• Londyn
  • Świstoklik
    • Mapa Huncwotów
    • Ulica Pokątna
    • Aleja horyzontalna
    • Ulica Śmiertelnego Nokturnu
    • Ministerstwo Magii
    • Klinika Św. Munga
    • Niemagiczny Londyn
    • Dolina Godryka
    • Little Hangleton
    • Wyspy Brytyjskie
    • Reszta świata
    • Zmieniacz czasu
    • Opisy lokacji
  • Dołącz do gry
  • Zaloguj się
  • Postacie
  • Accio
  • Indeks
  • Gracze
  • Accio
Secrets of London Scena główna Niemagiczny Londyn v
« Wstecz 1 2 3 4 5 6 Dalej »
[27.06.72, po południu] Nie ma łatwych dróg

[27.06.72, po południu] Nie ma łatwych dróg
Chichot losu
I’m not looking for the knight
I’m looking for the sword
Brązowe, niezbyt długie włosy, często rozczochrane. Wzrost wysoki jak na kobietę, bo mierzy sobie około 179 centymetrów wzrostu. Twarz raczej sympatycznie ładna niż piękna, nie wyróżniająca się przesadnie i rzadko umalowana. Brenna porusza się szybko, energicznie, głos ma miły i rzadko go podnosi. Ubiera się różnie, właściwie to okazji - w ministerstwie widuje się ją w umundurowaniu albo w koszuli i garniturowych spodniach, kiedy trzeba iść gdzieś, gdzie będą mugole, w Dolinie w ubraniach, które ujdą wśród mugoli, a na przyjęcia i bale czystokrwistych zakłada typowe dla tej sfery zdobione szaty. W tłumie łatwo może zniknąć. Jeżeli używa perfum, to zwykle to jedna z mieszanek Potterów, zawierająca nutę bzu, porzeczki i cedru, a szamponu najczęściej jabłkowego, rzecz jasna też potterowskiego.

Brenna Longbottom
#1
20.06.2024, 11:41  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 08.08.2024, 17:09 przez Król Likaon.)  
adnotacja moderatora
Rozliczono - Thomas Figg - osiągnięcie Piszę, więc jestem
adnotacja moderatora
Rozliczono - Brenna Longbottom - osiągnięcie Badacz Tajemnic V

Nadchodzi czas, kiedy będzie trzeba wybrać między tym co dobre, a tym co łatwe.

Jason Meadowes nie miał dużej rodziny i pośród żałobników na cmentarzu z bliskich krewnych znalazł się tylko jego brat. Zgromadzonych zresztą nie było wielu, bo Jonathan Meadowes zażyczył sobie, aby ceremonia była prywatna, a jej daty nie ujawniono nigdzie publicznie – nie chciał, jak to ujął, by Ministerstwo Magii zrobiło z niej przedstawienie. (Albo, jak podejrzewała Brenna, by z niezapowiedzianą wizytą wpadli śmierciożercy.) Gdzieś z przodu kręciło się jednak i tak trzech czy czterech aurorów w mundurach, pewnie kolegów z pracy: w końcu Jason zginął na służbie.
Biła się z myślami, czy tutaj przychodzić. Z jednej strony czuła, że powinna: Jase był jednym z nich i w ciągu ostatniego roku nauczyła się myśleć o nim jak o przyjacielu, a palące wyrzuty sumienia i żal, nawet jeżeli spychane gdzieś na dno ducha, by funkcjonować jakby nigdy nic (na tej wojnie musieli opanować tę lekcję), wciąż jeszcze jej towarzyszyły. Z drugiej – jego brat nie chciał tutaj tłumów, nie chciał obcych twarzy, a oni nie powinni zwracać uwagę na to, jak wiele nieco dziwnych znajomości, które nie istniały przed rokiem 70, utrzymywał auror.
Ostatecznie znalazła się na londyńskim cmentarzu, ale trzymała się z tyłu, nie pchając do przodu, gdy najpierw odmawiano krótką modlitwę, potem Jonathan wygłaszał równie krótką mowę, a później trumnę składano do grobu. Ciemnoszara koszula i czarna spódnica składały się na strój, który nie miał krzyczeć o żałobie, ale też nie powinien wyróżniać pośród zgromadzonych. Wyraz twarzy miała kamienny: nie miała prawa do okazywania smutku, z bardzo wielu względów, a w jej oczach ani razu nie błysnęły łzy. Nie płakała na pogrzebie wuja. Nie zamierzała płakać i teraz, nawet jeżeli to cholernie bolało.
Mimo wczesnej pory i tego, że angielskie lato, zwykle mało łaskawe, ledwo się zaczęło, słońce już paliło.
Wiązanka białych kwiatów prawie parzyła ją w ręce. Nie powinny być składane na grobie kogoś tak młodego. Nie pasowały do Jasona, zawsze wesołego i pełnego życia. Nie odważyła się jednak przynieść żadnych kolorowych: nie tu, nie dziś, nie teraz.
W myślach wciąż i wciąż odtwarzała wydarzenia ostatnich dni, zastanawiała się, co mogli zrobić inaczej, lepiej i czy gdyby była choć trochę czujniejsza, to mogliby w porę zorientować się, że ktoś niepowołany poznał lokację kryjówki, w której Ministerstwo umieściło Catherine. A w tych chwilach, w których akurat tego nie robiła, przed oczyma stawiali jej to Jason, to Derwin i ten pogrzeb sprzed zaledwie półtora miesiąca.
Ile jeszcze takich uroczystości ich czekało? Ile osób zginie tylko dlatego, że wybrały to, co było słuszne i poświęciły się dla innych?


Don't promise to live forever. Promise to forever live while you're alive.
Good Boy
I've got a twisted way of making it all seem fine
Wysoki na metr i dziewięćdziesiąt centymetrów co do milimetra - no więc wysoki, ale za to z drobną budową ciała. Czarne, kręcone włosy i ciemne oczy. Twarz pokryta kilkudniowym zarostem zdradza, że niezbyt dba o siebie.

Thomas Figg
#2
21.06.2024, 18:40  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 24.06.2024, 00:23 przez Thomas Figg.)  
Trochę bił się z myślami czy w ogóle udać się na pogrzeb, z jednej strony zdążył nieco pospać Jason, jednak z drugiej nie był pewien czy aż na tyle, żeby pojawiać się w tym miejscu. To co zmotywowało go do pojawienia się to wieść o uczestnictwie Brenna w tym wydarzeniu. Nie żeby podążał za nią niczym pies, po prostu skoro i ona udawała się, aby oddać hołd zmarłemu to przecież on też mógł. To nie tak, że czepiał się jej spódnicy na każdym kroku.
Obecność aurorów w mundurach sprawiła tylko, że czujniej rozglądał się dookoła, czyżby bali się zakłócania uroczystości? A może pod tym pretekstem przybyli oddać część jednemu ze swoich?
Ubrany w czarną koszulę i czarne spodnie przyniósł ze sobą sadzonkę śniedeka baldaszkowatego - zwyczaj który podpatrzył u jednego z kaukaskich plemion, które sadziły te kwiaty na grobach swoich zmarłych, uznał je za piękny obyczaj. Wydawało się to piękne, kiedy groby przypominały piękną łąkę, ale porośnięte tylko tym jednym rodzaje kwiatów.
I choć żegnali jednego ze swoich kamratów to na zewnątrz nie pokazywał smutku, przynajmniej j nie z zewnątrz. Żadne z żyć nie powinno być kończone przedwcześnie, jednak nie każde można było uratować. Jason poświęcił siebie, aby ratować innych - sam dokonał wyboru pomiędzy tym co łatwe a tym co słuszne. Odetchnął głęboko, ciekaw był ile jeszcze pogrzebów będą musieli przeżyć, zanim wojna dobiegnie końca, a może jeden z kolejnych będziesz ich? Rozejrzał się po wszystkich zastanawiając się jak wielu z nich dożyje czasu, gdy Czarny Pan nie będzie już zagrożeniem. Czy był pewien ich wygranej? Nigdy na sto procent, ale przecież nie można nurzać się w żalu i pesymizmie.
A ilu w obliczu zagrożenia własnego życia postąpi inaczej i zamiast ratować innych odda ich na pożarcie złu? Kto nie wytrzyma tej próby charakteru - przecież ryzykować własnym życiem dla innych, nie każdy był w stanie się tak poświęcać. Potrząsnął głową to nie był czas na takie rozmyślania. Odczekał aż wszyscy złożą swoje kwiaty, nie pchał się, spokojnie poczekał zanim postawił swoją doniczkę. Czy się bał? Kto by się nie bał, przed nimi mroczne czasy, kto wie ile przyjaźni zostanie przerwany, ile jeszcze przyjaciół będzie chował, a z iloma nie zdoła zaprzyjaźnić się czy nawet ich poznać zanim odejdą. Wpatrywał się w grób z kamiennym wyrazem twarzy, choć w środku trawił go smutek zmieszany z gniewem.
Chichot losu
I’m not looking for the knight
I’m looking for the sword
Brązowe, niezbyt długie włosy, często rozczochrane. Wzrost wysoki jak na kobietę, bo mierzy sobie około 179 centymetrów wzrostu. Twarz raczej sympatycznie ładna niż piękna, nie wyróżniająca się przesadnie i rzadko umalowana. Brenna porusza się szybko, energicznie, głos ma miły i rzadko go podnosi. Ubiera się różnie, właściwie to okazji - w ministerstwie widuje się ją w umundurowaniu albo w koszuli i garniturowych spodniach, kiedy trzeba iść gdzieś, gdzie będą mugole, w Dolinie w ubraniach, które ujdą wśród mugoli, a na przyjęcia i bale czystokrwistych zakłada typowe dla tej sfery zdobione szaty. W tłumie łatwo może zniknąć. Jeżeli używa perfum, to zwykle to jedna z mieszanek Potterów, zawierająca nutę bzu, porzeczki i cedru, a szamponu najczęściej jabłkowego, rzecz jasna też potterowskiego.

Brenna Longbottom
#3
22.06.2024, 00:29  ✶  
Zawsze było trochę raźniej, wypatrzeć znajomą twarz – i to kogoś, kto raczej nie będzie się zastanawiał, co tutaj robi. Może dziwnie czułaby się, gdyby Zakon stawił się tutaj w komplecie, gdy ceremonia miała nie być wielka, ale dobrze było wiedzieć, że ktoś ostatecznie zdecydował się przyjść tak, jak ona. Kiedy więc skończyły się przemowy, a grób zasypano, Brenna skierowała się ku Thomasowi, również nie zamierzając przepychać się na przód, by złożyć kwiaty jako jedna z pierwszych. Wyciągnęła lewą rękę (bo w prawej trzymała własny bukiet), by wskazać na trzymaną przez Figga doniczkę.
– Ładne – powiedziała, uśmiechając się do niego, chociaż to był uśmiech blady, niepodszyty prawdziwą wesołością. To nie tak, że nie umiała się uśmiechać, bo Jason umarł: świat nie zatrzymał się w miejscu, a ona uśmiechała się i plotła radośnie i tego ranka, mniej lub bardziej szczerze. Ale tu i teraz czerń, spychana wcześniej gdzieś na dno ducha i serca, spowijała ją ciasnym całunem, znacznie głębsza i ciemniejsza niż kolor jej wybranych na pogrzeb ubrań. – Pewnie by mu się spodobały – dodała. Nie miała już oporu wobec rozmowy, główna część uroczystości dobiegła końca, parę osób złożyło kwiaty i ruszało do wyjścia, ktoś podszedł do stojącego nieco z boku Jonathana Meadowesa. Brenna wiedziała, że sama powinna z nim porozmawiać – ale nie chciała robić tego tu i teraz. Rozmawiali zresztą już wcześniej, gdy przetransportowano go z Catherine do Warowni, i teraz wolała nie obnosić się z tym, że się znają.
Gdy więc inni odeszli od grobu, ruszyła do niego za Thomasem, a kiedy on umieścił tam swoje kwiaty, ona też położyła wiązankę pośród kilka innych bukietów.
Też zastanawiała się, ile pogrzebów ich jeszcze czeka. Kto będzie następny. Ale nie zamierzała mówić tego głośno: wszyscy zdawali sobie z tego sprawę, a miała wrażenie, że gdyby okazała zwątpienie, kiedy inni przywykli do jej pogody, mogłoby to trochę źle wpłynąć na morale.
Nadchodzi czas, kiedy będzie trzeba wybrać między tym co dobre, a tym co łatwe, powiedział Dumbledore niedługo po zaczęciu wojny. Chyba nie sądziła wtedy, że wybieranie tego, co słuszne, będzie aż tak cholernie trudne.
– Chciałabym móc mu obiecać, że dopadniemy winnych, ale to może trochę nam zająć – powiedziała więc zamiast tego, dość cicho, chociaż nad grobem zostali już tylko oni dwoje.


Don't promise to live forever. Promise to forever live while you're alive.
Good Boy
I've got a twisted way of making it all seem fine
Wysoki na metr i dziewięćdziesiąt centymetrów co do milimetra - no więc wysoki, ale za to z drobną budową ciała. Czarne, kręcone włosy i ciemne oczy. Twarz pokryta kilkudniowym zarostem zdradza, że niezbyt dba o siebie.

Thomas Figg
#4
24.06.2024, 00:53  ✶  
Odwzajemnił uśmiech Brenna, ale brakowało w nim tej zwyczajowej radosnej nuty, był pusty - ale czy ktoś spodziewał się czegoś innego od osoby uczestniczącej w pogrzebie? I choć wiedział, że utrata Jasona nie sprawiła, że przestał widzieć radość w tym świecie, to jednak obecność tutaj i świadomość jego straty skutecznie przygaszała jakiekolwiek objawy wesołości.
- Tak, są piękne szkoda tylko, że ich znaczenie jest związane ze śmiercią - nie chciał jej zanudzać florystycznymi opowiadaniami w tym momencie ale kwiaty które przyniósł w wielu miejscach traktowane były nie lepiej niż chwasty. Gdyby jednak nie wybrał się w podróże swe to też by zapewne tak myślał - ciekawym było jak wiele człowiek nie wie o świecie jeżeli posiada zamknięty umysł.
Thomas zaczął myśleć nad tym, że pogrzeby zawsze wywołują taką wisielczą atmosferę, że łzy pchają się do oczu, że jedyne na co stać ludzi to wynoszone uśmiechy - nie chciałby tego. Gdy jego wędrówką po tym świecie się zakończy nie chciałby, żeby inni rozpaczali, nawet gdyby było to przedwcześnie to zapewne zginąłby robiąc to co kocha lub to w co wierzył. Chciałby aby w tej ostatniej interakcji z nim ludzie nie rozpaczali, ale byli weseli. Potrząsnął głową pozbywając się tych myśli z głowy - przecież nie będzie układał teraz planu swojego pogrzebu. Zrobi to na spokojnie kiedy indziej i zapisze w swojej woli, ale zanotował mentalnie aby pamiętać o balonach dla dzieci.
Jedno wiedział za to na pewno, że nim to wszystko się skończy, będą świadkami zbyt wielu pogrzebów - zresztą już dzisiaj byli.
Popatrzył w bok na Brenna, to nie był ten sam efekt co z jego siostrą, panna Longbottom była niewiele niższa niż on.
- Nie obiecuj zemsty - powiedział delikatnie kładąc jej dłoń na ramieniu w geście sam nie wiedział, pocieszenia, pokazania, że nie jest w tym sama? Nie był pewien, po prostu czuł, że tak było trzeba. Sam chętnie ruszyłby za tymi, którzy tak urządzili Jasona, aby spotkała ich zasłużona kara. - On wiedział co robimy i myślę, że ani przez chwilę nie myślał, że jego poświęcenie było daremne. Zrobił to co uważał za słuszne, nie ważne jak trudne to było. - wypuścił powietrze i wrócił wzrokiem do świeżego grobu. Teraz już nie tylko pogrążał się w myślach, ale też i wylewał je na głos, dzieląc się z Brenną swoimi przemyśleniami. - Nic lepszego nie możemy zrobić niż dalej podążać tą samą ścieżką co on i pokazać mu, że jego poświęcenie nie było daremne i miało sens... - sam już nie wiedział czy bredzi ja kw marlinie czy mówi z sensem, więc po prostu zamilkł.
Chichot losu
I’m not looking for the knight
I’m looking for the sword
Brązowe, niezbyt długie włosy, często rozczochrane. Wzrost wysoki jak na kobietę, bo mierzy sobie około 179 centymetrów wzrostu. Twarz raczej sympatycznie ładna niż piękna, nie wyróżniająca się przesadnie i rzadko umalowana. Brenna porusza się szybko, energicznie, głos ma miły i rzadko go podnosi. Ubiera się różnie, właściwie to okazji - w ministerstwie widuje się ją w umundurowaniu albo w koszuli i garniturowych spodniach, kiedy trzeba iść gdzieś, gdzie będą mugole, w Dolinie w ubraniach, które ujdą wśród mugoli, a na przyjęcia i bale czystokrwistych zakłada typowe dla tej sfery zdobione szaty. W tłumie łatwo może zniknąć. Jeżeli używa perfum, to zwykle to jedna z mieszanek Potterów, zawierająca nutę bzu, porzeczki i cedru, a szamponu najczęściej jabłkowego, rzecz jasna też potterowskiego.

Brenna Longbottom
#5
25.06.2024, 08:54  ✶  
– Niewiele wiem o znaczeniu kwiatów, ale te wyglądają… na pełne życia – odparła, spoglądając na kwiaty, które przyniósł. Były białe, jak jej własny bukiet, o którym myślała, że tak bardzo nie pasował do Jasona, ale drobne kwiatki, i masa zielonych liści przywodziły jej na myśl dziką roślinność, zdolną do przetrwania w najtrudniejszych choćby warunkach. Nie kojarzyły się jej ze śmiercią: raczej przeciwnie.

Zdania wypowiadane przez Thomasa zapewne miały sporo sensu, ale Brenna nigdy nie była dobra w wielkich słowach. Znajdowała w nich urok głównie na kartach powieści, i to tych fantastycznych albo o dawnych czarodziejach. Nie potrafiła sama ich wypowiadać – i do licha, ona miała motywować ludzi… - i nie potrafiła odnaleźć w nich pocieszenia. Ale wiedziała, że są ważne: nie wszyscy na szczęście byli aż tak przyziemni jak ona.
– Mówię o sprawiedliwości, nie o zemście – zapewniła, też spoglądając na niego, i posyłając mu uspokajający uśmiech. Choć w istocie wcale nie była pewna, o czym mówi. Wojna sprawiała, że biel mieszała się z czernią i coraz mocniej malowała Brennę szarością. Kłamała, oszukiwała, mataczyła, nie ufała dawnym przyjaciołom, łamała prawo od dobrego półtora roku, a w świetle ogni Beltane zrodziło się tylko jeszcze więcej cieni.
Gdyby dorwała mordercę wujka albo zabójcę Jase'a, być może uderzałaby dokładnie tak jak oni: by zabić. Brenna boleśnie zdawała sobie sprawę z tego, że chociaż podziemia zawsze potrzebowały bohaterów, na których ludzie mogliby z nadzieją się oglądać, to równie albo bardziej niezbędne były osoby, które zejdą w ciemność i jeśli trzeba ubrudzą sobie ręce.
Nie nadawała się na symbol i bohatera, zresztą tę rolę obsadzał w pewnym sensie Albus Dumbledore.
Być może miała jednak dla Zakonu Feniksa upaść. Może to miał być jej wybór: nie łatwy, nie dobry, ale jedyny słuszny.
Nie było to jednak coś, o czym chciałaby opowiedzieć Thomasowi. Nie było to coś, czym powinna się dzielić z kimkolwiek z nich, i bardzo nie chciałaby, aby Figg miał być jednym z tych, którzy ubrudzą sobie te ręce.
– Oczywiście, że tak nie uważał. Nie były sobą, gdyby tak pomyślał – powiedziała, zwracając spojrzenie z powrotem na grób, ozdobiony kwiatami. W jej uszach rozbrzmiewał głos Jasona, echa usłyszane w kręgu widmowidza, On nawet się na tym nie zastanawiał, chciał po prostu uratować Catherine, dziewczynę, którą powierzono mu pod opiekę. Brenna wątpiła, by wtedy zastanawiał się nad tym, co jest słuszne albo miał w głowie cokolwiek innego poza zapewnieniem jej bezpieczeństwa.
Co z tego, że wybrał to, co dobre, skoro teraz nie żył?
Jako auror na pewno zdawał sobie sprawę z ryzyka, zwłaszcza od początku wojny, ale to niczego nie ułatwiało.


Don't promise to live forever. Promise to forever live while you're alive.
Good Boy
I've got a twisted way of making it all seem fine
Wysoki na metr i dziewięćdziesiąt centymetrów co do milimetra - no więc wysoki, ale za to z drobną budową ciała. Czarne, kręcone włosy i ciemne oczy. Twarz pokryta kilkudniowym zarostem zdradza, że niezbyt dba o siebie.

Thomas Figg
#6
28.06.2024, 20:03  ✶  
- Czasami to są wbrew pozorom synonimy - odpowiedział, ale nie zamierzał drążyć dalej tematu, nie czuł się w jakiejkolwiek pozycji aby móc wygłaszać kazania Brennie na temat mszczenia się. Sam nie był pewien czy nie odpłaciłby piękny za nadobne tym, którzy zabili Jasona. Zdawał sobie sprawę, że oni powinni być tymi dobrymi, którzy nie szukają sposobu jak tylko kogoś zabić. Ale czy faktycznie można było przejść całą wojnę i zmienić mrok w jasność za pomocą kilku ogłuszaczy i wrzucając wszystkich do Azkabanu?
W obliczu zagrożenia nic nie było czarno-białe, wszystko zaczynało się zlewać w jedno i coś co jeszcze kiedyś wydawało się tak proste do rozróżnienia, teraz już takie nie było.
W cieniu tej wojny żyli oni, nie będący czystą manifestacją jasności, którą był Dumbledore ale tacy jak i Brenna? Idealne osoby, które były zdolne ryzykować swoje życie aby walczyć w imię dobra. Czasami miał wrażenie, że byli tylko pionkami rzuconymi na planszę bez żadnego planu, gotowi do poświęcenia. Z jednego zdawał sobie za to sprawę, że wojna nie pozostawi ich tak niewinnymi jak mogłoby się im wydawać, ale nie była to cena, której nie był gotów zapłacić za ochronę swoich bliskich przed najgorszym. Czymże było ubrudzić sobie ręce, byleby tylko innym pozwolić przeżyć bez doświadczenia okrucieństwa wojny? Niska cena, którą był gotów zapłacić.
Popatrzył jeszcze raz na grób przez chwilę nim odwrócił wzrok ku niebu. Kiedyś wszystko było prostsze, największym zmartwieniem było to czy zdąży się napisać wypracowanie na eliksiry czy transmutację. Dzisiaj? Wszystko było o wiele trudniejsze, czasami chętnie by wrócił do młodzieńczych lat, właśnie dla tego poczucia beztroski.
I tak stali oni, muszący poradzić sobie z utratą przyjaciela - zapewne nie jedynego w czasie trwania tej wojny. Miał świadomość, że nie była to droga bez wyrzeczeń ani bezpieczna - chyba każdy biorący aktywny udział w działaniach Zakonu zdawał sobie z tego sprawę. Nijak to nie ułatwiało faktu pogodzenia się ze stratą jednego z nich.
- Widziałem niedaleko pub - mruknął jakby chcąc w miarę nieinwazyjnie przerwać ciszę, dobrze znał siebie i wiedział ,ze jeśli potrwa ona choć trochę dłużej to palnie jakiś żart - zawsze to robił w najmniej odpowiednich momentach. Ale cóż mógł poradzić, tak radził sobie z niezręcznymi sytuacjami. - Moglibyśmy wypić kufel czy szklankę za Jasona - dodał po kilku sekundach bo przecież Brenna mogła nie zrozumieć jego skrótu myślowego.
Chichot losu
I’m not looking for the knight
I’m looking for the sword
Brązowe, niezbyt długie włosy, często rozczochrane. Wzrost wysoki jak na kobietę, bo mierzy sobie około 179 centymetrów wzrostu. Twarz raczej sympatycznie ładna niż piękna, nie wyróżniająca się przesadnie i rzadko umalowana. Brenna porusza się szybko, energicznie, głos ma miły i rzadko go podnosi. Ubiera się różnie, właściwie to okazji - w ministerstwie widuje się ją w umundurowaniu albo w koszuli i garniturowych spodniach, kiedy trzeba iść gdzieś, gdzie będą mugole, w Dolinie w ubraniach, które ujdą wśród mugoli, a na przyjęcia i bale czystokrwistych zakłada typowe dla tej sfery zdobione szaty. W tłumie łatwo może zniknąć. Jeżeli używa perfum, to zwykle to jedna z mieszanek Potterów, zawierająca nutę bzu, porzeczki i cedru, a szamponu najczęściej jabłkowego, rzecz jasna też potterowskiego.

Brenna Longbottom
#7
29.06.2024, 11:31  ✶  
– Naprawdę tak uważasz? Wydaje mi się, że zemsta nie zawsze bywa sprawiedliwa.
Chcąc się zemścić chciałaby ich dopaść, ukarać i zabić, powoli, w męczarniach najlepiej, nie oglądając się na potencjalne straty. Sprawiedliwość oznaczała dla niej usunięcie winnych, by nikogo już nie skrzywdzili – Azkaban albo… albo śmierć właśnie, jeżeli byłoby to konieczne. Czy było to dobre? Nie. Czy było sprawiedliwe? Owszem. Sprawiedliwość w końcu była ślepa.
Być może zemsta i sprawiedliwość splatały się tutaj faktycznie nieco nazbyt ściśle: i może Brenna bardzo łatwo mogła wejść na drogę, z której nie ma powrotu. Ale ktoś musiał to zrobić, inaczej będzie więcej ofiar, i więcej, bo naprawdę tylko głupcy sądzili, że zło pokona się miłością, biernym oporem i pokojem. Nie znała może historii szczególnie dobrze, ale w żadnej opowieści, jaka dotarła do jej uszu, tyran nie zostawał pokonany w pokojowy sposób.
Chcesz pokoju? Gotuj się do wojny.
– Mam jeszcze godzinę, więc możemy wpaść do pubu – zgodziła się, najpierw zerkając na zegarek, a potem ujmując Thomasa pod ramię. Nie było sensu tkwić dłużej na opustoszałym już cmentarzu, nad grobem człowieka, dla którego nic więcej nie mogli zrobić i którego w pewnym sensie zawiodła.
Musiała wkrótce pojawić się na dyżurze w Ministerstwie Magii, ale gdyby tego nie zaproponował, włóczyłaby się pewnie po prostu po Londynie, zrzucając z siebie melancholię, której ani myślała pokazywać w pracy. Albo poszłaby tam wcześniej, by zająć się papierami. Nie zamierzała może pić alkoholu, mogła jednak wznieść ten toast i piwem bezalkoholowym, a być może Thomas też potrzebował znaleźć się… po prostu gdzieś indziej.
Pomyślała mimowolnie, że obiecała Jasonowi, że kupi mu irlandzką whiskey, najdroższą, jaką znajdzie: jeszcze jedna obietnica, której nie miała okazji dotrzymać.
– Chodźmy – powiedziała po prostu, ruszając razem z Figgiem do wyjścia z cmentarza. – Jak pobyt w Londynie? Życie w klubokawiarni chyba jest bardzo inne niż do tej pory, co? – zagaiła po prostu, zwykłą rozmowę. Thomas w końcu kiedyś sporo podróżował, a nawet jeśli po rozpoczęciu wojny osiadł w Londynie, to od wiosny wspólne mieszkanie na zapleczu kawiarni i praca w tejże kawiarni dużo zmieniły.


Don't promise to live forever. Promise to forever live while you're alive.
Good Boy
I've got a twisted way of making it all seem fine
Wysoki na metr i dziewięćdziesiąt centymetrów co do milimetra - no więc wysoki, ale za to z drobną budową ciała. Czarne, kręcone włosy i ciemne oczy. Twarz pokryta kilkudniowym zarostem zdradza, że niezbyt dba o siebie.

Thomas Figg
#8
02.07.2024, 02:38  ✶  
-Uch - stęknął teraz zdając sobie sprawę, że jego słowa były tylko dość niezręcznym wyjaśnieniem jego toku myślowego, który czasami był dość niezrozumiały dla innych, głownie dlatego, ze go brakowało, albo jego ścieżka była bardziej kręta niż jakakolwiek ścieżka w Zakazanym Lesie. Nabrał głośno powietrzna przez nos nim się odezwał. - Chodziło mi o to, że osoby pragnące zemsty często mówią o wymierzaniu sprawiedliwości, kiedy chodzi im tylko właśnie o zaspokojenie własnego pragnienia zemsty - uśmiechnął się niemrawo, teraz chyba lepiej przedstawił logikę kryjącą się za wcześniejszymi słowami. Czy mógłby tak od razu? Pewnie tak, ale czasu magicznie nie cofniesz aby pozbyć się tego niezrozumienia - zresztą cofanie czasu po to, aby pozbyć się kilkusekundowego niezrozumienia brzmiało dość ekstremalnie.
Zdawał sobie sprawę, że czeka ich wykopanie kolejnych groby, jak i ubrudzenie sobie rąk. Kwestią był tylko fakt, że w Zakonie nie mówiło się o tym otwarcie - choć jasno do tego wszystko dążyło. No może nie do tego, ze będą w odwecie masakrować rodziny czysto krwistych czarodziejów i napiętnować tego kto nie brata się z mugolakami - jednakże brak postawienia sprawy jasno był jego zdaniem niebezpieczny. Chyba przecież Dumbledore nie zakładał, że pokonają Voldemorta i jego śmieciojadów za pomocą czarów łaskoczących. Samym uciekaniem nie ocalą wielu ludzi, z czasem skończą im się zasoby i miejsca do ucieczki - musieli się bronić też w inne sposobu, bardziej drastyczne.
- Grafik napięty jak zawsze? - zagaił z uśmiechem, ale nie oczekiwał odpowiedzi, dobrze wiedział jak ona brzmi. Nie oponował kiedy go ujęła pod ramię, bo i też powodu nie widział ku temu. Zerknął tylko na nią i skinął głową.
- Cokolwiek rozkażesz, pani - nie byłby sobą, gdyby nie wykorzystał nawet najmniejszej okazji do "żartu". Lata mijały, jemu pojawiało się siwych włosów i zmarszczek ale nadal nie tracił tej iskry, która sprawiała, że stawałby na głowie byleby tylko wywołać uśmiech na ustach przyjaciół. Szczególnie teraz, kiedy będą potrzebować jak najwięcej śmiechu jak tylko zdołają z siebie wykrzesać.
- Nie narzekam, Nora zadbała żebym nie miał czasu tęsknić za podróżami - poniekąd była to prawda, bo wprowadzenie się do siostry, która prowadziła klubokawiarnię nie sprzyjało lenistwu. Zawsze był coś do zrobienia czy do pomocy - ale nie narzekał, dzięki temu nie siedział pogrążony w melancholii i obmyślający plan kolejnej podróży. - Oj tak, zdecydowanie, przyzwyczajenie się na nowo do porządku dnia nie było takie proste z dnia na dzień. Wszystko wydawało się o wiele prostsze, wtedy kiedy co jakiś czas zmieniało się miejsce zamieszkania - ale nie zrozum mnie źle, nie żałuję powrotu, cieszę się, że wróciłem - dodał aby rozwiać wątpliwości prowadząc Brennę w stronę wspomnianego wcześniej pubu. - Mówiłem już Norze, że na pewno zabiorę ją w kilka miejsc, które odwiedziłem, bo uważam, że każdy powinien je zobaczyć w swoim życiu. Także czuj się również zaproszona, bo ptaszki ćwierkają, że i tobie przyda się wypoczynek, które nie zaznasz na Wyspach - nie akceptuje odmowy oczywiście! - rozgadał się tak, że zaraz znaleźli się przed lokalem do którego się udali. Otworzywszy drzwi zaprosił gestem Longbottomównę do środka.
Wnętrze było zagospodarowane hebanowymi stolikami i krzesłami w tym samym odcieniu. Stonowane dekoracje jasno wskazywały, że było to miejsce, gdzie wiele osób przychodziło prosto z cmentarza, aby powspominać swoich bliskich przy piwie czy whisky. Te Ściany widziały więcej smutnych toastów niż było igieł na wszystkich świerkach w Londynie. Na ich szczęście lokal nie był mocno oblegany i bez trudu znaleźli miejsce.
- Czego się napijesz? - zapytał jeszcze mając na tyle rozumu, aby nie iść na hurra i nie zamówić dwóch piw, przecież nie na to mogła mieć ochotę.
Chichot losu
I’m not looking for the knight
I’m looking for the sword
Brązowe, niezbyt długie włosy, często rozczochrane. Wzrost wysoki jak na kobietę, bo mierzy sobie około 179 centymetrów wzrostu. Twarz raczej sympatycznie ładna niż piękna, nie wyróżniająca się przesadnie i rzadko umalowana. Brenna porusza się szybko, energicznie, głos ma miły i rzadko go podnosi. Ubiera się różnie, właściwie to okazji - w ministerstwie widuje się ją w umundurowaniu albo w koszuli i garniturowych spodniach, kiedy trzeba iść gdzieś, gdzie będą mugole, w Dolinie w ubraniach, które ujdą wśród mugoli, a na przyjęcia i bale czystokrwistych zakłada typowe dla tej sfery zdobione szaty. W tłumie łatwo może zniknąć. Jeżeli używa perfum, to zwykle to jedna z mieszanek Potterów, zawierająca nutę bzu, porzeczki i cedru, a szamponu najczęściej jabłkowego, rzecz jasna też potterowskiego.

Brenna Longbottom
#9
02.07.2024, 17:29  ✶  
– Pewnie masz rację – powiedziała Brenna z bladym uśmiechem. – Chyba zawsze byłam bardzo marna z… takich przemyśleń. Jestem na to o wiele za prostą dziewczyną.
Filozoficzne zagadnienia zwyczajnie ją przerastały, a może nie interesowały – ewentualnie oba. Teraz, gdy zaczęła się wojna, i oscylowali gdzieś na pograniczu, w strefie szarości, tym bardziej starała się za dużo nie myśleć. Robiła to, co wydawało się jej słuszne, często bazowała na instynkcie albo poszukiwania drogi, która zminimalizuje straty, a hasło dla większego dobra, tak chętnie używane przez Grindewalda, wciąż dźwięczało kobiecie w uszach.
Zemsta i sprawiedliwość.
Czy o sprawiedliwości nie mówiono, że jest ślepa?
- Maj i czerwiec były trudne w Ministerstwie dla wszystkich - odparła lekko na jego pytanie. Była zajęta, ale wszyscy byli teraz zajęci, a w pierwszej połowie maja cały świat czarodziejów ogarnęło istne szaleństwo. Brenna nie uważała, że ma prawo tutaj do narzekań.
Uśmiechnęła się nieco szczerzej na jego żart, bo naprawdę dobrze było, że ludzie potrafili jeszcze żartować. Może to nie była stosowne okoliczności, ale... czy w ogóle teraz mogli mówić o stosownych okolicznościach? Brenna uśmiechała się i żartowała mimo paskudnej sytuacji w kraju, bo uważała, że ludzie tego potrzebują i cieszyła się, że ktoś postępował podobnie.
- W takim razie prowadź, cny rycerzu - powiedziała, podobnym tonem do tego, jaki przybrał on, przyłączając się do tego żartu i ruszając razem z nim najpierw poza cmentarz, a potem do pubu.
To że Thomas wrócił do kraju, pomagał Norze w kawiarni i jeszcze tego nie żałował, było na swój sposób niezwykłe i dobrze pokazywało, jak mało samolubnym był człowiekiem. Podróżował, robił karierę, znał się na rzadkim dość klątwolamaniu i na pieczętowaniu, które było poszukiwaną umiejętnością. A jednak zamiast dalej realizować się zawodowo, tkwił tutaj, w Londynie, żeby pomagać Zakonowi i wspierać siostrę w spełnianiu jej marzenia. W kimś choć trochę bardziej egoistycznym - i to wcale nie tym egoizmem godnym potępienia, a raczej wynikającym z dbałości o samego siebie - łatwo mogłoby wzbudzić to frustrację i to odbiłoby się i na otoczeniu.
A jednak Thomas jakimś sposobem pozostawał tak samo pogodny, jak zawsze.
– Cieszę się w takim razie, że stara, dobra Anglia cię nie nudzi… poza ehem, tymi mało nudnymi momentami, gdy świat trochę wybucha wokół. I czy wszyscy zmówili się, żeby wywieść mnie za granicę? Przyznaj, chcecie mnie porzucić gdzieś poza Anglią, bo macie mnie dość i to wasz sprytny plan. A ja i tak go obalę, i znajdę drogę do domu - zażartowała, zajmując miejsce. - Jeśli mają bezalkoholowe piwo, niech będzie takie, jeżeli nie sok albo woda, cokolwiek bez procentów - poprosiła. Nie chciała kłócić się, że sama pójdzie zamawiać, gdy on zaproponował to pierwszy, nie była aż tak zafiksowana na pokazywaniu, że umie sobie poradzić.


Don't promise to live forever. Promise to forever live while you're alive.
Good Boy
I've got a twisted way of making it all seem fine
Wysoki na metr i dziewięćdziesiąt centymetrów co do milimetra - no więc wysoki, ale za to z drobną budową ciała. Czarne, kręcone włosy i ciemne oczy. Twarz pokryta kilkudniowym zarostem zdradza, że niezbyt dba o siebie.

Thomas Figg
#10
03.07.2024, 23:38  ✶  
Wbrew wszystkiemu nie porzucał całkowicie swojej wcześniejszej pracy, po prostu ostatnie wydarzenia ukazały mu, że są o wiele ważniejsze rzeczy niż ganianie za klątwami i dostawanie się do grobowców czy przeklętych miejsc. Może i nie odwiedzał co tydzień nowego miejsca próbując zmierzyć się z napotkanymi klątwami, ale nadal, będąc tutaj może będzie mógł coś zmienić. Na pewno miał większy wpływ niż przebywając na stepach Azji czy w Egipcie.
- To prawda, zapamiętał te miejsce jako bardziej... flegmatyczne niż jest teraz - zgodził się dobrze wiedząc co ma na myśli. - Jakie wszyscy? - tym razem nie udawał zdziwienia dla żartów, jednak nie byłby sobą, gdyby zaraz nie dodał. - Nie uważasz, że gdybyśmy chcieli cię tam porzucić to byśmy nie zdradzali ci planu wyjazdu a spontanicznie zabrali cię na taką wyprawę? Ale uważaj, gdyby ktoś chciał zabrać cię na Antarktyd czy do Amazonii - puścił oko do Brenna i zniknął na chwilę przy kontuarze, aby zamówić napoje.
Panna Longbottom nie została jednak sama na zbyt długo, bowiem już po chwili Figg wracał trzymaj w jednej ręce szklankę z sokiem pomarańczowym, a w drugiej kufel wypełniony Guinessem. Może i ona nie chciała alkoholu to jednak on czuł taką potrzebę. Ostanim razem gdy widział się z Jasonem obiecali sobie wyskoczyć na jednego przy kolejnej okazji, cóż... W pewien sposób czuł się ,ze tak dotrzymuje tej obietnicy.
Postawił szklanki na stole i zajął miejsce naprzeciwko.
- Odpoczynek ci się przyda, nie mówię już od natłoku pracy w Ministerstwie i ... tej dorywczej robocie - dodał nie chcąc wspominać o Zakonie na głos w nieznanym miejscu. - Wyjazd na kilka dni, oczyszczenie umysłu z trosk pozwoli wrócić z nową siłą - dobrze wiedział, że niektóre osoby po zaznaniu takiej wolności kusiłoby już nie wracać. To miał świadomość, że Longbottomówna do takich nie należy - ją trzeba będzie przekonywać do tego, żeby pojechała, a nie wróciła. Nie byłą przecież osobą, która zrzuciłaby wszystko na barki innych, wręcz przeciwnie chciałaby im odjąć.
- Nie mówię, że masz porzucić wszystko i wyjechać na pół roku, ale tydzień, przemyśl to po prostu, Mabel też by się cieszyła z twojej obecności - a jakże, Thomas może i nie odkrywał wszystkich swoich kart, jednak zagranie kartą siostrzenicy było przecież idealne. Teraz tylko trzeba zostawić to, niech pomysł kiełkuje w jej głowie, a on porozmawia jeszcze z Norą, żeby też przekonywała swą przyjaciółkę do udania się wraz z nimi.
Uniósł szklankę ze swoim trunkiem w górę w niemym geście toastu i upił solidny łyk.
« Starszy wątek | Nowszy wątek »

Użytkownicy przeglądający ten wątek:
Podsumowanie aktywności: Brenna Longbottom (2385), Thomas Figg (2183)


Strony (2): 1 2 Dalej »


  • Pokaż wersję do druku
  • Subskrybuj ten wątek

Przydatne linki
Kolejeczka
Tryb normalny
Tryb drzewa