• Londyn
  • Świstoklik
    • Mapa Huncwotów
    • Ulica Pokątna
    • Aleja horyzontalna
    • Ulica Śmiertelnego Nokturnu
    • Ministerstwo Magii
    • Klinika Św. Munga
    • Niemagiczny Londyn
    • Dolina Godryka
    • Little Hangleton
    • Wyspy Brytyjskie
    • Reszta świata
    • Zmieniacz czasu
    • Opisy lokacji
  • Dołącz do gry
  • Zaloguj się
  • Postacie
  • Accio
  • Indeks
  • Gracze
  • Accio
Secrets of London Poza schematem Wyspy Brytyjskie v
« Wstecz 1 … 3 4 5 6 7 … 10 Dalej »
[22.08.72, świt. Księżycowy Staw] Nie wykurzyły nas boginy

[22.08.72, świt. Księżycowy Staw] Nie wykurzyły nas boginy
Chichot losu
I’m not looking for the knight
I’m looking for the sword
Brązowe, niezbyt długie włosy, często rozczochrane. Wzrost wysoki jak na kobietę, bo mierzy sobie około 179 centymetrów wzrostu. Twarz raczej sympatycznie ładna niż piękna, nie wyróżniająca się przesadnie i rzadko umalowana. Brenna porusza się szybko, energicznie, głos ma miły i rzadko go podnosi. Ubiera się różnie, właściwie to okazji - w ministerstwie widuje się ją w umundurowaniu albo w koszuli i garniturowych spodniach, kiedy trzeba iść gdzieś, gdzie będą mugole, w Dolinie w ubraniach, które ujdą wśród mugoli, a na przyjęcia i bale czystokrwistych zakłada typowe dla tej sfery zdobione szaty. W tłumie łatwo może zniknąć. Jeżeli używa perfum, to zwykle to jedna z mieszanek Potterów, zawierająca nutę bzu, porzeczki i cedru, a szamponu najczęściej jabłkowego, rzecz jasna też potterowskiego.

Brenna Longbottom
#1
29.05.2024, 19:50  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 29.09.2024, 15:23 przez Mirabella Plunkett.)  
adnotacja moderatora
Rozliczono - Brenna Longbottom - osiągnięcie Życie to przygody lub pustka

Tuż przed świtem nisko przy ziemi, w zaniedbanym ogrodzie Księżycowego Stawu, snuła się mleczna mgła, w której zaigrały pierwsze promienie słońca. Było wcześnie - słońce w sierpniu wstawało w końcu po piątej, ale w domu Juliusów nie spał już właściwie nikt, chociaż wszyscy z pewnością byli zmęczeni po dniu sprzątania... i różnych niepokojących odkryć.
Sny, poltergeisty, mówiące portrety i dziwne odgłosy, to wszystko jednak, co przyszło wraz z nocą, zniechęcało do długiego wylegiwania się w łóżku. Ci, którzy to przegapili, dostawali opowieści o nocnych atrakcjach zaraz po przebudzeniu.
Kuchnia w Księżycowym Stawie wymagała dokończenia sprzątania i remontu, ale na szczęście mieli trochę własnych naczyń i przywieźli prowiant. Teraz w salonie czekał dzbanek z kawą i kosz z ciepłymi bułeczkami, podgrzanymi zaklęciem, niektórymi z nadzieniem mięsnym, innymi ze słodkim i kilkoma z serem. Brenna, by trochę otrzeźwić głowę po bezsennej nocy – najpierw czuwała jako wilk w salonie, by przypadkiem nie stało się coś w słabo zabezpieczonym domu, potem ganiali się z Vincentem z poltergeistem – wyszła na zewnątrz, na chłodne, rześkie powietrze. W jednej ręce trzymała kubek z kawą, w drugiej bułkę.
W zamyśleniu wodziła spojrzeniem po ogrodzie.
Zdawało się jej, że czegoś zapomniała.
I zastanawiała się teraz, czy faktycznie czegoś nie dopatrzyła – nie sprawdzili jakiegoś pomieszczenia, nie przekazała komuś informacji, nie przywlekła tutaj jakichś niezbędnych im rzeczy – czy może to było to już paskudne, znane jej uczucie, wskazujące na to, że wróci jakieś wspomnienie. Na samą myśl czuła w żołądku nieprzyjemny skurcz, bo przecież… to nie zawsze były miłe wspomnienia. Nie chciała ich tracić, ale nie chciała ich przeżywać po raz drugi. I przede wszystkim przerażała ją myśl o tym, jak wiele ich uciekło. Ilu rzeczy nie pamiętała? Jak dużo straciła tamtej nocy w Beltane?
– O, Thomas, cześć – powiedziała, dostrzegając, że Figg też wyszedł przed dom. – Żadnych nocnych niespodzianek? Nie odwiedziły cię boginy, duchy, portrety albo poltergeisty?


Don't promise to live forever. Promise to forever live while you're alive.
Good Boy
I've got a twisted way of making it all seem fine
Wysoki na metr i dziewięćdziesiąt centymetrów co do milimetra - no więc wysoki, ale za to z drobną budową ciała. Czarne, kręcone włosy i ciemne oczy. Twarz pokryta kilkudniowym zarostem zdradza, że niezbyt dba o siebie.

Thomas Figg
#2
04.06.2024, 02:33  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 11.06.2024, 00:51 przez Thomas Figg.)  
Nawet nie wiedział kiedy, ale noc minęła jak z bicza strzelił - zupełnie nie podejrzewał ,że sprzątanie może być tak zajmujące i hmmm odkrywcze. To chyba najlepsze słowo jakie teraz potrafił znaleźć. Zapewne ktoś z bardziej poetyckim podejściem, znalazłby jakieś porównanie do tego co robili, że byli jak świeża woda, która przerwała bobrową tamę i obmywała z zanieczyszczeń stare koryto rzeczne czy słońce, które wyszło po kilkudniowej burzy.
Po rozprawieniu się Bogiem niema całą noc spędził na segregowaniu ksiąg z gabinetu, który czyścił z Brenną obrał sobie za cel pozbycie się wszystkiego co mogło być potencjalnie niebezpieczne. Dlatego też kiedy w nozdrza uderzył go zapach kawy spojrzał na zegarek. Zszokowany przeciągając się opuścił gabinet, aby nalać sobie tego zbawiennego napoju - potrzebował go, żeby móc patrzeć normalnie na świat otwartymi oczami a nie przez dwie szpary. Po "zabawie" z boginem absolutnie nie miał ochoty na spanie - wolał unikać ewentualnych koszmarów.
Z kubkiem ciepłej kawy w jednej ręce i dwoma bułeczkami w drugiej - zdecydował się na przewietrzenie się. Poranne letnie powietrze było idealne do ogarnięcia bałaganu w umyśle i rozluźnienie się.

Zapatrzony w niebo, które robił osie coraz jaśniejsze w pierwszej chwili nie zauważył, że przed domem nie jest sam. Zamarł i drgnął, kiedy usłyszał głos Brenny. Chciał właśnie ugryźć kęs bułeczki, więc jakże mądrze zamarł z nią utkwioną w ustach. Zamrugał na widok panny Longbottom i wyjął jedzenie z gęby.
- Witaj Bren - odpowiedział z uśmiechem, które przerodziło się w ziewnięcie, które zamaskował kubkiem z kawą, której upił łyk. - Nie, noc była całkiem spokojna. Dzięki temu skończyłem przeglądać wszystkie księgi z gabinetu, możemy się kilkunastu pozbyć, raczej nie będą nam potrzebne. Można je przenieść na strych zamiast wyrzucać. I na szczęście nie znalazłem niczego niebezpiecznego - dodał jeszcze odrywając od niej wzrok i wpatrując się w niebo - lubił ten moment, kiedy mrok nocy rozpraszany jest przez światło słońca.
Miniona noc była ponura, ciemna i wypełniona dość makabrycznymi widokami, które na szczęście były jedynie ich lękami. Za to teraz wschodził nowy dzień, zapatrzył się w horyzont, gdzie słońce zmieniało barwę nieba z błękitu na delikatny pomarańcz i czerwień, niemal krwistą. Pamiętał stare porzekadło mówiące, że krwawe wschody słońca oznaczają, że poprzedniego dnia lub nocy przelano krew. Czy to znaczy, że mroczni czarodzieje wczoraj zaatakowali? Potrząsnął głową wolą nie myśleć o tej kwestii. Nie chciał psuć sobie tak pięknego widowiska, jakby było oglądanie wschodu słońca, rozmyślaniem o mrocznym lordzie.
- Dlaczego w sumie nie śpisz? Powinnaś raczej zaczerpnąć jak najwięcej odpoczynku - przeniósł ponownie spojrzenie na Brennę, patrząc jak pierwsze promienie słoneczne zaczynają oświetlać jej sylwetkę, co samo w sobie było zjawiskowe.
Chichot losu
I’m not looking for the knight
I’m looking for the sword
Brązowe, niezbyt długie włosy, często rozczochrane. Wzrost wysoki jak na kobietę, bo mierzy sobie około 179 centymetrów wzrostu. Twarz raczej sympatycznie ładna niż piękna, nie wyróżniająca się przesadnie i rzadko umalowana. Brenna porusza się szybko, energicznie, głos ma miły i rzadko go podnosi. Ubiera się różnie, właściwie to okazji - w ministerstwie widuje się ją w umundurowaniu albo w koszuli i garniturowych spodniach, kiedy trzeba iść gdzieś, gdzie będą mugole, w Dolinie w ubraniach, które ujdą wśród mugoli, a na przyjęcia i bale czystokrwistych zakłada typowe dla tej sfery zdobione szaty. W tłumie łatwo może zniknąć. Jeżeli używa perfum, to zwykle to jedna z mieszanek Potterów, zawierająca nutę bzu, porzeczki i cedru, a szamponu najczęściej jabłkowego, rzecz jasna też potterowskiego.

Brenna Longbottom
#3
04.06.2024, 14:38  ✶  
– Musiałeś mocno się na tym skupić, skoro nie wkurzyliśmy cię rozbijaniem się po bibliotece – powiedziała Brenna, tłumiąc ziewnięcie. Przewrócone regały i ciskanie w nią i Vincenta książkami, oto były atrakcje pierwszej nocy Zakonu Feniksa w Księżycowym Stawie. – Dzięki, doceniam.
Naprawdę doceniała, że w ogóle tu byli i pomagali jej sprzątać. Niby wszystko w imię Zakonu Feniksa i w związku z tym poprosiła ich o pomoc bez zawahania (gdyby kupiła ten dom dla siebie, chodziłaby po nim i sprzątała sama, nie chcąc zawracać komukolwiek głowy), ale i tak nie czuła się z tym szczególnie dobrze. Zamiast zajmować się pracą, rodzinami, wypoczynkiem, tkwili tutaj z nią i walczyli nie tylko z kurzem i starociami, ale też z boginami i poltergeistami, i natykali się na dziwne dzienniki, listy oraz szkicowniki, sugerujące, że Juliusowie wcale nie wymarli z przyczyn naturalnych.
– Jeśli są zniszczone albo uważasz, że się nie przydadzą, wyczyściłabym je zaklęciem z treści i oddała na makulaturę, wiesz, nie ma co składować nikomu niepotrzebnych rzeczy, no i na strychu chcę uwięzić poltergeista – stwierdziła Brenna, takim samym tonem, jakby wspominała, że właściwie to myślała, aby na kolację zrobić dzisiaj jajecznicę.
Ugryzła kawałek swojej bułki z mięsem i serem, a potem popiła go kawą, wciąż w zamyśleniu przypatrując się roślinom, tonącym w porannej mgle.
Coś jej przypominały.
Nie mogła tylko chwycić tego wspomnienia.
…co wtedy trzymała w ręku?
Spojrzała na własną dłoń, jakby zaskoczona, że był w niej kubek, nie rękojeść.
– Wujek zna się na starożytnych runach, ty na pieczętowaniu, zechciałbyś z tym pomóc? Nie wykurzymy go stąd bez egzorcysty, ale no, trochę ciężko będzie ogarniać dom i eee… sprawdzać, co tu się do cholery dzieje tak ogólnie… jak będzie latał nam nad głowami i ciskał przedmiotami, może uda się mu chociaż ograniczyć pole latania? – powiedziała, a potem wymamrotała coś nieartykułowanego na jego odpowiedź, bo w ustach miała chwilowo kawałek bułki. Przegryzła i przełknęła, nim machnęła lekceważąco ręką. – Odpoczynek? No co ty, wszystkim powtarzam, że to na pewno jakaś bardzo paskudna choroba, nie wiem, czemu miałabym pozwolić, żeby mnie dopadła… A tak na poważnie, to mamy dużo do zrobienia, trzeba pozbyć się tych rzeczy wyniesionych wczoraj, pomyć resztę podłóg, obejrzeć schody, bo chyba wymagają naprawy, ogarnąć, co trzeba zamówić u stolarza, uwięzić poltergeista, zrobić listę zakupów, pogadać z jednym duchem, przejrzeć do końca papiery, sprawdzić, kto w nocy chodził w ścianach… – wyliczyła, odginając kolejne palce.


Don't promise to live forever. Promise to forever live while you're alive.
Good Boy
I've got a twisted way of making it all seem fine
Wysoki na metr i dziewięćdziesiąt centymetrów co do milimetra - no więc wysoki, ale za to z drobną budową ciała. Czarne, kręcone włosy i ciemne oczy. Twarz pokryta kilkudniowym zarostem zdradza, że niezbyt dba o siebie.

Thomas Figg
#4
11.06.2024, 02:26  ✶  
Wgryzł się w bułkę, która okazała się być z serem, całkiem smaczna, choć tak naprawdę miał ochotę na bułkę z czymś słodkim. Ahh te przyzwyczajenia życia tuż obok siostry, która piekła słodkości praktycznie codziennie. Cały czas nie miał pojęcia jakim cudem nie jest jeszcze wielka krągłą kulą, która toczy się zamiast chodzić.
Zarumienił się nieznacznie na wspomnienie o tym, że nie zwrócił uwagi na to co się działo w bibliotece. - Mogły mnie nieco wciągnąć niektóre z tych ksiąg - stwierdził zgodnie z prawdą, bo podczas wertowania ksiąg, niektórym poświęcił o wiele więcej uwagi niż pozostałym. Pochłonął do końca jedną z bułek i machnął ręką. - Daj spokój, nie ma o czym mówić
Byłby tu, żeby pomóc nawet gdyby to nie była sprawa Zakonu, Brenna była dla niego niczym przyszywana siostra, więc nie zostawiłby jej na pastwę losu z ogarnianiem takiego domu, szczególnie widząc, jak wielkiego ogromu pracy wymaga jego ogarnięcie. Takie domy, zawsze kryły w sobie jakieś tajemnice, a ich odkrywanie było niezwykle ciekawe.
Pokiwał głową zajadając się drugą bułką, która okazała się być z truskawkowym dżemem. Wpatrywał się przy tym w słońce, które coraz śmielej wschodziło i zaczynało leniwie pojawiać się nad horyzontem, przeganiając mgłę. Warto było wstać tak wcześnie, aby móc podziwiać tak niezwykły widok. Obserwował jak poranna mgła otacza rośliny, zupełnie jakby nie chciała wypuścić ich z objęć nocy i walczyła z pierwszymi promieniami słońca o utrzymanie jeszcze chwilę nocy. Wtem właśnie do niego dotarło co przed chwilą usłyszał.
- Poltergeista na strychu? - zapytał przekrzywiając głowę niczym z wzrokiem wlepionym w pannę Longbottom. Nie wiedział czy bardziej był zdziwiony obecnością hałaśliwego ducha, czy faktem, że w ogóle pytała go o to czy pomoże. - Skrzata też spytasz czy zajmie się sprzątaniem? - zaśmiał się i upił łyk kawy z kubka, wiadomo, że ten trunek był lepszy ciepły, więc wolał go wypić zanim wystygnie. - Pewnie, że pomogę, przecież po to tu jestem, żebyś nie musiała tu robić wszystkiego sama - zaraz jednak zmarszczył brwi, gdy tylko zbyła sam pomysł odpoczywania.
- Naprawdę, chyba będę musiał porozmawiać z Erikiem i Norą o podsuwaniu ci pączków nasączonych eliksirem słodkiego snu - zagroził tonem moralizatorskim, który ćwiczył na wypadek, gdyby musiał wyprawić kazanie Mabel w przyszłości. I choć to nadal były żarty to kto wie co się stanie w przyszłości jeżeli tylko zauważy jak bardzo przeciążona jest Brenna. - Może i do zrobienia jest dużo, ale weź pod uwagę fakt, że nas też jest dużo. Podziel obowiązki między wszystkich, nie jesteśmy tu tylko na pokaz - miał nadzieję, że zrozumie przekaz i nie obarczy wszystkim swoich barków. Westchnął i pochłonął resztkę bułki trzymanej w dłoni.
- Pomogę z poltergeistem, potem mogę zerknąć na schody i z gotową listą udać się na zakupy, znam kilka czarów dzięki, którym będzie można łatwiej transportować sprawunki niż teleportując się tu z torbami - czy się przechwalał? Być może, ale i nie kłamał przy tym, czary bazujące na translokacji były jednymi z jego ulubionych. Podrapał się po brodzie, gdy w jego głowie zaczęła kiełkować pewna myśl, gdy tak wpadło mu do głowy, że tworzenie listy zakupów nie było do końca wygodne, bo po przekazaniu jej drugiej osobie nie można było już do niej nic dopisać - będzie musiał nad tym pomyśleć w wolnej chwili. Potrząsnął głową przerywając rozmyślania i patrząc na Brennę, miał nadzieję, że zrozumiała jego przekaz i będzie na nich bardziej polegać.
Chichot losu
I’m not looking for the knight
I’m looking for the sword
Brązowe, niezbyt długie włosy, często rozczochrane. Wzrost wysoki jak na kobietę, bo mierzy sobie około 179 centymetrów wzrostu. Twarz raczej sympatycznie ładna niż piękna, nie wyróżniająca się przesadnie i rzadko umalowana. Brenna porusza się szybko, energicznie, głos ma miły i rzadko go podnosi. Ubiera się różnie, właściwie to okazji - w ministerstwie widuje się ją w umundurowaniu albo w koszuli i garniturowych spodniach, kiedy trzeba iść gdzieś, gdzie będą mugole, w Dolinie w ubraniach, które ujdą wśród mugoli, a na przyjęcia i bale czystokrwistych zakłada typowe dla tej sfery zdobione szaty. W tłumie łatwo może zniknąć. Jeżeli używa perfum, to zwykle to jedna z mieszanek Potterów, zawierająca nutę bzu, porzeczki i cedru, a szamponu najczęściej jabłkowego, rzecz jasna też potterowskiego.

Brenna Longbottom
#5
11.06.2024, 18:37  ✶  
- Nie muszę, Malwa sama rzuca się sprzatać, poza tym wy to nie skrzaty, prawda? - spytała, posyłając mu uśmiech znad kubka. Nie zabrała tu skrzatki: ta służyła dziadkowi i Brenna nie chciała jej wciągać w zakonne interesy, poza tym skrzatka i tak miała dość pracy w Warowni Longbottomów.
Ich poprosiła o pomoc, bo chociaż nie lubiła o tę prosić, to umiała to zrobić, gdy uważała, że to najlepsze rozwiązanie. Wszyscy byli członkami Zakonu, a to miejsce miało stać się jedną z ich kryjówek: gdyby nie potrafiła zapytać, czy pomogą, marny byłby z niej członek grupy. Ale i tak odrobinę gryzło ją sumienie.
- Tommy, ciebie nie podejrzewałabym o takie herezje. Rozczarowujesz mnie, naprawdę. Nasączać czymś pączki? – spytała z udawaną zgrozą.
To przecież nie tak, że nie sypiała wcale. Sypiała. Krótko, ale sypiała. Tej nocy zrezygnowała ze snu, bo dom krył mroczne tajemnice, a na piętrze spali jej krewni i przyjaciele, i wolała być pewna, że nie grozi im niebezpieczeństwo.
- Taki jest plan, spokojnie, ty, Thomas, Millie i Erik zajmiecie się poltergeistem, Patrick skoczy sprawdzić parę rzeczy, ja i wujek spróbujemy ogarnąć ducha, Heath i Jonathan powinni niedługo się pojawić, pomogą z opukiwaniem ścian... a potem ogarniemy jakoś sprzątanie i zakupy.
O ile wszystko z duchami i poltergeistami pójdzie dobrze. Brenna starała się nie poddawać złym myślom: ostatecznie na razie nie działo się nic, co byłoby bardzo niebezpieczne (poza tym, że poltergeist zrzucił na nią najpierw regał, a potem żyrandol, ale bywało przecież gorzej), a zakonne czy bumowe zadania były znacznie groźniejsze niż to, co planowali tutaj. Nie mogła jednak powstrzymać tego drobnego ukłucia niepokoju…
– To na pewno się przyda, tylko trzeba kurde zdecydować, co kupić najpierw, chociaż jak tak myślę, to zaczęłabym chyba od farb, pędzli, drabiny i takich tam, do naprawy mebli, żeby najpierw, jak powywalamy do końca to wszystko, zabrać się za odmalowywanie wnętrz i te wszystkie remonty, a potem się będzie myślało o nowych sprzętach, materacach i w ogóle…
Zakupy będą spore, ale Brenna się tego spodziewała. Dom był tani, było tu też sporo cennych rzeczy, więc tak naprawdę nie stanowiło to wielkiego problemu. Ale już zorganizowanie wszystkich spraw takim się stawało, i to mimo tego, że do pracy w te dwa dni ruszyła prawie cała ekipa Zakonu Feniksa.
– Całkiem tu ładnie o tej porze, prawda? Może dlatego, że ten ogród jest aż tak zarośnięty – powiedziała, spoglądając znowu na rośliny, skąpane w mgle.
Jakby coś pukało do jej głowy.
Przymknęła na moment powieki, próbując pochwycić to wspomnienie. Poranek. Mgła. Rośliny. Nie Księżycowy Staw, nie wiedziała wtedy jeszcze o jego istnieniu: Warownia. Spokojny poranek, szabla w dłoni, ćwiczenia skoro świt w wakacyjny dzień…


Don't promise to live forever. Promise to forever live while you're alive.
Good Boy
I've got a twisted way of making it all seem fine
Wysoki na metr i dziewięćdziesiąt centymetrów co do milimetra - no więc wysoki, ale za to z drobną budową ciała. Czarne, kręcone włosy i ciemne oczy. Twarz pokryta kilkudniowym zarostem zdradza, że niezbyt dba o siebie.

Thomas Figg
#6
15.06.2024, 00:06  ✶  
- No tak, my nie skrzaty, nie pójdziemy sobie jak nam dasz skarpetkę - zachichotał w kubek z własnego żartu, chyba powinien się niedługo zdrzemnąć, skoro tak bawiły go własne dowcipy.
- Nie robiłbym tego z wielką chęcią, tylko wiesz, dla większego dobra, żal byłoby odwiedzać cię w Mungu bo padłaś z przemęczenia - odetchnął, nie był chyba najlepszą osobą do prawienia kazań na temat dbania o siebie, ale czymże byłby świat gdyby nie odrobina hipokryzji. Może by miał większą siłę przebicia, gdyby nie fakt, ze dbał o siebie tak samo jak Voldemort o bezpieczeństwo mugoli. Cóż, nie było to aż tak istotne, nie wyglądała co prawda na chronicznie przemęczoną jak tak ją obserwował - ale kto zabroniłby mu się martwić o ludzi, którzy są mu bliscy? Westchnął. - Po prostu o siebie dbaj, jesteś dorosła i wiesz co dla ciebie najlepsze - dodał jeszcze wiedząc, że to będzie ciężki temat do dyskusji.
Pokiwał głową kiedy przedstawiła mu plan na działanie. Co prawda to dość dużo sobą jak na jednego poltergeista, ale nie zamierzał oponować, może ten był wyjątkowo agresywnie nastawiony, nie to co Irytek.
- Całkiem pracowicie, będziemy się uwijać jak pszczoły w nowym ulu, żeby dostosować go do użytku - pokiwał głową słuchając jej wywodu na temat tego jakie prace mają zaplanowane i co trzeba będzie kupić. Pokręcił głową.
- Na spokojnie, w czasie obiadu chyba będzie lepiej podjąć decyzję o tym co najpierw potrzebne do zakupu będzie. Jak już uporamy si z porannymi zadaniami - definitywnie trzeba będzie zakasać rękawy, aby ten dom nadał się jako kryjówka Zakonu, ale byli na dobrej drodze. Przecież to ich największa siła, wspólne działanie i pomaganie sobie.
Wiedziony jej pytaniem uniósł spojrzenie, pozwalając sobie na zapatrzenie się w obrazek, który prezentował się przed nim. Wschodzące promienie słońca, które powoli coraz bardziej rozświetlały okolicę. Niemalże dziki, zarośnięty ogród skryty w porannej mgle. Wciągnął głęboko powietrze przez nos, lubił ten zapach porannej rosy, był orzeźwiający. Uśmiechnął się pogrążony w nostalgii tej chwili. Ileż takich poranków już przeżył? Ile razy widział jak kolejny dzień wstaje - ale zawsze było to tak samo niezwykłym wydarzeniem dla niego. Ostatni raz w taki świat mógł podziwiać nim wprowadził się do Nory, jak jeszcze podczas podróży zajmował się łamaniem klątw tu i ówdzie. Sam już nie wiedział, dlaczego ten moment przywołał tak wiele wspomnień, może to kwestia, że wschodzące słońce dawało nadzieję na nowe lepsze jutro?
- Jest niesamowicie, mógłby podziwiać ten widok codziennie - wyrwało mu się w pewnej chwili nim otrząsnął się całkowicie ze swoich myśli. - Ogrodem zająć się możemy jak już skończymy z domem - dodał z lekkim śmiechem. To fakt, że i ogród wymagał nieco opiekuńczej ręki, ale na razie, był piękny taki jaki był. Tworzył swój niepowtarzalny klimat przez to jaki był zapuszczony.
Chichot losu
I’m not looking for the knight
I’m looking for the sword
Brązowe, niezbyt długie włosy, często rozczochrane. Wzrost wysoki jak na kobietę, bo mierzy sobie około 179 centymetrów wzrostu. Twarz raczej sympatycznie ładna niż piękna, nie wyróżniająca się przesadnie i rzadko umalowana. Brenna porusza się szybko, energicznie, głos ma miły i rzadko go podnosi. Ubiera się różnie, właściwie to okazji - w ministerstwie widuje się ją w umundurowaniu albo w koszuli i garniturowych spodniach, kiedy trzeba iść gdzieś, gdzie będą mugole, w Dolinie w ubraniach, które ujdą wśród mugoli, a na przyjęcia i bale czystokrwistych zakłada typowe dla tej sfery zdobione szaty. W tłumie łatwo może zniknąć. Jeżeli używa perfum, to zwykle to jedna z mieszanek Potterów, zawierająca nutę bzu, porzeczki i cedru, a szamponu najczęściej jabłkowego, rzecz jasna też potterowskiego.

Brenna Longbottom
#7
16.06.2024, 16:50  ✶  
Uśmiechnęła się lekko na żart Thomasa. Na całe szczęście wcale nie chciała się ich pozbywać i cieszyła się, że byli gotowi pomóc przy pracach w Księżycowym Stawie, bo sama nie miała ani dość czasu, ani umiejętności, aby ogarnąć tutaj wszystko. Za pieniądze mogła kupić potrzebne rzeczy, ale nie chciała przecież sprowadzać tutaj pracowników – jedyną prawdziwą ochroną domu Juliusów było to, że praktycznie nikt nie wiedział, że tutaj przebywają.
– Bez przesady, wszyscy jesteśmy teraz zajęci, ale to nie tak, że jakoś się przemęczam – zapewniła, otrzepując rękę z resztek okruszków bułki. – Dobrze się odżywiam, i w ogóle, chociaż może nie do końca zdrowo, ale chyba sam rozumiesz, że jak ma się dostęp do pączków Nory, bardzo trudno o zdrowe odżywianie, nie? – zapytała, posyłając mu odrobinę rozbawione spojrzenie. Nie jadła oczywiście samych pączków, ale te już konsumowała przynajmniej dwa razy w tygodniu, więc może i dobrze, że poza tym była tak aktywna, by jakoś spalić te kalorie. – Jasne. Poltergeisty, duchy, klątwy i głosy w ścianach na pierwszy ogień. Potem rozprawimy się z listą zakupów, meblami i wyborem farb – zgodziła się bez większych oporów. Bo była zdeterminowana poradzić sobie z wszystkimi boginami, poltergeistami i klątwami oraz mroczną historią, które odstraszały stąd poprzednich właścicieli. Ich nie wykurzą, koniec, kropka.
Potem milczała dość długo: nie odpowiedziała od razu na uwagę Thomasa. Stała po prostu zapatrzona na ogród, pochłonięta przez dawne wspomnienie i próby utrzymania go.
Tym razem przynajmniej nie była tak zdezorientowana. To nie był pierwszy raz. I tym razem nie było to wspomnienie przykre, ale Brennę i tak nawiedziła ponura myśl, że być może było ich więcej. I że wielu z nich nigdy nie odzyska. Ile cennych wspomnień umknęło z jej głowy tamtego wieczora? A z głów jej bliskich? Czy była to jedyna konsekwencja, czy może w ich głowach tkwiły jeszcze jakieś przykre niespodzianki?
Przeklęty Voldemort i przeklęte Beltane.
Odetchnęła i znów przeniosła spojrzenie na Thomasa. Nie dała po sobie poznać, że coś jest nie tak, bo chociaż nie miała problemu z proszeniem o pomoc z ogarnianiem Księżycowego Stawu, to już… opowiadanie o tych utraconych i odzyskiwanych wspomnieniach nic by przecież nie dało. Z tym nikt z nich nie mógłby pomóc, a Brenna nie chciała niepotrzebnie ich martwić.
– Cóż, to siedziba Zakonu, będziesz więc mógł wpadać i oglądać ogród, kiedy tylko zechcesz. Jak już się upewnimy, że nic tutaj nas nie zeżre – stwierdziła. – To… chyba pora brać się do roboty – dodała, obracając się w stronę domu, z którego dobiegały już głosy innych członków Zakonu.


Don't promise to live forever. Promise to forever live while you're alive.
Good Boy
I've got a twisted way of making it all seem fine
Wysoki na metr i dziewięćdziesiąt centymetrów co do milimetra - no więc wysoki, ale za to z drobną budową ciała. Czarne, kręcone włosy i ciemne oczy. Twarz pokryta kilkudniowym zarostem zdradza, że niezbyt dba o siebie.

Thomas Figg
#8
16.06.2024, 21:16  ✶  
Popatrzył na Brenna z kamienną miną, a potem zerknął na swój brzuch i delikatnie pogładził go dłonią.
- Oj bardzo dobrze wiem, jak to jest, odkąd z nią mieszkam znowu to chyba przybrałem na wadze - zgodził się śmiertelnie poważnie, jakby właśnie tym doświadczeniem obiecywał przejście na dietę i zadbanie o swoją dietę. Na szczęście znał się na tyle, że nie zamierzał robić nic tak niemądrego Nie żeby nie miał silnej woli, jednak mieszkanie z cukiernikiem sprawiało, że na wyciągnięcie ręki było pełno słodkości i to najróżniejszych o jakich by się tylko nie pomyślało.
Pokiwał głową bez słowa zgadzając się na taki plan, że najpierw zajmą się sprzątnięciem bałaganu wewnątrz domu, nim będą go odświeżać.
W nieprzerwanej ciszy przyglądał się naturze - może tym były jedne z ich ostatnich spokojnych dni, w ciągu których mogli sobie pozwolić na taką formę "beztroski" jak oglądanie wschodu słońca zamiast pędzenia z pomocą coraz to kolejnym rodzinom czarodziejów i czarodziejek z rodzin mugoli. Z takich rozważ podczas rozpływania się nad pięknem krajobrazu wyrwała go Brenna. W pierwsze chwili spojrzał na nią ze zdziwieniem, nim dotarł do niego sens tych słów.
- JEszcze będziesz mnie stąd wypędzać żeby mieć spokój - zaśmiał się i pokiwał głową. - Tak, pora skopać dupsko jednemu poltergeistowi - zgodził się i nim ruszył za Brenną do wnętrza Księżycowego Stawu rzucił Jeszce ostatnie spojrzenie na krajobraz, zupełnie jakby chciał utrwalić go sobie w swoich wspomnieniach.

Koniec sesji
« Starszy wątek | Nowszy wątek »

Użytkownicy przeglądający ten wątek:
Podsumowanie aktywności: Brenna Longbottom (1599), Thomas Figg (1676)




  • Pokaż wersję do druku
  • Subskrybuj ten wątek

Przydatne linki
Kolejeczka
Tryb normalny
Tryb drzewa