adnotacja moderatora
Rozliczono - Brenna Longbottom - osiągnięcie Badacz Tajemnic VI
Czy Brenna Longbottom zakładała, że pewnego, bardzo wczesnego ranka, będzie prowadzić podpitą Eden Lestrange do jednego z gościnnych pokoi na piętrze Warowni? Nie. Ale też Brenna już bardzo, bardzo dawno przyjęła, że najlepiej nie dziwić się niczemu i świat oraz niosące przez los wydarzenia należy po prostu przyjmować do wiadomości, nie wydawało się jej to nawet jakoś szczególnie absurdalne. Zwłaszcza w obliczu różnych innych rzeczy, które ostatnio działy się w jej życiu.
Jeśli coś Brennę odrobinę dziwiło, to tylko to, że kiedy zabierała Eden z plaży, nie nastąpił jakiś gorący protest. Z dużym prawdopodobieństwem to jednak był jednak skutek tych pięciu, albo dziesięciu, albo piętnastu drinków, które Eden wypiła – Brenna nie oceniała, czy dlatego, że były tak smaczne, czy by trochę się znieczulić, czy pani Lestrange po prostu wypijała drinka odruchowo, za każdym razem, gdy przed jej nosem przemknął Bertie Bott. A przecież nie było mowy o pozwoleniu Eden na teleportację w takim stanie.
– O, tutaj jest łazienka, gdybyś potrzebowała teraz albo jak już wstaniesz, tuż obok twoich drzwi, jakby była zajęta, to druga jest na końcu korytarza, o tam, i na dole też są dwie łazienki, jedna przy salonie, a druga mniejsza przy kuchni, i jest też jedna przy schodach na górze, przy wejściu na poddasze – poinstruowała, kiedy wspięły się po schodach. Była jeszcze jedna, w skrzydle, które zajmowali Crawleyowie, ale tam Brenna tak na wszelki wypadek wolała Eden jednak nie posyłać, zważywszy na to, że ci tak jakby trochę ukrywali się przed światem. – Wyłożyliśmy we wszystkich ręczniki dla gości, te niebieskie i szare, puchate, złożone, można z nich brać, jak jakiś weźmiesz to tylko nie składaj, żeby było widać, że zgarnięty, kosmetyki są w szafkach, też się częstuj, tylko w tej na końcu korytarza uważaj otwierając szafkę, bo się tam już przestają mieścić te wszystkie nowe propozycje Potterów i potrafią zaatakować, spadając człowiekowi całą toną na głowę, jak ktoś coś źle ustawi.
Pierwsze promienie słońca wpadały wprawdzie przez okna, ale w sierpniu wschód następował wcześnie, pora była wczesna i w tej chwili większość domowników raczej udawała się do pokoi, by złapać po zabawie te trzy – cztery godziny snu, niż wstawała. Brenna, jak na to, ile godzin przesiedzieli na plaży, czuła się zaskakująco energicznie, chociaż przez tę energię była raczej niespokojna wewnętrznie niż jakoś szczególnie radosna. Gdzieś w jej głowie tkwiły myśli o śnie, wyśnionym gdy uśpiła ją dziwna melodia, o Bulstrodie, o słowach o aurze Millie i że ta odstawiła leki, o nagłej ucieczce Sama i przepadnięciu Nory, o tym, że Morpheus chyba trochę dziwnie się zachowywał (tylko „trochę” według morpheusowych standardów), że Thomas przyprowadził Geraldine i co może się z tym związać, i o tym, skąd wzięła się na plaży Eden. To wszystko, co Brenna odsuwała od siebie, póki była tam, na plaży, pozwalając sobie przez chwilę po prostu się nie przejmować, teraz dobijało się do głowy i domagało uwagi.
Ale najpierw musiała zająć się gościem, który raczej Warowni nie znał na tyle dobrze, by można było pozostawić go samemu sobie, bo przecież może czuć się jak u siebie. I dlatego absolutnie niczego nie dawała po sobie poznać.
– Jakby pies wpakował ci się do pokoju, to możesz go wyrzucić, nie zwracaj uwagi na smutne spojrzenie, po prostu przejdzie do mnie, albo do Erika, albo do kogoś innego, a jakbyś zobaczyła Ponuraka, to się nie przejmuj, to nie omen śmierci, to nasz prywatny Ponurak – dodała, otwierając drzwi jednego z pokoi, które przygotowali dla gości. W środku znajdowało się podwójne łóżko, teraz obleczone w świeżą pościel, wiekowa skrzynia z ciemnego drewna, mogąca służyć i do przechowywania rzeczy, i jako siedzisko, misternie zdobiona szafa, kiedyś pewnie służąca jednemu z członków rodu i prawdopodobnie zabytkowa, niewielki stolik pod oknem. – Z kim w ogóle przyszłaś? Przegapiłam moment, jak się pojawiliście, pewnie wtedy akurat ktoś zlatywał z jakiejś miotły albo patrzyłam na Norę jeżdżącą na niedźwiedziu.
Don't promise to live forever. Promise to forever live while you're alive.