• Londyn
  • Świstoklik
    • Mapa Huncwotów
    • Ulica Pokątna
    • Aleja horyzontalna
    • Ulica Śmiertelnego Nokturnu
    • Ministerstwo Magii
    • Klinika Św. Munga
    • Niemagiczny Londyn
    • Dolina Godryka
    • Little Hangleton
    • Wyspy Brytyjskie
    • Reszta świata
    • Zmieniacz czasu
    • Opisy lokacji
  • Dołącz do gry
  • Zaloguj się
  • Postacie
  • Accio
  • Indeks
  • Gracze
  • Accio
Secrets of London Poza schematem Retrospekcje i sny v
« Wstecz 1 … 4 5 6 7 8 … 14 Dalej »
[02.04.1959] double trouble | Mille & Ger

[02.04.1959] double trouble | Mille & Ger
Szelma
Yes, it's dangerous.
That's why it's fun.
Od czego warto zacząć? Ród Yaxley ma w swoich genach olbrzymią krew. Przez to właśnie Geraldine jest dosyć wysoka jak na kobietę, mierzy bowiem 188 cm wzrostu. Dba o swoją sylwetkę, jest wysportowana głównie przez to, że trenuje szermierkę, lata na miotle, biega po lasach. Przez niemalże całe plecy ciągnie się jej blizna - pamiątka po próbie złapania kelpie. Rysy twarzy dość ostre. Oczy błękitne, usta różane, diastema to jej znak rozpoznawczy. Buzię ma obsypaną piegami. Włosy w kolorze ciemnego blondu, gdy muska je słońce pojawiają się na nich jasne pasma, sięgają jej za ramiona, najczęściej zaplecione w warkocz, niedbale związane - nie lubi gdy wpadają jej do oczu. Na lewym nadgarstku nosi bransoletkę z zębów błotoryja, która wygląda jakby lewitowały. Porusza się szybko, pewnie. Głos ma zachrypnięty, co jest pewnie zasługą papierosa, którego ciągle ma w ustach. Pachnie papierosami, ziemią i wiatrem, a jak wychodzi z lasu do ludzi to agrestem i bzem jak jej matka. Jest leworęczna.

Geraldine Yaxley
#1
22.03.2024, 09:20  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 27.09.2025, 11:48 przez Król Likaon.)  
adnotacja moderatora
Rozliczono - Geraldine Yaxley - osiągnięcie Badacz Tajemnic
Rozliczono - Millie Moody - osiągnięcie Piszę, więc jestem

—02/04/1959—
Hogsmeade
Millie Moody & Gerry Yaxley



Długo oczekiwana przez wszystkich sobota nadeszła. Wiosenne słońce dosyć mocno świeciło na horyzoncie. Zima powoli odchodziła w zapomnienie, na szczęście, bo od razu pojawiały się chęci do życia. Był to jeden z tych przyjemniejszych dni tygodnia, bo mogli udać się do Hogsmeade, napić się kremowego piwa, a jeśli dobrze pójdzie, to może i ognistej whisky. Dzień zapowiadał się naprawdę wspaniale, szczególnie po porannym treningu quidditcha, który wyszedł nad wyraz dobrze. Ich drużyna grała coraz lepiej, chyba wreszcie wypracowali odpowiednie metody. Nie mogła się doczekać, aż utrą nosa Ślizgonom w następnym meczu.

- Thunder, myślę, że ich rozpierdolimy, tak, że się nie pozbierają. - Odparła do Millie z nieukrywanym entuzjazmem. - Wjedziemy w nich jak dzik w maliny. - Nie wiedzieć czemu dla Ger jedną z ważniejszych rzeczy w szkole było ucieranie nosa uczniom Slytherinu. Zabawne, że jako pierwszy członek swojej rodziny trafiła do Gryfonów, tiara jednak wiedziała co robi, widziała w niej potencjał.

Przemierzały uliczki wioski szukając szczęścia, spacer był całkiem przyjemny, warto było korzystać z pogody, która ostatnio naprawdę okazywała się bardzo łaskawa. - Idziemy gdzieś jeszcze, czy wbijamy się do trzech mioteł? - Mogły nadal szukać szczęścia, albo usiąść na dupie, może akurat gdzieś spotkają chłopaków z drużyny. Mimo tego, że zadała pytanie i czekała nadal na odpowiedź powoli zaczęła się kierować w stronę pubu.

constant extreme
when sister and brother stand shoulder to shoulder,
who stands a chance against us?
Drobna (157cm, niedowaga), blada i czarnowłosa, o oczach złotych jak miód.

Millie Moody
#2
25.03.2024, 09:02  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 25.03.2024, 22:52 przez Millie Moody.)  
W swojej głowie Mills odliczała każdy rok. Minutę. Miesiąc. Jebany dzień.

To był kwiecień, jeszcze trzy miesiące i wypierdoli na wakacje do domu. To był szósty rok, za moment będzie siódmy i wypierdoli z tej pierdolonej szkoły.

To nie było tak, że nie lubiła Hogwartu. Razem ze swoją psiapsi z pokoju miała obnufczone większość kątów, nabrojone ile się dało, przerżane do poduszki nad Niecodziennymi Przygodami Panny Sary, przeryczane do poduszki, prześmiane, przepisane, przelatane, przebrojone, przepraszane...

Dupogodziny – tak to Mills nazywała, bo ciężko nie mieć ich wyrobionych, kiedy się razem mieszka i kiedy się razem cierpi na bezsenność. Jeśli ktokolwiek mieszkał tam jeszcze z nimi, musiał ich nienawidzić. Jadaczka się pannom nie zamykała.

Mildred miała takie poczucie roziskrzenia, naładowania. Gdyby była racjonalna (albo gdyby w Hogwarcie uczył ktokolwiek kompetentny mający jakiekolwiek pojęcie o pedagogice i dziecięcym rozwoju, kto miałby na nią oko) to wiedziałaby, że w takim stanie trzeba coś zrobić, żeby się uziemić, znaleźć swój piorunochron bezpieczny dla siebie i okolicy.

Ale nie, lepiej było iść do Hogsmead. Tak. Świetny pomysł.

– Nie wiem, nie wiem, chodźmy popatrzeć na miotły, miała być dostawa wczoraj i w ogóle mam, mam jakiś hajs może se kupie nowe czyściwo do witek. – tak, aby dorzucić je do tych sześciu nieotworzonych, kupowanych przy niemal każdym wychodnym weekendzie. Każde innej firmy, o nieco innych właściwościach, opisanych przez producenta i zdecydowanie podobnym jeśli nie identycznym składzie.

Szelma
Yes, it's dangerous.
That's why it's fun.
Od czego warto zacząć? Ród Yaxley ma w swoich genach olbrzymią krew. Przez to właśnie Geraldine jest dosyć wysoka jak na kobietę, mierzy bowiem 188 cm wzrostu. Dba o swoją sylwetkę, jest wysportowana głównie przez to, że trenuje szermierkę, lata na miotle, biega po lasach. Przez niemalże całe plecy ciągnie się jej blizna - pamiątka po próbie złapania kelpie. Rysy twarzy dość ostre. Oczy błękitne, usta różane, diastema to jej znak rozpoznawczy. Buzię ma obsypaną piegami. Włosy w kolorze ciemnego blondu, gdy muska je słońce pojawiają się na nich jasne pasma, sięgają jej za ramiona, najczęściej zaplecione w warkocz, niedbale związane - nie lubi gdy wpadają jej do oczu. Na lewym nadgarstku nosi bransoletkę z zębów błotoryja, która wygląda jakby lewitowały. Porusza się szybko, pewnie. Głos ma zachrypnięty, co jest pewnie zasługą papierosa, którego ciągle ma w ustach. Pachnie papierosami, ziemią i wiatrem, a jak wychodzi z lasu do ludzi to agrestem i bzem jak jej matka. Jest leworęczna.

Geraldine Yaxley
#3
25.03.2024, 22:31  ✶  

Yaxley sama nie wiedziała, czy cieszy się, że tak mało im zostało w tym kurwidołku, czy nie. Tutaj przynajmniej była świadoma zagrożeń, wiedziała kogo napierdalać jeśli przyjdzie taka potrzeba, gdy opuści mury szkoły będzie musiała być uważniejsza. Szczególnie, że zdawała sobie sprawę, jaka droga ją czeka. Ojciec niby coś tam pierdolił o stażu w ministerstwie, nawet mu przytaknęła dla świętego spokoju, ale wiedziała, jak to się skończy. Nie da rady siedzieć za biurkiem, kurwica ją weźmie i prędzej, czy później stamtąd spierdoli.

Tak to w życiu bywa, że czasem spotykasz na swej drodze, zupełnie przypadkiem taką paskudę, jak ta, która z nią spacerowała, że nie możesz uwierzyć, że to nie jest prawdziwy znak od losu. Przecież mogła trafić do dormitorium ze Zmuloną Tammy, ale nie trafiła - pewnie by tego nie przeżyła, albo ona albo Tammy. Mills została na nią skazana, a ona na Mills i jakoś się to tak kręciło już tych sześć lat. Swoją drogą jedna z tych rzeczy, których nie umiała sobie wyobrazić to wieczory bez niej, bo przywykła do tych rozmów tuż przed zaśnięciem, była to oczywista oczywistość, której brakowało jej podczas wakacji.

- Nowe miotły? Muszę poprosić starego, żeby mi coś kupił, bo ta moja niedługo wyzionie ducha. Nie chciałabym się z niej zjebać przy wszystkich, chociaż mogłoby to być nawet efektowne. - Jakby tak huknęła o ziemię, na pewno każdy by ją zapamiętał. - Dobra, chodźmy tam, może akurat będą mieli coś ciekawego, chociaż wątpię, że mogą się równać z tym, co jest na Pokątnej. - Wydawało jej się, że sklepy w Londynie są zdecydowanie dużo lepiej zaopatrzone.

constant extreme
when sister and brother stand shoulder to shoulder,
who stands a chance against us?
Drobna (157cm, niedowaga), blada i czarnowłosa, o oczach złotych jak miód.

Millie Moody
#4
25.03.2024, 22:51  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 25.03.2024, 22:52 przez Millie Moody.)  
– Słuchaj zawsze lepiej latać na czymś ze Spinwitches, niż na tych szkolnych patykach do grzebania w dupie hipogryfowi.– żachnęła się ze znawstwem Mildred, największa znawczyni spraw wszelakich a już na pewno, który sklep lepszy. Problem z miotłami tej czarnowłosej wiedźmy polegał na tym, że trzeba było spieszyć się w ich kochaniu, bo bardzo szybko odchodziły. Ostatnia sprawa z piorunem utwierdziła ją w tym przekonaniu. Miotły były po to, żeby ich używać.

Chociaż teraz mogło być inaczej. Teraz oblatywała stadion na miotle swojego brata, więc nagle jej nocna szafka wypełniła się pastami do pielęgnacji Każdej. Najdrobniejsze. Miotlarskiej. Pierdoły. Miotła też nie zostawała na noc w szopie tam gdzie powinna, tylko wracała z dziewczynami do pokoju. Na wszelki wypadek.

Witryna sklepu nie zmieniła się za bardzo. Moody doskonale zdawała sobie sprawę, że eksponowany egzemplarz jest z poprzedniego sezonu. Ale podobał jej się odcień drążka, nagle zafiksowała się na nim rozważając, czy dałoby radę podrasować trochę to na czym sama latała, tak żeby nie naruszyć struktury drewna. Machoniowa czerń wpadająca w brązowe tony wydała jej się tak bardzo przypominająca...

– Na chuj się patrzysz na to szczurze, skoro i tak nie masz za co sobie takiej kupić Moody? Ale wiesz co, jak twój stary obciągnie mojemu, to odpalę Ci procent ze swojego kieszonkowego. Daj znać w domu, zrobisz na tym interes życia zjarana dziwko!

W pierwszej chwili w ogóle nie zorientowała się kto do niej mówi i co. Zamrugała kilkukrotnie i spojrzała na Stonks z niedowierzaniem. Może jej się tylko wydawało? Jej przyduża szata zaczęła drapać, ręce zaświeżbiły łapiąc w powietrzu na ślepo, jakby szukając drzewca różki. Zęby zazgrzytały bezgłośnie.

– Coś. Ty. Powiedział. Śmierdzący. Cwelu? – wycedziła odwracając się w zwolnionym tempie, do pary ślizgonów, która właśnie wyszła z miotlarskiego sklepiku.

Szelma
Yes, it's dangerous.
That's why it's fun.
Od czego warto zacząć? Ród Yaxley ma w swoich genach olbrzymią krew. Przez to właśnie Geraldine jest dosyć wysoka jak na kobietę, mierzy bowiem 188 cm wzrostu. Dba o swoją sylwetkę, jest wysportowana głównie przez to, że trenuje szermierkę, lata na miotle, biega po lasach. Przez niemalże całe plecy ciągnie się jej blizna - pamiątka po próbie złapania kelpie. Rysy twarzy dość ostre. Oczy błękitne, usta różane, diastema to jej znak rozpoznawczy. Buzię ma obsypaną piegami. Włosy w kolorze ciemnego blondu, gdy muska je słońce pojawiają się na nich jasne pasma, sięgają jej za ramiona, najczęściej zaplecione w warkocz, niedbale związane - nie lubi gdy wpadają jej do oczu. Na lewym nadgarstku nosi bransoletkę z zębów błotoryja, która wygląda jakby lewitowały. Porusza się szybko, pewnie. Głos ma zachrypnięty, co jest pewnie zasługą papierosa, którego ciągle ma w ustach. Pachnie papierosami, ziemią i wiatrem, a jak wychodzi z lasu do ludzi to agrestem i bzem jak jej matka. Jest leworęczna.

Geraldine Yaxley
#5
26.03.2024, 00:14  ✶  

- Ta, szkolne patyki nadają się co najwyżej do zrobienia z nich ogniska. - Gerry miała swoją własną miotłę już od dawna, zresztą wystarczyłoby, żeby napisała bardzo smutny list do ojca, a za chwilę kupiłby jej nową. Mogła sobie pozwolić na takie akcje, jako jego jedyna córka, z braćmi było trochę gorzej, ale Gerard im również raczej nie odmawiał. Czasem dobrze mieć dzianych starych i być bananowym dzieciakiem.

Tyle, że Yaxley rozumiała, że nie wszyscy mają tak lekko w życiu jak ona, dlatego też raczej nie chwaliła się tym swoim statusem bogacza, wyglądała często jak bezdomna, taki już miała styl, ci którzy jej się dokładniej przyglądali mogliby dostrzec, że materiały, które wybierała nie należały do tanich, bo ich jakoś świadczyła sama za siebie.

Przyglądała się uważnie witrynie, rozważała, czy właściwie powinna sobie coś kupić, nie lubiła wydawać kasy na pierdoły, chociaż nowe, skórzane rękawiczki, tymi na pewno by nie pogardziła. Te, które aktualnie posiadała nie nadawały się już do niczego, czuła pod palcami każdą, najdrobniejsza wypukłość drążka miotły. Zdecydowanie powinna je kupić.

Z rozmyślań wyrwał ją głos, który zdecydowanie był skierowany do dziewcząt. Nikogo więcej tutaj nie było. Słowa, które padły z ust tych śmierdzących typów były bardzo, ale to bardzo nie na miejscu.

Tyle, że Yaxley nie patrzyła. Ona nigdy się nie zastanawiała, działała instynktownie. Wiedziała, że ma długie rączki, które z odpowiednią szybkością mogą zrobić krzywdę każdemu. Nie po to spędziła niemalże każdewakacje na laniu się ze swoimi braćmi, aby nie wykorzystać tych tajemnych umiejętności.

Nie patrzyła na Millie, to nie był odpowiedni czas na sentymenty, najpierw musiała dać tym debilom popalić, a później będzie mogła pocieszyć swoją przyjaciółkę. Także jej pięść bardzo szybko pomknęła ku twarzy jednego z ślizgonów, a siły miała bardzo dużo. Na pewno się tego nie spodziewał. - Uważaj na słowa KURWIU. - To był dopiero początek, uważała, że jeden cios z pięści nie wystarczy, rzuciła się na niego, żeby przygwoździć go do ziemi.

constant extreme
when sister and brother stand shoulder to shoulder,
who stands a chance against us?
Drobna (157cm, niedowaga), blada i czarnowłosa, o oczach złotych jak miód.

Millie Moody
#6
26.03.2024, 21:40  ✶  
Przyszła funkcjonariuszka Brygady Uderzeniowej chciała bardzo, żeby jej brat był z niej dumny. Ale Stonks już ruszyła przed siebie, dobra przyjaciółka. Mildred miała ułamki sekund na reakcje i już widziała, że łapy drugiego próbują dopaść do zwinnej dziewczyny. Momentalnie przykucnęła i podkosiła go, żeby spadł na wprost i sobie ten głupi ryj rozwalił. Była drobna, niepozorna, ale wychowywana przez brata zabijakę, musiała radzić sobie tak w jego gronie, jak i w otoczeniu jego kolegów. Musiała sobie radzić, bo pyskowała jak najęta, musiała sobie radzić, bo była małą i — mimo zaniedbania — ładną dziewczynką. A takie miały przejebane.

Kolano wcisnęła w kark drugiego z gnojków, który nic nie powiedział, ale stał obok, rechotał, chciał jebnąć jej koleżankę, która w słusznej sprawie przecież stawała w jej obronie. But, bardzo ciężki, podkuty żelazem but stanął na dłoni, którą wymachiwał na oślep, próbując jakkolwiek podnieść się i bronić.

– Kwiknijcie o tym prefektom, to się rozniesie, że rozłożyły Was na łopatki dwie gryfońskie laleczki. – sarknęła w jego kierunku i splunęła na drugiego. – Jak jesteście takie chojraki, to pokażcie co potraficie za tydzień na meczu, a nie...– odepchnęła się i podniosła z kolan, pozostawiając na dłoni przeciwnika ładne odbicie swojej mocno żłobionej podeszwy.

Szelma
Yes, it's dangerous.
That's why it's fun.
Od czego warto zacząć? Ród Yaxley ma w swoich genach olbrzymią krew. Przez to właśnie Geraldine jest dosyć wysoka jak na kobietę, mierzy bowiem 188 cm wzrostu. Dba o swoją sylwetkę, jest wysportowana głównie przez to, że trenuje szermierkę, lata na miotle, biega po lasach. Przez niemalże całe plecy ciągnie się jej blizna - pamiątka po próbie złapania kelpie. Rysy twarzy dość ostre. Oczy błękitne, usta różane, diastema to jej znak rozpoznawczy. Buzię ma obsypaną piegami. Włosy w kolorze ciemnego blondu, gdy muska je słońce pojawiają się na nich jasne pasma, sięgają jej za ramiona, najczęściej zaplecione w warkocz, niedbale związane - nie lubi gdy wpadają jej do oczu. Na lewym nadgarstku nosi bransoletkę z zębów błotoryja, która wygląda jakby lewitowały. Porusza się szybko, pewnie. Głos ma zachrypnięty, co jest pewnie zasługą papierosa, którego ciągle ma w ustach. Pachnie papierosami, ziemią i wiatrem, a jak wychodzi z lasu do ludzi to agrestem i bzem jak jej matka. Jest leworęczna.

Geraldine Yaxley
#7
27.03.2024, 12:52  ✶  

Ger nie zamierzała łączyć swej przyszłości z żadną nudną posadką, dlatego też nie przejmowała się ewentualnymi konsekwencjami swojego dosyć mocno narwanego charakteru. Wychowano ją tak, żeby na zagrożenie reagować szybko, kiedy tylko jakieś wyczuwała. Tak zdarzyło się i w tej chwili, działała instynktownie jak na przyszłą łowczynię przystało. Koleżka nie miał z nią najmniejszych szans, była tego pewna już zanim zaatakowała, bardzo dużo czasu poświęcała najróżniejszym treningom fizycznym, bo ciało było jej świątynią i przyszłym narzędziem pracy.

Pewnie byłoby jej trudniej, gdyby Millie również nie zareagowała i nie ogarnęła tego drugiego Ślizgona, ale przyjaciółka była czujna, szybo przeszła do rzeczy. Problem praktycznie sam się rozwiązał, no z delikatną pomocą siły, ale to było mało istotne. To był sposób, w który najbardziej lubiła ogarniać takie sytuacje.

- Za tydzień na meczu bardzo chętnie wsadzę im trzonki miotły w dupska. - Powiedziała, kiedy wreszcie oderwała się od tego typa, co go przygwoździła do ziemi. Nie wyglądał dobrze, miała wrażenie, że jeszcze moment, a by się rozpłakał. Zabawne, jak szybko zmieniła się sytuacja.

- Spierdalajcie stąd, tylko szybko, bo mam jeszcze chęć wam przydzwonić. - Wydawało się, że ona zupełnie nie przejmowała się tym, że mogą powiedzieć coś prefektom, bo czy to byłby pierwszy raz? No nie. Zresztą zrobiła to, co było słuszne, nikt nie będzie obrażał Moody na jej warcie, nie ma takiej opcji.

Nie musiały dwa razy powtarzać, bo chłoptasie w podskokach zaczęli zmierzać w kierunku szkoły. Najwyraźniej ich lekcja do nich dotarła. Wreszcie mogła zająć się przyjaciółką. - Wiesz, że tak pierdolą, bo nie mają się czego czepić? - Spoglądała na nią, żeby zobaczyć, czy faktycznie ją wkurwił ten komentarz, czy spłynie po niej jak po kaczce.

constant extreme
when sister and brother stand shoulder to shoulder,
who stands a chance against us?
Drobna (157cm, niedowaga), blada i czarnowłosa, o oczach złotych jak miód.

Millie Moody
#8
28.03.2024, 23:08  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 28.03.2024, 23:09 przez Millie Moody.)  
Wypuściły ich, a oni z podkulonymi ogonami uciekli odgrażając się z bezpiecznej odległości.

Wszystko wydarzyło się tak szybko, jakby to nie ludzie, a czwórka kotów ponapierdlała się w okolicach śmietnika i wszystko momentalnie rozeszło się po kościach.
– Jebane zielone banany, stara no kurwa muszą jakoś biedaki odreagować, skoro mieszkają w ściekach. Ty wiesz że przy męskich sypialniach nie mają pisuaru, tylko szczają ścianę przy wyjściu bo to i tak prosto do rur kanalizacyjnych leci? Też bym kurwa w łeb dostała z braku światła i smrodu. – splunęła jeszcze, ale prawda była taka, że adrenalina wciąż krążyła w jej żyłach, prąd przechodził, plecy piekły, jakby każąc ją za to, że się zatrzymała. Nagle też przeszła jej w ogóle ochota na zakupy. Jebani.

– Pierdolę to, chodźmy zajarać – rzuciła krótko, iskrząc, nienawidząc świata za to, że wygląda jak wygląda. A jeszcze głos jebanej kurwy od transmutacji, która śmiałą ją pouczać, że z takim charakterkiem ciężko będzie jej znaleźć sobie męża. Ta sama dwójka rzuciła za jej plecami, że posagiem też nikogo nie przekupi. Niby nic, niby nie ważne, niby miała to w dupie. Niby.

Odeszła na kilka kroków od sklepu w bok ku rzeczce, szarpiąc się z własną szatą nie mogąc trafić do właściwej wewnętrznej kieszeni.

– Nosz kurwa jebana... fajki mi kutas pogniótł. – rzucała się jak ryba wyciągnięta z wody, nagle wszystko ją drapało, a ubrania, przyduże, kupione po taniości stały się nieznośnymi łachami ciągnącymi ją w dół. I włosy, pojedyncze kosmyki dotykajace twarz. Uczucie suchości w ustach. Pot wsiąkający w starą skarpetę ukrytą w ciasnym i ciężkim bucie. Złowieszczy bulgot wydarł się z gardła Mills, tupiącej na piachu, ciskającej podłamane fajki, i po chwili dorzucającej do kompletu szkolną pelerynę. Złapała się za włosy, gwałtownie odsłaniając swoją twarz, wielokrotnie, chaotycznie przylizując je i ciągnąć, jakby chciała się ich pozbyć na zawsze. Nie chciala... Alastor powiedział, że są ładne, gdy nie mogła zasnąć Alastor lubił przed laty czesać ją tak długo aż w końcu sen przychodził. Alastor...

– Weź mi przywal, bo nie wyrobie. Jebnij mnie Stonks, bo nie wytrzymam ze sobą. – wysarkała przez zaciśnięte zęby.

Szelma
Yes, it's dangerous.
That's why it's fun.
Od czego warto zacząć? Ród Yaxley ma w swoich genach olbrzymią krew. Przez to właśnie Geraldine jest dosyć wysoka jak na kobietę, mierzy bowiem 188 cm wzrostu. Dba o swoją sylwetkę, jest wysportowana głównie przez to, że trenuje szermierkę, lata na miotle, biega po lasach. Przez niemalże całe plecy ciągnie się jej blizna - pamiątka po próbie złapania kelpie. Rysy twarzy dość ostre. Oczy błękitne, usta różane, diastema to jej znak rozpoznawczy. Buzię ma obsypaną piegami. Włosy w kolorze ciemnego blondu, gdy muska je słońce pojawiają się na nich jasne pasma, sięgają jej za ramiona, najczęściej zaplecione w warkocz, niedbale związane - nie lubi gdy wpadają jej do oczu. Na lewym nadgarstku nosi bransoletkę z zębów błotoryja, która wygląda jakby lewitowały. Porusza się szybko, pewnie. Głos ma zachrypnięty, co jest pewnie zasługą papierosa, którego ciągle ma w ustach. Pachnie papierosami, ziemią i wiatrem, a jak wychodzi z lasu do ludzi to agrestem i bzem jak jej matka. Jest leworęczna.

Geraldine Yaxley
#9
29.03.2024, 21:16  ✶  

Takie starcia Yaxley lubiła najbardziej, szybkie, bez obserwatorów, bez zbędnych komentarzy. Kilka strzałów, które załatwiły sprawę. Przeciwnicy okazali się być zupełnie niegroźni - czego się spodziewała. Wiedziała, że większość Ślizgonów mocna jest tylko w gębie i ta reguła właśnie się potwierdziła, zero zaskoczenia.

- Wydaje mi się, że oni byli pierdolnięci już zanim zamieszkali w Hogwarcie, wiesz, czym skorupka za młodu nasiąknie i tak dalej. - Miała świadomość, jacy uczniowie trafiali do Slytherinu, w większości to była ta grupa czystokrwistych, która wyżej srała, niż dupę miała. Wpajano tym gówniarzom od maleńkości, że są wyjątkowi i że to do nich należy ten świat. Pierdolenie.

- Fajka to zawsze dobre rozwiązanie. - Przyda im się na ukojenie nerwów i odstresowanie, szczególnie, że znajdowały się poza szkołą. Nikt nie powinien ich tu przyłapać, nie musiały dymać, aż w okolice Zakazanego Lasu, żeby się chować przed nauczycielami.

Zeszły w bok, do ich uszu dobiegał dźwięk wody, która sobie po prostu płynęła, znajdowały się bowiem przy rzece. Yaxley najwyraźniej już zapomniała o tym, co wydarzyło się przed chwilą. Nie przywiązywała zupełnie wagi do takich sprzeczek, bo zbyt wiele ich się jej przytrafiało. Czasem wracała jedynie do tego, czym były spowodowane, najbardziej wkurwiało ją, jak czepiali się jej wzrostu, wyzywali ją od babochłopów, ale co mogła zrobić? Nie miała na to najmniejszego wpływu, tak jak Mills na swój status finansowy, co innego te debile mogli zmienić swoje parszywe charaktery.

- Nie przejmuj się, ja mam. - Sięgnęła do kieszeni spodni po srebrną papierośnicę z wygrawerowaną na wierzchu strzałą, najwyraźniej było to coś, co należało do rodziny od pokoleń.

Kątem oka zauważyła, że Thunder się miota. Coś się działo, czyżby ją to wszystko, aż tak wkurwiło. Wahała się przez moment, czy może nie powinna jej przytulić, jednak to zdecydowanie nie było to, wiedziała, że są do siebie podobne. Nie zastanawiała się zbyt długo i spełniła prośbę przyjaciółki. Zupełnie bez słowa zamachnęła się ręką i strzeliła jej z liścia, nie delikatnie, tak, żeby to poczuła, a siły miała naprawdę dużo, oczywiście nie zrobiła tego na pełnym wkurwie, bo Mills mogłaby się wywrócić, gdyby zrobiła to nieodpowiednio.

constant extreme
when sister and brother stand shoulder to shoulder,
who stands a chance against us?
Drobna (157cm, niedowaga), blada i czarnowłosa, o oczach złotych jak miód.

Millie Moody
#10
30.03.2024, 00:18  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 30.03.2024, 00:23 przez Millie Moody.)  
To nie była kwestia tego, że Mildred nie spodziewała się uderzenia. Wręcz przeciwnie, wiedziała że na Stonks może polegać we wszystkich, nawet najbardziej pojebanych planach. Gdyby tiara przydziału wiedziała o tym, umieściłaby je w oddzielnych domach. Gdyby kadra wiedziała o tym, zdecydowanie specjalnie dla nich zrobiliby oddzielne dormitoria, bo te dwa napędzające się młodociane pojeby cierpiące na bezsenność stanowiły zagrożenie dla siebie i otoczenia. Ale to był Hogwart, najbezpieczniejsze miejsce na świecie. Co mogło pójść nie tak?

Na bladej twarzy został czerwony ślad, policzek piekł, choć oczywiście Mills wiedziała, że nie był to maks. Kiedyś potlukły się na prawdę i co zabawne nie pamiętała w sumie o co, ale pamiętała jak leżały poobijane na podłodze, paląc w wieży i nabijając się z prefektów, którzy patrolowali korytarze, gdy tu i teraz odstawiła się taka maniana.

Dysząc ciężko sięgnęła po papierośnicę, którą Ger trzymała w drugiej ręce i wysunęła ją w milczeniu, żeby zaciagnąć się zdrowym relaksem. A potem, trochę jak kot, który chciał polizać ucho, ale w połowie drogi zapomniał o co mu chodziło i skończyło się na zębach w cudzym futrze, lewą ręką przywaliła jej w brzuch. Tak żeby nie zadrapać ślicznej buźki.

« Starszy wątek | Nowszy wątek »

Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości
Podsumowanie aktywności: Geraldine Yaxley (2453), Millie Moody (2080)


Strony (2): 1 2 Dalej »


  • Pokaż wersję do druku
  • Subskrybuj ten wątek

Przydatne linki
Kolejeczka
Tryb normalny
Tryb drzewa