• Londyn
  • Świstoklik
    • Mapa Huncwotów
    • Ulica Pokątna
    • Aleja horyzontalna
    • Ulica Śmiertelnego Nokturnu
    • Ministerstwo Magii
    • Klinika Św. Munga
    • Niemagiczny Londyn
    • Dolina Godryka
    • Little Hangleton
    • Wyspy Brytyjskie
    • Reszta świata
    • Zmieniacz czasu
    • Opisy lokacji
  • Dołącz do gry
  • Zaloguj się
  • Postacie
  • Accio
  • Indeks
  • Gracze
  • Accio
Secrets of London Poza schematem Wyspy Brytyjskie v
« Wstecz 1 … 5 6 7 8 9 10 Dalej »
[noc z 9.08 na 10.08] Szaleństwo Windermere. Cisza na wodzie

[noc z 9.08 na 10.08] Szaleństwo Windermere. Cisza na wodzie
Chichot losu
I’m not looking for the knight
I’m looking for the sword
Brązowe, niezbyt długie włosy, często rozczochrane. Wzrost wysoki jak na kobietę, bo mierzy sobie około 179 centymetrów wzrostu. Twarz raczej sympatycznie ładna niż piękna, nie wyróżniająca się przesadnie i rzadko umalowana. Brenna porusza się szybko, energicznie, głos ma miły i rzadko go podnosi. Ubiera się różnie, właściwie to okazji - w ministerstwie widuje się ją w umundurowaniu albo w koszuli i garniturowych spodniach, kiedy trzeba iść gdzieś, gdzie będą mugole, w Dolinie w ubraniach, które ujdą wśród mugoli, a na przyjęcia i bale czystokrwistych zakłada typowe dla tej sfery zdobione szaty. W tłumie łatwo może zniknąć. Jeżeli używa perfum, to zwykle to jedna z mieszanek Potterów, zawierająca nutę bzu, porzeczki i cedru, a szamponu najczęściej jabłkowego, rzecz jasna też potterowskiego.

Brenna Longbottom
#1
06.04.2024, 17:41  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 29.09.2024, 15:22 przez Mirabella Plunkett.)  
adnotacja moderatora
Rozliczono - Brenna Longbottom - osiągnięcie Życie to przygody lub pustka

Na całe szczęście, informacje o zaginięciu Owena Bagshota i domniemanych nieumarłych, wpłynęły do Brygady Uderzeniowej po zmroku, w nocy z dziewiątego na dziesiątego stipnia. Dzień wcześniej albo nawet kilka godzin wcześniej, Brenna bodaj pierwszy raz w swojej karierze musiałaby zrobić wszystko, aby wymówić się od zadania. Dręczyłoby ją to potem przez długie miesiące. W tej chwili jednak prawa ręka była już w pełni sprawa, lewa zasadniczo też, chociaż na wszelki wypadek kobieta nie zdjęła z niej jeszcze bandaża, a na szyi pozostały tylko blade, nie bolące już ślady po duszeniu – zakryła je póki co chustą, najpóźniej jutro do wieczora powinny zniknąć. Największym problemem okazały się więc nie obrażenia, a jej własny brat, który chyba najchętniej kazałby jej nie tylko odmówić tej „wycieczki”, ale też ogólnie porzucić pracę w Ministerstwie Magii i Zakon Feniksa. Ponieważ wiedział, że sukcesu w tym nie osiągnie, i nie utrzyma jej z dala od Windermere, zabrał się tutaj razem z nią.
Do pewnego stopnia cieszyła się, że był tutaj nieoficjalnie, a ona w efekcie swoje rzeczy zostawała w tym samym domku, co Patrick Steward. Patrick nie będzie się nad nią trząsł.
– Nie wiesz, czy ktoś już sprawdził domek Bagshota? – spytała, wpychając duży plecak pod łóżko. Mniejszy leżał na łóżku, czekając aż zabierze go ze sobą, by rozejrzeć się po okolicy. Było ciemno, a po lasach grasowały żywe trupy. Jeżeli jednak Owen Bagshot wciąż żył, to liczyła się każda chwila. Nie mogli czekać z rozpoczęciem poszukiwań do rana.
Brenna jednak, czy to wiedziona typowym dla siebie fatalizmem, czy też po prostu doświadczeniem w pracy, obawiała się, że znajdą co najwyżej jego szczątki. Był czarodziejem. Bagshotem w dodatku, a Bagshotowie specjalizowali się w geografii i tworzeniu map. Szanse na to, że po prostu zabłądził albo został lekko ranny i wciąż żył, było w jej ocenie minimalne. Nawet jeżeli nie umiał się teleportować, było sporo sposobów na wrócenie do ośrodka. Ale musieli przynajmniej spróbować i przede wszystkim należało dowiedzieć się, co go spotkało – i upewnić się, że nie spotka nikogo więcej.
Zwłaszcza, że żywe trupy nie brały się znikąd.
Po jej plecach przebiegł zimny dreszcz, gdy pomyślała najpierw o Persefonie Fawley, a potem o czarnoksiężniku z mokradeł. O ich niezliczonych ofiarach, które służyły im nawet po śmierci. Jeżeli naprawdę były tu jakieś inferiusy, to oznaczało, że mieli do czynienia z czarną magią.
Ale na razie nikt nie zobaczył żadnych śladów, wskazujących na to, że nieumarli faktycznie się tutaj kręcili.
Nie było też śladów po Owenie.
– Nie spodziewałabym się, że jakiś historyk magii w ogóle odwiedzi mugolski ośrodek – dodała. Szukał tutaj odpoczynku – dość dziwne, że w mugolskim świecie – czy czegoś innego? Niestety, nie miała dość czasu, aby poszukać informacji o Windermere… Wiedziała tyle, ile zdołała w pośpiechu dopytać w Ministerstwie: o zaginięciu mugolaka, o znalezionych zwłokach.

!szaleństwoWindermere


Don't promise to live forever. Promise to forever live while you're alive.
Czarodziejska legenda
Przeciwności losu powodują, że jedni się załamują, a inni łamią rekordy.
Los musi się dopełnić, nie można go zmienić ani uniknąć, choćby prowadził w przepaść. Los objawia nam swoje życzenia, ale na swój sposób. Los to spełnione urojenie. Los staje się sprawą ludzką i określaną przez ludzi.

Pan Losu
#2
06.04.2024, 17:41  ✶  
Ta natrętna myśl wdarła się do twojej głowy całkiem niepostrzeżenie: jest cudowny/a, idealny/a, wspaniały/a, mądry/a.
Ilekroć przebywasz w pobliżu swojego towarzysza czujesz do niego uwielbienie.
Obserwator
Nie możesz winić lustra za to, że odbicie ci się nie podoba.
Patrick ma ciemne włosy i ciemne oczy. Najczęściej na jego twarzy gości trzydniowy zarost. Jest wysoki, ale nie przesadnie (ok. 185 cm), raczej wysportowany. To ten typ, który rzadko można zobaczyć w garniturze, bo woli ubrania wygodne, które nie krępują jego ruchów. A poza tym garnitury wyróżniają się w tłumie a on lubi się z nim stapiać. Dużo się rusza. Chociaż w towarzystwie potrafi sporo mówić i często żartować, zdaje się, że równie dobrze odnajduje się w swoim własnym towarzystwie. Często można go zobaczyć szkicującego coś namiętnie. Wieczorami można go czasem spotkać w barach. Zawsze wtedy siedzi gdzieś w rogu.

Patrick Steward
#3
06.04.2024, 20:29  ✶  
Patrick pamiętał sprawę Tary Roberts. Pamiętał jej rozhisteryzowanego męża, który tłumaczył, że Tara na pewno nie utonęłaby w jeziorze, że tamtego wieczoru nic nie piła i na pewno nie próbowałaby popełniać samobójstwa, bo nigdy nie miała myśli samobójczych. Zresztą, czemu miałaby mieć? Przecież tylko co się pobrali. I pamiętał też tę dziwną sprawę z mugolakiem, który najprawdopodobniej zamordował swoją dziewczynę i uciekł. O pierwszej sprawie wiedział dlatego, że Noah Roberts wysłał do Biura Aurorów siedem sów i dwukrotnie pojawił się na miejscu, by złożyć wyjaśnienia i domagać się wszczęcia śledztwa, bo jego zdaniem ktoś zamordował mu żonę. Stewardowi było wtedy go bardzo szkoda, ale naprawdę nic nie wskazywało na to, by śmierć Tary była czymkolwiek innym niż samobójstwem lub nieszczęśliwym wypadkiem. Druga sprawa z pewnością miała podłoże kryminalne, ale najpierw trzeba było odnaleźć mugolaka a ten… rozpłynął się w powietrzu.
Kiedy więc w Ministerstwie Magii pojawiła się sowa przysłana przez Owena Bagshota, nagle kafelki w umyśle Patricka zaczęły wskakiwać na – jak mu się zdawało – właściwe miejsce. Być może tamto zabójstwo zostało źle zakwalifikowane i to nie mugolak zamordował swoją dziewczynę, ale obydwoje padli ofiarami żywych trupów? Dokładnie tych samych żywych trupów, o których teraz alarmował Bagshot?
Ale po zjawieniu się w Ośrodku Windermere okazało się, że żadnych żywych trupów nie było. Nie było też alarmującego o nich historyka. I to też było niepokojące. Steward może nie znał się rewelacyjnie na nekromancji, ale poza ghulami, nie znał takich żywych trupów, które posiadałyby szczątkową choćby samoświadomość i to chowały się przed okiem postronnych, to znowu wychodziły na żer by porwać swoją ofiarę i ją gdzieś przetrzymywać. To raczej tak nie działało. No chyba, że w pobliżu był ktoś, kto mógłby nimi sterować, ale… ale czy wtedy Bagshot nie alarmowałby o czarnoksiężniku i żywych trupach? I gdzie on się w ogóle podział?
Patrick zmarszczył brwi. Podobnie do towarzyszącej mu Brenny, ściągnął plecak i położył go na łóżku. Rozejrzał się po domku letniskowym, ale nie po to by docenić jakość drewnianych łóżek, stolika, krzeseł czy starej szafy, ale by zwrócić uwagę na to, jak umiejscowiono tu okna. Podszedł do jednego z nich i zapatrzył się na to, co widział przed sobą. Ale nie dostrzegł niczego fascynującego, ot w niektórych domkach paliło się światło.
- Nie mam pojęcia – odpowiedział brygadzistce. – Zakładam, że pewnie pierwsi, którzy znaleźli się na miejscu, poszli pukać do drzwi i sprawdzać czy może zdążył się zabarykadować w środku, ale… - wzruszył ramionami.
Ale nie było go w środku. Tak, jak na zewnątrz nie było żywych trupów. I nikt, nic nie widział. A przecież Bagshot nie był w Ośrodku Windermere sam. Miał tylko tego pecha, że akurat w chwili ataku, jak się wydawało, był sam.
- Może pisał książkę? – zasugerował. – Albo szukał wytchnienia? To miejsce wydaje się… trochę odcięte od wszystkiego? Chociaż patrząc po informacjach, które dolatywały do Ministerstwa Magii, spodziewałbym się tutaj raczej dziennikarza a nie historyka.
Steward wreszcie przestał wpatrywać się w okno i odwrócił do Brenny. Zauważył chustkę na jej szyi i opatrunek.
- Zdaje się, że miałaś ciężki dzień.

!szaleństwoWindermere
Czarodziejska legenda
Przeciwności losu powodują, że jedni się załamują, a inni łamią rekordy.
Los musi się dopełnić, nie można go zmienić ani uniknąć, choćby prowadził w przepaść. Los objawia nam swoje życzenia, ale na swój sposób. Los to spełnione urojenie. Los staje się sprawą ludzką i określaną przez ludzi.

Pan Losu
#4
06.04.2024, 20:29  ✶  
Ta natrętna myśl wdarła się do twojej głowy całkiem niepostrzeżenie: Zdrajca. Zdrajca. Zdrajca. Zdrajca. Zdradzi cię. Nie ufaj. Nie ufaj. Nie ufaj!
Ilekroć przebywasz w pobliżu swojego towarzysza czujesz, że ten zamierza cię zdradzić.
Chichot losu
I’m not looking for the knight
I’m looking for the sword
Brązowe, niezbyt długie włosy, często rozczochrane. Wzrost wysoki jak na kobietę, bo mierzy sobie około 179 centymetrów wzrostu. Twarz raczej sympatycznie ładna niż piękna, nie wyróżniająca się przesadnie i rzadko umalowana. Brenna porusza się szybko, energicznie, głos ma miły i rzadko go podnosi. Ubiera się różnie, właściwie to okazji - w ministerstwie widuje się ją w umundurowaniu albo w koszuli i garniturowych spodniach, kiedy trzeba iść gdzieś, gdzie będą mugole, w Dolinie w ubraniach, które ujdą wśród mugoli, a na przyjęcia i bale czystokrwistych zakłada typowe dla tej sfery zdobione szaty. W tłumie łatwo może zniknąć. Jeżeli używa perfum, to zwykle to jedna z mieszanek Potterów, zawierająca nutę bzu, porzeczki i cedru, a szamponu najczęściej jabłkowego, rzecz jasna też potterowskiego.

Brenna Longbottom
#5
06.04.2024, 21:17  ✶  
– Pewnie i tak nic tam nie znajdziemy. Ostatecznie jeśli coś go spotkało… to raczej nie we wnętrzu domku – mruknęła Brenna. – Wiesz coś o tych wcześniejszych wydarzeniach w ośrodku? Słyszałam, że ktoś zaginął i ktoś utonął, ale cholera, nie trafiło to do mnie i nie zwróciłam większej uwagi – westchnęła, prostując się. Rozejrzała się po domku: całkiem czysty, chociaż lekko cuchnący, ale praca Brygadzisty szybko uczyła na pewne rzeczy nie zwracać uwagi. – Zajrzałabym tam teraz mimo wszystko. Jeśli w domku zostały jego ubrania, wzięłabym coś, może dam radę w lesie chwycić trop jako wilk – zasugerowała, odwracając się do Patricka.
Gdy powiedział, że miała ciężki dzień, zwalczyła chęć schowania ręki za plecami – na podobieństwo małego dziecka. Ale to byłoby głupie. Przecież nawet gdyby dłoń całkiem się zaleczyła, Patrick by zauważył. On zawsze wszystko zauważał. Był przecież najbardziej spostrzegawczą i pewnie najmądrzejszą osobą jaką znała.
Może tylko Dumbledore mógłby się z nim równać.
– Spędziłam większość dnia grzecznie siedząc na kanapie – zapewniła, posyłając mu uśmiech. Ale chociaż każdy inny dostałby tylko zdanie i ewentualnie krótkie „poraniłam się trochę niechcący wcześniej”, to Steward wiedział przecież o wyspie, a poza tym i tak domyśliłby się, że nie mówi całej prawdy. Jak Patrick mógłby się czegoś nie domyśleć? – Trochę oberwałam przedwczoraj rano, na wyspie – powiedziała więc, odruchowo ściszając głos, bo o pewnych rzeczach nie za bardzo chciała mówić w miejscu, w którym roiło się od Brygadzistów i aurorów. Nawet jeżeli spora ich część należała do Zakonu Feniksa.
Patrick na pewno zrozumie, o co chodziło.
– Nie napisałam ci na razie raportu, bo moja ręka dopiero parę godzin temu zaczęła w pełni współpracować, ale szef wie wszystko. Poszło… całkiem nieźle, nikt nie został poważnie ranny – dodała, dość skrótowo, nie chcąc tu i teraz wnikać w szczegóły. Ostatecznie nie byli tutaj z powodu tej broni, wyprawy na wyspę, i to wszystko minęło: w tej chwili liczył się zaginiony Owen, nieumarli, którzy niby tu byli, a nagle znikli i fakt, że w Windermere doszło do kilku zaginięć oraz śmierci w bardzo krótkim czasie. – Jeżeli były tutaj żywe trupy… cholera, mam deja vu z Little Hangleton – powiedziała cicho. Ciała wyłaniające się z bagna. Nieumarli tłoczący się na schodach. Czarnoksiężnik eksperymentujący z artefaktami.
Ludzie nie znikali tutaj bez powodu, a jeżeli nawet dopadły ich żywe trupy, to przecież i one nie pojawiły się tutaj same z siebie.
Dobrze, że był tutaj Patrick, on na pewno zdoła rozwiązać tę zagadkę.


Don't promise to live forever. Promise to forever live while you're alive.
Obserwator
Nie możesz winić lustra za to, że odbicie ci się nie podoba.
Patrick ma ciemne włosy i ciemne oczy. Najczęściej na jego twarzy gości trzydniowy zarost. Jest wysoki, ale nie przesadnie (ok. 185 cm), raczej wysportowany. To ten typ, który rzadko można zobaczyć w garniturze, bo woli ubrania wygodne, które nie krępują jego ruchów. A poza tym garnitury wyróżniają się w tłumie a on lubi się z nim stapiać. Dużo się rusza. Chociaż w towarzystwie potrafi sporo mówić i często żartować, zdaje się, że równie dobrze odnajduje się w swoim własnym towarzystwie. Często można go zobaczyć szkicującego coś namiętnie. Wieczorami można go czasem spotkać w barach. Zawsze wtedy siedzi gdzieś w rogu.

Patrick Steward
#6
07.04.2024, 01:00  ✶  
Patrick zmarszczył brwi. Coś mu się dzisiaj nie podobało w Brennie. Ona tak paplała i paplała a on miał wrażenie, że na karku pojawiła mu się gęsia skórka. I patrzyła inaczej, niby wciąż tak samo ale… odruchowo przesunął się minimalnie w stronę ściany. Czemu próbowała go wypytywać? Podejrzewała go o coś? A może chciała go zdradzić? Domyśliła się?
- Tak, raczej nie we wnętrzu domku – zgodził się powoli. I znowu zaczął się zastanawiać czy Brenna zasugerowała to dlatego, że rzeczywiście, gdyby zaatakowano Bagshota we wnętrzu domku to już by o tym wiedzieli, czy też dlatego, że jakby sama miała kogoś zaatakować, na ten przykład Patricka Stewarda, to zrobiłaby to na zewnątrz? – Mniej więcej trzy lata temu utonęła tutaj czarownica półkrwi, Tara Roberts. Jej mąż kilkukrotnie próbował zmusić Biuro Aurorów do podjęcia śledztwa, ale… - wzruszył ramionami. – Ona naprawdę utonęła. Koroner nie dostrzegł żadnych śladów sugerujących, że to było coś więcej niż samobójstwo. Był też przypadek nastolatków. Para. Świeżo po Hogwarcie. On zniknął, jej rozczłonkowane ciało znaleziono na terenie Ośrodka. Wyglądało to tak, jakby ją zabił i uciekł, ale teraz, kiedy Bagshot wysłał sowę z informacjami o nieumarłych… - urwał, pozwalając Brennie dopowiedzieć sobie resztę.
Może jednak to nie była prosta historia o morderstwie dziewczyny przez jej chłopaka, ale tam też uwikłane były żywe trupy? Bardzo inteligentne żywe trupy?
- I tak nie mamy nic lepszego do roboty – zgodził się na pomysł o wzięciu jakiegoś ubrania Owena, ale w jego głowie pojawiła się kolejna nieznośna myśl. Czy ona naprawdę chciała łapać trop Bagshota czy sugerowała mu właśnie, że złapała jego trop? Czy ona naprawdę chciała go zdradzić? Czy mieli teraz iść do domku letniskowego Bagshota czy też próbowała zaprowadzić go w zasadzkę?
Patrick posłał Brennie nieszczery uśmiech a potem wykonał kurtuazyjny ruch ręką, który miał jej pokazać, że przepuszcza ją przodem. Niedoczekanie twoje, że pozwolę ci iść za mną, pomyślał jednocześnie. Przez chwilę nawet korciło go, by na wszelki wypadek sięgnąć po różdżkę, ale powstrzymał się przed tym gestem.
- Prawie jak nie ty – rzucił łagodnie. – Dobrze, że zrobiłaś sobie dzień przerwy. – Źle, że najwidoczniej wcale nie spędziłaś go na wypoczywaniu, ale na knuciu za moimi plecami. Jak dowiedziałaś się prawdy o sprawie Hillów? Bo przecież na pewno o to chodziło. Dowiedziałaś się i teraz mnie zdradzisz. – I dobrze, że nikt nie został poważnie ranny. Czasem dręczą mnie wyrzuty sumienia, chociaż wiem, że pewne rzeczy po prostu trzeba zrobić. – Nie rozumiesz, że nie miałem wyboru? Musiałem chronić rodzinę.
Noc była ciepła, bezchmurna. Na niebie widać było gwiazdy. Patrick odprężył się odrobinę. Może dało się to jeszcze jakoś odkręcić? Skoro Brenna jeszcze nie wyciągnęła różdżki to oznaczało, że pewnie się wahała. Może docierało do niej, że naprawdę nie miał wyboru a to byli bardzo źli ludzie?
- Ja trochę też. Ale mam nadzieję, że nie znajdziemy tu niedaleko żadnego mauzoleum – odpowiedział, nawiązując tym samym do tego, w którym byli ostatnio razem z Mavelle i hordą nieumarłych.
Chichot losu
I’m not looking for the knight
I’m looking for the sword
Brązowe, niezbyt długie włosy, często rozczochrane. Wzrost wysoki jak na kobietę, bo mierzy sobie około 179 centymetrów wzrostu. Twarz raczej sympatycznie ładna niż piękna, nie wyróżniająca się przesadnie i rzadko umalowana. Brenna porusza się szybko, energicznie, głos ma miły i rzadko go podnosi. Ubiera się różnie, właściwie to okazji - w ministerstwie widuje się ją w umundurowaniu albo w koszuli i garniturowych spodniach, kiedy trzeba iść gdzieś, gdzie będą mugole, w Dolinie w ubraniach, które ujdą wśród mugoli, a na przyjęcia i bale czystokrwistych zakłada typowe dla tej sfery zdobione szaty. W tłumie łatwo może zniknąć. Jeżeli używa perfum, to zwykle to jedna z mieszanek Potterów, zawierająca nutę bzu, porzeczki i cedru, a szamponu najczęściej jabłkowego, rzecz jasna też potterowskiego.

Brenna Longbottom
#7
07.04.2024, 09:13  ✶  
Oczywiście, że Patrick pamiętał inne sprawy dotyczące Windermere – i pewnie sprawdził wszystkie szczegóły, zanim wyjechali. Był o wiele bardziej zorganizowany od niej. Nie miała pojęcia, jak to robił, że był taki rozsądny i ogarnięty.
Uśmiechnęła się do niego – to faktycznie był trochę dziwny uśmiech, bo podszyty uwielbieniem. Brenna zawsze ceniła Patricka, i była gotowa ufać mu ślepo, ale teraz wydawało się jej, że nigdy nie dostrzegła w pełni, jaki był mądry i wspaniały.
– Trochę dziwne, że po prostu utonęła, jeżeli byliby to nieumarli. Chyba że wpadła do wody uciekając przed nimi? Ale czy przez tyle lat nie zaginęłoby tu więcej mugoli? – zastanowiła się. Przerzuciła mniejszy plecak, zawierający niezbędne rzeczy, przez ramię i ruszyła do wyjścia pierwsza, bez chwili wahania, kiedy Steward wskazał drzwi.
Nie miała pojęcia, co chodzi mu po głowie.
Nie dopatrzyła się w jego zachowaniu fałszu (dlaczego miałby ją o coś podejrzewać, przecież niczego złego nie planowała, a Patrick zawsze miał rację), nie domyślała się, co spotkało Hillów (a nawet gdyby w jej głowie powstało jakieś podejrzenie, zakopałaby je głęboko, tak by nawet legimenta nie wyciągnął go z jej głowy – bo ten chłopiec miał tam umrzeć, bo byli cholernymi czarnoksiężnikami, bo Patrick Steward działał w imię większego dobra i był im potrzebny), i wciąż nie zorientowała się, że z Windermere coś jest głęboko nie tak. I nie tylko dlatego, że znikali tutaj ludzie.
– Siedziałam trochę nad dokumentami – zapewniła, nagle przerażona, że Patrick tak naprawdę ją gani tym prawie jak nie ty, i że uważał jednak, że powinna była brać się do roboty, a nie nad sobą użalać tylko z powodu jakichś drobnych poparzeń. Patrick na pewno nigdy nie tracił czasu na żadne bzdury, a jeżeli to robił, to miał ku temu dobry powód. Albo uważał, że położyła akcję? Już na zewnątrz obróciła się do niego na moment i uśmiechnęła, z pewną ulgą, kiedy powiedział, że pewne rzeczy po prostu trzeba zrobić. – Tak, to musiało zostać zrobione, dla większego dobra.
Musieli iść na tę wyspę i zaryzykować, prawda?
Odwróciła się ponownie, ruszając ścieżką pomiędzy domkami. Większość gości wyjechała, ale wcale nie było tutaj pusto: gdy się rozglądała, widziała w niektórych oknach światła, kogoś kręcącego się po obozowisku… Na miejsce najwyraźniej ściągnęli nie tylko Brygadziści i aurorzy.
– Może trzeba będzie sprawdzić, czy wszyscy mugole i cywile się stąd zabrali – zastanowiła się na głos. Sądziła, że amnesjazatorzy zajmą się tym zadaniem, ale jeżeli kogoś przegapili, to mogli mieć tutaj problemy. Poza tym co jeżeli na miejsce ściągnęli też jacyś ciekawscy albo na przykład mąż Tary Roberts?


Don't promise to live forever. Promise to forever live while you're alive.
Obserwator
Nie możesz winić lustra za to, że odbicie ci się nie podoba.
Patrick ma ciemne włosy i ciemne oczy. Najczęściej na jego twarzy gości trzydniowy zarost. Jest wysoki, ale nie przesadnie (ok. 185 cm), raczej wysportowany. To ten typ, który rzadko można zobaczyć w garniturze, bo woli ubrania wygodne, które nie krępują jego ruchów. A poza tym garnitury wyróżniają się w tłumie a on lubi się z nim stapiać. Dużo się rusza. Chociaż w towarzystwie potrafi sporo mówić i często żartować, zdaje się, że równie dobrze odnajduje się w swoim własnym towarzystwie. Często można go zobaczyć szkicującego coś namiętnie. Wieczorami można go czasem spotkać w barach. Zawsze wtedy siedzi gdzieś w rogu.

Patrick Steward
#8
08.04.2024, 02:47  ✶  
Patrick zmarszczył brwi, próbując skupić się na właściwym toku prowadzonej rozmowy, ale wciąż uderzała w niego myśl, że Brenna chce go zdradzić. Znowu dotknął ręką karku i jakby na dowód poczuł, że gęsia skórka na jego ciele tylko się nasiliła.
- Czasami szukamy korelacji między sprawami, które jej tak naprawdę nie mają – zauważył, siląc się na spokój. Miał ochotę złapać Brennę za ramiona i potrzasnąć nią z krzykiem, żeby przestała się interesować sprawą Hillów. – Wiem jeszcze, że była jakaś trójka mugoli, ale… - wzruszył ramionami. – Nie zajmujemy się zaginięciami mugoli. Zresztą, to znowu mogą być pozorne połączenia – dodał ciszej. – Może też być więcej spraw, po prostu ich nie zarejestrowaliśmy. Albo nawet mugole nie zauważyli w zaginięciu tych ludzi lub ich śmierci czegoś podejrzanego.
Z jednej strony to pewnie była przerażająca myśl, ale gdyby się nad tym dłużej zastanowić… czy kogoś zaskoczyłoby zasłabnięcie rybaka, który od czterdziestu lat łowił w jeziorze Windermere? Raczej nie. A śmierć jakiegoś wiekowego stróża? Pewnie także nie. A zaginięcie dzikiego lokatora, o którym mało kto wiedział? Nie. A autostopowicza? Też nie. Ale z drugiej, czy idąc takim tokiem rozumowania nagle nie można by było dopasować do tego, co się działo w tym miejscu wszystkiego?
Potrząsnął głową, starając się odepchnąć od siebie niechciane myśli. Wszystko wskazywało na to, że Longbottom bardzo niefortunnie wybrała sobie czas i miejsce na zdradzenie go. Czemu dzisiaj? Bo miała dwa luźniejsze dni i mogła poskładać sobie całą historię do kupy? A może planowała to od miesięcy? Czy komuś powiedziała?
- Jest kilka możliwości – zaczął, znowu starając się skupić na sprawie Ośrodka Windermere. Byli już na dworze i Patrick mógł chociaż spoglądać na plecy Brenny i pilnować, by nie zrobiła czegoś głupiego. – Po pierwsze: są tutaj tylko żywe trupy, które dostrzegł Bagshot. Nie było ich wcześniej i wszystko, co zdarzyło się wcześniej to przypadki. Po drugie: żywe trupy to przejaw czegoś większego. Wtedy śmierć Roberts, dwójki nastolatków i zaginięcie mugoli – a także wszystkie inne zdarzenia, które z jakiegoś powodu nam umykają – są ze sobą w jakiś sposób powiązane. Po trzecie… nie ma żywych trupów a Bagshot to idiota. Może się upił a gdy dotarło do niego, co zrobił, postanowił się schować w miejscowym lesie i przeczekać sytuację.
Steward nie wierzył w tę ostatnią możliwość, ale czasami nawet tak głupie rzeczy się zdarzały. Kiedy nie skupiał się na obserwowaniu pleców Brenny, również on rozglądał się, jak z zewnątrz prezentował się Ośrodek i ile osób wciąż się po nim krzątało.
Tak, to musiało zostać zrobione, dla większego dobra – powtórzył w myślach jej słowa. Aż się wzdrygnął w środku. Więc skoro to rozumiała to czemu planowała go zdradzić? Czyżby w jej głowie panowało aż takie umiłowanie do działania zgodnie z literą prawa?
- O ile wiem, jeszcze nie ze wszystkimi skończyli amnezjatorzy – odpowiedział. – Swoją drogą, nie wydaje ci się to dziwne? Jeśli założymy, że najbardziej prawdopodobna jest opcja numer dwa, że raz mamy dowody na przestępstwo a raz ich nie mamy?
Domek letniskowy, który wynajmował Owen Bagshot znajdował się trochę na uboczu Ośrodka i był jednym z tych położonych najbliżej wejścia do lasu. Teraz w jego oknach świeciły światła. Zbliżając się, dostrzegli również kilka znajomych twarzy. Niektórzy nadal przeczesywali Ośrodek, szukając zaginionego lub zgłoszonych przez niego żywych trupów.
Chichot losu
I’m not looking for the knight
I’m looking for the sword
Brązowe, niezbyt długie włosy, często rozczochrane. Wzrost wysoki jak na kobietę, bo mierzy sobie około 179 centymetrów wzrostu. Twarz raczej sympatycznie ładna niż piękna, nie wyróżniająca się przesadnie i rzadko umalowana. Brenna porusza się szybko, energicznie, głos ma miły i rzadko go podnosi. Ubiera się różnie, właściwie to okazji - w ministerstwie widuje się ją w umundurowaniu albo w koszuli i garniturowych spodniach, kiedy trzeba iść gdzieś, gdzie będą mugole, w Dolinie w ubraniach, które ujdą wśród mugoli, a na przyjęcia i bale czystokrwistych zakłada typowe dla tej sfery zdobione szaty. W tłumie łatwo może zniknąć. Jeżeli używa perfum, to zwykle to jedna z mieszanek Potterów, zawierająca nutę bzu, porzeczki i cedru, a szamponu najczęściej jabłkowego, rzecz jasna też potterowskiego.

Brenna Longbottom
#9
08.04.2024, 07:36  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 08.04.2024, 08:49 przez Brenna Longbottom.)  
Patrick był taki mądry.
Zawsze o tym wiedziała, oczywiście. Po prostu teraz uderzało ją to jakoś bardziej. Był dobrym obserwatorem, który miał dość rozumu by nie tylko patrzeć oraz słuchać i wyciągać z tego wnioski, ale też zwykle nie pokazywać, jak dużo wie. Jakimś cudem dawał też radę pozostawać w cieniu, chociaż był taki wspaniały.
Miała ochotę co rusz się odwracać, tylko po to, by na niego popatrzeć, ale było ciemno, a ona nie chciała wywalić się na jego oczach na prostej drodze, bo co by sobie o niej pomyślał? Z jakiegoś powodu jego zdaniem wydawało się jej teraz istotniejsze niż opinia Kogokolwiek innego.
- Miejmy więc nadzieję, że to trzeci przypadek. Wolę chyba, żeby poderwano nas wszystkich na darmo niż by się okazało, że mamy stada żywych trupów wokół mugolskiego kempingu...które jakimś cudem przegapiliśmy. Znowu - stwierdziła z zamyśleniem, będąc pod wrażeniem tego, jak szybko Steward wpadł na możliwe rozwiązania. Na pewno nikt inny nie zrobiłby tego tak szybko, on był przecież wyjątkowo błyskotliwy. - Dziwniejsze wydaje mi się to, że jeżeli Tarę i mugoli dopadli nieumarli, to powinno być tutaj więcej przypadków. Mogłoby to wyjaśniać przywiązanie trupów do konkretnego miejsca, gdzieś dalej od obozowiska, w które oni przypadkiem weszli, ale wtedy Bagshot nie zobaczyłby ich na skraju lasu. A jeśli ktoś je kontroluje, to co robiłby w tym miejscu? Jakieś eksperymenty? Nie wiemy chyba nic o tym, aby to jezioro było szczególnie magiczne... - mówiła, kiedy zbliżali się do domku Bagshota. Żałowała trochę, ze nie ma tu Mavelle: jej nos przydałby się bardziej. Oczywiście, był tutaj Patrick, więc i tak sobie poradzą, ale Bones powinna szybko wytropić Owena... albo jego szczątki. - Mhm, oby nie musieli jutro ogłuszyć Pana Robertsa. Ma wreszcie to czego chciał... I że mógł mieć rację - westchnęła, zatrzymując się przed domkiem. - Część, chłopaki, jeśli w środku są ubrania Bagshota, chciałabym tylko coś zabrać. Kurtkę, koszulę, cokolwiek - rzuciła do kręcącej się w pobliżu dwójki, przy okazji wymownym gestem stukając się w nos, w ramach wyjaśnienia, o co chodzi.
- Koło samego domku kręciło się tyle osób, że nic pewnie nie wyłapię, ale może gdzieś w pobliżu... gdybyśmy wiedzieli przynajmniej, w którą stronę poszedł po wysłaniu tej sowy... - mruknęła Brenna do Stewarda, czekając aż coś jej przyniosą. Ale zaraz sama siebie za to zganiła. Przecież nie musiała nic mówić. Patrick był mądry i doskonale to wiedział. On w ogóle wiedział wszystko, a jeśli nie, to na pewno był ku temu dobry powód. Jeszcze uzna, że ona nadmiernie się wymądrza.


Don't promise to live forever. Promise to forever live while you're alive.
Obserwator
Nie możesz winić lustra za to, że odbicie ci się nie podoba.
Patrick ma ciemne włosy i ciemne oczy. Najczęściej na jego twarzy gości trzydniowy zarost. Jest wysoki, ale nie przesadnie (ok. 185 cm), raczej wysportowany. To ten typ, który rzadko można zobaczyć w garniturze, bo woli ubrania wygodne, które nie krępują jego ruchów. A poza tym garnitury wyróżniają się w tłumie a on lubi się z nim stapiać. Dużo się rusza. Chociaż w towarzystwie potrafi sporo mówić i często żartować, zdaje się, że równie dobrze odnajduje się w swoim własnym towarzystwie. Często można go zobaczyć szkicującego coś namiętnie. Wieczorami można go czasem spotkać w barach. Zawsze wtedy siedzi gdzieś w rogu.

Patrick Steward
#10
10.04.2024, 19:45  ✶  
Patrick przytaknął, choć dalej najbardziej frapowało go, czy Brenna ma zamiar na niego donieść innym aurorom, czy postanowiła załatwić sprawę sama. Poczucie krzywdy spowodowanej jej zdradą uderzało w niego falami, trochę tak, jakby był łodzią podczas sztormu. Jak ona mogła?! Do licha! I jak on mógł? Do sprawy Hillów trzeba było wybrać sobie kogoś głupszego do towarzystwa…
Zamrugał, czując narastający ból głowy. Skupił wzrok na kobiecie przed nim, starając się wybadać jej nastawienie.
- Nie byłbym taki pewien tego jeziora – sprostował machinalnie. Ciebie też nie jestem w ogóle pewien. – Windermere to największe jezioro w Anglii. Na pewno jego dno zamieszkuje sporo magicznych istot. – Oczywiście nie był magizoologiem, ale skoro w hogwardzkim jeziorze mieszkały trytony i Wielka Kałamarnica a było nieporównywalnie mniejsze od tego… Może warto by było sprawdzić w Departamencie Kontroli nad Magicznymi Stworzeniami czy nie mieli zgłoszeń z tych terenów? Albo cokolwiek się tutaj działo, nie obejmowało swoją magią wody. – Ciało Tary Roberts badał koroner. Miała w płucach pełno wody. Żadnych śladów obrażeń, które mogłyby spowodować żywe trupy. – Zresztą, czy gdyby rzeczywiście zaatakowały ją żywe trupy to jej mąż też niczego nie zauważyłby? Czemu w tym przeklętym miejscu nikt nic nie widział? Przecież to nie miało sensu. – Wychodziłoby na to, że jeśli ktoś je kontroluje to chyba w jakiś sposób wybiera też ofiary, nie? – zaczął się zastanawiać. I znowu – choć wcale nie chciał – zaczął myśleć nad tym, że Brenna najwidoczniej zadała to pytanie tylko po to, żeby on zadał swoje. Bo przecież małżeństwo, które porwało małego Hilla też wybrało go sobie na ofiarę…
Potrząsnął głową, starając się wyrzucić ze swojej głowy te nieprzyjemne myśli. Ale może warto by było wejść za nią do domku letniskowego i sprawdzić czy nie zostawiła komuś wiadomości? Znowu intensywnie patrzył na plecy Brenny, gdy ta posyłała jednego z brygadzistów po jakąś część garderoby Owena Bagshota. Sam nie wiedział, na co właśnie czekał. Zmrużył oczy.
- Hm, może też wyczujesz smród rozkładu – zauważył ciszej. Niby animagia Brenny Longbottom nie była w Biurze Aurorów i Brygady Uderzeniowej tajemnicą, ale teraz była noc i kręciło się tutaj zbyt wiele osób, by Patrick chciał mówić o niej głośno. Przygryzł dolną wargę uświadamiając sobie, że wychodziło na to, że wszystko wskazywało na to, by był lojalny wobec zdrajcy. – Zwłaszcza, że przynajmniej w teorii, wiesz gdzie zacząć poszukiwania.
Milczał, gdy jakiś brygadzista przyniósł jej poplamioną kawą białą koszulkę.

wiadomość pozafabularna
Rzucam na percepcję - aurowidzenie, bo chcę sprawdzić Brennę. Raz, gdy sobie idziemy:
Rzut PO 1d100 - 77
Sukces!

i jeśli mi się wtedy nie udało to drugi raz jak posyła po fragment odzieży Bagshota
Rzut PO 1d100 - 57
Sukces!
« Starszy wątek | Nowszy wątek »

Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości
Podsumowanie aktywności: Brenna Longbottom (2592), Patrick Steward (2521), Pan Losu (60)


Strony (2): 1 2 Dalej »


  • Pokaż wersję do druku
  • Subskrybuj ten wątek

Przydatne linki
Kolejeczka
Tryb normalny
Tryb drzewa