• Londyn
  • Świstoklik
    • Mapa Huncwotów
    • Ulica Pokątna
    • Aleja horyzontalna
    • Ulica Śmiertelnego Nokturnu
    • Ministerstwo Magii
    • Klinika Św. Munga
    • Niemagiczny Londyn
    • Dolina Godryka
    • Little Hangleton
    • Wyspy Brytyjskie
    • Reszta świata
    • Zmieniacz czasu
    • Opisy lokacji
  • Dołącz do gry
  • Zaloguj się
  • Postacie
  • Accio
  • Indeks
  • Gracze
  • Accio
Secrets of London Scena główna Ulica Śmiertelnego Nokturnu v
« Wstecz 1 2 3 Dalej »
Lato 1972, 23 czerwca // Asystentka szmalcownika

Lato 1972, 23 czerwca // Asystentka szmalcownika
your new trauma
unbothered. moisturized. happy. on diagon alley, killing innocent people. focused. flourishing.
Ścigany przez prawo, lecz nie każdy czarodziej od razu skojarzy jego twarz. Błękit intrygująco pięknych oczu, tak jasny jak wiosenne niebo, zdaje się skrywać pod sobą coś innego - ciemność, jakiej nie da się uchwycić słowami. Jego postura, choć nie wykazuje nadmiernego umięśnienia, emanuje przekonaniem o własnej wyższości. Niezbyt wysoki (mierzy 175 centymetrów wzrostu), ale z pewnym nieuchwytnym urokiem, nosi ze sobą aurę tajemniczości, której źródło ukryte jest w zakamarkach przeżartej melancholią duszy. To, co sprawia, że spojrzenia przylgną do niego jak dźwięki do ciszy, to nie tylko atrakcyjność zewnętrzna, ale coś w nim, co przyciąga i odpycha jednocześnie. Nie jest stary, ale jego oblicze nosi na sobie wyraźny ciężar czasu.

Umbriel Degenhardt
#1
09.06.2024, 00:02  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 08.08.2024, 19:03 przez Król Likaon.)  
adnotacja moderatora
Rozliczono - Geraldine Yaxley - osiągnięcie Badacz Tajemnic

nokturn // umbriel & geraldine

Nokturn nigdy nie był przyjemnym miejscem i Degenhardt nie darzył go szczególną sympatią nawet mimo zakupienia na nim mieszkania jeszcze w czasach prób zostania dyrygentem. Stać go wtedy było na lokum przy Horyzontalnej, a jednak wybrał ciemną, obskurną alejkę, przy której doszło do większej ilości morderstw, niż można się spodziewać po centrum Londynu. Dlaczego tutaj z Lavinią zostali? Wygoda?

Może od zawsze żyło w nim jakieś pragnienie otulania się cieniem.

Rozciągająca się wąsko pomiędzy obskurnymi kamienicami ulica, którą teraz podążał, była jednym z rzadziej uczęszczanych miejsc w tych okolicach. Powietrze wokół było ciężkie, przesycone zapachem wilgoci i starości - beznadziejna okolica, a jednak jej parszywość nie się gała jeszcze głębi Ścieżek. Geraldine kazał czekać bezpośrednio w pubie - Szczekający Pies był dobrym miejscem na tego typu spotkania i wzbudzał o wiele mniej zainteresowania niż Wiwern, ale i tak próbował najpierw upewnić się, że żaden bęcwał z Ministerstwa nie zagrozi im dzisiaj swoją obecnością. Przeszedł wąskim, kamiennym przejściem oświetlonym jedynie przez słabe, migoczące światło i obserwował to, co odbijało się w powykrzywianych okiennicach. Jakakolwiek postać? Jakiekolwiek kroki słyszalne w mijanych przez niego kałużach? Wcześniej minął kilka postaci - zamaskowanych i ubranych w ciemne, długie płaszcze, z twarzami skrytymi w głębokich kapturach. Prowadzili ciche rozmowy na granicy szeptu. Nie szli za nim.

Minął kolejne rozwidlenie. Ciekawe jak często ludzie omijali te okolice z obawy o usłyszenie dobiegających z jego starego mieszkania dźwięku niepokojącej muzyki, której źródła nie potrafili zlokalizować?

!patrol


they should be
t e r r i f i e d
of me
Czarodziejska legenda
Przeciwności losu powodują, że jedni się załamują, a inni łamią rekordy.
Los musi się dopełnić, nie można go zmienić ani uniknąć, choćby prowadził w przepaść. Los objawia nam swoje życzenia, ale na swój sposób. Los to spełnione urojenie. Los staje się sprawą ludzką i określaną przez ludzi.

Pan Losu
#2
09.06.2024, 00:02  ✶  

Ulica nie jest patrolowana

your new trauma
unbothered. moisturized. happy. on diagon alley, killing innocent people. focused. flourishing.
Ścigany przez prawo, lecz nie każdy czarodziej od razu skojarzy jego twarz. Błękit intrygująco pięknych oczu, tak jasny jak wiosenne niebo, zdaje się skrywać pod sobą coś innego - ciemność, jakiej nie da się uchwycić słowami. Jego postura, choć nie wykazuje nadmiernego umięśnienia, emanuje przekonaniem o własnej wyższości. Niezbyt wysoki (mierzy 175 centymetrów wzrostu), ale z pewnym nieuchwytnym urokiem, nosi ze sobą aurę tajemniczości, której źródło ukryte jest w zakamarkach przeżartej melancholią duszy. To, co sprawia, że spojrzenia przylgną do niego jak dźwięki do ciszy, to nie tylko atrakcyjność zewnętrzna, ale coś w nim, co przyciąga i odpycha jednocześnie. Nie jest stary, ale jego oblicze nosi na sobie wyraźny ciężar czasu.

Umbriel Degenhardt
#3
09.06.2024, 00:15  ✶  
Upewniwszy się, że nikt za nim nie szedł i tym samym nie wprowadzał na minę ani sprzedawcy składników, ani blondynki skierowanej tutaj przez Louvaina, skierował swoje kroki do miejsca docelowego. Szczekający Pies mieścił się w zacienionej części Nokturnu, w jednej z tych wnęk, w których jedynym źródłem światła pozostawały latarnie, bo zabudowano je od góry, pozostawiając jednak na dole możliwość korzystania z obskurnego korytarza jak z ulicy. Było to miejsce, w którym ciemność zdawała się otulać wszystko swoim zimnym, lepkim uściskiem - jedno z tych budujących w człowieku wrażenie budowania odrębnego, małego świata, w jakim niemożliwym było wyzbycie się poczucia głębokiego niepokoju.

Szczekający Pies krył się za ciężkimi, zardzewiałymi drzwiami, na którym widniało nadgryzione zębem czasu, przetarte malowidło wściekłego szakala. Szyld był ledwo widoczny w półmroku, ale klamka - zgodnie z tym jak zapamiętał to miejsce - zaszczekała zwłowieszczo, kiedy zbliżył do niej rękę. Nigdy nie zrozumie, dlaczego ktokolwiek tak ją zaklął. Wnętrze było jeszcze bardziej obskurne. Brak okien, przytłumione światło sączące się z brudnych, okopconych lamp zawieszonych tak nisko nad sufitami, że nawet on (a należy mieć na uwadze, że do wysokich mężczyzn nie należał) omal nie uderzył o jedną z nich głową, kiedy szedł do jednego ze stolików na uboczu. Bar generalnie sprawiał wrażenie mocno zaniedbanego - niby nie czuć tu było stęchlizny, ale powietrze było ciężkie. Od niewietrzenia, osiadłego na wszystkim papierosowego dymu i... być może nie tylko to stanowiło źródło wszechobecnego, duszącego smrodu, ale nikt nie śmiał tego komentować. Wszyscy zajmowali się tutaj sobą i tak też postąpił Umbriel, siadając naprzeciwko handlarza w skórzanym kapeluszu. Nie odezwał się pierwszy, chcąc dać Yaxleyównie czas na to, żeby ustawiła się wygodnie i mogła obserwować sytuację. Wątpił w to, aby zechciała się do nich dosiąść, toteż nie przywitał jej w żaden sposób, chociaż jej sylwetka rzuciła mu się wcześniej w oczy.


they should be
t e r r i f i e d
of me
Szelma
Yes, it's dangerous.
That's why it's fun.
Od czego warto zacząć? Ród Yaxley ma w swoich genach olbrzymią krew. Przez to właśnie Geraldine jest dosyć wysoka jak na kobietę, mierzy bowiem 188 cm wzrostu. Dba o swoją sylwetkę, jest wysportowana głównie przez to, że trenuje szermierkę, lata na miotle, biega po lasach. Przez niemalże całe plecy ciągnie się jej blizna - pamiątka po próbie złapania kelpie. Rysy twarzy dość ostre. Oczy błękitne, usta różane, diastema to jej znak rozpoznawczy. Buzię ma obsypaną piegami. Włosy w kolorze ciemnego blondu, gdy muska je słońce pojawiają się na nich jasne pasma, sięgają jej za ramiona, najczęściej zaplecione w warkocz, niedbale związane - nie lubi gdy wpadają jej do oczu. Na lewym nadgarstku nosi bransoletkę z zębów błotoryja, która wygląda jakby lewitowały. Porusza się szybko, pewnie. Głos ma zachrypnięty, co jest pewnie zasługą papierosa, którego ciągle ma w ustach. Pachnie papierosami, ziemią i wiatrem, a jak wychodzi z lasu do ludzi to agrestem i bzem jak jej matka. Jest leworęczna.

Geraldine Yaxley
#4
10.06.2024, 09:22  ✶  

Nokturn nie był miejscem za którym jakoś specjalnie przepadała. Nie wzbudzał w niej przyjemnych myśli, kojarzył się raczej ze smrodem i szumowinami, chociaż w pewien sposób również z bezpieczeństwem. Ostatnio spędzała tu dużo czasu, szukała informacji, wydawało jej się, że może czuć się tutaj dosyć anonimowa, chociaż czy na pewno? Nawet na Nokturnie się wyróżniała, z racji na swój wygląd trudno jej było udawać kogoś innego, tyle, że tutaj nie spoglądali na nią spode łba, nie wypytywali, może przez to czuła się więc nieco pewniej. Nikt nie czekał na to, aż powinie się jej noga, mogło to być złudne, ale niezbyt się tym przejmowała.

Pojawiała się tu i znikała, szukała czegoś, chociaż sama nie wiedziała czego tak do końca, między ludźmi których nikt nie chciał znać, a oni nie chcieli poznać jej.

Znalazła się w miejscu, o którym wspomniał Umbriel dosyć szybko. Teleportowała się tuż za rogiem, niedaleko Szczekającego Psa. Kojarzyła to miejsce, chociaż nie było nigdy jej pierwszym wyborem, upodobała sobie Wiwernę, bo znała tam barmanów, to tam ukrywała się przed światem, kiedy miała gorsze dni.

Nie zjawiła się tutaj jednak po to, żeby zniknąć, by uciec od codzienności. Miała do załatwienia interesy, nieco szemrane, ale nie uderzało to w jej dumę. Tacy jak ona sami decydowali, co jest dla nich moralne, wiedziała, że przysługi w czasach jak te są ogromną wartością, szczególnie u kogoś takiego jak Lestrange. Kto wie, kiedy będzie potrzebowała jego pomocy. Pozostawało jej wierzyć, że jest słowny i może kiedyś i ona będzie mogła o coś go poprosić.

Nie, żeby miała na to szczególnie dużo czasu, w końcu życie panny Yaxley zaczęło się sypać, ale wolała udawać, że jest normalnie, że może sobie pozwolić na takie zlecenia. Potrzebowała chociaż odrobinę normalności.

Weszła do tej obskurnej knajpy jako pierwsza. Zamówiła sobie do picia jakiś bimber i choć zazwyczaj nie gardziła żadnym alkoholem, to ujebana szklanka skutecznie odwiodła ją od dotknięcia jej ustami. Nawet ona miała swoje standardy. Usiadła przy jednym ze stolików i czekała. Miała obserwować, sprawdzić, czy handlarz nie będzie chciał oszukać Umbriela.

Wybrała jeden z niewielkich stolików, wsadziła sobie fajkę w usta, aby czymś się zając oczekując na mężczyznę, nie musiała siedzieć długo, dostrzegła go po chwili w drzwiach. Nie spoglądała w jego stronę nachalnie, aby nikt nie połączył ich obecności tutaj. Przyglądała się mężczyznom dyskretnie, próbowała zobaczyć, co się dzieje, czy kupiec miał już przygotowany towar. Była gotowa do asystowania mu w kupnie przedmiotu na odległość, jeśli coś pójdzie nie tak, to zareaguje.


Rzut Z 1d100 - 37
Slaby sukces...

Rzut Z 1d100 - 63
Sukces!

percepcja, czy coś widzę po handlarzu, że ściemnia
your new trauma
unbothered. moisturized. happy. on diagon alley, killing innocent people. focused. flourishing.
Ścigany przez prawo, lecz nie każdy czarodziej od razu skojarzy jego twarz. Błękit intrygująco pięknych oczu, tak jasny jak wiosenne niebo, zdaje się skrywać pod sobą coś innego - ciemność, jakiej nie da się uchwycić słowami. Jego postura, choć nie wykazuje nadmiernego umięśnienia, emanuje przekonaniem o własnej wyższości. Niezbyt wysoki (mierzy 175 centymetrów wzrostu), ale z pewnym nieuchwytnym urokiem, nosi ze sobą aurę tajemniczości, której źródło ukryte jest w zakamarkach przeżartej melancholią duszy. To, co sprawia, że spojrzenia przylgną do niego jak dźwięki do ciszy, to nie tylko atrakcyjność zewnętrzna, ale coś w nim, co przyciąga i odpycha jednocześnie. Nie jest stary, ale jego oblicze nosi na sobie wyraźny ciężar czasu.

Umbriel Degenhardt
#5
23.06.2024, 02:04  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 16.07.2024, 19:16 przez Umbriel Degenhardt.)  
Obserwująca to od boku Geraldine mogła zauważyć, że chociaż pokazany Umbrielowi składnik był dokładnie tym, czego szukali Śmierciożercy, a zawołana cena nie była ani trochę wygórowana, coś w tej konwersacji było... nie tak jak powinno być. Ten mężczyzna nie chciał tego sprzedać. Dlaczego? Cóż, przyszedł tutaj, przynosząc ze sobą rzadką ingrediencję, o ile nie w jego ciele nie siedziała w rzeczywistości para bliźniaków cierpiących na rozszczepienie duszy, raczej bez sensu byłoby w ogóle podejmować się tej rozmowy, prawda? Najlogiczniejszą odpowiedzią na to, dlaczego przybrał taki, a nie inny wyraz twarzy musiał być sam Umbriel. Jego parszywa gęba nie była już kojarzona wyłącznie z graniem na fortepianie - w ostatnich dniach Pokątną obklejono listami gończymi, a on musiał wynieść z się z ulicy nieopodal. Wieści najszybciej rozeszły się po Nokturnie - tutaj go przecież wszyscy znali - odkąd Szwed wprowadził się do rudery i zaczął ją remontować za pieniądze z grania (więc w gruncie rzeczy dom pozostał ruderą na tak długo, że Degenhardt nazywał go tak do dziś). Nikt w tej okolicy nie miał problemu z handlem z przestępcami, ale widzenie się z kimś, kogo morda wisiała zaraz pod wielkim napisem POSZUKIWANY...

Mężczyzna posłał znaczące spojrzenie barmanowi, a Umbriel uśmiechnął się szerzej.

- Myślisz, że jestem durniem? - Zapytał wprost, bo durniem nie był, co najwyżej zakochanym w sobie egocentrykiem nie widzącym niczego poza czubkiem własnego nosa. - Jeżeli wezwiesz tutaj Brygadę, to choćby to miała być ostatnia rzecz, jaką zrobię przed wywiezieniem mnie do Azkabanu, wypatroszę cię żywcem. - Zniszczy go tak jak szczura, którego zadusił i przybił gwoździami do ściany ledwie pięć dni temu. Nie wiedział, czy wieści na temat jego tragicznej śmierci już się rozeszły, czy jeszcze nie... Rozważał bezpośrednie podpisanie się pod tym czynem, wciąż bowiem rozważał, po której stronie konfliktu Ścieżek powinien się opowiedzieć.

Mężczyzna mamrotał coś w odpowiedzi, zbyt cicho i niezrozumiale, aby Yaxley mogła to usłyszeć.

- Dobrze wiesz, że nie mam nic do stracenia, ty jebany idioto. Nie mam też żadnego interesu w zgłaszaniu cię komukolwiek, przymknij więc ten głupi ryj, weź te pieniądze, póki oferta jest nadal aktualna i rozejdziemy się w zgodzie.

Koleś zawahał się, ale ostatecznie... chyba pękł? Podrapał się po głowie, pokręcił głową, kiedy barman spojrzał na niego ponownie. Nie wyglądał na w pełni zadowolonego z interesu, jakiego dobijał, ale też nie widział szczególnie dobrej drogi ucieczki. Zbyt wiele oczu patrzyło na nich w tym momencie. Obserwująca ich Yaxleyówna nawet przez moment nie sprawiła wrażenia cudaka podsłuchującego cudzą rozmowę - robiły to z nią przynajmniej dwie inne osoby.


they should be
t e r r i f i e d
of me
Szelma
Yes, it's dangerous.
That's why it's fun.
Od czego warto zacząć? Ród Yaxley ma w swoich genach olbrzymią krew. Przez to właśnie Geraldine jest dosyć wysoka jak na kobietę, mierzy bowiem 188 cm wzrostu. Dba o swoją sylwetkę, jest wysportowana głównie przez to, że trenuje szermierkę, lata na miotle, biega po lasach. Przez niemalże całe plecy ciągnie się jej blizna - pamiątka po próbie złapania kelpie. Rysy twarzy dość ostre. Oczy błękitne, usta różane, diastema to jej znak rozpoznawczy. Buzię ma obsypaną piegami. Włosy w kolorze ciemnego blondu, gdy muska je słońce pojawiają się na nich jasne pasma, sięgają jej za ramiona, najczęściej zaplecione w warkocz, niedbale związane - nie lubi gdy wpadają jej do oczu. Na lewym nadgarstku nosi bransoletkę z zębów błotoryja, która wygląda jakby lewitowały. Porusza się szybko, pewnie. Głos ma zachrypnięty, co jest pewnie zasługą papierosa, którego ciągle ma w ustach. Pachnie papierosami, ziemią i wiatrem, a jak wychodzi z lasu do ludzi to agrestem i bzem jak jej matka. Jest leworęczna.

Geraldine Yaxley
#6
23.06.2024, 18:16  ✶  

Nie było to może bardzo wygodne. Obserwowanie z takiej odległości mogło nie przynieść zamierzonych efektów, jednak robiła co w swojej mocy, aby przyjrzeć się uważnie składnikowi, który miał kupić Umbriel. Wydawało jej się, że typ przyniósł mu faktycznie to, czego potrzebował. Nie chciał go oszukać. Przynajmniej nie na samym początku.

Zauważyła, że nie jest szczególnie zadowolony z tego, z kim przyszło mu prowadzić interesy. No jasne, Degenhardt ostatnio miał opinię raczej mocno kontrowersyjną, o ile w ten delikatny sposób można było ująć to, że wszyscy zdawali sobie sprawę z tego, że jest mordercą. Naprawdę wspaniały upadek wielkiego artysty. Yaxley nie popierała tego zachowania, sama nie rozumiała po co ludzie bawią się w tą całą wojnę o to, kto ma jaką krew. Nie była tutaj jednak po to, aby go karcić. Miała do załatwienia biznes, jeden z wielu i tym się kierowała. Pewnie by było jej wstyd, że pomaga komuś takiemu jak on, jednak pieniądze nie spadały z nieba, tak samo jak szacunek innych czystokrwistych. Ktoś musiał dbać o to, aby jej rodzina nie straciła swojej pozycji, padło na nią. Rozumiała, jak wygląda świat i co się liczy. Gdyby spotkali się w trakcie jakiegoś zamieszania, gdyby Umbriel na jej oczach próbował zranić kogoś z jej bliskich przyjaciół, którzy walczyli z takimi jak on pewnie nawet przez sekundę by się nie zawahała by go zabić, ale to nie była taka sytuacja.

Była tutaj, aby pomóc dobić mu targu. Na odległość.

Słyszała uniesione głosy dochodzące z ich stolika. Widziała, że negocjacje nie idą gładko. Na domiar złego tym wszystkim zaczęli interesować się też inni obecni w tym wspaniałym przybytku. Szlag, brakowało tylko tego, żeby przyszedł tutaj patrol, jeszcze ktoś znajomy. Na pewno połączyli by fakty. W końcu ona znała się na składnikach zwierzęcych, dziwnym trafem Umbierl miał na swoim stole jeden z bardzo rzadkich okazów. Każdy by się domyślił, że nie znalazła się tutaj przypadkiem.

Co mogła zrobić? Musiała odwrócić od nich uwagę. Próbowała jednak najpierw złapać wzrok Umbriela, żeby przekazać mu, że przedmiot, który miał zakupić, był dokładnie tym, czego potrzebował.

Chwilę później podniosła się ciężko z krzesła i ruszyła w stronę lady. W dłoni dzierżyła szklankę z bimbrem, której nie tknęła. Przechodziła obok stolika, przy którym siedzieli nieco podkurwieni mężczyźni, Umbriel i ten drugi. Zupełnie przypadkiem, wylała zawartość swojej szklanki na tego typa, który siedział naprzeciwko Degenhardta.

- Na Merlina, przepraszam pana, straszna ze mnie ciamajda... - Zaczęła rozmowę udając jak jej bardzo przykro, że doszło do tego nieporozumienia.

your new trauma
unbothered. moisturized. happy. on diagon alley, killing innocent people. focused. flourishing.
Ścigany przez prawo, lecz nie każdy czarodziej od razu skojarzy jego twarz. Błękit intrygująco pięknych oczu, tak jasny jak wiosenne niebo, zdaje się skrywać pod sobą coś innego - ciemność, jakiej nie da się uchwycić słowami. Jego postura, choć nie wykazuje nadmiernego umięśnienia, emanuje przekonaniem o własnej wyższości. Niezbyt wysoki (mierzy 175 centymetrów wzrostu), ale z pewnym nieuchwytnym urokiem, nosi ze sobą aurę tajemniczości, której źródło ukryte jest w zakamarkach przeżartej melancholią duszy. To, co sprawia, że spojrzenia przylgną do niego jak dźwięki do ciszy, to nie tylko atrakcyjność zewnętrzna, ale coś w nim, co przyciąga i odpycha jednocześnie. Nie jest stary, ale jego oblicze nosi na sobie wyraźny ciężar czasu.

Umbriel Degenhardt
#7
16.07.2024, 19:46  ✶  
To aż zadziwiające jak łatwe staje się zastraszanie, kiedy twoja morda zakleja coraz większą powierzchnię murów czarodziejskich dzielnic. Przez łeb mu przeszło, że może powinien zadbać o większą rozpoznawalność niż obecna, tak żeby absolutnie każdy wiedział, jak źle może skończyć zadzierając z Umbrielem Degenhardtem, ale wtedy nawet niepatrolowana ulica stanie się dla niego zagrożeniem. Bo przerażeni ludzie zaczną wzywać Ministerstwo. Teraz... teraz jeszcze mógł unikać walk i bezpośredniego konfliktu, a jego wielki plan wielkiej autodestrukcji, największe dzieło, jakiego muzyk się podjął, miał szansę stania się czymś domkniętym - jeżeli zginie przedwcześnie, nie uda mu się domknąć wszystkich niezbędnych elementów. Nigdy nie osiągnie doskonałości, do jakiej chciał dążyć.

Mężczyzna ewidentnie się go przestraszył, Umbrielowi to nie wystarczyło i wciąż na niego naciskał, nawet po znaku danym mu przez Geraldine. Słowa opuszczające jego gębę stawały się coraz bardziej odrażające - tego człowieka niewiele obrzydzało, od dawna nie ruszał go odór gnijącego lub palonego mięsa, upadł moralnie tak nisko, aby nie rozróżniać już za bardzo ciężaru, jaki powinien nosić w sobie wraz z tym co robił. To była przecież sztuka. Sztuka tkana emocjami, jakie czuł. Teraz czuł gniew - piękny, gorący, czerwony gniew zalewający jego żyły, duszący go, gryzący go w płuca jak ciężki dym. Wiecie, co to znaczyło, prawda? Gdyby ciął go teraz zaklęciem, gdyby uniósł różdżkę i podjął decyzję o jego śmierci, udałoby mu się dokonać idealnego aktu mordu, po którym Szczekający Pies utonąłby w smrodzie tejże spalenizny. Odór popiołu towarzyszył mu przy każdym kroku, ale nic nie równało się przecież z zapachem świeżo użytego, czarnomagicznego zaklęcia.

Czarna magia pachniała tak, jakby ktoś podpalił komuś duszę.

- Uznam to za zgodę - stwierdził wreszcie, przesuwając jedną z przygotowanych na dzisiaj sakiewek w jego kierunku. Zdawał sobie sprawę z tego, że mógłby się o te skóry targować, ale nie chciał w takiej sytuacji wyjść na dusigrosza, bo typ pomyślałby sobie, że to desperacja wynikająca z braku pieniędzy. Oh, Degenhardt miał ich przecież pod dostatkiem, właściwie to nie wiedział, co z nimi robić, bo przygody na salonach przestały go interesować, a Lavinia już teraz żyła dobrze - w co niby mógł je inwestować?

- Bierz to, ty przebrzydły bydlaku, ale nie myśl, że jeszcze kiedyś zechcę dobić jakiegoś interesu.

Degenhardt uśmiechnął się nieprzyjemnie. Przez kilka sekund nie mówił nic, a później zaśmiał się cicho, robiąc minę, jakby chciał rzucić mu jakieś wyzwanie. On wcale nie musiał chcieć dobić z nim interesu. Zostawił już na jego psychice ślad gwarantujący to, że jeżeli zechce kupić coś jeszcze, handlarz będzie wiedział, jak łatwo pozbyć się Szweda ze swojego śmierdzącego stęchlizną mieszkania - da mu to czego chce w zamian za pieniądze i rozejdą się w spokoju.

- To dobra decyzja - odpowiedział mu już niemal całkowicie spokojnie, chociaż jeszcze odrobina emocji nie zdążyła opaść, tliła się gdzieś w błękitnej tęczówce, nieustannie przypominając o tętniącej w nim szaleństwie.

Nie skomentował tego, co zrobiła Geraldine. Zdenerwowało go to, ale bardziej... nie zrozumiał, o co właściwie jej chodziło. Nie chciała raczej rzucać się w oczy, powiązanie się z całą tą sytuacją wydawało się strzałem w stopę. Wywrócił oczyma, widząc jak ten dziad ją przeprasza i próbuje wytrzeć z piwa chustką, wcześniej używaną do ścierania potu z czoła.

- Biorę co moje - i nic tu po nim. Zgarnął ten fragment buchorożca do torby, z którą tutaj przyszedł i zniknął ze Szczekającego Psa, chociaż nie był to koniec zadań na jego liście. Kiedy po rozwiązaniu sytuacji Yaxley próbowała opuścić bar, Degenhardt wynurzył się z cienia i wręczył jej woreczek ze srebrem. - Gratulacje, teraz każdy z tych typów powiąże nasze twarze ze sobą - rzucił, a później zmierzył ją spojrzeniem. - Nie spodziewałem się tego. - Ale to nie było nic, co mogłoby go w jakikolwiek sposób zachwycić.

Tak się więc rozstali i nic nie wskazywało na to, aby mieli spotkać się w najbliższym czasie.

Postać opuszcza sesję


they should be
t e r r i f i e d
of me
Szelma
Yes, it's dangerous.
That's why it's fun.
Od czego warto zacząć? Ród Yaxley ma w swoich genach olbrzymią krew. Przez to właśnie Geraldine jest dosyć wysoka jak na kobietę, mierzy bowiem 188 cm wzrostu. Dba o swoją sylwetkę, jest wysportowana głównie przez to, że trenuje szermierkę, lata na miotle, biega po lasach. Przez niemalże całe plecy ciągnie się jej blizna - pamiątka po próbie złapania kelpie. Rysy twarzy dość ostre. Oczy błękitne, usta różane, diastema to jej znak rozpoznawczy. Buzię ma obsypaną piegami. Włosy w kolorze ciemnego blondu, gdy muska je słońce pojawiają się na nich jasne pasma, sięgają jej za ramiona, najczęściej zaplecione w warkocz, niedbale związane - nie lubi gdy wpadają jej do oczu. Na lewym nadgarstku nosi bransoletkę z zębów błotoryja, która wygląda jakby lewitowały. Porusza się szybko, pewnie. Głos ma zachrypnięty, co jest pewnie zasługą papierosa, którego ciągle ma w ustach. Pachnie papierosami, ziemią i wiatrem, a jak wychodzi z lasu do ludzi to agrestem i bzem jak jej matka. Jest leworęczna.

Geraldine Yaxley
#8
17.07.2024, 22:05  ✶  

Cóż chyba nie wydawało jej się, że tak prosto będzie ich ze sobą powiązać. Może było to złe rozumowanie, ale najwyraźniej pomogło w dobiciu targu, jakoś się dogadali, czy coś, może wcale nie była to jej zasługa. Mniejsza o to, najważniejsze, że zadziałało. Może to urok osobisty tego mordercy, kto to wie.

Równie szybko jak pojawiła się przy stoliku się od niego oddaliła. Podeszła do lady, gdzie zamówiła sobie jakieś obrzydliwe piwo. Nie spoglądała ponownie w stronę stolika, przy którym siedzieli. Czekała, aż mężczyźni się rozejdą, aby nie zwracać na siebie uwagi, chociaż na to było już chyba zbyt późno. Cóż, trudno było jej nie zauważyć z tym wzrostem, ale nie wydawała się tym jakoś specjalnie przejmować. Jak zawsze. Niczym się nie przejmowała, zawsze było jej wszystko jedno. Taki już miała charakter. Co mogliby jej udowodnić właściwie przez to co zrobiła? No nic.

Kiedy dopiła swoje piwo postanowiła opuścić pub i poczekać na zewnątrz. Zrobiła to, co do niej należało, sprawdziła towar, widziała, że to faktycznie jest buchorożec, że nikt nie chciał go oszukać.

Nie zdążyła się schować w cieniu, gdy tylko odpaliła papierosa Umbriel pojawił się za nią. Cóż, powinna dostać zapłatę za to, że wykonała swoją robotę. To było w tym najistotniejsze - pieniądze. Zapewne gdyby nie one nigdy w życiu nie pomogłaby komuś jego pokroju, no i może jeszcze przez ten list Louvaina, który ostatnio dostała, ale to tylko dlatego, że nie była do końca stabilna i sama powątpiewała w swoje zdrowie psychiczne. Wolała, aby inni nie mieli specjalnych wątpliwości co do niego.

Przejęła od niego sakiewkę. - Widać potrafię zaskakiwać. - Nie zamierzała tego komentować w inny sposób, to była tylko i wyłącznie jej decyzja, spowodowana dosyć chaotycznym temperamentem. Sama nie do końca wiedziała dlaczego to zrobiła, właściwie to wiedziała - bo chciała, ale czy to był odpowiedni argument. Pewnie nie do końca. Nigdy się tym jakoś za bardzo nie przejmowała, zawsze robiła to na co miała ochotę w danym momencie, najwyżej później będzie musiała za to zapłacić, bo to pierwszy raz.

Skinęła mu jeszcze głową na pożegnanie, poczekała aż się oddali. Dopiero wtedy schowała sakiewkę do kieszeni płaszcza. Jej moralność... w sumie przestawała istnieć, kiedy chodziło o pieniądze. Był to moment, w którym przymykała oko na to, kim byli jej klienci. Jeden z powodów dla których nie opowiedziała się po żadnej ze stron konfliktu. Można to było odebrać jako coś egoistycznego, zresztą może nawet zahaczającego o hipokryzję, bo sama mówiła, że nie ma nic przeciwko temu, aby mugolacy żyli sobie w ich świecie, ale nic z tym nie robiła. Nie oficjalnie, oczywiście, że gdyby jakiś znalazł się w zagrożeniu blisko niej to by mu pomogła, ale nie zamierzała się wychylać. Nie wydawało jej się to potrzebne, nie na tym etapie konfliktu. Może kiedyś przyjdzie czas i na nią, nie wydawało jej się jednak, że miałoby to nastąpić zbyt szybko. Za wiele od tego zależało. Wbrew pozorom Yaxley ceniła sobie swoje pochodzenie, dbała o to, aby ich rodzina nadal była w miarę odpowiednio postrzegana wśród czystokrwistych czarodziejów, bo w ich świecie było to dosyć mocno istotne. Przez lata pracowali na swoją pozycję, ostatnio może nie było najłatwiej im jej utrzymać, jednak nie zamierzała tego oddać ot tak.

Oparła się jeszcze o ścianę budynku, powoli paliła swojego szluga zastanawiając się nad tym, co będzie robić jutro. Czy będzie to spokojna noc, czy po raz kolejny nawiedzą ją koszmary związane z bratem bliźniakiem, który zamierzał ją zeżreć? Ostatnio nic nie było pewne, życie wymykało się jej z rąk i każdy dzień wydawał się ją w tym utwierdzać. Musiała się pogodzić z tym, że tak jest.

Kiedy dopaliła peta rzuciła niedopałek na ziemię i przygasiła go swoim ciężkim butem. Naciągnęła kaptur na głowę. Jako, że noc była całkiem przyjemna, ciepła, postanowiła, że wróci do domu spacerem. Może nie było to zbyt blisko, jednak nigdzie jej się przecież nie spieszyło. Miała chęć napawać się tym przyjemnym, letnim, nocnym powietrzem. W końcu nie miała pojęcia ile takich nocy jeszcze było przed nią i czy akurat ta nie będzie ostania. Przecież polowała na nią bestia, która mogła wyłonić się z ciemności w każdej chwili, trochę ją to przerażało, a wcale nie tak łatwo było przestraszyć pannę Yaxley, widać ostatnio wiele się zmieniło.


Koniec sesji
« Starszy wątek | Nowszy wątek »

Użytkownicy przeglądający ten wątek:
Podsumowanie aktywności: Geraldine Yaxley (1531), Pan Losu (4), Umbriel Degenhardt (1609)




  • Pokaż wersję do druku
  • Subskrybuj ten wątek

Przydatne linki
Kolejeczka
Tryb normalny
Tryb drzewa