• Londyn
  • Świstoklik
    • Mapa Huncwotów
    • Ulica Pokątna
    • Aleja horyzontalna
    • Ulica Śmiertelnego Nokturnu
    • Ministerstwo Magii
    • Klinika Św. Munga
    • Niemagiczny Londyn
    • Dolina Godryka
    • Little Hangleton
    • Wyspy Brytyjskie
    • Reszta świata
    • Zmieniacz czasu
    • Opisy lokacji
  • Dołącz do gry
  • Zaloguj się
  • Postacie
  • Accio
  • Indeks
  • Gracze
  • Accio
Secrets of London Poza schematem Wyspy Brytyjskie v
« Wstecz 1 … 3 4 5 6 7 … 10 Dalej »
[25.08.72, Devon] Sometimes I'm not who you want me to be

[25.08.72, Devon] Sometimes I'm not who you want me to be
Chichot losu
I’m not looking for the knight
I’m looking for the sword
Brązowe, niezbyt długie włosy, często rozczochrane. Wzrost wysoki jak na kobietę, bo mierzy sobie około 179 centymetrów wzrostu. Twarz raczej sympatycznie ładna niż piękna, nie wyróżniająca się przesadnie i rzadko umalowana. Brenna porusza się szybko, energicznie, głos ma miły i rzadko go podnosi. Ubiera się różnie, właściwie to okazji - w ministerstwie widuje się ją w umundurowaniu albo w koszuli i garniturowych spodniach, kiedy trzeba iść gdzieś, gdzie będą mugole, w Dolinie w ubraniach, które ujdą wśród mugoli, a na przyjęcia i bale czystokrwistych zakłada typowe dla tej sfery zdobione szaty. W tłumie łatwo może zniknąć. Jeżeli używa perfum, to zwykle to jedna z mieszanek Potterów, zawierająca nutę bzu, porzeczki i cedru, a szamponu najczęściej jabłkowego, rzecz jasna też potterowskiego.

Brenna Longbottom
#1
18.07.2024, 11:14  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 24.01.2025, 00:00 przez Król Likaon.)  
adnotacja moderatora
Rozliczono - Brenna Longbottom - osiągnięcie Badacz Tajemnic VI
Rozliczono - Atreus Bulstrode - osiągnięcie Badacz Tajemnic I

Scenariusz dodatkowy z eventu Zabawa na plaży (Dance with me)


- …a, o, tutaj jest ta jaskinia, o której wspominałam, w sam raz do obłożenia zaklęciami antyteleportacyjnymi i zamknięcia, gdybyś miał zamiar się teleportować albo znowu wsiadać na miotłę. I nawet zostało trochę rzeczy z grilla, więc nie będziesz musiał siedzieć o suchym chlebie i wodzie, słonej w dodatku.
Machnęła ręką w stronę pobliskich skał, gdzie tuż nad wodą kryło się wejście do jednej z pobliskich jaskiń – o której to wcześniej wspomniała Basiliusowi, bardzo zmartwionemu, że kuzyn podpity może próbować wracać powietrzną drogą. A sądząc po tym, jak zakończył się wyścig miotlarski, wypadków na linii ziemia – powietrze. Czy raczej powietrze – ziemia. Brenna do tej pory wyrzucała sobie, że w ogóle Cameronowi pozwoliła na udział, ale skąd miała wiedzieć, że chłopak jak się okazało w ogóle nie potrafił latać na miotłach?
- W sumie to zostało dość rzeczy z grilla, żeby wykarmić pół stadionu quidditcha, chyba trochę przesadziliśmy.
Właściwie bardzo przesadziła, nie chcąc, żeby przypadkiem czegoś zabrakło, później swoje dołożyła do naszykowanych koszyków skrzatka, żeby przypadkiem czegoś nie zabrakło, a potem jeszcze parę innych osób też coś przyniosło lub nie chciało, żeby czegoś zabrakło, i w efekcie jedzenie jakoś cudownie się rozmnożyło i jakoś nie chciało się skończyć. Nawet po przygotowaniu żelaznych racji żywnościowych dla paru osób, w tym obowiązkowej paczki z dużą ilością boczku dla Alastora, było go mnóstwo.
Światła lampionów, unoszących się nad wodą i nad plażą w pobliżu miejsca, gdzie zabawa powoli miała się ku końcowi, chociaż jeszcze nie wygasła, wciąż były widoczne gdzieś za nimi, jasne punkty w półmroku morskiego brzegu, ale dźwięki już nie docierały do uszu, a sylwetki zgromadzonych przy kocach i namiotach, rozmyły się w ciemności. Drogę oświetlały już tylko gwiazdy i księżyc, powoli się zmniejszający po tym, jak ledwo wczorajszej nocy wszedł w pełnię. Temperatura spadła w porównaniu do dnia, wciąż jednak noc była ciepła – nie, żeby jemu akurat mogło robić to dużą różnicę.


Don't promise to live forever. Promise to forever live while you're alive.
hold me like a grudge
and what an ugly thing
– to have someone see you.
Stosunkowo wysoki mężczyzna, mierzący sobie 183 centymetry wzrostu. Posiada włosy barwy ciemnego blondu i jasne, błękitne oczy. Budowa jego ciała jest atletyczna, a na twarzy często widnieje lekki, szelmowski uśmieszek. Porusza się z nonszalancją i pewną niedbałością.

Atreus Bulstrode
#2
19.07.2024, 05:28  ✶  
Zatrzymał się na moment, kiedy wspomniała o jaskini, podążając spojrzeniem za jej gestem. Zmrużył oczy, przyglądając się przez moment ciemnej dziurze, która zionęła nad linią piasku i była absolutnie niezachęcająca do spędzania w niej czasu. Pewnie gdyby znajdowali się bliżej, albo w ogóle zaszli do środka, to teraz stanąłby, podparty pod boki, oceniając z poważną miną całą konstrukcję, jakby właśnie zabierał się za kupowanie ważnej nieruchomości.
- Nie jestem pewny czy są to humanitarne warunki. Nawet resztki z grilla tego nie zmienią - stwierdził wreszcie, spoglądając na nią z udawaną dezaprobatą. - Ale gdybym dostał chociaż jakiś koc... - pokręcił głową w jedną i drugą stronę, wyraźnie rozważając że może to poprawiłoby mu nieco komfort niedoli, na którą najwyraźniej chciano go skazać. - Albo towarzystwo - zawyrokował wreszcie, w końcu przywołując na twarz charakterystyczny, szelmowski uśmieszek.

To był przyjemny wieczór i nie chodziło tylko o fakt, że Bulstrode z pewnym zdziwieniem odkrywał jak dobrze można było się bawić, kiedy nikt nie miał na sobie garnituru czy nie biegał po jakiejś wielkiej i równie starej posiadłości jakiegoś czystokrwistego czarodzieja. Niby nie było to nic odkrywczego, ale tak jak za dzieciaka przepadał za wypadami w plener, głównie dlatego że błonia były najczęstszym miejscem wypadowym, to z biegiem czasu swobodne picie piwka w cieniu drzew zostało zastąpione wieczorami w kasynach. Pogoda też sprzyjała, nawet jeśli sierpień okazywał się nieco kapryśny w swojej duszności i widzącej w powietrzu wilgoci, która spadała co parę dni deszczem na londyńskie ulice. Piasek był ciepły, a idące od strony morza powietrze przyjemnie chłodziło i orzeźwiało.

- Te lampiony, to całkiem miły akcent - zauważył, wskazując kciukiem za siebie, w kierunki migoczących światełek nad daleko zostawioną w tyle zabawą. - Przypominają mi trochę te świeczki, które unosiły się pod sufitem w Wielkiej Sali - wsunął zaraz dłonie do kieszeni spodni, z wolna podążając dalej wzdłuż plaży. Czuł się trochę... dziwnie? Szczególnie kiedy nagle uderzyła go świadomość, że faktycznie wreszcie byli sami. Wcześniej zawsze ktoś znajdował się obok. Do kogoś musiała biec, Cameron złamał sobie rękę, trzeba było się nim zająć, potem znowu coś i kolejna rzecz... Nie miał o to pretensji, ale jakoś ten stan rzeczy wydawał mu się o wiele bardziej naturalny niż otaczająca ich cisza. Nie, nie chodziło o ciszę. O spokój.

Umiał przecież mówić, kiedy brakowało tematów. Wystarczyło zacząć najgłupszą możliwą dyskusję, a potem to już jakoś leciało z górki. Zawsze można było się też pobić, ale to akurat odpadało z listy atrakcji w tym momencie. Idąc z panną w odosobnione miejsce zawsze można było ją też jakoś perfidnie zbajerować, ale - nie sądził, że kiedykolwiek przejdzie mu to przez głowę - czy on w ogóle chciał ją podrywać? Albo raczej czy wszystko co miał wrażenie, że do niej czuł, nie było tylko jakimiś resztkami, które pozostawił za sobą rytuał, a które jeszcze nie wywietrzały?

Szkoda, że spojrzenie na siebie samego trzecim okiem, niewiele tutaj dawało.

- Przepraszam jeszcze raz za tego Lupina. Jakbym wiedział, ze nie potrafi latać na miotle, to bym go nie wywoływał do tablicy - było to oczywiście kłamstwo, ale może wtedy narzuciłby chociaż mniejszy pułap. Albo wyznaczył trasę nad samą wodą.
Chichot losu
I’m not looking for the knight
I’m looking for the sword
Brązowe, niezbyt długie włosy, często rozczochrane. Wzrost wysoki jak na kobietę, bo mierzy sobie około 179 centymetrów wzrostu. Twarz raczej sympatycznie ładna niż piękna, nie wyróżniająca się przesadnie i rzadko umalowana. Brenna porusza się szybko, energicznie, głos ma miły i rzadko go podnosi. Ubiera się różnie, właściwie to okazji - w ministerstwie widuje się ją w umundurowaniu albo w koszuli i garniturowych spodniach, kiedy trzeba iść gdzieś, gdzie będą mugole, w Dolinie w ubraniach, które ujdą wśród mugoli, a na przyjęcia i bale czystokrwistych zakłada typowe dla tej sfery zdobione szaty. W tłumie łatwo może zniknąć. Jeżeli używa perfum, to zwykle to jedna z mieszanek Potterów, zawierająca nutę bzu, porzeczki i cedru, a szamponu najczęściej jabłkowego, rzecz jasna też potterowskiego.

Brenna Longbottom
#3
19.07.2024, 08:50  ✶  
– Zaproponowałabym Isaaca, ale obawiam się, że gadałby tak, że to dopiero byłoby mało humanitarne i rano jeden z was nie wyszedłby z tego żywy – odparła, posyłając mu uśmiech, chociaż to nie tak, że tak jakby zupełnie nie wpadła na to, że to była zaczepka. Nie zauważyłaby tego pewnie jeszcze trzy miesiące temu, ale to nie tak, że Brenna w ogóle nie potrafiła myśleć, a magia Beltane naprawdę była ciężka do zignorowania.
Nie była pewna na ile Atreusa zna, ale łatwo mogła domyśleć się, że takie zabawy nie są w jego stylu. O ile ona sama bawiła się równie dobrze na balu czystokrwistych, wiejskiej potańcówce, w mugolskim klubie, imieninach u cioci czy właśnie na ognisku na plaży, on chyba raczej częściej bywał na tych eleganckich przyjęciach albo w kasynach. I nie przyszedł tutaj dlatego, że po prostu lubił towarzystwo. Jasne, bywała tłukiem, bywała ślepa,  ale nie była też na tyle głupia, aby nie wiedzieć, że powiedzenie mu, że może tu wpaść nie było równoznaczne temu zaproszeniu rzucanemu do Isaacka czy Basiliusa. On nie był jej kolegą. Chyba nie mógłby nim być, już nie. I może nie była pewna czy i na ile go zna, ale szczerze wątpiła, by przyszedł tutaj z grzeczności czy dlatego, że wieczór na plaży w towarzystwie o mieszanym pochodzeniu i przeróżnych zawodach, był akurat jego ulubioną formą spędzania wolnego czasu. Nie wiedziała, czy sprowadziła go ciekawość, prosta myśl, że dlaczego miałby nie przyjść, jakieś resztki, które nie chciały wywietrzeć z głowy po tym – cholernym – rytuale czy faktyczna sympatia, ale po tych niemal czterech miesiącach zakładała, że raczej z jego strony też nie było w tym nic koleżeńskiego.
Nie wiedziała nawet, co sama ma w głowie. Chociaż na pewno nic mądrego. Zaproszenie go tutaj było prawdopodobnie wybitnie głupim pomysłem z jej strony, ale Brenna nie pierwszy raz realizowała głupi pomysł, w tym miała długoletnie i bogate doświadczenia – chociaż prawdopodobnie te z cyklu „hej, chodźmy o 3 nad ranem do Zakazanego Lasu” były jednak mądrzejsze.
– Trochę taka była inspiracja, Wielka Sala znaczy się – przyznała, oglądając się w stronę świateł, wciąż widocznych gdzieś tam daleko, na plaży. – Jakbym wiedziała, że nie potrafi latać, to bym go związała i wrzuciła do namiotu. Nie wsadzałeś go przecież na tę miotłę przemocą, a on nie ma jedenastu lat – powiedziała i pokręciła lekko głową, z pewną rezygnacją. Nie miała zamiaru zgłaszać pretensji o ten wyścig do kogokolwiek, tego typu atrakcje zresztą były czymś, do czego przywykła. Nie tylko ona w Zakonie miewała szalone pomysły, więc naprawdę podczas ich spotkań zdarzały się czasem… rzeczy dziwne. Na przykład wyścigi na miotłach z poltergeistem. Brenna nauczyła się je przyjmować jako coś normalnego. – Chyba dostała się mu muszla z mocniejszym efektem albo bardzo chciał zaimponować Heather. Przynajmniej obyło się bez żadnych bójek i nikt nikogo nie zaatakować którąś z tych świeczek.

!naszapiosenka


Don't promise to live forever. Promise to forever live while you're alive.
Czarodziejska legenda
Przeciwności losu powodują, że jedni się załamują, a inni łamią rekordy.
Los musi się dopełnić, nie można go zmienić ani uniknąć, choćby prowadził w przepaść. Los objawia nam swoje życzenia, ale na swój sposób. Los to spełnione urojenie. Los staje się sprawą ludzką i określaną przez ludzi.

Pan Losu
#4
19.07.2024, 08:50  ✶  
Gdzieś z mroku słyszycie grę na gitarze oraz piosenkę: ktoś śpiewa balladę.
I nagle - morzy was sen.
Śnicie, że szykujecie się do wielkiego balu, który ma zostać wyprawiony na cześć zaręczyn księżniczki, w fantastycznej krainie. Jedno z was jest czarodziejką i nauczycielką księżniczki, drugie - wojownikiem, zatrudnionym przez królową, by dopilnować, że podczas balu nie stanie się nic nieprzewidzianego. Na przyjęcie w pewnym momencie wdziera się odrażający czarnoksiężnik, który próbuje porwać dziewczynę, a po stoczonej z nim walce okazuje się, że księżniczka sama pragnie go poślubić. Od was zależy, jaki czeka ich los.
Budzicie się godzinę później, wciąż na plaży. Oboje pamiętacie przedziwny sen.
hold me like a grudge
and what an ugly thing
– to have someone see you.
Stosunkowo wysoki mężczyzna, mierzący sobie 183 centymetry wzrostu. Posiada włosy barwy ciemnego blondu i jasne, błękitne oczy. Budowa jego ciała jest atletyczna, a na twarzy często widnieje lekki, szelmowski uśmieszek. Porusza się z nonszalancją i pewną niedbałością.

Atreus Bulstrode
#5
19.07.2024, 21:38  ✶  
♪♫♪♫♪

Zmarszczył brwi, przez moment wyraźnie zastanawiając się, kim do cholery był Issac i który to był, w tym całym tłumie osób, które przewinęły się dzisiejszego dnia przez plażę, ale w końcu jego twarz rozjaśniła się, kiedy dopasował wygląd do imienia. Zaraz jednak znowu się skrzywił. Bagshot wydawał się trochę, ale tylko trochę, Brenną w męskim wydaniu, przynajmniej jeśli chodziło o ten jeden aspekt, czyli gadanie. Co nie wyłapał go gdzieś kątem oka to ten coś tam sobie gadał i gadał, nie mówiąc już o tym jak energiczny się w tym wszystkim wydawał. Więc Longbottom chyba miała rację - gdyby ich dwoje zamknąć tutaj w tej jaskini, to nad ranem pewnie wyszedłby tylko jeden.

Fakt, młodego Lupina nikt do brania w wyścigu nie zmusił, ale w dziwny sposób Atreus zakładał, że ktoś mógł mieć do niego o to pretensje. To był odruch, bo nie raz przecież słyszał, że powinien być mądrzejszy. Że specjalnie prowokował innych ludzi i ten drobny zabieg sprowadzał go do pozycji winnego całego zajścia. Całe szczęście, że mieli tutaj pod ręką medyka i to nawet nie jednego. I również całe szczęście, że w gotowości był Basilius, bo Florence poszła sobie na spacer z Patrickiem. Przecież gdyby to ona musiałaby interweniować, to pewnie Cameron dokonałby żywota, dobity jej wymownym, oceniającym spojrzeniem.

- Eh, a mogłem je ze sobą zabrać. Może ktoś by skorzystał - prychnął, wyraźnie rozbawiony. Nie ważne jak próbował, to wciąż miał trochę tych świeczek i powoli zaczynał przyzwyczajać się do myśli, że były przeklęte i nigdy ich się nie pozbędzie. Zapalić ich przecież nie mógł. Po pierwsze, miał zakaz, a po drugie, Mulciber podobno coś do nich dodał i zwyczajnie nie chciał przekonywać się na własnej skórze, co dokładnie. - O co w ogóle z nimi chodzi. Z Wood i Lupinem. Chodzą ze sobą, czy dopiero ją podrywa, że aż tak się garnie do zaimponowania jej? - nie żeby go to jakkolwiek interesowało, ale skoro już przy tym byli, to już mógł uderzyć pytaniem w tę stronę.

Szybko jednak rozproszył się, nie patrząc już przed siebie czy na Brennę, a odwracając twarz w kierunku ciemności, która gęstniała tam gdzie słabiej docierały promienie przekwitającego księżyca.
- Słyszysz? - zmarszczył brwi, bo przez chwilę zwyczajnie miał wrażenie, że może dopadły go jakieś omamy słuchowe. Ktoś szarpał za struny, snując z wolna melodię, ale ciężko było mu zlokalizować źródło płynącej w ich stronę piosenki. A potem ciemność rozrosła się, kiedy ciążące powieki zamknęły się wreszcie, i połknęła ich w całości.

Atreus miał nóż na gardle.

Na całe szczęście nie w dosłowny sensie, ale i tak było ciężko. Aktualna sytuacja wcale nie prezentowała się w nadmiernie kolorowych barwach, kiedy dłonią pocierał w zastanowieniu gładko ogolony policzek, jakby sprawdzając któryś to już raz jakość roboty balwierza. Kiedy mężczyzna go golił, odnosił wrażenie że ten znęca się nad nim celowo, wybierając najtępszy nóż ze swoich narzędzi, a może postanowił zwyczajnie naostrzyć go na krzywiznach jego własnej twarzy.

Teraz przyglądał się z zastanowieniem zastawionym bogato stołom, a dokładniej tym wszystkim sztućcom, które zostały na nich rozłożone. Nigdy nie spodziewał się, że ktoś może mieć takie ilości srebra w szafkach i nie chodziło tu o ilość gości, a o różnorodność narzędzi wymaganych do spożywania posiłków na takiej imprezie. Dlaczego przy tych talerzach leżało po więcej jak jednym nożu? Ile łyżek, przepraszam bardzo, było wymaganych do zjedzenia deserku czy może zup? A widelce? Jaka właściwie była różnica między tymi wszystkimi widelcami?

Hm.

On sam rozróżniał przede wszystkim dwa rodzaje ostrzy; duże i małe. Jedne to były miecze, a drugie to były noże i do tej pory to wszystko było wszystko, co było mu do szczęścia potrzebne. Jednymi siekał ludzi, a drugimi odkrajał sobie chleba albo sera w jakiejś podrzędnej karczmie.

Ale pieniądz nie wybiera i teraz stojący obok niego Kasztelan upomniał go po raz kolejny, równie dyskretnie co z pewnym zniechęceniem, jakby co skazano na te interakcję, żeby pamiętał swoje na prędce wymyślone mu imię i doklejony do wamsu herb. Miał udawać jednego z tych nadętych, dobrze urodzonych mężczyzn, którzy powoli zbierali się w sali z żonami, czekając na rozpoczęcie balu.
- Na niebieskawofioletowym polu w majowym wieńcu zamknięty płomień. Pamiętaj. Ktoś z gości może mieć hyzia na punkcie heraldyki, to się często zdarza.
Chichot losu
I’m not looking for the knight
I’m looking for the sword
Brązowe, niezbyt długie włosy, często rozczochrane. Wzrost wysoki jak na kobietę, bo mierzy sobie około 179 centymetrów wzrostu. Twarz raczej sympatycznie ładna niż piękna, nie wyróżniająca się przesadnie i rzadko umalowana. Brenna porusza się szybko, energicznie, głos ma miły i rzadko go podnosi. Ubiera się różnie, właściwie to okazji - w ministerstwie widuje się ją w umundurowaniu albo w koszuli i garniturowych spodniach, kiedy trzeba iść gdzieś, gdzie będą mugole, w Dolinie w ubraniach, które ujdą wśród mugoli, a na przyjęcia i bale czystokrwistych zakłada typowe dla tej sfery zdobione szaty. W tłumie łatwo może zniknąć. Jeżeli używa perfum, to zwykle to jedna z mieszanek Potterów, zawierająca nutę bzu, porzeczki i cedru, a szamponu najczęściej jabłkowego, rzecz jasna też potterowskiego.

Brenna Longbottom
#6
19.07.2024, 23:21  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 20.07.2024, 08:04 przez Brenna Longbottom.)  
– Obawiam się, że mogłyby wzbudzić zainteresowanie kilku osób. Jeszcze bardziej boję się, że w kolejce chętnych pewnie na samym czele stanęliby moi wujowie.
Morpheus, Jonathan i Woody mogliby być całkiem zaintrygowani takim wyrobem rzemiosła świeczkowego. Sama Brenna uważała pomysł młodego Mulcibera za dość zabawny i raczej nieszkodliwy, ale też podejrzewała, że ściągnie mu on na głowę całkiem sporo kłopotów.
– Heather i Cameron? Oświadczył się na początku sierpnia. Sądząc po tym, jak to wszystko u nich się działo, ja się nie zdziwię, jak pewnego dnia ni z tego ni z owego Heather pojawi się w pracy z obrączką na palcu – powiedziała, uśmiechając się mimowolnie, bo chociaż ten upadek z miotły napędził jej trochę stracha, i miała odrobinę wyrzutów sumienia, że dzieciak zrobił sobie krzywdę na tej zabawie, to ogólnie rzecz biorąc… cieszyła się, że oni byli szczęśliwi. – Hm… Thomas ma gitarę, ale to nie brzmi jak jego głos… – mruknęła, obracając się w tamtą stronę. Okolicę zabezpieczono zaklęciami przecież: próbowała dojrzeć, czy tam, skąd dobiega głos, właśnie się one kończyły, ale słowa pieśni dobiegły do jej uszu, a chwilę później ciemność zgęstniała, jakby ktoś zgasił gwiazdy i księżyc.
*

Stół był ogromny, prostokątny, mógł pomieścić i kilkadziesiąt chłopa. W jego szczycie miejsce zajmowała królowa, siedząca na tronie z wysokim oparciem. Po jej lewicy, wbrew zwyczajom praktykowanym przez innych władców, sadzających u swego boku tych najbardziej znamienitych gości, zasiadał bard Jaskier, znany jak kraina długa i szeroka, ze słowiczego śpiewu, i z tego, że ponoć nawet kamień zapłacze, gdy ten zagra na swej lutni jedną ze swych smutniejszych pieśni, i który dziś miał przygrywać bawiącym się. Po prawicy znalazł się – już ze zwyczajem trochę bardziej zgodnie ze zwyczajem – Albus, mędrzec i uczony lub dziwak i szaleniec, w zależności od tego, kogo by spytać.
Goście schodzili się dopiero, jeden po drugim, gromko zapowiadani przez herolda. Byli tutaj i królewski astrolog Morpheus, i ulubiony rycerz królowej Orion, i nadworny medyk Basilius, brat Brenny sir Erik, uważany za najpiękniejszego mężczyzną w królestwie, i utytułowani goście spoza królestwa: hrabia Jonathan, lord Anthony (szeroko podejrzewany o bycie wampirem), dzielący z nim imię dziedzic ościennego księstwa Borgiani i władca niewielkiej wysepki Laurent, i wielu, wielu innych. Na stół wystawiano już pierwsze wytwory, które wyszły spod rąk zamkowego kucharza, pana Botta. Nie było za to jeszcze na sali królewny – jak Brenna doskonale wiedziała, bo tak ją zostawiła, dziewczyna siedziała we własnej komnacie, zapatrzona w lustro, raczej nie z zamiłowania do oglądania własnego odbicia, a w niechętnym wyczekiwaniu. Nie było i przeznaczonego jej kawalera, z którym to zaręczyny miały być ogłoszone podczas dzisiejszej uczty (co było pilnie strzeżoną tajemnicą, a więc oczywiście, mówiło o tym całe królestwo). Główne postacie wkraczały jako ostatnie.
Był za to ktoś, kogo Brenna spodziewałaby się zobaczyć wszędzie, ale nie na królewskim balu, bo takich wojowników, pozbawionych tytułów, za to słynących ze swojej wprawy w robieniu mieczem i odporności na magię, z bycia anomalią w świecie, tak jak słynął Bott z potraw, Albus z mądrości, a Jaskier z pieśni, zwykle królowie nie sadzali przy stołach.
Toż to pan na Czterorogu, a w herbie ma wieniec majowy, i płomień w środku, a tło jest fioletowo - błękitne, zapewniał ją pomocnik kasztelana, a ona uśmiechnęła się tylko do niego pięknie, i podziękowała za tak szczegółowe informacje o heraldyce, bo przecież w przeciwieństwie do większości gości doskonale wiedziała, że człowiek ten nie miał nic wspólnego z Czterorogiem, i nie miał też żadnego herbu. I że królowa coś knuła, w dodatku knuła za plecami swojej czarodziejki, może świadoma, że ta czarodziejka bardziej przywiązana jest do zdania Albusa i królewny niż królewskiej woli.
Miała siąść zupełnie gdzieś indziej, ale przywilejem czarodziejek była pewna bezczelność – a przywilejem samej Brenny, że mało kto się z nią wykłócał, gdy postanowiła coś zrobić. Wyprzedziła więc właśnie bezczelnie pewnego lorda, któremu przeznaczono miejsce przy Atreusie, zamiatając podłogę połami szkarłatnej sukni.
– Opiekunka księżniczki, której ród w herbie ma lwa złotego na czerwonym tle, a pod lwem miecz, z rękojeścią z rubinami – wyszeptał kasztelan, zajmujący miejsce z jego drugiej strony, natarczywie, widząc, że zmierza ku nim, jakby właśnie ta heraldyczna informacja była najważniejsza.
– Nie spodziewałabym się, że zaszczyci nas dzisiaj ktoś aż z dalekiego Czterorogu – powiedziała Brenna, odsuwając krzesło. - Co sprowadza do nas tak znamienitego gościa?



Don't promise to live forever. Promise to forever live while you're alive.
hold me like a grudge
and what an ugly thing
– to have someone see you.
Stosunkowo wysoki mężczyzna, mierzący sobie 183 centymetry wzrostu. Posiada włosy barwy ciemnego blondu i jasne, błękitne oczy. Budowa jego ciała jest atletyczna, a na twarzy często widnieje lekki, szelmowski uśmieszek. Porusza się z nonszalancją i pewną niedbałością.

Atreus Bulstrode
#7
20.07.2024, 01:33  ✶  
Atreus usiadł na swoim miejscu, wciąż kontemplując zaprezentowany mu zestaw sztućców. Niby wcześniej, jeszcze w komnacie gdzie dostał zestaw czystych, nowych ubrań, kasztelan wręcz rozpaczliwie próbował mu wyjaśnić co należy używać do czego, ale teraz, kiedy po krótkiej przerwie na nie patrzył, wszystko jakoś wywietrzało mu z głowy. Mówi się trudno - może nikt nie zwróci na to przesadnej uwagi, albo zwyczajnie uda mu się nie obrazić przypadkowo całe zgromadzone tutaj grono rozpasionych szlachciców.

Ci co jakiś czas spoglądali w jego stronę zaciekawieni, ale starał się zwyczajnie nie zwracać na to uwagi, odmawiając zabawiania ich w ten sposób. Poświęcanie im zerowej uwagi zwiększało prawdopodobieństwo tego, że wszyscy zostawią go w spokoju i będzie mógł skoncentrować się na tym, za co mu właściwie zapłacono. Czyli na pilnowaniu porządku w tym całym pierdolniku.

Wojownik zerknął w bok, na kasztelana, który naprędce postanowił uzupełnić jego wiedzę o to, kto właściwie zasiadał właśnie po jego prawej stronie, ale ten przestał go słuchać po dwóch pierwszych słowach. Czy faktycznie w tej sytuacji musiał się zaznajamiać akurat z herbem zmierzającej w ich stronę czarodziejki? Może wypadało podzielić się imieniem, albo nawet... Chwila, jaki herb?

Atreus poznał w swoim życiu wiele herbów, ale zapamiętał tylko jeden. Złotego lwa na mieczu na czerwonym tle. Nigdy nie był fanem udzielania się wśród znamienitych osobistości, tak samo jak i nie rozliczał nikogo z pochodzenia, kiedy chodziło o jego zawód. Nie ważne z czyjej ręki, pieniądz ważył tyle samo i miał jednakową wartość, kiedy płacił w przydrożnej karczmie za nocleg. Złoty lew jednak wrył mu się w pamięć, szczególnie kiedy próbował z jej pomocą ratować tych parę lat temu Jaskra, który teraz jak gdyby nic siedział na miejscu koło królowej. A złoty miecz, zdobiony trzema rubinami, na zawsze już kojarzył mu się z momentem kiedy wbiła mu go w plecy i zrobiła w chuja, cały incydent z dżinnem próbując odwrócić na swoją korzyść. A pomyśleć, że żyjąc więcej niż zwykły człowiek zdążył się przyzwyczaić do tego że czarodziejki były nie tylko bezczelne, ale i przebiegłe.

- Brenn, jak miło cię widzieć. Nie spodziewałem się, że zrobisz karierę jako niańka - odpowiedział, zwracając twarz w jej stronę. Zdążył już zapomnieć o tej aurze, którą dookoła siebie rozsiewała. Zapach bzu delikatnie otoczył go, wywołując przed szereg ostatni raz kiedy dane im było się widzieć. Chyba rzucała w niego wtedy dżemem porzeczkowym.

Chichot losu
I’m not looking for the knight
I’m looking for the sword
Brązowe, niezbyt długie włosy, często rozczochrane. Wzrost wysoki jak na kobietę, bo mierzy sobie około 179 centymetrów wzrostu. Twarz raczej sympatycznie ładna niż piękna, nie wyróżniająca się przesadnie i rzadko umalowana. Brenna porusza się szybko, energicznie, głos ma miły i rzadko go podnosi. Ubiera się różnie, właściwie to okazji - w ministerstwie widuje się ją w umundurowaniu albo w koszuli i garniturowych spodniach, kiedy trzeba iść gdzieś, gdzie będą mugole, w Dolinie w ubraniach, które ujdą wśród mugoli, a na przyjęcia i bale czystokrwistych zakłada typowe dla tej sfery zdobione szaty. W tłumie łatwo może zniknąć. Jeżeli używa perfum, to zwykle to jedna z mieszanek Potterów, zawierająca nutę bzu, porzeczki i cedru, a szamponu najczęściej jabłkowego, rzecz jasna też potterowskiego.

Brenna Longbottom
#8
20.07.2024, 08:30  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 20.07.2024, 19:35 przez Brenna Longbottom.)  
– Przepiękne kłamstwo, Atre, zakładam, że wpływ przebywania wśród szlachty. Jeszcze parę chwil w tym zacnym gronie i będziesz już zupełnie nie do poznania – powiedziała, posyłając uśmiech najpierw jemu, a potem kasztelanowi, który wyglądał, jakby nagle zrobiło się mu bardzo gorąco i rzucił nieco nerwowe spojrzenie królowej. – Niechże pan nie robi takich min, panie kasztelanie, ktoś jeszcze uzna, że coś źle się dzieje na balu naszej wspaniałej władczyni, to byłoby bardzo niefortunne. Mogłoby zupełnie zważyć atmosferę. Skuteczniej niż bójka, która pewnie tu wybuchnie, gdy wino zaszumi w głowach, a młody hrabia Louvain odkryje, że otrzymał niższe miejsce przy stole niż jego zaprzysięgły wróg, pan Philip – stwierdziła, sięgając po kielich, który już jeden ze służących, uwijających się między gośćmi, stawiających półmiski z mięsiwami, wazy z sosami i z zupami, napełnił winem. Nie uniosła go do ust jednak, a tylko zajrzała doń, jakby z czerwieni trunku chciała odczytać przyszłość: ta uczta, to przyjęcie, niosło wszak kłopoty, a chociaż kłopoty łatwo topi się w winie, to te potem lubiły wypływać. Stała czujność, jak mawiał dowódca zamkowej straży, Alastor, pewnie teraz sprawdzający po raz piąty warty. Doznałby niewątpliwie ataku apopleksji w stosunkowo młodym wieku, gdyby wiedział, kogo to królowa zaprosiła na ucztę, i kto jednym skokiem tejże królowej mógłby teraz dopaść, jeśli by się mu tak zechciało – że nawet szlachetny pan Orion, zwycięzca ostatniego turnieju organizowanego ku czci władczyni, nie zdążyłby mu stanąć na drodze.
Nie żeby Brenna się tego spodziewała. Atreus miał przy boku kasztelana, był tu więc nie tylko za przyzwoleniem, ale na wyraźne życzenie królowej złotych jabłoni.
– Nauczycielką. Opiekunką. Strażniczką, a to oznacza ochronę dziewczyny przed zagrożeniami… – mruknęła bardzo cicho, unosząc na niego baczne spojrzenie znad kielicha. – A ty nie pojawiasz się tam, gdzie nie ma kłopotów. Lubisz kłopoty. Lubisz je siekać mieczem. Jakich to szukasz na dzisiejszej uczcie? Drugi widelec od lewej. Bez noża – poinstruowała, rzucając spojrzenie na potrawę, która znalazła się na jego talerzu, wyjątkowo piękny okaz ryby, sprowadzonej tu specjalnie magią z dalekiego, ciepłego morza. – Jakaż szkoda, że nie podają dziś dżemu porzeczkowego.
Zmilkła, bo poza dwoma wszystkie miejsca były już zajęte, herold zaś wystąpił po raz kolejny, oznajmiając przybicie Lucjusza rodu Malfoy, któremu to miano oddać rękę królewny. Brenna oderwała wreszcie czujne spojrzenie od Atreusa, przenosząc je na mężczyznę.
– Zawsze wygląda, jakby coś mu okropnie śmierdziało – skomentowała przyciszonym głosem, jak absolutnie nie wypadało, ale czarodziejki rzadko musiały nadmiernie przejmować się konwenansami. Przynajmniej póki sięgały po odpowiednie sztućce: zmylenie tych byłoby już błędem nawet im niewybaczalnym.
– Królewna Nora!
Poprzedzana przez kasztelana i jasnowłosego pazia w szkarłatnym kubraczku, królewna szła wolno, z opuszczoną głową. Włosy miała identycznego koloru jak matka – popielatoszare, ale nosiła je splecione w dwa grube warkocze, sięgające poniżej pasa. Oprócz diademika z misternie rzeźbioną gemmą i paska z drobniutkich złotych ogniwek, ściskającego na biodrach długą srebrnoróżową suknię, nie nosiła żadnych ozdób.



Don't promise to live forever. Promise to forever live while you're alive.
hold me like a grudge
and what an ugly thing
– to have someone see you.
Stosunkowo wysoki mężczyzna, mierzący sobie 183 centymetry wzrostu. Posiada włosy barwy ciemnego blondu i jasne, błękitne oczy. Budowa jego ciała jest atletyczna, a na twarzy często widnieje lekki, szelmowski uśmieszek. Porusza się z nonszalancją i pewną niedbałością.

Atreus Bulstrode
#9
20.07.2024, 23:35  ✶  
- Zawsze cieszę się na twój widok. Bo wtedy wiem, że w całej tej nudnej, nadętej atmosferze coś zdecydowanie pójdzie nie tak - uśmiechnął się do niej lekko, na siedzącego z drugiej jego strony kasztelana nie zwracając chwilowo już jakiejkolwiek uwagi. Był jednak przekonany, że każde kolejne słowo zwracającej się do niego czarodziejki, tylko bardziej biedaka stresowało, bo kiedy ta wspomniała hrabiego Louvaina i pana Philipa, ten drgnął nieco zbyt nerwowo, spojrzeniem przesuwając po zebranych i szukając najpierw tego pierwszego, a potem i tego drugiego. Jak na razie jednak, przynajmniej pan Philip, był cały i zdrów, zajęty posadzonymi obok niego gośćmi; jego siostrą, panną Ludovicą, a także wspomnianym już wcześniej władca niewielkiej wysepki, paniczem Laurentem.

Sięgnięcie po kielich to był bardzo dobry pomysł, bo nawet jeśli był tutaj do ochrony, czuł że na trzeźwo nie dotrwa do końca całej uczty. Nie przejmował się też zbytnio ewentualnymi problemami, bo co też takiego mogło się stać na ślubie księżniczki? Pojawi się jakiś potwór? Zabawne, ale co najwyżej jakiś pijany w sztok szlachcić uderzy drugiego. Królowa więc albo coś ukrywała albo była zanadto przewrażliwiona na punkcie całej imprezy. Kto wie, może łapały ją wyrzuty sumienia, że zmusza córkę do zamążpójścia.

Upił więc parę łyków wina, a kiedy odstawił puchar, zabrał się do wybierania sztućców. Brenna się tłumaczyła, próbując dopisać sobie o wiele większą rolę, niż pewnie faktycznie miała na tym całym dworze, a on spróbował sięgnąć po jeden z noży.

Kasztelan chrząknął.

Atreus zmrużył oczy i spojrzał na niego kątem oka, bez problemu odczytując ten znak. Dlatego przesunął rękę, tak że unosiła się nad kolejnym w rządku nożem. Uniósł brew. Kasztelan ledwo zauważalnie pokręcił głową.

Wojownik pokiwał równie subtelnie głową i teraz przyjmując korektę z pokorą i dając sobie kolejną szansę, która obejmowała trzeci nóż. Kasztelan westchnął, przymykając na moment oczy, ale było w tym tyle boleści, że jego nieudolny protegowany szybko i tym razem zrozumiał, że robi z siebie idiotę. W ten sposób zagrali jeszcze o dwie łyżki, ułożone w następnej kolejności obok noży, aż w końcu doszli do...
- Przecież wiem - odpowiedział jej z najbardziej wyluzowanym uśmiechem, na jaki było go w tym momencie stać, a następnie sięgnął po widelec. - Nigdy nie byłem jego przesadnym fanem. Miałem wrażenie, że ty też, biorąc pod uwagę to jak chętnie pozbywałaś się jego zapasów, malując nim ścianę - jego uśmiech był obrzydliwie grzeczny, kiedy odwrócił do niej całkiem twarz, przez moment przyglądając się jej reakcji.

Ale oprócz tego, zwyczajnie chciał na nią spojrzeć. Wyglądała dokładnie tak jak ją zapamiętał, bo przywilejem czarodziejek, dokładnie tak samo jak mutantów jego pokroju, był fakt że żyli o wiele dłużej niż inni. Lubił patrzeć jej w oczy, bo dostrzegał tam jakiś dziwny płomień, któremu z łatwością dawało się porwać, jeśli przyglądało mu się odrobinę zbyt długo. To tak, jakby patrzeć w ognisko, którego płomienie podrygiwały wesoło, zapraszając do zabaw, tańców czy skoków nad żywiołem, ale jeśli obejść się z nimi niewłaściwie, gotowe były natychmiast ukarać zuchwałość.

- Może śmierdzi - ściszył głos, mordując swoją rybę widelcem. - Wygląda tak, jakby dawno już nie żył. Widzisz jaki jest blady? Nie wiesz, czy go ktoś przebadał, zanim postanowiono mu obiecać rękę księżniczki? Może jeszcze nie jest za późno? - parsknął rozbawiony, wciąż jednak zachowując dyskrecję, najpierw obrzucając spojrzeniem wspomnianego Lucjusza, a potem już na dłuższy moment zatrzymując wzrok na wkraczającej do sali księżniczce. - Jestem pewien, ze ona nie miałaby nic przeciwko, gdyby ktoś ją od niego uratował.

Chichot losu
I’m not looking for the knight
I’m looking for the sword
Brązowe, niezbyt długie włosy, często rozczochrane. Wzrost wysoki jak na kobietę, bo mierzy sobie około 179 centymetrów wzrostu. Twarz raczej sympatycznie ładna niż piękna, nie wyróżniająca się przesadnie i rzadko umalowana. Brenna porusza się szybko, energicznie, głos ma miły i rzadko go podnosi. Ubiera się różnie, właściwie to okazji - w ministerstwie widuje się ją w umundurowaniu albo w koszuli i garniturowych spodniach, kiedy trzeba iść gdzieś, gdzie będą mugole, w Dolinie w ubraniach, które ujdą wśród mugoli, a na przyjęcia i bale czystokrwistych zakłada typowe dla tej sfery zdobione szaty. W tłumie łatwo może zniknąć. Jeżeli używa perfum, to zwykle to jedna z mieszanek Potterów, zawierająca nutę bzu, porzeczki i cedru, a szamponu najczęściej jabłkowego, rzecz jasna też potterowskiego.

Brenna Longbottom
#10
21.07.2024, 00:42  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 21.07.2024, 01:29 przez Brenna Longbottom.)  
– Jestem tylko prostą czarodziejką. Dlaczego przeze mnie coś miałoby pójść nie tak? – spytała, unosząc brwi, po czym powędrowała wzrokiem za jego spojrzeniem, na chwilę patrząc na pana Philippa i pannę Ludovicę, odzianą w suknię piękną, ale wobec dworskich standardów skandalicznie głęboko wyciętą. – Wystarczy do tego, że panna Ludovica cię tu dostrzeże. Jestem pewna, że nawet świeżo nabyty herb z wieńcem majowym i płomieniem w środku nie powstrzyma jej przed chluśnięciem ci winem w twarz. A i Anthony z Borgiani nie spuszcza cię z oczu: już dziś zdążyłeś zrobić sobie wroga? – powiedziała, zastanawiając się, jaką minę zrobiłaby królowa, gdyby zorientowała się, że są na tej uczcie przynajmniej trzy czy cztery osoby, które już wcześniej miały do czynienia z Atreusem, i całe to przebranie, włosy przycięte, zarost przystrzyżony, mogą nie wystarczyć, aby je zwieść. Jej nie zwiodły. Poznałaby tego drania zawsze i wszędzie, nieważne, w jakie ustroiliby go piórka.
Całe to wodzenie dłonią nad sztućcami, znaczące chrząkania kasztelana i żałość malująca się na kasztelańskiej twarzy, rozbawiłyby ją niewątpliwie w innych okolicznościach. Ale na tej uczcie zbyt wiele toczyło się zakulisowych gierek, i zbyt wysoka była stawka, a jego pojawienie się za mocno wytrącało Brennę z równowagi – nie tylko dlatego, że na pewno pojawił się tu na życzenie królowej, nawet jeżeli unikał odpowiedzi na pytanie.
– Trudno być jego sojuszniczką, gdy choć wielu przyjaciół kupił sobie na tym dworze, to szepce się tu i ówdzie, że ma związki z Wężowym Panem – odparła i jej ton stał się trochę chłodniejszy, a wyraz twarzy jakby zacięty, kiedy przez moment śledziła wzrokiem Lucjusza, podążającego na jedno z dwóch pustych miejsc, obok siebie, całkiem blisko tronu królowej. Był blady, i minę miał nieprzyjemną, ale miał też kufry pełne złota i to wystarczyło, bo niejeden naciskał, że sojusz a Malfoyami to najlepsza droga dla królestwa, a pogłoskom nie ma co dawać wiary. Och, sporo było nacisków w kierunku tych zrękowin… na szczęście od tych do małżeństwa była jeszcze droga, czasem stroma i zdradliwa dla przyszłego pana młodego. – A ten podobno pragnie dla siebie złocistych, pełnych magii jabłek z tutejszych sadów.
Zwróciła spojrzenie z powrotem ku niemu.
Zła była, że go tu widzi.
Cieszyła się, że go widzi.
Miała ochotę wypchnąć go zaklęciem przez najbliższe okno.
Zawsze miała słabość do tej szui.
– Nie wiedziałam, że jesteś takim znawcą cudzych charakterów i tak łatwo przejrzeć ci kobiece serca – powiedziała, wciąż cicho, gdy królewna Nora dotarła do swojego miejsca, obserwowana przez niemal wszystkich biesiadników. – Czyżbyś chciał odegrać tę rolę i uwolnić królewnę od niechcianego zalotnika? – spytała, przekrzywiając lekko głowę, obserwując go spod przymrużonych powiek. – Cóż to byłaby za epicka opowieść, o wojowniku i pięknej księżniczce, którą ocalił, wiedziony ręką przeznaczenia.
Królowa powstała: herold uderzył laską kilka razy o podłogę, by przerwać toczące się przy stole rozmowy.
– Czcigodni goście, uczta, w której bierzemy dziś udział, nie jest zwykłą okazją. Oznajmiam wszem i wobec, że moja córka, królewna Nora, spadkobierczyni tronu, poślubi lorda Lucjusza, ze znamienitego rodu Malfoyów, od dawna broniącego naszego pogranicza.
Lucjusz wstał, wyciągnął dłoń do Nory. I ona powstała, z miejsca, które jej przypisano, tuż obok niego, choć ani na moment nie podniosła oczu - nie spojrzała na przyszłego męża.



Don't promise to live forever. Promise to forever live while you're alive.
« Starszy wątek | Nowszy wątek »

Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości
Podsumowanie aktywności: Brenna Longbottom (5498), Atreus Bulstrode (5033), Pan Losu (105)


Strony (3): 1 2 3 Dalej »


  • Pokaż wersję do druku
  • Subskrybuj ten wątek

Przydatne linki
Kolejeczka
Tryb normalny
Tryb drzewa