• Londyn
  • Świstoklik
    • Mapa Huncwotów
    • Ulica Pokątna
    • Aleja horyzontalna
    • Ulica Śmiertelnego Nokturnu
    • Ministerstwo Magii
    • Klinika Św. Munga
    • Niemagiczny Londyn
    • Dolina Godryka
    • Little Hangleton
    • Wyspy Brytyjskie
    • Reszta świata
    • Zmieniacz czasu
    • Opisy lokacji
  • Dołącz do gry
  • Zaloguj się
  • Postacie
  • Accio
  • Indeks
  • Gracze
  • Accio
Secrets of London Scena poboczna Little Hangleton v
« Wstecz 1 2 3 4 Dalej »
[27.08.72, ranek] Who'd'ya think you're kiddin'

[27.08.72, ranek] Who'd'ya think you're kiddin'
Chichot losu
I’m not looking for the knight
I’m looking for the sword
Brązowe, niezbyt długie włosy, często rozczochrane. Wzrost wysoki jak na kobietę, bo mierzy sobie około 179 centymetrów wzrostu. Twarz raczej sympatycznie ładna niż piękna, nie wyróżniająca się przesadnie i rzadko umalowana. Brenna porusza się szybko, energicznie, głos ma miły i rzadko go podnosi. Ubiera się różnie, właściwie to okazji - w ministerstwie widuje się ją w umundurowaniu albo w koszuli i garniturowych spodniach, kiedy trzeba iść gdzieś, gdzie będą mugole, w Dolinie w ubraniach, które ujdą wśród mugoli, a na przyjęcia i bale czystokrwistych zakłada typowe dla tej sfery zdobione szaty. W tłumie łatwo może zniknąć. Jeżeli używa perfum, to zwykle to jedna z mieszanek Potterów, zawierająca nutę bzu, porzeczki i cedru, a szamponu najczęściej jabłkowego, rzecz jasna też potterowskiego.

Brenna Longbottom
#1
13.08.2024, 14:58  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 23.01.2025, 23:55 przez Król Likaon.)  
adnotacja moderatora
Rozliczono - Brenna Longbottom - osiągnięcie Życie to przygody lub pustka
Rozliczono - Atreus Bulstrode - osiągnięcie Badacz Tajemnic I

Kwiaty Samotniczki

To było jedno z tych wezwań, których nie wolno bagatelizować, ale które okazało się, szczęśliwie dla wszystkich zainteresowanych, mniej poważne niż mogłoby się wydawać. Zaginięcie dziecka w Little Hangleton, podejrzenie porwania – coś takiego natychmiast postawiło na nogi kilku Brygadzistów, w tym Brennę, która w teorii kilka minut wcześniej skończyła zmianę nocną. W takiej miejscowości mogło to oznaczać, że dziewczynka została wyssana przez jakiegoś wampira, złożona w ofierze w czarnomagicznym rytuale i całe mnóstwo innych, najpaskudniejszych rzeczy. Jej poszukiwania na szczęście zakończyły się jednak szybko: okazało się, że młodej nikt nie porwał, z położonego na skraju lasu domu wymknęła się jakimś cudem z własnej, nieprzymuszonej woli, uszkodzenie zamka zapewne powstało naturalnie, i to niekoniecznie dzisiaj, a wilcze zmysły pozwoliły wywąchać zaginioną śpiącą pod krzewem w lesie, w zaledwie godzinę po dokonaniu zgłoszenia, gdy nad Little Hangleton na dobre wstał już dzień.
Brenna wyciągnęła dziewczynkę spomiędzy gałęzi, nie zwracając nawet uwagi na pyłek, który osiadł na jej ubraniu, twarzy i wplątał się we włosy. Zapach, wwiercający się niemal w wilcze nozdrza, gdy stała się znów człowiekiem nie zwracał nawet szczególnie uwagi. Dzieciak tulił się do niej, i po przebudzeniu zdawał w zupełnej panice, ale Brenna zwaliła to na karb przerażenia, nie dopatrując się w zachowaniu dziecka niczego nadnaturalnego.
To że poczuła się nagle dziwnie samotna, kiedy oddawali młodą w ręce rodziców i patrzyła, jak obejmują się z ulgą, zwaliła na zmęczenie. Poczucie chłodu, ogarniające powoli ciało, gdy dopełniali formalności, spisując podstawowe informacje – mogło wynikać z tego, że poranek był chłodny, las był pełen rosy i wilgoć pozostała jeszcze na ubraniach, a ona w pośpiechu zostawiła marynarkę w Biurze. Nieprzyjemne uczucie, które zaczęło szarpać wnętrzności, kiedy wyszli, i Brygadziści z rannej zmiany teleportowali się, by załatwić resztę papierologii, w pierwszej chwili trochę ją przeraziło, bo było jakoś tak znajome, zaraz jednak uspokoiła samą siebie, że przecież to nic – naprawdę mieli dostatecznie wiele okazji, by upewnić się, że więź nie działa.
Tym razem uznała więc, że to stres. I postanowiła zrobić to samo, co zwykle robiła w takich sytuacjach, kiedy zaczynała czuć się nadmiernie przytłoczona światem, a akurat nie trzeba było myśleć o kimś innym: czyli usiąść gdzieś na uboczu i poczekać aż jej przejdzie. Tak samo jak po rozmowie z Dumbledorem ukryła się w ruinach w Dolinie, nie chcąc wracać do Warowni – bo nawet jeśli było tam dość miejsca by być samemu, wolała mieć pewność, że na nikogo nie wpadnie – tak i teraz uznała, że powrót do domu to zły pomysł. Zwłaszcza że teleportowanie się, kiedy zaczynała zżerać cię panika, mogło się skończyć pogubieniem fragmentów ciała.
Brenna nie miała pojęcia, że wybrała cholernie, cholernie źle. Najgorzej jak mogła. Przyszło jej to do głowy jakieś pół godziny później, gdy tkwiła na schodach, pozostałych przy ruinach domu spalonego kilka lat temu w pożarze, i panika zamiast słabnąć, wypełniała ją z każdą chwilą coraz bardziej.
Mogła zobaczyć stąd pojedyncze domy, głównie czarodziejów, którzy osiedli w pobliżu Lasu Wisielców, gdzie rzadziej zapuszczali się mugole, niektóre z nich leżały nawet całkiem blisko, ale zdawało się jej, że jest ostatnią żywą osobą w tej miejscowości. Może na całym świecie. I mogłaby przysiąc, że już nigdy, przenigdy nie będzie jej ciepło.
Jeśli tak czują się Zimni, to do tej pory martwiłam się chyba o nich trochę za mało, pomyślała, przyciskając na moment czoło do kolan i usiłując uspokoić oddech.


Don't promise to live forever. Promise to forever live while you're alive.
hold me like a grudge
and what an ugly thing
– to have someone see you.
Stosunkowo wysoki mężczyzna, mierzący sobie 183 centymetry wzrostu. Posiada włosy barwy ciemnego blondu i jasne, błękitne oczy. Budowa jego ciała jest atletyczna, a na twarzy często widnieje lekki, szelmowski uśmieszek. Porusza się z nonszalancją i pewną niedbałością.

Atreus Bulstrode
#2
13.08.2024, 23:27  ✶  
To był jeden z tych dni, kiedy mógł zwyczajnie odpocząć. Taktycznie wziął sobie w pracy wolne, przeczuwając że wieczorek zorganizowany przez Agnes może zakończyć się różnie, ale przede wszystkim bólem głowy wywołanym o jedną szklanką whisky za dużo. Po prawdzie nie było tak źle, ale i tak czuł się średnio; na tyle miernie by nie podejmować prób planowania socjalizacji ze znajomymi i na tyle dobrze, by zająć się rozgrzebanym w Little Hangleton domkiem, który został oddany mu pod opiekę.

Przepisany w spadku z dołączonym krótkim komunikatem Wyjeżdżam zwiedzać świat, żegnajcie! początkowo przypadł w udziale jego matce. Ale Enida nigdy nie lubiła tego miasteczka, uznając je za zbyt szare i ponure, nie posiadające 'tego czegoś' jak to mówiła z wykrzywionymi z niezadowoleniem ustami, jakby każdy powinien wiedzieć o co jej chodziło. Dlatego też zastosowała taktykę pod tytułem masz dziecko, baw się i umyła od wszystkiego ręce.

Atreus też niekoniecznie za Little Hangleton przepadał, albo raczej nigdy nie miał interesu w tym, żeby poświęcać temu miejscu odrobinę więcej uwagi. Nie potrzebował nigdy własnego lokum, bo rodowa posiadłość przez lata ani trochę mu nie zbrzydła, a jej rozkład sprawiał że miał dla siebie więcej miejsca niż niejeden mieszkaniec Londynu wynajmujący kawalerkę na Pokątnej. Któregoś razu zdarzyło mu się oglądać mieszkanie które wynajmowała komuś Eden i do tej pory był absolutnie zdziwiony jak ciasne i duszne potrafiły być te lokale. Jedyne, co czasem odróżniało je od tych na Nokturnie to brak szczurów czy zgnilizny czarnej magii.

Bulstrode skręcił w kolejną uliczkę prowadzącą do miejsca docelowego, wybierając sobie dzisiejszego dnia przyjemny spacer zamiast teleportowania się na miejsce. Może miał po trochu nadzieję, że znajdzie wreszcie te obrzydliwe dzieciaki, co jeszcze w maju przydzwoniły mu w głowę kamieniem, ale jak na złość w okolicy panowała ponura cisza. Rząd szarych budyneczków przerwała wreszcie poczerniała od sadzy elewacja zrujnowanego domku w którym nikt już od dawna nie mieszkał i który nie był w stanie doczekać się powrotu do czasów świetności. A mimo tego ktoś siedział na jego schodkach, wyglądając trochę jakby był to jego najgorszy dzień życia.

Pewnie przeszedłby obok, bo przejmowanie się nieznajomymi nigdy nie należało do jego licznych przywar, ale krótko ścięte włosy i ewidentnie części munduru brygadzisty zrobiły swoje. Cofnął się o krok, odwracając w kierunku schodków, chwilowo patrząc tylko na nią i odsuwając chęć zerknięcia na kolory, które mogły ją otaczać.
- Nie siedź tak na tych schodkach bo wilka dostaniesz - uśmiechnął się zaczepnie, podchodząc nieco bliżej.
Chichot losu
I’m not looking for the knight
I’m looking for the sword
Brązowe, niezbyt długie włosy, często rozczochrane. Wzrost wysoki jak na kobietę, bo mierzy sobie około 179 centymetrów wzrostu. Twarz raczej sympatycznie ładna niż piękna, nie wyróżniająca się przesadnie i rzadko umalowana. Brenna porusza się szybko, energicznie, głos ma miły i rzadko go podnosi. Ubiera się różnie, właściwie to okazji - w ministerstwie widuje się ją w umundurowaniu albo w koszuli i garniturowych spodniach, kiedy trzeba iść gdzieś, gdzie będą mugole, w Dolinie w ubraniach, które ujdą wśród mugoli, a na przyjęcia i bale czystokrwistych zakłada typowe dla tej sfery zdobione szaty. W tłumie łatwo może zniknąć. Jeżeli używa perfum, to zwykle to jedna z mieszanek Potterów, zawierająca nutę bzu, porzeczki i cedru, a szamponu najczęściej jabłkowego, rzecz jasna też potterowskiego.

Brenna Longbottom
#3
13.08.2024, 23:56  ✶  
Gdy usłyszała czyjś głos, w pierwszej sekundzie nie była pewna, czy ucieszyć się ogromnie, że jednak nie jest ostatnią żywą osobą w tym miasteczku, czy zmartwić, że na kogoś tutaj wpadła, akurat w momencie słabości. W drugiej sekundzie, jeszcze zanim zdążyła zdecydować (chociaż pewnie padłoby na to pierwsze, bo naprawdę to poczucie bycia jedynym człowiekiem na świecie nie było przyjemne), dotarło do niej, że ten konkretny głos zna całkiem nieźle. Wyprostowała się, spoglądając na Bulstrode’a, trochę zaskoczona, bo nie był na liście nawet pierwszych pięćdziesięciu osób, które spodziewałaby się tutaj zobaczyć – ale nie, że zamierzała narzekać. W tej chwili z jakichś powodów uznałaby chyba za pocieszające nawet pojawienie się któregoś z Borginów. Przynajmniej byli ludźmi. Chociaż w przypadku Stanleya można było mieć pewne wątpliwości.
– Ciotka zawsze nam tak powtarzała, więc jak byłam mała, siadałam na schodach przy każdej okazji, bo bardzo chciałam mieć własnego wilka – odparła, i nawet zdołała wypowiedzieć te słowa zupełnie normalnym tonem. Może Brenna nie była najbardziej uzdolnioną aktorką pod słońcem i nie nadawałaby się na gwiazdę teatru Selwynów, ale udawanie, że absolutnie wszystko jest w porządku, miała opanowane do perfekcji. A kiedy Atreus się tu znikąd zmaterializował, panika jakby trochę zelżała: nie żeby naprawdę wszystko było w porządku, ale przynajmniej poczuła, że częściowo odzyskuje zdrowe zmysły.
Nie wstała, nie tylko dlatego, że nie przejęła się zupełnie tym łapaniem wilka, ale i dlatego, że trochę się bała, że po prostu nie da rady. Nie rozumiała, co się działo. Zdarzało się jej panikować albo czuć okropnie – ale zwykle miała ku temu jakieś powody. Jak nieprzytomna i ranna Heather w ramionach, płaczący duch ledwo co zamordowanego dziecka albo Dumbledore oznajmiający jej poważnym głosem, że chciałby, aby zajęła się czymś, do czego zupełnie się nie nadawała. A nie chłodny poranek w Little Hangleton i nagłe rozklejenie po porwaniu, którego właściwie nie było, i po którym wszystko dobrze się skończyło.
Coś tam tłukło się jej w głowie mgliście z jakiejś mugolskiej książki o zespole stresu pourazowego, ale co niby miało go wyzwolić?
– Co ty tutaj robisz? Chyba nie wezwali aurorów do szukania dzieciaka? Czy znowu po okolicy łażą trupy i czarnoksiężnicy? W sumie co ja gadam, tutaj zawsze łażą jacyś czarnoksiężnicy.
Nie miał wprawdzie na sobie munduru, ale i tak unikał jego noszenia jak ognia, a Little Hangleton i auror kojarzyły się jej natychmiast z problemami. Brenna przez ostatnie kilka lat służby zaczęła postrzegać to miasteczko jako siedlisko czarnoksięstwa i ludzkiego szaleństwa.


Don't promise to live forever. Promise to forever live while you're alive.
hold me like a grudge
and what an ugly thing
– to have someone see you.
Stosunkowo wysoki mężczyzna, mierzący sobie 183 centymetry wzrostu. Posiada włosy barwy ciemnego blondu i jasne, błękitne oczy. Budowa jego ciała jest atletyczna, a na twarzy często widnieje lekki, szelmowski uśmieszek. Porusza się z nonszalancją i pewną niedbałością.

Atreus Bulstrode
#4
14.08.2024, 00:29  ✶  
- Tak? A gotowy byłem pomyśleć, że dlatego żeby przyśpieszyć proces opanowywania animagii - parsknął, unosząc na moment brwi w rozbawieniu. Nigdy nie interesowała go zbytnio ta sztuka, nawet jeśli wydawała się niezwykle poręczna, ale miał jakieś dziwne wrażenie, że w całym tym procesie jej nauki coś trzeba było sobie wpakować do ust na miesiąc. Jak ona, chodząca katarynka, sprawiła że podczas gadania jej to nie wypadło, to nie był w stanie objąć rozumem.

Nie wyglądał, jakby koncentrował się aż tak bardzo na tym czy to co do niego mówi, albo raczej jak to robi, pokrywało się z tym jak jeszcze przed chwilą prezentowała się na tych schodkach. Kuląc się, opierając czoło o kolana, wyglądała niczym siedem nieszczęść, ale coś w jej manierze było takiego że Bulstrode z miejsca doszedł do wniosku że to jest ten moment kiedy bawili się w udawanie. Ona udawała że wszystko jest okej, on udawał że jej wierzył i zamykał trzecie oko.

- Dobrze, że sama o tym powiedziałaś, bo już miałem o tym mówić - uśmiechnął się kpiąco, bo Little Hangleton miało utartą reputację, której chyba nikt nie próbował się pozbyć. - Ale ogólnie to nawet nie wiem o czym mówisz. W sensie jakie dziecko. Trupów ostatnio nie widziałem, czarnoksiężnicy to tematyka sporna natomiast. W każdym razie, co tutaj robię to remontuję domek - pokiwał głową, ale jednocześnie wyciągnął do niej sugestywnie dłoń, oferując pomoc z podniesieniem się z tych zimnych, osmalonych schodków. Niemniej jednak, zaraz kontynuował dalej, tym samym zblazowanym tonem co wcześniej, jakby mówił o pogodzie i tym samym całkiem zgrabnie realizował się w roli nieświadomego. - Jak się pójdzie w górę tej uliczki to będzie się na miejscu. Moja ciotka niedawno stwierdziła, że rusza podbijać świat i ma dość tego miejsca. Matka go natomiast nie znosi, więc nieruchomość specjalnie przegrała ze mną w karty. Jestem prawie pewien, że kantowała żeby się jej pozbyć, niemożliwa jest. W każdym razie to dość stary dom, więc postanowiłem go trochę przemodelować i miałem sprawdzić dzisiaj, jak tam idą prace nad nim. Jestem też absolutnie pewien, że coś czai się w piwnicy, albo na strychu, ale to zmartwienie na potem. A ty rozumiem, jak zwykle na służbie?
Chichot losu
I’m not looking for the knight
I’m looking for the sword
Brązowe, niezbyt długie włosy, często rozczochrane. Wzrost wysoki jak na kobietę, bo mierzy sobie około 179 centymetrów wzrostu. Twarz raczej sympatycznie ładna niż piękna, nie wyróżniająca się przesadnie i rzadko umalowana. Brenna porusza się szybko, energicznie, głos ma miły i rzadko go podnosi. Ubiera się różnie, właściwie to okazji - w ministerstwie widuje się ją w umundurowaniu albo w koszuli i garniturowych spodniach, kiedy trzeba iść gdzieś, gdzie będą mugole, w Dolinie w ubraniach, które ujdą wśród mugoli, a na przyjęcia i bale czystokrwistych zakłada typowe dla tej sfery zdobione szaty. W tłumie łatwo może zniknąć. Jeżeli używa perfum, to zwykle to jedna z mieszanek Potterów, zawierająca nutę bzu, porzeczki i cedru, a szamponu najczęściej jabłkowego, rzecz jasna też potterowskiego.

Brenna Longbottom
#5
14.08.2024, 00:54  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 14.08.2024, 01:10 przez Brenna Longbottom.)  
– Na to, że sama mogę zostać wilkiem, to wpadłam dopiero, jak miałam jakieś piętnaście lat – powiedziała i uśmiechnęła się, niezbyt szeroko, ale nawet szczerze. Właściwie to wtedy wpadła na pomysł, że może zostać animagiem, nie wilkiem, bo niby nikt nie był pewien swojej animagicznej formy, jednak jakoś Brenna tą swoją nie była ani trochę zdziwiona – chyba podświadomie jednak się jej spodziewała. – Nie połknięcie liścia mandragory było jednym z największych wyzwań w moim życiu. W sumie to dwa razy to zrobiłam.
Miał z tym sporo racji, że to był koszmar, bo Brenna nie umiała powstrzymać się od gadania, raz ten cholerny liść połknęła więc podczas snu, a raz zakrztusiła się nim przy mówieniu. Dopiero trzecia próba okazała się udana.
– Zgłoszono porwanie dzieciaka, ale nietypowo dla tej okolicy, okazało się, że tym razem nie wsadził go do wora żaden zły czarnoksiężnik, mała wyszła sama i znaleźliśmy ją dopiero co – powiedziała, odruchowo zerkając na zegarek, chociaż z pewnym zdumieniem odnotowała, że jednak nie było to „dopiero co”, minęło już trochę czasu. I słońce właściwie uniosło się nad horyzontem, to już nie był wczesny ranek, zaczął się sierpniowy dzień, a jej wciąż było tak cholernie, cholernie zimno. – Ja się nie dziwię, że uznała, że ma dość tego miejsca, ja się dziwię, że w ogóle tutaj mieszkała.
Że jego matka przegrywała dom w karty, zamiast mu go po prostu oddać, to już Brenna dziwić się nie zamierzała – za dobrze znała Vincenta, a poza tym pamiętała, jak Basiliusowi wypadła z kieszeni trzecia talia kart. Pewne rzeczy w przypadku osób z krwią Prewettów były równie naturalne, jak oddychanie, i najwyraźniej granie o nieruchomości było jedną z nich.
Nie była pewna, czy Atreus rozgadał się tak, bo w takim był nastroju, czy może odnotował, że coś nie tak i uznał, że może tym razem mówić więcej od niej, ale była za to po prostu wdzięczna. O wiele łatwiej było poskromić panikę, kiedy skupiała się na wypowiadanych słowach, i przynajmniej nie czuła się tak okropnie samotna, jakby nigdy już nie miała mieć obok siebie nikogo bliskiego. Wczoraj wieczorem jadła kolację z rodziną, a dziś ogarniała ją prawie rozpacz z samotności i naprawdę nie rozumiała dlaczego.
Chwyciła jego rękę chętnie, nawet nie dlatego, by przyjąć pomoc, a po prostu bardzo chciała wiedzieć, że jednak ktoś tutaj jest poza nią. A choć jej własna dłoń nie była aż tak nienaturalnie zimna jak ta jego, wciąż temperatura ciała Brenny była wyższa niż Zimnych, to nie brakowało jej w tej chwili do tego bardzo wiele. Brenna nie zwróciła jednak po prawdzie wielkiej uwagi na to, że kontrast był mniejszy niż zwykle, tak jak nauczyła się już dawno ignorować chłód rąk wszystkich Zimnych.
– Boginy. Idę o zakład, że to będą boginy. Sprawdzałam niedawno tutaj jeden budynek z Mav, sprzedano dom czarownicy mugolom, i nowy właściciel umarł tak… bez powodów, miałyśmy się zorientować, czy nie zostawiła jakiejś klątwy. W piwnicy siedział bogin, rozwalił jakiś dziwny proszek, i jeszcze okazało się, że mugol zmarł, bo w zasłonach pełno było bahanek. A dyżur skończylam ze trzy godziny temu, chłopcy poszli uzupełnić papiery.


Don't promise to live forever. Promise to forever live while you're alive.
hold me like a grudge
and what an ugly thing
– to have someone see you.
Stosunkowo wysoki mężczyzna, mierzący sobie 183 centymetry wzrostu. Posiada włosy barwy ciemnego blondu i jasne, błękitne oczy. Budowa jego ciała jest atletyczna, a na twarzy często widnieje lekki, szelmowski uśmieszek. Porusza się z nonszalancją i pewną niedbałością.

Atreus Bulstrode
#6
14.08.2024, 01:32  ✶  
- Nie chcieli ci załatwić własnego, więc postanowiłaś wziąć sprawy w swoje ręce? - uśmiechnął się wesoło, ale potem już zwyczajnie zaśmiał w głos, kiedy jak na zawołanie przytoczyła kwestię liścia mandragory. Cóż, mógł się tego spodziewać, ale dawał jej do tej pory pokładał w niej chyba odrobinę za dużo wiary w tej kwestii.

- Porwanie? Cóż, dobrze że się dzieciak znalazł chociaż osobiście uważam, że te wychowane tutaj wydają niezwykle odporne na wszelkie przeciwności losu. I na atmosferę tego miejsca - skrzywił się wyraźnie, niemalże czując wspomnienie dudniącego bólu głowy, kiedy wyrwał cegłówką wcale nie tak daleko stąd. Nawet się na moment rozejrzał, odrobinę czujnie ale ani żaden lelek nie zakrakał, ani żadne dziecko się nie zaśmiało, dzięki Matce.

Czasem sobie zapominał, że ludzie mogli mieć jakieś dziwne opinie na temat tego jak Prewettowie chętnie zastawiali niektóre rzeczy. Jak był mały i głupoty Basiliusa o tym, że został znaleziony na miotle zamiast urodzony w szpitalu, przestały już na niego działać, to Prewett przerzucił się właśnie na tematykę hazardu i zaczął głosić z poważną miną, że Enida to go zwyczajnie w karty wygrała. I on wierzył w to całym sercem, lepiej nawet jak w historię o miotełce. A jak teraz na to patrzył, to przy całym absurdzie tej opowieści i tak wydawała mu się prawdopodobna i wcale nie ujmująca.

I też Brenna całkiem trafnie podejrzewała go o to, że mówił dlatego żeby mówić. Że uznał w tym momencie, iż zapełnienie ciszy słowami będzie najlepszym możliwym rozwiązaniem w tym momencie, szczególnie że wyglądała jak wyglądała. Cokolwiek wywołało u niej ciągnącą się za nią panikę, może zniknie jeśli Atreusowi uda się wyrobić w krótkim czasie jakieś dzienne minimum wypowiedzianych słów.

- O widzisz, w sumie nie pomyślałem o boginie. Ale głównie dlatego, że w ogóle tam nie wchodziłem, tylko zamknąłem porządnie drzwi. Ale czasem słychać, jak się coś tam tłucze. Co natomiast tyczy się bahanek to nie jestem pewien. Może, ale to zależy jak dokładnie wyglądają, bo pierwsze co zrobili to zdarli zasłony ale myślałem że to mole bo coś takiego tam latało - w całym swoim życiu chyba nie musiał zmagać się ze szkodnikami tego pokroju, bo przecież posiadłość Bulstrode'ów była zachowana w jak najlepszym porządku. Jak jednak było widać, wystarczyła może jakaś miesięczna nieobecność przy braku odpowiednich środków zabezpieczających, by robactwo zalęgło się w zasłonkach. Chociaż, czy to się w ogóle zaliczało do robactwa? - One są jakieś trujące? Chociaż nie, chyba trujące to jest wtedy jak to zjesz, ale to może jadowite? Chociaż czy skoro mają jad to nie są też trujące? - zamrugał skonsternowany, przez moment zastanawiając się nad tym, ale wreszcie potrząsnął głową. - O no i widzisz, dyżur skończony, może chcesz się przejść? - zaproponował z szelmowskim uśmiechem przyklejonym do ust.

W przeciwieństwie do niej zwrócił uwagę na to, że wydawała się zimna. Może nie tak jak on, ale chyba zdążył się przyzwyczaić, że zwykle była o wiele cieplejsza, może od tej całej bieganiny, którą uprawiała w ciągu dnia biegając od Ministerstwa Magii do Spraw-Które-Go-Wcale-Nie-Interesowały i od nich znowu do Ministerstwa. Żałował trochę w tym momencie, że coś go dzisiaj nie tknęło i nie postanowił wychylić o poranku eliksiru rozgrzewającego, ale głupio było teraz wyciągać z kieszeni fiolkę żeby naprawić to niedopatrzenie.
- Zimno ci? - rzucił nagle z roztargnieniem, na moment koncentrując się zbytnio na tym i za mało na stwarzaniu pozorów że wcale nie widział tego ze coś było nie tak.
Chichot losu
I’m not looking for the knight
I’m looking for the sword
Brązowe, niezbyt długie włosy, często rozczochrane. Wzrost wysoki jak na kobietę, bo mierzy sobie około 179 centymetrów wzrostu. Twarz raczej sympatycznie ładna niż piękna, nie wyróżniająca się przesadnie i rzadko umalowana. Brenna porusza się szybko, energicznie, głos ma miły i rzadko go podnosi. Ubiera się różnie, właściwie to okazji - w ministerstwie widuje się ją w umundurowaniu albo w koszuli i garniturowych spodniach, kiedy trzeba iść gdzieś, gdzie będą mugole, w Dolinie w ubraniach, które ujdą wśród mugoli, a na przyjęcia i bale czystokrwistych zakłada typowe dla tej sfery zdobione szaty. W tłumie łatwo może zniknąć. Jeżeli używa perfum, to zwykle to jedna z mieszanek Potterów, zawierająca nutę bzu, porzeczki i cedru, a szamponu najczęściej jabłkowego, rzecz jasna też potterowskiego.

Brenna Longbottom
#7
14.08.2024, 09:37  ✶  
Tak naprawdę w domu pojawił się „własny wilkołak” i to było niezłą motywacją, i nawet powiedziałaby to bez większych oporów, ale jakoś nie pasowało jej wyskoczenie z tym tekstem, kiedy się roześmiał. I chyba nie chciała teraz o tym myśleć, kiedy i tak chwiała się gdzieś na krawędzi paniki – o tamtej nocy, gdy siedziała skulona na szpitalnym korytarzu, jej brat tkwił zawieszony między życiem a śmiercią, a w jej żyłach wraz z krwią zdawał się płynąć lód. Obiecałaby wtedy Pani Księżyca niemal wszystko, włącznie z własną duszą, a kiedy uzdrowiciel potwierdził, że Erik przeżyje, ale zmieni się podczas kolejnej pełni, była już zdecydowana na zostanie animagiem.
Teraz jednak uśmiechnęła się, mimowolnie, na wspomnienie tego momentu, gdy połknęła ten liść dosłownie dzień przed upływem miesiąca i tego, jak bardzo była wtedy na siebie zirytowana.
– To było jeszcze w Hogwarcie. Nie mogłam nawet nikomu się przyznać, a Cynthia parę razy na początku pytała, czy nie jestem chora. A Castiel podejrzewał, że się nieszczęśliwie w kimś zakochałam – wyznała, bo zanim nauczyła się, jak gadać, żeby ten cholerny liść tkwił bezpiecznie pod językiem, to minęło kilka dni. A nauczycielka transmutacji chyba dostałaby trochę apopleksji, gdyby usłyszała, że uczennica próbuje się parać taką magią, czego Brenna zupełnie nie rozumiała, bo przecież w Afryce pozwalali próbować prawie wszystkim dzieciakom! Victoria i Cynthia też próbowałyby jej to pewnie wybić z głowy, a osoby, które może by zrozumiały, dawno opuściły szkołę, Brenna więc nie przyznała się nikomu. – Strasznie bzyczą. I gryzą. Większe niż mole. Są jadowite, więc jak twoja ciotka je sobie wyhodowała tam mieszkając to… to musi być ciekawą osobowością – powiedziała, bo na bahankach „znała” się tylko dlatego, że latem miała do czynienia z nimi aż trzy razy i Nora ją ostrzegła.
Prawdopodobnie powinna puścić jego rękę, ale tego nie zrobiła. Może powinno być jej też z tego powodu trochę głupio, biorąc pod uwagę, że ledwo przedwczoraj śniła jakieś dziwne sny z nim, Norą i Samem w rolach głównych, a potem się całowali, ale w tej chwili była zbyt szczęśliwa, że się tu pojawił, żeby choćby pomyśleć o jakimś zakłopotaniu. I byłaby chyba gotowa ściskać rękę nawet przypadkowego przechodnia, skoro więc on sam swoją zaoferował, po prostu ją ścisnęła.
– Jasne. Dobry pomysł – zgodziła się, bo sama myśl o zostaniu na tych schodach samej, znowu wznieciła w niej iskry paniki, a potem myśl, że chyba oszalała kompletnie. A potem zaczęła się zastanawiać, czy to nie jakaś cholerna klątwa. – Dziś nie trzynasty – mruknęła, bardziej do siebie niż do niego, jakby chciała się w tym upewnić. Nie, gdyby to był trzynasty, za rogu wyłoniłby się Basilius i to na pewno byłaby klątwa. Czy jeśli pójdzie go znaleźć i spytać, czy jest przeklęta, to Prewett popadnie w paranoję, że to eskalowało i już nie zna dnia i godziny…? – Chyba… chyba tak – odparła z pewnym wahaniem: pytanie niby proste, ale dotarło do niej, że dzień wcale nie był już taki zimny, że czuła słońce na twarzy i że chociaż jego dłoń wykradała wręcz ciepło, to gdy ją trzymała, jakoś było jej zimno odrobinę mniej. Sądziła, że po prostu przemarzła w lesie, ale teraz zdała sobie sprawę z tego, że ten chłód był jakiś… taki nienaturalny.


Don't promise to live forever. Promise to forever live while you're alive.
hold me like a grudge
and what an ugly thing
– to have someone see you.
Stosunkowo wysoki mężczyzna, mierzący sobie 183 centymetry wzrostu. Posiada włosy barwy ciemnego blondu i jasne, błękitne oczy. Budowa jego ciała jest atletyczna, a na twarzy często widnieje lekki, szelmowski uśmieszek. Porusza się z nonszalancją i pewną niedbałością.

Atreus Bulstrode
#8
14.08.2024, 10:53  ✶  
Akurat o tym że Erik jest wilkołakiem nie wiedział i pewnie nigdy nie pomyślałby, że Brenna postanowiła bawić się wilczka głównie dla kogoś innego. Może gdyby miał jakiś powód do tego, by coś podejrzewać albo zwyczajnie by zapytał, albo spróbował przegrzebać rejestr, ale czy to w ogóle cokolwiek zmieniało w tym temacie? Mógłby jej co najwyżej w obliczu takiej rewelacji powiedzieć, że mu przykro, ale nie byłaby to przesadnie wylewna relacja, czy może i nawet szczera, bo Bulstrode zwyczajnie nie do końca zdawał sobie sprawę z tego z czym wilkołactwo się wiązało. Tak, ktoś się zmieniał raz w miesiącu, tak, mógł być traktowany trochę gorzej, ale jaki to właściwie miało wymiar albo jak odciskało się na danej osobie i jej bliskich pozostawało dla niego tajemnicą.

- Zakochałaś? No tak, to pewnie ten tłuczek w głowę - parsknął, bo tak mu się skojarzyło, nawet jeśli nie miało to wiele wspólnego z prawdziwymi powodami jej nauki, tak samo jak i w niemożliwy sposób pewnie zakrzywiało chronologię. Szkoda, że nie wpadł na to jeszcze wcześniej, to mógłby jej gderać przedwczoraj, że w ogóle ta cała intryga z Beltane to była planowana od lat, od tego dokładnie momentu kiedy udało mu się ją znokautować na trybunach. - Cóż, mógłbym ją chyba określi ciekawą, ale po prawdzie to pewnie zalęgło się to wszystko, bo jakiś czas już dom stał pusty. Formalności, spóźnione listy i inne ustalenia. No i strasznie człowiekowi nie po drodze w sumie tutaj. Trochę zgadzam się z opinią, że to niezbyt ciekawe miejsce, czy zachęcające do jakichkolwiek wycieczek krajoznawczych.

Nie miał nic przeciwko temu, że nie puściła jego ręki. Ba, nawet niekoniecznie chciał by to zrobiła, jednak w tym momencie nie kierowała nim jego zwykła zachłanność, by jak najdłużej zatrzymać ją przy sobie, a zwykła troska. Jedyne co zmienił, to wsunął jej dłoń pod swoje ramię, kiedy ruszył z nią powoli w górę uliczki, wolną ręką nakrywając jej palce.
- Trzynasty? A co do tego wszystkiego ma trzynasty? Nie mów mi tylko, że wierzysz w te rzeczy, że trzynasty i to do tego piątek, to najbardziej przeklęty dzień jaki może się komuś przydarzyć? - parsknął, spoglądając na nią trochę podejrzliwie. - Chcesz... marynarkę? Bo niestety, ale tak się nieszczęśliwie zdarzyło, że jestem dosłownie najgorszą możliwą osobą pod słońcem, która może coś z tym faktycznie zrobić. Mogę co najwyżej zabrać ci resztki ciepła, które jeszcze w tobie zostały. Ale jeśli uda nam się bez problemów dojść do mnie to możesz dostać herbatę, bo kuchnia już prawie skończona, więc nie będzie z tym problemu. Może być?
Chichot losu
I’m not looking for the knight
I’m looking for the sword
Brązowe, niezbyt długie włosy, często rozczochrane. Wzrost wysoki jak na kobietę, bo mierzy sobie około 179 centymetrów wzrostu. Twarz raczej sympatycznie ładna niż piękna, nie wyróżniająca się przesadnie i rzadko umalowana. Brenna porusza się szybko, energicznie, głos ma miły i rzadko go podnosi. Ubiera się różnie, właściwie to okazji - w ministerstwie widuje się ją w umundurowaniu albo w koszuli i garniturowych spodniach, kiedy trzeba iść gdzieś, gdzie będą mugole, w Dolinie w ubraniach, które ujdą wśród mugoli, a na przyjęcia i bale czystokrwistych zakłada typowe dla tej sfery zdobione szaty. W tłumie łatwo może zniknąć. Jeżeli używa perfum, to zwykle to jedna z mieszanek Potterów, zawierająca nutę bzu, porzeczki i cedru, a szamponu najczęściej jabłkowego, rzecz jasna też potterowskiego.

Brenna Longbottom
#9
14.08.2024, 11:59  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 14.08.2024, 15:51 przez Brenna Longbottom.)  
– Twoim zdaniem to sposób na dostanie się do serca dziewczyny? Znokautowanie jej tłuczkiem? To tak żeby ograniczyć jej mobilność czy się upewnić, że nie będzie jasno myśleć? – odbiła piłeczkę, niezbyt przejęta docinkiem, zwłaszcza że ani ona wtedy nie była pewna, który z pałkarzy Ślizgonów grzmotnął ją w łeb, ani on prawdopodobnie nie miał pojęcia, kogo niechcący zrzucił z trybun. Właściwie to Brenna ani trochę by się nie zdziwiła, gdyby w tamtych czasach całkiem był z siebie dumny, jakby się dowiedział, że wysłał do skrzydła szpitalnego Gryfonkę.
Chociaż może i by się nie chwalił. Jakaś część Brenny musiała niechętnie przyznać, że Tony mógłby dać mu wtedy za to w łeb.
- Masz zamiar przenieść się do Little Hangleton? Trudno mi sobie wyobrazić ciebie poza Londynem na dłuższą metę.
Ludzie z rodów czystej krwi dość często mieszkały w posiadłościach, bo te były często wielkie i dobrze chronione, ale Brenna podejrzewała, że niejeden młody przedstawiciel mógł marzyć o wyrwaniu się spod kurteli rodziny. Nawet masa własnej przestrzeni nie zawsze wystarczała, jeśli krewni byli natrętni albo mieli skłonności do nadmiernej kontroli. Brenna napatrzyła się na rodzinę Victorii, a potem i na Flintów dostatecznie dużo, aby wiedzieć, że ona akurat miała ogromne szczęście. Może Bulstrode chciał więcej swobody? Ale to Little Hangleton jakoś do niego nie pasowało - zdawał się kimś, kto w takim małym miasteczku uschnąłby z nudy, gdyby miał spędzać w nim więcej czasu. Ale może się tu myliła?
- Koniecznie musisz zrobić sobie wycieczkę krajoznawczą, mają tu niesamowite rzeczy. Drzewa na przykład, co próbują zjadać ludzi, i jest taka wierzba, pod którą kręcą się duchy, a mgliste mokradła to świetne miejsce na biwak, jak ci nie przeszkadzają utopce, hodowla wielkich węży, słyszałam coś o mrocznej grocie... mój wuj postanowił się tu przeprowadzić. Chciałabym obwiniać o to Anthonyego, ale chyba Morpheus po prostu lubi klimat ogólnego szaleństwa - powiedziała, biorąc go pod ramię. Nie miało znaczenia, że był zimny: liczyło się, że po prostu był obok. Panika opadała powoli i zaczęła mieć nadzieję, że może to jednak był chwilowy efekt, krótki przypływ szaleństwa albo jakieś zaklęcie, które już przemijało. Zdołała nawet szczerze się uśmiechnął, kiedy spytał o tego trzynastego. – Obawiam się, że nie ma znaczenia, w co wierzę, bo piątki trzynastego wierzą we mnie.
Ani myślała go jednak przekonywać. Sama długo uważała, że Basilius przesadza. Tak mniej więcej do piątego czy szóstego razu. Potem po prostu pogodziła się z nieuniknionym i każdy piątek oznaczała w kalendarzu, wpisując do niego spotkanie z Basiliusem Prewettem.
- Nie trzeba, już nie jest aż tak zimno. Nie mam pojęcia, co się stało, może zaliczyłam krótki przypływ szaleństwa albo przeklęło mnie w tym lesie jakieś drzewo za zabranie z lasu dzieciaka. Niektóre potrafią gadać, to może potrafią i przeklinać ludzi - stwierdziła lekko, bo kiedy sądziła, że efekt zaczął mijać, mogła się już i przyznać, że w porządku, chyba nie wszystko było tak dobrze. Dalej czuła się jakoś smutna, i dziwnie samotna – cholernie dziwne uczucie, bo wokół niej niemal zawsze byli ludzie, i nawet jeżeli tym, o czym nikomu nie mówiła, mogłaby zapełnić pół Warowni, to wiedziała, że może na nich liczyć – ale przynajmniej nie miała już ochoty usiąść i się rozpłakać. Nie miała pojęcia, że czuła się mniej spanikowana tylko dlatego, że był obok i że faktycznie lepiej będzie dopiero za kilka godzin. – Ale chętnie cię naciągnę na herbatę. Przepraszam za to, cholerne Little Hangleton chyba źle na mnie działa.


Don't promise to live forever. Promise to forever live while you're alive.
hold me like a grudge
and what an ugly thing
– to have someone see you.
Stosunkowo wysoki mężczyzna, mierzący sobie 183 centymetry wzrostu. Posiada włosy barwy ciemnego blondu i jasne, błękitne oczy. Budowa jego ciała jest atletyczna, a na twarzy często widnieje lekki, szelmowski uśmieszek. Porusza się z nonszalancją i pewną niedbałością.

Atreus Bulstrode
#10
14.08.2024, 12:39  ✶  
- No wiesz... nie powiesz mi że nie zadziałało -  to była bardzo zabawna gra i nie był w stanie się powstrzymać przed tym, żeby ponownie odbić temat w jej stronę. I racja, kiedy ją grzmotnął w łeb to nawet nie chodziło o to że udało mu się ustrzelić gryfonkę, i tak był z siebie nieziemsko niezadowolony. Może i nie trafił w to co powinien, ale przynajmniej oberwał ktoś, a nie jakaś ławka czy ściana trybun. Punkt zaliczony, można było śmigać dalej. Nie pamiętał tylko jak do całej sprawy ustosunkował się Anthony, ale nie miał mu jak powiedzieć że ustrzelił akurat Brennę, bo wtedy sobie w ogóle z tego nie zdawał sprawy.

- Absolutnie nie - zmarszczył brwi, jakby trochę postradała zmysły. - To miasto kłóci się z moją aurą. Ale kto wie, może zostanę landlordem jak Eden? Niemniej jednak, fajnie mieć jakieś miejsce pod ręką - wzruszył ramionami. Nie miał najmniejszych intencji porzucać rodowej posiadłości. Za wygodnie mu tam było, nie wspominając już o tym, że kryła w sobie wiele tajemnic, dostępnych tylko dla jej mieszkańców. Ukryte przejścia, niełamalne zabezpieczenia czy możliwość wejścia tylko przy znajomości odpowiedniego szyfru czy za pozwoleniem rodziny - jak tak sobie teraz o tym myślał, to tak jak Warownia uchodziła za niezdobytą twierdzę, tak kamienica Bulstrode'ów pozostawała jakimś swoistym jej odpowiednikiem, skrytym jednak w bezpiecznym cieniu.

- Drzewa? Ciekawe. W Londynie nie tak łatwo o drzewa, więc może powinienem je obejrzeć, szczególnie jeśli są krwiożercze. Nie ma to jak odrobina emocji podczas porannego spaceru. Albo lepiej, wieczornego, kiedy robi się ciemno. Co do Mglistych Mokradeł to jakoś odrobinę straciły dla mnie urok po tym jak zniknęła anomalia teleportacyjna. To już nie ta sama atmosfera, kiedy mogę się od utopca teleportować. Przeprowadzka natomiast, no proszę, czyżby zaczynało wam brakować miejsca w Warowni? A może kto wie, może faktycznie go do tego Shafiq przymusił - Atreus nie był do końca pewien co łączyło Anthony'ego z Morpheusem, ale nie zamierzał się do tego teraz tak po prostu przyznawać, bo troszkę głupio ze nie wiedział co działo się w życiu przyszywanego chrzestnego. Mógł sobie jednak wyobrazić, ze Morpheus faktycznie wybiera Little Hangleton przez wzgląd na atmosferę, bo każdy jasnowidz był trochę szalony, a wróżbici to już w szczególności. Dobrze że Florence nie ciągnęła sobie kart do popołudniowej herbatki.

Miło było widzieć, że jej aura nie błyskała już aż tak narastającą paniką. Ta wciąż była zauważalna, ale już w nie aż tak dużym natężeniu jak wcześniej, ale nie był pewien czy chodziło o jego starania czy może stan ten zaczął przemijać sam z siebie.
- Coś ci się chyba pomyliło. Czy to drzewa w Kniei nie miały umieć gadać? Prędzej powiedziałbym, że te co najwyżej wyją żałośnie, zbyt zrozpaczone faktem, że muszą w ogóle rosnąć w takim miejscu. Ścięcie ich to byłoby miłosierdzie - chociaż pewnie gdyby przerobić je na coś pożytecznego, na przykład fotel, to po nocach też by żałośnie skrzeczał. - No i wspaniale, ale nie obiecuję że będzie dobra, bo nie jestem w stanie teraz powiedzieć, jaka w ogóle została powpychana do szafek. Raczej taka wiesz, na gdyby coś i w innych awaryjnych sytuacjach. No i naprawdę, nie ma za co, zdarza się nawet najlepszym. Może to te lata praktyki jako aurora mnie uodporniły na poziom skażenia czarną magią w powietrzu, a do ciebie to bardziej dociera przez spisywanie źle zaparkowanych mioteł.
« Starszy wątek | Nowszy wątek »

Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości
Podsumowanie aktywności: Brenna Longbottom (15573), Atreus Bulstrode (16650)


Strony (6): 1 2 3 4 5 6 Dalej »


  • Pokaż wersję do druku
  • Subskrybuj ten wątek

Przydatne linki
Kolejeczka
Tryb normalny
Tryb drzewa