—14/03/1972—
Klubokawiarnia "Nora Nory", ul. Pokątna
Erik A. Longbottom & Nora Figg
Błądząc późnym wieczorem po ulicy Pokątnej, ciężko było nie zauważyć, że jednym z nielicznych lokali, w których wciąż świeciło się światło była otwierająca się nazajutrz klubokawiarnia Nory Figg. Na pozór mogłoby się wydawać, że wszystko było dopięte już na ostatni guzik. Zdawały się to zresztą potwierdzać kolorowe plakaty przytwierdzone praktycznie do każdego słupa informacyjnego w dzielnicy przez właścicielkę przybytku. Niestety prawda była nieco inna i wciąż zostało kilka szczegółów, które wymagały dopieszczenia, aby osiągnąć stan nieskazitelnej perfekcji.
A wiadomo, że kiedy mowa była o doskonałości, to nie było w okolicy lepszego specjalisty od Erika. Bądź co bądź całe życie spędzone na pełnieniu funkcji ideału w towarzystwie przyjaciół i znajomych potrafiło odcisnąć na człowieku swoje piętno, więc w tym przypadku ta „przypadłość” mogła przynajmniej sprawić, że Eleanora uniknie nerwicy związanej ze źle rozstawionymi dekoracjami, które przybyły do lokalu w ostatniej chwili.
— Coś ty nazamawiała, że to takie ciężkie? — Erik jęknął, podnosząc któreś z kolei pudło i przenosząc je z zaplecza do głównej sali. Z pozoru wyglądało ono jak lekka paczka z zaledwie paroma przedmiotami, jednak ważąc w rękach przesyłkę, poczuł, że coś mu strzyknęło w plecach.
Spojrzał tęsknie w stronę leżącej na blacie różdżki. Że też ją odłożył, sądząc, że tak będzie mu wygodniej. Brak pomyślunku, zupełny brak pomyślunku! Mężczyzna schylił się, starając się nie uderzyć głową o górną część framugi drzwi i postawił pudło na ladzie. Westchnął ciężko, zaciskając palce na krawędzi blatu. Rozbiegany wzrok krążył po tajemniczej przesyłce.
— Wiesz co? Z opowieści Brenny wywnioskowałem, że już niczego ci nie brakuję, ale jeśli... Jeśli to pudło jest tak pełne, jak myślę, to nie wiem, gdzie chcesz to wszystko upchać. Zupełnie zaburzysz przestrzeń, jeśli na każdym stoliku będzie milion rzeczy — rozgadał się, mówiąc pierwsze, co mu ślina na język przyniosła. Był po całym dniu pracy w Ministerstwie, więc teraz starał się to sobie odbić, gadając jak najęty. Oh, o ile zabawniej by było, gdyby się okazało, że w środku była tak naprawdę tylko jeden, ale naprawdę ciężki bibelot. — Ale poza tym jest naprawdę bardzo ładnie. Szkoda, że nie udało się otworzyć w zeszłe lato. Wiesz, więcej klientów w formie dzieciaków z rodzicami, i tak dalej.
Przysiadł na wolnym siedzeniu, rozglądając się po lokalu.
— Nie masz co się stresować, na pewno jutro sobie ze wszystkim poradzisz — dorzucił.
❝On some nights, the moon thinks about ramming into Earth,
slamming into civilization like some kind of intergalactic wrecking ball.
On other nights, it's pretty content just to make werewolves.❞