Świat zawirował i w jednej chwili znajdowali się na Nokturnie, w kolejnej – w punkcie aportacyjnym w atrium Ministerstwa Magii. Było to jedno z niewielu miejsc, w których dało się tutaj teleportować (i rzecz jasna w związku z tym stale pozostawało przez kogoś pewnie obserwowane, a przynajmniej Brenna miała szczerą nadzieję, że tak jest). W uszy od razu uderzał gwar, bo w ministerialnym gmachu roiło się od ludzi od rana do wieczora właściwie, i tylko nocą sytuacja uspokajała się – a i tu nie do końca, kiedy szło o biuro Brygady oraz Aurorów… Ludzie rozmawiali, tupali, nad głowami przelatywały kolorowe samolociki, przenoszące wiadomości pomiędzy różnymi wydziałami.
– Tędy – oświadczyła Brenna, chwytając Petrova za rękaw, by nie zgubić go gdzieś w tłumie, przemieszczającym się we wszystkich kierunkach. Zdążyła jeszcze zobaczyć, jak Apollo i Sadwick wpychają się do jednej z wind, ciągnąc ze sobą trójkę z Nokturna: chyba Apollo stracił cierpliwość i potraktował mężczyznę w kaszkiecie silenco, bo Brenna widziała z daleka, jak ten porusza ustami, ale miała wrażenie, że nie słychać żadnych krzyków. Choć może po prostu mówił, nie krzyczał i te słowa utonęły w ogólnym hałasie?
Zamiast ku zatłoczonym windom pociągnęła Nicolaia na schody. Szła szybko, zmuszając go do dotrzymywania tempa. Był wysoki, raczej sprawny fizycznie, nie musiała się więc się starać dostosować kroku do niego, jak choćby przy takiej Norze, a teraz się naprawdę śpieszyła. Mieli niespodziewane aresztowanie, wcześniejszy wybuch, chciała jeszcze zebrać informacje o Cattermole'ach, o których rozmawiała rano z Lestrangem, a ona nie mogła zostać dzisiaj w pracy dłużej niż dwie dodatkowe godziny, bo wieczorem umówiła się z Heather.
Poza tym to ramię naprawdę piekło, a krew brudziła ubranie coraz bardziej.
– Coś ty w ogóle robił na ulicy śmiertelnego Nokturnu? – spytała, kiedy wypadli na odpowiednie piętro. Pomachała jakiemuś mężczyźnie w mundurze Brygadzistów, przywitała radośnie aurorkę, ciągnącą gdzieś właśnie jakiegoś goblina, a potem wparowała do sali, w której stało kilka biurka. Przy niektórych ktoś siedział, inne były puste, bo funkcjonariusze właśnie działali w terenie. Brenna skierowała się do jednego z nich, nieco w kącie, zawalonego papierami, a potem wyciągnęła z kieszeni kluczyk i otworzyła jedną z szuflad, w poszukiwaniu eliksiru wigginowego. Rana nie była aż tak poważna, aby koniecznie potrzebowała pomocy medyka, a szukanie takiego przedłużyłoby wszystkie formalności. – Jeśli są w Anglii jakieś czarodziejskie miejsca, których powinieneś bezwzględnie unikać, to Las Wisielców, Knieja Godryka i właśnie ulica śmiertelnego Nokturna.