• Londyn
  • Świstoklik
    • Mapa Huncwotów
    • Ulica Pokątna
    • Aleja horyzontalna
    • Ulica Śmiertelnego Nokturnu
    • Ministerstwo Magii
    • Klinika Św. Munga
    • Niemagiczny Londyn
    • Dolina Godryka
    • Little Hangleton
    • Wyspy Brytyjskie
    • Reszta świata
    • Zmieniacz czasu
    • Opisy lokacji
  • Dołącz do gry
  • Zaloguj się
  • Postacie
  • Accio
  • Indeks
  • Gracze
  • Accio
Secrets of London Scena główna Aleja horyzontalna v
« Wstecz 1 … 5 6 7 8 9 10 Dalej »
[19.06.1972, wieczór] Doppelganger| Geraldine, ty nie masz bliźniaka

[19.06.1972, wieczór] Doppelganger| Geraldine, ty nie masz bliźniaka
Dama z Lumos
Kasztanowe włosy zwykle ma ciasno spięte, odsłaniając bladą, trochę piegowatą twarz. Oczy ma jasne, o uważnym spojrzeniu. Około metr sześćdziesiąt dziewięć wzrostu.

Florence Bulstrode
#1
05.05.2024, 14:31  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 20.11.2024, 22:10 przez Baba Jaga.)  
adnotacja moderatora
Rozliczono - Florence Bulstrode - osiągnięcie Badacz Tajemnic
Rozliczono - Geraldine Yaxley - osiągnięcie Badacz Tajemnic II

Sesja związana z tym listem od MG. Wydarzenie Doppelganger.


Florence bardzo rzadko odwiedzała kogoś bez zapowiedzi – i zwykle byli to tylko najbliżsi członkowie rodziny, chociaż ich także starała się uprzedzić o wizycie. Najstarsza córka Bulstrodów była uczona przestrzegania takich szczegółów towarzyskiego savoir vivre od małego, a i sama nie będąc ekstrawertyczką doskonale rozumiała, że ktoś może mieć inne plany albo nie życzyć sobie niespodziewanego spotkania.
Tego po południa skierowała się jednak do domu Geraldine Yaxley bezpośrednio z pracy, którą opuściła równiutko o czasie, nie wychodząc nawet sekundę za późno – a do świętych zwyczajów Florence należało przychodzenie kwadrans przed zmianą i zostawanie pół godziny dłużej, by uporządkować wszystko w gabinecie (i to oczywiście gdy nie działo się w szpitalu coś wymagającego większego zaangażowania).
Była wzburzona. Na tyle wzburzona, że szła ulicą nietypowo dla siebie szybkim krokiem, usta miała zaciśnięte w wąską linię, i nawet nie poprawiła fryzury przed wyjściem ze szpitala, więc kilka kasztanowych kosmyków wymknęło się z warkocza. Oczywiście, było to ledwo widoczne, ale normalnie Bulstrode na pewno zadbałaby o to, aby ta fryzura lepiej wyglądała.
Florence rzadko bywała wzburzona. Głównie wtedy, kiedy ktoś wykazał się wielką nieodpowiedzialnością w szpitalu, na przykład okłamał pacjenta albo pomieszał składniki eliksirów. Ale też w takich sytuacjach, jak ta: gdy pobity czarodziej rzucił na nią urok (na nią!!! A ona tego nie przewidziała! Czuła przecież, że coś jest nie tak, powinna była bardziej uważać, tymczasem wystarczyło się odwrócić i na moment ją zamroczyło!!!), uciekł oknem i ukradł szpitalne zapasy.
Nie była pewna, co oburza ją bardziej – ten urok, który na nią rzucono, skradzione eliksiry, czy też to, że ten idiota skończony użył okna, a przecież to było niebezpieczne, czy że połączył specyfiki, które mogły mu zaszkodzić. A ten dzień i tak był na niej ciężki, zważywszy na to, że ledwo co zrywała więź łączącą ją ze Stewardem.
Znajdzie Thorana, wyleczy, a potem zamorduje.
Czarodziejskie pogotowie ratunkowe dysponowało jego dokumentami, których Florence przykazała pilnować jak oka w głowie i posłać zawiadomienie do Departamentu Przestrzegania Prawa Czarodziejów. Ten człowiek był niebezpieczny i nie powinien biegać po ulicach. Później planowała złożyć osobiście wizytę w Ministerstwie i złożyć zeznania. Ale postanowiła przyspieszyć całą procedurę i najpierw dowiedzieć się nieco więcej o Thoranie Yaxleyu. Geraldine nie musiała być jego bliską krewną, ale była córką głowy rodu. Na pewno znała genealogię, a jej ojciec powinien dowiedzieć się, co wyprawia jeden z krewnych – oficjalnie w pewien sposób przecież podlegający jemu, skoro to on był nestorem całej rodziny. I być może będą w stanie udzielić jej informacji, których zebranie Brygadzie albo aurorom zajmie więcej czasu…
Szelma
Yes, it's dangerous.
That's why it's fun.
Od czego warto zacząć? Ród Yaxley ma w swoich genach olbrzymią krew. Przez to właśnie Geraldine jest dosyć wysoka jak na kobietę, mierzy bowiem 188 cm wzrostu. Dba o swoją sylwetkę, jest wysportowana głównie przez to, że trenuje szermierkę, lata na miotle, biega po lasach. Przez niemalże całe plecy ciągnie się jej blizna - pamiątka po próbie złapania kelpie. Rysy twarzy dość ostre. Oczy błękitne, usta różane, diastema to jej znak rozpoznawczy. Buzię ma obsypaną piegami. Włosy w kolorze ciemnego blondu, gdy muska je słońce pojawiają się na nich jasne pasma, sięgają jej za ramiona, najczęściej zaplecione w warkocz, niedbale związane - nie lubi gdy wpadają jej do oczu. Na lewym nadgarstku nosi bransoletkę z zębów błotoryja, która wygląda jakby lewitowały. Porusza się szybko, pewnie. Głos ma zachrypnięty, co jest pewnie zasługą papierosa, którego ciągle ma w ustach. Pachnie papierosami, ziemią i wiatrem, a jak wychodzi z lasu do ludzi to agrestem i bzem jak jej matka. Jest leworęczna.

Geraldine Yaxley
#2
13.05.2024, 19:33  ✶  

Siedziała w domu. Nie miała dzisiaj nic zaplanowane, wyjątkowo, bo ostatnio w jej życiu naprawdę dużo się działo i rzadko kiedy bywała w swoim mieszkaniu. Czasem tutaj sypiała, chociaż z tym też bywało różnie, ostatnio miała tendencje do spędzania nocy z losowymi osobami. Odreagowywała w ten sposób, radziła sobie z tym, co działo się w jej życiu, a może sobie nie radziła? Cóż, jak zwał tak zwał. Ważne, że działało, że choć na chwilę kierowało jej myśli w inną stronę, w zasadzie nie kierowało nich nigdzie, ale to też było nie najgorszym wyjściem.

Jej życie ostatnio nie było usłane różami. Zaczęło się na początku roku, kiedy znalazła Atarotha martwego, no nie do końca martwego, bo jednak był trochę żywy, tyle, że nie do końca, bo zamienił się w wampira, trochę z jej winy, bo zrobili sobie durne zawody, kto pierwszy złapie bestię - nie wyszło, wampir złapał jego. Miała sobie za złe, że nie podeszli do tematu poważnie, ale to był dopiero początek. Nadal nie pozbierała się po tym rozstaniu, które wytrąciło ją z równowagi, nie wiedzieć czemu, nie potrafiła się po nim pozbierać. Może strasznie źle się czuła z tym, że po raz kolejny się przed kimś otworzyła, zaoferowała pomoc i wsparcie, uczucie, wszystko co tylko mogła, a jej cudowny wybranek zawinął się kilka dni później bez słowa. Nosz kurwa mać, dlaczego zawsze ją to spotykało? Nie miała pojęcia. Później w czerwcu doszła sprawa związana z bliźniakiem. Dziwny sen, kiedy znalazła się u ojca, wcześniej po Beltane list od Louvain, w którym mówił, że jest wariatką, że nie zna Thorana, a przecież rękę by dała sobie uciąć, że kiedyś pili we trójkę. Gerard wspominający o tym, że jej bliźniak nie istnieje. Mieszało jej się w głowie, nie wiedziała, co o tym myśleć. Czy miała skończyć jak ojciec? Nie wydawało jej się, że jest szalona, ale chyba wariaci mieli tendencje do tego, żeby mówić, że wcale nie są chorzy.

Akurat bawiła się z psami, którym poświęcała sporą ilość czasu, kiedy już była w domu, żeby wynagrodzić im chociaż w ten sposób swoją nieobecność. Normalnie zrzucała ten obowiązek na swoich domowników, lub na skrzatkę ojca - Triss, która bardzo chętnie ją odwiedzała. Miało to swoje plusy, bo przy okazji przynosiła jej tygodniowe zapasy jedzenia, dzięki czemu jeszcze nie zdechła z głodu.

Usłyszała pukanie do drzwi. Nie spodziewała się gości, psy towarzyszyły jej w wędrówce do drzwi. Otworzyła je nie zaglądając przez judasza, żeby sprawdzić kto jest w środku, szkoda jej było czasu na takie niepotrzebne czynności.

Zdziwiła się, gdy zobaczyła Florence, była nieco zaróżowiona, jakby zależało jej na tym, żeby znaleźć się tu szybko. Raczej nie wpadała bez zapowiedzi, to raczej była domena Geraldine. Otworzyła więc drzwi na oścież i wpuściła ją do środka. - Co się dzieje Flo? - Zapytała od razu, bo znała ją na tyle, żeby wiedzieć, że ta sytuacja jest nietypowa.

Dama z Lumos
Kasztanowe włosy zwykle ma ciasno spięte, odsłaniając bladą, trochę piegowatą twarz. Oczy ma jasne, o uważnym spojrzeniu. Około metr sześćdziesiąt dziewięć wzrostu.

Florence Bulstrode
#3
14.05.2024, 07:36  ✶  
Ostatnie miesiące chyba dla nikogo w Anglii nie były łatwe. Groza Beltane wciąż nie poszła w zapomnienie, rytuał kapłanów wielu osobom namieszał w głowie, a nad wyspami wciąż wisiał złowrogi cień. Florence martwiła się o przyjaciela i o braci - zarówno ze względu na zawód, jak i całą tę historię Zimnych oraz o to, jak to wszystko wpłynie na Atreusa, z jego gwałtownym charakterem. Brat zdawał się jej zagubiony, a ona tak nietypowo dla siebie: nie wiedziała co robić.
Teraz jednak jej myśli pochłaniał głównie Thoran Yaxley.
- Witaj, Geraldine. Wybacz to niespodziewane najście - przywitała się Florence, bo nawet tak wzburzona pamiętała o podstawach dobrych manier. Jej wzrok przesunął się po psach: Bulstrode lubiła zwierzęta, choć jednocześnie sama poza sową żadnych nie miała. Praca w szpitalu była zbyt obciążająca, aby mogła przy kocie albo psie zachować u siebie porządek, a chyba by się zawściekła na nadmiar sierści na ubraniach i meblach. - Chciałabym z tobą porozmawiać o twoim krewnym, być może ty albo twój ojciec go znacie. Thoran Yaxley - poinformowała, wypowiadając te słowa takim tonem, jakby właśnie wypowiedziała przekleństwo (Florence praktycznie nigdy nie przeklinała, ale zapewne gdyby to zrobiła, brzmiałoby w jej ustach dokładnie w ten sposób).
- Przed chwilą zrobił... pewne zamieszanie w klinice. Mogę wejść, jeśli nie jesteś bardzo zajęta? To nie jest rozmowa na ulicę.
Niekoniecznie chciała, by wszyscy sąsiedzi usłyszeli tę opowieść. Nawet nie tyleż z obawy o reputację Geraldine, wszak ta nie mogła odpowiadać za każdego o nazwisku Yaxley, ile z niechęci do przyznania, jak łatwo dała się podejść. Powinna była zerknąć w jego przyszłość w tym samym momencie, w którym zorientowała się, że coś z nim nie tak. Zignorowała dziwne przeczucie, które ją nawiedziło, i skończyła odrywając urokiem.
Florence nie była wojowniczką, nie byłoby więc nic zaskakującego w tym, że ktoś ją obezwładnił. Ale była też jasnowidzem i uważała się za osobę spostrzegawczą. Złościło ją teraz i to, co zrobił Thoran i własna nieudolność.
Jedyną satysfakcję czerpała z tego, że ten głupiec stracił dokumenty. Znali jego nazwisko, a Brygada otrzyma odpowiednie dowody.
Szelma
Yes, it's dangerous.
That's why it's fun.
Od czego warto zacząć? Ród Yaxley ma w swoich genach olbrzymią krew. Przez to właśnie Geraldine jest dosyć wysoka jak na kobietę, mierzy bowiem 188 cm wzrostu. Dba o swoją sylwetkę, jest wysportowana głównie przez to, że trenuje szermierkę, lata na miotle, biega po lasach. Przez niemalże całe plecy ciągnie się jej blizna - pamiątka po próbie złapania kelpie. Rysy twarzy dość ostre. Oczy błękitne, usta różane, diastema to jej znak rozpoznawczy. Buzię ma obsypaną piegami. Włosy w kolorze ciemnego blondu, gdy muska je słońce pojawiają się na nich jasne pasma, sięgają jej za ramiona, najczęściej zaplecione w warkocz, niedbale związane - nie lubi gdy wpadają jej do oczu. Na lewym nadgarstku nosi bransoletkę z zębów błotoryja, która wygląda jakby lewitowały. Porusza się szybko, pewnie. Głos ma zachrypnięty, co jest pewnie zasługą papierosa, którego ciągle ma w ustach. Pachnie papierosami, ziemią i wiatrem, a jak wychodzi z lasu do ludzi to agrestem i bzem jak jej matka. Jest leworęczna.

Geraldine Yaxley
#4
14.05.2024, 13:57  ✶  

- Jakie najście, moja droga mam ci wyliczyć ile razy ja w ten sposób nachodziłam ciebie? - Wolałaby nie, bo pewnie zgubiłaby rachubę po pierwszej dziesiątce, tak wiele razy zjawiała się u Bulstrode niespodziewanie. - Wejdź do środka, chodźmy do kuchni, nie będziemy tak stać, uważaj na psy, bo mogą chcieć się zbyt intensywnie witać. - Ostrzegła jeszcze przyjaciółkę, bo jej zwierzaki naprawdę lubiły towarzystwo człowieka, każdego więc traktowały bardzo natarczywie.

Spoglądała na Florence uważnie, gdy ta wspomniała o Thoranie. Mierzyła ją wzrokiem dosyć długo. Dlaczego pytała ją o brata bliźniaka? Jak w ogóle mogła nie pamiętać, że to jej brat. Ton, w którym o to zapytała nie był zbyt przyjemny, czuła, że znowu wywinął jakiś numer, powinna się tego spodziewać. - Flo, przecież to mój brat, bliźniak, jak mogłabym go nie znać. Dziwi mnie to, że ty go nie kojarzysz, myślałam, że was sobie przedstawiałam. - Na pewno było ku temu wiele okazji. Próbowała sobie przypomnieć bale, na których był z nią Thoran, ale nic w tej chwili nie przychodziło jej na myśl, miała w głowie czarną dziurę.

Mimo wszystko postanowiła udać się do kuchni, tam mogły na spokojnie porozmawiać. - Napijesz się czegoś. - Miała jeszcze jakieś maniery, chociaż czuła, że akurat to może zaczekać, szczególnie, kiedy Bulstrode zaczęła opowiadać sytuację, do której doszło.

- Jakie zamieszanie, co zrobił tym razem? Mam wrażenie, że Thoranowi odjebało zupełnie po Beltane, już wcześniej miewał różne odchyły, ale teraz jakby się to skumulowało. - Nadal wydawało jej się, że jest jej bratem, skąd inaczej wzięłyby się te wspomnienia. Miała oczywiście z tyłu głowy słowa ojca, czy Lestrange'a, ale jeszcze nie dochodziło do niej to, że tak naprawdę jej bliźniak mógł w ogóle nie istnieć.

Dama z Lumos
Kasztanowe włosy zwykle ma ciasno spięte, odsłaniając bladą, trochę piegowatą twarz. Oczy ma jasne, o uważnym spojrzeniu. Około metr sześćdziesiąt dziewięć wzrostu.

Florence Bulstrode
#5
14.05.2024, 17:38  ✶  
Florence weszła za Geraldine do środka. Pochyliła się i pogłaskała psy na powitanie, ale potem mimo tego, że usiłowały faktycznie ściągnąć na siebie uwagę, nie doczekały się kolejnych pieszczot - Bulstrode ruszyła za Yaxley w stronę kuchni, po czym...
Zamarła w pół kroku.
Na jej bladej twarzy o regularnych rysach malowało coś, co na u Florence pojawiało się bardzo rzadko: absolutna konsternacja.
- Bliźniak? – powtórzyła z bezbrzeżnym zaskoczeniem. Przez moment zastanawiała się nawet, czy Geraldine nie robi sobie z niej żartów. Oczywiście, że go nie kojarzyło. Przecież gdyby znała Thorana, poznałaby go od razu w szpitalu. Nie potrzebowałaby jego dokumentów, aby poznać tożsamość. – Ty masz bliźniaka?
Przecież powinna go pamiętać. Owszem, istniała całkiem spora szansa na to, że Geraldine by ich sobie nie przedstawiała. Florence przecież też nie zabierała na spotkania z Yaxleyówną swoich braci, obie spotykały się też może czasem, ale nie bardzo często – herbata raz w miesiącu, szybkie leczenie obrażeń raz na kilka tygodni, czasem przypadkowe spotkanie na ulicy, bo były sąsiadkami, wpadnięcie na siebie na jakimś przyjęciu czystokrwistych, ale i to niezbyt często, bo przecież żadna z nich nie chodziła na każdą fetę, obie miały swoje zajęcia... Nie było to aż tak intensywne, by doskonale znały swoje rodziny (ale przecież znała Astarotha i kojarzyła jej starszego brata!) Na upartego mogłaby więc nigdy nie spotkać Thorana Yaxleya. W Hogwarcie Florence też nie była najbardziej towarzyską istota na świecie, z Geraldine zaczęła utrzymywać kontakty dopiero pod koniec swojego szóstego roku, mogła nie zwrócić uwagi na chłopaka.
Ale żeby Geraldine nie wspomniała o nim ani razu przez ostatnie kilkanaście lat?
Najwyraźniej to nie byli tylko Louvain oraz Gerard.
Florence weszła w końcu do kuchni i zajęła miejsce. Była na tyle zbita z tropu, że dopiero po chwili udzieliła dalszych informacji i nie udzieliła od razu spokojnych, rzeczowych wyjaśnień, jak to miała w zwyczaju. Zignorowała i spytanie o to, czy się czegoś nie napije: nie celowo, ale po prostu tak pochłonęło ją zagadnienie bliźniaka Yaxleyówny, że jakoś puściła to pomimo uszu.
– Obawiam się... że twój brat jest albo najbardziej nieudolnym narkomanem na Wyspach Brytyjskich czy nawet w całej Europie, albo z jakichś powodów postanowił zrobić mi personalnie na złość – powiedziała w końcu. Geraldine nie wyglądała na zaskoczoną, że jej bliźniak zrobił coś dziwnego, ale Florence i tak ujęła to w słowa nieco łagodniej niż planowała początkowo, zakładając, że to ot daleki krewny... – Pogotowie ratunkowe przetransportowało go do Munga. Był pobity. Skarżył się na objawy, które wskazywały na to, że mógł doznać złamań albo obrażeń wewnętrznych. Cóż, ewidentnie nie był połamany, bo ostatecznie okazał się bardzo żwawy. W rzucaniu uroków, na przykład i skakaniu z okien.
Szelma
Yes, it's dangerous.
That's why it's fun.
Od czego warto zacząć? Ród Yaxley ma w swoich genach olbrzymią krew. Przez to właśnie Geraldine jest dosyć wysoka jak na kobietę, mierzy bowiem 188 cm wzrostu. Dba o swoją sylwetkę, jest wysportowana głównie przez to, że trenuje szermierkę, lata na miotle, biega po lasach. Przez niemalże całe plecy ciągnie się jej blizna - pamiątka po próbie złapania kelpie. Rysy twarzy dość ostre. Oczy błękitne, usta różane, diastema to jej znak rozpoznawczy. Buzię ma obsypaną piegami. Włosy w kolorze ciemnego blondu, gdy muska je słońce pojawiają się na nich jasne pasma, sięgają jej za ramiona, najczęściej zaplecione w warkocz, niedbale związane - nie lubi gdy wpadają jej do oczu. Na lewym nadgarstku nosi bransoletkę z zębów błotoryja, która wygląda jakby lewitowały. Porusza się szybko, pewnie. Głos ma zachrypnięty, co jest pewnie zasługą papierosa, którego ciągle ma w ustach. Pachnie papierosami, ziemią i wiatrem, a jak wychodzi z lasu do ludzi to agrestem i bzem jak jej matka. Jest leworęczna.

Geraldine Yaxley
#6
14.05.2024, 19:18  ✶  

Bardzo dobrze, że Bulstrode odmówiła większej ilości pieszczot Pierdole i Cukrowi, gdyby tego nie zrobiła, to nie dałyby jej spokoju, a tak legły na swoich wielkich posłaniach, które znajdowały się w salonie, nie przeszkadzały im już więcej, przynajmniej, jak na razie.

- No bliźniak. - Potwierdziła swoje słowa, nie do końca wiedząc dlaczego Florence jest taka zdziwiona. Na pewno musiała o nim wspominać, przecież był dosyć istotną osobą w jej życiu, jak to bliźniak. Te dzieci łączyła przecież wyjątkowa więź, silniejsza niż wszystkie inne, od poczęcia ich losy zostały ze sobą splecione. Musiała jej o nim kiedyś opowiadać, a może nie miała okazji? Teraz już niczego nie była pewna. Zaczynała się gubić w swoich myślach, wspomnieniach, to było bardzo dziwne.

- Mam, nie wiem dlaczego o tym nie wiedziałaś, to dziwne. - Poczuła się nieco nieswojo, gdy widziała zaskoczenie malujące się na twarzy Bulstrode. Kolejna osoba, która nie wiedziała o jego istnieniu. Ona przecież kojarzyła braci Florence, może nie była z nimi blisko, ale jednak ich znała. Poznałaby ich na ulicy, dziwne, że jej przyjaciółka nie znała jej brata, szczególnie, że przecież Astarotha kojarzyła, nieraz jej o nim wspominała, dlaczego nie miała pojęcia o istnieniu Thorana?

Usiadły wreszcie na krzesłach, będą mogły na spokojnie porozmawiać. Bulstrode mogła teraz zauważyć, że Gerry miała pod oczami sińce, jakby nie sypiała ostatnio najlepiej, coś musiało ją gryźć, nie, żeby to była jakaś nowość, bo nie była w najlepszej formie, przynajmniej tej psychicznej od kilku miesięcy, ciągle pojawiały się kolejne problemy z którymi powoli przestawała sobie radzić.

- Narkomanem? - Powtórzyła drżącym głosem. Nie miała pojęcia, że aż tak z nim źle. Fakt, po Beltane bywał dziwny, rozdrażniony, nigdy jednak w stosunku do niej. Może przez to jej to, aż tak nie zaniepokoiło. - Dlaczego miałby chcieć ci zrobić na złość, nie rozumiem. - Coraz mniej rozumiała z tego wszystkiego. Po co Thoran niepokoiłby Florence, jej przyjaciółkę, w jakim celu robiłby jej na złość?

- Czy wszystko z nim w porządku? - Drgnęła na krześle, jednak zatrzymała odruch, który nakazywał jej go poszukać. Nie, kiedy nie znała wszystkich faktów, sięgnęła do kieszeni koszuli po paczkę fajek i wsadziła sobie jednego w usta, odpaliła go mugolską zapalniczką i zaciągnęła się dymem. To zawsze chociaż trochę koiło nerwy. Odrobinę. - Rzucił na ciebie urok? - Wolała się upewnić dokładnie o czym mówi jej przyjaciółka.

Dama z Lumos
Kasztanowe włosy zwykle ma ciasno spięte, odsłaniając bladą, trochę piegowatą twarz. Oczy ma jasne, o uważnym spojrzeniu. Około metr sześćdziesiąt dziewięć wzrostu.

Florence Bulstrode
#7
14.05.2024, 19:29  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 14.05.2024, 19:30 przez Florence Bulstrode.)  
– To rzeczywiście dziwne – przytaknęła Florence, przynajmniej pozornie odzyskując spokój. Usiadła tak jak zwykle, wyprostowana, mięśnie jej twarzy się rozluźniły. I tylko jasne, chłodne oczy, mierzyły Yaxley uważnym spojrzeniem, bo tak, w tej sprawie wszystko było dziwne. Wyczyny Thorana, to co wyczuła, gdy ten wszedł do jej gabinetu, fakt, że Geraldine nagle mówiła, że ma bliźniaczego brata. – Jestem pewna, że o nim nie wspominałaś.
Dostrzegała sińce pod oczami kobiety i jej zmęczenie. Już podczas ich drobnej podróży zdawała się zmęczona, jak gdyby coś ją gryzło, a tym pociągiem chciała na chwilę uciec od zmartwień. Może Florence powinna bardziej naciskać, by ta się jej zwierzyła, ale wolała pozwolić Yaxleyównie po prostu się zrelaksować. Zwłaszcza, że w ostatnim czasie problemy, sekrety, kłamstwa i smutek otaczały Florence ze wszystkich stron. Patrick i Atreus, i ich zimne dłonie. Orion, zżerany przez wyrzuty sumienia i obawę, kto w ich biurze mógł zdradzić. Laurent, którego ścigała przeszłość. Geraldine i ciążące nad nią zmartwienia.
Nic nie było dobrze, a Florence, która zawsze wiedziała, co robić, tym razem nie miała pojęcia, jak to naprawić.
– Kiedy pojawił się w moim gabinecie… Prosił o pomoc. Wiem, że to zabrzmi dziwnie, Geraldine, ale chociaż był bardzo uprzejmy i faktycznie nie wyglądał najlepiej, miałam od razu złe przeczucia – stwierdziła Florence. Niby nie chwaliła się talentem do jasnowidzenia na prawo i lewo, ale to że w rodzie Bulstrodów często otwierało się Trzecie Oko nie było sekretem – ba, w przeszłości aranżowano w rodzinie małżeństwa synów, jeśli tylko akurat jakaś jasnowidzka w odpowiednim wieku była na wydaniu, by ten talent podtrzymać. A Florence zdarzało się czasem odpowiedzieć na niezadane pytanie.
Przy Thoranie Yaxleyu nie zobaczyła niczego konkretnego. Może dlatego, że nie próbowała. Ale miała nieprzyjemne uczucie, że coś jest nie tak.
– Podałam mu środki przeciwbólowe i zwiotczające mięśnie, a kiedy odwróciłam się, rzucił na mnie urok. – Zamilkła na moment, zaciskając szczęki. Po trochu ze złości, po trochu, bo nagle do człowieka docierało w takich chwilach, jak źle to mogło się skończyć. Rzucił na nią tylko czar, przez który przez moment nie wiedziała, co dzieje się wokół, ale przecież mogło skończyć się znacznie gorzej. – Nie miałam okazji go zbadać, ale skoro rzucił takie zaklęcie, bardzo wątpliwe, by faktycznie coś mu dolegało. Gdy się ocknęłam, okazało się, że wyskoczył oknem. Zażył albo zabrał ze sobą sporo środków, które wyciągnął z szafek. Pusta strzykawka sugeruje, że spróbował przynajmniej jednego. Pomijając to, że to cenne zasoby szpitala, potrzebne chorym, ich nie wolno ze sobą mieszać, Geraldine. Jeśli je zażył, pobicie będzie najmniejszym z problemów, jakie ściągnął na swoją głowę. Skoro mimo środka zwiotczającego mięśnie skoczył z okna, prawdopodobnie ma wysoką odporność na eliksiry, ale to nie znaczy, że nie odczuje efektów ubocznych. Jeżeli natomiast planuje podać je komuś innemu…
Tutaj urwała i spojrzała na Geraline. Nie jakoś szczególnie wymownie, ale można było łatwo pojąć, co kryje się w ciszy, jaka nagle zapadła. Podając komuś te mikstu, Thoran Yaxley bez wątpienia zrobi mu krzywdę.
– Istnieje szansa, że ten cały Thoran po prostu postanowił zrobić na złość znajomej siostry, ale to nie czyni sytuacji mniej poważnej, Geraldine. A dlaczego miałby chcieć to zrobić? Na to pytanie nie mnie odpowiadać.
A może nawet czyniło ją poważniejszą? Grał w szpitalu ciężko chorego, rzucił urok na uzdrowicielkę, ukradł szpitalne zapasy. Jeżeli zrobił to po to, by dokuczyć siostrze… to w oczach Florence jedynym powodem, dla którego mógłby postąpić w ten sposób była nienawiść. Czysta nienawiść, każąca narazić się na niebezpieczeństwo, byleby dokuczyć tej drugiej osobie.
I z jakichś powodów, kiedy przypominała sobie oczu Thorana Yaxleya, miała dziwne przeczucie, że ten mężczyzna faktycznie mógłby nienawidzić swojej siostry.
Do samego szpiku kości.
Może dlatego nie powiedziała, że mają dokumenty Thorana. A może ponieważ Geraldine przez całe lata nie wspomniała ani słowem o tym swoim dziwnym bracie i Florence już sama nie wiedziała, co to wszystko znaczy…?
Szelma
Yes, it's dangerous.
That's why it's fun.
Od czego warto zacząć? Ród Yaxley ma w swoich genach olbrzymią krew. Przez to właśnie Geraldine jest dosyć wysoka jak na kobietę, mierzy bowiem 188 cm wzrostu. Dba o swoją sylwetkę, jest wysportowana głównie przez to, że trenuje szermierkę, lata na miotle, biega po lasach. Przez niemalże całe plecy ciągnie się jej blizna - pamiątka po próbie złapania kelpie. Rysy twarzy dość ostre. Oczy błękitne, usta różane, diastema to jej znak rozpoznawczy. Buzię ma obsypaną piegami. Włosy w kolorze ciemnego blondu, gdy muska je słońce pojawiają się na nich jasne pasma, sięgają jej za ramiona, najczęściej zaplecione w warkocz, niedbale związane - nie lubi gdy wpadają jej do oczu. Na lewym nadgarstku nosi bransoletkę z zębów błotoryja, która wygląda jakby lewitowały. Porusza się szybko, pewnie. Głos ma zachrypnięty, co jest pewnie zasługą papierosa, którego ciągle ma w ustach. Pachnie papierosami, ziemią i wiatrem, a jak wychodzi z lasu do ludzi to agrestem i bzem jak jej matka. Jest leworęczna.

Geraldine Yaxley
#8
14.05.2024, 20:29  ✶  

Przełknęła głośno ślinę, nerwowo, gdy Florence powiedziała, że jest pewna, że nigdy o nim nie wspominała. Jak to w ogóle możliwe? Jak mogło dojść do tego, że nie wspominała swojej przyjaciółce przez tyle lat znajomości o tym, że ma brata bliźniaka, przecież to się nie trzymało kupy, zupełnie. Przerażało ją to wręcz. Widziała, że coś w tym wszystkim nie gra, tylko sama nie miała pojęcia co dokładnie.

- Thoran taki jest, nie robi dobrego wrażenia, z naszej dwójki to ja zawsze byłam postrzegana jako ta wiesz, bardziej ułożona. On jest specyficzny, bardzo. Nie każdemu leży jego towarzystwo. - W stosunku do siostry był uprzejmy, ale do nikogo innego, ostatnio coraz bardziej. Miała wrażenie, że dzieje się coś złego w jego życiu, że z czymś sobie nie radzi. Nie wypytywała go o to jednak, chciała dać mu trochę czasu, a później ewentualnie zareagować. Może niepotrzebnie tyle zwlekała, może to był odpowiedni moment, żeby zainteresować się tym, co się u niego działo. Powinna zrobić to szybciej, ale miała sporo na głowie, oswajała Astarotha w jego nowej życiowej sytuacji, przeżywała swoje rozstanie, miała do siebie żal, że zostawiła go na pastwę losu. Nie sądziła, że ćpa.

- Nic ci się nie stało? - Zapytała roztrzęsiona, to, że Florence siedziała przed nią świadczyło o tym, że nie był to poważny urok, mimo wszystko zmartwiło ją to, że jej brat atakował jej przyjaciół. To było dziwne, bardzo dziwne, po co to robił, czy faktycznie potrzebował leków, był tak zdesperowany, żeby atakować pracowników Munga?

Słuchała uważnie tego, co mówiła Florence. Zaczynała przy tym blednąć, robiła się biała niczym ściana. Przerażały ją jej słowa. - Ja pierdole. Flo, nie wiem, co mu odjebało. Może ma jakieś kłopoty, nie wiem dlaczego z tym do mnie nie przyszedł, przecież bym mu pomogła. Mam pieniądze. Jak to wyskoczył przez okno? Nic mu się nie stało? - Głos jej drżał przy tym wszystkim, bo autentycznie martwiła się o Thorana. Przygasiła papierosa w popielniczce, bo zaaferowana nie zauważyła, że pali już praktycznie filtr i poczuła na ustach ciepło, najprawdopodobniej się lekko poparzyła.

- Myślisz, że może chcieć komuś zrobić krzywdę? - Wszystko ku temu zmierzało, przecież jak zabije kogoś to zaczną go ścigać aurorzy, wyląduje w Azkabanie, jej brat w Azkabanie. - Nie wiem, co się z nim ostatnio dzieje, nie spodziewałam się, że jest tak źle, że jest w stanie zrobić coś takiego. Strasznie mi przykro, że cię to spotkało. Przepraszam. - Nie wiedziała, co innego mogła zrobić.

- On przy mnie jest inny, nie wiem, czy gra, ale nie wiedziałam, że to taka poważna sprawa. - Jej myśli zaczęły krążyć gdzieś daleko, zastanawiała się nad tym, co jej się ostatnio przytrafiło, nad słowami ojca, nad tym, co napisał do niej Louvain... Może czas najwyższy komuś powiedzieć o tym wszystkim, wiedziała, że Florence nie będzie jej oceniać. Odetchnęła głośno.

- Możesz wziąć mnie za wariatkę Flo, ale ostatnio coś się wydarzyło. Byłam u rodziców na kolacji, wiesz, że z moim ojcem jest gorzej, od kiedy spadł z konia. On uważa, że nie mam brata, że Theon nie istnieje. Boję się, że oszalałam, jak Gerard. Gdy byłam u rodziców, przyśnił mi się sen, a raczej koszmar, nigdy w życiu nie przeżyłam czegoś takiego. Coś wyrwało mi serce, nie wie, co to była za istota, ale mówiła jego głosem, Twoje życie jest moje, to były te słowa. Thoran pojawił się w mojej sypialni, po tym jak się obudziłam, zresztą jak praktycznie wszyscy mieszkańcy rezydencji. Uspokoił mnie i powiedział, że to tylko sen. Miałam przebłysk związany z naszym rodzinnym wyjazdem, pytałam go o Egipt, mówił, że był chory, kiedy byliśmy na wakacjach, ale za cholerę nie mogłam sobie tego przypomnieć. Wiesz, jak jest dzieciaki często gubią swoje wspomnienia. Później poszłam do ojca, on mówił, że kupił konia dla mnie, konia, którego dzień wcześniej chciał zabić gołymi rękoma krzycząc, że Thoran nie istnieje. Do tego mój znajomy zasugerował mi w liście, że jestem wariatką i że nie zna żadnego Thorana. - Powiedziała to wszystko na jednym wydechu, nie wiedziała, czy jej słowa był spójne. - Florence, czy ja zwariowałam? - Zapytała jeszcze przyjaciółki patrząc na nią wystraszona, Bulstrode pewnie dawno nie widziała jej w takim stanie.

Dama z Lumos
Kasztanowe włosy zwykle ma ciasno spięte, odsłaniając bladą, trochę piegowatą twarz. Oczy ma jasne, o uważnym spojrzeniu. Około metr sześćdziesiąt dziewięć wzrostu.

Florence Bulstrode
#9
14.05.2024, 20:53  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 14.05.2024, 20:57 przez Florence Bulstrode.)  
Cóż, o ile normalnie byłaby może nieco zdziwiona tym, że to Geraldine uważano za bardziej ułożoną, tak spotkanie z Thoranem jasno pokazywało, że taka jest prawda. A złość Florence na Yaxleya i całą sytuację zaczęła powoli rozmywać się, rozpływać w fali zmartwienia o przyjaciółkę.
– Nic mi nie jest. Oszołomił mnie tylko. Musi być wprawiony w urokach. I nie było go pod oknem, nie sądzę więc, że cokolwiek się mu stało – zapewniła, sięgając ku Geraldine, by ująć ją za dłoń i na moment ścisnąć jej palce.
Czy Thoran mógł planować zrobić komuś krzywdę?
Tak, podpowiedziała jej intuicja, jeszcze nim przeanalizowała całą sytuację i doszła do racjonalnego wniosku, że nie było to wykluczone. To paskudne przeczucie, które nawiedziło ją tego dnia, gdy zobaczyła Thorana, wciąż jej nie opuszczało. A jednocześnie wszystko, co mówiła Yaxleyówna, malowało tę sytuację jeszcze dziwniejszymi barwami. Gdyby nie to, że Florence sama spotkała Thorana Yaxleya, że widziała jego dokumenty, pomyślałaby, że ktoś Geraldine zaklął.
A może i tak to zrobił?
Może te dokumenty w Mungu zostawiono celowo, może to w ogóle nie był Thoran Yaxley? Ale czy to czyniło mniej dziwnym to, że Geraldine nagle twierdziła, że ma bliźniaka, o którego istnieniu nie wiedziała Florence?
– Przede wszystkim myślę, że powinnaś pokazać mi jego zdjęcie – powiedziała w końcu, kiedy wysłuchała już całej historii i po chwili milczenia, podczas której rozważała wszystko, co powiedziała jej Geraldine i próbowała uporządkować to jakoś w głowie. Powinny się upewnić, że wyglądał identycznie, choć i to niczego nie gwarantowało: istniały w końcu eliksiry oraz metamorfomadzy. – Może to był ktoś, kto się pod niego podszywał. I nie sądzę, że oszalałaś, ale to co mówisz jest bardzo dziwne, Geraldine. Czy inni pamiętają Thorana? Służba? Astaroth? Twój starszy brat? – dopytała.
Ona nie pamiętała, aby Geraldine miała brata. Znajomy zapewniał, że nie zna żadnego Thorana. I wreszcie Florence pamiętała drobne wzmianki o rodzinie Yaxleyów – o Geraldzie, o Astarothcie, o najstarszym synu, a nawet o Jennifer – ale ani słowa o Thoranie Yaxleyu… Może ją zaklęto?
– Jeśli tak, być może na twojego ojca też rzucono jakiś urok. Albo twój brat…
Zawahała się. Jak miała to powiedzieć? Twój brat może być psychopatą? Może wyczyścił mi pamięć w Mungu, i ten urok wcale nie był nieszkodliwy?
– Może spotkało go coś złego? Uboczne efekty imperiusa? Może z tego powodu robi dziwne rzeczy? – zasugerowała w końcu, bo to też była możliwość, choć zdawała się Florence bardzo mało prawdopodobna. – Mogłabym spróbować spojrzeć w jego przyszłość. Gdybym go zobaczyła. Chociaż po dzisiejszym występie, lepiej, aby on nie widział wtedy mnie.
Cóż, to dało się załatwić modyfikacją wyglądu albo choćby pokazaniem go jej z okna w rodzinnej posiadłości Yaxleyów.
Musiała coś zrobić.
Twoje życie jest moje?
Geraldine niemal na pewno była w niebezpieczeństwie.
Szelma
Yes, it's dangerous.
That's why it's fun.
Od czego warto zacząć? Ród Yaxley ma w swoich genach olbrzymią krew. Przez to właśnie Geraldine jest dosyć wysoka jak na kobietę, mierzy bowiem 188 cm wzrostu. Dba o swoją sylwetkę, jest wysportowana głównie przez to, że trenuje szermierkę, lata na miotle, biega po lasach. Przez niemalże całe plecy ciągnie się jej blizna - pamiątka po próbie złapania kelpie. Rysy twarzy dość ostre. Oczy błękitne, usta różane, diastema to jej znak rozpoznawczy. Buzię ma obsypaną piegami. Włosy w kolorze ciemnego blondu, gdy muska je słońce pojawiają się na nich jasne pasma, sięgają jej za ramiona, najczęściej zaplecione w warkocz, niedbale związane - nie lubi gdy wpadają jej do oczu. Na lewym nadgarstku nosi bransoletkę z zębów błotoryja, która wygląda jakby lewitowały. Porusza się szybko, pewnie. Głos ma zachrypnięty, co jest pewnie zasługą papierosa, którego ciągle ma w ustach. Pachnie papierosami, ziemią i wiatrem, a jak wychodzi z lasu do ludzi to agrestem i bzem jak jej matka. Jest leworęczna.

Geraldine Yaxley
#10
14.05.2024, 21:33  ✶  

Ulżyło jej, może nie jakoś bardzo, bo jednak odważył się zaatakować jej przyjaciółkę. Florence, która pomagała jej od lat, ratowała jej życie wiele razy, bez najmniejszego zawahania. Zawsze była gotowa jej pomóc, a teraz ona odwdzięczyła jej się czymś takim? Nie do końca ona, ale jej brat. Kurwa mać. Nie wiedziała, jak z tego wybrnąć, przepraszam to było za mało po takim zamieszaniu.

- To dobrze, znaczy, może lepiej, jakby mu się coś stało, nie uciekłby wtedy. - Sama nie wiedziała, co było lepsze. W końcu był jej bratem, zależało jej na tym, żeby był bezpieczny, jednak nie do końca akceptowała to, że mógł kogoś skrzywdzić. To była bardzo dziwna sytuacja i nie potrafiła spoglądać na nią do końca racjonalnie.

- Tak, od tego warto zacząć, daj mi chwilę. - Zostawiła przyjaciółkę samą w kuchni, po czym udała się do swojej sypialni, zabrała ostatnio nawet od rodziców jedno wspólne zdjęcie, na którym był Thoran, miała je na szafce, więc nie zajęło jej to zbyt długo. Gdy wróciła do kuchni położyła fotografię przed przyjaciółką. - To on. - Nie musiała chyba nawet pokazywać o kogo chodzi, bo z tego, co się orientowała to Bulstrode znała resztę jej rodziny.

- Astaroth pamięta, oni nigdy się nie lubili, Thoran lubi podkreślać, że jestem bardziej jego siostrą. Matka i starszy brat też go pamiętają, ojciec nie. Ojciec strasznie się irytuje kiedy o nim wspominamy. Ostatnio też dostałam ten list od Lestrenga, który mówił mi, że chyba zwariowałam, bo nie mam brata bliźniaka, a rękę bym sobie dała uciąć, że zdarzyło nam się pić razem we trójkę w Wiwernie. - Miała kilka takich wspomnień, nie wiedziała dlaczego Louvain o tym nie pamiętał, nie był wtedy aż tak pijany, a może jej się wydawało?

- Nie wiem, ojciec miewa różne zaniki pamięci, ale żeby zapomniał syna? - Nawet jej się wydawało to podejrzane, bo nie zauważyła, żeby z Gerardem było, aż tak źle.

- Obracał się zawsze w szemranym towarzystwie, może to mieć coś z tym wspólnego. - Yaxley mógł być wyśmienitym kąskiem dla śmierciożerców. Mogli się nim wysługiwać w wielu sytuacjach, nie pomyślała o tym wcześniej.

- Pójdziesz jutro ze mną do domu? W sensie do moich rodziców, może uda nam się tam zastać, nie wiem, gdzie indziej mógł się podziać. - Kiedy jej przytrafiało się coś złego, to wracała do rodziców, to było bezpieczne miejsce, może on pomyślał o tym samym.

Porozmawiała z Florence jeszcze chwilę, umówiły się na kolejne spotkanie, w którym może uda im się dowiedzieć czegoś więcej, później odprowadziła ją do drzwi i pożegnała, cholernie była zaniepokojona tym wszystkim.


Koniec sesji
« Starszy wątek | Nowszy wątek »

Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości
Podsumowanie aktywności: Geraldine Yaxley (2293), Florence Bulstrode (2342)




  • Pokaż wersję do druku
  • Subskrybuj ten wątek

Przydatne linki
Kolejeczka
Tryb normalny
Tryb drzewa