• Londyn
  • Świstoklik
    • Mapa Huncwotów
    • Ulica Pokątna
    • Aleja horyzontalna
    • Ulica Śmiertelnego Nokturnu
    • Ministerstwo Magii
    • Klinika Św. Munga
    • Niemagiczny Londyn
    • Dolina Godryka
    • Little Hangleton
    • Wyspy Brytyjskie
    • Reszta świata
    • Zmieniacz czasu
    • Opisy lokacji
  • Dołącz do gry
  • Zaloguj się
  • Postacie
  • Accio
  • Indeks
  • Gracze
  • Accio
Secrets of London Poza schematem Reszta świata i wszechświata v
1 2 Dalej »
[11.08.72, Włochy] 50 twarzy Kelly

[11.08.72, Włochy] 50 twarzy Kelly
Evil Queen
Kill them with success and bury them with a smile
Ma jasne włosy, jasne oczy i 177 centymetrów wzrostu. Chętnie chodzi w butach na obcasach, mimo wysokiego wzrostu. Potrafi uśmiechać się bardzo pięknie i ciepło, ale zwykle uśmiech ten jest absolutnie fałszywy.

Charlotte Kelly
#1
28.06.2024, 10:13  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 25.11.2024, 03:33 przez Baba Jaga.)  
adnotacja moderatora
Rozliczono - Jonathan Selwyn - osiągnięcie Piszę, więc jestem

Miesiąc miłości

Musisz być ostrożny. Piękne kobiety to raj dla oczu i piekło dla duszy. I czyściec dla portfela.



Oświadczenie, że idą na randkę, i w ogóle najlepiej, jak zobaczą ich podczas tej znajomi matki, którzy przypadkiem zatrzymali się podczas wyjazdu po sąsiedzku, można było przyjąć zarówno jako i stwierdzenie żartobliwe, jak i absolutnie poważne. Na pewno jednak nie można było potraktować go jako opcjonalnego zaproszenia, któremu można odmówić, bo Charlotte odmowy niezwykła przyjmować (istniało zresztą całkiem duże prawdopodobieństwo, że te dwadzieścia parę lat temu została mężatką, ponieważ oznajmiła po prostu swojemu chłopakowi „ożenisz się ze mną”, a on nie wiedział, jak powiedzieć „nie”).
Randka zresztą nie różniła się jakoś specjalnie od ich zwykłych spotkań, a Jonathan nie powinien specjalnie narzekać, ponieważ Charlotte podczas wysłuchiwania całej opery w Teatro alla Scala wygłosiła zaledwie dwa złośliwe komentarze pod adresem aktorów oraz fabuły. A w restauracji przy luksusowym kurorcie, położonym poza miastem, która przyciągnęła ich uwagę, zaserwowano absolutnie wyborną kolację, aż Charlotte przyjęła to z ogromnym zdziwieniem, bo jej zdaniem mugole słabo znali się na kuchni, a tutaj obsługa i większość gości bez wątpienia była absolutnie mugolska. Nawet jeżeli plotkowano, że właściciel może być czarodziejem czy tam charłakiem, i dlatego cały hotel otaczały różne ochronne zaklęcia. Charlotte niezbyt słuchała, bo obcy ludzie naprawdę rzadko ją interesowali.
Okrągłe stoliki stały na świeżym powietrzu, wszystkie zdobione kwiatami oraz świeczkami, pod białym namiotem, udekorowanym światełkami. Nic nadzwyczajnego, kiedy widywało się czarodziejskie dekoracje, ale naprawdę nieźle jak na mugoli. Słońce chyliło się już ku zachodowi, i dzięki temu ustępował powoli skwar dnia, i kolacja jedzona na zewnątrz nie roztapiała się od razu na talerzach.
– Zastanawiam się, dlaczego tutejsza obsługa ciągle się nam przygląda – oświadczyła z pewnym zamyśleniem, kiedy po głównym daniu nadeszła pora na deser, serwowaną w wysokich pucharkach granitę z dużą ilością malin oraz bitą śmietaną. – Rozumiałabym jeszcze, gdyby przypatrywali się mnie. A nawet gdyby niektórzy oglądali się za tobą, w końcu nie pokazałabym się z tobą w towarzystwie, gdybyś nie wyglądał dobrze, ale ten biedny kelner patrzył na ciebie, jakby zobaczył ducha. Johny, przyznaj szczerze, byłeś tutaj kiedyś z Morphim i macie umowę „Co stało się w Mediolanie, zostaje w Mediolanie?” – zapytała, odprowadzając wzrokiem kelnera, który sądząc po tym, jak sprawnie operował tacami i jak dostojnie poruszał się podchodząc do ich stolika był z pewnością profesjonalnym pracownikiem.
Profesjonalny pracownik po rzuceniu okiem na Selwyna zbladł śmiertelnie, omal nie wyrzucił granity na kolana Charlotte, a potem umknął w popłochu.
Nie uznałaby tego nawet za szczególnie dziwne, gdyby nie to, że ochroniarz obiektu wcześniej na widok Jonathana omal nie spadł ze schodów, a kelner serwujący im danie główne i wino też zdawał się trochę spłoszony.

Czarodziej
Some legends are told
Some turn to dust or to gold
But you will remember me
Remember me for centuries
Wysoki (191 cm), szczupły i zawsze zadbany brunet, który ewidentnie poświęca dużo czasu na to, by wyglądać najlepiej jak tylko się da. Najczęściej stroi się w wysokiej jakości szaty, garnitury i koszule. Niemal zawsze uśmiechnięty.

Jonathan Selwyn
#2
29.06.2024, 02:42  ✶  
Jonathan w swoim życiu kierował się taką zasadą, że nie odmawiał przystępowania do tajnych organizacji podziemnych zwalczających Śmierciożerców, jak i wspólnego wyjścia z Charlotte Crouch-Kelly. Nawet jeśli to wyjście było randką, na którą poszli, bo Charlotte spotkała znajomych swojej matki, a przecież zapoczątkowane na ślubie Blacków przedstawienie musiało trwać dalej. Zresztą nie do końca wierzył, że mógłby jej odmówić bez konieczności szybkiego opusczenia Mediolanu, a przecież nie chciał przedwcześnie kończyć tej już i tak krótkiej, bo w przeciwieństwie do Shafiqa musiał się pojawiać w ich pracy, wycieczki. Zwłaszcza, że po ostatnim liście Jonathan bardzo nie chciał myśleć o rzeczywistości. Kilka razy podczas tego wyjazdu zbierał się, by powiedzieć Charlotte o treści kolejnej wiadomości z Francji, jak i jej nadawcy, ale ostatecznie za każdym razem podejmował decyzję, że chyba jednak wolał spędzać czas w mediolańskim wyparciu. Ignorowanie problemu do czasu, aż nie znajdzie się rozwiązania, to też było jakieś rozwiązanie.
I wieczór był naprawdę udany. Charlotte wyjątkowo nie wykazała się, aż taką ignorancją na kulturę wyższą, jak zazwyczaj (a może to po prostu opera nie uraziła aż tak jej wrażliwego gustu,), a i na kolację nie można było narzekać. Naprawdę nie można było się do niczego przyczepić, zwłaszcza że przecież zdecydowali się na kolację w mugolskim, lub przynajmniej w większości mugolskim, lokalu, więc nie liczyli na żadne popisy z magią w roli głównej.
No dobrze... Może była jedna rzecz, do której mógł się przyczepić – obsługa naprawdę dziwnie na niego reagowała. I to nie w ten sposób pełen zachwytu i uwielbienia, którego by się spodziewał, w końcu włoski klimat czynił go jeszcze przystojniejszym, ale... Z niepokojem? Strachem? Normalnie pewnie po prostu uznałaby to za dziwne, ale jako że ktoś ostatnio groził mu w pewnym liście, to Jonathan chyba przejmował się takimi sprawami bardziej, niż powinien.
– Hm... Może po prostu są przerażeni tym, że patrzą na mnie i orientują się, że ich własna płeć może być również szalenie pociągająca – zasugerował z typowym dla siebie uśmiechem, który jednak nie objął w pełni oczu Selwyna. – Albo myślą, że oto sam Eros stąpił na ziemię? Też bym pobladł na tę myśl. W końcu pewnego dnia ma on powrócić i... A nie. To Jezus i chrześcijanie. A więc gdybym był Erosem, moje przybycie tutaj byłoby jeszcze bardziej tajemnicze. – Z kolei na myśl o jej ostatnich słowach już naprawdę się uśmiechnął. – Charlotte, kochana, mogę ci obiecać, że doświadczam z tobą Mediolanu po raz pierwszy, a nawet gdyby rzeczywiście było tak jak mówisz, to jedna randka to byłoby zdecydowanie za mało, abym złamał tak poważną umowę. Jak deser?

Evil Queen
Kill them with success and bury them with a smile
Ma jasne włosy, jasne oczy i 177 centymetrów wzrostu. Chętnie chodzi w butach na obcasach, mimo wysokiego wzrostu. Potrafi uśmiechać się bardzo pięknie i ciepło, ale zwykle uśmiech ten jest absolutnie fałszywy.

Charlotte Kelly
#3
29.06.2024, 12:42  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 29.06.2024, 12:43 przez Charlotte Kelly.)  
Charlotte lubiła dobrą muzykę, także klasyczną – zwłaszcza gdy grała jej córka, bo oczywiście Rita była najbardziej utalentowana pod słońcem – lubiła dobrą książkę, polubiła amerykańskie musicale, ale nigdy nie miała stać się wielbicielką Szekspira czy klasycznych oper. Oglądając je marszczyła często czoło w niezadowoleniu, myśląc sobie, ile dałoby się rozwiązać problemów, gdyby tylko potrząsnąć tym i owym, żeby okazał trochę charakteru. A w niektórych przypadkach nawet ten charakter nie był koniecznie potrzebny, wystarczyłoby, aby bohaterowie czasem powiedzieli, co naprawdę myślą.
Wiedziała, że to pewna konwencja, ale rzadko powstrzymywało ją to przed złośliwymi komentarzami. Tym razem jednak przynajmniej naprawdę dobrze śpiewali, okazała więc odrobinę wyrozumiałości sprawom fabularnym.
– Twoja skromność jest wręcz porażająca, Jonathanie – powiedziała Charlotte, spoglądając na niego znad swojego zimnego deseru, ale oczywiście, że wyłapała, że jest w tym jego uśmiechu odrobina fałszu: znali się trochę za długo, aby łatwo było ją zwieść. Umiał tkać piękne kłamstwa, a oklumencja dodawała dodatkowej warstwy do otaczających prawdę murów obronnych, ale widziała, że coś Selwyna dręczyło i nie było to chyba ani to, że oznajmiła, że idą na randkę. Czy aż tak przejął się zachowaniem części obsługi? A może naprawdę zrobili coś w Mediolanie w tych latach, gdy ona wiodła nudne życie za oceanem, tracąc całą masę dobrej zabawy na rzecz uwolnienia się od matki? – Ty i Jezus? Prędzej nadawałbyś się do roli diabła, któremu znudziło się przesiadywanie w czeluściach piekielnych i postanowił odwiedzić ziemię – roześmiała się. Ach, te wszystkie religie mugoli straszliwie ją bawiły: bardziej nawet niż Romeo i Julia, którzy w teorii powinni poruszać jej duszę, skoro sama porzuciła rodzinę na rzecz nieaprobowanego przez tę rodzinę kandydata… Pozostawała jednak zainteresowanie mugolskimi bóstwami Morpheusowi, pewnie to od niego Jonathan usłyszał o tym całym Erosie.
Może drążyłaby dalej sprawę tego nieco dziwnego nastroju Jonathana albo domniemanych przygód we Włoszech, gdyby nie dostrzegła czegoś… kogoś… przy wejściu do budynku. Zapatrzyła się w tamtą stronę z pewnym zamyśleniem, kiedy wsuwała do ust łyżeczkę z grandiolą, a słodki deser rozpływał się na języku.
– Będę musiała sięgnąć po broń cięższego kalibru, żeby wyciągnąć z ciebie informacje, deser jest bardzo dobry, aż dziwne, że nie mam na co narzekać i czy też widzisz tego ducha? – zapytała.
Duch, niewidzialny dla mugolskiej obsługi i większości równie mugolskich gości, stał sobie w pobliżu jednego z wejść hotelowych. I Charlotte, która z duchami miała do czynienia całkiem dużo, może w ogóle by się tym nie przyjęła, ale do tego diabła, co go Jonathan mógł z powodzeniem odgrywać w mugolskich produkcjach – był do Selwyna naprawdę mocno podobny.

Czarodziej
Some legends are told
Some turn to dust or to gold
But you will remember me
Remember me for centuries
Wysoki (191 cm), szczupły i zawsze zadbany brunet, który ewidentnie poświęca dużo czasu na to, by wyglądać najlepiej jak tylko się da. Najczęściej stroi się w wysokiej jakości szaty, garnitury i koszule. Niemal zawsze uśmiechnięty.

Jonathan Selwyn
#4
02.07.2024, 02:49  ✶  
Prawdę mówiąc to nie przeszkadzałoby mu nawet, gdyby Charlotte narzekała cały wyjazd na każdą operę na tym świecie. Kochał ją na swój sposób, więc lubił dzielić się z nią kulturą, gotowy na wysłuchiwanie co jakiś czas jej skandalicznych opinii.
– Dziękuję. Bardzo ją sobie cenię – powiedział unosząc kieliszek z winem w geście toastu dla swojej skromności, czy raczej jej resztek, jeśli jakieś się jeszcze zachowały. Co mógł więcej powiedzieć? Życie było jedną wielką sztuką, a chociaż jeszcze nie znał do końca jej konwencji i gatunku, to był pewny, że nie była to sztuka z everymanem w roli głównego bohatera. – Diabła? A więc uważasz mnie za, aż tak diabelsko przystojnego? Uznam to za komplement, chociaż mam nadzieję, że wiesz, że na randkach oczekuję ich nieco więcej.
Już miał powiedzieć coś jeszcze, gdy nagle padło słowo klucz, zmieniające całą sytuację.
Duch.
Jonathan od razu powędrował za jej spojrzeniem i zmarszczył nieznacznie brwi, tylko po to, by zaraz unieść je do góry w przyjemnym zaskoczeniu. Rzeczywiście przy jednym z wejść do hotelu stał duch. I to nie byle jaki duch, bo przecież raczej rzadko się zdarzało, aby duchy można było traktować za tak wielkie wsparcie estetyczne. A tu? Nieznajomy mogłby spokojnie uchodzić za ducha samego Romeo, tego Selwyn był wręcz pewny. Gęste włosy okalały naprawdę przyjemne rysy mężczyzny, a wszelkie skazy spowodowane jego stanem, gasły, gdy podziwiało się ten malowniczy obrazek wybitnego artysty, jakim była jego twarz, obramowana w świetne ubranie i...
I na Merlina, przecież ten duch wyglądał jak on.
Nie był, może aż tak przystojny, ale podobieństwo było niezaprzeczalne.
Skinął głową na znak, że również to widział.
– Rozumiem, że też chcesz z nim porozmawiać? – spytał, praktycznie już gotowy, aby zapomnieć o deserze i skupić się na duchu.

Evil Queen
Kill them with success and bury them with a smile
Ma jasne włosy, jasne oczy i 177 centymetrów wzrostu. Chętnie chodzi w butach na obcasach, mimo wysokiego wzrostu. Potrafi uśmiechać się bardzo pięknie i ciepło, ale zwykle uśmiech ten jest absolutnie fałszywy.

Charlotte Kelly
#5
02.07.2024, 17:10  ✶  
- Czekaj, postaram się bardziej... Jonathanie, jesteś tak zabójczo przystojny. Prawie równie piękny, jak ja - powiedziała Charlotte, bardzo teatralnym tonem i równie teatralnie zatrzepotała przy tym rzęsami. Chwilę później jednak jej uwagę odciągnęły najpierw deser, znacznie ważniejszy niż wczuwanie się w rolę adorującej kogoś trzpiotki, a potem duch.
Kiedy Selwyn spytał, czy chce pogadać z tym duchem, Kelly zawahała się. Zerknęła na ducha. Zerknęła na deser. Duch przypominający Jonathana - włosy miał może trochę dłuższe i chyba bardziej kwadratową szczękę, ale gdyby ktoś jej powiedział, że to zaginiony brat Selwyna, to... no najmniej by spytała, kto tak ładnie transmutował mu twarz - był intrygujący. Ale to był bardzo dobry deser.
I gdy tak Charlotte namyślała się nad odpowiedzią (w międzyczasie jedząc swoją graniolę, bo po co miała się marnować), duch chyba zrozumiał, że został zauważony. Pośród pracowników i innych gości musieli być sami mugole i nikt nie spoglądał w jego kierunku, ale spojrzenia Kelly i Selwyna przyciągnęły jego uwagę.
- On chyba chce pogadać z nami - odpowiedziała w końcu Jonathanowi, widząc, że duch się ku nim zbliża. - Mam nadzieję, że nie mówi tylko po włosku. Albo że to nie jeden z tych, który koniecznie chce opisywać wszystkie szczegóły swojej śmierci. Jeśli zacznie opowiadać o swojej śmierci, nie zadawaj żadnych pytań, bo gotowy potem chodzić za nami przez kolejny tydzień – ostrzegła jeszcze. Już dawno nauczyła się, że duchy mają nieco zdrowy jej zdaniem stosunek do momentu śmierci. Lubiły go celebrować. Lubiły o nim opowiadać. Lubiły się chwalić, ile uderzeń toporem otrzymały. Nawet Szara Dama, zwykle tak rozsądna, bez oporów przyznawała, że zabił ją człowiek, który pragnął ją poślubić, chociaż nie chciała już dzielić się szczegółami.
Tymczasem duch ustawił się przy ich stoliku. Z bliska dało się dostrzec różnice między nim a Selwynem: te dłuższe włosy, odrobinę inny kształt szczęki, trochę większy nos. Podobieństwo wciąż jednak było uderzające i Charlotte nagle zrozumiała, czemu wszyscy ich obserwowali. Faktycznie brali Jonathana za drugiego Jezusa, co może niekoniecznie po trzech dniach, ale jednak powstał z grobu.
Do którego trafił w dramatycznych okolicznościach, bo na klatce piersiowej ducha srebrzyły się plamy świadczące o tym, że kiedyś właśnie tam znajdowała się rozbryzgana krew. Cios nożem, ewentualnie postrzał, uznała Charlotte.
- Are you lost, babygirl? - zapytała, kiedy duch wbił w nią natarczywe spojrzenie.
– Widzicie mnie – wyszeptał duch, na szczęście po angielsku. Albo na nieszczęście, Charlotte nie była pewna. – Ty… ty wyglądasz jak ja – dodał, zwracając wzrok na Jonathana.
– Za późno na rodzinne zjednoczenie, jeśli nawet jesteście spokrewnieni – oświadczyła Kelly, z pewnym żalem odstawiając deser. Nie martwiła się zbytnio, że zwróci na kogoś uwagę, wszak jak coś, to mówiła do Jonathana, tak?
– Chodźcie za mną – zażądał duch, próbując schwycić Selwyna za ramię, ale jego widmowe palce przeniknęły przez jego ciało, napełniając je chłodem.


Czarodziej
Some legends are told
Some turn to dust or to gold
But you will remember me
Remember me for centuries
Wysoki (191 cm), szczupły i zawsze zadbany brunet, który ewidentnie poświęca dużo czasu na to, by wyglądać najlepiej jak tylko się da. Najczęściej stroi się w wysokiej jakości szaty, garnitury i koszule. Niemal zawsze uśmiechnięty.

Jonathan Selwyn
#6
03.07.2024, 02:06  ✶  
Jonathan był wręcz przekonany, że pewnego dnia usłyszy z ust Charlotte, że był od niej piękniejszy. Po prostu to jeszcze nie był ten dzień.
W przeciwieństwie do czarownicy, dla Jonathana deser przestał już mieć znaczenie, gdy tylko zobaczył tego ducha, pozwalając przysmakowi odpłynąć w zapomnienie. Czy to dlatego obsługa, tak dziwnie się na niego patrzyła? Bo przypominał im przystojniejszym wersję kogoś, kto tutaj zmarł?
Skinął głową na jej ostrzeżenia, mając zbyt dużo szacunku do jej pracy i zainteresowań duchami, aby tym razem ignorować to co do niego mówiła. Zwłaszcza, że nieszczególnie miał ochotę słuchać o szczegółach śmierci kogoś tak podobnego do niego, gdy sam ostatnio zdecydowanie za często myślał o swojej śmiertelności.
Śmiertelności, której końca był bardzo blisko, gdy Charlotte postanowiła odezwać się do ducha słowami, którymi się odezwała, akurat kiedy Selwyn upił trochę wina i niemal się nie zakrztusił, nie wiedząc czy z większym zdziwieniem patrzeć się na Charlotte, czy ranę na piersi ducha. Czyli chyba wiadomo było już, jak umarł.
– Widzimy, a nawet słyszymy mój drogi – odpowiedział z uśmiechem, jakby nigdy nic. – Tak, zauważyłem pewne podobieństwo.
Teraz, gdy mógł mu się przyjrzeć z bliska utwierdzał się w przekonaniu, że oczywiście był mimo wszystko bardziej urodziwy, ale podobieństwo nie było jedynie pozorne. Nie zazdrościł jednak duchowi. Jak to było patrzeć na twarz tak podobną do swojej własnej, tylko żywej? Czy zastanawiał się, czy tak by wyglądał, gdyby nie zmarł?
Skrzywił się nieco bardziej, niż zamierzał, gdy poczuł wywołany dotykiem ducha nienaturalny chłód. Chłodny dotyk na jego ciele, był jedną z tych rzeczy, które przed Francją nigdy mu nie przeszkadzały, a teraz stawały się problemem, zwłaszcza po otrzymaniu przez niego listu. Chłodny dotyk i róże.
– Dobrze. Chodźmy – powiedział, wstając z krzesła i samemu łapiąc Charlotte pod ramię, gestem jak na dżentelmena na randce przystało, jeśli raczyła wstać, by udać się w kierunku, w którym prowadził ich duch.

Evil Queen
Kill them with success and bury them with a smile
Ma jasne włosy, jasne oczy i 177 centymetrów wzrostu. Chętnie chodzi w butach na obcasach, mimo wysokiego wzrostu. Potrafi uśmiechać się bardzo pięknie i ciepło, ale zwykle uśmiech ten jest absolutnie fałszywy.

Charlotte Kelly
#7
04.07.2024, 09:45  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 07.07.2024, 20:33 przez Charlotte Kelly.)  
Charlotte uśmiechnęła się tylko do Jonathana, kiedy prawie się nie zakrztusił po jej wymianie zdań z duchem: no po prostu nie mogła się powstrzymać.
– Co, wolałabyś, żebym ciebie nazywała dziecinką? – zapytała, wciąż niezbyt przejęta obecnością ducha, jego tragiczną zapewne śmiercią oraz o tym, że chciał o czymś porozmawiać. Większość duchów zostawała po tej stronie istnienia, bo zabrakło im odwagi, aby ruszyć dalej, ale były i takie, które trzymały tutaj niedokończone sprawy. Łatwo było domyśleć się, że ten duch chciał, aby dokończyli za niego taką sprawę.
I Charlotte pewnie zignorowałaby to, i raczyłaby się dalej deserem, gdyby nie to, że siedziała obok Selwyna.
– Dlaczego nie mogłam zaprzyjaźnić się z jakimiś samolubnymi, obojętnymi na świat i ludzi Ślizgonami? Takimi, którzy jedliby kolację, choćby obok ktoś błagał o pomoc na kolanach? – poskarżyła się światu, wstając i ujmując mężczyznę pod ramię, by powoli ruszyć wraz z nim w ślad za duchem. Zabrała jeszcze torebkę, a potem dostojnym krokiem kogoś, kto nawykł do spacerów na kilkucentymetrowych szpilkach, przeszła z Jonathanem najpierw przez taras, a potem nieco na bok.
Wyglądało na to, że duch, oglądając się za nimi co rusz, chciał przeprowadzić ich z luksusowego kurortu do równie luksusowej willi, wzniesionej tuż obok i zapewne należącej do właściciela.
– Wolnego, jeśli mam się tam włamywać, życzyłabym sobie wiedzieć, dlaczego – oświadczyła, gdy zdała sobie sprawę z tego, dokąd idą. Była pewna, że ta posiadłość jest chroniona zarówno zaklęciami, jak i przez ochroniarzy, kręciło się ich sporo nawet na terenie hotelu. Liczba luksusowych aut, zaparkowanych w pobliżu, w środku musiało być najmniej kilka osób. Nie to żeby Charlotte bała się zaczarować paru mugoli, ale… – Nie zamierzam przechodzić bez dobrych powodów przez ten mur w tych butach. Co jeśli złamię sobie obcas? Masz pojęcie, ile one kosztowały? – oświadczyła stanowczo, przystając i zmuszając do zatrzymania się także Jonathana. To były buty z kolekcji Rosierów, specjalnie zaklęte, by nie obcierały i Charlotte kochała je tylko odrobinę mniej niż własne dzieci. Była względnie zamożna, ale od wydziedziczenia nie mogła już kupować takich butów tyle, ile by sobie życzyła i zamierzała o tę parę dbać.
– Jest tutaj tajne przejście. Mugolscy pracownicy nic o nim nie wiedza – powiedział duch z naciskiem, po czym podszedł do fragmentu muru pokrytego bluszczem. – Wystarczy, że odgarniecie te rośliny i rzucicie zaklęcie rozpraszające… on już nie pozwoli ci odejść, widziałem, jak ochroniarz do niego biegł. Ma obsesję. Jest zupełnie szalony. Musicie wiedzieć…
– Wariat – skwitowała Charlotte, kiedy duch mówił z coraz większą desperacją, zapatrzony na Jonathana. Ale nawet jej ta cała sytuacja przestawała się podobać, bo właśnie uświadomiła sobie, że jeśli tutaj kogoś zamordowano, to pojawienie Selwyna mogło wprowadzić zamieszanie. – Nigdzie nie idziemy.
– Ma tam artefakt… on… oszalał przez niego...
– Och. Trzeba było tak od razu – oświadczyła Kelly i podeszła do fragmentu muru, wydobywając z torebki różdżkę. Była w końcu Niewymowną. Słowo „artefakt” działało lepiej niż magiczne zaklęcie.

Czarodziej
Some legends are told
Some turn to dust or to gold
But you will remember me
Remember me for centuries
Wysoki (191 cm), szczupły i zawsze zadbany brunet, który ewidentnie poświęca dużo czasu na to, by wyglądać najlepiej jak tylko się da. Najczęściej stroi się w wysokiej jakości szaty, garnitury i koszule. Niemal zawsze uśmiechnięty.

Jonathan Selwyn
#8
06.07.2024, 18:05  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 08.07.2024, 22:48 przez Jonathan Selwyn.)  
– Kto kogo przezywa ten się tak nazywa – odpowiedział jedynie bardzo dorośle, a duch spojrzał na nich z lekkim zdziwieniem i możliwe, że pewnym zwątpieniem.
Jonathan przewrócił oczami. Oh tak, już widział, jak jakikolwiek Ślizgon oferowałby jej tak wspaniałe wrażenia i przyjaźń, jak on, Anthony i Morpheus. Charlotte ze swoim szczęściem w postaci przyjaciół z Hogwartu mogłaby grać w loterii, bo przecież trafili jej się najlepsi kandydaci do długoletniej przyjaźni nie tylko w tym roczniku, ale w każdym od samego początku istnienia szkoły.
– Naprawdę Lottie, otrzymałaś gwiazdę z samego nieba, a narzekać, że wolałabyś taka z patyków i słomy – skomentował z udawanym oburzeniem, gdy już ruszyli za duchem i oh. Czyżby mieli się włamywać do luksusowej willi? I to najprawdopodobniej z jakiś dobrych przyczyn. Chyba musiał częściej chodzić na randki z Charlotte, skoro fundowały mu takie piękne atrakcje.
No ale rzeczywiście co buty, to buty.
– Poczekaj, mówisz, że i on ma obsesję też na moim punkcie? – powiedział, chyba nieco zbyt podekscytowany na tę myśl, bo może i obsesje na punkcie kogoś, i to tak ekstremalne, były okropne i naprawdę paskudne, ale jednak to coś znaczyło o jego wyglądzie i wdziękach, że przynajmniej dwóch wariatów mogło go chcieć w ten lub inny sposób zamordować. Jonathan wyciągnął różdżkę i zaczął odgraniać rośliny, zanim jeszcze Charlotte została przekonana słowami artefakt.
Czary rzeczywiście odsłoniły niewielkie kamienne przejście, które prowadziło do ogrodu, pokrytego na tyle bujną roślinnością, że dałoby się przejść niezauważenie dalej. Selwyn spojrzał na Charlotte.
– I co moja droga? Randka ze Ślizgonem dostarczyłaby ci takich wrażeń? – spytał, ruszając oczywiście przodem.

Evil Queen
Kill them with success and bury them with a smile
Ma jasne włosy, jasne oczy i 177 centymetrów wzrostu. Chętnie chodzi w butach na obcasach, mimo wysokiego wzrostu. Potrafi uśmiechać się bardzo pięknie i ciepło, ale zwykle uśmiech ten jest absolutnie fałszywy.

Charlotte Kelly
#9
07.07.2024, 09:59  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 07.07.2024, 10:03 przez Charlotte Kelly.)  
– Jeśli nazywa mnie tak odpowiednia osoba – odparła Charlotte, a jej usta rozciągnęły się w uśmiechu.
Z czystej przekory nie zamierzała tego teraz przyznać, ale prawda była taka, że doskonale wiedziała, że miała szczęście. Chłopcy stali po jej stronie w Hogwarcie i po nim, nie zerwali znajomości, gdy zrezygnowała z pozycji i pieniędzy, jakimi mogłaby się cieszyć, żyjąc dalej pod matczynym butem, ich kontakty przetrwały nawet, gdy była parę lat po drugiej stronie oceanu i relacja ograniczała się do okazyjnych listów i okazyjnych odwiedzin, a potem spokojnie zaakceptowali to, że dopóki nie dostała fuchy w Departamencie Tajemnic była piekłem dla ich portfeli. Jeśli to nie była przyjaźń jedna na milion, to nie wiedziała, co nią było. Nie wspominała już nawet o znoszeniu jej trudnego charakteru, bo tutaj akurat obowiązywała zasada pełnej wzajemności – ona też bez mrugnięcia okiem znosiła ich charaktery, równie trudne, choć każdy na inny sposób.
*
– Ma… obsesję na moim punkcie. Wyglądasz jak ja. Powiedzą mu o tym… nie wiem, co wtedy zrobi – powiedział duch nerwowo, gdy otworzyły się przed nimi ukryte drzwi. – To przeklęte lustro… nie mogę odejść, póki ono tu jest. Skrzywdził tylu ludzi…
– Mam nadzieję, że ten artefakt jest tego wart – zamarudziła Charlotte, która może nie odczuwała większości emocji jak normalni ludzie, ale na hasło „skrzywdził tylu ludzi” odpowiedziałaby normalnie, że ona to zupełnie nie jest zainteresowana znajomością z tym panem. Nie żeby uważała, że nie da sobie rady, ale po co niepotrzebnie się narażać? Wzmianka o artefakcie działała jednak doskonale, a poza tym Jonathan ewidentnie chciał iść dalej, i oczywiste, że nie mogła pozwolić mu wpakować się w to samemu, bo na pewno zrobiłby coś głupiego. Na przykład dał się gdzieś zamknąć tutejszemu właścicielowi na rok, podczas którego miałby zdecydować, czy jest w stanie go pokochać, a jakby już odkrył, że nie może w tym czasie chodzić do teatru, rzuciłby się z jakiejś wieży z rozpaczy.
– Och, nie wiem. Musiałabym iść na randkę z jakimś Ślizgonem i porównać. Poza tym dzień się jeszcze nie skończył – skwitowała z pewnym rozbawieniem, z różdżką w ręku wchodząc do przejścia. – Fuj, nikt tu nie sprząta – westchnęła, odpalając lumos. – Prowadź, panie duch. Jak rozumiem, umawiałeś się z tutejszym właścicielem?
– Zabił mnie, gdy chciałem uciec. On…
– Nie, nie, o śmierci nie rozmawiajmy. To jakiś mafiozo, tak?
– Nie wiedziałem.
– Cóż, mroczny sekret jest podstawą każdego udanego związku – prychnęła, przemierzając korytarz. Najpierw wiódł w dół, później w górę, a wreszcie dotarli do krętych schodów. Charlotte przypominał się aż Hogwart i nocne włóczęgi w poszukiwaniu jego sekretów.
– To tutaj – szepnął duch. – Drzwi otwiera się zaklęciem. Gest alohomory, ale hasło brzmi… hasło brzmi Gionata.
– O cholera – podsumowała Kelly, drgając lekko. Nie znała może włoskiego poza podstawowymi zwrotami takimi jak „kurwa mać”, „wino poproszę”, „podwójne expresso dla mnie”, „gdzie jest toaleta” i „wypierdalaj albo zaraz połamię ci ręce”, ale nie trzeba było być poliglotą, aby zauważyć, że ta Gionata brzmi podobnie do Jonathan. To zaczynało być przerażające nawet dla niej. - Gdyby to działo się w Anglii, uznałabym, że wrabia nas w coś moja matka.

Czarodziej
Some legends are told
Some turn to dust or to gold
But you will remember me
Remember me for centuries
Wysoki (191 cm), szczupły i zawsze zadbany brunet, który ewidentnie poświęca dużo czasu na to, by wyglądać najlepiej jak tylko się da. Najczęściej stroi się w wysokiej jakości szaty, garnitury i koszule. Niemal zawsze uśmiechnięty.

Jonathan Selwyn
#10
09.07.2024, 00:08  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 13.07.2024, 21:52 przez Jonathan Selwyn.)  
Jonathan odwzajemnił uśmiech i już miał coś jeszcze dodać, pewnie nieszczególnie mądrego, ale wtedy przypomniał sobie, że czekał na nich duch z całkiem ważną sprawą.
***

Spokojnie mój drogi – zapewnił ducha, bo na razie to ten martwy uczestnik ich randki, wydawał się najbardziej zaniepokojony tą całą sytuacją. – Jestem pewny, że radziliśmy sobie z gorszymi rzeczami. I artefaktami. A przynajmniej ja. – Tu zerknął na Lottie, nieco zaczepnie, czekając aż coś mu na to odpowie. Było to dziwne, ale chyba z jakiegoś powodu trochę liczył na to, że zaimponuje duchowi. I to wcale nie dlatego, że wyglądał, jak nieco mniej urokliwa wersja jego samego.
– Pamiętaj, że jeśli artefakt nie okaże się wystarczająco ciekawy, to na całe szczęście masz na wyciągnięcie ręki najbardziej fascynującą osobowość całego Ministerstwa Magii – rzucił nieco ciszej w stronę przyjaciółki, wciąż głupio zadowolony z tej całej sytuacji, ale jego uśmiech szybko przybrał formę szczerego oburzenia.
Dzień się jeszcze nie skończył! Oferował jej wybitną operę w towarzystwie wybitnego czarodzieja i wybitną kolację, okraszoną przygodą, a ta zamiast przyznać mu rację, stwierdziła, że dzień się jeszcze nie skończył! I co to miało znaczyć? Miał jeszcze jej sonet zagrać? Na całe szczęście to oburzenie szybko mu minęło.
– Mówisz? – spytał, bo to brzmiało, jak porada związkowa, której mogłaby udzielić jedynie pracująca w Departamencie Tajemnic Charlotte Kelly. Może rzeczywiście, przynajmniej według tej logiki, by do siebie pasowali. Każde z nich miało przecież swoje sekrety. On, zarówno te związane z Zakonem, jak i pewnym wampirem, a ona... Kto wie, co robiła w swojej pracy i czy przypadkiem kogoś kiedyś nie zabiła? Czy powinien tak swobodbnie podchodzić do tej myśli? Chyba nie, ale jakoś nie czuł nawet lekkiego przerażenia na tę myśl.
Lekkie przerażenie poczuł dopiero, gdy usłyszał, jakie hasło otwiera drzwi. Tak, jemu też coraz mniej przestawało się to podobać.
– Gionata – wypowiedział głośno wraz z odpowiednim gestem, próbując nie dać po sobie poznać, że sam się zaczyna stresować, a gdy drzwi się uchyliły, spojrzał na Lottie, jakby nigdy nic, i strzepnął z jej ramienia jakiś paproch, który musiał zaatakować ją w tym obskurnym korytarzu. – Byłoby to nieco ironiczne, nie sądzisz? Ty wkręcasz ją w naszą randkę, chociaż nie ma jej w kraju, a to ona cały czas wrabiałaby w coś nas.
Wnętrze, do którego weszli, on oczywiście pierwszy, było... I w tym momencie poczuł, jak krew odpływa mu z twarzy. To była piwnica, ale nie byle jaka. Zdecydowanie tak luksusowa, jak willa, w której się znajdowali i tak niepokojąca, jak najwyraźniej obsesja jej właściciela.
Na pierwszy rzut oka nie wyglądało to tak źle. Skąpane w filoletowo-granatowym świetle pomieszczenie z kanapą, barkiem i jakimiś pasami rzuconymi w kąt (co kto lubil) nie wyglądało jakoś strasznie niepokojąco, gdyby nie to, że...
– Lottie. Miałaś rację. Chodźmy stąd. Nie warto – wyszeptał przez ściśnięte gardło, widząc, jak na jednej ze ścian wisi portret zamordowanego, udekorowany artystycznymi pociągnięciami czerwonej farby imitującymi ściekającą mu z serca krew. Pod spodem stał niewielki stolik, niczym ołtarzyk, obłożony różnym przedmiotami, prawdopodobnie należącymi do zmarłego i... I róże. Wazon z tymi cholernymi kwiatami. Jonathan mocno złapał dłoń Charlotte drzącą rękę i spróbował razem z nią cofnąć się do przejścia, potrącając przy tym kolejny wazon, tym razem pusty, ktory rozbił sie na tysiąc kawałków. Ta obsesja... Ten zapach. Nie. To było za dużo. To zdecydowanie sprawiało, że myślał o rzeczach, o których nie chciał myśleć.
– Nie możecie teraz wyjść – zaprotestował duch. – Lustro jest tutaj – wskazał okryty bordowym materiałem przedmiot, ale Jonathan nieszczególnie go słuchał.

« Starszy wątek | Nowszy wątek »

Użytkownicy przeglądający ten wątek: 2 gości
Podsumowanie aktywności: Jonathan Selwyn (4404), Charlotte Kelly (5727)


Strony (3): 1 2 3 Dalej »


  • Pokaż wersję do druku
  • Subskrybuj ten wątek

Przydatne linki
Kolejeczka
Tryb normalny
Tryb drzewa