Byłem po drobnej transakcji. Gość już dawno poszedł, a ja siedziałem za stolikiem, czule gładząc w zamyśleniu kanapę. Wątpiłem by zakupiona szpilka miała mi w jakikolwiek pomóc, szczególnie że nie wyczułem niczego specyficznego w niej. Choć mogło to być normalne. Ale nieistotne. Gorzej, bo nie chciałem się rozstawać z tą aurą nocnego życia.
Uśmiechnąłem się nawet na wspomnienia. Jakiś rok temu. Na pewno to było w ubiegłe wakacje, jeden... nawet nie wiem który. Leżałem na tej kanapie, grubo po północy było, a kolega lał mi z butelki szampan do rozwartych ust. Przypominało mi to słodkie tortury, bo w pewnym momencie zacząłem się w śmiechu dławić, ale wydawało się być to zabawne, takie beztroskie i zabawne, kiedy cały tkwiłem oblepiony. Zapewne myśleliśmy sobie wtedy, że nic nie może nas trafić, zwalić na kolana albo nawet boleśnie przygnieść do ziemi by następnie pozbawić tego beztroskiego życia.
Kanapa, stolik... Nie zawierały znamion naszych zabaw, bo jakżeby mogły. Zbyt to luksusowy lokal był, żeby meble mogły nosić oznaki użytkowania. Wszystko z perfekcyjnym ładzie. Plamy po szampanie nigdzie by nie uświadczył. Nawet nie próbowałem jej szukać, ale doskonale pamiętałem, gdzie się rozpościerała. A tu, na tej krawędzi stolika wyrywaliśmy swoje inicjały, choć wiedzieliśmy, że następnego dnia już ich nie będzie. Robiliśmy to za każdą wizytą. To była nasza miejscówka.
Nie wiem, co mnie podkusiło, ale pochyliłem się nad stolikiem by zrobić to ponownie. A.Y. - to powoli pojawiało się na perfekcyjnym, drewnianym blacie. Skaza młodego pokolenia. Przejechałem palcem po swoim dziele, sącząc drinka, który i tak nie miał mnie upić, ale tak przynajmniej czułem się... bardziej żywo.
Uniosłem usatysfakcjonowany wzrok, przyglądając się rozbawionym czarodziejom, ale ten uśmiech szybko zniknął z mojej twarzy. Zauważyłem Laurenta. Zapewne czułem się bezczelnie przyłapany na odrobinie radości, kiedy nie powinienem... Tyle że, czy Laurent był świadkiem mojej chwilowej beztroski?
Schowałem różdżkę w eleganckiej szacie, jak gdybym wcale nie broił. W pośpiechu, może jakbym chciał jednak już się ewakuować? Miałem tu jeszcze posiedzieć, wyspany, niewyglądający tak bardzo martwo, ale teraz stres ponownie wpłynął do mojego ciała. I to nie bez powodu. Marzyłem, żeby Laurent był moim przyjacielem, zamiast tego mało co go nie zabiłem przez uważanie, że mam wszystko pod kontrolą, a nie miałem, więc teraz... teraz zamierzałem go unikać szerokim łukiem? Dla jego dobra może?