20.06.2024, 11:41 ✶
(Ten post był ostatnio modyfikowany: 08.08.2024, 17:09 przez Król Likaon.)
adnotacja moderatora
Rozliczono - Thomas Figg - osiągnięcie Piszę, więc jestem
adnotacja moderatora
Rozliczono - Brenna Longbottom - osiągnięcie Badacz Tajemnic V
Nadchodzi czas, kiedy będzie trzeba wybrać między tym co dobre, a tym co łatwe.
Jason Meadowes nie miał dużej rodziny i pośród żałobników na cmentarzu z bliskich krewnych znalazł się tylko jego brat. Zgromadzonych zresztą nie było wielu, bo Jonathan Meadowes zażyczył sobie, aby ceremonia była prywatna, a jej daty nie ujawniono nigdzie publicznie – nie chciał, jak to ujął, by Ministerstwo Magii zrobiło z niej przedstawienie. (Albo, jak podejrzewała Brenna, by z niezapowiedzianą wizytą wpadli śmierciożercy.) Gdzieś z przodu kręciło się jednak i tak trzech czy czterech aurorów w mundurach, pewnie kolegów z pracy: w końcu Jason zginął na służbie.
Biła się z myślami, czy tutaj przychodzić. Z jednej strony czuła, że powinna: Jase był jednym z nich i w ciągu ostatniego roku nauczyła się myśleć o nim jak o przyjacielu, a palące wyrzuty sumienia i żal, nawet jeżeli spychane gdzieś na dno ducha, by funkcjonować jakby nigdy nic (na tej wojnie musieli opanować tę lekcję), wciąż jeszcze jej towarzyszyły. Z drugiej – jego brat nie chciał tutaj tłumów, nie chciał obcych twarzy, a oni nie powinni zwracać uwagę na to, jak wiele nieco dziwnych znajomości, które nie istniały przed rokiem 70, utrzymywał auror.
Ostatecznie znalazła się na londyńskim cmentarzu, ale trzymała się z tyłu, nie pchając do przodu, gdy najpierw odmawiano krótką modlitwę, potem Jonathan wygłaszał równie krótką mowę, a później trumnę składano do grobu. Ciemnoszara koszula i czarna spódnica składały się na strój, który nie miał krzyczeć o żałobie, ale też nie powinien wyróżniać pośród zgromadzonych. Wyraz twarzy miała kamienny: nie miała prawa do okazywania smutku, z bardzo wielu względów, a w jej oczach ani razu nie błysnęły łzy. Nie płakała na pogrzebie wuja. Nie zamierzała płakać i teraz, nawet jeżeli to cholernie bolało.
Mimo wczesnej pory i tego, że angielskie lato, zwykle mało łaskawe, ledwo się zaczęło, słońce już paliło.
Wiązanka białych kwiatów prawie parzyła ją w ręce. Nie powinny być składane na grobie kogoś tak młodego. Nie pasowały do Jasona, zawsze wesołego i pełnego życia. Nie odważyła się jednak przynieść żadnych kolorowych: nie tu, nie dziś, nie teraz.
W myślach wciąż i wciąż odtwarzała wydarzenia ostatnich dni, zastanawiała się, co mogli zrobić inaczej, lepiej i czy gdyby była choć trochę czujniejsza, to mogliby w porę zorientować się, że ktoś niepowołany poznał lokację kryjówki, w której Ministerstwo umieściło Catherine. A w tych chwilach, w których akurat tego nie robiła, przed oczyma stawiali jej to Jason, to Derwin i ten pogrzeb sprzed zaledwie półtora miesiąca.
Ile jeszcze takich uroczystości ich czekało? Ile osób zginie tylko dlatego, że wybrały to, co było słuszne i poświęciły się dla innych?
Don't promise to live forever. Promise to forever live while you're alive.