• Londyn
  • Świstoklik
    • Mapa Huncwotów
    • Ulica Pokątna
    • Aleja horyzontalna
    • Ulica Śmiertelnego Nokturnu
    • Ministerstwo Magii
    • Klinika Św. Munga
    • Niemagiczny Londyn
    • Dolina Godryka
    • Little Hangleton
    • Wyspy Brytyjskie
    • Reszta świata
    • Zmieniacz czasu
    • Opisy lokacji
  • Dołącz do gry
  • Zaloguj się
  • Postacie
  • Accio
  • Indeks
  • Gracze
  • Accio
Secrets of London Scena główna Niemagiczny Londyn v
« Wstecz 1 2 3 4 5 6 Dalej »
[29.08.72, ranek] Po drugiej stronie lustra

[29.08.72, ranek] Po drugiej stronie lustra
Chichot losu
I’m not looking for the knight
I’m looking for the sword
Brązowe, niezbyt długie włosy, często rozczochrane. Wzrost wysoki jak na kobietę, bo mierzy sobie około 179 centymetrów wzrostu. Twarz raczej sympatycznie ładna niż piękna, nie wyróżniająca się przesadnie i rzadko umalowana. Brenna porusza się szybko, energicznie, głos ma miły i rzadko go podnosi. Ubiera się różnie, właściwie to okazji - w ministerstwie widuje się ją w umundurowaniu albo w koszuli i garniturowych spodniach, kiedy trzeba iść gdzieś, gdzie będą mugole, w Dolinie w ubraniach, które ujdą wśród mugoli, a na przyjęcia i bale czystokrwistych zakłada typowe dla tej sfery zdobione szaty. W tłumie łatwo może zniknąć. Jeżeli używa perfum, to zwykle to jedna z mieszanek Potterów, zawierająca nutę bzu, porzeczki i cedru, a szamponu najczęściej jabłkowego, rzecz jasna też potterowskiego.

Brenna Longbottom
#1
28.10.2024, 12:09  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 01.01.2025, 17:08 przez Brenna Longbottom.)  
wiadomość pozafabularna
suma przypadków: Świat po drugiej stronie lustra.
Po drugiej stronie lustra znajduje się świat, w którym wszystko jest na opak. Przetarłeś już oczy? Cóż, na nic się to zdało - świat po drugiej stronie lustra nadal istnieje. Odkryłeś go w swoim życiu tylko raz i już nigdy nie udało ci się do niego powrócić - przyglądałeś się sobie tego felernego poranka i kichnąłeś tak mocno, że uderzyłeś czołem o szybę. Zanim zorientowałeś się, że ten świat był odbiciem lustrzanym twojego, minęło trochę czasu. Na szczęście udało ci się wrócić do prawdziwego świata tą samą drogą.

Lustro w łazience w londyńskiej kamienicy – a konkretnie w jednym z mieszkań, jedynym w budynku już doprowadzonym do stanu używalności – było nowe. Brenna pozbyła się poprzedniego, popękanego, w paskudnej ramie, przeżartej brudem, a to wnieśli mugolscy robotnicy, którzy jakieś trzy dni temu skończyli podstawowe prace, obejmujące między innymi wymianę stolarki okiennej, ogarnięcie podłóg i umalowanie ścian. O ile w Księżycowym Stawie wszystkim zajmowali się na własną rękę, o tyle tutaj zdecydowała się na poleganie na ekipie, która wprawdzie działała z opóźnieniami, ale działała. Nie mogła wiecznie prosić przyjaciół o pomoc. Nie chciała o nią prosić.
Ekipa skończyła idealnie, tak żeby mogła zatrzymać się w mieszkaniu teraz, kiedy akurat nie chciała wracać ani do Warowni, ani do Księżycowego Stawu. Początkowo myślała o tej lokacji jako potencjalnie przydatnej dla Zakonu, ale w tej chwili zaczynała sądzić, że miejsce może przydać się jej… to było jednak coś do przemyślenia i rozważenia, bo póki co priorytetem pozostawał Księżycowy Staw.
O ile uda się je przywrócić do stanu używalności w stosunkowo szybkim czasie. Na razie i tak do czegokolwiek nadawało się tylko to mieszkanie.
– Siedem lat nieszczęścia – mruknęła, unosząc palce i przesuwając je po rysie, która biegła przez nowiutkie lustro, tam gdzie Brenna chwilę wcześniej uderzyła czołem. Na jej twarzy, bladej z niewyspania, z sińcami pod oczyma, tworzył się właśnie siniak. Westchnęła i z niedawno zamontowanej szafki, wyciągnęła opakowanie cudownego podkładu Potterów: prawie niewidoczny mógł pomóc w zamaskowaniu siniaka, bladość oraz worów pod oczami. Nie żeby jej specjalnie zależało, ale potem ktoś znowu będzie mówił, że nie spała, a przecież bardzo grzecznie właśnie chwilę temu to robiła.
Wyszła z łazienki i z pewną konsternacją zauważyła paczkę papierosów, leżącą na szafce w przedpokoju. Prawdopodobnie musieli zostawić je tutaj robotnicy – a przynajmniej taką miała nadzieję, bo brat i Mavelle znali tę lokację, a wolałaby nie wpaść tutaj na Erika. Gdy pociągnęła nosem, doszła zresztą do wniosku, że zapach papierosów utrzymuje się w mieszkaniu, mieszając z wonią farby – nie zauważyła tego wieczorem pewnie po części dlatego, że w Biurze Brygady dawno już przywykła do woni dymu. Otworzyła na oścież kuchenne okno, pozmywała naczynia, po czym przeszła do salonu, otworzyć i drzwi balkonowe. I kiedy właśnie przypatrywała się fotelom, zastanawiając, dlaczego do cholery są zielone, skoro była pewna, że zamówiła czerwone, ktoś zapukał do drzwi.
Dłoń Brenny odruchowo sięgnęła ku różdżce.
A potem tę opuściła i westchnęła, ruszając do wejścia. Erik. To musiał być Erik. Nie miała w kamienicy sąsiadów, bo cała kamienica, parter, piętro i poddasze, należały do niej, i parter, i piętro podzielone, każde na dwa mieszkania. Ekipa póki co skończyła prace, Brenna nie chciała robić wszystkiego na raz. Adres znali Mav i Erik, a ta pierwsza przecież wyjechała…


Don't promise to live forever. Promise to forever live while you're alive.
Widmo
Nie mam nic do ludzi.
Nawet szacunku.
Co się rzuca w oczy, gdy do pomieszczenia wchodzi ON? Jego wzrost (197 cm). Jest gigantem, umięśniony, dba o to, aby być silnym fizycznie. Jest to jego atut. Ma na ciele sporo blizn ze spotkań z niebezpiecznymi stworzeniami. Zwykle ma zarost na twarzy, kręcone włosy i ciemne jak otchłań piekła oczy, które patrzą na ludzi z nienawiścią, a na zwierzęta z obsesyjną miłością. Jeśli pracuje, nie spodziewa się gości ubiera się niedbale, byle jak, bez patrzenia na modę. Jeśli idzie do ludzi, brata, rodziny to ubiera się w skrojone na jego miarę garnitury, koszule, kamizelki (ale za tym nie przepada).

Vincent Prewett
#2
28.10.2024, 14:31  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 29.10.2024, 14:12 przez Vincent Prewett.)  

W ręku trzymał opakowanie ciastek, które wpychał sobie w usta. Twarz miał ogolone bardzo dokładnie i posmarowane specjalnym kremem, aby nie była szorstka i sucha. Jako Brygadzista zawsze chciał się dobrze prezentować. Jego kręcone włosy zostały zaczesane w tył, aby mu nie przeszkadzały, a na sobie miał tym razem schludną ciemną koszulę, letni płaszcz, bo dzisiejszy dzień nie rozpieszczał pogodą i ciemne, długie spodnie. Zwykle chodził w mundurze, ale dzisiaj Brenna miała zabrać go na spotkanie z ciemnym typem spod mrocznej gwiazdy, aby mógł dostać kilka informacji odnośnie jednej sprawy, nad którą pracował. Od samego rana był na nogach, więc chwilę wcześniej pił jeszcze kawę. Pachniał wodą kolońską, męskimi perfumami i ciasteczkami, które nałogowo zjadał. Czegoś zawsze mu brakowało, więc obrał taktykę ciasteczkową – palenie fajek było nieodpowiednie. Miał tyle rzeczy jeszcze do zrobienia, więc umieranie na fajki było ostatnim na jego liście rzeczy do zrobienia.

W końcu dotarł do biura Brenny Longbottom, jego przyjaciółki z lat szkolnych, którą beształ na każdym kroku za palenie fajek, ale Ślizgonów nigdy nie szło naprawić, więc po prostu zaakceptował jej naturę. Zapukał na drzwi, a jak te się otworzyły bez pytania wpakował się do środka.

– Hello, Paskudo – wyszczerzył się łobuzersko – ale dzisiaj pogoda do dupy, jesteś już gotowa? Chciałbym mieć podróż na ścieżki za sobą. Nie lubię tamtego miejsca. – pociągnął nosem i spojrzał na paczkę papierosów – znowu jarałaś? Na brodę Merlina, mówiłem ci, abyś z tym skończyła – westchnął ciężko i wrzucił dla zasady paczkę do kosza na śmieci. Przyjrzał się jej uważnie i zmarszczył gęste brwi widząc, że dziewczyna jakoś nie czai co on do niej mówi.


Chichot losu
I’m not looking for the knight
I’m looking for the sword
Brązowe, niezbyt długie włosy, często rozczochrane. Wzrost wysoki jak na kobietę, bo mierzy sobie około 179 centymetrów wzrostu. Twarz raczej sympatycznie ładna niż piękna, nie wyróżniająca się przesadnie i rzadko umalowana. Brenna porusza się szybko, energicznie, głos ma miły i rzadko go podnosi. Ubiera się różnie, właściwie to okazji - w ministerstwie widuje się ją w umundurowaniu albo w koszuli i garniturowych spodniach, kiedy trzeba iść gdzieś, gdzie będą mugole, w Dolinie w ubraniach, które ujdą wśród mugoli, a na przyjęcia i bale czystokrwistych zakłada typowe dla tej sfery zdobione szaty. W tłumie łatwo może zniknąć. Jeżeli używa perfum, to zwykle to jedna z mieszanek Potterów, zawierająca nutę bzu, porzeczki i cedru, a szamponu najczęściej jabłkowego, rzecz jasna też potterowskiego.

Brenna Longbottom
#3
28.10.2024, 15:32  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 28.10.2024, 15:33 przez Brenna Longbottom.)  
Gdy otworzyła drzwi i za progiem zobaczyła Vincenta, na moment dosłownie się zawiesiła.
Powody tego stanu były dwojakie. Po pierwsze, próbowała zrozumieć, skąd się tu wziął i robiła szybki przegląd ich ostatnich rozmów, starając się przypomnieć sobie, czy jakimś cudem podała mu adres i o nim zapomniała. Po drugie, coś jej nie grało, a niezawodny zmysł detektywa podpowiadał, że tym czymś był stan twarzy Vincenta, i jego ubrań, bo ta pierwsza coś była gładsza niż zwykle, a te drugie… no jakoś mało vincentowe, ale może to ze względu na niemagiczny Londyn.
Już ona sobie pogada z bratem o udostępnianiu tego adresu na prawo i lewo. Nawet przyjaciołom i osobom z Sieci. Przecież powinien jej chociaż wspomnieć, że ktoś mógł nagle pojawić się na jej progu.
– Erik ci powiedział? – spytała podejrzliwie, a potem po prostu zgarnęła mu z ręki ciasteczka i od razu wpakowała sobie jedno do ust, zanim się cofnęła, wpuszczając go do mieszkania. Wciąż było trochę zagracone, bo pomiędzy przedpokojem a kuchnią stało kilka kartonów: rzeczy niedawno kupione, trochę jej przyniesionych z Warowni… nie, nie zamierzała się tu przeprowadzać, brat by ją zabił, ale po prostu w razie konieczności przenocowania w Londynie, chciała mieć je pod ziemią.
Miała już – już przestąpić nad jednym z pudeł, i zażądać wyjaśnień, co do celu tej niespodziewanej wizyty, kiedy Vincent wspomniał coś o ścieżkach i coś o jaraniu. Jakim jaraniu?
– Co? Jakie ścieżki? – zdziwiła się, i opuściła kolejne ciasteczko, które już miała unieść do ust. Obejrzała je podejrzliwie, nagle zastanawiając się, czy powinna je zjadać… ale przecież on mówił jak Vincent, rysy miał jak Vincent, nawet nos był trochę krzywy, dokładnie w tym samym miejscu, co trzeba, bo kiedyś mu go złamała, a on nie chciał od razu iść do uzdrowiciela. I nazywał ją paskudą, a to nie było przezwisko, które byłyby powszechnie znane. – Nie prosiłam cię, żeby załatwiać cokolwiek na ścieżkach? To znaczy, sprawa Salta jest już załatwiona. Patrick się z tobą skontaktował? – spytała, obserwując go z absolutnym niezrozumieniem. Czy do Warowni ktoś posłał wiadomość, gdy jej tam nie było? Czy miała czymś się zająć, i wszyscy założyli, że jakoś się dowie, że ma to zrobić, i zapomnieli jej o tym powiedzieć? Coś padło w Księżycowym Stawie? - A poza tym to nie ja paliłam.


Don't promise to live forever. Promise to forever live while you're alive.
Widmo
Nie mam nic do ludzi.
Nawet szacunku.
Co się rzuca w oczy, gdy do pomieszczenia wchodzi ON? Jego wzrost (197 cm). Jest gigantem, umięśniony, dba o to, aby być silnym fizycznie. Jest to jego atut. Ma na ciele sporo blizn ze spotkań z niebezpiecznymi stworzeniami. Zwykle ma zarost na twarzy, kręcone włosy i ciemne jak otchłań piekła oczy, które patrzą na ludzi z nienawiścią, a na zwierzęta z obsesyjną miłością. Jeśli pracuje, nie spodziewa się gości ubiera się niedbale, byle jak, bez patrzenia na modę. Jeśli idzie do ludzi, brata, rodziny to ubiera się w skrojone na jego miarę garnitury, koszule, kamizelki (ale za tym nie przepada).

Vincent Prewett
#4
29.10.2024, 14:24  ✶  

Miał wrażenie, że Brenna miała jakieś zaćmienie mózgu. Znowu się gdzieś uderzyła w głowę? Zmarszczył brwi widząc na jej twarzy znaki zapytania. Wyglądała naprawdę uroczo, jakby dopiero przed chwilą obudziła się z jakiegoś koszmaru. Miał ochotę wsunąć dłoń w jej włosy i nawet sięgnął do nich ręką, ale w porę się opanował i je tylko potarmosił. Nie, nigdy nie uda mu się jej tego powiedzieć. Jego prawdziwe uczucia powinny zostać w sercu na wieczność. Gdy zabrała mu ciastka natychmiast je jej zabrał i odsunął się podchodząc do okna, wypuścił głośno powietrze z płuc. Obecność Brenny źle na niego działała, dlatego próbował utrzymywać z nią stosunki tylko zawodowe, ale było to dla niego trudne. W latach szkolnych jak wpadł na nią, gdy dawała łomot jakiemuś Ślizgonowi coś się w nim urodziło, ale długo skrywał te emocje pod postacią sarkazmu. Tym razem czuł delikatny niepokój, miał wrażenie, że coś było nie tak, ale jeszcze nie wiedział co. Gdy wspomniała o Eriku jeszcze bardziej się zdziwił. Co jest nie tak?

– Znowu utrzymujesz z nim kontakt? – zapytał zdziwiony, może coś się między nią, a jej bratem zmieniło od ostatniego spotkania? Może dlatego tak dziwnie się zachowuje? Brenna zawsze była skryta, ale nie sądził, że ukryje przed nim fakt, że znowu skontaktowała się z jej bratem. To było dziwne i podejrzliwe. Może została naćpana? Może ktoś ją szantażował? Może straciła pamięć? Podszedł do niej i zmrużył oczy jakby szukając oznak narkotyków w jej twarzy. – Ćpałaś? – zapytał bez ogródek, w co wątpił, bo dziewczyna była uzależniona jedynie od fajek. Do jego nosa dotarł jej zapach, więc wcisnął sobie do ust dwa ciastka zapychając je, aby nie zrobić głupstwa. Od kilku dni szykował się do tego, aby wyznać jej prawdę o swoich uczuciach, ale zawsze coś mu przerywało. Gryfon zakochany w Ślizgonce, absurd nie?

– To ja cię prosiłem, abyś mnie tam zaprowadziła. Czemu miałbym iść na ścieżki sam, co? I jaki znowu Patrick? – zaczynał się irytować, co mogła usłyszeć w jego głosie. Przeczesał nerwowo dłonią przez swoje włosy. Czyżby miała znowu jakiegoś kochasia? Nie wytrzyma jak znowu będzie się z kimś migdalić w barze, a on będzie sobie siedział z whiskey w ręku. – Brenno, czy ty się uderzyłaś w głowę? Ktoś ci coś podał? Czy znowu Erik prosił cię o hajs? – wpatrywał się w nią uważnie. – Weź już nie żartuj. Chce mieć tą sprawę z głowy, mówiłaś, że pomożesz mi dostać się do Rodericka, bo będzie wiedział coś więcej o tamtym włamaniu, a teraz pytasz o Erika? – westchnął ciężko i znowu wpakował ciastko do ust na odstresowanie.


Chichot losu
I’m not looking for the knight
I’m looking for the sword
Brązowe, niezbyt długie włosy, często rozczochrane. Wzrost wysoki jak na kobietę, bo mierzy sobie około 179 centymetrów wzrostu. Twarz raczej sympatycznie ładna niż piękna, nie wyróżniająca się przesadnie i rzadko umalowana. Brenna porusza się szybko, energicznie, głos ma miły i rzadko go podnosi. Ubiera się różnie, właściwie to okazji - w ministerstwie widuje się ją w umundurowaniu albo w koszuli i garniturowych spodniach, kiedy trzeba iść gdzieś, gdzie będą mugole, w Dolinie w ubraniach, które ujdą wśród mugoli, a na przyjęcia i bale czystokrwistych zakłada typowe dla tej sfery zdobione szaty. W tłumie łatwo może zniknąć. Jeżeli używa perfum, to zwykle to jedna z mieszanek Potterów, zawierająca nutę bzu, porzeczki i cedru, a szamponu najczęściej jabłkowego, rzecz jasna też potterowskiego.

Brenna Longbottom
#5
29.10.2024, 23:18  ✶  
Brenna nie miała pojęcia, co czuł Vincent z tego świata. Ba, nie miała nawet pojęcia, co czuła Brenna z tej rzeczywistości, czy mogłaby odwzajemnić to uczucie, czy absolutnie nie, czy oglądała się może za pewnym aurorem, czy też lubiła swojego kumpla albo była zupełnie niezainteresowana kimkolwiek, bo zajmowały ją praca oraz pączki. Pomijając fakt, że nie wiedziała nawet, że trafiła do innego świata, to ją samą w tej chwili interesował tylko jeden mężczyzna, nie zanosiło się na to, aby to mogło się zmienić, a była osobą, która po prostu nie umiałaby myśleć o dwóch chłopakach na raz. Nie przyszłoby jej więc nic takiego nawet do głowy.
Choć w tej chwili to myślała głównie o tym, że ta głowa bardzo ją boli, a rozmowa obiera dziwny kierunek. Nie rozumiała połowy rzeczy, które mówił do niej Prewett.
– Vinc, to ty się chyba naćpałeś albo ktoś podstawia mi tutaj pierdolonego przebierańca – oświadczyła, przechodząc wreszcie ponad pudłem, by opaść na jeden z zielonych foteli, które powinny być czerwone. Gdyby nie to, że nie powinien znać tego adresu, że wyrażał się w bardzo vincentowy sposób i że nawet trzymał jej ulubione ciastka, to chyba wyciągnęłaby różdżkę, i zaczęła go przepytywać pod groźbą ciskania czarami. – Nigdy w życiu niczego nie ćpałam, chyba że liczyć usypiającą herbatkę, którą wypiłam kilka dni temu przez czysty przypadek – powiedziała, obserwując Vincenta Prewetta z absolutną podejrzliwością.
Bo na litość bogini, czemu miałaby nie utrzymywać kontaktów z własnym bratem? Mieszkali razem! Owszem, dzisiaj nocowała tutaj, ale to wcale nie oznaczało, że nie wróci do Warowni. Brenna nie zamierzała porzucać rodziny. Musiała po prostu zanim do nich wróci upewnić się, że będzie w stanie zachowywać się tak, by nie dawać nikomu powodów do zmartwień.
– Steward. Auror. Cholera, zapomniałam ci wspomnieć, że on dowodzi – mruknęła, chociaż nie do końca zapomniała. Po prostu nie uważała, że ktoś dopiero wprowadzany powinien wiedzieć wszystko, nawet jeżeli od dawna wiedziała, po której stronie wchodzi. Ale że Vincent był już w Księżycowym Stawie, nie było sensu na krycie się. – Widać siniaka? – zdziwiła się, sięgając odruchowo dłonią do czoła, i do zamaskowanego sińca, a potem zamarła.
Jaki Roderick?
Jaki hajs? Miała coś załatwić z Erikiem na hajs?
Jakie włamanie?!
– Ja pierdolę. Jaki dziś dzień? – spytała, nagle przerażona, że… cofnęła się źle. Psując zmieniacz czasu, zmieniła coś jeszcze. Przerzuciło ją jakoś do przodu…? Odruchowo rozejrzała się za kalendarzem, ale nie zdążyła jeszcze takiego powiesić, ba, nie zdążyła nawet o tym pomyśleć.


Don't promise to live forever. Promise to forever live while you're alive.
Widmo
Nie mam nic do ludzi.
Nawet szacunku.
Co się rzuca w oczy, gdy do pomieszczenia wchodzi ON? Jego wzrost (197 cm). Jest gigantem, umięśniony, dba o to, aby być silnym fizycznie. Jest to jego atut. Ma na ciele sporo blizn ze spotkań z niebezpiecznymi stworzeniami. Zwykle ma zarost na twarzy, kręcone włosy i ciemne jak otchłań piekła oczy, które patrzą na ludzi z nienawiścią, a na zwierzęta z obsesyjną miłością. Jeśli pracuje, nie spodziewa się gości ubiera się niedbale, byle jak, bez patrzenia na modę. Jeśli idzie do ludzi, brata, rodziny to ubiera się w skrojone na jego miarę garnitury, koszule, kamizelki (ale za tym nie przepada).

Vincent Prewett
#6
03.11.2024, 21:02  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 11.11.2024, 13:22 przez Vincent Prewett.)  

Widząc jej podejrzliwe spojrzenie czuł się dziwnie. Niby wyglądała jak Brenna, chodziła jak Brenna, mówiła jak ona, ale coś w jej słowach było dziwnie obce. Odłożył ciastka na biurko i wcisnął dłonie w kieszenie, bo czuł się tu niezręcznie. Jakby jej towarzystwo było obce. Nic nie wiedziała, nic nie pamiętała, nic nie rozumiała. On też nic nie rozumiał. Co było nie tak? On nie usiadł, nie mógł, denerwowało go to, że ta nie zamierzała się ruszyć. Umówili się, prawda? Wiedział, że Brenna często zmienia zdanie, albo coś może jej wypaść, ale nie sądził, że wystawi go w tak poważnej sprawie.

– W tym momencie to ty się zachowujesz dziwnie. Może ta herbatka nie była usypiająca, hm? – spojrzał na fotel, w którym usiadła i lekko parsknął – Nawet po tylu latach musisz nadal wszystko stroić w zieleń? – pokręcił głową z rozbawieniem, ale w sumie co miał ją winić, sam czasami pokusi się o czerwony akcent w swoim otoczeniu. Przywodziło to na myśl dom, w którym tyle lat się wychowywał, nie?

Zatrzymał się na chwilę i wpatrywał się w nią jak w nawiedzoną, albo opętaną przez jakieś dziwne moce. Czuł jak serce mu łomoce ze stresu, czuł niepokój i nie wiedział z jakiego powodu. Zrobił w jej kierunku krok, aby zobaczyć jej czoło.

– A jednak się walnęłaś. Może straciłaś pamięć, co? – zapytał i podrapał się w tył głowy. – Odrobinę mnie przerażasz – dodał jeszcze. Nazwiska, które wymieniła nie kojarzył, a w końcu powinien, bo jeśli ten człowiek był Aurorem to powinien go znać. – Może coś ci się pomerdało? Nie znam żadnego aurora o tym nazwisku, a znam ich dosyć sporo, nie? – w końcu to on był jej łącznikiem z ministerstwem. Sięgnął do marynarki, aby wyjąć z kieszonki mały notesik, gdzie miał kalendarz. Od razu podał jej datę i popatrzył na nią jakby mając nadzieję, że to jej coś wyjaśni. – Teraz już pamiętasz? Chodzi o sprawę włamania na Pokątnej, nad którą pracuję. Mówiłem ci o tym kilka dni temu. Powiązaliśmy to z Roderickiem, który się ukrywa. Miałaś mnie tam zaprowadzić – zaczynał się irytować tym, że znowu musiał jej wszystko wyjaśniać.


Chichot losu
I’m not looking for the knight
I’m looking for the sword
Brązowe, niezbyt długie włosy, często rozczochrane. Wzrost wysoki jak na kobietę, bo mierzy sobie około 179 centymetrów wzrostu. Twarz raczej sympatycznie ładna niż piękna, nie wyróżniająca się przesadnie i rzadko umalowana. Brenna porusza się szybko, energicznie, głos ma miły i rzadko go podnosi. Ubiera się różnie, właściwie to okazji - w ministerstwie widuje się ją w umundurowaniu albo w koszuli i garniturowych spodniach, kiedy trzeba iść gdzieś, gdzie będą mugole, w Dolinie w ubraniach, które ujdą wśród mugoli, a na przyjęcia i bale czystokrwistych zakłada typowe dla tej sfery zdobione szaty. W tłumie łatwo może zniknąć. Jeżeli używa perfum, to zwykle to jedna z mieszanek Potterów, zawierająca nutę bzu, porzeczki i cedru, a szamponu najczęściej jabłkowego, rzecz jasna też potterowskiego.

Brenna Longbottom
#7
05.11.2024, 09:00  ✶  
Tak jak Vincent obserwował ją jak opętaną, tak ona patrzyła na niego jakby nagle oszalał. Każde kolejne zdanie, jakie wypowiadał, było tylko bardziej absurdalne. Zieleń? Brenna lubiła zieleń, ale nigdy specjalnie nie stawiała na ten kolor, dziadek chyba wreszcie by ją wydziedziczył, gdyby ustroiła Warownię w zielone barwy. Że nie znał Patricka ani trochę nie dziwiło, że znał paru aurorów niby też, jego kuzyni nimi byli, ale dlaczego uważał to za dziwne, że nie wiedział, kim jest Patrick?
Coś było nie tak.
Coś bardzo było nie tak.
Pomyślała znowu o resztkach zmieniacza czasu, które nie wiedzieć czemu wciąż nosiła w kieszeni - zamierzała je wyrzucić, ale jakoś bała się cisnąc je po prostu do mugolskiego kosza. Nie miała w zwyczaju ulegać panice, ale myśl, że zrobiła coś źle, zachwiała czasem i coś się zmieniło, wbijała się w nią igiełkami strachu. Skupiona na tym, na opracowaniu planu, co zrobić, do kogo iść - Morpheus, brat babki? - nie od razu odpowiedziała Prewettowi. Po chwili jednak wymieniane przez niego szczegóły uruchomiły ciąg skojarzeniowy...
- Zaraz, masz na myśli Rodericka Pluma? - spytała, czując nagle mdłości.
Roderick Plum, który dokonał paru włamań w magicznym Londynie, od kilku miesięcy siedział przecież w więzieniu.
Podniosła się wreszcie z tego zielonego fotela, którego obcość kuła ją niemal w fizyczny sposób. Zatrzymała się przy oknie, wyglądając przez nie w dużej mierze dlatego, że nie chciała pokazywać Vincentowi twarzy. O ile to był Vincent.
Myśl, nakazała sobie, bo przecież nie mogła cofając się o trzy dni zmienić tak wielu rzeczy, sięgających daleko wstecz. Rodericka aresztowano pół roku temu.
Czy uszkadzając czasozmieniacz, uszkodziła coś jeszcze?
I czy da się to naprawić?
Brenna utkwiła spojrzenie w ulicy, a choć pochłonięta myślami od razu czuła, że coś jest nie tak, dopiero po chwili zrozumiała, co konkretnie. Mugolskie auta sunęły po ulicach, trzymając się prawej strony: dokładnie tak, jak w innych krajach Europy. A przecież to, do cholery, była Anglia. To ludzie robili dokładnie odwrotnie, bo tak.
Oszalałam wreszcie, pomyślała Brenna, zaciskając palce mocno na parapecie. Łatwiej było uwierzyć w szaleństwo własne niż całego świata. Łatwiej było uznać, że jej odbiło niż że zmieniło się wszystko i... cholera, czy to jej wina?
- Jeśli chcecie dorwać Rodericka, sprawdźcie Pearl Vegas. To jej pseudonim. Tak naprawdę jest jego siostrą - powiedziała martwym głosem, chociaż zaraz uświadomiła sobie, że Pearl Vegas może nie być siostrą Rodericka, nie tutaj, nie... w tej linii czasu? Chociaż... najwyraźniej ona była dalej siostrą Erika.
Który chciał od niej pieniędzy i z którym nie utrzymywała kontaktów.
- Podziemne ścieżki dziś odwołane, coś mi wypadło.
Wpadłam w dziurę w czasie i przestrzeni i muszę wymyślać, jak wrócić do siebie.
Do domu.


Don't promise to live forever. Promise to forever live while you're alive.
Widmo
Nie mam nic do ludzi.
Nawet szacunku.
Co się rzuca w oczy, gdy do pomieszczenia wchodzi ON? Jego wzrost (197 cm). Jest gigantem, umięśniony, dba o to, aby być silnym fizycznie. Jest to jego atut. Ma na ciele sporo blizn ze spotkań z niebezpiecznymi stworzeniami. Zwykle ma zarost na twarzy, kręcone włosy i ciemne jak otchłań piekła oczy, które patrzą na ludzi z nienawiścią, a na zwierzęta z obsesyjną miłością. Jeśli pracuje, nie spodziewa się gości ubiera się niedbale, byle jak, bez patrzenia na modę. Jeśli idzie do ludzi, brata, rodziny to ubiera się w skrojone na jego miarę garnitury, koszule, kamizelki (ale za tym nie przepada).

Vincent Prewett
#8
11.11.2024, 13:36  ✶  

Znieruchomiał, gdy wstała, gdy podchodziła do okna. Wyglądała na cholernie zestresowaną. Brenna, którą znał nie była zestresowana, żyła chwilą, bawiła się i pociągała go jak nikt inny. Przesunął znowu dłonią po włosach i zrobił w jej kierunku krok. Nie wydedukował jeszcze, co mogło być nie tak. Nie miał tej wiedzy empirycznej, którą miała ta Brenna z innego wymiaru. Gdy był wystarczająco blisko niej położył ostrożnie dłonie na jej ramionach. Czuł uścisk w gardle, czuł stres w sercu jakiego nigdy nie czuł. Mniej bał się podczas pojedynków z czarnoksiężnikami niż w spotkaniu ze swoją przyjaciółką. Zaczął masować jej ramiona, zawsze był w tym dobry, ale Brenna na to nigdy nie pozwalała. To był jego mały test, aby sprawdzić, czy to była jego Brenna.

– Weź wdech, bo bredzisz Paskudo – powiedział cicho i zabrał dłonie z jej ramion. Wydawało mu się to dziwne, ale bliskość tej kobiety powodowała, że nie mógł zapanować nad sobą samym. – Może chcesz wtedy wyjść na jakiegoś drinka? W pracy i tak wziąłem wolne, aby iść z tobą na tą misje, więc nikt nie zwróci uwagi, że mnie nie ma. Można się zrelaksować – odparł i spojrzał za okno, aby dowiedzieć się na, co ona zerka.

Vincent nigdy nie miał taktu, nigdy nie potrafił wyczuć potrzeb drugiej osoby, dlatego nigdy nie udało mu się zbliżyć do Brenny Longbottom na tyle blisko, aby odkrywać jej sekrety bez jej słów. Inaczej było z ich relacją w prawdziwym świecie. Tam czasami mogli milczeć i wiedzieli, co druga osoba potrzebuje.

Chichot losu
I’m not looking for the knight
I’m looking for the sword
Brązowe, niezbyt długie włosy, często rozczochrane. Wzrost wysoki jak na kobietę, bo mierzy sobie około 179 centymetrów wzrostu. Twarz raczej sympatycznie ładna niż piękna, nie wyróżniająca się przesadnie i rzadko umalowana. Brenna porusza się szybko, energicznie, głos ma miły i rzadko go podnosi. Ubiera się różnie, właściwie to okazji - w ministerstwie widuje się ją w umundurowaniu albo w koszuli i garniturowych spodniach, kiedy trzeba iść gdzieś, gdzie będą mugole, w Dolinie w ubraniach, które ujdą wśród mugoli, a na przyjęcia i bale czystokrwistych zakłada typowe dla tej sfery zdobione szaty. W tłumie łatwo może zniknąć. Jeżeli używa perfum, to zwykle to jedna z mieszanek Potterów, zawierająca nutę bzu, porzeczki i cedru, a szamponu najczęściej jabłkowego, rzecz jasna też potterowskiego.

Brenna Longbottom
#9
11.11.2024, 14:08  ✶  
Ta Brenna też rzadko bywała zestresowana, a jak już była, to bardzo starała się tego po sobie nie pokazać. I teraz można by powiedzieć, że i tak szło jej całkiem nieźle, biorąc pod uwagę fakt, że na ulicy auta jeździły w drugą stronę, i dowiadywała się, że gość, którego wsadziła za kratki kilka miesięcy temu wcale za tymi kratkami nie siedział.
Drgnęła, gdy ją dotknął. Dotyk nie był czymś, co zwykle jej przeszkadzało – wyciągała dłonie do rodziny, przyjaciół, znajomych, czasem i obcych ludzi, bo to był dla niej naturalny sposób okazywania uczuć czy pocieszania. Ale ten gest był jednak trochę inny, a poza tym wszystko było nie tak i wcale nie była przekonana, czy w ogóle zna tego Vincenta Prewetta. Czy to w ogóle był Vincent Prewett?
Bo do cholery, Vincent Prewett, którego znała, powinien doskonale wiedzieć, że „drink” to w jej wykonaniu kawa albo herbata. Owszem, ostatnio w sumie to się trochę spiła, ale to był moment załamania i on nie miał o tym pojęcia.
Sięgnęła po jego dłoń i zsunęła ją z ramienia, spokojnym, niezbyt gwałtownym ruchem, a potem się do niego odwróciła, za plecami zostawiając ten obcy – znajomy Londyn. W tej chwili na jej twarzy była raczej jakaś zaciętość niż stres, bo Brenna była absolutnie zdecydowana znaleźć sposób na powrót do domu. Nie miała czasu na wizyty w barach, musiała… w sumie to nie była pewna, do głowy przychodziło jej dopadnięcie brata babki, dopadnięcie Morpheusa, przeszukanie mieszkanie i jeszcze może walnięcie głową o to pieprzone lustro, może straci przytomność i obudzi się u siebie.
– Ja zawsze bredzę, bredzenie to dla mnie stan naturalny – oświadczyła. – Znaczy się, prawie zawsze bredzę, ale teraz akurat nie. Sorry, dziś podziemnych ścieżek nie będzie, drinków to tym bardziej, mam bardzo pojebaną sprawę do rozłożenia na czynniki pierwsze. Roderick musi poczekać.
Taką z wpadaniem w dziury w czasie i przestrzeni. A Roderick musi poczekać aż… hm, może aż Brenna naprostuje czasoprzestrzeń i znowu będzie siedział w więzieniu?


Don't promise to live forever. Promise to forever live while you're alive.
Widmo
Nie mam nic do ludzi.
Nawet szacunku.
Co się rzuca w oczy, gdy do pomieszczenia wchodzi ON? Jego wzrost (197 cm). Jest gigantem, umięśniony, dba o to, aby być silnym fizycznie. Jest to jego atut. Ma na ciele sporo blizn ze spotkań z niebezpiecznymi stworzeniami. Zwykle ma zarost na twarzy, kręcone włosy i ciemne jak otchłań piekła oczy, które patrzą na ludzi z nienawiścią, a na zwierzęta z obsesyjną miłością. Jeśli pracuje, nie spodziewa się gości ubiera się niedbale, byle jak, bez patrzenia na modę. Jeśli idzie do ludzi, brata, rodziny to ubiera się w skrojone na jego miarę garnitury, koszule, kamizelki (ale za tym nie przepada).

Vincent Prewett
#10
26.11.2024, 12:24  ✶  

Vincent przyglądał się jej uważnie. Od lat tonął w jej oczach, jej zapachu i głosie, ale zawsze brakowało mu odwagi, aby zrobić ten krok do przodu, gdy strąciła jego rękę spodziewał się tego więc splótł dłonie za swoimi plecami. Jej brązowe oczy przyciągały go jak nigdy. Miał wrażenie, że to nie była jego Brenna, ale nie mógł się powstrzymać od patrzenia się na nią. Nie była tak bardzo zdystansowana jak kilka dni temu, nie unikała patrzenia w jego oczy, była zacięta bardziej, albo były to jego urojenia i za chwilę obudzi się w swoim mieszkaniu zalany potem i uczuciem pochłaniającej go paniki. Tyle lat i tak mało odwagi, aby zrobić cokolwiek innego niż wpatrywanie się w nią jak w obrazek.

Jej słowa docierały do niego jak zza grubej szyby, słyszał jedynie bicie własnego serca, które zapierdalało jak mugolskie samochody na ulicy. Dzisiaj nici z drinka, dzisiaj nici z wycieczki. Wiedział, że to pora odpuścić, ale nie mógł się ruszyć. W końcu wrócił do żywych i złapał jej podbródek, bez żadnych słów delikatnie musnął jej usta odsunął się i poszedł w kierunku drzwi sztywny bardziej niż zwykle.

– Cześć – rzucił i zatrzasnął za sobą drzwi zbiegając na dół i wybiegając na zatłoczone mugolskie ulicy. Serce nadal mu zapierdalało, a ciało oblało się zimnych potem. Bał się, że zrobił błąd, a Longbottom z góry rzuci na niego jakąś klątwę.


Postać opuszcza sesję
« Starszy wątek | Nowszy wątek »

Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości
Podsumowanie aktywności: Brenna Longbottom (2659), Vincent Prewett (1561)


Strony (2): 1 2 Dalej »


  • Pokaż wersję do druku
  • Subskrybuj ten wątek

Przydatne linki
Kolejeczka
Tryb normalny
Tryb drzewa