• Londyn
  • Świstoklik
    • Mapa Huncwotów
    • Ulica Pokątna
    • Aleja horyzontalna
    • Ulica Śmiertelnego Nokturnu
    • Ministerstwo Magii
    • Klinika Św. Munga
    • Niemagiczny Londyn
    • Dolina Godryka
    • Little Hangleton
    • Wyspy Brytyjskie
    • Reszta świata
    • Zmieniacz czasu
    • Opisy lokacji
  • Dołącz do gry
  • Zaloguj się
  • Postacie
  • Accio
  • Indeks
  • Gracze
  • Accio
Secrets of London Scena główna Niemagiczny Londyn v
« Wstecz 1 2 3 4 5 6 Dalej »
[16.07.72, przed południem] Tkanie sieci

[16.07.72, przed południem] Tkanie sieci
Chichot losu
I’m not looking for the knight
I’m looking for the sword
Brązowe, niezbyt długie włosy, często rozczochrane. Wzrost wysoki jak na kobietę, bo mierzy sobie około 179 centymetrów wzrostu. Twarz raczej sympatycznie ładna niż piękna, nie wyróżniająca się przesadnie i rzadko umalowana. Brenna porusza się szybko, energicznie, głos ma miły i rzadko go podnosi. Ubiera się różnie, właściwie to okazji - w ministerstwie widuje się ją w umundurowaniu albo w koszuli i garniturowych spodniach, kiedy trzeba iść gdzieś, gdzie będą mugole, w Dolinie w ubraniach, które ujdą wśród mugoli, a na przyjęcia i bale czystokrwistych zakłada typowe dla tej sfery zdobione szaty. W tłumie łatwo może zniknąć. Jeżeli używa perfum, to zwykle to jedna z mieszanek Potterów, zawierająca nutę bzu, porzeczki i cedru, a szamponu najczęściej jabłkowego, rzecz jasna też potterowskiego.

Brenna Longbottom
#1
13.08.2024, 11:31  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 22.07.2025, 15:59 przez Baba Jaga.)  
adnotacja moderatora
Rozliczono - Brenna Longbottom - osiągnięcie Badacz Tajemnic VI
Rozliczono - Erik Longbottom - osiągnięcie Badacz Tajemnic III


– Gdyby dziadek postanowił mnie wykopać z domu, to już totalnie mam gdzie mieszkać. Trzeba tylko wywalić szczury z piwnicy, i naprawić… no naprawić w sumie prawie wszystko – powiedziała Brenna, puszczając rękę brata, gdy aportowali się tuż za drzwiami wiekowej kamienicy, położonej w niemagicznym Londynie.

Parter i dwa piętra, w sumie pięć mieszkań – jedno duże na górze, po dwa mniejsze na dole. Wszystkie już opuszczone, wszystkie wymagające remontu, chociaż jedno z tych na pierwszym piętrze wyglądało na tyle dobrze, że dało się je doprowadzić do stanu pozwalającego na zamieszkanie dość szybko, wystarczyło je odmalować, wymienić okno i część mebli. Nie wyglądało to w tej chwili szczególnie imponująco, ale Brenna nie szukała przecież wspaniałej posiadłości, a budynku, który mógł przejść z rąk do rąk w mugolskim świecie, z pominięciem Ministerstwa Magii, tak aby niekoniecznie każdy wiedział wśród czarodziejów, że teraz to miejsce należało do niej.

Dumbledore kazał, Brenna musi – to miejsce mogło stać się dla nich bazą wypadową, kryjówką londyńską, alternatywą wobec dziupli Alastora. A i chodziło jej po głowie, aby na pierwszym piętrze przygotować lokal pod siebie, bo już od dawna myślała, że wygodnie byłoby mieć jakiś własny kąt w Londynie. Nie że gdzieś się wybierała z Warowni, przynajmniej na razie – kochała Dolinę Godryka – ale w obliczu tego, co wyprawiało się w stolicy, nie zaszkodziło posiadać miejsce, w którym można przenocować albo urządzić drobne zebranie na uboczu. W jej skrytce Gringotta było dość pieniędzy, żeby mogła sobie pozwolić na takie fanaberie, a rozkaz Dumbledore’a stał się tylko ostatecznym bodźcem do decyzji.

Wątpiła, by Erikowi cokolwiek się tutaj spodobało, ale ostatecznie nie mieli tutaj urządzać bali, a prowadzić podziemną działalność.

– Napisałam też do jednego człowieka w sprawie posiadłości położonej w północnej Anglii, kiedyś należała do czarodziejów, teraz jest od dawna opuszczona… gdybyśmy potrzebowali czegoś poza miastem. Jest podejrzanie tania, więc najpierw muszę sprawdzić, czy się nie rozsypuje, ale póki co wygląda to obiecująco. No i kupiłam nieduży dom w Kniei – paplała, podchodząc do schodów. Te były w dobrym stanie, chociaż gwałtownie wymagały mycia: na całe szczęście kilka chłoszczyć powinno załatwić sprawę i nie musiała załatwiać tego po mugolsku. Pociągnęła za balustradę, upewniając się, że ta została solidnie zamocowana i nie urwie się pod dotykiem. - Skoro są Strażnica i Warownia, to chyba będzie wszystko. Chyba że powinnam pomyśleć jeszcze o czymś za granicą? Tak na wszelki wypadek...


Don't promise to live forever. Promise to forever live while you're alive.
viscount of empathy
show me the most damaged
parts of your soul,
and I will show you
how it still shines like gold
wiecznie zamyślony wyraz twarzy; złote obwódki wokół źrenic; zielone oczy; ciemnobrązowe włosy; gęste brwi; parodniowy zarost; słuszny wzrost 192 cm; wyraźnie zarysowana muskulatura; blizna na lewym boku po oparzeniu; dźwięczny głos; dobra dykcja; praworęczny

Erik Longbottom
#2
13.08.2024, 20:43  ✶  
Za bardzo dramatyzujesz, napomniał bezgłośnie siostrę, stawiając ostrożnie krok za krokiem, co by przyzwyczaić się do nagłej zmiany otoczenia. Dzięki niech będą Merlinowi, że nie odziedziczył po nikim z rodziny skłonności do poteleportacyjnych problemów z żołądkiem. Wówczas każda wycieczka poza Dolinę Godryka wiązałaby się z wizytą w pobliskich krzakach celem zwrócenia ostatniego posiłku. A tak? W najgorszym razie chodził po mieście ze skrzywioną miną, walcząc z zawrotami głowy.

— Nie lubię się powtarzać w takich kwestiach, ale dla ciebie zrobię wyjątek — poinformował Erik, wchodząc za Brenną do budynku. — Wyrzucenie cię z domu jest po prostu nieopłacalne. Rodzice na pewno mieliby coś do powiedzenia, a że ojciec jest pierwszy w kolejce do tytułu, więc mógłby się za tobą wstawić. Ja również miałbym do dorzucenia od siebie parę sykli. Poza tym twoja nieobecność mogłaby doprowadzić do jakiejś katastrofy w związku z moją osobą. Naprawdę nic ci nie grozi.

Czasami kompletnie nie rozumiał, czemu Brenna była tak negatywnie nastawiona do Godryka. Owszem, dziadek nie był zbyt skory do tego, aby otwarcie mówić o wszystkich swoich tajemnicach, przemyśleniach i planach, jednak raczej nie trzymał w szafie zbyt wielu trupów. Każdy miał prawo do prywatności. I co by tu wiele nie mówić... Każde z Longbottomów korzystało z tego najlepiej, jak tylko mogło. Zwłaszcza ci, którzy współpracowali z organizacją Albusa Dumbledore'a.

Poza tym, nawet nestor rodu nie może tak po prostu zignorować zdania całej rodziny, pomyślał z przekąsem, zatrzymując się u podstawy schodów. Może była to kwestia naiwności Erika, ale nie wyobrażał sobie, aby w murach Warowni mogło dojść do jakiegokolwiek samosądu ze strony dziadka Longbottoma. Bez względu na to, jak ''nowoczesna'' nie byłaby Brenna, nie uprawniałoby to Godryka do wyrzucenia jej na bruk czy wydziedziczenia. A nawet gdyby spróbował... To wbrew pozorom Erik miał parę asów w rękawie. A wtedy w domu zaczęłaby iście gorąca dyskusja.

— Posiadłość brzmi dobrze, a lokal za granicą jeszcze lepiej. Najlepiej na zachodnim wybrzeżu — stwierdził z nutką zadowolenia, pokonując powoli kolejne stopnie. Nawet gdyby budynek był opuszczony, to mógł okazać się lepszym rozwiązaniem od zapuszczonego mieszkania w mugolskiej dzielnicy miasta. — … W Kniei? To chyba niezbyt trafiony zakup, biorąc pod uwagę obecnych rezydentów lasu. — Uśmiechnął się krzywo, przypominając sobie o obietnicy, jaką złożył Samowi w związku z Widmami. — Chociaż może później zyska na wartości. Kiedy Ministerstwo w końcu pozbędzie się tych wszystkich zjaw...


the he-wolf of godric's hollow
❝On some nights, the moon thinks about ramming into Earth,
slamming into civilization like some kind of intergalactic wrecking ball.
On other nights, it's pretty content just to make werewolves.
❞
Chichot losu
I’m not looking for the knight
I’m looking for the sword
Brązowe, niezbyt długie włosy, często rozczochrane. Wzrost wysoki jak na kobietę, bo mierzy sobie około 179 centymetrów wzrostu. Twarz raczej sympatycznie ładna niż piękna, nie wyróżniająca się przesadnie i rzadko umalowana. Brenna porusza się szybko, energicznie, głos ma miły i rzadko go podnosi. Ubiera się różnie, właściwie to okazji - w ministerstwie widuje się ją w umundurowaniu albo w koszuli i garniturowych spodniach, kiedy trzeba iść gdzieś, gdzie będą mugole, w Dolinie w ubraniach, które ujdą wśród mugoli, a na przyjęcia i bale czystokrwistych zakłada typowe dla tej sfery zdobione szaty. W tłumie łatwo może zniknąć. Jeżeli używa perfum, to zwykle to jedna z mieszanek Potterów, zawierająca nutę bzu, porzeczki i cedru, a szamponu najczęściej jabłkowego, rzecz jasna też potterowskiego.

Brenna Longbottom
#3
13.08.2024, 21:02  ✶  
– To był żart, braciszku – roześmiała się Brenna i poklepała brata po ramieniu. Owszem, chodziło jej czasem po głowie, że być może kiedyś będzie musiała odejść: nie tyleż z powodu dziadka, co naturalnej kolei rzeczy. Ale nie zamierzała robić tego teraz, i póki wojna trwała w ich świecie, uważała, że najlepiej zrobią trzymając się razem, w dobrze zabezpieczonych lokacjach. Nie sądziła tak naprawdę, że Godryk chciałby wyrzucić ją z domu, nawet jeżeli ich kontakty określiłaby mianem odrobinę skomplikowanych, bo przecież nie traktował jej źle. To też nie tak, że była do niego źle nastawiona, po prostu… chyba zawsze przeczuwała, że ze wszystkich wnuków najbardziej ukochał sobie Erika, a ci zapasowi dziedzice rozczarowywali go sobą, a gdy zlekceważył całkowicie zagrożenie wobec Mavelle, wkradła się w to wszystko gorycz.
Brenna nie była nigdy zazdrosna o brata. Ba, była z niego dumna, nawet jeśli czasem wzdychała, że chyba zapłatą za ten cały czar, który się mu dostał od Matki Księżyca, była też spora porcja pewnej naiwności, gdy chodziło o innych ludzi. I nigdy właściwie o nic nie miała pretensji do Godryka, nie gdy chodziło o nią. Ale nie umiała tak łatwo zapomnieć takiego lekceważenia kuzynki.
– Katastrofy? Znaczy się… wysadzenia kuchni na przykład? – spytała, wstępując na schody i oglądając się na niego nieco podejrzliwie, jakby zaczęła się zastanawiać, czy Erik nie planował niecnie spróbować przyrządzić samodzielnie obiadu złożonego z trzech dań, kiedy ona tylko się odwróci. – Zachodnie wybrzeże? Gdzie konkretnie? I dlaczego tam? – dodała zaraz, zaintrygowana, skąd właśnie taki wybór. – Wieeesz, to będzie raczej bardzo stara posiadłość i no myślę o niej bardziej jako… dużo miejsca na pracownie i takie tam, ukrywanie ludzi, treningi, tym podobne, nie załatwianie wielkich bali, a domwknieikupiłambobyływnimwidma – powiedziała, ostatnie słowa wypowiadając tak szybko, że właściwie się ze sobą zlały i w dodatku jeszcze zrobiła to przeskakując po dwa stopnie, by dostać się na piętro, więc można było zupełnie niczego z tych jej słów nie zrozumieć.
Celowo na razie nie pokazywała mu parteru – to mieszkania na piętrze wyglądały najlepiej i pomyślała, że będzie dobrze zacząć od nich.
– Poza tym to nie sprawa wartości, tylko wiesz, wszędzie wokół las i w ogóle… Mamy wprawdzie Strażnicę, ale gdyby trzeba było lokacji, gdzie można wprowadzić kogoś z zewnątrz…


Don't promise to live forever. Promise to forever live while you're alive.
viscount of empathy
show me the most damaged
parts of your soul,
and I will show you
how it still shines like gold
wiecznie zamyślony wyraz twarzy; złote obwódki wokół źrenic; zielone oczy; ciemnobrązowe włosy; gęste brwi; parodniowy zarost; słuszny wzrost 192 cm; wyraźnie zarysowana muskulatura; blizna na lewym boku po oparzeniu; dźwięczny głos; dobra dykcja; praworęczny

Erik Longbottom
#4
14.08.2024, 23:21  ✶  
Co prawda, to prawda... Jednego mógł być pewien: tak długo, jak aktywnie działali w szeregach Zakonu Feniksa, tak długo w ich interesie było, aby mieli wpływ na to, co się dzieje w Warowni. Wprawdzie sądząc po długiej obecności Crawley'ów w posiadłości, Godryk raczej nie miał w zwyczaju odprawiać potrzebujących, tak lepiej było nie poddawać jego cierpliwości próbie. Już i tak trudno było ocenić, jak zareaguje, kiedy dowie się, że jego dzieci i wnuki działały w tajnej bojówce dyrektora Hogwartu. Erik wzdrygnął się na samą myśl o tej rozmowie.

— To też — powiedział aż nazbyt pewnym siebie tonem, jakby faktycznie spodziewał się, że jeśli Brenna zniknie z Warowni, to spadnie na niego co najmniej tuzin klątw nieznanego pochodzenia. — Poza tym, gdybyś się wyprowadziła, to mogłabyś odmawiać zaproszeń na spędy czarodziejów czystej krwi. A kto by mnie wtedy bronił przed tymi wszystkimi sępami i pijawkami gotowymi rozerwać mnie na strzępy przy pierwszej okazji? — Wbił w siostrę wyczekujące spojrzenie. — Kilka znajomości na szczycie nie oznacza od razu, że wszyscy będą mnie tam klepać po plecach. Potrzebuję twojej obrony. Tak samo, jak ty potrzebujesz moich światłych rad. Życie bez nich jest dużo cięższe. Spytaj Nory.

Albo nie pytaj, bo jeszcze zaprzeczy, pomyślał z lekkim przestrachem. Chociaż kochał pannę Figg całym swoim sercem, tak wiedział, że czasami miała go naprawdę dosyć. Zwłaszcza w ostatnich tygodniach przez ten cały rytuał, który sobie ich upodobał razem z Elliotem Malfoyem podczas wydarzeń na Beltane. Erik zdążył już parę razy nastąpić przyjaciółce na odcisk, a podsunięcie jej pod nos Brenny było sporym ryzykiem.

Jeszcze jej się wymsknie, że ma o wiele lepsze samopoczucie, odkąd Erik przestał narzekać na pstrokatość co poniektórych dekoracji w Klubokawiarni i chwilowo zawiesił poważne rozmowy w sprawie pełnoprawnej adopcji hipogryfa. Jeszcze przekona Longbottomównę, że dawkowanie sobie towarzystwa brata wyjdzie jej na dobre. To dopiero byłaby katastrofa.

— Noo… Tam są chyba lepsze widoki? Ta cała Kalifornia z wielkimi plażami, to chyba zachodnie wybrzeże Stanów Zjednoczonych, prawda? — Zmarszczył czoło, nagle zaczynając wątpić w swoją wiedzę geograficzną, jak i doniesienia z zagranicy, o jakich czasem miał okazję czytać w gazetach. — Myślę, że wygodę też trzeba brać pod uwagę przy wybieraniu potencjalnego lokum dla naszych znajomych. Wszystkich nie upchniemy przecież w jakiejś kanciapie albo mugolskim garażu. Oni nawet jeszcze nie mają technologii zmniejszająco-zwiększającej domy!

Brzmi jak ośrodek szkolenia Brygadzistów, pomyślał z krzywym uśmiechem. Z drugiej strony... To przecież do tego się w końcu sprowadzało. Jak dotąd robili, co mogli, aby opóźnić postępy Śmierciożerców oraz Czarnego Pana, ale chyba każdy członek organizacji szykował się powoli na to, że może dojść do nagłego zaognienia konfliktu. A wtedy bezpieczna kryjówka służąca do przechowywania zapasów, szkolenia ludzi i pozwalająca wytwórcom pracować nad nowymi recepturami i planami będzie na wagę złota.

— Cóż, przyznam ci rację w jednym - obecna lokalizacja Strażnicy jest problemem — poinformował siostrę, idąc krok w krok za nią. — Wprawdzie całkiem miło, że mamy do niej tak blisko, ale nie powiedziałbym, że jest to stuprocentowa zaleta.


the he-wolf of godric's hollow
❝On some nights, the moon thinks about ramming into Earth,
slamming into civilization like some kind of intergalactic wrecking ball.
On other nights, it's pretty content just to make werewolves.
❞
Chichot losu
I’m not looking for the knight
I’m looking for the sword
Brązowe, niezbyt długie włosy, często rozczochrane. Wzrost wysoki jak na kobietę, bo mierzy sobie około 179 centymetrów wzrostu. Twarz raczej sympatycznie ładna niż piękna, nie wyróżniająca się przesadnie i rzadko umalowana. Brenna porusza się szybko, energicznie, głos ma miły i rzadko go podnosi. Ubiera się różnie, właściwie to okazji - w ministerstwie widuje się ją w umundurowaniu albo w koszuli i garniturowych spodniach, kiedy trzeba iść gdzieś, gdzie będą mugole, w Dolinie w ubraniach, które ujdą wśród mugoli, a na przyjęcia i bale czystokrwistych zakłada typowe dla tej sfery zdobione szaty. W tłumie łatwo może zniknąć. Jeżeli używa perfum, to zwykle to jedna z mieszanek Potterów, zawierająca nutę bzu, porzeczki i cedru, a szamponu najczęściej jabłkowego, rzecz jasna też potterowskiego.

Brenna Longbottom
#5
15.08.2024, 12:14  ✶  
- Nie obawiaj się, nie rzucę cię na pożarcie okrutnym czystokrwistym. Przestałam uciekać z takich zabaw oknem, kiedy miałam szesnaście lat - powiedziała, a kąciki jej ust uniosła się nieco na wizję, jaką tu roztaczał o niecnym rozszarpaniu niewinnego panicza.
Tak naprawdę Brenna wcale nie darzyła takich spędów niechęcią. Niektóre z nich nawet lubiła. Należała do tego świata, umiała grać według jego zasad, a różnice interesów i poglądów między rodami też przecież były tego częścią. Masa jej przyjaciół była półkrwi, ale przyjaźniła się jeszcze z Hogwartu z członkami nienaruszalnej dwudziestki ósemki i chętnie ich przy takich okazjach spotykała. Nie wybierała się może na ślub Blacków, bo z tą konserwatywną rodziną niewiele miała wspólnego, a Charlie Rookwood postawił ją w opozycji wobec Rookwoodów, ale Brenna bywała na wystawach u Averych, tańczyła na przyjęciach Prewettów i oglądała eksponaty w muzeum Shafiqów.
- Naprawdę? Muszę spytać - stwierdziła, wyciągając kolejny komplet kluczy, by otworzyć mieszkanie na piętrze. - Jakiej światłej rady udzielisz mi dzisiaj? - spytała i popchnęła drzwi. - Ach, mówisz o Stanach. Myślałam, że o Europie, jakichś Niemczech czy coś. Wydaje mi się, że Stany byłyby zbyt problematyczne, to kilkudniowa podróż statkiem. Rozważałam raczej Francję, wystarczy teleportacja na skraj kraju, a potem przedostać się przez kanał. Jeśli marzą ci się ciepłe plaże ze złocistym piaskiem to może Włochy albo Hiszpania?
Uśmiechnęła się mimowolnie. Brzmiało to prawie jakby wybierali domek letniskowy, dwójka rozpieszczonych bogaczy, których stać na wszystko i którzy mieli ochotę spędzić czasem parę dni na plaży. Trochę tymi rozpieszczonymi bogaczami byli. Tyle że na dłuższy wypad i tak nie będą mieli przecież czasu, a lokalizacja miała posłużyć im, gdyby trzeba było komuś szybko pomóc uciec poza granice kraju.
Nie chciała nawet myśleć o tych najgorszych opcjach. O konieczności masowej ucieczki z Anglii.
- Hm... Jej lokalizacja mi nie przeszkadza, ale jest przystosowana do zebrań i przechowywania zapasów. Nie do mieszkania na stałe albo szkoleń. A Dumbledore...
Zacięła się, na moment zamarła na progu. To była jedna z tych spraw, o których zwykle nie mówiła. Słowa Dumbledore’a i wszystkie myśli, jakie były z tą nową rolą związane, zamknęła w skrzynce w swoim umyśle, obok rzeczy takich jak wisząca nad jej głową więź i przeświadczenie o własnej durnocie, wspomnienie statku, twarz ducha z Kniei i rzeczy, które oglądała w kręgu widmowidza.
- Uważa, że potrzebujemy bezpiecznych lokacji. Chyba spodziewa się eskalacji – powiedziała w końcu krótko, przekraczając próg.
Inaczej dlaczego wydałby takie polecenie? Mieli Strażnicę, chronioną przed cudzymi oczyma, i Warownię, gdzie znajdywali bezpieczną przystań. Do działań operacyjnych Alastor i Harper mogli wykorzystać swoje mieszkania, może nie całkiem bezpieczne, ale bardzo przydatne. Zdaniem Dumbledore’a potrzebowali jednak więcej.
– Kuchenka działa, jest prąd i woda. Ogrzewanie z jakiegoś tam pieca w piwnicy, ale po coś jesteśmy czarodziejami – podjęła, zapraszając brata do środka. Były tutaj długi korytarz, kuchnia i trzy pokoje, dwa duże, jeden niewielki. Poprowadziła go najpierw do kuchni właśnie, bo ta wyglądała na staroświecką, ale tak ogólnie „w miarę”. Był tutaj rząd szafek, kuchenka, całkiem porządne blaty, stał nawet stół i krzesła. – Trzeba wymienić okno i odmalować. Nie jestem pewna podłogi, ale zatrudniłam mugolskich fachowców, mają się tym zająć. Jakoś tak… uznałam, że najlepiej nie sprowadzać tu czarodziejów. Nie ma zabezpieczeń, póki co, ale jeśli nikt nie będzie wiedział, że ktokolwiek tutaj związany ze światem czarów mieszka, to po co mieliby brać to miejsce na cel?


Don't promise to live forever. Promise to forever live while you're alive.
viscount of empathy
show me the most damaged
parts of your soul,
and I will show you
how it still shines like gold
wiecznie zamyślony wyraz twarzy; złote obwódki wokół źrenic; zielone oczy; ciemnobrązowe włosy; gęste brwi; parodniowy zarost; słuszny wzrost 192 cm; wyraźnie zarysowana muskulatura; blizna na lewym boku po oparzeniu; dźwięczny głos; dobra dykcja; praworęczny

Erik Longbottom
#6
17.08.2024, 00:05  ✶  
— Czyli... Niecałe dwa miesiące temu? — odparł, unosząc pytająco brwi, aby zaraz pozwolić, aby na jego usta wstąpił rozbawiony uśmieszek. — Rozumiem, że książki na nowy rok szkolny już kupione, a zwoje pergaminu czekają, aż zaczniesz pokrywać je notatkami? Powinnaś też przy okazji zadbać o zbilansowaną dietę swojej osobistej sowy, skoro niedługo będzie musiała znowu latać z Hogwartu do Doliny w te i z powrotem.

Och, cudowny sobie wybrał dzień na prowokowanie młodszej siostry.

— Aby zachować swój ponadprzeciętny poziom satysfakcji z życia, powinniśmy jeszcze dzisiaj odwiedzić Norę w pracy i kupić kilka drożdżówek na drogę — odparł z poważną miną, jakby nagle zyskał kwalifikacje dyplomowanego dietetyka. — Taka wycieczka nie tylko da ci szybki zastrzyk energii, aby móc spędzić produktywnie resztę dnia, ale też wpłynie pozytywnie na twój nastrój. Poprawi się twoje samopoczucie, a mózg dostanie więcej sił do pracy. Musisz dbać o kondycję swojego organizmu, jeśli masz wrócić ze szkoły z dobrymi wynikami w przyszłym roku.

Zmarszczyło czoło, gdy Brenna zaczęła tłumaczyć mu jaką to przewagę miało wybrzeże Europy nad Stanami Zjednoczonymi. Nawet jeśli szybki transport sojuszników Zakonu Feniksa na kontynent był możliwy przy pomocy magicznych środków transportu, tak dalej pozostawała kwestia legalności. Wprawdzie jako pracownicy Departamentu Przestrzegania Prawa Czarodziejów mieli całkiem spore wpływy w pomniejszych biurach Ministerstwa Magii, tak raczej nie mogliby zrobić zbyt wiele bez wsparcia w Departamencie Transportu Magicznego. Chyba że nagle znalazłby się ktoś obeznany w sztuce wytwarzania świstoklików międzynarodowych. Bezpośrednia teleportacja z jednego kraju do drugiego byłaby raczej... problematyczna.

— Wiesz... Pokusiłbym się o stwierdzenie, że ta ''kilkudniowa podróż'' jest równie dużą wadą, co i zaletą — rzucił mimowolnie, rozglądając się po przedpokoju. — Gdyby przyszło komuś uciekać, to skorzystanie ze statku w ostatniej chwili zapewnia te kilka dni zabezpieczenia przed pościgiem. O ile ścigającym nie udałoby się dostać na pokład przed odpływem okrętu.

Na tym etapie nie dopuszczał nawet do siebie myśli, że mogłoby dojść do masowej ewakuacji członków Zakonu Feniksa. Bądź co bądź, tak nagłe ustąpienia pola Śmierciożercom i ich przywódców oznaczałoby, że wszelkie ich działania, podobnie jak akcje zapobiegawcze Ministerstwa Magii kompletnie zawiodły... I nie była to myśl, nad którą chciał się bardziej rozwodzić. Już w maju dręczyły go myśli, że konflikt eskaluje w ciągu najbliższych dni, a jednak nic z tego się nie wydarzyło. Cisza przed burzą. A może wszyscy lizali rany po starciu na Polanie Ognisk. I już, gdy zdołał odsunąć od siebie te dywagacje, nawiązała do nich jego własna siostra.

— Tego samego spodziewaliśmy się po Beltane. Zwłaszcza po pogrzebie — przypomniał cicho, celowo unikając wymawiania imienia wuja na głos. Dalej pamiętał ten niepokój, gdy miał wrażenie, że coraz większa liczba członków organizacji zaczynała czuć frustrację decyzją o niepodjęciu konkretnych działań. — Jeśli faktycznie spodziewa się nagłego zaognienia walk, to... Z czegoś to musi wynikać. — Kolejna informacja od wewnętrznej wtyki? Wizja znajomego proroka? — Tak czy siak, dobrze by było mieć zapasową miejscówkę.

Westchnął wymownie, gdy siostra zaczęła wymieniać mu wszystkie naprawy, jakich należałoby dokonać przed ''wprowadzeniem się'' do lokum. Już zaczynał przeczuwać pierwsze komplikacje. Nie miał przyjemności mieszkać w mugolskiej dzielnicy Londynu, toteż nie do końca wiedział, jak to wyglądało, gdy czarodziej wprowadzał się do takiego miejsca. Czy wykorzystywano jakieś specjalistyczne zaklęcia mające na celu zminimalizowanie ryzyka związanego z zakłóceniem działań mugolskich sprzętów? Podrapał się po głowie. Powinien podpytać o to wszystko Thomasa, kiedy trafi się okazja.

— Ten prąd będzie problemem — zaczął wieszczyć Erik, kręcąc powoli głową. — Myślisz, że jeśli podepniemy tu sieć Fiuu, to nic się nie stanie? Albo jeśli zaczniemy tu prowadzić zebrania? — Rozejrzał się na prawo i lewo. — Wiesz, nasza magia niezbyt dobrze się miesza z ich technologiami. No i co z sąsiadami? — Przeniósł wzrok z powrotem na siostrę. — Duża liczba czarodziejów nie wpłynie jakoś na eee użytkowanie ich sprzętów?


the he-wolf of godric's hollow
❝On some nights, the moon thinks about ramming into Earth,
slamming into civilization like some kind of intergalactic wrecking ball.
On other nights, it's pretty content just to make werewolves.
❞
Chichot losu
I’m not looking for the knight
I’m looking for the sword
Brązowe, niezbyt długie włosy, często rozczochrane. Wzrost wysoki jak na kobietę, bo mierzy sobie około 179 centymetrów wzrostu. Twarz raczej sympatycznie ładna niż piękna, nie wyróżniająca się przesadnie i rzadko umalowana. Brenna porusza się szybko, energicznie, głos ma miły i rzadko go podnosi. Ubiera się różnie, właściwie to okazji - w ministerstwie widuje się ją w umundurowaniu albo w koszuli i garniturowych spodniach, kiedy trzeba iść gdzieś, gdzie będą mugole, w Dolinie w ubraniach, które ujdą wśród mugoli, a na przyjęcia i bale czystokrwistych zakłada typowe dla tej sfery zdobione szaty. W tłumie łatwo może zniknąć. Jeżeli używa perfum, to zwykle to jedna z mieszanek Potterów, zawierająca nutę bzu, porzeczki i cedru, a szamponu najczęściej jabłkowego, rzecz jasna też potterowskiego.

Brenna Longbottom
#7
18.08.2024, 10:44  ✶  
– Hm… skoro tak odsyłasz mnie do Hogwartu… właściwie to zawsze chciałam zobaczyć minę Minerwy, gdybym znowu wysiadła z Hogwarts Express… a słyszałam, że Albus ma problem ze znalezieniem nauczyciela OPCM. Może rok urlopu w Brygadzie to faktycznie dobry pomysł? – zastanowiła się Brenna, choć rzecz jasna nie brała tego pod uwagę, przynajmniej nie póki Dumbledore nie oznajmiłby, że koniecznie musi pojawić się w Hogwarcie. Wojna nie sięgała murów zamku, a Brenna stałaby się szybko kłębkiem nerwów wiedząc, że oni tutaj działają, a ona tylko sprawdza prace domowe.
Roześmiała się na tę „poradę” Erika: głośno i całkiem szczerze.
– W porządku, to bardzo dobra rada. Spróbujmy uwinąć się tak, żeby zdążyć zahaczyć o klubokawiarnię – zgodziła się, bo drożdżówki kochała wcale nie mniej niż pączki, a kupno kilku jawiło się jako całkiem niezły pomysł. Będzie mogła podrzucić je Alkowi i innym, którzy akurat się nawiną. – Tak, ale załatwienie wszystkiego, formalności i tak dalej… to już problematyczne… i możliwe do skorzystania tylko w naprawdę podbramkowej sytuacji. Francja to teleportacja na koniec kraju, a potem mugolska przeprawa przez kanał i voila.
Pstryknęła palcami. Nie łudziła się, że śmierciożercy nie mogliby podjąć pościgu w innym kraju, ale nie wątpiła, że będzie on znacznie trudniejszy niż w Anglii. Większość śmierciożerców posiadała tutaj rodziny, zatrudnienie, pozycję społeczną, interesy – to wszystko, co pozwalało im skuteczniej działać na rzecz Voldemorta. Drażnienie służb zagranicznych Ministerstw mogło sprowokować opinię zagraniczną do przekazania środków dla Wielkiej Brytanii na usunięcie zagrożenia: do tej pory Brenna miała wrażenie, że raczej podchodzą do tego „nie nasz problem” (naiwni ludzie: była pewna, że Voldemort nie zatrzymałby się na Anglii, tak jak Grindewald nie zatrzymał się na Niemczech). Nie wspominając już o tym, że gdyby oni byli przygotowani, to śmierciożercy musieliby działać na ślepo.
– Poza tym nie jestem pewna, jak zabrać się do kupowania rzeczy w Stanach z tymi ich kontrolami, wizami i tak dalej – przyznała, nieświadoma, że w sumie za parę tygodni znajdzie się tam Mavelle i będzie można ewentualne zadanie powierzyć jej. – Spodziewałam się trochę, że zrobi coś w Lithę – mruknęła w zamyśleniu, przechodząc już przez kuchnię mieszkania. – Ale specjalista w Norwegii powiedział, że stan Zimnych można odwrócić w Samhain. Że granice są wtedy najcieńsze. Voldemort lubi symbolikę. Może szykuje coś na ten sabat. Święto umarłych.
Jej głos zabrzmiał prawie ponuro. Prześladowało ją poczucie bezradności, bo co z tego, że czegoś się spodziewała – skoro nie mieli pojęcia, co dokładnie Voldemort zrobi?
– Najgorsze, że nie da się przewidzieć, co zrobi. Może uderzy na sabat. A może przeciwnie, spodziewając się, że ochrona będzie większa, a ludzi mniej, napadnie na Londyn. Albo odprawi jakiś paskudny rytuał, wypuszczający ogary piekielne, gdzieś na krańcu świata.
Mogli wszyscy być w gotowości, przygotować przedmioty, eliksiry, ale czy to wystarczy?
Odetchnęła. Nie było co się łudzić: wiedziała przecież, że nie.
– Nie chcę podłączać sieci Fiuu. Kamienica nie jest zabezpieczona, jeśli podłączymy kominek, lokalizacja znajdzie się w ministerialnych rejestrach… a w tej chwili w oczach świata to jedna z setek tysięcy mugolskich kamienic – powiedziała, podchodząc do okna. Przesunęła dłonią po ramie, i w zamyśleniu wyjrzała na zewnątrz: widok na ulicę, mało atrakcyjny, ale typowy dla Londynu. – Nie sądzę. Pamiętasz Grimmauld Place? Naładowane magią po brzegi, a pod jedenastką i dwunastką nic się nie dzieje. Jak długo nie zaczniemy urządzać tu magicznych eksperymentów albo uczyć magii stadka dzieci, powinno być w porządku. A to ma być bardziej… baza wypadowa i kryjówka. Na szkolenia czy wytwórstwo lepiej nadają się Strażnica i, mam nadzieję, Księżycowy Staw. Jeśli go kupię.


Don't promise to live forever. Promise to forever live while you're alive.
viscount of empathy
show me the most damaged
parts of your soul,
and I will show you
how it still shines like gold
wiecznie zamyślony wyraz twarzy; złote obwódki wokół źrenic; zielone oczy; ciemnobrązowe włosy; gęste brwi; parodniowy zarost; słuszny wzrost 192 cm; wyraźnie zarysowana muskulatura; blizna na lewym boku po oparzeniu; dźwięczny głos; dobra dykcja; praworęczny

Erik Longbottom
#8
18.08.2024, 20:53  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 19.08.2024, 02:23 przez Erik Longbottom.)  
— Zapewne wyszłaby z siebie i stanęła obok, a potem nawiązała połączenie telepatyczne z kimś z naszej rodziny, że sprawdzić, czy przypadkiem nie urodziłaś swojego wyrośniętego klona — mruknął pod nosem. Co jak co, ale kadra pedagogiczna po latach widywania Franka w Szkole Magii i Czarodziejstwa w Hogwarcie, zdecydowanie mogła odwyknąć, jak to jest mieć bardzo rozbrykanego Longbottoma w szkolnym murach. — Minerwa przeszłaby do historii jako czarownica, która za pstryknięciem palca opanowała Fale.

Skinął głową. Przeprawa z granicy na terytorium Francji zdecydowanie była łatwiejsza przy wykorzystaniu mugolskich środków transportu. Wprawdzie Erik średnio im ufał, tak, jeśli miał wybierać między natychmiastowym transportem sojuszników Zakonu do bezpiecznego miejsca a czekaniem na uzyskanie zezwolenia na świstoklik międzynarodowy... To faktycznie wolał skorzystać z pierwszej opcji. Nawet jeśli robiło mu się słabo na myśl, że jego być albo nie być zależało od wyników pracy niemagicznych inżynierów.

Nie angażował się zbytnio w kwestie związane z Zimnymi. Widział, że Brenna czynnie nad tym pracowała i trzymała rękę na pulsie, toteż chociaż martwił się o swoich znajomych i przyjaciół, tak wiedział, że całe dochodzenie jest w dobrych rękach. Bądź co bądź, jeśli ktoś miał trafić na trop jakiegoś lekarstwa lub dostarczyć Zimnym odpowiednie remedium przed Samhain, to była to właśnie jego siostra. Oby tylko nie wpakowała się w jakieś gówno po drodze, pomyślał przelotnie, przygryzając język, gdy nagle poczuł chęć wypytania jej o postępy.

— Że granice między światami? — rzucił odruchowo, pomimo tego, że w gruncie rzeczy znał odpowiedź. Nawet jeśli nie bywał na większości sabatów, tak praktycznie każdy uczeń Hogwartu był zaznajomiony z obchodami Samhain przez uroczystą kolację z okazji Nocy Duchów, która odbywała się 31 października. — Eh, czego nie zrobi i tak narobi nam problemów. Jeśli zaatakuje podczas sabatu, postronni znowu wylądują w środku walki, ale jeśli tym razem znajdzie sobie jakąś inną miejscówkę, to najprawdopodobniej nie będziemy nawet w stanie zareagować.

Atak na Polanę Ognisk był akcją zorganizowaną, w której brała udział spora liczba czarodziejów. Ciężko było określić, czy Czarny Pan otrzymał jakąś pomoc od osób, które wówczas bawiły się w Kniei Godryka, czy to w formie wywiedzenia w pole służb czy poprzez dostarczenie paru cennych informacji, jednak... Podjął to ryzyko. A to pozwoliło na wystąpienie przecieku w jego własnych szeregach, dzięki czemu informacja dotarła do sojuszników Dumbledore'a. Jeśli tym razem zdecyduje się sięgnąć do zaświatów w jakiejś jaskini na odludziu lub opuszczonych ruinach pośrodku niczego, możliwe, że o ewentualnych konsekwencjach dowiedzą się dopiero po fakcie.

— A będzie większa? — Uniósł znacząco brwi, bijąc się z myślami, czy w ogóle wypadało mu wypowiadać się w tej kwestii. Po chwili jednak westchnął ciężko. Z kim jak z kim, ale z Brenną powinien móc być szczery bez względu na wszystko. Zwłaszcza w kwestiach związanych z pracą i Zakonem Feniksa. — Z całym szacunkiem do naszego szefostwa, ale nie wiążę z ich decyzjami jakichś wielkich nadziei. Śmierciożercy się przyczaili, a uwaga służb w ostatnich tygodniach skupiła się na kowenie przez incydent w Stonehenge. Nie zdziwiłbym się, gdyby zaczęli baczniej przyglądać się organizatorom niż potencjalnym wywrotowcom.

Zmarszczył czoło na wspomnienie o Grimmauld Place. Może i znał się z Perseuszem, ale nie powiedziałby, że był regularnym gościem w posiadłości rodowej Blacków. Kojarzył parę plotek na temat zaklęć wplecionych w mury kamienicy, ale nie znał dokładnych szczegółów co do procesu zaklinania budynku. Zresztą i tak pewnie nie dowiedziałby się zbyt wiele. Niektóre rody pilnie strzegły swych tajemnic.

— Nie mogę powiedzieć, żebym bywał tam jakoś często — odparł niemrawo, marszcząc powoli czoło. — Ale rozumiem przekaz. Dopóki nie będziemy wariować, to będziemy niewidzialni.


the he-wolf of godric's hollow
❝On some nights, the moon thinks about ramming into Earth,
slamming into civilization like some kind of intergalactic wrecking ball.
On other nights, it's pretty content just to make werewolves.
❞
Chichot losu
I’m not looking for the knight
I’m looking for the sword
Brązowe, niezbyt długie włosy, często rozczochrane. Wzrost wysoki jak na kobietę, bo mierzy sobie około 179 centymetrów wzrostu. Twarz raczej sympatycznie ładna niż piękna, nie wyróżniająca się przesadnie i rzadko umalowana. Brenna porusza się szybko, energicznie, głos ma miły i rzadko go podnosi. Ubiera się różnie, właściwie to okazji - w ministerstwie widuje się ją w umundurowaniu albo w koszuli i garniturowych spodniach, kiedy trzeba iść gdzieś, gdzie będą mugole, w Dolinie w ubraniach, które ujdą wśród mugoli, a na przyjęcia i bale czystokrwistych zakłada typowe dla tej sfery zdobione szaty. W tłumie łatwo może zniknąć. Jeżeli używa perfum, to zwykle to jedna z mieszanek Potterów, zawierająca nutę bzu, porzeczki i cedru, a szamponu najczęściej jabłkowego, rzecz jasna też potterowskiego.

Brenna Longbottom
#9
19.08.2024, 22:31  ✶  
- Może więc powinnam jednak wcielić ten plan w życie, w imię jej rozwoju? - zażartowała Brenna. - Nie wiem. Nie tak naprawdę. Chyba? Wtedy duchy mogą przejść do nas i są odsyłane z powrotem. Ale czy limbo to faktycznie krainą umarłych? Nie mam pojęcia i to... nie na moją głowę.
Brenna była... przyziemna. Urodziła się w zamożnej i wpływowej rodzinie, ale tak naprawdę zawsze uważała się za bardzo normalną osobę, nawet mimo magii babki płynącej w jej krwi i przynoszącej echa przeszłości. Znała duchy, ciekawiły ją, ale to było coś innego niż limbo, zacierające się granice, anomalie. To były rzeczy, co do których czuła, że ani ona, ani nikt śmiertelny nie powinien sięgać. Nie pojmowała ich, wzbudzały w niej niepokój, a drążyła uparcie, bo robił to Voldemort i bo każdy z Zimnych na swój sposób był jej bliski. Ale nie oznaczało to, że nagle stała się specjalistką w dziedzinie. Albo że naprawdę chciała badać ten temat.
Tęskniła za zwykłym życiem. Teraz nawet ten czas początków wojny wydawał się Brennie spokojniejszy: wtedy jeszcze nikt nie mieszał w konflikt kamieni z kosmosu i limbo. Kiedy mogła mówić, że to zupełnie jej nie dotyczy, kiedy to były sprawy dalekie, i nierealne. Chłód promieniujący z ciał zimnych, Mavelle mdlejąca podczas akcji na Nokturnie, Victoria wybiegająca z Ministerstwa w mundurze aurora pod wpływem nieswojego wspomnienia, to wszystko było bliskie i aż nazbyt prawdziwe.
Zapatrzona za okno nie odpowiedziała od razu, powstrzymując słowa, cisnące się na usta: nieważne, co się stanie, nieważne, co zrobią, nieważne, czy poruszą niebo i ziemię, nie zdołają odpowiednio się przygotować. Były rzeczy, których mówić nie miała prawa, a to były jedne z nich. Nikt nie potrzebował jej zwątpienia.
- Jenkins i Ministerstwo krytykowano za nie dość dobre obstawienie Beltane.
Oznaki zwiastujące katastrofę istniały, ale były drobne. Łatwo było je przeoczyć, zbagatelizować. Nawet Zakon spodziewał się ataku tylko dlatego, że oczekiwal go Dumbledore, a oni przywykli mu ufać. Tym razem jednak chyba wszyscy jeśli nie wiedzieli, to przeczuwali, że coś wisi w powietrzu.
- Gdyby znów doszło do ataku, i nie byłoby obstawy, straciłaby stanowisko. Wątpię, żeby tak zaryzykowała. Myślę, że sabat się nie odbędzie albo przydzielą ludzi... Ale cóż, może jestem nadmierną optymistką. My w każdym razie będziemy gotowi.
To nie wystarczy.
Podczas Beltane nie wystarczyło.
Ale musiała wierzyć, że tym razem będą przygotowani lepiej i że zrobi to różnicę.
- Też byłam tam ze trzy razy, ale trochę poszerpalam, zanim kupiłam to miejsce - powiedziała. Blackowie mieli dość mocne poglądy na pewne sprawy, niezbyt zgodne z tymi Longbottomów. Wszyscy należeli do jednego świata i stykali się przy różnych okazjach, ale trudno było tutaj mówić o szczególnej przyjaźni. - Po drugiej stronie korytarza jest identyczne mieszkanie, też w niezłym stanie. To na górze już gorzej, a to na dole wymaga generalnego remontu, ale też na razie nie potrzebujemy pałacu.


Don't promise to live forever. Promise to forever live while you're alive.
viscount of empathy
show me the most damaged
parts of your soul,
and I will show you
how it still shines like gold
wiecznie zamyślony wyraz twarzy; złote obwódki wokół źrenic; zielone oczy; ciemnobrązowe włosy; gęste brwi; parodniowy zarost; słuszny wzrost 192 cm; wyraźnie zarysowana muskulatura; blizna na lewym boku po oparzeniu; dźwięczny głos; dobra dykcja; praworęczny

Erik Longbottom
#10
22.08.2024, 00:36  ✶  
— Obawiam się, że od takich pytań są kapłanki kowenu — odparł z dobrotliwym uśmiechem. — Z drugiej strony... Wiesz, zawsze możesz spróbować podpytać Morfeusza. Wróżbici też zainteresowali się tym, co się wydarzyło na Polanie Ognisk. Wprawdzie nie wiem, co mają wspólnego wizje przyszłości z ogniami kowenu i przejściem do Limbo, ale warto zapytać. — Skrzywił się nagle. — Noo… Chyba, że okaże się, że zahacza to o pracę. Wtedy wyciągnięcia jakiejkolwiek odpowiedzi będzie dużym wyzwaniem.

Co jak co, ale praca w Departamencie Tajemnic wydawała się Erikowi niesamowicie samotna. Owszem, pracownicy mogli rozmawiać między sobą o swoich zleceniach, ale w gruncie rzeczy mogli wówczas polegać tylko na sobie. Nic dziwnego, że tak wielu lądowało w Lecznicy Dusz czy u całej armii terapeutów. Jak odreagować taką pracę, kiedy nie można powiedzieć słowa nawet najbliższym krewnym? Oby Morfeusza spotkało to jak najpóźniej, pomyślał przelotnie. Oczywiście, najchętniej w ogóle nie dopuściłby do tego, aby wuj doznał traumy w wyniku wypełniania obowiązków służbowych, ale czy faktycznie mogliby temu zapobiec? Po tylu latach pracy? Morfeusz na pewno miał już i tak ogromny bagaż doświadczeń, z którego tylko on zdawał sobie sprawę.

— I bardzo słusznie — mruknął pod nosem, zduszając w zarodku ciężkie westchnienie. — Szczerze mówiąc, w ogóle nie trafiły do mnie wymówki o tym, że inne miejsca też wymagały obstawienia przez Ministerstwo Magii. Bez względu na to, czy w Londynie, Little Hangleton czy innej mieścinie czarodziejów odbywały się jakieś festyny, to na Polanie Ognisk było największe zgromadzenie. Bones i Moody powinni wywrzeć większe naciski. Może nawet dopuścić do głosu Departament Tajemnic. — Wzruszył sztywno ramionami. — To oni przejęli pieczę nad Knieją po Beltane, prawda? Skoro mogą pracować nad tym, to równie dobrze mogliby wziąć udział w zabezpieczaniu sabatu. Skoro społeczności grożą terroryści, to wypadałoby, żeby Ministerstwo zaczęło dostosowywać się do zmieniających się warunków pracy.

Sarknął, gdy Brenna nazwała się optymistką. Zaraz jednak spoważniał, bo poruszyła dosyć ważny punkt całej tej sprawy: nawet nieudolna Ministra Magii zapewniała pozory stabilizacji obecnego rządu. A to mimo wszystko zapewniało sporej części społeczności poczucie bezpieczeństwa. Może było to nieco złudne, ale trzymało ludzi w ryzach - dawało nadzieję tym, którzy chcieli, aby ogień konfliktu jak najszybciej wygasł, ale także sprawiało, że być może nawet dowódcy Śmierciożerców nie wiedzieli, co począć z tym fantem. W końcu kto mógł się spodziewać, jakie decyzje w sprawach bezpieczeństwa podejmie Jenkins, jeśli zostanie przyparta do muru?

— Generalny remont może przyciągnąć uwagę — wtrącił Erik, wodząc wzrokiem po wnętrzu. — Nawet jeśli nie mieszkają tu żadni czarodzieje, to jeśli ktoś zacznie tu węszyć, sąsiedzi mogą zacząć gadać. Nowe twarze, poważne prace remontowe... Chyba łatwiej będzie zniknąć w lokum, które jako tako nadaje się do mieszkania, niż z takiego, z którego co chwilę będziemy wywozić tony gruzu i śmieci.


the he-wolf of godric's hollow
❝On some nights, the moon thinks about ramming into Earth,
slamming into civilization like some kind of intergalactic wrecking ball.
On other nights, it's pretty content just to make werewolves.
❞
« Starszy wątek | Nowszy wątek »

Użytkownicy przeglądający ten wątek:
Podsumowanie aktywności: Brenna Longbottom (2900), Erik Longbottom (2908)


Strony (2): 1 2 Dalej »


  • Pokaż wersję do druku
  • Subskrybuj ten wątek

Przydatne linki
Kolejeczka
Tryb normalny
Tryb drzewa