• Londyn
  • Świstoklik
    • Mapa Huncwotów
    • Ulica Pokątna
    • Aleja horyzontalna
    • Ulica Śmiertelnego Nokturnu
    • Ministerstwo Magii
    • Klinika Św. Munga
    • Niemagiczny Londyn
    • Dolina Godryka
    • Little Hangleton
    • Wyspy Brytyjskie
    • Reszta świata
    • Zmieniacz czasu
    • Opisy lokacji
  • Dołącz do gry
  • Zaloguj się
  • Postacie
  • Accio
  • Indeks
  • Gracze
  • Accio
Secrets of London Scena poboczna Dolina Godryka v
« Wstecz 1 2 3 4 5 6 Dalej »
[świt 26.08.72, Warownia] Drzewo poznania dobra i zła

[świt 26.08.72, Warownia] Drzewo poznania dobra i zła
Chichot losu
I’m not looking for the knight
I’m looking for the sword
Brązowe, niezbyt długie włosy, często rozczochrane. Wzrost wysoki jak na kobietę, bo mierzy sobie około 179 centymetrów wzrostu. Twarz raczej sympatycznie ładna niż piękna, nie wyróżniająca się przesadnie i rzadko umalowana. Brenna porusza się szybko, energicznie, głos ma miły i rzadko go podnosi. Ubiera się różnie, właściwie to okazji - w ministerstwie widuje się ją w umundurowaniu albo w koszuli i garniturowych spodniach, kiedy trzeba iść gdzieś, gdzie będą mugole, w Dolinie w ubraniach, które ujdą wśród mugoli, a na przyjęcia i bale czystokrwistych zakłada typowe dla tej sfery zdobione szaty. W tłumie łatwo może zniknąć. Jeżeli używa perfum, to zwykle to jedna z mieszanek Potterów, zawierająca nutę bzu, porzeczki i cedru, a szamponu najczęściej jabłkowego, rzecz jasna też potterowskiego.

Brenna Longbottom
#1
21.08.2024, 09:23  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 14.11.2024, 21:36 przez Baba Jaga.)  
adnotacja moderatora
Rozliczono - Brenna Longbottom - osiągnięcie Badacz Tajemnic VI

Czy Brenna Longbottom zakładała, że pewnego, bardzo wczesnego ranka, będzie prowadzić podpitą Eden Lestrange do jednego z gościnnych pokoi na piętrze Warowni? Nie. Ale też Brenna już bardzo, bardzo dawno przyjęła, że najlepiej nie dziwić się niczemu i świat oraz niosące przez los wydarzenia należy po prostu przyjmować do wiadomości, nie wydawało się jej to nawet jakoś szczególnie absurdalne. Zwłaszcza w obliczu różnych innych rzeczy, które ostatnio działy się w jej życiu.
Jeśli coś Brennę odrobinę dziwiło, to tylko to, że kiedy zabierała Eden z plaży, nie nastąpił jakiś gorący protest. Z dużym prawdopodobieństwem to jednak był jednak skutek tych pięciu, albo dziesięciu, albo piętnastu drinków, które Eden wypiła – Brenna nie oceniała, czy dlatego, że były tak smaczne, czy by trochę się znieczulić, czy pani Lestrange po prostu wypijała drinka odruchowo, za każdym razem, gdy przed jej nosem przemknął Bertie Bott. A przecież nie było mowy o pozwoleniu Eden na teleportację w takim stanie.
– O, tutaj jest łazienka, gdybyś potrzebowała teraz albo jak już wstaniesz, tuż obok twoich drzwi, jakby była zajęta, to druga jest na końcu korytarza, o tam, i na dole też są dwie łazienki, jedna przy salonie, a druga mniejsza przy kuchni, i jest też jedna przy schodach na górze, przy wejściu na poddasze – poinstruowała, kiedy wspięły się po schodach. Była jeszcze jedna, w skrzydle, które zajmowali Crawleyowie, ale tam Brenna tak na wszelki wypadek wolała Eden jednak nie posyłać, zważywszy na to, że ci tak jakby trochę ukrywali się przed światem. – Wyłożyliśmy we wszystkich ręczniki dla gości, te niebieskie i szare, puchate, złożone, można z nich brać, jak jakiś weźmiesz to tylko nie składaj, żeby było widać, że zgarnięty, kosmetyki są w szafkach, też się częstuj, tylko w tej na końcu korytarza uważaj otwierając szafkę, bo się tam już przestają mieścić te wszystkie nowe propozycje Potterów i potrafią zaatakować, spadając człowiekowi całą toną na głowę, jak ktoś coś źle ustawi.
Pierwsze promienie słońca wpadały wprawdzie przez okna, ale w sierpniu wschód następował wcześnie, pora była wczesna i w tej chwili większość domowników raczej udawała się do pokoi, by złapać po zabawie te trzy – cztery godziny snu, niż wstawała. Brenna, jak na to, ile godzin przesiedzieli na plaży, czuła się zaskakująco energicznie, chociaż przez tę energię była raczej niespokojna wewnętrznie niż jakoś szczególnie radosna. Gdzieś w jej głowie tkwiły myśli o śnie, wyśnionym gdy uśpiła ją dziwna melodia, o Bulstrodie, o słowach o aurze Millie i że ta odstawiła leki, o nagłej ucieczce Sama i przepadnięciu Nory, o tym, że Morpheus chyba trochę dziwnie się zachowywał (tylko „trochę” według morpheusowych standardów), że Thomas przyprowadził Geraldine i co może się z tym związać, i o tym, skąd wzięła się na plaży Eden. To wszystko, co Brenna odsuwała od siebie, póki była tam, na plaży, pozwalając sobie przez chwilę po prostu się nie przejmować, teraz dobijało się do głowy i domagało uwagi.
Ale najpierw musiała zająć się gościem, który raczej Warowni nie znał na tyle dobrze, by można było pozostawić go samemu sobie, bo przecież może czuć się jak u siebie. I dlatego absolutnie niczego nie dawała po sobie poznać.
– Jakby pies wpakował ci się do pokoju, to możesz go wyrzucić, nie zwracaj uwagi na smutne spojrzenie, po prostu przejdzie do mnie, albo do Erika, albo do kogoś innego, a jakbyś zobaczyła Ponuraka, to się nie przejmuj, to nie omen śmierci, to nasz prywatny Ponurak – dodała, otwierając drzwi jednego z pokoi, które przygotowali dla gości. W środku znajdowało się podwójne łóżko, teraz obleczone w świeżą pościel, wiekowa skrzynia z ciemnego drewna, mogąca służyć i do przechowywania rzeczy, i jako siedzisko, misternie zdobiona szafa, kiedyś pewnie służąca jednemu z członków rodu i prawdopodobnie zabytkowa, niewielki stolik pod oknem. – Z kim w ogóle przyszłaś? Przegapiłam moment, jak się pojawiliście, pewnie wtedy akurat ktoś zlatywał z jakiejś miotły albo patrzyłam na Norę jeżdżącą na niedźwiedziu.


Don't promise to live forever. Promise to forever live while you're alive.
prodigal daughter
I knew one day I'd have to watch powerful men burn the world down
I just didn't expect them to be
such losers
Wysoka na 175cm, jasnowłosa zjawa. Jest niezwykle szczupła, wręcz na granicy chorobliwości; lekko zapadnięte policzki ukrywa dobrze dobranym makijażem, którego nieodłączną częścią są usta pomalowane czerwoną szminką. Włosy ma proste i długie, sięgające lędźwi, zwykle nosi je rozpuszczone. Zawsze bardzo elegancko ubrana, najczęściej w stonowane barwy - nie jest zwolenniczką jaskrawych odcieni i mieszania kolorów. Nie lubi też przepychu; widać, że nie szczędzi pieniędzy na dobrej jakości ubiór, lecz nie obwiesza się biżuterią i tym podobnym. Porusza się bardzo zgrabnie, ale pewnie. Zawsze patrzy ludziom prosto w oczy podczas rozmowy, mając przy tym ciemne, przenikliwe spojrzenie. Zwykle mówi w bardzo spokojnym, niskim, nieco zachrypniętym tonie. Ma bardzo przejrzysty akcent, wyraźnie wymawia słowa, po sposobie mowy słychać, że to ktoś z dobrego domu, ktoś świetnie wykształcony.

Eden Lestrange
#2
21.08.2024, 23:34  ✶  
Czy Eden Lestrange zakładała, że pewnego, bardzo wczesnego ranka, będzie prowadzona podpita przez Brennę Longbottom do jednego z gościnnych pokoi na piętrze Warowni?
Nie, i gdyby kiedyś taka możliwość jej się objawiła, choć była niewierząca, na zaś by się przeżegnała.
Było w tym coś mrożącego krew w żyłach; myśl, że jest się teraz na łasce kogoś, kogo od lat dziecięcych się wyśmiewało. A za co? Za cokolwiek, bo Eden czasem tak już miewała, że musiała się uwziąć na innych od siebie, choć jej nic nie zawinili, a potem czerpać z tego niegodną rozrywkę. Może dlatego, że jak samemu masz życie nudne, to zaczynasz się niezdrowo interesować cudzym.
Teraz jednak nie słyszała wyrzutów sumienia, bo nawet jeśli próbowały dojść do głosu, to nie były w stanie przebić się przez szum. Nie wiedziała już, czy to efekt nadmiaru alkoholu, dźwięk morza, który wwiercił jej się w głowę, czy może nieproszone recytowanie listy obecności łazienek w Warowni przez Brennę zlało się w niekoherentną masę, wlatującą jednym uchem i wylatującą drugim. Cokolwiek było przyczyną, rozsadzało Eden czaszkę. Ledwie trzymała się na nogach, ale doskonale wiedziała, że jutrzejszego ranka będzie nienawidzić siebie z przeszłości.
Nie protestowała na plaży, bo nie mogła się za bardzo wysłowić. Poza tym wracanie w takim stanie do pustego domu wcale nie brzmiało przyjemniej.
Nie mogła już znieść słowotoku Longbottom. Nawet nie wyłapywała choćby ćwierci treści tego monologu, ale ilość dźwięków i zgłosek nadchodzących bez końca w połączeniu z tym szumem w głowie doprowadzała ją do szału. Gdyby była w stanie bez robienia z siebie ofiary dotrzeć do balustrady schodów, rozważyłaby rzucenie się z nich. Niestety kiedy próbowała się rozejrzeć w poszukiwaniu drogi, którą dosłownie chwilę temu przeszły, ostrość panoramy nieco się rozmyła i Eden musiała złapać się Brenny, aby nie przeżyć spotkania pierwszego stopnia z podłogą.
Nie powinna była się doprowadzać do takiego stanu, a już szczególnie nie w towarzystwie. Nie w tym towarzystwie. Wiedziała, że po pijaku rozwiązuje jej się język - choć co prawda nigdy nie cierpiała na deficyt szczerości w swojej wypowiedzi, na trzeźwo umiała ją ubrać w takie słowa, by nie móc ponieść za nią konsekwencji. Po kilku głębszych traciła zdolność sortowania wyrażeń na te stosowne i niestosowne. Mówiła wszystko, co jej ślina na język przyniesie.
Kiedy Brenna otworzyła drzwi do pokoju, Eden do niego wpierw nawet nie zajrzała. Zamiast tego zastąpiła kobiecie drogę i ujęła w dłonie jej policzki. Przybliżyła do siebie ich twarze, spojrzała jej prosto w oczy, czyniąc ich położenie niezwykle dwuznacznym, ale nie skończyło się to ferworem uczuć.
- Bren, kochanie, czy ty czasem dajesz tej buzi odpocząć? - Zapytała zachrypniętym, zmęczonym głosem, leniwie przeciągając słowa. Po swoim pytaniu puściła Longbottom błyskawicznie, prawie jak dziecko znudzone zabawką, bo to wcale nie był żaden podryw, a narąbana Eden nieznająca pojęcia granicy dobrego smaku. Szacunek wobec przestrzeni osobistej? Nie w tym wydaniu.
Weszła do środka, nie rozglądając się po pomieszczeniu. Poszła prostą drogą w kierunku łóżka, aby zwalić się na nie całym ciężarem i usiąść. Musiała ściągnąć z nóg obcasy, bo jeszcze minuta spaceru w nich, a skończą wbite w czyjąś głowę.
- Na niedźwiedziu? - Zdziwiła się, unosząc głowę w kierunku Longbottom. Skrzywiła twarz, zastanawiając się, o kogo chodzi. Brenna mogła zobaczyć w oczach Eden odbicie wszystkich zębatek, które obracały się w jej otumanionej alkoholem głowie. - Erik jest duży, ale nie jest aż tak owłosiony... - mruknęła, wypowiadając na głos myśl, którą na trzeźwo zostawiłaby dla siebie. W sumie mówiąc to nawet nie wyglądała, jakby mówiła to do Brenny. Wydawało się, że zastanawiała się głośno, po prostu ona sama nie rozumiała jak bardzo.
- Przyszłam z Millie - powiedziała, uśmiechając się szeroko. Ten rodzaj uśmiechu, który zwykle prezentuje dumne z siebie dziecko po przyprowadzeniu nowej, fajnej koleżanki ze szkoły. - Miałyśmy pospacerować we dwie, ale zapomniała o tej waszej imprezie. Nie winię jej, o tobie łatwo zapomnieć. - Nie oszczędziła sobie przytyku, bo chociaż była pijana, nadal nie zapomniała o swojej pasji w postaci dokuczania Brennie. - Nie wiem, jak to się stało, że zaprosiła mnie na przechadzkę Moody, a skończyłam w twoim łóżku, ale nie mam siły wybrzydzać - oświadczyła, słychać było, że żart jej się bardziej teraz ima niż szczerość. Następnie opadła plecami na łóżko, chyba gotowa tak pójść spać. Nie przyznawała się do tego nikomu, ale to byłaby jedna z lepszych pozycji w jakiej po pijaku udawało jej się zasnąć.


I was never as good as I always thought I was
— but I knew how to dress it up —
I was never satisfied, it never let me go
just dragged me by my hair and back on with the show

~♦~
Chichot losu
I’m not looking for the knight
I’m looking for the sword
Brązowe, niezbyt długie włosy, często rozczochrane. Wzrost wysoki jak na kobietę, bo mierzy sobie około 179 centymetrów wzrostu. Twarz raczej sympatycznie ładna niż piękna, nie wyróżniająca się przesadnie i rzadko umalowana. Brenna porusza się szybko, energicznie, głos ma miły i rzadko go podnosi. Ubiera się różnie, właściwie to okazji - w ministerstwie widuje się ją w umundurowaniu albo w koszuli i garniturowych spodniach, kiedy trzeba iść gdzieś, gdzie będą mugole, w Dolinie w ubraniach, które ujdą wśród mugoli, a na przyjęcia i bale czystokrwistych zakłada typowe dla tej sfery zdobione szaty. W tłumie łatwo może zniknąć. Jeżeli używa perfum, to zwykle to jedna z mieszanek Potterów, zawierająca nutę bzu, porzeczki i cedru, a szamponu najczęściej jabłkowego, rzecz jasna też potterowskiego.

Brenna Longbottom
#3
22.08.2024, 00:23  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 22.08.2024, 00:25 przez Brenna Longbottom.)  
Większość ludzi reagowała na docinki agresją, zamknięciem się w sobie albo ewentualnie udawała, że ich nie dostrzega, w nadziei, że ktoś się znudzi, co czasem działało, a czasem tylko prowokowało bardziej. Brenna z kolei… Brenna naprawdę zupełnie się nimi nie przejmowała, może dlatego, że mogła sobie na to pozwolić, w uprzywilejowaniu, jakie padło jej udziałem, choć nie z jej zasług: miała bogatą, kochającą i wspierającą ją rodzinę, a sama umiała radzić sobie w życiu całkiem nieźle.
Można by czasem pomyśleć, że jest za głupia, aby zdać sobie sprawę z tego, że Eden próbuje jej dopiec albo za bardzo się boi, aby zdecydowanie zareagować.
Może przywykła do różnych złośliwości ze strony różnych ludzi i faktycznie puszczała je pomimo uszu.
Ale może w istocie chodziło o to, że po prostu w głębi ducha te złośliwości Eden po prostu ją bawiły.
Podtrzymywała Eden odruchowo, ilekroć ta się zachwiała, z wprawą kogoś, kto w pracy miewał do czynienia z bardziej pijanymi, a i na imprezach był tą trzeźwą, i czasem wyprowadzał z nich koleżanki i kolegów, a te pierwsze to bywało, że nawet wynosił. Brennie nie przyszło nawet do głowy, aby pozwolić Lestrange się zachwiać, ale prawdopodobnie jej paplanina, nawet jeśli składająca się z tych przydatnych informacji, i wcale nie padająca w złej wierze, była karą niż upadek dużo gorszą.
– Głowa boli, co, Raju Obiecany? – spytała więc na tę zaczepkę, i to ze współczuciem w głosie, najwyraźniej ani nie biorąc tych słów za podryw, bo to nie przyszłoby jej do łba, ani nie przejmując się pytaniem. Naruszanie przestrzeni osobistej w tej sposób nijak ją nie ruszało, bo sama odruchowo często obejmowała ludzi, brała ich za ręce i tak dalej, a przecież ledwo co pilnowała, aby ich gość nie runął na podłogę. Tak za to pomyślała, że Eden naprawdę musiała być mocno podpita.
Przez okno, na razie nie zasunięte zasłonami, wpadały pierwsze promienie słońca, oświetlające także widoczny stąd sad, a konkretnie tę jego część, którą porastały owocujące teraz jabłonie.
– Nie, na prawdziwym niedźwiedziu – odparła, poważnym tonem, bo przecież wcale nie chodziło o Erika. Stanęła w progu, upewniając się, że Eden w drodze do łóżka nie runie na podłodze, jednocześnie wyciągając różdżkę i celując nią w stronę własnego pokoju, żeby przywołać za pomocą accio jedną ze swoich piżam. – Ona też tu nocuje, to znaczy… hm, rankuje, mam zapytać, czy nie weźmie cię do własnego łóżka? – spytała, rzucając Eden uśmiech, a potem podeszła, by wręczyć jej swoją piżamę. Była od Lestrange odrobinę wyższa, ale luźna piżama nie była problemem. – Może jednak ci się przyda? W tym stroju to ci chyba nie będzie wygodnie, i jest trochę opiaszczony.
A poza tym przesiąkł zapachem dymu z ogniska, więc czysta piżama zdawała się Brennie lepszym wyborem. Materiał być z miękkiej bawełny, rękawy krótkie, na lato, i była to jedna z nowszych piżam, rzadko przez Brennę używanych… utrzymana w czerwonej, gryfońskiej kolorystyce, na koszulce miała wymalowane gałęzie jabłoni.
– Nie miałam pojęcia, że aż tak się przyjaźnicie – dodała, czekając czy Eden zdecyduje się na przyjęcie kompletu, czy też zdecyduje, czy woli jednak umrzeć. Moody i Malfoy? Dziwne połączenie, nawet wiedząc, że kiedyś z bratem Millie Eden współpracowała.
A w uchylonych drzwiach stanął Ponurak.
Faktycznie wyglądał jak czarodziejki omen śmierci: wielki, ciemny, o potężnym łbie, silnej szczęce, zlewający się niemal z cieniami poranka.


Don't promise to live forever. Promise to forever live while you're alive.
prodigal daughter
I knew one day I'd have to watch powerful men burn the world down
I just didn't expect them to be
such losers
Wysoka na 175cm, jasnowłosa zjawa. Jest niezwykle szczupła, wręcz na granicy chorobliwości; lekko zapadnięte policzki ukrywa dobrze dobranym makijażem, którego nieodłączną częścią są usta pomalowane czerwoną szminką. Włosy ma proste i długie, sięgające lędźwi, zwykle nosi je rozpuszczone. Zawsze bardzo elegancko ubrana, najczęściej w stonowane barwy - nie jest zwolenniczką jaskrawych odcieni i mieszania kolorów. Nie lubi też przepychu; widać, że nie szczędzi pieniędzy na dobrej jakości ubiór, lecz nie obwiesza się biżuterią i tym podobnym. Porusza się bardzo zgrabnie, ale pewnie. Zawsze patrzy ludziom prosto w oczy podczas rozmowy, mając przy tym ciemne, przenikliwe spojrzenie. Zwykle mówi w bardzo spokojnym, niskim, nieco zachrypniętym tonie. Ma bardzo przejrzysty akcent, wyraźnie wymawia słowa, po sposobie mowy słychać, że to ktoś z dobrego domu, ktoś świetnie wykształcony.

Eden Lestrange
#4
24.08.2024, 01:58  ✶  
Chyba właśnie ta nieprzewidywalność panny Longbottom była tym, co doprowadzało Eden do szewskiej pasji. Pogwałcenie zasad wszelkiej logiki, podług której powinna czuć cokolwiek negatywne emocje, słysząc nieprzyjemne docinki i epitety, którymi była raczona przez tę blond żmiję. Lestrange może i była elokwentna, ale też do bólu powtarzalna - zawsze słyszała w domu i też wmawiała sobie sama, że nie ma sensu zmieniać czegoś, co działa. A tu proszę, pojawia się taka wariatka, cherubinek wręcz, którego wykopali z nieba, bo już znieść nie mogli paplaniny mimo anielskiej cierpliwości. I ewidentnie, lecąc w dół ku ziemskiemu padołowi, musiała tak konkretnie w glebę przydzwonić, że jej się w głowie poprzestawiało i uznawała obelgi za zabawne.
Może powinna przyjąć odwrotną taktykę i zacząć prawić jej komplementy? Pisać peany na jej cześć? Może wtedy się zamknie w sobie, a Eden wreszcie zazna minuty błogiego spokoju?
- Zawsze. Wiesz, jak ciężka potrafi być korona? - Może i była nieziemsko spita, ale sarkazmu podszytego egocentryzmem nie wyrwałyby z niej nawet zimne szpony śmierci. Nawet nie okłamała Brenny; żyła w takim stresie, że migreny stały się codziennością. Dieta składająca się z kawy i wina też nie pomagała, ale Eden nie była gotowa na tę rozmowę. W zasadzie najdziwniej się czuła, jak ją nic nie bolało. Wtedy nie mogła zasnąć, bo miała nieodparte wrażenie, że to tylko cisza przed burzą i zaraz zza winkla wyskoczy coś o wiele gorszego. Poza tym ból był ostatnio też jednym z niewielu dowodów na to, że jeszcze żyła. Coraz częściej miała wrażenie, że się zwyczajnie snuje przez świat.
Zastanowiła się nad propozycją wylądowania w łóżku z Millie i poczuła niezwykły dyskomfort. Absolutnie się nie brzydziła samej Moody, lecz na moment zrobiła taką minę, jakby ktoś z pełną premedytacją brutalnie rozerwał świeżo zasklepioną ranę, ale mogła to przecież zwalić na ból głowy. Nie wiedziała przez chwilę, jak zareagować, bo targał nią tęskny sentyment i niechęć jednocześnie - jak mogłaby grać na dwa fronty z rodzeństwem? Nawet ona nie miała tak skrzywionego kręgosłupa moralnego.
- Jeśli zaprosisz Millie, to wtedy nie starczy miejsca dla ciebie. Nie mogę na to pozwolić - odwróciła kota ogonem, przytknąwszy dłoń do swojej piersi. Minę zrobiła teraz wielce przejętą, jakby nie mogła zaakceptować nieobecności Brenny. Jakby nie potrafiła się zdobyć na odrzucenie jej, na skazanie na samotną noc. A potem czknęła, przez co cała uroczysta obrona poszła się gonić.
Następnie wszystkiego pożałowała, gdy zobaczyła tę piżamę. Uniosła pełne niedowierzania spojrzenie na twarz Longbottom, a potem znowu wróciła wzrokiem do ubrania, licząc, że magicznie zmieniło kolor jak nie patrzyła. Niestety nie, nadal było nieznośnie gryfońskie. Miała wrażenie, że jeśli to założy, duch Godryka Gryffindora zadziała jak woda święcona na wampira i wypali jej skórę.
- Ty sobie chyba ze mnie żarty stroisz, Rockbottom - oznajmiła, trzymając tę piżamę tak, jakby ktoś jej wręczył niechcianego niemowlaka. - Takim jesteś przykładnym funkcjonariuszem prawa, tak? Lśniącym wzorem praworządności? Chcesz wykorzystać pijaną kobietę, sądząc, że w stanie upojenia alkoholowego nie jest świadoma swoich wyborów modowych? - Wyrecytowała swoje oskarżenia, walcząc z plączącym się językiem i patrząc na nią z ogromnym wyrzutem. Mogła zostać na plaży i spać na piasku, byłaby to znacznie mniejsza kompromitacja niż przywdzianie tego kostiumu klauna. Na litość bóstw niezliczonych, czy Longbottomowie mieli oczy?
- Nie przyjaźnimy się - ucięła, mówiąc najszczerszą prawdę. Obecnie wcale się z Millie nie przyjaźniły, ale chyba obydwie robiły co w ich mocy, by na powrót taki stan rzeczy stał się rzeczywistością. Ciężko jednak było przerodzić w przyjaźń coś, co gwałtownie ewoluowało z miłości w nienawiść i odrzucenie. Eden nie umiała nawiązać pozytywnych relacji nawet wtedy, kiedy nie były podszyte bagażem negatywnych skojarzeń i emocji. - Poza tym, nie interesuj się i nie zmieniaj tematu. Wpierw wytłumacz się z tej... zbrodni przeciwko modzie i ludzkości - syknęła, potrząsając w złości piżamą tuż przed oczami Brenny. Tak, była bardzo rozsierdzona tym strojem. Nie, nie był aż taki zły, ale zdenerwowanie się na coś tak błahego odwracało uwagę od myśli o Mildred.
I wtem w drzwiach stanął kundel. Jeszcze tej przybłędy w tym cyrku brakowało.


I was never as good as I always thought I was
— but I knew how to dress it up —
I was never satisfied, it never let me go
just dragged me by my hair and back on with the show

~♦~
Chichot losu
I’m not looking for the knight
I’m looking for the sword
Brązowe, niezbyt długie włosy, często rozczochrane. Wzrost wysoki jak na kobietę, bo mierzy sobie około 179 centymetrów wzrostu. Twarz raczej sympatycznie ładna niż piękna, nie wyróżniająca się przesadnie i rzadko umalowana. Brenna porusza się szybko, energicznie, głos ma miły i rzadko go podnosi. Ubiera się różnie, właściwie to okazji - w ministerstwie widuje się ją w umundurowaniu albo w koszuli i garniturowych spodniach, kiedy trzeba iść gdzieś, gdzie będą mugole, w Dolinie w ubraniach, które ujdą wśród mugoli, a na przyjęcia i bale czystokrwistych zakłada typowe dla tej sfery zdobione szaty. W tłumie łatwo może zniknąć. Jeżeli używa perfum, to zwykle to jedna z mieszanek Potterów, zawierająca nutę bzu, porzeczki i cedru, a szamponu najczęściej jabłkowego, rzecz jasna też potterowskiego.

Brenna Longbottom
#5
24.08.2024, 14:32  ✶  
Pracując w Brygadzie Brenna słyszała już pod swoim adresem obelgi iście rynsztokowe, a bywając na salonach – te najbardziej wymyślne, drobne, skryte pod płaszczykiem pięknych słów. Eden ze swoją kreatywnością była niemal odświeżająca, a Brenna po prawdzie trochę widziała, że chyba ten absolutny brak reakcji drażni ją tylko jeszcze bardziej – i to było w tym wszystkim najbardziej zabawne.
– Jeśli ci ciąży, dlaczego jej nie zdjąć? – spytała, przekrzywiając lekko głowę na bok, spoglądając na Lestrange w taki sposób, jakby faktycznie była ciekawa odpowiedzi, choć przecież rozmowa była trochę metaforyczna, a trochę złośliwości i poza.
Brenna nie miała pojęcia, co łączyło Millie i Eden. To była jedna z tych rzeczy, do których Miles nigdy się nie przyznała ani Brennie, ani chyba nikomu innemu. Nie wiedziała nawet, co Lestrange łączyło z Alkiem. Gdyby chociaż podejrzewała, nie rzuciłaby tak lekko uwagi o Mildred i łóżku. I z szacunku wobec przyjaciółki, i dlatego, że tak naprawdę nie miała żadnych powodów, żeby rozdrapywać otwarte rany Eden. Ten wyraz jej twarzy, choć go dostrzegła, niewiele dawał Brennie informacji: ciężko było zinterpretować go poprawnie w takich okolicznościach.
- Nie miałam pojęcia, że jesteś aż tak złakniona mojego towarzystwa. Rozumiem, że robimy piżamową imprezę? Mam przynieść czekoladki? - stwierdziła lekkim tonem. – Hej, kiedy powiedziałam, że jestem praworządna? – parsknęła z odrobiną rozbawienia, spoglądając na piżamę, która wywołała takie oburzenie u Eden.
Chyba faktycznie była w tym wyborze odrobina złośliwości.
Bo piżamę uszyto z bawełny, cienkiej, miękkiej i naturalnej. Była przyjemna w dotyku, dobra na obecną pogodę, ale Gryfońskie kolory aż raziły w oczy, a poza tym takie ubrania czystokrwiści nosili raczej rzadko. A przecież Brenna znalazłaby w szafie i jedwabne koszule nocne, do których zapewne przywykła Eden – w szafkach Longbottomówny kryły się i ubrania pozwalające wtopić się w tłum mugoli, i takie, które chętnie wybierali przedstawiciele rodów czystej krwi. Dostosowywanie się do otoczenia było jedną z umiejętności, którą Brenna nabyła już dawno i nawet nie musiała się starać czy w tym udawać: czuła się równie dobrze w różnych miejscach i gronach. Nieważne, że była to plaża, mugolski klub czy wielka czystokrwista feta.
– Pomyśl, że to jabłka z drzewa poznania dobra i zła, idealnie do ciebie pasuje – zasugerowała, trochę ciekawa, czy kobieta zrozumie analogię. Była wręcz do bólu mugolska, ale też mogła znać akurat tę historię, związaną przecież właśnie z jej imieniem.
Raj utracony. Raj obiecany. Dobro i zło, trudne do odróżnienia.
- Eden - powiedziała, niemalże miękko, i pociągnęła nieco w dół koszulkę, którą podetknięto jej pod nos by spojrzeć na twarz Lestrange. Nie interesuj się? Oczywiście, że się interesowała: na spotkanie Zakonu trafił ktoś, kogo by się tam nie spodziewała. Nie zamierzała wobec tego protestować, ale była zaintrygowana z jednej strony, a z drugiej… nie chciała, by coś ją zaskoczyło, chciała więc poznać powody. Nie próbowała jednak drążyć, bo podpytać o wersję wydarzeń mogła jeszcze Miles. – Dlaczego miałabym ci się z czegokolwiek tłumaczyć? – spytała, puszczając piżamę i posyłając przy tym Lestrange uśmiech. A potem cofnęła się i spojrzała w stronę psa, ogromnego, czarnego, który faktycznie byłby łatwy do pomylenia z prawdziwym Ponurakiem. – No już, leć do Erika – rzuciła do psiaka.


Don't promise to live forever. Promise to forever live while you're alive.
prodigal daughter
I knew one day I'd have to watch powerful men burn the world down
I just didn't expect them to be
such losers
Wysoka na 175cm, jasnowłosa zjawa. Jest niezwykle szczupła, wręcz na granicy chorobliwości; lekko zapadnięte policzki ukrywa dobrze dobranym makijażem, którego nieodłączną częścią są usta pomalowane czerwoną szminką. Włosy ma proste i długie, sięgające lędźwi, zwykle nosi je rozpuszczone. Zawsze bardzo elegancko ubrana, najczęściej w stonowane barwy - nie jest zwolenniczką jaskrawych odcieni i mieszania kolorów. Nie lubi też przepychu; widać, że nie szczędzi pieniędzy na dobrej jakości ubiór, lecz nie obwiesza się biżuterią i tym podobnym. Porusza się bardzo zgrabnie, ale pewnie. Zawsze patrzy ludziom prosto w oczy podczas rozmowy, mając przy tym ciemne, przenikliwe spojrzenie. Zwykle mówi w bardzo spokojnym, niskim, nieco zachrypniętym tonie. Ma bardzo przejrzysty akcent, wyraźnie wymawia słowa, po sposobie mowy słychać, że to ktoś z dobrego domu, ktoś świetnie wykształcony.

Eden Lestrange
#6
26.08.2024, 23:36  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 26.08.2024, 23:36 przez Eden Lestrange.)  
- Nie muszę zdejmować, sama spada - wypowiedziała to takim tonem, jakby przechodziła żałobę za tą koroną, ale jednocześnie nie mogła nic z tym zrobić. Wzruszyła ramionami, jakby chciała dać znać, że się wcale nie przejmuje powolną utratą godności i dobrego wizerunku, ale stąpanie po granicy upadku w niełaskę popularnej opinii był niczym cierń w jej boku. Nie chciała tego, ale nie miała siły temu przeciwdziałać - zamiast go wyjąć, po prostu przekręcała się na drugi bok w nocy, aby kolec nie uwierał aż tak mocno.
Eden sama nie wiedziała, czy Brenna coś węszy na temat jej relacji z Moodymi. W tym momencie średnio ją to obchodziło, czy łączyła frywolnie dryfujące pomiędzy nimi w powietrzu kropki, ale to tylko z racji upojenia alkoholem. Na trzeźwo byłaby już cała spięta ze stresu i wymyślałaby jakąś koherentną wersję znajomości z Millie. Coś, co Longbottom przełknęłaby bez kwestionowania, bez żadnych podejrzeń. W obecnym stanie natomiast była gotowa wyśpiewać jej wszystko jak na spowiedzi, choć pewnie mijając się z meritum wielokrotnie. Mogła być pijana, ale krwi polityka i daru odpowiadania bez podania realnej odpowiedzi się nie wyzbędzie.
- O niczym tak nie marzę, jak o spędzeniu z tobą nocy, Brenna - wypluła z siebie te słowa z tak wielką dozą sarkazmu, że nawet ślepy nie uwierzyłby, że to ma jakkolwiek miłe zabarwienie. - Ty w ogóle śpisz, moja zmoro? Zresztą... Nieistotne. - Machnęła ręką zbywająco.  - Pewnie nawet przez sen jadaczka ci się nie zamyka. -
Nie mogła patrzeć na tę piżamę, czuła jak trzeźwieje od tej żenady. Gdyby nie fakt, że w obecnym stanie fizycznym Brenna miała nad nią zdecydowaną przewagę i uziemiłaby ją bez mrugnięcia okiem, zdewastowałaby to ubranie. Wyświadczyłaby tym przysługę całej rodzinie Longbottom, bo Brenna już nigdy nie mogłaby tej szmaty założyć, a oni nie musieliby jej oglądać. 
- Mnie ta piżama przywodzi na myśl inne biblijne wydarzenie. Potop. - Oznajmiła z pozoru niewinnie, uśmiechając się rozkosznie. Oczywiście, że znała biblię, nie wychowywała się pod kamieniem. Każdemu czasem zdarza się sięgać po literaturę z gatunku fantasy. - Wiesz czemu? Bo wygląda, jakbyś ją dostała w ramach pomocy dla powodzian. - Głupi uśmieszek spłynął po jej twarzy, by zrobić miejsce zezłoszczonej minie. Gdyby nie fakt, że ostatnimi czasy coraz mniej chciała umierać, bo wyglądało na to, że miała dla kogo żyć, zabiłaby się, byle w tym czymś nie spać.
Czemu Brenna miała się jej tłumaczyć? Dobre pytanie, na które Eden teraz nie miała logicznej odpowiedzi. Taki mechanizm wyniosła z domu - kiedy ktoś robił coś, co się ojcu nie podobało, musiał się z tego wytłumaczyć. Proste i logiczne, nikt się nie skarżył, bo też musiałby się z tego tłumaczyć. Ale przecież nie mogła powiedzieć Longbottom, że ma to zrobić, bo u niej w domu się tak robiło, więc patrzyła na nią chwilę w ciszy, a potem usiadła obrażona na łóżku raz jeszcze, ciskając piżamą w jego kąt.
- Dobra, wiesz co? Ja się po prostu teleportuję do domu. Jeśli odpadnie mi po drodze jakaś kończyna, zapakuj ją, proszę, ładnie i odeślij sową na mój adres - oznajmiła grzecznie, próbując znaleźć swoją różdżkę. Pojęcia nie miała, gdzie jest. - Ta piżama jest dla mnie jawnym znakiem, że nie jestem w Warowni mile widziana, a ja nie z tych, co się wpraszają na siłę - dodała, odkrywając nawet poduszkę w poszukiwaniu różdżki. Chyba tylko pijana osoba mogłaby uznać, że zgubiona rzecz będzie w okolicy, w której nigdy się wcześniej nie znalazła, ale ewidentnie Eden to nie przeszkadzało.


I was never as good as I always thought I was
— but I knew how to dress it up —
I was never satisfied, it never let me go
just dragged me by my hair and back on with the show

~♦~
Chichot losu
I’m not looking for the knight
I’m looking for the sword
Brązowe, niezbyt długie włosy, często rozczochrane. Wzrost wysoki jak na kobietę, bo mierzy sobie około 179 centymetrów wzrostu. Twarz raczej sympatycznie ładna niż piękna, nie wyróżniająca się przesadnie i rzadko umalowana. Brenna porusza się szybko, energicznie, głos ma miły i rzadko go podnosi. Ubiera się różnie, właściwie to okazji - w ministerstwie widuje się ją w umundurowaniu albo w koszuli i garniturowych spodniach, kiedy trzeba iść gdzieś, gdzie będą mugole, w Dolinie w ubraniach, które ujdą wśród mugoli, a na przyjęcia i bale czystokrwistych zakłada typowe dla tej sfery zdobione szaty. W tłumie łatwo może zniknąć. Jeżeli używa perfum, to zwykle to jedna z mieszanek Potterów, zawierająca nutę bzu, porzeczki i cedru, a szamponu najczęściej jabłkowego, rzecz jasna też potterowskiego.

Brenna Longbottom
#7
27.08.2024, 11:10  ✶  
– Jeśli była tak ciężka, może dobrze się stało?
Eden była bez wątpienia jedną z władczyń na salonach rodów czystej krwi: bogata, nie tylko z rodu czystej krwi, ale jeszcze z jednego z tych kilku najbardziej znanych i w dodatku z głównej linii. Poślubiła dziedzica równie znamienitej rodziny, ekscentryka może, ale uchodzącego za geniusza. Była ładna, dysponowała kilkunastoma budynkami w magicznym Londynie oraz wioskach, jakie upodobali sobie czarodzieje, a wredność nie zjednywała jej może sympatii, sprawiała jednak, że niektórzy się jej bali. Miała wsparcie kilku wysoko postawionych krewnych i znajomych. Brennie trudno było sobie wyobrazić, co musiałoby się stać, aby zatrząsało w posadach światem Eden i sprawiło, że koniecznie potrzebowałaby tej korony.
Czymś takim byłby zapewne związek z półkrwi wilkołakiem o pustych kieszeniach, który uznaniem cieszył się głównie w Biurze Aurorów i gronie przyjaciół. Ale Malfoyówna naprawdę nie musiała się bać, że Brenna coś podejrzewa, bo do podejrzeń nie miała żadnych powodów – zdziwiła ją jej obecność na plaży, ale nie wpadła na to, że kobietę mogłoby z Millie czy Alastorem łączyć coś więcej.
– Uważaj, bo wezmę to na poważnie i zaraz wrócę z ciasteczkami i maseczkami Potterów na twarz, żebyśmy mogły poplotkować – zakpiła lekko Brenna, nie wątpiąc, że to było ostatnie, czego Eden sobie życzyła i to nie tylko dlatego, że była na pewno zmęczona i straszliwie podpita. – Naprawdę aż tak nie lubisz czerwonego? – spytała, ani trochę nie urażona, może nawet rozbawiona tym ogromem nienawiści buchającym od Eden. Przez głowę przeszło jej pytanie, co kobieta zrobiłaby, gdyby podetknąć jej ubranie produkcji mugoli, i to jeszcze z poliestru: ale Brenna by z czymś takim nie wyskoczyła do gościa, zresztą akurat ciuchów poliestrowych w szafie nie miała, nawet jeśli było tam parę par jeansów. Kupionych zarówno dlatego, że je lubiła, jak i by wtopić się lepiej w scenerię Doliny Godryka.
– Zły pomysł. Co będzie, jak przy tej teleportacji już na dobre zgubisz koronę? – zatroszczyła się Brenna, ani myśląc wskazywać Eden, gdzie leży jej różdżka. W takim stanie było niemal pewne, że jakąś kończynę faktycznie zgubi i czeka ją wizyta u magimedyków. – Poza tym musiałabyś znowu zejść po tych schodach, stąd się nie teleportujesz. Przecież możesz zostać w swoich ciuchach, jak ci nie przeszkadza, że miałaś je na sobie cały dzień. Mogę poszukać czegoś w szafie matki. Albo przyniosę ci piżamę Erika, utoniesz w niej wprawdzie, ale wszystkie są zgodne z najnowszą, czarodziejską modą i na pewno nie wyglądają jak wyciągnięte z koszy dla powodzian – obiecała solennie. Tę wybrała, bo cóż, była nowa, nie noszona, i trochę może odrobinę z przekory zgarniając właśnie czerwoną. Ale ani myślała upierac się, gdy gość życzył sobie innego zestawu ubraniowego. – Doprawdy, Eden, gdzie twoja pewność siebie? Czy nie powinnaś uważać, że w każdych ciuchach wyglądasz dobrze? I że nigdy nie jesteś wystrojona za mało albo za bardzo, a to raczej inni są niewłaściwie ubrani do okazji? – spytała jeszcze żartobliwie, cofając się, by przesunąć ciężkie zasłony na okno i pogrążyć pokój w półmroku.
Co zabawne, Brenna właściwie nigdy nie czuła się wystrojona za mało albo za bardzo, chociaż to pierwsze czasem się jej zdarzało. I chociaż na pewno miała w szafie szaty i suknie równie drogie jak te, które kupowała Eden, to nie prezentowała się nawet w połowie tak efektownie jak Lestrange.


Don't promise to live forever. Promise to forever live while you're alive.
prodigal daughter
I knew one day I'd have to watch powerful men burn the world down
I just didn't expect them to be
such losers
Wysoka na 175cm, jasnowłosa zjawa. Jest niezwykle szczupła, wręcz na granicy chorobliwości; lekko zapadnięte policzki ukrywa dobrze dobranym makijażem, którego nieodłączną częścią są usta pomalowane czerwoną szminką. Włosy ma proste i długie, sięgające lędźwi, zwykle nosi je rozpuszczone. Zawsze bardzo elegancko ubrana, najczęściej w stonowane barwy - nie jest zwolenniczką jaskrawych odcieni i mieszania kolorów. Nie lubi też przepychu; widać, że nie szczędzi pieniędzy na dobrej jakości ubiór, lecz nie obwiesza się biżuterią i tym podobnym. Porusza się bardzo zgrabnie, ale pewnie. Zawsze patrzy ludziom prosto w oczy podczas rozmowy, mając przy tym ciemne, przenikliwe spojrzenie. Zwykle mówi w bardzo spokojnym, niskim, nieco zachrypniętym tonie. Ma bardzo przejrzysty akcent, wyraźnie wymawia słowa, po sposobie mowy słychać, że to ktoś z dobrego domu, ktoś świetnie wykształcony.

Eden Lestrange
#8
28.08.2024, 23:42  ✶  
Kiedy ty się zrobiłaś taka mądra?
Pomyślała, ale nie powiedziała. Patrzyła jedynie spod przymrużonych powiek na Brennę, nie chcąc przyznawać na głos, że poniekąd ma rację. Ten ciężar nie był czymś, za czym powinno się tęsknić, wręcz przeciwnie - powinna poczuć nieziemską ulgę. Z drugiej jednak strony całe życie nosiła to brzemię i nawykła już tak mocno, że jego brak doskwierał bardziej niż cokolwiek. Sprawiał, że nie czuła się lżejsza a wybrakowana.
Cząstka Eden chciała, aby ludzie się dowiedzieli, że ktoś znalazł sposób, aby po raz pierwszy w życiu poczuła się prawdziwie szczęśliwa. Organicznie szczęśliwa, a nie kosztem cudzego nieszczęścia. Niestety był to jedynek ułamek jestestwa Lestrange; lwia część obawiała się reperkusji prawdy wychodzącej na jaw. Widząc jej popłoch wiele osób pomyślałoby pewnie, że wstydzi się Alastora, ale nie mogliby być dalej od prawdy - wstydziła się przede wszystkim siebie i własnych czynów. Rzucenia w błoto trzydziestu lat misternego układania sobie życia na wzór ideału. Grania na dwa fronty za kulisami, gdy przed wszystkimi zgrywa świętą.
- Czerwony to wspaniały kolor, mój ulubiony - oświadczyła nonszalancko, acz niezbyt cynicznie. - Wiesz, czemu krew jest czerwona? To mój pomysł. - Pokiwała głową, przymykając oczy na znak potwierdzenia, że nie zmyśla. Była pijana nie na żarty, skoro jej to przez gardło przeszło i się nawet nie zaśmiała.
Co zrobiłaby, gdyby ubranie było produkcji mugoli? To zależy. Jeśli byłoby stylowe i trafiało w jej gusta, czemu miałaby go nie założyć? Z tego co widziała (a nie miała zbyt wielkiej próby statystycznej, bo się trzyma całe życie z dala od nich), mugole preferują ubieranie się w dziwaczne szmaty, ale zdarzają się jednostki, które wiedzą, jak się ubrać, by nie przypominać namiotu cyrkowego. Eden wcale nie była taka rasistowska, jaką ją malowano - czuła do nich niechęć, bo byli dziwni. Nie wiedziała, jak się przy nich zachować, bo na widok magii odbijało im tak, jakby miało ich zaraz piekło pochłonąć. Odstawiali szopki jak najgorsi wariaci, a potem trzeba było zawracać dupę amnezjatorom, żeby wymazali im pamięć i skończyli tę manianę.
W teorię czystości krwi też nie wierzyła, swoją drogą. Nigdy jej publicznie nie negowała, bo cały zamysł działał na jej korzyść, ale prawda była taka, że najwięcej podziurawionych psychicznie osób spotkała wśród czystokrwistych. Nie było się czym chełpić.
- Czym się martwisz? Dopiero co powiedziałaś, że dobrze się stanie, jeśli ją zgubię - wymądrzyła się, nadal będąc chętną do teleportacji. Jeśli Brenna chciała ją przekonać do pozostania tutaj, musiała użyć lepszych argumentów. Eden nie przejęła się zgubieniem korony i zanurkowała rękoma pod resztą poduszek, szukając różdżki zawzięcie.
- Z trojga złego wybieram piżamę Erika. Twój brat, w przeciwieństwie do ciebie, nie robi z siebie pośmiewiska w towarzystwie, więc to najbezpieczniejsza opcja - oznajmiła pośpiesznie, znad ramienia, bo nadal sądziła, że lepiej wrócić do domu, więc szukała zguby. Niemniej z każdą chwilą docierało do niej bardziej, że różdżki musi tu nie być. Miała nadzieję, że nie leżała teraz gdzieś w piasku na plaży.
- Moja pewność siebie? A kto to wie - zawtórowała pytaniu, darując sobie walkę z wiatrakami i poszukiwania. Poprawiła poduszkę, co prawda wcale nie tak, jak było wcześniej, ale skoro i tak to ona miała tu spać, nie miało to chyba większego znaczenia. - Zresztą to, o czym mówisz, nie jest żadną pewnością siebie. To tylko kłamstwo, które powtarza się na głos wystarczającą ilość razy, by wszyscy w nie uwierzyli. Zwykła obłuda. - Była w tym momencie zupełnie szczera. Chyba nie wyłapała, że Brenna sobie żartuje.


I was never as good as I always thought I was
— but I knew how to dress it up —
I was never satisfied, it never let me go
just dragged me by my hair and back on with the show

~♦~
Chichot losu
I’m not looking for the knight
I’m looking for the sword
Brązowe, niezbyt długie włosy, często rozczochrane. Wzrost wysoki jak na kobietę, bo mierzy sobie około 179 centymetrów wzrostu. Twarz raczej sympatycznie ładna niż piękna, nie wyróżniająca się przesadnie i rzadko umalowana. Brenna porusza się szybko, energicznie, głos ma miły i rzadko go podnosi. Ubiera się różnie, właściwie to okazji - w ministerstwie widuje się ją w umundurowaniu albo w koszuli i garniturowych spodniach, kiedy trzeba iść gdzieś, gdzie będą mugole, w Dolinie w ubraniach, które ujdą wśród mugoli, a na przyjęcia i bale czystokrwistych zakłada typowe dla tej sfery zdobione szaty. W tłumie łatwo może zniknąć. Jeżeli używa perfum, to zwykle to jedna z mieszanek Potterów, zawierająca nutę bzu, porzeczki i cedru, a szamponu najczęściej jabłkowego, rzecz jasna też potterowskiego.

Brenna Longbottom
#9
01.09.2024, 11:17  ✶  
Może za mało znała Eden i za mało miała okazji do obserwacji – a może była za mało spostrzegawcza. Nie zdawała sobie jednak sprawy ani z tego, co dzieje się między nią a rodzeństwem Moody’ych, ani jak głęboko kobieta była nieszczęśliwa. Mogła niby odgadnąć, że jej kąsanie innych jest sposobem na poprawianie sobie humoru, i że pewnie kogoś takiego jak ona drażniła wieczne pozostawianie w cieniu brata, ale też przyjmowała te złośliwości zwykle jako integralną część osobowości Eden. Kobiety, którą pewnie wychowywano w przekonaniu, że jest lepsza od innych i że tym innym warto pokazać ich miejsce.
– Naprawdę? Mogę tylko pogratulować inwencji. Rozumiem, że Eden też nazwano po tobie, a nie odwrotnie? – spytała, i kąciki ust drgnęły jej nawet w uśmiechu. Nie kpiła: absurdalnie historyjki nie były dla Brenny niczym nowym ani dziwnym, lubiła je od małego i może po części to przez to przebudzone trzecie oko obróciło się ku przeszłości, zamiast sięgnąć do tego, co dopiero nadejdzie. – Nooo, bo jeszcze jak się teleportujesz to się zgubi razem z głową, a potem będę się tłumaczyć całej wściekłej familii Malfoyów, dlaczego wróciłaś od nas dekapitowana. Pamiętaj, ja zawsze myślę w pierwszej kolejności o sobie.
Erik bez wątpienia był mężczyzną bardzo eleganckim i robiącym wrażenie. Pewna dziennikarka z rodu Lockhartów, poza uszami Brenny, która pewnie obruszyłaby się w imieniu brata (choć już nie swoim) na to odrobinę przesadzone stwierdzenie, oceniła kiedyś, że w tym rodzeństwie brat otrzymał cały urok, a siostra cały spryt. Był idealnym synem Potterówny, i doskonałym dziedzicem, i Eden miała rację – na pewno lśnił w towarzystwie znacznie bardziej niż Brenna.
– Eee, nie jest tak źle, nigdy nie pojawiłam się w towarzystwie w piżamie – zapewniła, odchodząc od okna, upewniając się, że Eden nie ustaliła położenia różdżki, co spoczęła na stoliku przy wejściu. I byłaby od razu wyszła, znaleźć jej tę piżamę Erika, i może do wyboru jakąś inną, damską jednak, gdyby na moment nie przyhamowały jej kolejne słowa Lestrange.
Musiała być bardzo, bardzo pijana. Może nawet całkiem blisko zatrucia alkoholowego. Bo wyglądało na to, że tym razem mówi szczerze. Było to tak zaskakujące, że nawet zdołało dokonać tego, co do tej pory Eden ani razu nie wyszło – zamknąć Brenne na dobre sześćdziesiąt sekund. Przypomniała sobie nagle rodziców Victorii: pomyślała o tych wszystkich razach, gdy Cynthia zamiast na własnych ambicjach skupiała się na oczekiwaniach rodziców. O ich niechcianych zaręczynach i wyborach podejmowanych zgodnie z tym, czego oczekiwały rodziny.
W gruncie rzeczy Brenna też całkiem sporo robiła, aby zadowolić rodzinę, włącznie z wyborem kariery zawodowej, ale jej nigdy do tego nie zmuszał.
I przez ułamek sekundy współczuła Eden, chociaż rzecz jasna nie pokazałaby tego za żadne skarby świata, nie dlatego, że jej było wstyd, ale że nie wyobrażała sobie, aby Eden takiego współczucia chciała czy oczekiwała.
– Chyba więc trochę za dużo zwracasz uwagę na to, w co wierzą i myśli inni – powiedziała w końcu. – Zaraz wracam. Obiecuję, że z dużo bardziej stylową piżamą – stwierdziła, ruszając do drzwi.


Don't promise to live forever. Promise to forever live while you're alive.
prodigal daughter
I knew one day I'd have to watch powerful men burn the world down
I just didn't expect them to be
such losers
Wysoka na 175cm, jasnowłosa zjawa. Jest niezwykle szczupła, wręcz na granicy chorobliwości; lekko zapadnięte policzki ukrywa dobrze dobranym makijażem, którego nieodłączną częścią są usta pomalowane czerwoną szminką. Włosy ma proste i długie, sięgające lędźwi, zwykle nosi je rozpuszczone. Zawsze bardzo elegancko ubrana, najczęściej w stonowane barwy - nie jest zwolenniczką jaskrawych odcieni i mieszania kolorów. Nie lubi też przepychu; widać, że nie szczędzi pieniędzy na dobrej jakości ubiór, lecz nie obwiesza się biżuterią i tym podobnym. Porusza się bardzo zgrabnie, ale pewnie. Zawsze patrzy ludziom prosto w oczy podczas rozmowy, mając przy tym ciemne, przenikliwe spojrzenie. Zwykle mówi w bardzo spokojnym, niskim, nieco zachrypniętym tonie. Ma bardzo przejrzysty akcent, wyraźnie wymawia słowa, po sposobie mowy słychać, że to ktoś z dobrego domu, ktoś świetnie wykształcony.

Eden Lestrange
#10
07.09.2024, 00:27  ✶  
Zawsze czuła się źle, odkąd pamiętała. Mawiano, że pierwsze kroki na tym świecie rozpoczęła od lewej stopy i od tamtego momentu było tylko systematycznie gorzej. Marudna, markotna, uśmiechnięta jedynie wtedy, kiedy ktoś się przewróci na jej oczach. Elliott za dzieciaka był inny, miał w sobie tę dziecięcą radość, a ona mu tak zazdrościła wrodzonej beztroski, że tłamsiła to w nim przy każdej możliwej okazji. Zasłaniała się tym, że ojciec nie był tej frywolności przychylny, więc i ona być nie powinna. Nie przyznałaby się przecież, że czyni to z zawiści.
Zawsze miała tę głęboką depresję, tylko nie zdawała sobie sprawy. Myślała, że to normalne uczucie, że tak czuje się ktoś, kto spogląda na ten świat poważnym okiem, kto chce cokolwiek przed niechybną śmiercią osiągnąć. Nigdy nie zaznała prawdziwego szczęścia, co najwyżej jego przelotne namiastki, więc skąd miała wiedzieć, że właśnie tego jej brakuje? Dopiero Alastor sprawił, że poczuła się niedorzecznie. Jedynie on był w stanie uświadomić jej, że wcale nie pozjadała wszystkich rozumów, bo nadal tak wiele nie wiedziała o prawdziwym życiu. O tym, co znaczy być człowiekiem.
A Millie? Millie była tego wszystkiego zwiastunem.
- Nie, aż taka stara nie jestem - odrzekła, zdecydowanie odcinając się od domniemanego spowinowacenia z biblijnym Edenem. Kiedyś spytała matki, skąd pomysł na imię, ale Eleonora oświadczyła, że po prostu podobało jej się brzmienie. Kobieta chyba nie spodziewała się, że córka naprawdę weźmie sobie do serca swoje miano i stanie się chodzącym omenem upadku człowieka poprzez zbezczeszczenie wszystkiego, co święte.
- O ile zauważą, że czegoś mi brakuje... - mruknęła pod nosem, bardziej do siebie niż do Brenny, słysząc o bandzie rozwścieczonych Malfoyów. Kiedyś dałaby sobie ten łeb uciąć w zastawie, pewna, że ojciec pomści ją w iście popisowym stylu, aby już ani jeden blond włos nikomu nie spadł z głowy. Teraz już nie była tego taka pewna; Fortinbrasowi wykoleił się pociąg, z impetem wbił się w zabudowę peronu, po czym niewzruszony pociągnął go za sobą i pojechał dalej. Miała podejrzenia, że raczej nie byłby szczególnie przejęty losem latorośli, które nie wspierają jego pomylonej myśli politycznej.
- Powiedziałaś to tak, jakbyś oczekiwała, że zacznę ci klaskać - oznajmiła na wieść, jakoby nigdy nie pomyliła sukni wieczorowej z koszulą nocną, a kapelusza ze szlafmycą. Potrząsnęła głową, jakby to wszystko wydawało jej się niedorzeczne - owszem, tak było, ale zrobiła to też dlatego, gdyż alkohol zaczął zamykać jej oczy, a nie mogła zasnąć w takim stanie. Nie, zanim zobaczy nową propozycję piżamy.
Nagle nastała cisza. Eden normalnie przyjęłaby ją z pocałowaniem ręki, bo łeb pękał jej w szwach od bólu i nadmiaru alkoholu, ale w towarzystwie Longbottom mogło to oznaczać tylko dwie rzeczy - albo stało się coś poważnego, albo umarła. Po cichu liczyła na drugą opcję, ale ostatnimi czasy próbowała przestać być zawistna, więc otworzyła oczy szeroko i zdecydowała się sprawdzić, co uciszyło mistrzynię świata w pieprzeniu kocopołów na czas.
Wydawała się zdumiona? Zaskoczona? Kto wie, Eden dosłownie poczuła, jak bardzo jest pijana w tym momencie, bo nawet nie podejrzewała, co mogło być przyczyną. Tak bardzo walczyła o to, żeby najpierw znaleźć różdżkę, a obecnie, żeby nie zezgnonować tu i teraz, że zdążyła zapomnieć, co przed chwilą powiedziała. Nawet nie była świadoma, jak bezbrzeżnie szczera była.
Jednak Brenna po raz kolejny miała rację. Powinna być zła, że wyjaśnia ją ktoś, kogo na próg Longbottomów niechybnie podrzucił cyrk Bellów, bo nawet oni takiego egzemplarza nie byli w stanie odchować, ale... nie była. Ba, zgadzała się z nią, bo wyjawiając prawdę nie miała wiele do stracenia. Była w takim stanie upojenia i upodlenia, że było jej wszystko jedno.
- A to tylko jedna z wielu moich wad - oznajmiła, uśmiechając się rozbrajająco, jakby była z tego dumna niezwykle. A potem ten teatralny uśmiech opadł błyskawicznie, wraz z właścicielką, która wylądowała policzkiem na miękkiej poduszce. Już zupełnie wyparła z myśli tę zaginioną różdżkę. - Tylko się pośpiesz, bo jak przymykam oczy, to z oddali słyszę anielskie chóry - oświadczyła sennym głosem, choć doskonale wiedziała, że anielski orszak jej duszy nie przyjmie. Co najwyżej zasadzał się na nią z widłami.


I was never as good as I always thought I was
— but I knew how to dress it up —
I was never satisfied, it never let me go
just dragged me by my hair and back on with the show

~♦~
« Starszy wątek | Nowszy wątek »

Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości
Podsumowanie aktywności: Eden Lestrange (3204), Brenna Longbottom (3206)


Strony (2): 1 2 Dalej »


  • Pokaż wersję do druku
  • Subskrybuj ten wątek

Przydatne linki
Kolejeczka
Tryb normalny
Tryb drzewa