06.04.2024, 17:41 ✶
(Ten post był ostatnio modyfikowany: 29.09.2024, 15:22 przez Mirabella Plunkett.)
adnotacja moderatora
Rozliczono - Brenna Longbottom - osiągnięcie Życie to przygody lub pustka
Na całe szczęście, informacje o zaginięciu Owena Bagshota i domniemanych nieumarłych, wpłynęły do Brygady Uderzeniowej po zmroku, w nocy z dziewiątego na dziesiątego stipnia. Dzień wcześniej albo nawet kilka godzin wcześniej, Brenna bodaj pierwszy raz w swojej karierze musiałaby zrobić wszystko, aby wymówić się od zadania. Dręczyłoby ją to potem przez długie miesiące. W tej chwili jednak prawa ręka była już w pełni sprawa, lewa zasadniczo też, chociaż na wszelki wypadek kobieta nie zdjęła z niej jeszcze bandaża, a na szyi pozostały tylko blade, nie bolące już ślady po duszeniu – zakryła je póki co chustą, najpóźniej jutro do wieczora powinny zniknąć. Największym problemem okazały się więc nie obrażenia, a jej własny brat, który chyba najchętniej kazałby jej nie tylko odmówić tej „wycieczki”, ale też ogólnie porzucić pracę w Ministerstwie Magii i Zakon Feniksa. Ponieważ wiedział, że sukcesu w tym nie osiągnie, i nie utrzyma jej z dala od Windermere, zabrał się tutaj razem z nią.
Do pewnego stopnia cieszyła się, że był tutaj nieoficjalnie, a ona w efekcie swoje rzeczy zostawała w tym samym domku, co Patrick Steward. Patrick nie będzie się nad nią trząsł.
– Nie wiesz, czy ktoś już sprawdził domek Bagshota? – spytała, wpychając duży plecak pod łóżko. Mniejszy leżał na łóżku, czekając aż zabierze go ze sobą, by rozejrzeć się po okolicy. Było ciemno, a po lasach grasowały żywe trupy. Jeżeli jednak Owen Bagshot wciąż żył, to liczyła się każda chwila. Nie mogli czekać z rozpoczęciem poszukiwań do rana.
Brenna jednak, czy to wiedziona typowym dla siebie fatalizmem, czy też po prostu doświadczeniem w pracy, obawiała się, że znajdą co najwyżej jego szczątki. Był czarodziejem. Bagshotem w dodatku, a Bagshotowie specjalizowali się w geografii i tworzeniu map. Szanse na to, że po prostu zabłądził albo został lekko ranny i wciąż żył, było w jej ocenie minimalne. Nawet jeżeli nie umiał się teleportować, było sporo sposobów na wrócenie do ośrodka. Ale musieli przynajmniej spróbować i przede wszystkim należało dowiedzieć się, co go spotkało – i upewnić się, że nie spotka nikogo więcej.
Zwłaszcza, że żywe trupy nie brały się znikąd.
Po jej plecach przebiegł zimny dreszcz, gdy pomyślała najpierw o Persefonie Fawley, a potem o czarnoksiężniku z mokradeł. O ich niezliczonych ofiarach, które służyły im nawet po śmierci. Jeżeli naprawdę były tu jakieś inferiusy, to oznaczało, że mieli do czynienia z czarną magią.
Ale na razie nikt nie zobaczył żadnych śladów, wskazujących na to, że nieumarli faktycznie się tutaj kręcili.
Nie było też śladów po Owenie.
– Nie spodziewałabym się, że jakiś historyk magii w ogóle odwiedzi mugolski ośrodek – dodała. Szukał tutaj odpoczynku – dość dziwne, że w mugolskim świecie – czy czegoś innego? Niestety, nie miała dość czasu, aby poszukać informacji o Windermere… Wiedziała tyle, ile zdołała w pośpiechu dopytać w Ministerstwie: o zaginięciu mugolaka, o znalezionych zwłokach.
!szaleństwoWindermere
Don't promise to live forever. Promise to forever live while you're alive.