—26/06/1972—
Ulica Pokątna, Nora Nory
Mabel Figg & Nora Figg
Zbliżał się dzień, w którym Norka spakuje swoją latorośl i odeśle ją na wakacje do Doliny Godryka. Niby nie było to daleko (wcale nie bywała tam kilka razy w tygodniu), jednak sama świadomość, że córki nie będzie obok niej codziennie trochę ją smuciła. Znaczy to nie tak, że się nie cieszyła, miała naprawdę dużo pracy, Klubokawiarnia okazała się być przedsiębiorczym sukcesem, jednak brakowało jej czasu na wszystko, wiedziała, że Mabel też potrzebuje więcej uwagi. Idealnie więc się składało, że Longbottomowie zaproponowali jej wakacje u siebie.
Zresztą mieli ku temu odpowiednie warunki, na pewno Młoda będzie tam miała więcej zainteresowania niż tutaj biegając między klientami, pracownikami, a kotami. Warownia była pełna ludzi, zawsze miał kto jej poświęcić chociaż odrobinę uwagi, no i mieli ogród, ale jaki ogród, nie to, co ten ich tutaj kawałek ogródka z kilkoma krzakami w samym sercu magicznego Londynu.
Obiecała Mabel, że pomoże jej przygotować kilka słodkości specjalnie dla domowników Warowni. Uważała to za całkiem dobry pomysł, sama Nora zawsze przynosiła wszystkim swoim znajomych kilogramy wypieków, by ich rozpieszczać, więc nie mogła nie pozwolić córce na to samo.
Udała się rano na jeden z okolicznych ryneczków, żeby zakupić świeże owoce. Wydawało jej się, że najłatwiej będzie im zrobić słodkie, drożdżowe bułeczki. Znaczy nie im, a Mabel, bo panna Figg stawiała w tym na samodzielność. Oczywiście będzie ją instruować, ale nie przyłoży swoich dłoni do tego dzieła. Niech córka też ma coś z życia.
Wróciła z zakupów ubrana w krótką, różową sukienkę w białe kwiaty, uwielbiała żywe kolory, szczególnie latem, pasowały do aury panującej na zewnątrz. Klientów było sporo, ominęła ich jednak zwinnie i udała się w stronę swojego królestwa - kuchni. Miała szczęście, że ostatnio udało jej się zatrudnić kilka osób, nie musiała więc ciągle stać za ladą, a mogła wreszcie poświęcić się temu, co kochała najbardziej - pieczeniu.
- MABEL - Krzyknęła jeszcze tak, żeby jej głos doszedł do córki. - Możemy zacząć działać. - Nie czekała, aż dziewczynka wybiegnie ze swojego pokoju. Od razu skierowała się do kuchni, gdzie nałożyła na siebie jasny fartuszek w drobne pszczółki, miała oczywiście też przygotowaną mini wersję dla niej.
Nim córka pojawiła się na miejscu zdążyła umyć owoce, które zakupiła. Maliny, jeżyny, truskawki, jagody i borówki. Wydawało jej się, że z tego na pewno stworzy coś pysznego.