• Londyn
  • Świstoklik
    • Mapa Huncwotów
    • Ulica Pokątna
    • Aleja horyzontalna
    • Ulica Śmiertelnego Nokturnu
    • Ministerstwo Magii
    • Klinika Św. Munga
    • Niemagiczny Londyn
    • Dolina Godryka
    • Little Hangleton
    • Wyspy Brytyjskie
    • Reszta świata
    • Zmieniacz czasu
    • Opisy lokacji
  • Dołącz do gry
  • Zaloguj się
  • Postacie
  • Accio
  • Indeks
  • Gracze
  • Accio
Secrets of London Scena główna Aleja horyzontalna v
« Wstecz 1 … 4 5 6 7 8 … 10 Dalej »
[14.08.1972] To jak to powinno być z tymi pchlarzami? | Thomas i Geraldine

[14.08.1972] To jak to powinno być z tymi pchlarzami? | Thomas i Geraldine
Szelma
Yes, it's dangerous.
That's why it's fun.
Od czego warto zacząć? Ród Yaxley ma w swoich genach olbrzymią krew. Przez to właśnie Geraldine jest dosyć wysoka jak na kobietę, mierzy bowiem 188 cm wzrostu. Dba o swoją sylwetkę, jest wysportowana głównie przez to, że trenuje szermierkę, lata na miotle, biega po lasach. Przez niemalże całe plecy ciągnie się jej blizna - pamiątka po próbie złapania kelpie. Rysy twarzy dość ostre. Oczy błękitne, usta różane, diastema to jej znak rozpoznawczy. Buzię ma obsypaną piegami. Włosy w kolorze ciemnego blondu, gdy muska je słońce pojawiają się na nich jasne pasma, sięgają jej za ramiona, najczęściej zaplecione w warkocz, niedbale związane - nie lubi gdy wpadają jej do oczu. Na lewym nadgarstku nosi bransoletkę z zębów błotoryja, która wygląda jakby lewitowały. Porusza się szybko, pewnie. Głos ma zachrypnięty, co jest pewnie zasługą papierosa, którego ciągle ma w ustach. Pachnie papierosami, ziemią i wiatrem, a jak wychodzi z lasu do ludzi to agrestem i bzem jak jej matka. Jest leworęczna.

Geraldine Yaxley
#1
06.07.2024, 22:23  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 08.08.2024, 18:59 przez Król Likaon.)  
adnotacja moderatora
Rozliczono - Thomas Figg - osiągnięcie Piszę, więc jestem
adnotacja moderatora
Rozliczono - Geraldine Yaxley - osiągnięcie Badacz Tajemnic


Florence dała jej zakaz na wychodzenie z domu, na szczęście tylko na jeden dzień, który właśnie się kończył. Głowa nie bolała jej jakoś za bardzo, chociaż nie zdziwiłaby się gdyby pouczenia Astarotha właśnie w ten sposób na nią zadziałały. Kto by się spodziewał, że kiedykolwiek jej młodszy brat będzie miał czelność sugerować jej jak ma żyć. Myślała o tym cały dzień, bo nie miała nic lepszego do roboty. Jako, że akurat słowa danego Florence zawsze dotrzymywała to faktycznie nie ruszyła się nawet na krok, mimo, że nie znosiła takich ograniczeń.

Udało jej się przespać kilka godzin dzięki eliksirowi, który dostała od przyjaciółki, obudziły ją promienie zachodzącego słońca i sowa stukająca w okno. Nie miała pojęcia, kto się do niej dobija i czego od niej chce. Czy to kolejny człowiek wkurwiony przez jej wyimaginowanego brata? No nic, otworzyła okno i przeczytała ulotkę, którą jej przyniosła.Rejestr wilkołaków nie powinien znajdować się w Wydziale Zwierząt. Nie jesteśmy zwierzętami! To ograniczenie wolności i zepchnięcie nas do roli zwierząt - NIE JESTEŚMY gorsi od czarodziejów!.

Kilka razy czytała tekst, który się na niej znajdował. - Chyba ich pojebało. - Mruknęła do siebie pod nosem. Trafili na nieodpowiednią osobę. Panna Yaxley była w końcu łowcą potworów i doskonale wiedziała, co mógł zrobić niekontrolowany wilkołak w pełnię księżyca. Może i wśród jej znajomych można było znaleźć kilka osób cierpiących na taką przypadłość (miała to szczęście, że jej rodzina potrafiła wyczuć to, że znajduje się przed nimi ktoś kto ma w sobie coś dziwnego), jednak uważała za słuszne to, że w ministerstwie istnieje ich spis. Brakowało tylko, żeby biegały sobie wesołe po łące i gryzły przypadkowych ludzi. Nie ma szans na to, aby było to realne, niosło to ze sobą zbyt duże niebezpieczeństwo.

Zostawiła ulotkę na stole, spaliła na szybko fajkę i stwierdziła, że dzień zbliża się już ku końcowi i Florence na pewno nie będzie miała jej za złe, że wybrała się na krótki spacer. Męczyło ją siedzenie w domu, a psy na pewno pragnęły wyjść na zewnątrz, niby mógł to zrobić Astaroth, ale dopiero kiedy zajdzie słońce, postanowiła więc zająć się tym sama.

Pierdoła, uroczy wyżeł weimarski czekał na nią przy drzwiach, zresztą to samo cukier psidwak, którego przyniosła do domu z Lithy. Oba psy były jeszcze szczeniakami, okropnie słodkimi.

Całkiem sprawnie udało jej się ogarnąć smycze i zejść z tego swojego ostatniego piętra na dół. Zrobiła to po cichu, żeby jej brat nie zauważył, że wychodzi, jeszcze by się do niej znowu niepotrzebnie przypierdolił.

Znalazła się w końcu na dworze, przed drzwiami kamienicy, tęskniła za świeżym powietrzem, mimo, że nie było jej na zewnątrz ledwie niecały dzień.

Szła przed siebie, kiedy z nieba znowu zaczęły atakować ją spadające ulotki. Znajome. - No nie wierzę, kogoś do reszty pomyliło. - Nie uważała, żeby to mogło kogokolwiek przekonać do zmiany prawa.

Dotarła w końcu na skrzyżowanie Horyzontalnej i Pokątnej, Cukier zatrzymał się na moment i zaczął coś bardzo intensywnie obwąchiwać musiała więc na niego poczekać.

Good Boy
I've got a twisted way of making it all seem fine
Wysoki na metr i dziewięćdziesiąt centymetrów co do milimetra - no więc wysoki, ale za to z drobną budową ciała. Czarne, kręcone włosy i ciemne oczy. Twarz pokryta kilkudniowym zarostem zdradza, że niezbyt dba o siebie.

Thomas Figg
#2
07.07.2024, 02:48  ✶  
Westchnął kiedy wreszcie udało mu się uporządkować wszystkie ulotki, które ktoś postanowił rozsypać przed Klubokawiarnią - wreszcie mógł udać się na spacer, potrzebował odwiedzić jedne sklep z mechanizmami ponieważ brakowało mu części do budowy, a te wyczarowane nie nadawały się do niczego jeśli chciał stworzyć coś stałego. Może powinien podciągnąć się z transmutacji i tworzy potrzebne rzeczy wprost ze sztabek danego metalu? To brzmi jak zadanie dla Thomasa z przyszłości.
Cały czas miał wrażenie, że fragment:
Rejestr wilkołaków nie powinien znajdować się w Wydziale Zwierząt. Nie jesteśmy zwierzętami! To ograniczenie wolności i zepchnięcie nas do roli zwierząt - NIE JESTEŚMY gorsi od czarodziejów!.
na zawsze już mu wrył się w umysł. Widział go dzisiaj już tyle razy, że mógłby go prawdopodobnie recytować bez zająknięcia nawet obudzony w nocy z głębokiego snu. Ktokolwiek wyprodukował te ulotki zapewne sam był wilkołakiem, wskazywała na to treść i forma w jakiej było to napisane - nie winił go, nikt nie lubił być krytykowany i poniżany przez cały życie. Ale jednocześnie zdawał sobie sprawę, że społeczeństwu daleko jest do ustępstw względem tych, którzy dotknięci są chorobą, a do tego chorobą tak niebezpieczną jak likantropia. Fakt, faktem - rejestr ten nie powinien znajdować się w Wydziale Zwierząt, skoro wilkołakami często byli czarodzieje, którzy nie byli zmiennokształtnymi od urodzenia. Wszelkie kwestie prawne bywały w tym społeczeństwie czasami jak rzucaniem grochem o ścianę - jednakże nie wydawało mu się, aby rozrzucanie ulotek miało w jakikolwiek sposób przekonać społeczeństwo. Być może ludzie zdadzą sobie sprawę z tego, jak bardzo poniżani są ci dotknięci - jak to kiedyś określiło jedno z plemion żyjących na kaukaskich stepach - ah tak pocałowani przez księżyc - iście poetycka nazwa dla likantropów.
Tka pochłonięty swoimi myślami, nie zauważył nawet, że ominął sklep do którego zmierzał a i również prawie opuścił już ulicę Pokątną. Otrząsnął się dopiero, gdy niemal wpadł na jakieś stworzenie - psa, a nawet dwa psy. PSY?! Podskoczył jak kot, który odwrócił się i zobaczył leżącego za nim ogórka. Teraz zauważył, ze był to pies i psidawek, całkiem interesująca parka.
- Przepraszam - burknął nie widząc czy bardziej do psów czy do osoby, które je na trzymał na smyczy i dopiero teraz nań spojrzał. - Och, witaj - odezwał się dostrzegając, że osoba prowadząca te dwa zwierzaki to nikt inny niż Geraldine.
Szelma
Yes, it's dangerous.
That's why it's fun.
Od czego warto zacząć? Ród Yaxley ma w swoich genach olbrzymią krew. Przez to właśnie Geraldine jest dosyć wysoka jak na kobietę, mierzy bowiem 188 cm wzrostu. Dba o swoją sylwetkę, jest wysportowana głównie przez to, że trenuje szermierkę, lata na miotle, biega po lasach. Przez niemalże całe plecy ciągnie się jej blizna - pamiątka po próbie złapania kelpie. Rysy twarzy dość ostre. Oczy błękitne, usta różane, diastema to jej znak rozpoznawczy. Buzię ma obsypaną piegami. Włosy w kolorze ciemnego blondu, gdy muska je słońce pojawiają się na nich jasne pasma, sięgają jej za ramiona, najczęściej zaplecione w warkocz, niedbale związane - nie lubi gdy wpadają jej do oczu. Na lewym nadgarstku nosi bransoletkę z zębów błotoryja, która wygląda jakby lewitowały. Porusza się szybko, pewnie. Głos ma zachrypnięty, co jest pewnie zasługą papierosa, którego ciągle ma w ustach. Pachnie papierosami, ziemią i wiatrem, a jak wychodzi z lasu do ludzi to agrestem i bzem jak jej matka. Jest leworęczna.

Geraldine Yaxley
#3
07.07.2024, 09:28  ✶  

Psidwaka nie wyróżniało prawie nic od zwykłego psa, miał tylko dwa ogonki, którymi ochoczo zaczął merdać, kiedy wpadł na niego jakiś mężczyzna. Nie byle jaki, bo był to Thomas Figg, którego ostatnio panna Yaxley miała okazję poznać, może okoliczności nie należały do zbyt przyjemnych, jednak ich spotkanie wcale nie zakończyło się mocno dramatycznie, choć mogło być różnie. Wspólnymi siłami udało im się uniknąć gniewu Matek Brytyjek, współpraca jednak popłacała.

- Och. - Spojrzała na Thomasa, bo to jego przywitanie nie było specjalnie entuzjastycznie. Patrzyła na niego dłuższą chwilę, ona sama wyglądała raczej jak chodzące nieszczęście, bo po wczorajszym starciu z Erikiem miała na czole sporego siniaka, nie był to jej szczęśliwy dzień, bo jakimś cudem wprawiona florecistka jak ona wywróciła się o własne nogi i uderzyła głową w kamień. - Chyba niezbyt cieszysz się na mój widok. - Dodała jeszcze, całkiem szczerze, jak miała w zwyczaju. Nie ma się co dziwić, pewnie Thomasowi zawsze będzie się już kojarzyła z Thoranem i tym durnym żartem dotyczących pączków.

Kiedy tak stali i się na siebie patrzyli po raz kolejny dzisiejszego dnia podleciały do nich sowy i zaczęły w nich rzucać ulotkami, tym bardziej trochę bardziej intensywnie. Gerry zaczęła się wierzgać, bo nie chciała dostać przypadkiem sową w głowę, nie zdziwiłoby jej wcale, gdyby się tak stało. Nie musiała sprawdzać, bardzo dobrze wiedziała, co to były za ulotki. Prześladowały ją przecież cały dzień.

- Oni zwariowali, bardzo intensywnie walczą z tym, żeby zrobić coś z tym rejestrem, jak będzie tak dalej, to wkurzą wszystkich i tyle z tego będzie. - Rzuciła jeszcze do Thomasa. Naprawdę uważała takie postępowanie za durne, jasne jedna ulotka do domu spoko luz, ale zalewanie całego Londynu ulotkami? Kogoś powaliło do reszty.

Good Boy
I've got a twisted way of making it all seem fine
Wysoki na metr i dziewięćdziesiąt centymetrów co do milimetra - no więc wysoki, ale za to z drobną budową ciała. Czarne, kręcone włosy i ciemne oczy. Twarz pokryta kilkudniowym zarostem zdradza, że niezbyt dba o siebie.

Thomas Figg
#4
08.07.2024, 18:48  ✶  
Normalnie nie miał nic do psów, ba, jego patronus miał formę psa właśnie, przez co musiał słuchać wiecznych docinek Kapitana Pazura i przekomarzania, ze może nie jest do końca Figgiem, skoro ten czar przybiera dla niego formę psa. Jednak takie wyrwanie go z rozmyślań po  prostu sprawiło ,że był zaskoczony, dlatego też zareagował tak a nie inaczej.
- Co? Czekaj... - elokwencja chyba nie byłą jego mocną stroną dzisiaj, ale szybko się zmitygował i chrząknął. - To nie tak, miło cię widzieć, po prostu byłem zaskoczony, zamyśliłem się i poszedłem nie tam gdzie chciałem - faktycznie trochę rozglądał się próbując znaleźć orientacje w przestrzeni, a kiedy ustalił już gdzie faktycznie się znalazł zmarszczył brwi - nogi poniosły go cztery razy dalej niż powinny.
Brwi Thomas jednak wcale się nie rozpogodziły, jakby dzisiaj bardzo pragnęły pozostać do siebie przytulone.
- Ty też to dostałaś?! Myślałem, że tylko u nas to było, bo ktoś obrał sobie za cel miejsca uczęszczane przez ludzi - dość szybko skoczył do konkluzji, iż kobieta te musiała widzieć ulotki. Ktoś ich zresztą rozrzucił po Pokątnej tyle, że faktycznie do każdego mogły dotrzeć dzisiaj. - Czasami bez agresywnej kampanii nie dojdzie się do słuchu wielu osób, nie wiem czy pamiętasz niesławny marsz charłaków - choć sam nie uważał aby taktyka pod tytułem "nie ważne jak, ważne żeby mówili" dobrze działała dla wilkołaków, to jednak kiedy twój głos jest wieczny zagłuszany mógł zrozumieć frustrację.
Szelma
Yes, it's dangerous.
That's why it's fun.
Od czego warto zacząć? Ród Yaxley ma w swoich genach olbrzymią krew. Przez to właśnie Geraldine jest dosyć wysoka jak na kobietę, mierzy bowiem 188 cm wzrostu. Dba o swoją sylwetkę, jest wysportowana głównie przez to, że trenuje szermierkę, lata na miotle, biega po lasach. Przez niemalże całe plecy ciągnie się jej blizna - pamiątka po próbie złapania kelpie. Rysy twarzy dość ostre. Oczy błękitne, usta różane, diastema to jej znak rozpoznawczy. Buzię ma obsypaną piegami. Włosy w kolorze ciemnego blondu, gdy muska je słońce pojawiają się na nich jasne pasma, sięgają jej za ramiona, najczęściej zaplecione w warkocz, niedbale związane - nie lubi gdy wpadają jej do oczu. Na lewym nadgarstku nosi bransoletkę z zębów błotoryja, która wygląda jakby lewitowały. Porusza się szybko, pewnie. Głos ma zachrypnięty, co jest pewnie zasługą papierosa, którego ciągle ma w ustach. Pachnie papierosami, ziemią i wiatrem, a jak wychodzi z lasu do ludzi to agrestem i bzem jak jej matka. Jest leworęczna.

Geraldine Yaxley
#5
08.07.2024, 20:28  ✶  

Geraldine nie znosiła kotów. Była tym człowiekiem, który zawsze wybierał psa. Miała złe wspomnienia związane z pewnym kocim animagiem, który skutecznie obrzydził jej te zwierzęta. Żywiła przez niego do nich urazę.

- Nad czym tak myślałeś, że aż poszedłeś nie tam gdzie chciałeś? - W sumie to ją zaciekawiło, by chyba nigdy nie zaliczyła takiego procesu myślowego, było to dla niej coś zupełnie nietypowego. Dlatego właśnie zadała to pytanie, co mogło go zaabsorbować aż tak, że trafił w zupełnie inne miejsce niż chciał?

Thomas mimo tego, że mówił, że miło ją widzieć wcale nie wyglądał, jakby tak uważał. Jego twarz wydawała się mówić zupełnie co innego, ale nie zamierzała go o to wypytywać, nie miała powodu, aby wątpić w jego słowa. Może miał inne zmartwienia, może męczyło go to, o czym myślał, kiedy znalazł się tutaj zupełnie przypadkiem.

- Tak, najwyraźniej atakują różne miejsca. Do mnie, na Horyzontalną też trafiły. - Może był to jakiś dzień, który wybrali sobie na informowanie wszystkich o tym, jak wygląda ich sytuacja w świecie czarodziejów. Nie zmieniało to jednak faktu, że robili to trochę za bardzo intensywnie. Te ulotki fruwały wszędzie, ktoś będzie musiał posprzątać ten bałagan, takie nagabywanie na pewno nie przyniesie zamierzonych efektów. Powinni zmienić swojego specjalistę od marketingu, czy coś.

- Pamiętam marsz, skończył się dosyć drastycznie. - Mugolaków akurat było jej szkoda i wydawało jej się, że protestowali w słusznej sprawie, stanowili też sporą część magicznego społeczeństwa w przeciwieństwie do pojedynczych jednostek, którymi były wilkołaki.

- Oni są niebezpieczni, jeśli pozostawi się ich samopas, to będą atakować niewinnych ludzi. - Dodała jeszcze, co myśli o tej sprawie, cóż jej zdanie było dosyć mocno zarysowane, w końcu była łowczynią, ona polowała na takie stworzenia, jeśli pojawiała się taka potrzeba.

Good Boy
I've got a twisted way of making it all seem fine
Wysoki na metr i dziewięćdziesiąt centymetrów co do milimetra - no więc wysoki, ale za to z drobną budową ciała. Czarne, kręcone włosy i ciemne oczy. Twarz pokryta kilkudniowym zarostem zdradza, że niezbyt dba o siebie.

Thomas Figg
#6
10.07.2024, 00:49  ✶  
- W sumie to nad życiem i tymi ulotkami - wyjaśnił bez żadnych ogródek, bo i w sumie nie miał się ani czego wstydzić, ani ukrywać. Daj się ponieść swoim rozmyślaniom i zawędrował tak daleko jak tutaj. Cóż, czasami tak już miał, jego umysł niczym oporządzony żaglowiec ruszał w rejs niesiony żaglem, a sternik przysnął i nie pilnował kursu - zazwyczaj nad tym zdołał panować, ale nie zawsze jak widać.
Przyjrzał się psiakom, jakby wahając się czy by czasem ich nie pogłaskać, ale z drugiej strony. Jak wróci do domu i Kapitan Pazur poczuje od niego jakiegoś psa... Chyba lepiej unikać na dzisiaj jakichś zwad z własnym kompanem, już wystarczy, że przez nieuwagę przerwał mu drzewem wstając z łóżka. Na swoją obronę mógł tylko powiedzieć, że nie czuł kota leżącego na kołdrze. Dlatego jednak poniechał prób głaskania czworonogów, może jeszcze kiedyś nadarzy się ku temu okazja.
- Idą na masowe dotarcie do społeczeństwa - stwierdził faktycznie zauważając, że to nie tak, że tylko w kilku miejscach porzucone były te ulotki. W umyśle notując fakt, że Geraldine mieszka na Horyzontalnej - po co to zapamiętywał, nie miał pojęcia. CZasami jego umysł zapamiętywał totalnie bezużyteczne wiadomości to i tutaj nie mogło być inaczej.
- Myślę, że marsz wilkołaków mógłby zakończyć się jeszcze drastycznej, bo Ministerstwo raczej nie patrzyłoby na to aż tak pobłażliwie jak na tamten pochód - zgodził się z nią. Wolałby nie myśleć co by się działo na Pokątnej gdyby faktycznie taki marsz likantropów miał miejsce - ale obawiał się, że mogłoby to zostać bardzo źle odebrane.
- Myślę, że oni po prostu chcą być traktowanie mniej niż zwierzęta, żeby zobaczyć ich ludzką część, a nie tylko morderczego wilkołaka, który z nich wychodzi podczas pełni - wyraził na głos swoje myśli, które ciążyły mu przez dłuższy czas spaceru. Nie uważał, aby całkowite zaprzestanie prowadzenia spisu wilkołaków był w jakikolwiek pomocny, te stworzenia mimo wszystko były cholernie niebezpieczne. Jednak ofiarowanie im nieco więcej godności nikogo by chyba nie zabolało? Wśród czarodziejów również było wiele jednostek, które były niebezpieczne, choćby Voldemort i cała ta jego zgraja śmieciożerców - a mimo to nikt nie wpadał na pomysł robienia spisów jego popleczników.
- Egzystujemy w tym samym świecie i kto wie co się stanie, jeśli odmówimy ich choć odrobiny godności ,czy nie odwrócą się do innych, mrocznych postaci, które zaoferują im właśnie to co Ministerstwo im odmawia - wolałby nie myśleć co by działo się, gdyby wszystkie wilkołaki na wyspach dołączyły do Czarnego Pana, chaos jaki by wtedy zapanował - aż potrząsnął głową.
Szelma
Yes, it's dangerous.
That's why it's fun.
Od czego warto zacząć? Ród Yaxley ma w swoich genach olbrzymią krew. Przez to właśnie Geraldine jest dosyć wysoka jak na kobietę, mierzy bowiem 188 cm wzrostu. Dba o swoją sylwetkę, jest wysportowana głównie przez to, że trenuje szermierkę, lata na miotle, biega po lasach. Przez niemalże całe plecy ciągnie się jej blizna - pamiątka po próbie złapania kelpie. Rysy twarzy dość ostre. Oczy błękitne, usta różane, diastema to jej znak rozpoznawczy. Buzię ma obsypaną piegami. Włosy w kolorze ciemnego blondu, gdy muska je słońce pojawiają się na nich jasne pasma, sięgają jej za ramiona, najczęściej zaplecione w warkocz, niedbale związane - nie lubi gdy wpadają jej do oczu. Na lewym nadgarstku nosi bransoletkę z zębów błotoryja, która wygląda jakby lewitowały. Porusza się szybko, pewnie. Głos ma zachrypnięty, co jest pewnie zasługą papierosa, którego ciągle ma w ustach. Pachnie papierosami, ziemią i wiatrem, a jak wychodzi z lasu do ludzi to agrestem i bzem jak jej matka. Jest leworęczna.

Geraldine Yaxley
#7
11.07.2024, 23:54  ✶  

- Nad tymi ulotkami? Bez sensu, lepiej je wyrzucić w kosz. - Nad życiem zawsze było warto porozmyślać, więc tego nie skomentowała. Nie zdarzyło się jednak chyba nigdy aż tak zamyślić nad swoim życiem, żeby przeszła kilka ulic. No nic, może Thomas wiódł bardziej fascynujący żywot od niej, czy coś. To nie tak, że narzekała na swój, ostatnio działo się u niej tak wiele, że miała ochotę rzucić wszystko w pizdu i wyjechać w Bieszczady, czy coś.

- Chcą przejąć Londyn, nie sądzę, że się im uda. - Miała wrażenie, że spora część społeczeństwa czarodziejów potraktuje te ulotki jako chęć jakiegoś przewrotu, a przecież i tak działo się aktualnie wiele, czy wilkołaki naprawdę sądziły, że uda im się ugrać coś dla siebie przy tej wojnie czystokrwistych z mugolakami? Nie mieli teraz czasu na takie pierdolety, powinni zająć się poważnymi sprawami, jak właśnie trwający aktualnie konflikt.

- Tak, to nie są sprawy, którymi aktualnie powinno się zajmować społeczeństwo, te ich durne zachcianki, a do tego te ulotki fruwają wszędzie, straszny syf zrobili. - Nie, żeby jakoś specjalnie obchodził ją porządek w Londynie, jednak w tej sytuacji, cóż nie dało się nie zauważyć tych ulotek, które latały w każdym miejscu, w którym się dzisiaj pojawiła.

- Wiesz, przecież wszyscy wiedzą, że są ludźmi, nie wiem, w czym im przeszkadza ten spis, przecież to nic takiego, no a jednak wilkołaki to bestie, zwierzęta, nie są to miłe i potulne pieski, które można pogłaskać, wręcz przeciwnie bestie, które mogą naprawdę mocno skrzywdzić innych. - Jedna z takich bestii ugryzła przecież Erika, który też mierzył się z tym problemem, może on umiał się zachować, jego rodzina była w stanie mu zapewnić odpowiednią opiekę podczas pełni, ale nie wszyscy mieli takie warunki. Bardzo dobrze, że ministerstwo nad tym czuwało, bo inaczej jeszcze może jakiś wilkołak postanowiłby przejąć władzę nad czarodziejskim światem, wtedy to dopiero mieliby problem, a jak widać idiotów na świecie nie brakuje, był chociażby ten cały Czarny Dzban, który próbował wprowadzić swój porządek.

- Słabo by było jakby skumali się z tymi złymi, wiesz taki pies spuszczony ze smyczy to niebezpieczna sytuacja. - Może i faktycznie Thomas miał rację, z drugiej strony najpierw wilkołaki, a później te wszystkie stworzenia zaczną naciskać na ministerstwo, to też nie wróżyło nic dobrego.

Good Boy
I've got a twisted way of making it all seem fine
Wysoki na metr i dziewięćdziesiąt centymetrów co do milimetra - no więc wysoki, ale za to z drobną budową ciała. Czarne, kręcone włosy i ciemne oczy. Twarz pokryta kilkudniowym zarostem zdradza, że niezbyt dba o siebie.

Thomas Figg
#8
17.07.2024, 13:47  ✶  
Najchętniej by teraz walnął bardzo długi wykład, ze nawet tak niepozorne rzeczy jak ulotki mogą znacząco wpłynąć na ich życie i to jak postrzegają świat, wzbudzać niepewność w ich światopoglądzie i sprawiać do refleksji. Jednak nie było to ani miejsce, a tym bardziej był zbyt trzeźwy na takie filozoficzne dysputy. Był to może i wdzięczny temat, ale za to  prowadzenie ich na samym styku ulicy Pokątnej z aleją Horyzontalną było proszeniem się o guza od przypadkowego przechodnia - kto wie jakie poglądy mają mijające ich osoby?
- Też tak uważam, większość ludzi zapewne całkowicie zignoruje te ulotki i tylko zirytuje ich ilość jaką zostali zasypani - miał jakieś dziwne przeczucie, ze te ulotki to był tylko jeden z wielu kroków jaki ich czeka w sprawie wilkołaków. W obecnych czasach i przy obecnych niepokojach społecznych każdy zapewne by chciał ukroić dla siebie kawałek tortu i uzyskać jak najwięcej. Jednak obawiał się, że w obecnej dobie dyskryminacji nie mogli oni liczyć na jeszcze więcej swobód i zniesienia restrykcji czy spisów.
- Rozumiem twój punkt widzenia i nie mówię, że nie masz racji - zaczerpnął powietrza próbując zebrać myśli w głowie i jak najlepiej ubrać je w słowa. - Jednak są to zarówno ludzie jak i bestie - ten dualizm sprawia, ze są zarówno groźne jak i pragną nie być traktowani na równi z czerwonymi kapturkami czy druzgotki - jestem w stanie zrozumieć ich dążenie do bycia traktowanym bardziej niż człowiek, przecież nie spędzają większości życia biegając w formie wilkołaka, tylko żyją wśród nas. - wzruszył ramionami i popatrzył na Geraldine nie będąc pewnym czy zrozumiała co chciał jej przekazać. -Inną kwestią jest fakt, że gdy nie mają odpowiedniego zabezpieczenia to podczas pełni mogą siać zniszczenie i być niebezpieczni dla innych. Moim zdaniem za spisem powinna iść forma pomocy dla wszystkich przeklętych tym piętnem i niesienie im pomocy, żeby przypadkiem nie zarazili kolejnych ludzi. - westchnął i przetarł dłonią twarz, w życiu by nie pomyślał, ze będzie prowadził taką dysputę podczas drugiego spotkania z daną osobą - co więcej niemal na środku ulicy, po której przechodziło bez mała czarodziejów - wielu robiło już zakupy na zbliżający się rok szkolny, może to dlatego te ulotki pojawiły się teraz? Któż to wie, wszystko mogło być tylko przypadkiem, albo i szeroko zakrojoną akcją. Niczego obecnie nie można było być pewnym - czy była to kampania kierowana przez wilkołaki, czy kogoś kto chciał je jeszcze bardziej pogrążyć w społeczeństwie, tak jakby to było potrzebne.
- Owszem, ale wszystko zależy od tego kto im co obieca Ministerstwo musiałoby wykonać ruch zapobiegawczy zanim coś takiego się wydarzy, o ile już nie miało miejsca - westchnął mając nadzieję, że faktycznie nie dzieję się nic takiego i szeregi Czarnego Kretyna nie rosną o bestie, już wystarczająco dużo problemów sprawiają jego śmieciojady, a co dopiero gdyby dołączyły do niego bestie takie jak wilkołaki. Na jego twarzy pojawił się grymas ukazujący zmartwienie - oczywiście wolałby nie zamartwiać się na zapas, jednak właśnie obawiał się, że z jeszcze nie jednym potworem przyjdzie im walczyć w tej wojnie.
Szelma
Yes, it's dangerous.
That's why it's fun.
Od czego warto zacząć? Ród Yaxley ma w swoich genach olbrzymią krew. Przez to właśnie Geraldine jest dosyć wysoka jak na kobietę, mierzy bowiem 188 cm wzrostu. Dba o swoją sylwetkę, jest wysportowana głównie przez to, że trenuje szermierkę, lata na miotle, biega po lasach. Przez niemalże całe plecy ciągnie się jej blizna - pamiątka po próbie złapania kelpie. Rysy twarzy dość ostre. Oczy błękitne, usta różane, diastema to jej znak rozpoznawczy. Buzię ma obsypaną piegami. Włosy w kolorze ciemnego blondu, gdy muska je słońce pojawiają się na nich jasne pasma, sięgają jej za ramiona, najczęściej zaplecione w warkocz, niedbale związane - nie lubi gdy wpadają jej do oczu. Na lewym nadgarstku nosi bransoletkę z zębów błotoryja, która wygląda jakby lewitowały. Porusza się szybko, pewnie. Głos ma zachrypnięty, co jest pewnie zasługą papierosa, którego ciągle ma w ustach. Pachnie papierosami, ziemią i wiatrem, a jak wychodzi z lasu do ludzi to agrestem i bzem jak jej matka. Jest leworęczna.

Geraldine Yaxley
#9
17.07.2024, 22:36  ✶  

Szkoda, bo mogłoby między nimi dojść do całkiem niezłej dyskusji, ale może faktycznie nie był to ani odpowiedni czas, ani odpowiednie miejsce. Yaxley właściwie nie miała zamiaru przejmować się takimi pierdołami, bo miała na głowie trochę innych, naglących spraw. Może kiedyś znajdzie chwilę, aby zająć się bardziej przyziemnymi rzeczami.

- Na pewno tak będzie, bo one są dosłownie wszędzie, to chyba nie jest odpowiednia metoda, aby coś zmienić tak naprawdę. - Przynajmniej tak się jej wydawało, ale właściwie nie dotyczył jej ten problem, więc mogła tylko gdybać. Każdy sięgał po takie metody, jakie miał dostępne. Może nie mieli oni lepszych środków? Ciężko jej było zastanawiać się jej nad tym tematem, no bo był on dla niej dosyć obcy. Tak naprawdę jedynym wilkołakiem, którego znała był Erik, który właściwie nie narzekał na biedę, nie sądziła jednak, aby był mocno zaangażowany w sprawę, szczególnie kiedy z tego, co wywnioskowała zajmował się teraz zupełnie innymi rzeczami.

- Wszystko przed jednak się nie liczy. - Uśmiechnęła się złośliwie, bo wiedziała, że próbuje zmienić jej opinie, a ona należała do tych osób, które były uparte niczym osioł, więc wydawało jej się, że nic nie ugra, chociaż ciekawa była po jakie argumenty sięgnie.

- Tak, może i tak jest, ale sam wiesz, jak to jest, kiedy bestia jest niekontrolowana, może stworzyć wiele problemów i kolejne bestie, w sumie to dosyć mocno skomplikowany problem. - Powinna patrzeć na niego nieco łagodniej zważając na to, że sama miała w mieszkaniu wampira, tyle, że ona zdawała sobie sprawę, że jej brat jest potworem, nawet jeśli nie było to nic przyjemnego.

- Wydaje mi się, że właśnie po to ten spis istnieje, aby nieść pomoc, jasne, może też trochę komplikować im życia, bo przecież wtedy wszyscy oficjalnie wiedzą, że są przeklęci, ale to chyba dla dobra wszystkich. - Tak się przynajmniej wydawało Yaxleyównie, może dla niektórych było to nieco niewygodne, zresztą pewnie zdarzały się też przypadki, które nie zgłosiły się do ministerstwa, bo niektórzy czerpali przyjemność z krzywdzenia innych, miała tego świadomość, nie bez powodu przecież też sporo osób oficjalnie zajmowało się wyłapywaniem wilkołaków.

Mogliby tak pewnie polemizować jeszcze długo, ale psom zaczęło się nudzić, pokazywały swoje niezadowolenie, Yaxley westchnęła głośno, bo to oznaczało, że nie mogła sobie pozwolić na dłuższą rozmowę. - Masz rację, wszystko jest zależne od ministerstwa, niestety. - Nie ukrywała tego, że nie ma o nim najlepszej opinii, uważała, że działają opieszale. - Muszę się zwijać, dzięki za tę interesującą pogawędkę. - Skłoniła się jeszcze, a później ruszyła przed siebie.


Koniec sesji
« Starszy wątek | Nowszy wątek »

Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości
Podsumowanie aktywności: Geraldine Yaxley (1886), Thomas Figg (1519)




  • Pokaż wersję do druku
  • Subskrybuj ten wątek

Przydatne linki
Kolejeczka
Tryb normalny
Tryb drzewa