• Londyn
  • Świstoklik
    • Mapa Huncwotów
    • Ulica Pokątna
    • Aleja horyzontalna
    • Ulica Śmiertelnego Nokturnu
    • Ministerstwo Magii
    • Klinika Św. Munga
    • Niemagiczny Londyn
    • Dolina Godryka
    • Little Hangleton
    • Wyspy Brytyjskie
    • Reszta świata
    • Zmieniacz czasu
    • Opisy lokacji
  • Dołącz do gry
  • Zaloguj się
  • Postacie
  • Accio
  • Indeks
  • Gracze
  • Accio
Secrets of London Poza schematem Wyspy Brytyjskie v
« Wstecz 1 2 3 4 5 6 … 10 Dalej »
[19.07.72. Forest of Dean] Kiedyś mieszkała tu magia

[19.07.72. Forest of Dean] Kiedyś mieszkała tu magia
Chichot losu
I’m not looking for the knight
I’m looking for the sword
Brązowe, niezbyt długie włosy, często rozczochrane. Wzrost wysoki jak na kobietę, bo mierzy sobie około 179 centymetrów wzrostu. Twarz raczej sympatycznie ładna niż piękna, nie wyróżniająca się przesadnie i rzadko umalowana. Brenna porusza się szybko, energicznie, głos ma miły i rzadko go podnosi. Ubiera się różnie, właściwie to okazji - w ministerstwie widuje się ją w umundurowaniu albo w koszuli i garniturowych spodniach, kiedy trzeba iść gdzieś, gdzie będą mugole, w Dolinie w ubraniach, które ujdą wśród mugoli, a na przyjęcia i bale czystokrwistych zakłada typowe dla tej sfery zdobione szaty. W tłumie łatwo może zniknąć. Jeżeli używa perfum, to zwykle to jedna z mieszanek Potterów, zawierająca nutę bzu, porzeczki i cedru, a szamponu najczęściej jabłkowego, rzecz jasna też potterowskiego.

Brenna Longbottom
#1
29.10.2024, 14:38  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 14.11.2024, 21:45 przez Baba Jaga.)  
adnotacja moderatora
Rozliczono - Brenna Longbottom - osiągnięcie Badacz Tajemnic VI

[Obrazek: csYCYMT.png]

Może była to swego rodzaju ucieczka, ale - nawet jeżeli Gryfonce nie wypadało tego mówić na głos - ta czasem bywała najlepszym wyjściem. Odkąd była mała, ilekroć czuła, że świat zaczyna ją za bardzo przytłaczać, i nie zdoła zachowywać się normalnie szukała jakiegoś spokojnego, pustego miejsca, a ta tendencja tylko nasiliła się w ostatnich latach. Choć nie miała oporów w wyciąganiu ramion do innych, spędzania z nimi czasu, były chwile, gdy potrzebowała miejsca na uboczu. W którym nikogo nie zdziwi milczenie, nikt nie dostrzeże drgnięć aury, nie spojrzy w przyszłość, w którym można po prostu pobiec przed siebie albo położyć się w trawie i popatrzeć na niebo. Takimi miejscami dla młodej Brenny były przede wszystkim Knieja, gdzie mogła mknąć przed siebie pośród drzew, przeskakiwać nad korzeniami pradawnych drzew, albo ruiny w Dolinie, gdzie czuła się tak bardzo u siebie.
Ale Knieja była teraz pełna mroku. Ruiny - ech świeżego, złego wspomnienia.
Pochłonęły ich kolory, i gdy aportowała ich z powrotem, stali na mchu. Wysoko nad nimi szumiały drzewa – pradawne, grube pnie porastała zieleń, były tak stare, że ich korzenie wystawały wysoko ponad ziemię, a by spojrzeć ku koronom, trzeba było zadrzeć głowę.
– Forest of Dean – wyjaśniła Brenna. – Jest równie stary jak Knieja Godryka. Jeżeli babcia nie zmyślała swoich opowieści, to kiedyś był równie magiczny. I ślady magii wciąż tu się ostały.
Kiedyś polowali tutaj Tudorowie: królewski orszak wpadał pomiędzy drzewa, mordować jelenie, lisy i wiewiórki, które potem trafiały do zamkowych kuchni. Kiedyś wikingowie mieli tu swój przyczółek i napadali na okolicznych ludzi. Jeszcze wcześniej, w czasach, o których nie przetrwały się żadne zapiski, mieszkały tu angielskie plemiona, a druidzi, pierwsi magowie na tych ziemiach, odprawiali swoje rytuały pośród drzew.
– Są tu miejsca, do których nie zbliżają się mugole. Zdają się… po prostu ich nie widzieć. Nie wiem, dlaczego. Może to starożytne zaklęcia albo magia żyjąca w samych drzewach i samej ziemi.


Don't promise to live forever. Promise to forever live while you're alive.
Good Boy
I've got a twisted way of making it all seem fine
Wysoki na metr i dziewięćdziesiąt centymetrów co do milimetra - no więc wysoki, ale za to z drobną budową ciała. Czarne, kręcone włosy i ciemne oczy. Twarz pokryta kilkudniowym zarostem zdradza, że niezbyt dba o siebie.

Thomas Figg
#2
29.10.2024, 17:27  ✶  
Thomas był nawykły do ucieczek, przecież te wszystkie wyjazdy nie były tylko dlatego, że chciał rozwijać się pod kątem kariery. No dobra, to też było powodem, ale stanowiło idealny powód, żeby nigdzie nie zagrzać na długo miejsca. Pozwalało mu  w walce z demonami, które w nowych miejscach nie były aż tak skore do ataku. W każdym nowym kraju znajdował miejsca, które niosły ukojenie, choćby przez krótki czas, dopóki nie zdawał sobie sprawy, że tak naprawdę nic się nie zmienia, że stoi w nowym miejscu ale sam jak palec i nie zdołał. Tym razem jednak było inaczej, podczas tej ucieczki nie był sam, to przywoływało te milsze wspomnienia - jak podczas pobytu w Lecznicy Dusz wymykał się, aby spędzić czas z Norą i Brenną. Po prostu położyć się w trawie i mieć odwagę nie mówić nic - czasami to wręcz wystarczało, czyjaś obecność. Mimo tamtych okoliczności te właśnie momenty wspominał dobrze, to wtedy znalazł na nowo siłę, żeby móc dalej iść przez życie.
Ścisnął mocniej jej dłoń zanim świat przed mini zawirował kalejdoskopem barw. Jej obecność pomagała pozbyć się rozterek i uporządkować myśli. Rozejrzał się po miejscu, w którym się znaleźli, było w nim coś znajomego, kojącego, ale zarazem czegoś obcego, nowego.
- Och, słyszałem o nim, Lizzy często opowiadała legendy o tym jak druidzi odprawiali tu swoje rytuały na każde ze świąt. Jeżeli to prawda to ta magia zapewne nadal żyje w tym miejscu - powiedział zaaferowany podczas rozglądania się po okolicy. Wiekowe drzewa porastające ten teren z majestatycznie rozłożonymi koronami, wszechobecny mech. Zaciągnął się powietrzem czując wilgotną woń lasu, tak pachniała wolność.
Stare miejsca są dobre dla pożegnań
Zignorował głos w głowie i zerknął badawczo na Brennę, która opowiadała mu o tym miejscu.
- Pokazujesz mi swoje sekretne miejsce, prawda Brenn? - zapytał miękko zdając sobie sprawę z tego, że nie pojawili się tutaj przypadkiem. Znała go lepiej niż on sam chyba, normalnie tłamsiłby w sobie te wszystkie emocje i przemyślenia, a on z każdym momentem pozwalała mu poczuć się lepiej, oczyścić umysł i poukładać sobie w głowie to wszystko.
Chichot losu
I’m not looking for the knight
I’m looking for the sword
Brązowe, niezbyt długie włosy, często rozczochrane. Wzrost wysoki jak na kobietę, bo mierzy sobie około 179 centymetrów wzrostu. Twarz raczej sympatycznie ładna niż piękna, nie wyróżniająca się przesadnie i rzadko umalowana. Brenna porusza się szybko, energicznie, głos ma miły i rzadko go podnosi. Ubiera się różnie, właściwie to okazji - w ministerstwie widuje się ją w umundurowaniu albo w koszuli i garniturowych spodniach, kiedy trzeba iść gdzieś, gdzie będą mugole, w Dolinie w ubraniach, które ujdą wśród mugoli, a na przyjęcia i bale czystokrwistych zakłada typowe dla tej sfery zdobione szaty. W tłumie łatwo może zniknąć. Jeżeli używa perfum, to zwykle to jedna z mieszanek Potterów, zawierająca nutę bzu, porzeczki i cedru, a szamponu najczęściej jabłkowego, rzecz jasna też potterowskiego.

Brenna Longbottom
#3
29.10.2024, 20:26  ✶  
– To jeden z ostatnich pradawnych lasów w Anglii – przytaknęła Brenna. – Podobno to miejsce zainspirowało Tolkiena do stworzenia Lothlorien. Nie wiem, czy to prawda, ale tutaj można prawie się spodziewać, że zaraz za drzew wyłonią się elfy – stwierdziła z zamyśleniem, wodząc spojrzeniem pośród zieleni, przywołując ich czerwcową rozmowę na temat Hobbita i Władcy Pierścieni.
Lubiła ten las: w samej naturze Brenny leżało upodobanie do takich miejsc. Kojarzył się jej z wolnością, a ona nosiła pod skórą wilczycę, nawet jeżeli nie znała nazw roślin i zastosowania ziół, pośród których biegała. Przywodził na myśl lasy, o jakich czytało się w powieściach, pełnych przygód i magii, a te Brenna, obdarzona bujną wyobraźnią, miłowała od zawsze.
I wreszcie pełen był historii.
A ona była widmowidzem i czasem, gdy krążyła pośród drzew, zdawało się jej, że nawet bez kręgu widmowidza słyszy dźwięki rogów i echa dawno przebrzmiałych rozmów. Gdy zasnęła śniła o czarodziejach, skrywających się w lesie przed prześladowaniami. I mogły to być zwykłe złudzenia, sen był wytworem niespokojnego umysłu, nasiąkniętego opowieściami babki, ale sprawiały, że zawsze czuła się tutaj dobrze.
– I tak, i nie – stwierdziła z pewnym zamyśleniem, zwracając spojrzenie znowu na niego. – Zawsze chyba najbardziej kochałam Knieję. Od małego. Jest… moja. Ale to miejsce… Też jest ważne. Wiesz, tutaj czarodzieje bywają znacznie rzadziej niż tam, jest większe, i za każdym razem znajduję coś innego.
Puściła jego dłoń i ruszyła ku najbliższemu drzewu, by powoli wspiąć się… nie, nie na nie – po jego korzeniach, tak, aby przedostać się dalej. Wędrowanie przez taki las, wbrew pozorom, nie było wcale banalnie proste. Brenna nie teleportowała ich do żadnego z obszarów, na których często pojawiali się turyści, nie na jedną ze ścieżek, czy w pobliże domostw, a w samo serce pradawnej puszczy, tam gdzie mugole zapuszczali się trochę rzadziej. W pobliżu tej jego części, gdzie wciąż ostało się trochę starej magii.
– Chodź, w pobliżu jest jedno z tych miejsc, o których ci mówiłam. Byłabym wstanie uwierzyć, że to w nim swego czasu Pani Lothlorien przyjęła Drużynę Pierścienia – powiedziała, obracając się na górze, gotowa wyciągnąć dłoń, by pomóc mu wejść na górę. Oczywiście, mógł się teleportować, ale co to byłaby za zabawa?


Don't promise to live forever. Promise to forever live while you're alive.
Good Boy
I've got a twisted way of making it all seem fine
Wysoki na metr i dziewięćdziesiąt centymetrów co do milimetra - no więc wysoki, ale za to z drobną budową ciała. Czarne, kręcone włosy i ciemne oczy. Twarz pokryta kilkudniowym zarostem zdradza, że niezbyt dba o siebie.

Thomas Figg
#4
30.10.2024, 02:37  ✶  
Zbystrzał i wrócił spojrzeniem do Brenny, kiedy wspomniała o Lothlorien. - Naprawdę? - zapytał podekscytowany, ten las wręcz pachniał magią, dlatego też trochę nie dziwił się temu, że właśnie ta okolica natchnęła Tolkiena do stworzenia Lothlorien.
- Mogę zrozumieć dlaczego to miejsce dało mu inspirację - powiedział jeszcze chłonąć sobą piękno otaczającego go lasu. Nie miał tak bliskiej więzi z naturą jak Brenna, ba, wiedział o niej naprawdę mało i zapewne Mabel potrafiłaby go zawstydzić w wielu rzeczach. Znał trochę drzew, kwiatów, umiał rozróżnić niektóre zioła. Ale to co potrafił to docenić piękna tego miejsca, jego głęboką historię. Czuł to w powietrzu, widział to w drzewach i ziemi jak znaczący było to miejsce.
Wymieniła Knieje na ten las, ciebie też wymieni na innego przyjaciela
- Ale o Kniei wiedzą wszyscy, o tym miejscu raczej nie - odpowiedział, choć poniekąd rozumiał jej argumentację. Knieja była miejsce, z którymi byli związani podczas dorastania, znacząco więcej ich wspomnień wiązało się z tamtym lasem niż tym, w którym się znajdowali. - Tak, dostrzegam dlaczego jest wyjątkowe - uśmiechną się rozmarzony, ale czy gdyby był tu sam potrafiłby to docenić? - Cały czas mam wrażenie, że zaraz wyłonią się elfy i zaprowadzą nas do Galadrieli i Celeborna - rzucił nieco podekscytowany, choć wiedział, że nic takiego się nie wydarzy. Nie żyli w Śródziemiu i nie mieli szans na postkanie tolkienowskich elfów, nie ważne jak bardzo by tego pragnęli.
Poczuł delikatne ukłucie, kiedy stracił możliwość czucia ciepła jej dłoni, ale nie będzie przecież czepia się jej jak mały kociak, który za nic nie chce zostawić swojej matki i wczepią się w nią pazurami. Ochoczo pokiwa głową i ruszył powoli za Brenną.
- Koniecznie muszę zobaczyć to miejsce! - wyraził swoją ekscytację na moment całkowicie zapominając o tym wszystkim co działo się wcześniej tego dnia. Ostatnie bezpieczne schronienie Drużyny Pierścienia, już po opuszczeniu jej przez Gandalfa - takie miejsce brzmiało jak idealnie do ukrycia się przed światem. Wędrówka po leśnych ostępach przypomniała mu słowa Bilba.
- Czasem niebezpiecznie jest wyjść z domu, gdy staniesz na drodze, nigdy nie wiadomo, dokąd cię nogi poniosą -  stwierdził wspinając się ochoczo w ślad za przyjaciółką. Jeszcze sobie radził. To było o wiele bardziej ekscytujące niż teleportowanie się wprost na miejsce, pozwalało im przeżyć przygodę! Co prawda przedzieranie się przez las może dla niektórych nie było pasjonujacą przygodą, ale dla Thomasa było.
Chichot losu
I’m not looking for the knight
I’m looking for the sword
Brązowe, niezbyt długie włosy, często rozczochrane. Wzrost wysoki jak na kobietę, bo mierzy sobie około 179 centymetrów wzrostu. Twarz raczej sympatycznie ładna niż piękna, nie wyróżniająca się przesadnie i rzadko umalowana. Brenna porusza się szybko, energicznie, głos ma miły i rzadko go podnosi. Ubiera się różnie, właściwie to okazji - w ministerstwie widuje się ją w umundurowaniu albo w koszuli i garniturowych spodniach, kiedy trzeba iść gdzieś, gdzie będą mugole, w Dolinie w ubraniach, które ujdą wśród mugoli, a na przyjęcia i bale czystokrwistych zakłada typowe dla tej sfery zdobione szaty. W tłumie łatwo może zniknąć. Jeżeli używa perfum, to zwykle to jedna z mieszanek Potterów, zawierająca nutę bzu, porzeczki i cedru, a szamponu najczęściej jabłkowego, rzecz jasna też potterowskiego.

Brenna Longbottom
#5
30.10.2024, 13:02  ✶  
– Natknęłam się na coś takiego w mugolskiej gazecie, ale no… nie wiem. Trochę głupio stanąć na jego progu i o to spytać. W każdym razie... lubię to miejsce – stwierdziła, bo miała wrażenie, że profesor Tolkien mógł mieć trochę dość natrętnych fanów: a ona naprawdę nie lubiła narzucać się innym ludziom. Zwłaszcza tym, których darzyła nie tylko głębokim szacunkiem, ale także podziwem. – Mogliby nas wysłać na misję do Mordordu. Nie miałabym nic przeciwko, gdyby zło dało się pokonać wywalając do wulkanu jeden pierścień.
Wojna z Władcy Pierścienia wydawała się teraz Brennie taka prosta.
Nie pod kątem samej walki – ludzie tam walczyli, umierali i mierzyli się z myślą, że wszyscy mogą zginąć lub dostać się pod jarzmo Saurona. Wyprawa do Mordoru nie była łatwa, a poczucie beznadziei ogarniało wielu bohaterów, i nie mieli nawet tej normalności, która była im dana tutaj, w Anglii.
Ale tam zło rzadko skrywało się tuż przy twoim boku.
Tam nie musiałeś się zastanawiać, kto z twoich bliskich więcej ma w sobie czerni niż bieli, szukać odcieni szarości, bać się, w którą stronę podąży.
I przynajmniej wiedzieli, co muszą zrobić, aby mieć szansę na wygraną.
Gdy dostali się na górę, ruszyła dalej, pomiędzy drzewami, aż dotarli do miejsca, gdzie z kolei musieli przejść ostrożnie w dół. Thomasowi w pewnej chwili mignął bardzo stary kamień – przysiągłby, że obrastający go mech układał się w kształt jakiejś runy, ale nie mógł rozpoznać jakiej… i może było to tylko złudzenie?
Coś poruszyło się nad ich głowami.
Po gałęziach jednego z pradawnych drzew przemieszczały się nieśmiałki. Pradawna puszcza, a przynajmniej te miejsca, które zdaniem Brenny były omijane przez mugoli, najwyraźniej stała się miejscem zamieszkania magicznych stworzeń. Gdy stanęli na skraju polany, o której prawdopodobnie mówiła Brenna, Thomas z kolei usłyszał coś jakby bzyczenie – i spośród krzaków faktycznie wyłoniły się elfy, choć nie te Tolkienowskie. Kilka niewielkich stworzonek, o różnokolorowych skrzydłach, przemknęło pomiędzy nimi, a Brenna obróciła się za nimi, zanim wyszła wprost na polanę, na środku której rósł ogromny, prastary dąb, o wielkim pniu. Ziemię pod nim porastały mchy oraz paprocie: mogłaby tu ucztować Drużyna Pierścienia, nim ruszyła w dalszą drogę, ku krainie pełnej cieni.
– Moim zdaniem jest magiczny, trochę jak te drzewa Greengrassów, inaczej nie przeżyłby tak długo, a te liście jakoś tak srebrzyście połyskują… Się nie znam za bardzo na roślinach, mogę się mylić, ale fajnie w coś takiego uwierzyć.


Don't promise to live forever. Promise to forever live while you're alive.
Good Boy
I've got a twisted way of making it all seem fine
Wysoki na metr i dziewięćdziesiąt centymetrów co do milimetra - no więc wysoki, ale za to z drobną budową ciała. Czarne, kręcone włosy i ciemne oczy. Twarz pokryta kilkudniowym zarostem zdradza, że niezbyt dba o siebie.

Thomas Figg
#6
31.10.2024, 13:20  ✶  
- To prawda, nachodzenie go byłoby dość ekstremalne, żeby dowiedzieć się czegoś takiego, ale... - zamyślił się, bo też nie zamierał niepokoić profesora nachodzeniem go i wypytywaniem o Śródziemie, nie ważne jak bardzo ciekaw by nie był. - Ale chyba moglibyśmy wysłać mu list z naszymi pytaniami co do jego świata - zasugerował niepewnie, bo szansa na odpowiedź zapewne była znikoma. Nie łudził się, że Tolkien ma czas odpowiadać na listy od fanów, których zapewne dostawał kilkaset miesięcznie. Zaśmiał się ,ale nie z tego co powiedziała Brenna, tylko tego co przyszło mu do głowy.
- Ej, Voldemort, masz może jakiś pierścionek, który jak wrzucimy do wulkanu to umrzesz i twoje sługi stracą wszystkie swoje siły? - pokiwał głową, gdyby to było takie proste, gdyby mogli odróżnić wroga od przyjaciela w prosty sposób? Wiadomo, walka z potężnym złem nie była prostą przechadzka, a misja Drużyny była  piekielnie trudna. Jednak nigdy nie musieli zastanawiać się czy przyjaciel nie okaże się jutro wrogiem i nie skieruje swojej broni przeciwko tobie. Westchnął, bo nagle wyprawa do Mordoru wydała mu się zdecydowanie bardziej przyjemnym zadaniem, a na pewno bardziej prawdopodobnym do wykonania niż walka z wrogiem, którego trudno zidentyfikować dopóki sam się nie ujawni.
Przystnął na chwilę patrząc na kamień, który wyglądał jakby mech wyrósł w wyżłobieniu oznaczającym runę, ale nie mógł skojarzyć tego kształtu, może to czysty przypadek? Tylko Thomas nie wierzył w przypadki w takich miejscach. Czuł się dziwnie w tym miejscu, jakby zewsząd otaczała go magia.
Poruszał się ostrożnie w ślad za Brenną, chłonąc piękno tej pradawnej puszczy i nie mogą wyjść z podziwu, jak cudowne jest to miejsce. Zapatrzył się na korony drzew, bo wydawało mu się, że widzi tam chyba nieśmiałki i prawie wywinął epickiego orła, kiedy noga mu się ześlizgnęła z korzenia, na którym stał. Ale utrzymał równowagę, tylko mu się gorąco zrobiło od wizji nagłego uderzenia w ziemię.
Kiedy dotarli na polanę zatrzymał się na jej obrzeżu, jakby nie chciał tam wchodzić bo naruszał naturalny porządek rzeczy. Wszak to było miejsce Brenny, on był tutaj tylko gościem. Zapatrzył się na dąb stojący przed nimi, wszystko to wyglądało jakby ktoś wyjął opisu natury wprost z książek o Śródziemiu. Zerknął na elfy, które przecięły powietrze między nimi. Wszystko to budowało niesamowitą scenerię. gdyby to była wierzba, a nie dąb to pomyślałby, że zaraz skądś wyjdzie Bombadil i uraczy ich jakąś rymowanką, ileś dobrego mogłaby wnieść w ich życie istota, która miała nieograniczoną władzę nad światem? Ale z drugiej strony Tom nie był wojownikiem, nie pomagał w walce ze złem.
- Jest pięknie - potwierdził wreszcie odważając się na wkroczenie na polanę i powoli podchodząc do dębu, rosnącemu na jej środku. - Coś w tym jest, bo odkąd tu się pojawiliśmy mam wrażenie, że czuję wibracje magii. Wiesz jej obecność, bo wypełnia to miejsce przez cały czas, ale nie w zły sposób, jakby chciała chronić i uspokajać - mówiąc to wodził dłonią przez powietrze, jakby chciał złapać coś unoszącego się w nim. Dwukrotnie wcześniej w życiu miał to uczucie, jednak nigdy nie było uspokajające, wręcz przeciwnie, wzbudzało lęk i za każdym razem okazywało się, że jest to miejsce z taką ilością klątw, że trudno było się ich doliczyć. Tutaj jednak wszystko wyglądało zupełnie inaczej, spokojnie, przyjaźniej - nie musiał bać się, ze zaraz będzie musiał łamać setkę klątw.
- Dziękuję, za pokazanie mi tego miejsca - dodał jeszcze wracając spojrzeniem do Brenny i obdarzając ją szerokim, pełnym uśmiechem.
Chichot losu
I’m not looking for the knight
I’m looking for the sword
Brązowe, niezbyt długie włosy, często rozczochrane. Wzrost wysoki jak na kobietę, bo mierzy sobie około 179 centymetrów wzrostu. Twarz raczej sympatycznie ładna niż piękna, nie wyróżniająca się przesadnie i rzadko umalowana. Brenna porusza się szybko, energicznie, głos ma miły i rzadko go podnosi. Ubiera się różnie, właściwie to okazji - w ministerstwie widuje się ją w umundurowaniu albo w koszuli i garniturowych spodniach, kiedy trzeba iść gdzieś, gdzie będą mugole, w Dolinie w ubraniach, które ujdą wśród mugoli, a na przyjęcia i bale czystokrwistych zakłada typowe dla tej sfery zdobione szaty. W tłumie łatwo może zniknąć. Jeżeli używa perfum, to zwykle to jedna z mieszanek Potterów, zawierająca nutę bzu, porzeczki i cedru, a szamponu najczęściej jabłkowego, rzecz jasna też potterowskiego.

Brenna Longbottom
#7
01.11.2024, 16:39  ✶  
– Albo pokręcić się po Oxfordzie i zabawić się w szalonych fanów, obserwujących go z krzaków? – powiedziała, uśmiechając się do Thomasa łobuzersko. Też wątpiła, by Tolkien odpisał na ich listy: był starym człowiekiem, według kryteriów mugoli przynajmniej, a jego książki rozchodziły się w setkach tysięcy czy milionach egzemplarzy: Brenna mogła sobie wyobrazić te stosy listów, zaścielające jego gabinet… – Taaaak, ulubiony pierścionek, z ładnym oczkiem, który pociera i nazywa swoim skarbem, i może jeszcze przelał w nie swoje najgłębsze lęki oraz nadzieję? – zażartowała Brenna, nieświadoma, jak blisko jest prawdy. Że gdzieś tam, w jaskini pełnej infernusów, znajduje się pierścień Salazara Slytherina, w którym umieszczono fragment duszy Toma Riddle’a, nić łącząca go ze światem śmiertelnych, nawet gdyby unicestwili jego ciało.
Wyciągnęła po prostu rękę, chwyciła go za dłoń i pociągnęła, gdy wahał się nad wejściem na polanę. To nie było jej miejsce: Forest of Dean nie należał do niej, nie należał do niej ten pradawny dąb, nie należała do niej magia tego miejsca. Pokochała je na swój sposób, jak kochała sady Warowni, cienie Doliny Godryka i niektóre zakątki Londynu, ale to uczucie nie sprawiało, że zyskała cokolwiek na własność.
Wierzyła, że wiele wieków temu, to miejsce było ważne dla starożytnych czarodziejów – i że magia, którą tutaj odprawiano, była dobra.
– Może w jakiś sposób ochrania. Wiesz, kręcą się tutaj nieśmiałki i elfy, mam wrażenie, że chowałyby się bardziej, gdyby zbliżali się tutaj mugolscy turyści… – powiedziała, oglądając się na jedno z drzew, po którym poruszała się magiczna istota.
Tutaj niemagiczny Londyn, targowisko, na którym byli rankiem, korytarze Ministerstwa, zdawały się nieskończenie dalekie. Nie tylko pod względem położenia geograficznego. Otaczał ich las, a ta polana zdawała się mieć w sobie ślady dawnej magii.
Ciągnąc do za sobą przeszła przez mech i paprocie, wprost do dęby. Jeżeli kiedyś ten był święty, to właśnie dopuszczała się świętokradztwa – bo oczywiście jak już zobaczyła takie drzewo, to oczywiste, że nie mogła się oprzeć i po prostu musiała na nie wejść. Wypuściła dłoń Thomasa, schwyciła się jednej z niższych gałęzi, by podciągnąć się i po chwili na niej usiąść.
– Nie ma za co. To dobre miejsce, żeby odpocząć, tak myślę – stwierdziła, podpierając się o pień i spoglądając na Thomasa z góry.


Don't promise to live forever. Promise to forever live while you're alive.
Good Boy
I've got a twisted way of making it all seem fine
Wysoki na metr i dziewięćdziesiąt centymetrów co do milimetra - no więc wysoki, ale za to z drobną budową ciała. Czarne, kręcone włosy i ciemne oczy. Twarz pokryta kilkudniowym zarostem zdradza, że niezbyt dba o siebie.

Thomas Figg
#8
03.11.2024, 03:47  ✶  
- Testując kiedy i czy wygoni nas ochrona? - zażartował choć w sumie czy to był taki głupi pomysł? Kto nie chciałby spotkać jednego z największych literackich umysłów ostatnich lat. Nie słyszał nigdy o nikim, koro stworzyłby tak rozległy świat, tak rozbudowany. Popularność jaką zyskał zapewne była odwrotnie proporcjonalna do szansy uzyskania odpowiedzi na nurtujące fanów pytania.
Zaśmiał się na samo wyobrażenie sobie słów wypowiadanych przez Brennę, to był atak surrealistyczne, że aż nie mógł się powstrzymać, czy wystraszył przechodzące nieopodal nieśmiałki i spłoszył kilka wróbli. - To teraz potrzebujemy hobbita, który wygra z nim pojedynek na zagadki i wykradnie mu pierścień, a kiedy on będzie próbował odzyskać swoją dawną potęgę, my zdołamy go zniszczyć - dodał nie zdając sobie sprawy, że faktycznie gdzieś tam czają się przedmioty, może nie pierścień jeden, ale kilka innych, które będzie trzeba unicestwić nim na dobre Voldemort będzie mógł zostać pokonany.
Nie oponował kiedy wciągnęła go na polanę, choć nadal nie czuł się, że powinien tu być. Czuł na swej dłoni ten przyjemny uścisk i ciepło dłoni przyjaciółki co dodawało mu więcej otuchy niż mogłaby się spodziewać. To miejsce było czyste, piękne. A on? Wybrakowany, z mrokiem w duszy i z dziurą w miejscu serca. Pasował tu? To jakby wprowadzać żuka na przyjęcie dla motyli. Ale dał się ponieść, nie uciekał, za młoda Longbottomówną poszedłby nawet w ogień.
- Tak, sprawia, że mach ochotę zanurzyć się w tej magii jak pod bezpiecznym kocem, pozwolić się otulić - powiedział nieco rozmarzonym tonem, nie miał pojęcia czy takie coś jest możliwe. Ale tutaj w tym miejscu, ciągnięty przez paprocie wydawał się mały, jak mała czuć musi się mrówka w środku wielkiego lasu. Wydarzenia z tego dnia zdawały się być tak odległe, jakby minęły od nich lata. Znajdowali się w starej puszczy, miejscu, które zdawało się pamiętać przedwieczne, pierwotne zło i jemu się oparło. Czy tak czułą się Drużyna Pierścienia przemierzająca lasy Lothlorien? Zapewne. Uśmiechnął się rozmarzony. Kim byłby, gdyby byli jak oni, Drużyna? Pewnie niczym Pippin, mało znaczące tło sprawiający problemy, a może jak Boromir? O słabym sercu, ale z poczuciem obowiązku, który ginie by poświęcić się dla innych? Zapewne nie byłby nawet częścią drużyny.
Za to Bren? Była niczym Gandalf, wskazywała im drogę i służyła radą, ale też jak Frodo niosła na sobie brzemię spajające ludzi wokół niej. Dlaczego musiała być postacią tragiczną? Nie chciał tego dla niej, powinna być szczęśliwa. Oni wszyscy powinni móc żyć normalnym życiem.
Co za głupi czas, żeby być żywym - sarknął w myśli pozwalając by myśli o czarnoksiężniku odpłynęły z tym w dal. Magia tego miejsca, chyba nie pozwalała mu na czarne myśli, jakby wymuszała na nim wyciszenie i uspokojenie się, nawet ten wstrętny głosik zamilkł.
Szeroki uśmiech zagościł mu na twarzy, kiedy zaczęła wdrapywać się na drzewo. to przywodziło wspomnienia, te miłe wspomnienia, jakby znów byli beztroskimi dziećmi. ile razy to spędzili czas na włóczeniu się po Kniei czy sadzie Abottów? Zadarł głowę do góry, rzadki moment kiedy to on musiał spojrzeć na kogoś w górę. A przecież był tak częsty podczas wspinania się na drzewa z nią. Obdarzył Brennę promiennym uśmiechem, pierwszym tego dnia, pełnym uśmiechem, który tłoczył mu się na usta prosto z jego duszy. Nie miał pojęcia jak to robiła, ale trafiała do niego bezbłędnie, chyba faktycznie czytała mu w myślach.
- Tak, wydaje się ukajać skołatane serca i sklejać to co rozsypane - potwierdził dotykając kory dębu i przeciągając po niej opuszkami placów z rozmarzeniem. Nawet jego opuszczały tutaj te mroczne myśli, które wiecznie kłębiły się jego głowie. Chciał powiedzieć jak tu jest cudownie, ale nie potrafił, miał wrażenie, że cokolwiek by nie powiedział byłoby strasznie trywialne i nie oddawało prawdziwej natury tego miejsca. Nie wspinał się jednak na dąb jak przyjaciółka, zamiast tego legł w gęstej trawie nie tracąc spojrzenia na Brennę siedzącą na gałęzi drzewa. - Faktycznie, pozwala odpocząć - kiedy ostatnio miał odwagę zwolnić, położyć się w trawie i nie myśleć o niczym, po prostu trwać w chwili i nie zmuszać się do działania, bo przecież trzeba coś robić. W tej całej gonitwie ku ochronie bliskich, czy był czas na beztroskę? Chyba tak, chyba czasami tego potrzebowali, aby nie zwariować.
Chichot losu
I’m not looking for the knight
I’m looking for the sword
Brązowe, niezbyt długie włosy, często rozczochrane. Wzrost wysoki jak na kobietę, bo mierzy sobie około 179 centymetrów wzrostu. Twarz raczej sympatycznie ładna niż piękna, nie wyróżniająca się przesadnie i rzadko umalowana. Brenna porusza się szybko, energicznie, głos ma miły i rzadko go podnosi. Ubiera się różnie, właściwie to okazji - w ministerstwie widuje się ją w umundurowaniu albo w koszuli i garniturowych spodniach, kiedy trzeba iść gdzieś, gdzie będą mugole, w Dolinie w ubraniach, które ujdą wśród mugoli, a na przyjęcia i bale czystokrwistych zakłada typowe dla tej sfery zdobione szaty. W tłumie łatwo może zniknąć. Jeżeli używa perfum, to zwykle to jedna z mieszanek Potterów, zawierająca nutę bzu, porzeczki i cedru, a szamponu najczęściej jabłkowego, rzecz jasna też potterowskiego.

Brenna Longbottom
#9
06.11.2024, 16:18  ✶  
Być może jednym z powodów, dla których Brenna łatwo odnajdywała się w różnych okolicznościach, miejscach i towarzystwach, było to, że rzadko zastanawiała się, czy gdzieś pasuje. Jakaś jej część pewnie zdawała sobie sprawę z tego, że ci, którzy kiedyś tutaj bywali, mogliby nie być zadowoleni z jej obecności i z jej zachowania: że łamała jakieś tabu. Ale ich czas przeminął dawno temu, a oni żyli, i nie robiła nikomu krzywdy.
Forest of Dean był pełen piękna i starych wspomnień, a to miejsce było dla niej jednym z najpiękniejszych jego zakątków, i nie widziała powodu, aby się tu nie pojawić, póki go nie niszczyła. Nie widziała też powodu. Aby nie przyprowadzać tutaj Thomasa. Nawet jeżeli widział wiele bardziej fascynujących miejsc, bo całe lata spędził w podróżach, w poszukiwaniu albo w ucieczce, a to była stara, dobra Anglia… to dlaczego nie?
Nie czuła się Gandalfem ani Frodem. Nie czuła się nawet postacią poboczną z ulubionej sagi.
Była tylko sobą.
– No cóż… biorąc pod uwagę zamiłowania hobbitów do wpadania pod ziemię i jedzenia, mogłabym się od biedy nadać, ale oni bardzo nie lubią ruszać się z miejsca, a poza tym marna ze mnie mistrzyni zagadek, więc musimy wykombinować inny sposób na pozbycie się naszego władcy zła i ciemności – odparła, już z wyżyn gałęzi. Nie chciała jednak o tym myśleć: nie teraz. Odsuwała zresztą od siebie tę myśl od dawna, może dlatego, że gdyby głębiej się nad nią zastanowiła, musiałaby dopuścić do siebie świadomość, ile rzeczy robią źle.
Skupiali się na powstrzymywaniu śmierciożerców i ochranianiu ludzi, a ich celem powinno być opracowanie sposobu na pozbycie się Voldemorta.
Rzecz w tym, że do tego potrzebowali Dumbledore’a. Gdzieś w Brennie wciąż tliła się wiara, że pewnego dnia Albus stanie naprzeciwko Toma Riddle’a, tak jak stanął naprzeciwko Grindewalda – że pokona go, jak pokonał poprzedniego Czarnego Pana. Nie była naiwna, nie liczyła, że ona, ktoś inny z Zakonu czy z Biura Aurorów zdoła zabić Voldemorta, ale Dumbledore powinien być w stanie to zrobić.
A jednak nie robili niczego, by próbować go znaleźć.
Niczego, by spróbować go dopaść.
– Nie mam kanapek ani kocyka. Ale mam czekoladowe żaby – oświadczyła Brenna, zanurzyła w kieszeni rękę i rzuciła ku Thomasowi kolorowe, charakterystyczne pudełeczko. – A paprocie się nadadzą całkiem nieźle, żeby sobie na nich posiedzieć, jeśli nie masz ochoty łazić po drzewach.


Don't promise to live forever. Promise to forever live while you're alive.
Good Boy
I've got a twisted way of making it all seem fine
Wysoki na metr i dziewięćdziesiąt centymetrów co do milimetra - no więc wysoki, ale za to z drobną budową ciała. Czarne, kręcone włosy i ciemne oczy. Twarz pokryta kilkudniowym zarostem zdradza, że niezbyt dba o siebie.

Thomas Figg
#10
09.11.2024, 14:13  ✶  
- Inna sprawa, że zupełnie nie pasuje na hobbita. Oni są raczej spokojnymi duchami, a nie tak że wszędzie ich pełno. No chyba, że jednym z Took'ów - zachichotał komentując jej słowa. I zastanowił się nad tym co powiedziała, nim dodał jeszcze - Chyba musimy postawić na bardziej tradycyjne rozwiązania jak przebicie mu serca mieczem czy odcięcie głowy. Ale to nadal potrzebujemy śmiałka do tego - pokręcił głową rozbawiony wizją, że jakiś rycerz na białym koniu zjawi się i pomoże im rozwikłać problem Voldemorta. Wydawało się to tak bardzo nierealne, że aż zabawne. Bo skąd miałby się pojawić? Ich największą nadzieją był Dumbledore, ale czy dyrektor Hogwartu miał nadal w sobie tyle sił, aby stawić w swoim długim życiu czoła drugiemu wielkiemu czarnoksiężnikowi? Thomas nie wątpił w niego, nie chciał, ale czasami trzeba było być gotowym na najgorszy możliwy scenariusz.
Westchnął głęboko, jedna osoba potrafiła wpłynąć swoją decyzją na tak wiele istnień, a tak naprawdę nie była u faktycznej władzy. Zasiała strach i panikę w tak wielu sercach, a w jeszcze większej ilości dopiero zasieje. Jak wiele istnień musiało zostać naznaczonych piętnem Voldemorta zanim zdołają go pokonać? I kto się tym zajmie? Czy był w ogóle taki ktoś poza Dumbledorem? Drgnął kiedy ponownie usłyszał głos Brenny, powoli zaczynał odpływać wśród paproci, dlatego też podniósł się z nich.
- Czekoladowe żaby brzmią wspaniale - powiedział łapiąc za pudełko i bez chwili wahania otwierając je. Czekolada zawsze była dobra na poprawę humoru, jeszcze nie widział, żeby odrobina czekolady zaszkodziła komuś przybitemu. Dlatego też nie pozwolił żabie uciec tylko dość szybko ją pochłonął. - Od razu lepiej - skomentował patrząc na kartę kogo też mu się trafiło.
- Archibald Alderton, to trochę przykre, że umieszczają cię na karcie bo wysadziłeś jakąś wioskę. Ale z drugiej strony przynajmniej o nim pamiętająp - stwierdził po przeczytaniu krótkiej historii z tyłu karty i wsadził ją do kieszeni. Może Mabel będzie chciała, chyba je zbierała? Niemal każde dziecko je zbierało.
- Wiesz, nie planowałem wkradać się d twojego królestwa, królowo wspinaczki, ale skoro zapraszasz - dodał z łobuzerskim uśmiechem. Trochę mu się już poprawiło, nadal targały nim sprzeczne myśli, ale obecność Brenny, to miejsce i czekoladowa żaba sprawiły, że trudno mu było pogrążać się w zamyśleniu i smutku. Szczególnie, że nie zrobił niczego co zmuszałoby go teraz do nurzania się w wyrzutach sumienia.
Dlatego też dźwignął się na nogi i podszedł do dębu, na którym siedziała Longbottomówna. Jak on dawno tego nie robił, chodzenie po drzewach kojarzyło mu się tylko z dzieciństwem, po skończeniu Hogwartu wspiął się może raz czy dwa. - Wyszedłem z wprawy, więc nie śmiej się jak spadnę... No a przynajmniej nie za bardzo - dodał jeszcze nim wspiął się na pierwszą, najniższą z gałęzi.
« Starszy wątek | Nowszy wątek »

Użytkownicy przeglądający ten wątek:
Podsumowanie aktywności: Brenna Longbottom (2861), Thomas Figg (3478)


Strony (2): 1 2 Dalej »


  • Pokaż wersję do druku
  • Subskrybuj ten wątek

Przydatne linki
Kolejeczka
Tryb normalny
Tryb drzewa