26.03.2024, 12:20 ✶
(Ten post był ostatnio modyfikowany: 08.08.2024, 17:03 przez Król Likaon.)
adnotacja moderatora
Rozliczono - Brenna Longbottom - osiągnięcie Badacz Tajemnic V
3 sierpnia 1972
Przedpołudnie
Przedpołudnie
Jak powiedziały, tak zrobiły - Brenna i Olivia teleportowały się do Beamish. Miasteczka, które od lat było nazywane żywym muzeum. Historia Beamish sięgała ponad 70 lat wstecz: co nie wydawało się jakimś wyjątkowym rekordem, patrząc na standardy chociażby magiczne, ale coś było w tym miejscu takiego, że przyciągało wzrok. Przede wszystkim, gdy obie kobiety wylądowały na niewielkim wzniesieniu, w oczy rzucała się czystość i zadbanie. Tak, jakby ten ponad wiek od założenia miasteczka w ogóle nie wpłynął na to, jak ono wyglądało. A przecież przez ten czas powinno się coś zmienić, prawda? Elektryczność, samochody, większe budynki, być może nawet ekspansja Beamish na kolejne tereny. Ale nie. Tutaj wydawało się, że czas stanął w miejscu. Tak jakby cofnęły się o 72 lata. Było tu spokojnie, pierwszą rzeczą która przychodziła do głowy, była spokojna wieś otoczona folwarkami. Mimo wszystko widziały tutaj charakterystyczne, angielskie zabudowania, wyrastające spomiędzy jednorodzinnych domków. Do ich uszu dochodziły jednak typowo wiejskie odgłosy, co zupełnie nie pasowało do miasteczka, prawda? Gdzieś w oddali słyszały też pociąg, widziały też kłęby dymu, gdy ruszał powoli ze stacji. Brenna dostrzegała też większy budynek, chyba ratusza? Był idealnie pośrodku miasteczka, tak jak zawsze w takich miejscach.
Pierwszą rzeczą, którą Olivia zrobiła po aportowaniu się, było zgięcie w pół i zwrócenie śniadania. Dobrze, że nie było obfite - i dobrze, że udało jej się wygiąć ciało na tyle, by nie obrzygać swoich butów. Quirke bardzo źle znosiła teleportację i mimo że ukończyła kurs, to praktycznie nigdy nie korzystała z tej umiejętności. Właśnie z tego powodu.
- Ja pierdole... - stęknęła, odruchowo klepiąc się po klapie kurtki w poszukiwaniu papierosów. Zamiast jednak zapalić, najpierw sięgnęła do plecaka i wyciągnęła metalową manierkę z wodą. Przepłucze usta, odetchnie kilka razy i będzie dobrze. Chyba. - Zupełnie inna atmosfera niż w Londynie, co?
Zagadnęła, jakby przed chwilą nie próbowała wyrzygać swoich wnętrzności. O tym, co się stało, przypominała tylko nienaturalna bladość Olivii i resztki śniadania obok jej butów.
- Nawet powietrze tu jest czystsze - wyprostowała się odrobinę, omiatając wzrokiem zabudowania. W sumie nie obraziłaby się, gdyby mogła tu zamieszkać. Od Beamish bił jakiś takiś spokój, którego ostatnio jej w życiu brakowało.