągając się na nim.

Po chwili mknął już w powietrzu, starając się wznieść na tyle wysoki pułap, aby swobodnie lecieć nad tłumem. Chociaż pierwsze parę magicznych zaklęć faktycznie sprowokowało w nim myśl, że na ulicach miasta dojdzie do pełnoprawnego konfliktu, tak widział, że sam chaos i brak zorganizowania robił swoje.

— W boczne zaułki! — wykrzykiwał raz po raz, starając się przekierować ledwo funkcjonujący w tym harmidrze tłum w mniej zatłoczone zakamarki dzielnicy.

Jego wzrok nieustannie błądził po dziesiątkach głów, nad którymi przelatywał, starając się wypatrzeć oznaki jakiejś bójki z udziałem czarodziejów z drugiego protestu lub po prostu ludzi potrzebujących nagłego wsparcia. Czyżby... Tak! Dosłownie krew w nim zawrzała, gdy zobaczył małą rudą dziewczynką, chowającą się przy ścianie jednego z budynków. Szybkie spojrzenie dookoła i Erik nie miał wątpliwości, że dzieciak odłączył się od matki. Brygadzista natychmiast obniżył pułap lotu i wylądował tuż obok siedmio lub ośmiolatki. Ciężko było określić, a i nie wiek był teraz najważniejszy.

— Hej, gdzie twoja mama? Albo tato? Z kim tutaj przyszłaś? Odłączyłaś się od kogoś? — spytał, strzelając oczami na boki, starając zachować się przy tym spokojny i miarowy głos. Przecież nikt nie puściłby dziecka samopas na protest polityczny, prawda?

Dziecko wpatrywało się w niego przez chwilę, po czym wskazało dłonią w tłum. Erik spojrzał w tym kierunku, starając się wypatrzeć, co chce pokazać mu dziewczynka. Po chwili dostrzegł w tłumie kobietę w średnim wieku, która próbowała przepchnąć się przez szalejący tłum z drugiej strony ulicy. Karkołomne zadanie, biorąc pod uwagę, że ludzie nie wiedzieli już nawet, w którym kierunku powinni uciekać.

Kurwa, pomyślał i rzucił się w tłum, wcześniej nakazując dziewczynce zostać na miejscu. Żeby w ogóle włączyć się do „ruchu”, musiał popchnąć parę postronnych osób i wyszarpywać się co chwilę z uścisków osób, które próbowały jego samego przepchnąć ze swojej drogi. Sam przy tym poleciał raz jak długi, gdy potknął się o czyjąś nogę. W końcu udało mu się jednak dostać do matki dziewczynki. Droga powrotna na szczęście była już dużo prostsza.

— Musicie... Musicie wycofać się do niemagicznej dzielnicy — wyjąkał, łapiąc oddech i wskazując w stronę jednej z bocznych uliczek. Dwa razy w lewo, prosto, potem w prawo i powinni się oddalić od tego całego szamba. O ile nie rozleje się ono jeszcze dalej.



the he-wolf of godric's hollow
❝On some nights, the moon thinks about ramming into Earth,
slamming into civilization like some kind of intergalactic wrecking ball.
On other nights, it's pretty content just to make werewolves.
❞
Chichot losu
I’m not looking for the knight
I’m looking for the sword
Brązowe, niezbyt długie włosy, często rozczochrane. Wzrost wysoki jak na kobietę, bo mierzy sobie około 179 centymetrów wzrostu. Twarz raczej sympatycznie ładna niż piękna, nie wyróżniająca się przesadnie i rzadko umalowana. Brenna porusza się szybko, energicznie, głos ma miły i rzadko go podnosi. Ubiera się różnie, właściwie to okazji - w ministerstwie widuje się ją w umundurowaniu albo w koszuli i garniturowych spodniach, kiedy trzeba iść gdzieś, gdzie będą mugole, w Dolinie w ubraniach, które ujdą wśród mugoli, a na przyjęcia i bale czystokrwistych zakłada typowe dla tej sfery zdobione szaty. W tłumie łatwo może zniknąć. Jeżeli używa perfum, to zwykle to jedna z mieszanek Potterów, zawierająca nutę bzu, porzeczki i cedru, a szamponu najczęściej jabłkowego, rzecz jasna też potterowskiego.

Brenna Longbottom
#6
27.10.2022, 20:33  ✶  
Oczywiście, że Brenna była tu wcześniej. Prześledziła trasę marszu, sprawdziła wszystkie zakątki, w których można się ukryć, uciekać albo zostawić coś podejrzanego, schowała miotłę Erika a nawet zorientowała się, na które dachy w okolicy można się aportować. Młodsza z rodzeństwa była pod tym względem przedziwną mieszanką paradoksów, bo z jednej strony prezentowała pogodę ducha zwykle właściwą dzieciom albo ludziom, którzy przedawkowali jakieś podejrzane grzybki, a drugiej w niemal każdej sytuacji doszukiwała się wszystkiego, co może pójść nie tak. I próbowała od razu zabezpieczyć się na każdym froncie.
Nie nadawała się na kogoś, kto dowodzi innymi, bo wszystko to robiła po cichu i nie była postrzegana jako ktoś, kto ma zdolności przywódcę. Właściwie to ich nie posiadała. Za to do perfekcji opanowała upewnienie się, że ktoś schodzący po schodach, nie potknie się o skórkę banana.
Niestety, nie przed wszystkim dało się zabezpieczyć. Tak jak teraz, gdy przedzierała się przez tłum, popychana, potrącana, ku dzieciakowi, aż tarcza, która ją otaczała, rozprysła się, nim zdołała odeskortować małego w bezpieczne miejsce. Co gorsza nie mogła pomóc mu teraz szukać rodziców, bo nie miała na to żadnych szans, a Marsz ewidentnie przemienił się w zamieszki. Pochyliła się i wykrzyczała polecenie, by pobiegł do wskazanej przez nią księgarni, prowadzonej przez kobietę, którą znała – i mogła mieć tylko nadzieję, że ta zaopiekuje się małym.
Sama zaś obróciła się, znikając z cichym pyknięciem, by zmaterializować się na dachu jednej z pobliskich kamienic. Adrenalina wciąż płynęła w żyłach, przytłumiając inne uczucia, ale gdzieś w duchu kiełkowały złość i poczucie bezradności – spanikowani ludzie mogli stratować się nawzajem, a ona nie mogła z tym zrobić kompletnie n i c. Stąd łatwiej było jej przynajmniej skontrolować sytuację.
Przynajmniej tyle, że na tyłach tłum jakby się przerzedzał. Gdzieś z przodu prawdopodobnie wciąż trwało zamieszanie, ale kazano jej znaleźć Erika i zająć się opanowaniem sytuacji na tyłach. Dopiero potem mogli iść pomagać na przodzie.
- Sonorus – mruknęła, wskazując na swoje gardło. – JEŚLI KTOŚ POTRZEBUJE POMOCY, NIECH WYSTRZELI CZERWONE ISKRY W GÓRĘ!
Krzyk padł z góry, tocząc się po okolicy. Brenna wpatrywała się w dół, szukając wzrokiem ewentualnych problemów, może kogoś „z drugiej strony”, kto szedł dla niepoznaki w tym marszu, by wywołać kłopoty, może rannych. Dojrzała zamiast tego brata, trochę już z boku i ponownie znikła, by aportować się przy jego boku.
- W porządku?! – zawołała, już bez zaklęcia, a kilka metrów dalej w niebo poszybowały szkarłatne iskry. Syknęła pod nosem. On miał miotłę, więc mógł dotrzeć tam najpierw, ona nie zaryzykowała aportarzu w środek tłumu, więc zamiast tego znów zaczęła przedzierać się do przodu. Chociaż tyle, że teraz część ludzi uciekła, więc nie groziło to już natychmiastowym runięciem na ziemię…


Don't promise to live forever. Promise to forever live while you're alive.
viscount of empathy
show me the most damaged
parts of your soul,
and I will show you
how it still shines like gold
wiecznie zamyślony wyraz twarzy; złote obwódki wokół źrenic; zielone oczy; ciemnobrązowe włosy; gęste brwi; parodniowy zarost; słuszny wzrost 192 cm; wyraźnie zarysowana muskulatura; blizna na lewym boku po oparzeniu; dźwięczny głos; dobra dykcja; praworęczny

Erik Longbottom
#7
29.10.2022, 01:27  ✶  

No tak, mógł przewidzieć taki obrót spraw. W przeciwieństwie do jego metod działania Brennę faktycznie byłoby stać na to, aby przygotować sobie zawczasu środki umożliwiające zmianę planu A na plan B, C, D lub E, a w najgorszym razie skorzystania z wyjść awaryjnych w celu odzyskania kontroli nad szybko ulegającymi zmianie okolicznościami. Wśród ludzi krążyło pewne powiedzenie: zawsze licz na najlepsze, lecz bądź przygotowany na najgorsze.

Jakby się nad tym głębiej zastanowić, to rodzeństwo Longbottomów całkiem nieźle się w nie wpisywało, niosąc na swoich barkach po połowie jego treści. Erik bez względu na sytuacje zawsze brał pod uwagę, że scenariusz zgotowany przez los może doprowadzić do najbardziej pozytywnego rozwiązania sprawy, a jego siostra w tym czasie zbroiła się i przygotowywała na to, aby wyjść obronną ręką z sytuacji, gdy bóstwa i nie-bóstwa, postanowią zabawić się ich żywotami.

Erik odprowadził wzrokiem matkę z dzieckiem. Zniknęli w jednym ze wskazanych przez niego zaułków. Odczekał dłuższą chwilę, licząc do trzydziestu, chcąc upewnić się, że tuż po oddaleniu się z miejsca zdarzenia nie trafili na jakichś skłonnych do bitki czarodziejów. Nie zauważył ani usłyszał jednak niczego, co sugerowałoby, że posłanie ich w tamtym kierunku miało się okazać błędem.

Kiedy do jego uszu dotarł komunikat Brenny, zaczął strzelać oczami na boki, w jednej ręce ściskając miotłę, a w drugiej różdżkę, jakby był gotowy w każdej chwili ruszyć do akcji. Wziął jednak głęboki oddech, wiedząc, że nie było sensu rzucać się w sam środek tłumu, bez, chociaż rozejrzenia się parę razy w jedną czy drugą stroną. Oby tam na przodzie szło im dobrze, pomyślał.

— Na razie tak! — odkrzyknął automatycznie, gdy siostra teleportowała się tuż obok niego. Spojrzenie jego zielonych oczu zostało przyciągnięte przez ciskane w powietrze krwistoczerwone magiczne wstęgi zaklęć. Wezwanie na pomoc? Wymiana ognia? Próba ataku w stronę protestujących? Ciężko było stwierdzić. Równie dobrze mogło chodzić o wszystkie trzy opcje. Wbrew pozorom nie wszyscy musieli się stosować do komunikatów panny Longbottom.

Nie zdążył naradzić się z Brenną, a już na pewno nie zamierzał rzucać się pod prąd napierającego w stronę tyłów protestu tłumu. Już raz został prawie zadeptany i chociaż nie urągało to zbytnio jego godności w obecnej sytuacji, tak nie był to efektywny sposób przemieszczania się. No dalej, spisz się, to załatwię ci lakierowanie i może jakąś odnowę w zakładzie miotlarskim, pomyślał, wskakując na miotłę i ponownie szybując nad tłumem.

Starał się wyłapać, z którego zakątka ulicy wystrzelono szkarłatne iskry. Wodził wzrokiem po ludziach, licząc, że dostrzeże jakieś oznaki tego, że ktoś potrzebuje pilnej pomocy. Obniżył nieco pułap lotu.



the he-wolf of godric's hollow
❝On some nights, the moon thinks about ramming into Earth,
slamming into civilization like some kind of intergalactic wrecking ball.
On other nights, it's pretty content just to make werewolves.
❞
Chichot losu
I’m not looking for the knight
I’m looking for the sword
Brązowe, niezbyt długie włosy, często rozczochrane. Wzrost wysoki jak na kobietę, bo mierzy sobie około 179 centymetrów wzrostu. Twarz raczej sympatycznie ładna niż piękna, nie wyróżniająca się przesadnie i rzadko umalowana. Brenna porusza się szybko, energicznie, głos ma miły i rzadko go podnosi. Ubiera się różnie, właściwie to okazji - w ministerstwie widuje się ją w umundurowaniu albo w koszuli i garniturowych spodniach, kiedy trzeba iść gdzieś, gdzie będą mugole, w Dolinie w ubraniach, które ujdą wśród mugoli, a na przyjęcia i bale czystokrwistych zakłada typowe dla tej sfery zdobione szaty. W tłumie łatwo może zniknąć. Jeżeli używa perfum, to zwykle to jedna z mieszanek Potterów, zawierająca nutę bzu, porzeczki i cedru, a szamponu najczęściej jabłkowego, rzecz jasna też potterowskiego.

Brenna Longbottom
#8
30.10.2022, 20:57  ✶  
Marsz zamienił się w jedną, wielką katastrofę. Gdzieś tam ktoś kogoś walnął zaklęciem, ktoś korzystając z zamieszania okradał jakiś sklep, kto inny napadał być może upatrzoną osobę… Podstawowym zagrożeniem dla większości ludzi stały się jednak teraz panika i ścisk, w wyniku którego łatwo było zostać zatratowanym. Brenna nie mogła wiedzieć, co dzieje się na przedzie, pozostawało więc jej skupić się na sytuacji tutaj, na tyłach, i w duchu błogosławić swój wzrost, który ułatwiał kobiecie przedzieranie się między uciekającymi.
Uniosła wzrok, widząc kolejne słupy iskier, gdzieś w oddali. Raczej nie wezwania na pomoc, tam jej głos nawet nie miał prawa dotrzeć, mimo wzmocnienia magią. Sygnały kogoś innego? A może źle wycelowane zaklęcia, świadczące o tym, że uliczkę dalej trwała walka?
Erik pierwszy dotarł do miejsca, gdzie wystrzelono czerwone iskry. Tym razem faktycznie ktoś wzywał pomocy – pod ścianą tkwił mężczyzna, z nogą wykrzywioną pod kątem, pod jakim kości człowieka z pewnością nie powinny się wyginać. Własnym ciałem osłaniał kobietę, pozbawioną chyba przytomności, tak że znalazła się pomiędzy nim a ścianą.
Brenna dotarła na miejsce dobrą minutę później, wyraźnie zadyszana i to mimo tego, że płaszcz zostawiła gdzieś za sobą już dawno, teraz pewnie zadeptany przez setki nóg, a temperatura wcale nie była szczególnie wysoka. Na całe szczęście, w najbliższej okolicy ścisk zaczął się zmniejszać: ci, którzy byli na tyłach, uciekli już dawno, a ci, którzy przybiegli w tę stronę, porozbiegali się na wszystkie strony i z każdą chwilą w pobliżu było mniej ludzi. Tu i ówdzie niosły się krzyki, gdy ludzie wzywali swoich bliskich czy zawodzenia osób, które zostały ranne.
- Oddycha? – spytała tylko krótko, spoglądając najpierw na kobietę, potem na nogę mężczyzny. – Uzdrowicieli z Munga na pewno już wezwano.
Była dobra z transmutacji, ale nie na tyle, aby podjąć się próby wyleczenia złamania. Leczenie żywego człowieka stanowiło już coś, czego uczyło się na specjalistycznych kursach. Brygadzistka rozejrzała się odruchowo, jakby z nadzieją, że dostrzeże charakterystyczne, zielono – żółte szaty, ale chwilowo nikogo nie było w pobliżu.


Don't promise to live forever. Promise to forever live while you're alive.
viscount of empathy
show me the most damaged
parts of your soul,
and I will show you
how it still shines like gold
wiecznie zamyślony wyraz twarzy; złote obwódki wokół źrenic; zielone oczy; ciemnobrązowe włosy; gęste brwi; parodniowy zarost; słuszny wzrost 192 cm; wyraźnie zarysowana muskulatura; blizna na lewym boku po oparzeniu; dźwięczny głos; dobra dykcja; praworęczny

Erik Longbottom
#9
31.10.2022, 19:49  ✶  

Udało mu się.

Nie wiedział, czy był to ślepy łut szczęścia, czy też odruchy wyniesione ze szkolnego boiska i pracy w terenie, ale koniec końców namierzył osobę, która posłała w powietrze wstęgę czerwonych iskier. Machinalnie obniżył pułap lotu, starając się przy okazji nie rozbić o nikogo w tłumie. Jeszcze tylko tego brakowało, żeby zaczepił o czyjąś głowę lub ramię i spadł, jak grom z jasnego nieba na uciekających w panice ludzi.

Wylądował lekko na chodniku i odrzucił miotłę w bok, podbiegając te kilka kroków do potrzebujących. Gdzieś tam z tyłu głowy kotłowała mu się myśl, że może powinien bardziej zadbać o bezpieczeństwo jedynego środka transportu, jakim obecnie dysponował, jednak musiał zająć się teraz rannymi. Ewentualna kradzież miotełki nie była niczym, czego nie naprawiłoby Accio.

— Ogarnij się — powiedział do siebie, błądząc wzrokiem po dwóch sylwetkach skrytych pod ścianą jednego z budynków.

Skrzywił się na widok stanu, w jakim była noga mężczyzny. Cholera, co się działo tam na przodzie? Oberwał jakimś przypadkowo rzuconym zaklęciem, czy biegł tak szybko, że sobie wykręcił tę nogę i upadł? Szarpnął głową, aby zerknąć na nieprzytomną, jak przypuszczał, charłaczkę. Nachylił się nad kobietą, przybliżając ucho do okolicy jej ust i nosa. Zamknął na chwilę oczy, starając się odrzucić na bok harmider wywoływany przez buszujący parę metrów dalej tłum.

Kurwa, pomyślał, gdy przez jedną straszną chwilę, absolutnie nic nie poczuł. A potem, gdy już chciał zacząć kląć na prawo i lewo, poczuł delikatny wydech na własnym policzku. O, Merlinie najdroższy. Odetchnął z ulgą, podnosząc się lekko.

— Wolniej niż powinna. Przynajmniej tak mi się wydaje. Ale oddycha, więc raczej jest w stabilnym stanie — rzucił, ponownie słysząc, jak głos jego siostry rozbrzmiewa nad jego głową. Nawet nie obejrzał się za siebie, a zamiast tego zerknął na drugą poszkodowaną osobę. — Co się panu stało? Zbłąkana klątwa?

Poza paroma podstawowymi zaklęciami uzdrawiającymi Erik nie był w stanie udzielić fachowej pomocy. Ba, nawet te parę czarów, które znał, ciężko było sklasyfikować jako inkantacje będące w stanie przywrócić człowiekowi pełnię sił witalnych. Co najwyżej mógł powstrzymać pewne negatywne skutki uzyskanych obrażeń do czasu, aż nie zjawi się tutaj profesjonalista ze świętego Munga. Ciężko było jednak ocenić, czy potencjalny urok, jakim oberwał mężczyzna, nie został doprawiony jakąś dodatkową magią, która utrudni leczenie w warunkach polowych.

— Oby, by to pewnie nie jedyny taki przypadek — mruknął. Mógł się założyć, że w nadchodzących godzinach szpital będzie miejscem pielgrzymek. Oby osoby zarządzające pracą tej placówki medycznej były na to gotowe. — A ty się trzymasz, Bren?



the he-wolf of godric's hollow
❝On some nights, the moon thinks about ramming into Earth,
slamming into civilization like some kind of intergalactic wrecking ball.
On other nights, it's pretty content just to make werewolves.
❞
Chichot losu
I’m not looking for the knight
I’m looking for the sword
Brązowe, niezbyt długie włosy, często rozczochrane. Wzrost wysoki jak na kobietę, bo mierzy sobie około 179 centymetrów wzrostu. Twarz raczej sympatycznie ładna niż piękna, nie wyróżniająca się przesadnie i rzadko umalowana. Brenna porusza się szybko, energicznie, głos ma miły i rzadko go podnosi. Ubiera się różnie, właściwie to okazji - w ministerstwie widuje się ją w umundurowaniu albo w koszuli i garniturowych spodniach, kiedy trzeba iść gdzieś, gdzie będą mugole, w Dolinie w ubraniach, które ujdą wśród mugoli, a na przyjęcia i bale czystokrwistych zakłada typowe dla tej sfery zdobione szaty. W tłumie łatwo może zniknąć. Jeżeli używa perfum, to zwykle to jedna z mieszanek Potterów, zawierająca nutę bzu, porzeczki i cedru, a szamponu najczęściej jabłkowego, rzecz jasna też potterowskiego.

Brenna Longbottom
#10
31.10.2022, 23:33  ✶  
- Proszę się od niej odsunąć i dać jej oddychać. Czy poleciało w nią jakieś zaklęcie? - spytała Brenna. Nie pchała się do kobiety, choć wszystko w niej wyrywało się, aby to zrobić. Ta jednak potrzebowała w tej chwili przede wszystkim powietrza, skoro oddychała, ale zdaniem Erika słabo. - Erik, zdejmij jej tę apaszkę, proszę - mruknęła jeszcze, unosząc różdżkę. Wycelowała w charłaczkę, szepcząc cicho finite: nie mogło to wiele pomóc, jeżeli oberwała jakąś paskudną klątwą albo po prostu uległa zadeptaniu, ale Brenna wolała dmuchać na zimne.
Mężczyzna odsunął się, dając Erikowi dostęp do dziewczyny. Po jego twarzy spływały łzy: może z bólu, może wywołane obawą o stan kobiety. Przynajmniej on nie był charłakiem, skoro zdołał użyć różdżki. Brenna poczuła, że coś ponownie zwija się w jej żołądku w ciasny supeł, gdy pomyślała, ile osób w tym tłumie nie miało żadnej, nawet najmniejszej szansy, aby się bronić.
- Chyba nic jej nie trafiło - wyszeptał, a potem spojrzał na swoją nogę i zmusił się do czegoś, co mogło być uśmiechem. Zaraz jednak zamieniło się w grymas bólu. - Raczej nie. Upadłem i mnie zadeptano. Carrie próbowała mi pomóc i...
Pokręcił głową, jakby nie był w stanie dalej mówić.
Brenna zacisnęła tylko szczękę. Do licha, nie to, że oczekiwała, że nagle wszystko zacznie się dostosowywać do wymagań charłaków. W gruncie rzeczy byli to ludzie, którzy nie mieli większych szans odnaleźć się w magicznym świecie. Ale czy naprawdę ktoś musiał doprowadzać do zamieszek, gdy ci chcieli jedynie zademonstrować, jak bardzo są ignorowani?
- Przetransportuję państwo do bezpiecznej lokacji i spróbujemy wezwać uzdrowiciela albo przenieść się do Munga - powiedziała Brenna, kilkoma machnięciami różdżki wyczarowując niewidzialne, magiczne nosze. Sztuk dwie. W duchu odetchnęła z ulgą, że zdołała, bo akurat w tym zaklęciu jakoś szczególnie nie celowała. Pochyliła się, by ostrożnie ułożyć na nich charłaczkę, zajęciem się panu pozostawiając bratu. Skoro już miał wzrost potomka tytanów, to niech się popisze.
- Mogę iść sama, jeśli chcesz zobaczyć, co dzieje się na przedzie - powiedziała jeszcze do brata, zwracając głowę ku załamowi ulicy. Gdzieś tam, za rogiem, wcześniej był początek marszu. Teraz nie słychać było już tylu krzyków ani huku zaklęć, więc istniała szansa, że sytuacja się uspokoiła.
A przynajmniej Brenna miała na to nadzieję. Chociaż niestety, zdawała sobie sprawę z tego, że konsekwencje tego wydarzenia będą szerokie. Mnóstwo rannych. Jeżeli nikt nie zginął, mieliby ogromnie, ogromnie dużo szczęścia, ale Longbottom nawet na to szczególnie nie liczyła.
I zastanawiała się, czy wybuch zamieszek był efektem przypadku, czy może zorganizowanej działalności. A chociaż nigdy nie była szczególnie wierząca, tym razem, gdy holowała dwoje rannych ulicą, gotowa potem wrócić i wykonywać dalej swoje obowiązki, zanosiła modły do Matki, aby nie byli to zwolennicy Grindewalda, dotąd pozostający w ukryciu.
Nie wiedziała jeszcze, że to byłaby bardzo optymistyczna wersja...
Koniec sesji


Don't promise to live forever. Promise to forever live while you're alive.
« Starszy wątek | Nowszy wątek »

Użytkownicy przeglądający ten wątek: 2 gości
Podsumowanie aktywności: Brenna Longbottom (2078), Erik Longbottom (2441)




  • Pokaż wersję do druku
  • Subskrybuj ten wątek

Przydatne linki
Kolejeczka
Tryb normalny
Tryb drzewa