• Londyn
  • Świstoklik
    • Mapa Huncwotów
    • Ulica Pokątna
    • Aleja horyzontalna
    • Ulica Śmiertelnego Nokturnu
    • Ministerstwo Magii
    • Klinika Św. Munga
    • Niemagiczny Londyn
    • Dolina Godryka
    • Little Hangleton
    • Wyspy Brytyjskie
    • Reszta świata
    • Zmieniacz czasu
    • Opisy lokacji
  • Dołącz do gry
  • Zaloguj się
  • Postacie
  • Accio
  • Indeks
  • Gracze
  • Accio
Secrets of London Poza schematem Retrospekcje i sny v
« Wstecz 1 … 10 11 12 13 14 Dalej »
[31.10.1965r.] Ministerstwo Magii, Archiwum || Eden & Erik

[31.10.1965r.] Ministerstwo Magii, Archiwum || Eden & Erik
prodigal daughter
I knew one day I'd have to watch powerful men burn the world down
I just didn't expect them to be
such losers
Wysoka na 175cm, jasnowłosa zjawa. Jest niezwykle szczupła, wręcz na granicy chorobliwości; lekko zapadnięte policzki ukrywa dobrze dobranym makijażem, którego nieodłączną częścią są usta pomalowane czerwoną szminką. Włosy ma proste i długie, sięgające lędźwi, zwykle nosi je rozpuszczone. Zawsze bardzo elegancko ubrana, najczęściej w stonowane barwy - nie jest zwolenniczką jaskrawych odcieni i mieszania kolorów. Nie lubi też przepychu; widać, że nie szczędzi pieniędzy na dobrej jakości ubiór, lecz nie obwiesza się biżuterią i tym podobnym. Porusza się bardzo zgrabnie, ale pewnie. Zawsze patrzy ludziom prosto w oczy podczas rozmowy, mając przy tym ciemne, przenikliwe spojrzenie. Zwykle mówi w bardzo spokojnym, niskim, nieco zachrypniętym tonie. Ma bardzo przejrzysty akcent, wyraźnie wymawia słowa, po sposobie mowy słychać, że to ktoś z dobrego domu, ktoś świetnie wykształcony.

Eden Lestrange
#1
28.10.2022, 20:36  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 21.01.2023, 15:26 przez Morgana le Fay.)  
Rozliczono - Erik Longbottom - osiągnięcie "Piszę, więc jestem"


31/10/1965
Ministerstwo Magii, Departament Przestrzegania Prawa Czarodziejów
Archiwum
~*~
Eden Malfoy & Erik A. Longbottom



Eden była bardzo niezadowolona z faktu, że nie dostała dnia wolnego w Samhain.
Oczywiście nie była jakoś wybitnie wierząca, o ile w ogóle. Nawet gdyby siedziała teraz w domu, nie oddawałaby czci zmarłym, nie wzywałaby duchów. Miała przyjaciółkę, która próbowała ją przekonać ją co roku do seansu z tej okazji, ale Malfoy stąpała zbyt twardo po ziemi, by interesować się tymi, którzy wylądowali dwa metry pod nią. Niemniej z chęcią wpadłaby do niej, napiła się czegoś, ponarzekała na różne rzeczy. A jednak musiała siedzieć w robocie.
Szef argumentował swoją decyzję tym, że licho nie śpi i nie patrzy na to, że jest święto. Oczywiście miał rację, ale Eden ów licho miała głęboko w poważaniu. Tak samo jak nie obchodziło ją, że inni wyprzedzili ją z prośbami o wolne, stąd też siłą rzeczy musiała być na straży, bo Biuro Aurorów świeciłoby pustkami. Mogłoby świecić nawet barwami całej tęczy; Eden marzyła o leżeniu w grobowych ciemnościach i grobowej ciszy na swojej kanapie.
Dlatego w ramach buntu zdecydowała się udawać, że pracuje. Oczywiście poza byciem niebywale zgryźliwą, bo musiała dać znać wszystkim, że nie chce tu być i sprawić, że pożałują decyzji o trzymaniu jej tutaj. Po pewnym czasie chyba zauważyli, że robi to umyślnie (a nie odruchowo, jak zazwyczaj), więc wysłali ją gdzieś, gdzie nie będą musieli się z nią użerać. Mianowicie kazali jej sprawdzić, czy jej nie ma w archiwum.
Miała odnieść kilka teczek, a potem znaleźć coś jeszcze. Pierwszą rzecz zrobiła od ręki, nie chcąc użerać się z ciężarem. Szukaniem zaś nie zajęła się tak szybko, bo odkładając akta na miejsce zrozumiała, że jest tutaj sama, a ponadto jest tu dość ciemno i cicho. Jak się nie ma, co się lubi, to się lubi co się ma.
Jakimś cudem wspięła się na jedną z drewnianych, długich szafek. Strzepała większość kurzu, wzięła losowe akta, które były na najwyższej półce tuż pod nią. A potem położyła się ze zgiętymi kolanami i zaczęła przeglądać teczkę, jakby to był magazyn Czarownica.
I przez dłuższą chwilę świetnie się bawiła, przynajmniej do momentu, gdy nie usłyszała, że ktoś wchodzi do środka.
Wsunęła się głębiej pod ścianę, jakby liczyła, że jej jasnowłosa czupryna zleje się z ciemnością, przytuliła do swojej piersi akta i miała nadzieję, że ktokolwiek wszedł do archiwum, to na tej szafie jej nie zauważy. W końcu kto patrzyłby tak wysoko w górę? Eden była skitrana tak na oko na wysokości dwóch metrów. Większość osób musiałoby zadrzeć głowę, by taki wagarowicz rzucił się im w oczy. Zwłaszcza że robiła wszystko, by nie zostać spostrzeżoną. Nawet na chwilę przestała oddychać, byle tylko mogła zostać tu sama.


I was never as good as I always thought I was
— but I knew how to dress it up —
I was never satisfied, it never let me go
just dragged me by my hair and back on with the show

~♦~
viscount of empathy
show me the most damaged
parts of your soul,
and I will show you
how it still shines like gold
wiecznie zamyślony wyraz twarzy; złote obwódki wokół źrenic; zielone oczy; ciemnobrązowe włosy; gęste brwi; parodniowy zarost; słuszny wzrost 192 cm; wyraźnie zarysowana muskulatura; blizna na lewym boku po oparzeniu; dźwięczny głos; dobra dykcja; praworęczny

Erik Longbottom
#2
29.10.2022, 01:28  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 03.11.2022, 15:44 przez Erik Longbottom.)  

Raczej mało kto byłby autentycznie zadowolony z tego, że przypada mu wątpliwy przywilej pełnienia służby akurat podczas jednego z ważniejszych świąt w kalendarzu czarodziejów. Bądź co bądź, nawet jeśli ktoś nie angażował się w obrzędy związane z uroczystością, tak można było przecież świętować na wiele różnych sposobów. Święto ciemności można było spędzić na wiele sposobów.

Niektórzy próbowali obłaskawić królestwo zaświatów, a inni starali się trzymać od niego jak najdalej, aby nie kusić losu. Co zrobiłby Erik? Czy poszedłby tego dnia wcześniej do łóżka, aby złapać parę dodatkowych godzin snu? A może instynkt podpowiedziałby mu, że powinien wybrać się do jednego z lokalnych pubów i tam wlać w siebie parę kolejek?

Zawsze jest jeszcze opcja spędzenia wieczoru w towarzystwie rodziny, pomyślał, chociaż wiedział, że gdy już skończy dzisiaj pracę, to nie będzie sensu organizować żadnego wydarzenia. Nawet nie tyle zaproponowano mu przyjście dzisiaj do pracy, aby uratować jednego z kolegów, ile poinformowano go poprzedniego dnia, że ma przyjść i żeby nie dyskutował. Cóż, chyba i tak by nawet nie próbował.

Do archiwum sprowadził go jeden celów do wypełnienia na ten dzień: przygotowani kopii raportów w celu przekazania ich na dniach detektywom Brygady Uderzeniowej. Po wejściu do środka zamknął za sobą cicho drzwi i ruszył w stronę jednej szef, zupełnie nie zwracając uwagi na otoczenie, a zamiast tego nucąc sobie pod nosem jedną z piosenek, którą usłyszał wcześniej w radio. Zupełnie nieświadomy obecności Eden w pomieszczeniu, minął ją i skręcił w inny dział archiwów, aby tam poszukać potrzebnych dokumentów.

Po niespełna dwóch minutach miał już w rękach potrzebne teczki i już miał udać się do wyjścia, gdy kątem oka dostrzegł jakąś kobietę leżącą na regale. Zrobił jeszcze dwa kroki, a potem się zatrzymał. Zmarszczył brwi i zwrócił oczy w bok. Gdy jego spojrzenie padło na oczy Eden, aż podskoczył przestraszony. W co ona się tutaj bawiła, żeby tak ludzi porządnych straszyć!

— Na rany Merlina, wystraszyłaś mnie! — wymamrotał, pocierając koszulę w okolicy serca, jak gdyby miało to pomóc mu się uspokoić. Spojrzał na dziewczynę oskarżycielskim wzrokiem, wyraźnie szukając wymówki, aby obwinić ją za swoją własną nieuwagę. Co ona w ogóle tutaj robiła? — Zlecili ci jakieś tajne prace na wysokościach, czy skazali na wygnanie z Biura Aurorów, że się tak czaisz?

Podszedł bliżej i oparł się o ścianę, wspierając głowę na ramie jakiegoś tandetnego obrazka, który został wywieszony w archiwum dla ozdoby. Jakby to miejsce potrzebowało jakichkolwiek walorów estetycznych, aby spełniać swoją funkcję. Nie było to miejsce, w którym pracownicy prowadzili długie debaty, toteż raczej nie mieli zbytnio okazji ku temu, aby docenić niewątpliwy kunszt, z jakim zadbano o szczegóły wystroju tego pomieszczenia. Jeszcze brakowało, żeby postawili paprotkę na środku korytarza.

Erik zadarł minimalnie głowę w górę, aby lepiej widzieć Eden.

— Potrzebujesz pomocy, żeby zejść, czy czujesz się komfortowo tam na górze? — spytał, uśmiechając się kącikiem ust. Dalej dochodził do siebie po tym ataku na swoją osobę. A gdyby dostał zawału? Co by wtedy było?



the he-wolf of godric's hollow
❝On some nights, the moon thinks about ramming into Earth,
slamming into civilization like some kind of intergalactic wrecking ball.
On other nights, it's pretty content just to make werewolves.
❞
prodigal daughter
I knew one day I'd have to watch powerful men burn the world down
I just didn't expect them to be
such losers
Wysoka na 175cm, jasnowłosa zjawa. Jest niezwykle szczupła, wręcz na granicy chorobliwości; lekko zapadnięte policzki ukrywa dobrze dobranym makijażem, którego nieodłączną częścią są usta pomalowane czerwoną szminką. Włosy ma proste i długie, sięgające lędźwi, zwykle nosi je rozpuszczone. Zawsze bardzo elegancko ubrana, najczęściej w stonowane barwy - nie jest zwolenniczką jaskrawych odcieni i mieszania kolorów. Nie lubi też przepychu; widać, że nie szczędzi pieniędzy na dobrej jakości ubiór, lecz nie obwiesza się biżuterią i tym podobnym. Porusza się bardzo zgrabnie, ale pewnie. Zawsze patrzy ludziom prosto w oczy podczas rozmowy, mając przy tym ciemne, przenikliwe spojrzenie. Zwykle mówi w bardzo spokojnym, niskim, nieco zachrypniętym tonie. Ma bardzo przejrzysty akcent, wyraźnie wymawia słowa, po sposobie mowy słychać, że to ktoś z dobrego domu, ktoś świetnie wykształcony.

Eden Lestrange
#3
29.10.2022, 23:23  ✶  
Czuła się nieprawdopodobnie niedorzecznie.
Niczym ofiara włamywacza, który niebawem miał okazać się seryjnym mordercą, kryła się w kącie i trzymała rękę na swoich ustach, żeby stłumić dźwięk swojego własnego oddechu. Zużywała całe swoje samozaparcie, żeby nie drgnąć i nie poruszyć regału pod sobą, a naprawdę zaczynała ją swędzieć stopa. Szafy były solidne i stabilne, ale miała dzikie przeczucie, że ironia losu w takich momentach potrafiła być na tyle perfidna, by przebić w tej dziedzinie samą Malfoy. Niechybnie zaraz okazałoby się, że jednak ze wszystkich możliwych kryjówek wybrała taką, która zawali się pod jej ciężarem teatralnie akurat wtedy, kiedy nieproszony gość stanie tuż obok.
Niebywałe, do jakiego żałosnego poziomu potrafiła się zniżyć, by zaznać chwili samotności.
Jako iż ciekawość była pierwszym stopniem do piekła, a Eden od dawna była już w piwnicy, poczuła podskórną potrzebę zobaczenia, kto taki wszedł do archiwum, gdy zaczęła słyszeć zbliżające się kroki, a wraz z nimi melodyjne nucenie. Obróciła więc głowę najwolniej, jak tylko zdołała, by dostrzec rysy twarzy mężczyzny.
Gdy spojrzała, akurat ją minął; zobaczyła tylko plecy.
Cholera.
Lada moment wkroczył w inny dział, więc zupełnie straciła go z oczu. Przeklinała w duszy, choć doskonale wiedziała, że w domu dostałaby za to srogą reprymendę, bo taki rynsztokowy zasób słownika nie przystoi damie. Gdyby była cokolwiek wierząca, modliłaby się teraz, żeby siły nadprzyrodzone szepnęły mu do ucha, że ma się zwijać w podskokach na jednej nodze, bo zostawił żelazko na gazie i dzieci bez opieki. Cokolwiek, nawet psa w piekarniku.
Wtem usłyszała ponownie dźwięk kroków. Chyba wychodził. Zamknęła oczy, ponownie schowała usta w dłoniach i powtarzała w myślach, niczym mantrę, "Idź sobie, idź sobie, idź sobie".
Nie wytrzymała i znowu spojrzała, obserwując niczym pająk w kącie sufitu, jak mija regał, na którym leży. Plus tej decyzji był taki, że w końcu zobaczyła, kto to jest - Longbottom. Minus był taki, że ten nieszczęsny Longbottom miał taki sam pomysł i teraz patrzyli na siebie jak sroka w gnat.
W przeciwieństwie do Erika nie wystraszyła się. Wręcz przeciwnie; widząc jego stan przedzawałowy uśmiechnęła się do siebie, rozumiejąc wreszcie kuriozum sytuacji oraz swoją przewagę. I nawet nie chodziło o to, że miała na niego lepszy widok z góry - przecież nie była snajperem.
- Owszem, działam tak na mężczyzn - odparła spokojnie, kiedy zarzucił jej, że go śmiertelnie wystraszyła. Przekręciła się w tym momencie na bok, kładąc się niczym modelka na szezlongu znanego malarza, podpierając przy tym głowę prawą dłonią. - Z okazji Samhain nawiedzam Ministerstwo Magii już za życia. Można powiedzieć, że stanęłam na wysokości zadania. - Uśmiechnęła się perliście z dziwną nutką satysfakcji, jednak nie było raczej to zadowolenie z własnych gier słownych. Było w tym coś zabawnego, że ze wszystkich osób trafiła na złotego chłopca departamentu. - Słyszałam, że mugole z tej okazji nawiedzają ludzi w ramach zabawy "cukierek albo psikus". Wygląda na to, że jestem psikusem, a ty... - nie dokończyła, jedynie zachichotała nagle rozbawiona, chyba bardzo zadowolona z faktu, że udało się jej go przestraszyć. Chyba była w tym momencie bardziej ukontentowana wizją możliwości wodzenia go za nos, niż bycia pozostawioną samą sobie.
- Wyglądam na damę w opałach? - zapytała, przechylając głowę. Chyba skoro sama się wdrapała na tę szafę, to raczej przewidywała, że będzie umiała zejść. Niemniej podniosła się z pozycji półleżącej, siadając w pionie, po czym spuściła nogi przed twarz Erika. Spojrzała na niego z góry, trzymając dłońmi brzegi regału. - Mogę zejść do twojego poziomu albo możesz wspiąć się na mój. Polecam opcję numer dwa, widoki są nieziemskie - rzuciła, nie spuszczając wzroku z jego twarzy. - Podsadzić cię, skarbie? Potrzymać ci akta? A może się boisz, że szafka się pod naszą dwójką zawali? - zaczęła zadawać pytania takim tonem, jak mówi się albo do małego dziecka, albo do wyjątkowo uroczego pieska. Ściągnęła brwi, jakby patrzyła z troską i szczerą chęcią pomocy, ale nie umiała manipulować spojrzeniem na tyle, by wyglądało to wiarygodnie.
A może po prostu nie chciała, żeby tak było.


I was never as good as I always thought I was
— but I knew how to dress it up —
I was never satisfied, it never let me go
just dragged me by my hair and back on with the show

~♦~
viscount of empathy
show me the most damaged
parts of your soul,
and I will show you
how it still shines like gold
wiecznie zamyślony wyraz twarzy; złote obwódki wokół źrenic; zielone oczy; ciemnobrązowe włosy; gęste brwi; parodniowy zarost; słuszny wzrost 192 cm; wyraźnie zarysowana muskulatura; blizna na lewym boku po oparzeniu; dźwięczny głos; dobra dykcja; praworęczny

Erik Longbottom
#4
31.10.2022, 19:48  ✶  

Cóż, granica między strachem a uwielbieniem często była cienka i mało widoczna. Wystarczył bardziej odpowiedni dobór słów, mniej dosadne słownictwo, a frazy, które co poniektórzy uznaliby za zbyt śmiałe, mogły przekształcić się w pociągające sformułowania o potężnej sile przebicia.

— Nie powinnaś tego zdradzać, jeśli to faktycznie na co dzień działa — stwierdził z dezaprobatą, jakby był rodzicem zwracającym się do dziecka lub starszym bratem upominającym młodsze rodzeństwo. — Ktoś niepowołany mógłby to usłyszeć i ukraść twój pomysł. Wyobrażasz sobie pół departamentu leżącego na szafach w walentynki, aby znaleźć sobie drugą połówkę?

Pokręcił głową. A to był taki świetny sposób na złapanie czyjegoś zainteresowania. Eden chyba nie miała pojęcia, jak duży wpływ mogłaby mieć na kształtowanie pewnych zachowań w ich departamencie, gdyby tylko tego chciała. Wiele kobiet pewnie zazdrościło jej tego, że potrafiła zachowywać się i działać na swój własny, wyjątkowy sposób bez żadnego skrępowania. Mogłaby wyznaczać trendy. Och, to na pewno wywołałoby popłoch u paru osób, które się jej nieco... bały.

— Mimo wszystko, powinnaś uważać. Jeszcze ktoś wyzionie ducha w to hmm święto duchów — odparł, krzywiąc się lekko.

Może i mógł wyćwiczyć charyzmę, ale miał wrażenie, że przegrywał w kwestii gierek słownych z kimś pokroju panny Malfoy. Czasami miewał momenty geniuszu, gdy rzucił dobrą ripostę, ale często chwilę później wpadał w panikę, orientując się, że sam podnosi sobie poprzeczkę, wyzywając potencjalnego rywala na słowny pojedynek. Erik zastukał palcem o obraz, o którego ramę się opierał. Wbił nieśmiały wzrok w podłogę, podnosząc go jednak co chwilę na Eden.

— Tak? Kim jestem? Zapracowanym człowiekiem? Merlinowi ducha winnym mężczyzną, który był obserwowany z ukrycia w samym środku archiwum? Kimś odrywanym od obowiązków służbowych, gdy tylko zobaczy, że ktoś siedzi na szafie? — Zrobił dramatyczną pauzę. — Cukiereczkiem o smaku dyni?

Wzniósł oczy ku niebu. Cóż, robienie z siebie obiektu kpin uchodziło w jego oczach za rozwiązanie. Jakieś. Może nie najlepsze pod słońcem, ale wciąż jakieś. Adekwatne? Może nie? Ciężko stwierdzić. Miał jednak tę przewagę, że w tej chwili nie musiał błyszczeć przed aparatami i zgrają dziennikarzy, a miał do czynienia tylko z jedną koleżanką z pracy.

— O, nienienie. To podchwytliwe pytanie. Nie dam się wrobić! — rzucił z miną znawcy, machając palcem wskazującym w powietrzu.

Nieco się zaczerwienił na propozycję zniżenia się do jego poziomu. Otworzył usta, ale potem je zamknął, jakby nie do końca zrozumiał, czy był to swego rodzaju przytyk, czy też zwinna kontynuacja gry słownej blondynki.

— Cóż, dobrze wychowany człowiek nie sprzeciwia się damie. Zazwyczaj — zauważył, nie chcąc kreować się na kompletnie uległą jednostkę, która zrobi wszystko, co mu się powie. Miał trochę godności, a nawet poczucia własnej wartości. Oparł dłonie o regał, jakby sprawdzając, czy jest wystarczająco stabilny.

Przechylił głowę w bok, jakby rozkładał na czynniki pierwsze, to co właśnie powiedziała do niego kobieta. Czy ona właśnie zasugerowała mu, że był gruby? Poklepał się lekko po brzuchu, jakby miało mu to pomóc ocenić, czy faktycznie przytył. Wydawało mu się, że utrzymywał w miarę stabilną wagę w ostatnich miesiącach. Z drugiej strony, ostatnio trafiło mu się parę dużych kolacji w mieście... Może jednak? Nie, niemożliwe, pomyślał, chociaż dalej miał wątpliwości.

— Czego jak czego, ale przytyku do mojej wagi, to się po panience nie spodziewałem, panno Malfoy — wymamrotał z zawodem, wskakując na regał. Stłumił kichnięcie od kurzu, który wzbił się akurat w powietrze.

Przez dłuższą chwilę rozpychał się na swoim miejscu, starając się ułożyć ciało w taki sposób, aby nie uderzać czubkiem głowy o sufit przy najmniejszym ruchu. Wyglądał na nieco zagubionego, funkcjonując w takim miejscu. Nie czuł się też zbyt komfortowo, co można było dostrzec po tym, że cały się spiął. Eh, niby tyle pracy w siebie włożył, a dalej można było go względnie łatwo odczytać.

— Faktycznie, widok jest majestatyczny — potwierdził uprzejmie, podrygując powoli w powietrzu skrzyżowanymi w okolicy kostek nogami. — Często tu przychodzić, obserwować i straszyć ludzi mojego pokroju? Czy to po prostu jeden z tych dni, gdy naprawdę potrzebujesz takiej rozrywki?



the he-wolf of godric's hollow
❝On some nights, the moon thinks about ramming into Earth,
slamming into civilization like some kind of intergalactic wrecking ball.
On other nights, it's pretty content just to make werewolves.
❞
prodigal daughter
I knew one day I'd have to watch powerful men burn the world down
I just didn't expect them to be
such losers
Wysoka na 175cm, jasnowłosa zjawa. Jest niezwykle szczupła, wręcz na granicy chorobliwości; lekko zapadnięte policzki ukrywa dobrze dobranym makijażem, którego nieodłączną częścią są usta pomalowane czerwoną szminką. Włosy ma proste i długie, sięgające lędźwi, zwykle nosi je rozpuszczone. Zawsze bardzo elegancko ubrana, najczęściej w stonowane barwy - nie jest zwolenniczką jaskrawych odcieni i mieszania kolorów. Nie lubi też przepychu; widać, że nie szczędzi pieniędzy na dobrej jakości ubiór, lecz nie obwiesza się biżuterią i tym podobnym. Porusza się bardzo zgrabnie, ale pewnie. Zawsze patrzy ludziom prosto w oczy podczas rozmowy, mając przy tym ciemne, przenikliwe spojrzenie. Zwykle mówi w bardzo spokojnym, niskim, nieco zachrypniętym tonie. Ma bardzo przejrzysty akcent, wyraźnie wymawia słowa, po sposobie mowy słychać, że to ktoś z dobrego domu, ktoś świetnie wykształcony.

Eden Lestrange
#5
02.11.2022, 21:43  ✶  
Magik może i nie powinien nigdy zdradzać swoich sztuczek, ale Eden doskonale wiedziała, że i tak wszystko ujdzie jej płazem. I już nawet nie chodziło o wpływowego ojca, czy nawet status majątkowy - samodzielnie ustanowiła swoją własną pozycję osoby, po której nie wiadomo, czego się spodziewać. A więc mogła mówić o swoich intencjach, nawet w sposób najszczerszy i z ręką na sercu, a i tak każdy podświadomie doszukiwałby się drugiego dna. Mogła wyjawiać prawdę, ale wystarczyło, że robiła to z szelmowskim uśmieszkiem na ustach, by oponent wątpił w swoją własną ocenę.
- Mogą próbować - oświadczyła nonszalancko, przekładając nogi. - Ale nigdy nie będą mną. -
Eden kipiała od pewności siebie, była zuchwała i nie znała lęku. Była świadoma, jaką wagę potrafią nieść jej słowa; zdolna byłaby do rzeczy wielkich, inspirujących nawet, gdyby tylko ktoś nie zasiał w niej zgoła odmiennych ambicji nim jeszcze zdążyła nauczyć się porządnie chodzić. Nie interesowała się ludźmi dookoła siebie, nie miała zamiaru stawać na czele maluczkich, ani nikogo ratować z opresji. Nie chodziła po tej ziemi, by wzniecać w ludziach wiarę w siebie, a raczej żeby ją kruszyć pod obcasem buta, jeśli ktoś poczuje się zbyt pewnie i odważy stanąć jej na drodze. Lecz prawdę powiedziawszy, bawiła się cudzymi uczuciami i szukała rozrywki kosztem drugiego człowieka, bo sama nie była tak naprawdę interesująca. Gdyby ktoś zapytał ją, co robi w wolnym czasie dla przyjemności, zmierzyłby się z grobową ciszą oraz mrukliwym wspomnieniem o szachach w pojedynkę.
- Nie mam pojęcia, jak smakujesz - wyznała szczerze, lustrując go od stóp do głów. Może i nie miał się za mistrza charyzmy, ale definitywnie miał coś w sobie, co przyciągało do niego ludzi. Prawdopodobnie przyzwoitą aparycję, może nawet dobrą duszę. To drugie jednak mało ją w tym momencie interesowało. - Muszę uwierzyć ci na słowo, że to smak dyniowy, chyba że pozwolisz mi się przekonać osobiście. - Po tych słowach obdarzyła go śmiałym, acz przyjaznym uśmiechem. Można było wiele złych rzeczy mówić o Eden, ale nigdy nie ingerowałaby w cudzą przestrzeń osobistą bez wyraźnego powodu. Było w niej coś z wampira, skoro nie mogła wejść ludziom na głowę bez ich zaproszenia, czyż nie? Niemniej trzeba było przyznać, że niektórzy bywali tak bezczelni, że sami się prosili o nogi podstawione w najmniej dogodnym momencie.
Nie umknęło jej uwadze, kiedy się zaczerwienił. Dosłownie poczuła zew adrenaliny, dziwną satysfakcję, że głupie gierki słowne bez pokrycia działały jak należy. Naprawdę zachwycało ją nie raz, jak niewiele trzeba było, by wprowadzić kogoś w niemałe zakłopotanie. Choć musiała przyznać, że Erik dzielnie walczył, by na takiego nie wyjść.
- Zazwyczaj, hm? - zagadnęła. - A jakie żądania stanowią wyjątek od reguły? - zapytała, szczerze ciekawa. Uniosła jedną brew, a przez cały ten czas uśmiech nie bladł na jej twarzy. Ciekawe, czego musiałaby zechcieć, żeby powiedział stanowcze nie? A może wystarczyło, żeby zrobiła to w odpowiedni sposób, żeby granica rozsądku zupełnie się rozmyła?
Zaśmiała się, kiedy zaczął wdrapywać się na górę. Usłużnie zrobiła dla niego miejsce, odsunęła z drogi akta, które wyjęła w celach poczytania.
- Panie Longbottom, w życiu nie ośmieliłabym się folgować sobie w ten sposób - powiedziała, kiedy zarzucił jej naśmiewanie się z jego rzekomej nadwagi. Przyznała to szczerze, lecz przez to, że zrobiła przy tym niewinną minkę zawstydzonej nastolatki z dobrego domu, wyglądała, jakby znowu sobie z niego żartowała. Nie byłaby w stanie przecież normalnie powiedzieć, że nie był gruby. To byłby zbyt bezpośredni komplement, jeszcze poczułby się pewny siebie i przejął stery tej konwersacji, a na to nie mogła pozwolić.
- Wiesz... - zaczęła, zastanawiając się chwilę, zanim kontynuowała myśl. - W sumie, teraz jak już tu siedzisz, to widoki na dole są rozczarowujące. - w tym momencie spojrzała na niego z zawiedzionym wyrazem twarzy i wzruszyła ramionami. Myślała, że patrzyła w niego wystarczająco intensywnie wcześniej, by zrozumiał, że gdy mówiła o nieziemskich widokach, mówiła o nim, ale najwyraźniej zbyt wiele oczekiwała.
- Wbrew pozorom nie unikam pracy w ramach sportu - oświadczyła, odgarniając włosy na plecy. - Dziś robię to w ramach manifestu, żeby już nigdy więcej nie przeszło im przez myśl, by nie dać mi możliwości wzięcia wolnego wtedy, kiedy sobie tego życzę. Docelowo wspięłam się tu, by uniknąć nieproszonego towarzystwa, ale muszę przyznać, że ty okazałeś się całkiem proszony. - Zerknęła na niego kątem oka, wydając się bardzo zadowolona. Pytanie tylko: z jego obecności czy z siebie?


I was never as good as I always thought I was
— but I knew how to dress it up —
I was never satisfied, it never let me go
just dragged me by my hair and back on with the show

~♦~
viscount of empathy
show me the most damaged
parts of your soul,
and I will show you
how it still shines like gold
wiecznie zamyślony wyraz twarzy; złote obwódki wokół źrenic; zielone oczy; ciemnobrązowe włosy; gęste brwi; parodniowy zarost; słuszny wzrost 192 cm; wyraźnie zarysowana muskulatura; blizna na lewym boku po oparzeniu; dźwięczny głos; dobra dykcja; praworęczny

Erik Longbottom
#6
03.11.2022, 20:52  ✶  

Jeśli kobiecie faktycznie zależało na tym, aby niemalże każdym swoim skinieniem wprawiać swoich rozmówców w stan wiecznej niepewności w kwestii jej prawdziwych intencja, to mogła śmiało uznać, że była całkiem blisko tego celu. A kto wie, może nawet już go osiągnęła, ale nie odeszła od planszy, aby wprowadzić na pole gry jeszcze więcej chaosu i napawać się tym, że ograła wszystkich, którzy potencjalnie mogliby stawić jej czoła. Tak, to było dosyć prawdopodobne.

— To oczywiste. Ciężko dotrzymać kroku ideałowi, nie mówiąc już o jego całkowitym podrobieniu. Zwłaszcza gdy tym ideałem jest ktoś tak bardzo niepowtarzalny w swym jestestwie — stwierdził z minimalnym uśmieszkiem, obserwując manierę panny Lestrange. Miała o sobie wysokie mniemanie, to było widać. — Niektórzy pewnie i tak spróbowaliby się do ciebie upodobnić, żeby zasmakować, jak to jest posiadać tak dobrze rozwiniętą pewność siebie.

Nie byłby zdziwiony, gdyby do podobnego scenariusza doszło już za czasów, gdy dziewczyna uczęszczała do Hogwartu. Znając ją teraz, mógł tylko zgadywać, o ile bardziej wyraźnie mogły się wówczas rysować jej cechy charakteru. Na pewno ściągała na siebie uwagę innych, zarówno tą dobrą, jak i złą. Jakaś szara myszka, spragniona zmiany wizerunku, mogła w przeszłości spróbować odwzorować styl blondynki, sądząc, że coś tak trywialnego, jak zmiana fryzury czy stylu ubioru sprawi, że uszczknie nieco tego, co sprawiało, że Eden była... Cóż, Eden.

— Chociaż zapewne niezbyt by cię to obeszło, nieprawdaż? Wystarczyłoby jedno spojrzenie kątem oka, żebyś pogoniła komuś kota. Nawet nie musiałabyś kończyć zdania, żeby sprawić, że druga osoba poczuła się wyobcowana i nie na miejscu.

Byłbym przerażony, gdybyś wiedziała, pomyślał. Nagle przestając na dłuższą chwilę machać w powietrzu nogami, kiedy zdał sobie sprawę z taksującego jego sylwetkę spojrzenia. Miał dziwne przeczucie, że atmosfera między nimi uległa minimalnej zmianie. Nie w kontekście bliskości czy intymności, a tego, jak postrzegana była jego osoba. Czuł się, jakby był poddawany testowi, jak w wywiadzie, gdy dziennikarz stara się znaleźć słaby punkt swojego gościa, aby wiedzieć, gdzie może bez wahania nacisnąć.

— Chyba będziesz musiała. — Zmrużył oczy, usiłując znaleźć sposób na odbicie piłeczki, póki ta była jeszcze w locie. — Osobiście wolę stopniowo odkrywać kolejne karty, zamiast wykładać od razu całą talię na stół. Zdradzenie wszystkich tajemnic i szczegółów przy pierwszej nadarzającej się okazji wydaje się... pospolite. Nie płynie z tego żadna frajda.

Prawda spleciona z niedopowiedzeniem. Nie uważał osób otwartych i chętnych do dzielenia się swoimi najgłębszymi przemyśleniami za nierozważnych. Przynajmniej do pewnego stopnia. Sam jednak preferował, gdy relacje rozwijały się stopniowo, gdzie każdy schodek prowadzący na szczyt niósł ze sobą zupełnie nowy zestaw informacji czy wartych rozważenia punktów widzenia. Pokonanie schodów w dwóch susach bywało nęcące z uwagi, ale było też ryzykowne.

Nie był to najlepszy występ w jego życiu, ale nie miał zamiaru wywiesić białej flagi tylko dlatego, że druga strona postanowiła skorzystać z, elegancko mówiąc, mało wyrafinowanego zestawu broni. A i tak jej sposób zadziałał, pomyślał, odczuwając lekką ciepłotę swoich policzków.

— Poza tym cierpliwość jest cnotą. — Wzruszył lekko ramionami, starając się nie uderzyć przy tym ruchu głową o sufit. — Mógłbym pozwolić ci nad tym podumać jakiś czas. Zaczęłabyś rozkładać moją osobę na czynniki pierwsze, starając się przewidzieć, jaka jest prawda, aż w końcu przerodziłoby się to w fascynację. Być może nawet zaczęłabyś prosić, żebym zdradził ci, jak to ze mną jest.

Uśmiechnął się do siebie niepewnie. Znając opinie krążące na temat Eden w departamencie, ciężko byłoby mu uwierzyć, że była przyzwyczajona do proszenia o cokolwiek. Zwłaszcza jeśli chodziło o tak trywialną sprawę, jak osoba jakiegoś tam Erika. Może nie władał orężem, jakim było słowo z równą wprawnością, co jego konkurentka, ale na sztukę oratorską składało się wiele czynników. Być może młody Longbottom właśnie testował efektywność jednego z nich?

— Hmm. — Założył ręce na piersiach, ściągając lekko brwi, jak gdyby starał się znaleźć w swoim umyśle odpowiednią szufladkę. — Chyba mam za dużo zasad, którymi chciałbym się kierować w życiu. A od każdej zasady mógłbym podyktować całą listę wyjątków, podając za przykład okoliczności, których szansa na spełnienie jest bliska zeru. Aczkolwiek w dużym skrócie: zmuszanie mnie do łamania moich osobistych zasad moralnych, etycznych i tych wynikających z chęci zachowania przyzwoitości w tym pełnym szaleństw świecie.

Na jego twarz wdarł się krzywy grymas. Raczej nie takiej odpowiedzi oczekiwała Eden, być może licząc, że Erik, chcąc kontynuować tę jakże intensywną wymianę zdań, po prostu rzuci kilkoma prostymi przykładami. Zamiast tego zaprezentował co najwyżej kategorie, które chciałby, aby były nienaruszalne przy udzielaniu wsparcia innym. Zdecydowanie nie była to najbardziej wyszukana riposta.

— Domyślam się. Kiedy mamy coś na własność i nie musimy się tym dzielić, postrzegamy to jako coś wyjątkowego. A potem przychodzą inni ludzie i dany fenomen powszednieje — rzucił bez większego namysłu, nie zdając sobie sprawy z tego, że Lestrange mówi o nim.

Powiódł wzrokiem za jej dłonią, gdy odgarniała swoje włosy za ramię, aby koniec końców opadły na jej plecy. Zwykły gest, na który nie zwróciła większej uwagi, czy skrzętnie wyuczony ruch aktorki mający na celu przykuć uwagę do jej osoby? Erik nie miał szansy zgłębić tej myśli dostatecznie mocno, gdyż z ust kobiety padło coś, co nosiło znamiona komplementu. Aż go zatkało.

— Zaszczyt to dla mnie. — potwierdził uprzejmie z ostrożnym uśmiechem. Jeśli było to autentyczne pochlebstwo, to chyba powinien zapisać tę datę w kalendarzu, po powrocie do biura. Miał wewnętrzne przeczucie, że mało kto był obdarowywany tego rodzaju prezentem przez Eden. Mile połechtało to jego ego, musiał przyznać. — Muszę przyznać, że i do mnie przemawia dramaturgia sceny, w jakiej się znaleźliśmy. Dobry, materiał na sztukę teatralną. Dwie zagubione dusze o zupełnie różnych temperamentach znajdują siebie nawzajem w niedostępnej dla pospólstwa skarbnicy wiedzy wielkiego rządu. Kto wie, na jakie pomysły mogłyby wpaść te duszyczki, mając dostęp to takich zasobów?

Jakby dla podkreślenia wagi swoich słów, rozpostarł ręce, prezentując jakże epicką scenerię w formie szafek i regałów wypchanych po brzegi różnej maści dokumentami, oficjalnymi notkami i księgami dotyczących dawnych spraw. Może nie było tutaj wystarczająco dużo haków, aby przejąć władze nad światem, ale aby zamieszać nieco w londyńskim półświatku? To było już nieco bardziej prawdopodobne. Chyba powinni się skontaktować z jakimś pisarzem, aby przeniósł ten pomysł na papier.



the he-wolf of godric's hollow
❝On some nights, the moon thinks about ramming into Earth,
slamming into civilization like some kind of intergalactic wrecking ball.
On other nights, it's pretty content just to make werewolves.
❞
prodigal daughter
I knew one day I'd have to watch powerful men burn the world down
I just didn't expect them to be
such losers
Wysoka na 175cm, jasnowłosa zjawa. Jest niezwykle szczupła, wręcz na granicy chorobliwości; lekko zapadnięte policzki ukrywa dobrze dobranym makijażem, którego nieodłączną częścią są usta pomalowane czerwoną szminką. Włosy ma proste i długie, sięgające lędźwi, zwykle nosi je rozpuszczone. Zawsze bardzo elegancko ubrana, najczęściej w stonowane barwy - nie jest zwolenniczką jaskrawych odcieni i mieszania kolorów. Nie lubi też przepychu; widać, że nie szczędzi pieniędzy na dobrej jakości ubiór, lecz nie obwiesza się biżuterią i tym podobnym. Porusza się bardzo zgrabnie, ale pewnie. Zawsze patrzy ludziom prosto w oczy podczas rozmowy, mając przy tym ciemne, przenikliwe spojrzenie. Zwykle mówi w bardzo spokojnym, niskim, nieco zachrypniętym tonie. Ma bardzo przejrzysty akcent, wyraźnie wymawia słowa, po sposobie mowy słychać, że to ktoś z dobrego domu, ktoś świetnie wykształcony.

Eden Lestrange
#7
07.11.2022, 00:33  ✶  
Spojrzała na chłopaka spod byka, słysząc, że niewiele więcej trzeba, by komukolwiek odebrało mowę. Czy zezłościł ją tak zuchwałym podsumowaniem jej osoby? Wyglądała, jakby naprawdę chciała, żeby pożałował swoich słów - zastygła w ruchu, patrząc jedynie na niego z boku, świdrując go wzrokiem, nie spuszczając swoich z oczu z niego. Czy nie spodobał się jej zarzut braku empatii? Może wizja osób naśladujących ją, tworząc tym samym marne, nic niewarte kopie?
A może właśnie chciała, by poczuł się wyobcowany? Zupełnie nie na miejscu?
Zaśmiała się w końcu serdecznie. Spuściła spojrzenie, jakby nieśmiało, po czym odgarnęła niesforne kosmyki włosów za prawe ucho.
- Całe szczęście tobie to nie grozi - wyznała wreszcie, uśmiechając się enigmatycznie. Czyżby tylko się naigrywała? Testowała jego cierpliwość, wytrzymałość psychiczną? A może faktycznie wpierw poczuła się urażona, ale jako dobrze wychowana dama z dobrego domu schowała kaprysy do kieszeni, dając wygrać dobrym manierom? Kto wie?
Skrzywiła się zawiedziona słysząc, że będzie musiała uwierzyć mu tylko na słowo. Eden nie była dobra w pokładaniu wiary w to, co mówią inni. Chyba wolałaby się przekonać na własną rękę o faktycznym smaku Longbottoma, ale zdecydowała się respektować jego granice w tym zakresie. Przecież sama również nie chciałaby, żeby ktoś przy pierwszym bliskim spotkaniu sprawdzał, czy jej jad faktycznie smakuje tak słodko, jak głoszą plotki.
Wolałaby, żeby ktoś na to najpierw zasłużył.
- Mądrego to aż miło posłuchać. - Pokiwała głową, gdy mówił o nieczerpaniu satysfakcji z nagród podanych na tacy. O ile Malfoy była zdecydowanie wygodnicka i nie lubiła owijania w bawełnę, dla poczucia się jak drapieżnik goniący zwierzynę była skłonna do zwolnienia tempa i uzbrojenia się w cierpliwość. Mogła odkrywać karty powoli, bo wiedziała, że nie zmieniłoby to w żadnym wypadku wyniku rozgrywki. Eden zawsze miała jakiegoś asa w rękawie, a więc zobaczyłaby całe rozdanie prędzej czy później.
- W takim wypadku nie jestem szczególnie cnotliwa - odparła na komentarz o cierpliwości, lecz zanim przeszła do odparowywania kolejnych słów, musiała się zatrzymać. Spojrzała na Erika, wyglądając na nieco zaskoczoną. Oczywiście w wykonaniu Eden zdziwienie wyglądało niczym kamienna maska, której ktoś doprawił rozproszone spojrzenie, niemniej mimika jasnowłosej błyskawicznie się zmieniła, jakby nie wiedziała, jak zareagować. Czyżby zbił ją z pantałyku wizją proszenia go o cokolwiek? - Hm... - mruknęła, spuszczając spojrzenie na swoje kolana i składając ze sobą dłonie. Wydawała się zakłopotana, gdy kurczowo zacisnęła palce ze sobą, jakby biła się z myślami.
Siedziała tak kilkanaście sekund w ciszy, kontemplując kwestię proszenia go o cokolwiek, po czym, ni stąd, ni zowąd, uśmiechnęła się szelmowsko jednym kącikiem ust i energicznie odwróciła twarz w kierunku Erika.
- Na kolanach? - zapytała bez większego kontekstu, unosząc sugestywnie brwi. W oczach miała coś dzikiego, jakby albo chciała zrealizować ten zuchwały pomysł, albo była przekonana, iż Longbottom zdecydowanie odmówi i znowu wprowadzi go w zakłopotanie. Tym razem oczekiwała, że chłopak co najmniej zaleje się purpurą, choć prawdę powiedziawszy, mogło się to skończyć jeszcze gorzej. Może nie spadnie z szafki, wyobrażając sobie Eden w takim położeniu?
- Nie lubię zmuszać - wyznała, przechylając głowę na bok w jawnym zastawnowieniu. - Wolę przekonywać. -
Nie mijała się z prawdą; naprawdę nie była fanką forsowania czegokolwiek. Zdecydowanie wolała, kiedy ktoś podążał za nią świadomie, decydując się na przedsięwzięcie wybranych przez nią kroków z własnej woli. Oczywiście sposoby, które stosowała, by uzyskać upragniony efekt, bywały zwykle nie do końca etyczne i dosyć kwestionowalne. Często zuchwałe, często zwyczajnie niesprawiedliwe. Eden miała ten paskudny dar do znajdowania cudzych słabości na pierwszy rzut oka. W bardziej skomplikowanych przypadkach: po jednej wypowiedzi.
- W sumie to mam pomysł - oświadczyła, rozkładając nogi. Nie potrwała jednak długo w takiej pozycji - zrobiła to tylko po to, żeby pochylić się do przodu i wyjąć z półki pod sobą kolejne losowe akta. Złożyła ze sobą kolana, otrzepała wierzch teczki z kurzu, a potem otworzyła okładkę. Przewróciła stronę, szukając zdjęcia delikwenta.
Kobieta, na oko wczesna trzydziestka. Włosy jasne, choć zdecydowanie ciemniejsze od tych Eden. Spojrzenie kogoś, kto stracił chęci do życia a razem z nimi zmysły.
- Co o niej sądzisz? - zapytała, pukając w zdjęcie palcem. Przysunęła się bliżej Erika, a następnie oparła głowę na jego ramieniu, położyła teczkę na ich kolanach złączonych kolanach, idealnie pośrodku, by mieli dobry widok z obydwu perspektyw. - Podoba ci się? Czy raczej nie? - zapytała, najwyraźniej decydując, że będą od tego momentu obczajać czarnoksiężników i potencjalne chęci obracania ich. - Oczywiście pomijając fakt, że to kryminalistka - zaznaczyła wreszcie, przypominając sobie, że przecież niektórym może to przeszkadzać.


I was never as good as I always thought I was
— but I knew how to dress it up —
I was never satisfied, it never let me go
just dragged me by my hair and back on with the show

~♦~
viscount of empathy
show me the most damaged
parts of your soul,
and I will show you
how it still shines like gold
wiecznie zamyślony wyraz twarzy; złote obwódki wokół źrenic; zielone oczy; ciemnobrązowe włosy; gęste brwi; parodniowy zarost; słuszny wzrost 192 cm; wyraźnie zarysowana muskulatura; blizna na lewym boku po oparzeniu; dźwięczny głos; dobra dykcja; praworęczny

Erik Longbottom
#8
08.11.2022, 12:53  ✶  

Mina mu nieco zrzedła, gdy kobieta podsumowała go w zaledwie kilku słowach. Powiedzieć, że się tego nie spodziewał, to nie powiedzieć nic. Produkował się, wyciskał z siebie ostatnie soki kreatywności, aby dotrzymać jej kroku w tej rozmowie, a ona... A ona tak po prostu zmieniała tor dyskusji w taki sposób, aby uderzyć w niego? Gdyby Erik miał przy sobie kufel piwa lub kieliszek wina, to zapewne umoczyłby w nim usta, aby ukryć grymas, który wdarł się brutalną siłą na jego twarz.

— Co tu dużo mówić, żyję, by zadowalać — odparł, wykonując bliżej nieokreślony gest dłońmi, jakby chciał w ten sposób przedstawić mętlik w swojej głowie.

Ciężko było zaprzeczyć temu, że gdy coś przychodziło człowiekowi łatwo, to ciężko było tego nie zaakceptować. Owszem, gdzieś z tyłu głowy mógł się pojawić cień wątpliwości i na pozór niewinne pytanie Naprawdę, tak szybko?. Długa walka o osiągnięcie danego wyniku była jednak dużo bardziej satysfakcjonująca, nie mówiąc już o tym, że pozwalała na nabycie ważnego doświadczenia, które mogło okazać się przydatne w nadchodzącej przyszłości.

— Czy to nie byłoby trochę poniżej Twoich standardów, moja droga? — Wytrzymał jej spojrzenie, chociaż odchylił się nieco, spłoszony implikacjami jej sugestii. — Nie mogłabyś pisać listów z prośbami? Takich perfumowanych z ręcznie wymalowanymi ornamentami? W ten sposób przynajmniej zachowałbym namacalny dowód, że faktycznie można czymś wzbudzić Twoją fascynację.

Następnym razem pomyśl, zanim coś powiesz, zganiał samego siebie, zdając sobie sprawę, że jego słowa wcale nie musiałyby być odebrane, jako kontynuacja ich prostej gierki słownej, a poważna propozycja. Aż dostał gęsiej skórki, wyobrażając sobie taki obrót spraw. Nie, żeby nie uznawał kobiety za urokliwą, po prostu miał wątpliwości co do tego, czy na dłuższą metę udałoby im się zgrać. Czy on byłby w stanie wytrzymać. Ponoć zasoby jego cierpliwości były bezdenne, jednak miał przedziwne wrażenie, że Eden bardzo szybko wysuszałaby tę studnię. W jakiś tydzień lub dwa.

— Mmm... Subtelność. A myślałem, że w naszym zawodzie próbują to wyplenić na poczet brutalnej siły — skomentował pod nosem.

Przekrzywił głowę w bok, obserwując z ciekawością ruchy Eden, która zawzięcie grzebała w oficjalnych dokumentach. Na jaki to pomysł mogła wpaść, że znajdowali się w samym środku archiwum? O ile nie chciała już teraz zacząć procesu przejmowania władzy nad światem, to naprawdę ciężko mu było określić, co też mogło się urodzić w tej jej pięknej głó... Zamrugał skonfundowany, gdy w jego dłoniach wylądowała fotografia jakiejś kobiety.

— Emm, ciężko stwierdzić — mruknął, starając się wyłapać jakieś wybijające się szczegóły w zachowaniu bohaterki ruchomego zdjęcia. — Podtruła męża, aby się go pozbyć po tym, jak podniósł rękę na nią i dziecko, sądziła, że w ten sposób pozbędzie się problemu, a zamiast tego trafiła do więzienia, bo sędzią był brat jej męża, który nie miał zamiaru puścić jej tego płazem?

Z początku sądził, że to na tym będzie opierała się ich gra. Wydawało mu się to dosyć logiczne. Mieli do dostępu archiwa z tak długiego okresu, że mogli równie dobrze spróbować zgadnąć, za co dana osoba została skazana. Szanse na to, że będą znać jakąś sprawę z gazet, była dosyć mała, biorąc pod uwagę ogrom dostępnych tutaj zbiorów papierów.

— Oh, pytasz w tym kontekście. — Uświadomił sobie, o co jej chodziło, dopiero gdy sprecyzowała pytanie. Ściągnął brwi, gdyż nie byłby to raczej jego pierwszy wybór gry. — Cóż, zacznijmy od tego, że zdjęcia do kartoteki rzadko kiedy wypadają pochlebnie. Słabe światło, ale dobrze widać charakterystyczne elementy jej twarzy. Blondynka, kiedy była nieco młodsza, zapewne była ładna. Wygląda, jakby miała zamglone oczy, jeśli wiesz, co mam na myśli. Za nimi mogą się kryć najróżniejsze myśli. Nie wiem, takie 6/10?

Starając się przy tym nie zlecieć z szafki, Erik otworzył jedną z bocznych szuflad szafy, wyciągając lekko zakurzone akta. Wertował je przez chwilę, aż w końcu znalazł zdjęcie identyfikacyjne z aresztu, na którym znajdował się mężczyzna, którego wiek można było określić na jakieś trzydzieści pięć lat. Dłuższe włosy, bogaty wąs. Podsunął znalezisko aurorce.

— Twoja kolej — powiedział nonszalancko, nie zamierzając być jedyną osobą zaangażowaną w zabawę.



the he-wolf of godric's hollow
❝On some nights, the moon thinks about ramming into Earth,
slamming into civilization like some kind of intergalactic wrecking ball.
On other nights, it's pretty content just to make werewolves.
❞
prodigal daughter
I knew one day I'd have to watch powerful men burn the world down
I just didn't expect them to be
such losers
Wysoka na 175cm, jasnowłosa zjawa. Jest niezwykle szczupła, wręcz na granicy chorobliwości; lekko zapadnięte policzki ukrywa dobrze dobranym makijażem, którego nieodłączną częścią są usta pomalowane czerwoną szminką. Włosy ma proste i długie, sięgające lędźwi, zwykle nosi je rozpuszczone. Zawsze bardzo elegancko ubrana, najczęściej w stonowane barwy - nie jest zwolenniczką jaskrawych odcieni i mieszania kolorów. Nie lubi też przepychu; widać, że nie szczędzi pieniędzy na dobrej jakości ubiór, lecz nie obwiesza się biżuterią i tym podobnym. Porusza się bardzo zgrabnie, ale pewnie. Zawsze patrzy ludziom prosto w oczy podczas rozmowy, mając przy tym ciemne, przenikliwe spojrzenie. Zwykle mówi w bardzo spokojnym, niskim, nieco zachrypniętym tonie. Ma bardzo przejrzysty akcent, wyraźnie wymawia słowa, po sposobie mowy słychać, że to ktoś z dobrego domu, ktoś świetnie wykształcony.

Eden Lestrange
#9
15.11.2022, 00:25  ✶  
Zaśmiała się niekontrolowanie, słysząc kolejne zuchwałe wyznanie. Żył, aby zadowalać? Doprawdy? Spojrzała na niego z uniesionymi brwiami, jakby wątpiąc w zdrowy rozsądek chłopaka, wciąż jednak nie mogąc przestać się śmiać. Przysłoniła roześmiane usta wierzchem dłoni; niby elegancki gest, ale śmiech jakby z nim kontrastował.
- Zastanawia mnie - zaczęła, ledwie kontrolując głos. - Jak bardzo jesteś świadom swoich słów? Czy raczej... Świadom tego, do kogo je kierujesz? - zapytała, nadal odsłaniając swoje zęby w szerokim uśmiechu. Gdyby była dzisiaj w niezwykłym perfidnym humorze, mogłaby to przecież wykorzystać. Potyczki słowne działały przecież w dwie strony, a odwracanie kota ogonem wychodziło pannie Malfoy nader dobrze. Mogłaby użyć tych słów przeciwko niemu, bo nie lubiła, gdy ktoś rzucał takowe na wiatr. Z autopsji wiedziała, że mówić pięknie może nauczyć się każdy. Jedynie nieliczni mieli w sobie dość odwagi, by przekuć słowa w czyny, aby nie zostały jedynie pustymi obietnicami i frazesami.
Całe szczęście Eden została już zabawiona na tyle, by nie myśleć o niczym nikczemnym. Na ten moment.
- Listy też mogę pisać - wzruszyła ramionami, obdarzając go zuchwałym uśmiechem. Założyła nogę na nogę, oparła ręce za plecami, tym razem łapiąc przeciwległe brzegi regału. - Ręcznych ornamentów nie mogę obiecać, nie jestem artystką. Aczkolwiek perfumowana papeteria jest jak najbardziej marzeniem do spełnienia. Jaki zapach ci się podoba? Wybrać jakiś bliski twojemu sercu, czy może wystarczy ten, który teraz mam na sobie? - zapytała niewinnie, patrząc na niego dziecięcymi oczyma; prawie tak, jakby naprawdę chciała z czystego serca spełnić jego życzenie. Jeśli jednak mowa o perfumach, Eden od lat nosiła te same, o zapachu róży. Poza zwyczajną personalną preferencją uważała je za niebywale pasującą alegorię - w końcu kwiaty były piękne, lecz najlepiej było je podziwiać z daleka, gdyż obecność kolców sprawiała, że dotyk mógłby skończyć się nieprzyjemnie.
- Niestety nie zostałam obdarzona ani brutalnością, ani siłą - oświadczyła z wymuszonym smutkiem w głosie. - Ale za to mam wiele innych atutów. Słowo honoru - oświadczyła, przykładając dłoń do piersi. Zupełnie jakby chciała uroczyście przysiąc, że wcale, ale to wcale, nie knuje niczego niedobrego. Zabawne, że ktoś pokroju Eden Malfoy przyrzekał na honor. Można było pomyśleć przecież, że w ich rodzinie krzewiono tradycję pozbawiania go dzieci jeszcze przed trzecimi urodzinami.
- Uuu, nepotyzm - skomentowała pierwotny komentarz dotyczący przestępczyni w taki sposób, jakby chwaliła koleżankę za doskonały gust w kwestii doboru ulubionego drinka. Nawet zalotnie machnęła dłonią! - Nie wiem, jak ty, ale ja uważam pozbywanie się mężów za totalnie pociągające - oświadczyła, gotowa przechodzić do dalszej analizy. Niemniej coś ją chyba tknęło, może aniołek siedzący na jej prawym ramieniu (który zwykle był podduszany przez diabełka siedzącego na lewym), że taki rodzaj szczerości może zostać obrany opacznie przez drogiego Longbottoma. Chodziło o inny kompas wartości. - Takich znęcających się nad żonami, oczywiście - zreflektowała się. Na chwilę uśmiech zszedł z jej twarzy, można nawet było to przez moment nazwać głupią miną, ale błyskawicznie potrząsnęła głową i nonszalancko przeszła do części kluczowej ich nowego zajęcia.
Zmrużyła oczy, jakby nie widziała zbyt dokładnie, a chciała się skupić na szczegółach. Nawet nachyliła się nieco nad zdjęciem nowego obiektu oceny, by przyjrzeć się lepiej. Po paru sekundach wyprostowała się i spojrzała na towarzysza.
- Właściwie czemu nie pozwoliłeś mi ocenić tamtej kobiety? - zaciekawiła się, lecz zrobiła to takim tonem, jakby zarzucała Longbottomowi narzucanie jej preferencji. - Zaś co do tego - wróciła szybko do zdjęcia leżącego przed nią. - Nie podoba mi się jego wąs. Zapewne niejedną p... - urwała, gryząc się w język. Poczuła się przy Eriku komfortowo, zbyt komfortowo. Takie chamskie teksty nie przystoiły komuś jej pokroju, musiała przystopować. - Niejedną pannę zachwyciły, ale to nie moje klimaty. Poza tym jest ciutkę za stary, wolę młodszych facetów - przyznała otwarcie, zerkając kątem oka na brygadzistę. - Mocne 4/10. Chcesz grać dalej? - zapytała, poklepując go po kolanie. Zupełnie przyjacielsko, naprawdę! Przecież powiedziała, że nie lubi do niczego zmuszać.


I was never as good as I always thought I was
— but I knew how to dress it up —
I was never satisfied, it never let me go
just dragged me by my hair and back on with the show

~♦~
viscount of empathy
show me the most damaged
parts of your soul,
and I will show you
how it still shines like gold
wiecznie zamyślony wyraz twarzy; złote obwódki wokół źrenic; zielone oczy; ciemnobrązowe włosy; gęste brwi; parodniowy zarost; słuszny wzrost 192 cm; wyraźnie zarysowana muskulatura; blizna na lewym boku po oparzeniu; dźwięczny głos; dobra dykcja; praworęczny

Erik Longbottom
#10
17.11.2022, 19:36  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 23.11.2022, 22:15 przez Erik Longbottom.)  

Zacisnął usta w wąską linię, gdy usłyszał histeryczny śmiech blondynki. Nie był to chichot przypominający odgłosy chochlików kornwalijskich, czy twardy, nieco niepokojący rechot, który zdarzało się usłyszeć w murach Banku Gringotta w wykonaniu goblinów. Nie mógł zaprzeczyć, że dźwięk ten był przyjemny, jednak wprawił go w niemałe zakłopotanie, gdyż nie bardzo wiedział, co też takiego śmiesznego powiedział.

Wbił w nią pełen powagi wzrok, jakby walczył sam ze sobą, aby zapytać o przyczynę tak gwałtownej reakcji, jednak się wstrzymał. Może to i dobrze, biorąc pod uwagę komentarz Eden. Przy tej kobiecie każde słowo liczyło się na wagę złota, jednak to nie ich ilość przesądzała o finałowej ocenie, a jakość. Czy też może przesłanie, jakie niosły, jak powiedzieliby co poniektórzy ludzie.

— Przemawiam do młodej damy, która wyraźnie lepiej się bawi teraz, niż dziesięć minut temu, kiedy siedziała tu sama, zabawiając lokalną populację pająków — wydukał powoli, łapiąc się na tym, że nieświadomie skorzystał z dosyć oficjalnego tonu głosu. Chrząknął cicho. — Tak właściwie, co takiego kontrowersyjnego powiedziałem? Chociaż nie, nie mów mi. To pewnie było coś nieprzyzwoitego. Na Merlina...

Na chwilę ukrył twarz w dłoniach, zupełnie nie zdając sobie sprawy z podtekstu swoich wcześniejszych słów. Spojrzał na Eden kątem oka, jak gdyby starał się wybadać jej reakcję i zorientować się, o ile za daleko się posunął, niż zamierzał. Po co w ogóle się odzywał, skoro każde zdanie sprawiało, że zapadał się głębiej w ruchomych piaskach? Z trudem powstrzymał westchnienie, gdy zdał sobie sprawę, że kopał własny grób. Cóż, teraz nie mógł się już wycofać.

— Szczerze mówiąc, preferowałbym zapach czarnej herbaty. Liściastej oczywiście, a nie jakiejś z torebek. W razie potrzeby mogę Ci zapisać moją ulubioną mieszankę, żebyś wiedziała, w jaką woń najlepiej uderzyć. Chociaż sama też źle nie pachniesz. — Ostatnie zdanie dodał po krótkiej pauzie, z lekkim przestrachem na twarzy, jak gdyby nie chciał przez przypadek urazić swej towarzyszki.

Skłonił przed nią ostrożnie głowę w geście szacunku. Przez myśl by mu nie przeszło, aby oskarżyć kogokolwiek z rodu Malfoyów za niehonorowych czy pozbawionych zasad. Jeśli już to właśnie wierność konkretnego zbiorowi idei oraz wartości sprawiła, że na przestrzeni wieków wybili się na szczyt społeczności czarodziejów. Mógł nie zgadzać się ze wszystkimi postulatami, ale nie dało się ukryć, że takie podejście zasługiwało na sporą dozę uznania.

— Myślałem jeszcze nad wersją z kochankiem-sędzią, który ze strachu, że ich romans wyjdzie na jaw, postanowił skazać ją na Azkaban. To byłoby chyba trochę zbyt makabryczne.— Zerknął na Eden, jak gdyby szukał na jej twarzy oznak aprobaty. Która wersja była bardziej zajmująca? Nepotyzm czy tchórzostwo amanta?

Zerknął jeszcze raz zdjęciu kobiety. Cóż, w wymyślonym przez niego scenariuszu, główna aktorka zdecydowanie poczuła nie lada satysfakcję, gdy wypędziła toksycznego partnera na tamten świat. Nie przyszło mu nawet do głowy, że mogli rozmawiać o tej kwestii na poważnie.

— Nie miałem jeszcze okazji pozbyć się żadnego męża — przyznał z rozbrajającą szczerością, zupełnie nie zwracając uwagi na lekką modyfikację oryginalnej myśli przez pannę Lestrange. Biorąc pod uwagę naturę ich drobnej gry, uznał jej słowa za drobny żart, więc przymknął oko na chwilową sprzeczność ich morałów. — Brennie się nie spieszy do zamążpójścia, więc pewnie jeszcze trochę się naczekam. Chociaż wolałbym, naturalnie, żeby trafiła na kogoś, kto nie sprawiałby jej podobnych problemów.

Zamrugał zdziwiony.

— Sądziłem, że każde z nas dostaje oddzielny zestaw... kandydatów i kandydatek? Wiesz, żeby jedno nie sugerowało się opinią drugiego, tylko prezentowało swoją własną perspektywę. — Spojrzał na nią z kwaśną miną. Nie bardzo rozumiał naturę pytania, które mu zadano, ale nie miał zamiaru jej niczego utrudniać, skoro kobieta ze zdjęcia przypadła jej do gustu.— Jeśli sobie tego życzysz, to możemy do niej wrócić. Przecież nie będę Ci żałował.

Zagryzł dolną wargę, starając się powstrzymać parsknięcie śmiechem. Wychwycił zawahanie w głosie Eden, jednak starał się nie dać tego po sobie poznać. Ba, nawet odwrócił na moment wzrok w bok, co by jej nie peszyć. Co by ludzie powiedzieli, gdyby tylko wiedzieli, że taka dama zna w ogóle takie słownictwo? Czyż nie powiesiliby osoby, która jej wpoiła takie pospolite frazy? Cóż by to był za skandal!

— Myślisz perspektywicznie. To dobrze. Im młodszy będzie, tym na dłużej starczy. Będzie dłużej chodził do pracy, dłużej na siebie zarabiał, a przy tym może odmaluje sufit parę razy w Twojej posiadłości na wsi, bo zapewne takowej się dorobisz w przyszłości. — Uśmiechnął się pod nosem. — Fabuła się zagęszcza, więc chyba nie mam wyboru, jak tylko grać dalej.



the he-wolf of godric's hollow
❝On some nights, the moon thinks about ramming into Earth,
slamming into civilization like some kind of intergalactic wrecking ball.
On other nights, it's pretty content just to make werewolves.
❞
« Starszy wątek | Nowszy wątek »

Użytkownicy przeglądający ten wątek:
Podsumowanie aktywności: Eden Lestrange (4438), Erik Longbottom (5214)


Strony (2): 1 2 Dalej »


  • Pokaż wersję do druku
  • Subskrybuj ten wątek

Przydatne linki
Kolejeczka
Tryb normalny
Tryb drzewa