11.09.2024, 13:02 ✶
(Ten post był ostatnio modyfikowany: 11.09.2024, 18:57 przez Charles Mulciber.)
23 sierpnia 1972
Nie każdy wiedział, że sproszkowane składniki uwalniają swoją moc inaczej, niż te pozostawione w kawałku. Suszone zioła zwinięte w kadzidła paliły się dłużej, lecz ich moc była mniej intensywna, gdy żar stopniowo zajmował blaszki ilościowe, ale nie radził sobie tak dobrze z większością włókien, które utrzymywały sztywność rośliny. W zależności od typu i gatunku, do problemu można było podejść w dwojaki sposób: pozostawić rośliny takimi, jakie były, by dać im czas na zostanie pożartymi przez płomień, lub też wysilić się nieco i pomóc im rozbić najtwardsze elementy, a następnie zlepić je ponownie łatwopalną żywicą lub innym medium, które utrzyma proszek w całości i pozwoli mu wydzielać swoją magię w nieco bardziej gwałtowny sposób. Sama żywica również mogła mieć swoje właściwości... Było wiele możliwości, wiele sposobów wykorzystania składników.
Charlie zdecydował, że kadzidła potrzebne dla jednego z pacjentów pani doktor Dolohovej muszą mieć nieco szybszy, gwałtowny proces spalania i wydzielania swojej magii, jak przepisała Annaleigh. Suszone liście i łodygi zioła musiały zostać oddzielone od kwiatów, które mogły zaburzyć proces działania. Zioło pachniało ładnie, chociaż jego zapach długo utrzymywał się na palcach. Charliemu to nie przeszkadzało, gdy zdążył nawyknąć do unoszących się wokół aromatów, które czepiały się włosów, skóry i ubrań niczym naturalne perfumy, nadając pracowni inny zapach każdego dnia, w zależności od tego, nad czym Charlie właśnie pracował.
Dzień pracy chylił się ku końcowi. Pani doktor czasem pracowała do nocy, lecz gdy miała popołudniową zmianę w szpitalu, Charles mógł skupić się na dokończeniu swoich obowiązków i powrót do domu o całkiem przyzwoitej godzinie. Choć nie pracował dla Anny długo, zaczął wpadać w przyjemny rytm pracy jej gabinetu. Bycie asystentem jednak nie było tak przykre, jak spodziewał się początkowo a mnogość zajęć nie pozwalała mu się nudzić.
Popołudnie wypełniał przyjemny, monotonny dźwięk kamienia trącego o kamień, gdy Charlie ucierał składniki w moździerzu. Tłuczek był ciężki, ale dobrze leżał w dłoni, a użycie zwykłej siły ramion pozwalało uzyskać lepszą konsystencję aniżeli zaprzągnięcie do pracy magii. Młody Mulciber skupił się na działaniu, zupełnie ignorując otoczenie, zanurzony we własnych myślach, dodając co jakiś czas kolejne ususzone liście estragonu. Cytrus i nuty kwiatowe uzupełniały zapach ziela.