• Londyn
  • Świstoklik
    • Mapa Huncwotów
    • Ulica Pokątna
    • Aleja horyzontalna
    • Ulica Śmiertelnego Nokturnu
    • Ministerstwo Magii
    • Klinika Św. Munga
    • Niemagiczny Londyn
    • Dolina Godryka
    • Little Hangleton
    • Wyspy Brytyjskie
    • Reszta świata
    • Zmieniacz czasu
    • Opisy lokacji
  • Dołącz do gry
  • Zaloguj się
  • Postacie
  • Accio
  • Indeks
  • Gracze
  • Accio
Secrets of London Poza schematem Wyspy Brytyjskie v
« Wstecz 1 2 3 4 5 … 10 Dalej »
[18.08.1972] Piękni ludzie | The Edge & Laurent

[18.08.1972] Piękni ludzie | The Edge & Laurent
Lukrecja
Are you here looking for love
Or do you love being looked at?
Wygląda jak aniołek. Jasnowłosy, wysoki (180cm), niezdrowo chudy blondyn o nieludzko niebieskich jak morze oczach. Zadbany, uczesany, elegancko ubrany i z uśmiechem firmowym numer sześć na ustach. Na prawym uchu nosi jeden kolczyk z perłą.

Laurent Prewett
#1
14.12.2024, 18:39  ✶  
Piękni ludzie w pozornie pięknej fakturze
Ułomny w ludzkiej naturze cały świat

Ekscytacja trzymała się pawich piór Laurenta nawet po tym, kiedy kuzynka już opuściła jego dom. Pokrywała jego wierzch, żeby nakrywać (niczym ciepły kocyk) i chować pod spodem czas przeszły i czas przyszły. Dar dzisiejszego dnia mógł być o wiele silniejszy od smutków zaszłych i zmartwień przyszłych. Jak pochowany skarb na piasku - czasem tę Puszkę z komody można po prostu zakopać. Jak bardzo to było niezdrowe wiedzieli tylko ci, którzy odkryli, że próbowali zakopać zbyt wiele Puszek Pandory w dokładnie tym samym miejscu.

Tylko że Flynn spał. Ani niepokój, ani radość nie miały więc ujścia w człowieku, z którym koniecznie chciał się tym podzielić. Razem z Victorią, rzecz jasna, ale... do niej właśnie pisał list, który musiał ją zapewnić, że on sam żyje, nic mu nie jest. Jeden list. Reszta? Piąty, dziesiąty - liczna rodzina Prewettów, znajomi, jakiś list z prasy od dziennikarza, który został otworzony jako drugi. Na wszystkie te wiadomości wypadało odpisać, bo przecież... no tak, bo wypadało i nie potrzeba było dorabiać do tego jakiejś większej myśli. Wystarczająco już mieszał, żeby jeszcze nie dokładać sobie konieczności chodzenia na wojnę z ludźmi, którzy bardzo cenili wszystkie te... formalne uśmieszki. Zresztą czy nadawałby się do czegokolwiek innego, gdyby uśmiechać się przestał? Bardzo wątpił. I był o tym przekonany, kiedy zabrał się do odpisania na kilka tych wiadomości. Cieszył się w tej chwili, że miał dwie sowy. Część kopert odłożył na bok i wyszedł z domu, żeby udać się do biura stajni. Dzień jak co dzień - trzeba było żyć. Mało liczyło się to, w jaki sposób żyć chcesz. Znaczenie ma tylko to, jak możesz. A mógł dopełniać codzienności, bo bez tego chyba już nie byłoby do czego wracać. Pozostałoby mu sprzedać to miejsce, może naprawdę zająć się śpiewem i kąpaniem w blasku chwały. Zarówno podobała mu się ta wizja, jak i odstręczała. I sam nie wiedział, dlaczego.

Albo wiedział. Jeden z tych powodów spał w jego łóżku jakby nigdy nic. Niepasująca do tego jasnego miejsca, czarna plama.

Z upływem czasu te emocje zelżały. Naturalnie, jak rozmywa się dym nikotyny uwolniony z płuc do świata. Za to zaczęło narastać uczucie niechęci. Nie wobec Edga, nie wobec samego siebie - wobec myśli, że zaraz ktoś się tu może pojawić, a chociażby i prasa w związku z niedawnym wydarzeniem i zacząć pytać. I przelewać te zmartwienia i nie zmartwienia, których on teraz nie chciał, bo nie chciał się czuć, jakby było się o co martwić. O kogo martwić.

- Flyyynn... - Wyszeptał cichuteńko, półleżąc na łóżku obok niego i pochylając coraz bardziej i niżej. - Pobuudkaa... - Bywały takie budziki, które usypiały. Zamiast cię rozbudzić to tylko bardziej lulały do snu. Głos Laurenta pewnie był takim budzikiem. Oparł dłonie na jego ciele, tak delikatnie i czule. Spodziewał się ze skrajności - od łapania noża pod poduszką (jak go tam nie było, to on był święty) aż po głęboki sen, z którego budzić trzeba było buchorożcem. - Śniadanie, ubrać się i do pracy. Już mamy prawie południe. - Musnął jego usta wargami. Może Edge potrzebował tych godzin, żeby wypocząć. Odetchnąć w końcu. Lubił spać - tak, to już wiedział, ale chociaż nie chciał go budzić to... nie, w zasadzie chciał go budzić. Bo kiedy się do czegoś zobowiązało, to Laurent tego wymagał. A tutaj jeszcze dochodził fakt, że chciał jak najszybciej się ulotnić z tego domu. - Wstawaj, śpioszku. - Pomiział go po włosach, ucałował raz jeszcze i chciał się podnieść (o ile nie został zatrzymany), zostawiając za sobą szeroko otworzone drzwi sypialni. Z łóżka widać było kawałek jadalni i salonu, a właśnie do stołu skierował się blondyn.


Na Flynna już śniadanie czekało - przygotowane przez Migotka, bo Laurent miałby problem ze zrobieniem sobie kanapki, a co dopiero mówić o takich naleśnikach z owocami, bitą śmietaną i jeszcze sosem czekoladowym do polania. I sokiem. Tak, zamiast herbaty był sok. Tak w zupełnym przeciwieństwie dla Laurenta, któremu już prawie wybijała pora obiadowa, a zażyczył sobie ledwo sałatkę.



○ • ○
his voice could calm the oceans.
Crow
If you catch me trying to find my way into your heart, scratch me out, baby. As fast as you can. My pretty mouth will frame the phrases that will disprove your faith in man.
Wyzywająco ubrany mugolak, od razu sprawiający wrażenie ekscentrycznego (w wyraźnie prowokatywny sposób) lub wywodzącego się z nizin społecznych. Ma 176 centymetrów wzrostu. Ciemnobrązowe oczy. Włosy czarne, kręcone - w gorsze dni chodzi roztrzepany i skołtuniony, w lepsze, po zastosowaniu Ulizanny na mokre strąki, wygląda tak bajecznie, że masz ochotę zatopić palce w puszystych loczkach. Ma przebite uszy i wiele tatuaży. Najbardziej charakterystyczne z nich znajdują się na plecach (wielkie, anielskie skrzydła) i kroczu (długi, chiński smok oplatający jego przyrodzenie i uda). Do tego ma wiele blizn od ran kłutych i zaklęć, a także samookaleczeń. Sporo z nich to ślady po przypalaniu papierosami. Ze względu na daltonizm monochromatyczny ubiera się wyłącznie na czarno. Przy pasku nosi sznurki, łańcuchy, noże, czasami kombinerki i inne narzędzia, których używa do pracy. Jest człowiekiem bardzo wysportowanym, jego ciało jest wyrzeźbione, ale nigdy nie skupiał się na budowaniu masy i siły mięśniowej. Ma 32 lata, ale uzależnienie od substancji odurzających i alkoholu sprawia, że jest wizualnie o kilka lat starszy.

The Edge
#2
16.12.2024, 17:03  ✶  
Nie mógł zasnąć. Bycie obejmowanym przez te chuderlawe rączki było absolutnie wszystkim, czego mógł sobie życzyć tej nocy, ale i tak spędził wiele godzin marząc o odpłynięciu. Laurent chyba nie budził się w chwilach, kiedy robił sobie przerwy na papierosa. Przerwy od leżenia i wpatrywania się w jego twarz z intensywnością godną kogoś kompletnie już szalonego. Ten dzień był męczący, ale zmęczył go tylko pod wpływem emocjonalnym - czuł tak dużo, tak intensywnie, na zmianę przygniatały go różne fakty, doprowadzając do skrajnych reakcji. Pod względem fizycznym - nic. Mógłby ułożyć się do snu heroiną, ale za bardzo bal się tego, że Laurent wyrzuci go za ćpanie z domu. Męczył się więc i męczył, a kiedy wreszcie udało mu się jakoś zdusić fale myśli i obaw trzymających go na jawie, porwał go sen płytki. Obudził się kiedy Laurent wstawał. Później kiedy kot wskoczył na parapet. Obudziła go Florence Bulstrode i być może było to trochę wstydliwe, ale przed kilka pierwszych minut jej obecności stał z nożem przy drzwiach, gotowy do wyjścia gdyby tylko spotkanie z kuzynką okazało się jakimś podstępem. A później znowu poszedł spać, tak samo płytko jak wcześniej. Sam miał później wrażenie, że zmęczył się tym bardziej, niż gdyby zarwał nockę, kończąc jakiś projekt. Oczywiście było to wrażenie mylne - w rzeczywistości odpoczął, nie w pełni i naprawdę potrzebował się poruszać, ale na tyle, aby dotrwać do końca dnia bez zawieszeń. Tylko najpierw musiał się obudzić.

Czy dało się być jeszcze bardziej tajemniczym, niż kiedy zbywał większość pytań milczeniem? Zapewne kiedy spał - bo kiedy ktoś taki jak Crow spał, widziało się go kompletnie bezbronnego - a to dawało mu przecież kolejną nową twarz. Leżał tam, w tej jasnej i przestronnej sypialni, jak zawsze groźny w swojej ciszy - marszczył brwi nawet przez sen - twardy i nieustępliwy, faktycznie z nożem pod poduszką. Kiedy otworzy te oczy, znów się uśmiechnie, ale póki spał, to trwał w tej powadze, jakby nawet w śnie pilnował, żeby nikomu nie zdradzić zbyt wiele. Dlaczego? Najwyraźniej miało to głębszy sens - on mamrotał. Nie dało się zrozumieć co dokładnie, ale to zdecydowanie były słowa. Można go było tak zostawić na długo i wsłuchać się w to, co przekazywał nieświadomie tym, obok których się kładł, ale Laurent był człowiekiem nieustępliwym i najwyraźniej każda ciemność musiała ustąpić przy nim porankowi.

Został zatrzymany. Crow przyciągnął go do siebie nieco gwałtownym gestem i objął go. Otulił go swoim rozgrzanym ciałem i przez kilka sekund mogło się wydawać, że zaśnie tak znowu, tylko zakleszczając na nim swoje łapy, ale w rzeczywistości nie spał już. Z przymkniętymi oczyma przesuwał palcami po jego brzuchu i żebrach. Poranek jak każdy inny - świat już nie spał, Crow tak - ale powoli go z tego wyszarpywano. Tak jak większość dni ten rozpoczął od tego dziwnego, nieco irytującego napięcia. Otarł się o Laurenta sugestywnym ruchem bioder, próbując dać temu jakiekolwiek ujście i dopiero po lekkim sapnięciu rozluźnił się jakkolwiek.

- Miałem dziwny sen - odkaszlnął cicho, zasłaniając usta zaciśniętą pięścią. - Albo budzisz mnie drugi raz. Narzekałeś cholernie, że spałem za długo i dzień przegrał - chciał dokończyć: z twoją nocą, ale nie miał szans, bo ten spazmatyczny atak znów go naszedł. Puścił go, podniósł się do siadu, odsunął twarz w bok i przysłonił ją zgięciem łokcia, próbując zdusić zalegającą flegmę. Kiedy się opanował, pocałował go w policzek i wstał. Bardzo szybko, nie dając sobie nawet sekundy na zmrużenie oczu i po szybkiej inspekcji czy na pewno nie było tu kogoś, kto mógł zobaczyć go w negliżu - ruszył w kierunku łazienki. Dopiero tam odkaszlnął porządnie i splunął do zlewu. Prewetta sięgnął dźwięk lecącej z kranu wody.

Kiedy stamtąd wyszedł, jasnym stało się, że jednak istniały jakieś elementy dbania o swoją higienę, do których niekoniecznie ktokolwiek go zmuszał. Miał twarz i ręce wymyte lodowatą wodą, przepłukał też usta. Łatwo było to wyczuć, bo pierwszym co zrobił, po pojawieniu się obok Laurenta był kolejny, tym razem pieruńsko zimny pocałunek. Pocałunek, po którym zarejestrował wzrokiem zawartość stołu. Nic nie powiedział, ale bardzo uważnie zanotował to co widział w pamięci i nie usiadł do stołu. Pierwszym etapem jego poranka było zapalenie papierosa. Podszedł z nim bliżej drzwi tarasowych. Niewątpliwie był jeszcze myślami w innym miejscu, przynajmniej póki nie zauważył szyfrownicy, od której to już nie odsunął ciekawskiego spojrzenia.


Oh darling, it's so sweet
you think you know how crazy I am.

My mind is a hall of mirrors.
Lukrecja
Are you here looking for love
Or do you love being looked at?
Wygląda jak aniołek. Jasnowłosy, wysoki (180cm), niezdrowo chudy blondyn o nieludzko niebieskich jak morze oczach. Zadbany, uczesany, elegancko ubrany i z uśmiechem firmowym numer sześć na ustach. Na prawym uchu nosi jeden kolczyk z perłą.

Laurent Prewett
#3
16.12.2024, 23:40  ✶  

Niewinność człowieka śpiącego czyniła z najprostszej chwili magię. On sam spał snem sprawiedliwym, głębokim. W końcu - bez snów. Bez koszmarów i bez strachu, a powinien się bać najbardziej, kiedy ten szaleniec spał tuż obok niego i nie sposób było przewidzieć, co mu przyjdzie do głowy. W tych powinnościach doliczymy parę istotnych elementów tworzących Crowa, a potem przekładających się na The Edga... złodziej, morderca. Manipulant i oszust. Słodka, niewinna istota - jak anioł, który zapomniał, że powinien przyprószać swoją skórę złotem, dlatego ozdobił ją bliznami. One również lśniły - jaśniejsze przebarwienia na skórze, halo aureoli.

I przez moment podziwiał czarną aureolę, jej fałszywe poświaty i zastanawiał się nad tymi powinnościami i nad brakiem strachu. Nad swoją głupotą, że obcego człowieka wpuszcza do swojego życia, ale mezpah szumiała w głowie jak kojące liście stuletniego dębu w upalny dzień. To było nienormalne, było nieodpowiedzialne. Niepoważne. Skrytykowałby go pewnie każdy, ale on wiedział. Oni po prostu nie mogliby tego zrozumieć, a on nawet nie chciał tego tłumaczyć. Ładne mydlenie własnych oczu dla całkowitego wariactwa, prawda? Od samego początku - od uderzenia, przez przymus veritaserum, potem przez głupotę, że chciał (znów!) dla obcego człowieka dobrze, więc zgodził się na przysięgę. Przez ranienie siebie, poprzez zostawioną krew na podłodze, siniaki na własnym ciele od miłosnych uniesień i zaćpane spojrzenie na jego kanapie. Aż do tego punktu. Do wsłuchiwania się w szmer liści (albo szmer słów) w blasku słońca (w cieniu zasłoniętych kotar i ciemnych włosów).

Zaśmiał się perliście, przewracając całym ciałem na łóżko. Wyciągnął się na nim obok czarnowłosego, przylegając do niego sobą z uśmiechem - dość figlarnym, ale nie pojawiło się zaproszenie do flirtów ściągania z siebie odzieży. Tak jak nieustępliwie wyszarpywał Flynna z objęcia Morosa, tak nieustępliwie wyszarpywał zezwolenie na przyjemności na później. Własne, jego - nie ma znaczenia. Co miało zostać zrobione, musiało zostać zrobione. Kalendarz Prewetta musiał się zgadzać - a i tak miał opóźnienie przynajmniej jednego dnia.

Beztroska słodycz też została wyrwana - tylko tym razem nie przez niego. To przez kaszel. Powinien go zobaczyć medyk... Florence na przykład? Nie, lepiej nie. Ktoś bardziej... Basilius! Będę musiał go poprosić... Na razie wpraszała się troska. Usiadł na łóżku i wpatrywał się z nią we Flynna - jakby siedziała na jego kolanach, albo patrzyła jego oczyma. Ta cała Troska, niezwykle urokliwa dziewczyna.

- Dałem ci pospać najdłużej, jak się dało. Musiało ci się coś przyśnić. - Głaskał go po plecach i ramieniu, zanim wstał. Odprowadził go spojrzeniem. Przez moment jeszcze siedział, wsłuchując się w szum wody.

Był bardzo przyzwyczajony do poranków, kiedy ktoś budził się w tym łóżku, albo to on budził się w łóżku kogoś innego. I każdy z tych poranków był inny. Żaden nie miał w sobie zaś namiastki stałości. Były takie same, jak promienie słońca - za szybko rozmywały się na granacie nieba i już nie widziałeś ich wcale, gdy władać zaczynał błękit. Nadal nie potrafił przyswoić myśli, że Flynn miałby też być stałą. A gdyby miał - w jakim wydaniu? Może zorganizowałby mu jakąś przestrzeń w pokoju gościnnym? Łóżko można zastąpić czymkolwiek... Jakie potrzeby właściwie miał ten człowiek? Jakie...

Odetchnął i podniósł się z łóżka, żeby podejść do tarasowych drzwi i je otworzyć. Duma już siedział na tarasie - wyczuł doskonale (może usłyszał), że Flynn się przebudził i ślepia jarczuka śledziły każdy ruch czarnowłosego, dopóki nie zniknął w łazience. Minął się z Divą, która za to skorzystała i czmychnęła na zewnątrz.

- Już, mój drogi. Spokojnie. - Zwrócił się do psa, bo ten obszedł go dookoła burcząc coś z niezadowoleniem i znowu się napiął, kiedy usłyszał, że Flynn z łazienki wyszedł. Laurent przesunął go ręką - a raczej pies sam się przesunął czując dotyk właściciela, bo jakoś nie pozostawiało wątpliwości, że tego źrebaka (bo bliżej mu było wielkością do konia niż do psa) to Laurent by przesunął, jakby się mocno zaparł. Uśmiechnął się w pocałunku, ale też zmarszczył brwi i trochę uciekł w pierwszym momencie na to odczuwalne zimno. Nie spodziewał się go. Uciekł, ale wcale nie przerwał połączenia ich warg i zaraz sam po nie sięgnął. - Często tak kaszlesz? - Zapytał w końcu. Nie zamknął drzwi - skoro i tak Flynn koło nich stanął i wyciągnął fajki. Ale sam go zostawił tutaj i usiadł przy stole. Kawa mu stygła. Duma za nim - i położył się przy krześle Laurenta. - Liczyłem na to, że dzisiaj się uda popływać, ale pogoda nie sprzyja pływaniu w morzu czarodziejom. - Słoneczko nie dokazywało - chmury gościły na niebie. - Za to... dzisiaj już nie zdążymy, szczególnie, że wieczorem muszę jednak wyjść, ale to dla mnie bardzo ważne... - Zatrzymał się z filiżanką kawy w dłoni na moment zamyślenia. - Jeśli miałbyś ochotę to chciałbym w przyszłym tygodniu odwiedzić oceanarium Shackelbottów. - Obserwował jego sylwetkę kontrastującą z jasnością otoczenia za oknem. Obserwował piękno namalowane przed szybą dłonią szalonego artysty, który włożył w ten szkic całe swoje wysublimowanie. Patrzył, pożerał spojrzeniem i karmił się tym widokiem bardziej niż jakimkolwiek posiłkiem. Ten papieros w jego dłoni był bardzo seksowny. To, jak wyginał te plecy, kiedy się tak podpierał i jak oświetlenie grało zmysłowymi cieniami na jego skórze.



○ • ○
his voice could calm the oceans.
Crow
If you catch me trying to find my way into your heart, scratch me out, baby. As fast as you can. My pretty mouth will frame the phrases that will disprove your faith in man.
Wyzywająco ubrany mugolak, od razu sprawiający wrażenie ekscentrycznego (w wyraźnie prowokatywny sposób) lub wywodzącego się z nizin społecznych. Ma 176 centymetrów wzrostu. Ciemnobrązowe oczy. Włosy czarne, kręcone - w gorsze dni chodzi roztrzepany i skołtuniony, w lepsze, po zastosowaniu Ulizanny na mokre strąki, wygląda tak bajecznie, że masz ochotę zatopić palce w puszystych loczkach. Ma przebite uszy i wiele tatuaży. Najbardziej charakterystyczne z nich znajdują się na plecach (wielkie, anielskie skrzydła) i kroczu (długi, chiński smok oplatający jego przyrodzenie i uda). Do tego ma wiele blizn od ran kłutych i zaklęć, a także samookaleczeń. Sporo z nich to ślady po przypalaniu papierosami. Ze względu na daltonizm monochromatyczny ubiera się wyłącznie na czarno. Przy pasku nosi sznurki, łańcuchy, noże, czasami kombinerki i inne narzędzia, których używa do pracy. Jest człowiekiem bardzo wysportowanym, jego ciało jest wyrzeźbione, ale nigdy nie skupiał się na budowaniu masy i siły mięśniowej. Ma 32 lata, ale uzależnienie od substancji odurzających i alkoholu sprawia, że jest wizualnie o kilka lat starszy.

The Edge
#4
17.12.2024, 08:11  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 17.12.2024, 08:12 przez The Edge.)  
Czyli wiedział, że nie spał w nocy? Chyba tak, skoro mu dał „pospać jak najdłużej”. Z drugiej strony Laurent często wydawał się wyjątkowo niezorientowany w tym, na co mógł sobie w tej relacji pozwolić. Mógłby mu powiedzieć. To nie były jakieś wielkie, skrywane przez niego tajemnice. O jego przyzwyczajeniach wiedziało sporo osób. I wcześniej pytał siebie: ale gdzie w tym zabawa? Faktycznie podobało mu się to jak ktoś dla niego próbował po omacku wyczuć jakim był człowiekiem, ale gdzie była zabawa w tym, że Laurent się czegoś bał, nie rozumiał co się dzieje, starał się i trafiał na ścianę... Nie było w tym nic oczywistego.

Im dłużej palił, tym spokojniejszy się wydawał. Przestał wyglądać, jakby ten spazmatyczny atak kaszlu mógł wrócić w każdej chwili. Zamiast tego wyglądał zwyczajnie smutno.

- Szkoda. - Tylko tak skomentował to wszystko. Szkoda. Bo naprawdę chciał spędzić z nim te dni. Jeżeli Laurent chciał pływać, to Crow też chciał pływać. I może gdyby się zmęczył w tej wodzie, to wreszcie nabrałby apetytu na coś innego niż kupa zielska. No i niby nie miał prawa domagać się tego, że pojawi się w New Forest losowego dnia, a jego właściciel nagle wyrzuci do kosza wszystkie swoje plany. Poza tym wcale tego nie oczekiwał, ale... To i tak zawsze brzmiało jakoś przykro. Ktoś tam lub coś tam było ważniejsze. Niedoprecyzowane coś tam, bo przecież o tym, że dzisiaj rano odwiedzi go kuzynka powiedzieć się nie zawahał. - Myślałem, że wrócę dopiero jutro. - Nie wiedział po co to w ogóle dodał. To brzmiało trochę jakby wymusił z siebie cokolwiek, żeby nie być znów takim nieresponsywnym jak wcześniej. Ale to znowu nie brzmiało. Bo chciał to powiedzieć tak, aby uczynić oczywistym chęć spędzenia tego czasu z nim, póki go jeszcze miał. Tylko takie słowa potrafiły brzmieć jakby nie chciał tam wracać i to było jedynym powodem tego szkoda. To nie była prawda. On był zwyczajnie zazdrosny o ten wieczór, bo już sobie dopisywał do tego jakieś głupie historie odbierające mu możliwość leżenia pod Laurentem i dokończenia wczorajszej książki. Ale co jeśli on zinterpretuje to inaczej? Słowa... One były niewystarczające. Brakowało w nich esencji, której nie potrafił przekazywać tak dobrze jak inni. Znów przepływała przez niego masa myśli, a chwila była krótka. - Aaah - przypomniał sobie nagle zadane mu pytanie. - Tak. Mówiłem ci. Papierosy. Tak, przyjdę. - Gdzieś miał te ryby. Przyjdzie tam i będzie stał obok jakiegoś akwarium z rekinem i gapił się na typa, z którym tam przyszedł.

Dopalił tego papierosa szybko i dał mu odlecieć. Uniósł się wraz z dymem i popiołem, podążając wyznaczoną mu magią trasą prosto do kosza lub popielniczki. Niezaśmiecanie ogrodu kiepami było dosyć prostą w realizacji prośbą, przy której nie musiał nawet udawać. Bardzo dobrze. Tylko chłodno mu było po tych rozmyślaniach - potarł przedramię dłonią i zawrócił do środka. Do stołu, chociaż nie lubił siedzieć przy stole. Drewniane krzesła musiały być tworzone na złość, na pewno nie z miłością.

Przysunął się bliżej, żeby ich uda się zetknęły. Może powinien najpierw coś na siebie założyć? Nie, to raczej nie miało żadnego znaczenia. Gnębiony przez niego widelcem naleśnik też. Niestety nie mógł wybić z łba tego, że ten dzień rozpoczął się od uświadomienia go o końcu tego spotkania. I kiedy zobaczą się znowu? W przyszłym tygodniu w oceanarium. Powinien się cieszyć. Więc dlaczego się nie cieszył? I nadal tu byli, a jednak on trwał w tym jak ciepło mu było wczoraj i jak to wszystko rozpłynie się jutro... Pęknie jak bańka mydlana.


Oh darling, it's so sweet
you think you know how crazy I am.

My mind is a hall of mirrors.
Lukrecja
Are you here looking for love
Or do you love being looked at?
Wygląda jak aniołek. Jasnowłosy, wysoki (180cm), niezdrowo chudy blondyn o nieludzko niebieskich jak morze oczach. Zadbany, uczesany, elegancko ubrany i z uśmiechem firmowym numer sześć na ustach. Na prawym uchu nosi jeden kolczyk z perłą.

Laurent Prewett
#5
17.12.2024, 16:33  ✶  

Smutno - lub melancholijnie. Albo to i to. Laurent nie widział smutku, kiedy mężczyzna stał prawie tyłem do niego, za to widział wiele innych rzeczy. Część z nich pewnie sobie dopisywał, a inna część była wypadkową tego chłodu, który wdarł się do poranka. Bo Flynn wyglądał, jakby kontemplował. I to właśnie teraz tajemnica stawała się największym z sekretów. Nie w momencie snu, gdy dominowały miraże obrazów i słów, których po przebudzeniu nawet nie pamiętamy, a teraz - gdy umysł pracował sprawnie i jego kwintesencję wolno nam było wyciągnąć na zewnątrz. Laurent nie mógł tego zrobić. Mógł być tylko koneserem pięknych widoków i doceniać sztukę w każdym jej wydaniu. Tak i w ludzkim ciele, co pokochało niedoskonałości. Tak pracowała wyobraźnia - na polu tego, co mogłoby być, a czego nie było. Polu domysłów. Wyobrażał sobie, że jednak poranki Flynna są leniwe - nie były. Więc teraz pytał, czy zawsze były takie, jak ten dzisiaj. Szybkie, orzeźwiające od razu, mierzące się z zimnem, by od razu się dobudzić. I jeśli spał do tak późna, to czy zawsze też do późna siedział? Pewnie musi się wybiegać... Jak pies. Zerknął na Dumę - oto miał w końcu idealnego kandydata do wyprowadzania tego psa. Mógłby robić zakłady z Alexandrem, który z nich pierwszy się zmęczy. Duma jakby podłapał tę myśl, bo przechylił łeb na bok z ciekawskim spojrzeniem. Ale to pewnie było kolejne dopowiedzenie wyobraźni.

- Szkoda? - Powtórzył słowo w formie pytania bez mniejszego zrozumienia. Szkoda... szkoda co? Szkoda czego? Że musiał wyjść? Że wieczorem? Że pogoda pływaniu nie sprzyja? - Możemy popływać, tylko nie chcę, żebyś dostał zapalenia płuc... - Powiedział to bardziej ostrożnie. Bał się tego, że Flynnowi stanie się krzywda tylko dlatego, że Laurenta mróz wody nie ruszał. Uwielbiał ciepło, ale zimna toń morza była inna. Była... domem. - Och, nie wyganiam cię. Wrócę. - To powiedział już całkowicie pewnie, z uśmiechem przywdzianym na twarz. Tylko że... wyczuł, że coś jest nie tak. Co? Łatwo zalać smołą nawet najpiękniejszą konstrukcję, zabetonować najcudowniejszą architekturę. Tak samo łatwo było zaprosić myśli Laurenta do galopu i przyczepić do nich całe tabuny wątpliwości.

Kiedy ich nogi się spotkały to nawet przysunął się do niego bliżej. Odłożył tę filiżankę - zamiast tego dłoń oparł na jego plecach i przesunął nią do karku. Nie uroiłem sobie niczego, prawda?

- Co się stało, Crow? - Odsunął nawet swój talerz, żeby móc się podeprzeć drugą ręką blatu i odszukać spojrzenia czarnowłosego - choć nienachalnie. Przyswoił sobie myśl, że Flynn nie zawsze chciał konfrontować spojrzenia, więc gotów był się obrócić z powrotem do stołu.



○ • ○
his voice could calm the oceans.
Crow
If you catch me trying to find my way into your heart, scratch me out, baby. As fast as you can. My pretty mouth will frame the phrases that will disprove your faith in man.
Wyzywająco ubrany mugolak, od razu sprawiający wrażenie ekscentrycznego (w wyraźnie prowokatywny sposób) lub wywodzącego się z nizin społecznych. Ma 176 centymetrów wzrostu. Ciemnobrązowe oczy. Włosy czarne, kręcone - w gorsze dni chodzi roztrzepany i skołtuniony, w lepsze, po zastosowaniu Ulizanny na mokre strąki, wygląda tak bajecznie, że masz ochotę zatopić palce w puszystych loczkach. Ma przebite uszy i wiele tatuaży. Najbardziej charakterystyczne z nich znajdują się na plecach (wielkie, anielskie skrzydła) i kroczu (długi, chiński smok oplatający jego przyrodzenie i uda). Do tego ma wiele blizn od ran kłutych i zaklęć, a także samookaleczeń. Sporo z nich to ślady po przypalaniu papierosami. Ze względu na daltonizm monochromatyczny ubiera się wyłącznie na czarno. Przy pasku nosi sznurki, łańcuchy, noże, czasami kombinerki i inne narzędzia, których używa do pracy. Jest człowiekiem bardzo wysportowanym, jego ciało jest wyrzeźbione, ale nigdy nie skupiał się na budowaniu masy i siły mięśniowej. Ma 32 lata, ale uzależnienie od substancji odurzających i alkoholu sprawia, że jest wizualnie o kilka lat starszy.

The Edge
#6
18.12.2024, 00:39  ✶  
Zazdrość rozchodziła się po jego ciele jak trucizna. Trochę się już do tego przyzwyczaił - do odrzucenia, do bycia wykluczanym z rzeczy, których do końca nie rozumiał i czasami nawet nie chciał rozumieć. Też robił to innym. Mówił o potrzebie wyjścia gdzieś, ale nie zdradzał szczegółów. Wszystkiego trzeba było się domyślać, albo zaakceptować niewiedzę, tylko ciężko było ją zaakceptować kiedy tak dużo się o wszystkim myślało.

Za dużo.

Kiedy Laurent powiedział, że wcale nie musiał stąd sobie iść, a on głupi zrozumiał, jak bardzo się mylił, ta trucizna zaczęła się stopniowo rozrzedzać, ale obawy nie opuściły jego ciała całkowicie. Opuścił głowę, dając się objąć i przedłużał ciszę ze swojej strony. Jeden z tych momentów, kiedy we łbie ci kipi, a ty nie wiesz do końca czemu twoja głowa musi interpretować każdy gest jak jakiś wyrok. Jak miał się nie czuć durniem i mieć wreszcie nieco wyższą samoocenę, skoro podkopywał samego siebie coraz głębiej? Niektóre słowa utykały w nim jak ciernie, a później pojawiał się ten chłopak z ręką owiniętą wokół jego karku i na tych cierniach wyrastały pąki róż - pięknych i jasnych niczym wiosenny dzień. Przysłaniały prawdę, ale pozostawiały wstyd.

Wystawiony na cudze spojrzenie przybrał wyraz twarzy wskazujący na dziecięce zakłopotanie. Nie chłopięce - dziewczęce. Wykrzywiając usta, nadął lekko poliki i zdał sobie sprawę z braku siły do powiedzenia prawdy. Tak po prostu przyznać się do tego jak łatwo przychodziło mu poczuć się wykluczonym lub niechcianym, chociaż nie zadawał żadnych pytań i pojawiał się w czymś życiu tak nagle? Jak z tym w ogóle walczyć? Logicznym stawała się prędkość, z jaką zagarniał innych dla siebie. Ten chłopak się już od niego nie opędzi.

- Co się stało? - Wypuścił z siebie powietrze tak, jakby miał się zaraz zaśmiać, ale to się nie stało. - Nic. Wsio i jeszcze trochę. Tylko i aż się zakochałem. - I to w kim. Wyobraź sobie człowieku najpiękniejszą, najbardziej nieosiągalną osobę na świecie. Taką, za którą każdy odwraca głowę, niezależnie od płci, statusu związku, preferencji... Piękno przyciągające wzrok jak zorza polarna. - Taka to jest sytuacja. - I radził sobie z nią zapewne tak samo jak większość świata i jego konkurentów: źle.

Ujął jego twarz dłonią. Nie po to, aby ją przesunąć, lecz by otulić ją delikatnym dotykiem szorstkich palców.

- Możesz powiedzieć, że unikam tematu, ale chyba właśnie powiedziałem ci wszystko.


Oh darling, it's so sweet
you think you know how crazy I am.

My mind is a hall of mirrors.
Lukrecja
Are you here looking for love
Or do you love being looked at?
Wygląda jak aniołek. Jasnowłosy, wysoki (180cm), niezdrowo chudy blondyn o nieludzko niebieskich jak morze oczach. Zadbany, uczesany, elegancko ubrany i z uśmiechem firmowym numer sześć na ustach. Na prawym uchu nosi jeden kolczyk z perłą.

Laurent Prewett
#7
18.12.2024, 01:35  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 18.12.2024, 01:36 przez Laurent Prewett.)  

Och!

Coś nowego, coś... niepoznanego, nowa mina, nowa mimika! Taka, którą bez problemu potrafił zidentyfikować i kąciki ust mu delikatnie drgnęły ku górze, ale opanował się, żeby nie pokazać sobą rozbawienia, które się w nim wezbrało. Tak, to właśnie ten bardzo groźny człowiek strzelał mu tutaj minki nadobnej panienki, której obiecał kawę, a nie dostała nawet herbaty. Nie obrażenie, nie urażenie... Flynn się dąsał. To było dąsanie się, a zdziwienie tym faktem przykryło na moment zainteresowanie tym, co w ogóle wywołało to uczucie. Miał ochotę aż przesuwać palcami po jego twarzy, żeby zapamiętać każde ułożenie mięśnia twarzy i zmarszczki. Żeby utrwalić organoleptycznie widziany obraz, bo tworzył prawdziwe kuriozum poznawcze - kolejny niby nie pasujący element układanki do Crowa. Pasował całkowicie. Do tego dziecięcego bagażu, który niósł w sobie i nigdy nie udało mu się tak do końca przekroczyć nad nim do porządku dziennego. Kiedy już krok robił to był od razu wielki sus. Prosto do dorosłości, gdzie wszystko było bure, ciężkie i czerwone od krwi i gniewu.

Pilnował się, żeby tutaj nie objawić rozbawienia, bo to nigdy nie było miłe - kiedy ktoś coś mocno przeżywał, próbował się w sobie jakoś zebrać, a w zamian dostawał śmiech. Na poziomie normalnego funkcjonowania powinno być... normalne, ale Laurent sam najlepiej wiedział, jak takie rzeczy potrafiły być przykre. I to przekładał proporcjonalnie na Flynna. Nie potrafił rozróżnić, co go mocno poruszało, a co zupełnie spływało po jego piórach, dlatego starał się wziąć na płaszczyznę poglądową ogólnik. Starał się nie sprawić mu niepotrzebnej krzywdy i przykrości. Starania swoją drogą - to, że czasem mu się nie udawało, bo nie przy wszystkich sytuacjach przemyślał wszystko... cóż. Nigdy nie uważał siebie samego za geniusza, a tym bardziej za osobę nieomylną.

Ciepłe iskry spłynęły z jego oczu na sylwetkę Flynna. W rozczuleniu, które zamieniało tego człowieka w węgielek trzymany w dłoniach - mimo to nie parzył. Był czerwonawy, błyszczał, ale nie pozostawiał na skórze śladów spalenizny. Czułby to ciepło mocniej wiedząc, że ta noc była walką - z żadnym konkretnym zagrożeniem. To była walka z samym sobą o samego siebie. Albo dla Laurenta o siebie samego, bo z ich dwójki to bardziej chyba na nim samym zależało blondynowi na tym, żeby było mu ciepło, żeby jadł, żeby spokojnie spał, żeby wyleczyć jego płuca... i wiele innych. Nie mógł go do niczego zmuszać. Myślał, że się rozpłynie wraz z jutrzenką, ale on tu był, robił te minki... i skarżył się na niesprawiedliwość doznania zakochania.

Wtulił się z wdzięcznością w tę dłoń i nakrył ją swoją. Przymrużył trochę oczy. Widział już tyle przekroi Crowa, że mógłby ułożyć z nich mozaikę. Teraz miała kolor pomarańczy - słodkiej i dojrzałej, zerwanej prosto z drzewka w blasku dnia. Wiał oceaniczny wiatr, nie było gorąco - było rześko. Promienie słońca były jak jego dotyk, a ten wiatr - jak budzące do życia słowa, które wypowiadał. Wydawało mu się, że tylko poezja płynącą z ust drugiej osoby będzie w stanie tak poruszyć jego sercem, ale oto są - jak proste głupotki potrafiły go zauroczyć i rozkochać w chwilę.

- Jesteś taki uroooczyy... - Zaintonował śpiewnie ostatnie słowo. - Wrócę. Idę do przyjaciółki, ponieważ wróciła z niebezpiecznej podróży i zamartwia się o artykuł. Chciała przyjść tutaj, ale napisałem, że ja pójdę do niej. Żebyś nie musiał się nigdzie wybierać. - Jeśli tylko chciał zostać, rzecz jasna. - Niebezpiecznej... przede wszystkim istotnej, bo jej stan zdrowotny nie świeci najlepszym przykładem... Zresztą - wiesz, o czym mowa. Tą przyjaciółką jest Victoria Lestrange i sprawa dotyczy Zimnych. - Nie bardzo wiedział, czy Flynn chciał o tym słuchać, dlatego obserwował jego mimikę i jeśli była niezadowolona to nie opowiadał o tym, że to zimna, że Victoria... - Chciałbym poświecić ci cały ten wieczór, szczególnie, że wczoraj byłem tak zmęczony... ale to byłoby straszne - zostawić człowieka, kiedy cię potrzebuje. - Chciał, żeby wiedział, że to było po prostu istotne, że naprawdę chciał dać tym dwóm dniom takie brzmienie tylko dla nich. - Nie martw się. Moja głowa jest zbyt zajęta marzeniami o twoich dłoniach, żeby zainteresowały mnie te Victorii. - Pochylił się ku niemu powoli z jakże niewinnym wyrazem twarzy, który zupełnie nie pasował do tego, jak się wygiął w tym geście.



○ • ○
his voice could calm the oceans.
Crow
If you catch me trying to find my way into your heart, scratch me out, baby. As fast as you can. My pretty mouth will frame the phrases that will disprove your faith in man.
Wyzywająco ubrany mugolak, od razu sprawiający wrażenie ekscentrycznego (w wyraźnie prowokatywny sposób) lub wywodzącego się z nizin społecznych. Ma 176 centymetrów wzrostu. Ciemnobrązowe oczy. Włosy czarne, kręcone - w gorsze dni chodzi roztrzepany i skołtuniony, w lepsze, po zastosowaniu Ulizanny na mokre strąki, wygląda tak bajecznie, że masz ochotę zatopić palce w puszystych loczkach. Ma przebite uszy i wiele tatuaży. Najbardziej charakterystyczne z nich znajdują się na plecach (wielkie, anielskie skrzydła) i kroczu (długi, chiński smok oplatający jego przyrodzenie i uda). Do tego ma wiele blizn od ran kłutych i zaklęć, a także samookaleczeń. Sporo z nich to ślady po przypalaniu papierosami. Ze względu na daltonizm monochromatyczny ubiera się wyłącznie na czarno. Przy pasku nosi sznurki, łańcuchy, noże, czasami kombinerki i inne narzędzia, których używa do pracy. Jest człowiekiem bardzo wysportowanym, jego ciało jest wyrzeźbione, ale nigdy nie skupiał się na budowaniu masy i siły mięśniowej. Ma 32 lata, ale uzależnienie od substancji odurzających i alkoholu sprawia, że jest wizualnie o kilka lat starszy.

The Edge
#8
19.12.2024, 15:09  ✶  
Ciekawość. Siedzącej obok Laurenta osobie nie umykało żadne słowo, chociaż była jeszcze trochę zaspana i ciężko było nazwać teraz Crowa kimś w humorze... Rozchyliła lekko usta, wlepiła w niego spojrzenie ciepłych oczu i znów wykonała ten sam gest owinięcia rąk wokół jego szyi. Osoba w ciele tego samego człowieka, którego znał już tyle lat i zapewne nie posądziłby o tego typu zachowania, gdyby nie zobaczył ich na własne oczy. Ale były tutaj. Były i krzyczały coś, kiedy sam Crow wybierał milczenie.

Ktoś mógłby pomyśleć, że Laurent odkrywał teraz prawdę o jego naturze, ale przecież nie do końca tak było - to jedynie jej część. Istniało wiele prawd o Crowie i te prawdy były płynne - pojawiały się znikąd, przemijały i znikały, czasami przeplatały się wzajemnie tak jak teraz, kiedy trzymał go pewną ręką, a jednocześnie oddawał się dotykowi na swoim karku, przekręcając głowę w kierunku jego ramienia.

- Spałeś z nią. - To nie było pytanie, lecz stwierdzenie faktu. Bo on już sobie postanowił w głowie, że jeżeli ta cielesność została tutaj wyciągnięta, to nie bez powodu. Nikogo by to nie dziwiło zresztą, widział ją w gazecie i wiedział, jak wygląda, jeżeli miałeś rozładować napięcie w ten sposób to do diabła, czemu nie z kimś takim. Ale też nie do końca o to chodziło. - Laurent, jeszcze raz - zabrał rękę z jego twarzy i położył ją na jego udzie. - Znaliśmy się kiedy spałeś z moją dziewczyną. - I znali się też później, kiedy nie potrafił powiedzieć dość ani nie i namawiał go do dania mu dupy, chociaż był w związku z kimś innym. Takich rzeczy nie wygumkuje się z człowieka z dnia na dzień. - To nie jest tak, że całkowicie mnie to wali, ale... - Zacisnął zęby wydychając powietrze. Bo chodziło tu o tak cholernie dużo. Nie tylko o ich relację, ale o całą jego egzystencję. O codzienne wstawanie. O udawanie, że cieszył się z faktu urodzenia się na tym świecie, że się czasami nie patrzył na własne noże i nie przypominał sobie, jak miękkim było również jego ciało. - Chodzi o... wybieranie. - Mnie. - O to, że pójdziesz gdzieś i nie zostawisz w moim aucie tych rękawiczek, po które się zawsze wraca. - Albo że kiedyś po prostu z niego wyjdzie i odejdzie obrażony, zamiast oprzeć się niekomfortowo o szybę drzwi i spróbować to przeczekać. - Sam mi kiedyś chlapnąłeś, że nie spodziewałeś się, że wrócę. O gesty kierowane do innych, ale nigdy kurwa do mnie. - O to, że zapewne istnieją jakieś zakamarki serca, do których Laurent nie wpuściłby jego, ale Victorię już tak.

Uśmiechnął się durnie, w ten swój kokieteryjny sposób, przysuwając się do tego tak blisko i tak ciasno, jak tylko pozwalała na to pozycja, w jakiej się znajdowali. Powoli przesunął dłonią od jego uda do biodra, następnie objął go w pasie i może usta i dłonie miał wciąż chłodne, to oddech sięgający teraz ucha Laurenta był gorący.

- Może nie zauważyłeś, ale straszna ze mnie przylepa - powiedział cichutko, wyraźnie tym rozbawiony. - Czytałeś mi wczoraj te swoje ulubione bajeczki o księżniczkach w wieży, rycerzach, smokach i długich warkoczykach. - Przesunął dłonią wzdłuż jego boku. - Nadal czekasz na swojego księcia z bajki?


Oh darling, it's so sweet
you think you know how crazy I am.

My mind is a hall of mirrors.
Lukrecja
Are you here looking for love
Or do you love being looked at?
Wygląda jak aniołek. Jasnowłosy, wysoki (180cm), niezdrowo chudy blondyn o nieludzko niebieskich jak morze oczach. Zadbany, uczesany, elegancko ubrany i z uśmiechem firmowym numer sześć na ustach. Na prawym uchu nosi jeden kolczyk z perłą.

Laurent Prewett
#9
21.12.2024, 00:15  ✶  

Tak... jakoś tak to było. Jakoś tak to było, że spał z Fontaine i spał z Victorią. Ciekawe... dałby sobie głowę uciąć, że Lestrange by się spodobała tej czarnowłosej bestii, która właśnie przesuwała palcami po jego udzie. Dałby sobie głowę uciąć, że spojrzałby na nią w taki sposób, który w ogóle by mu się nie spodobał - i byłby zazdrosny. Nie podobałoby mu się to spojrzenie, podobne do wielu, które posyłano Victorii. A Victoria nawet nie rozumiała tej zazdrości. Uważała, że nie było jej czego zazdrości - cóż, nie musiała rozumieć. Nie chciał z nią nawet o tym rozmawiać. Z nikim nie chciał rozmawiać o palącej zazdrości i poczuciu tego, jak był beznadziejnie żałosnym żebrakiem, bo nie chciał tego wypowiadać na głos. Mimo to wiele słów zdążyło się przelać między złotej i czernią. Nie było wśród nich zaprzeczenia stwierdzenia, ani jego potwierdzenia. Chyba nie chcieli sobie wyliczać wszystkich ud, które do siebie zbliżyli.

Problem jednak nie był powierzchowny - był o wiele głębszy. Wybór. Być czyimś pierwszym wyborem - co za niewygodny temat. Na tyle, że chłód wkradł się pod skórę Laurenta i nie był tak przyjemnie orzeźwiający jak pocałunek sprzed paru chwil. I po co o tym, droga Wrono, przypominasz? Jak stara drzazga, co ostała się pod skórą i nie drażni na co dzień, ale czasem, kiedy tylko odpowiednio poruszysz palcem, zaczyna boleć jak sam skurwysyn. Obrót tego koła był bardzo szybko. Bał się tego The Edge, bał się tego Laurent, bali się tego wzajemnie. Nagle mógł pomyśleć, że w sumie powinno być tak, że Crow był zazdrosny. Tak, powinien ich sobie przedstawić i... ah, w tej scenie wkurwiłby zarówno Victorię jak i Edga.

Musnął palcem dolną wargę mężczyzny, wpatrując się w krzywiznę jego nosa i to, jak te kąciki wyginają się ku górze.

Bardzo chciał odpowiedzieć "tak" na zadane pytanie, ale jakoś straciło ono siłę. Nie brzmiało, nie smakowało prawdą. "Nie" było tym posmakom bliższe. Nie czeka, bo... bo oni nie istnieją, bo ma obowiązek stąpania twardo po tym świecie, bo Crow tu był i nie było potrzeby szukania, bo tylu ludzi już zranił i pewnie jeszcze więcej zrani, bo tak wielu zraniło jego samego... Nie. Smutne, smutne... to wszystko było kurewsko smutne.

- Mam dwa psy, nie ma miejsca w tej wieży na kolejnego samca. - Szczur, pies... a może Flynn był po prostu misiem koalą - one miały w zwyczaju uczepiać się czyjejś nogi i już nie puszczać. Oderwał wzrok od jego ust, przestał badać jego twarz i zapatrzył się ze skupieniem w ciemne oczy. Teraz jasne - mimo pochmurnej pogody promienie słońca wpraszały się do środka, szarawe przez chmury. Każda kropka brązu, każde ich przejaśnienie - Laurent miał dogłębne i nieustające poczucie, że te oczy mu się z czymś kojarzyły, że je znał, że były takie... bliskie na płaszczyźnie głębszej niż ta fizyczna. - Mogę ci zostawić w aucie moje majteczki zamiast rękawiczek. Co ty na to?



○ • ○
his voice could calm the oceans.
Crow
If you catch me trying to find my way into your heart, scratch me out, baby. As fast as you can. My pretty mouth will frame the phrases that will disprove your faith in man.
Wyzywająco ubrany mugolak, od razu sprawiający wrażenie ekscentrycznego (w wyraźnie prowokatywny sposób) lub wywodzącego się z nizin społecznych. Ma 176 centymetrów wzrostu. Ciemnobrązowe oczy. Włosy czarne, kręcone - w gorsze dni chodzi roztrzepany i skołtuniony, w lepsze, po zastosowaniu Ulizanny na mokre strąki, wygląda tak bajecznie, że masz ochotę zatopić palce w puszystych loczkach. Ma przebite uszy i wiele tatuaży. Najbardziej charakterystyczne z nich znajdują się na plecach (wielkie, anielskie skrzydła) i kroczu (długi, chiński smok oplatający jego przyrodzenie i uda). Do tego ma wiele blizn od ran kłutych i zaklęć, a także samookaleczeń. Sporo z nich to ślady po przypalaniu papierosami. Ze względu na daltonizm monochromatyczny ubiera się wyłącznie na czarno. Przy pasku nosi sznurki, łańcuchy, noże, czasami kombinerki i inne narzędzia, których używa do pracy. Jest człowiekiem bardzo wysportowanym, jego ciało jest wyrzeźbione, ale nigdy nie skupiał się na budowaniu masy i siły mięśniowej. Ma 32 lata, ale uzależnienie od substancji odurzających i alkoholu sprawia, że jest wizualnie o kilka lat starszy.

The Edge
#10
21.12.2024, 02:07  ✶  
Stres bardzo skutecznie obniżał chęci Crowa do sprawnej komunikacji, a kiedy miał mówić o sobie i przyznawać się do swoich słabości, odpływał już kompletnie. Uważnie słuchał, ale szybko zapominał o wielu rzeczach, przywoływał detale zza mgły... Tak, miał wiele wad sugerujących, że zamknie się teraz w swoim milczeniu, ale tak się nie stało. Bo mógł znów zagarnąć jakąś jego część dla siebie, zaznaczyć swoją pozycję. Te słowa zapiszą się w jego głowie w dobry sposób - mógł być tego pewny, bo Prewett zwierzył mu się z własnych potrzeb. Nie wypadło mu to z głowy przez poczucie winy, że dołożył cegłę do jego złego samopoczucia, ale to dobrze - bo mógł to teraz wykorzystywać na swoją korzyść.

- Samca - zauważył z rozbawieniem i jeszcze raz przesunął ręką po jego boku. Uczepił się tego słówka w kontekście rozmowy o Victorii, ale nie był zły, to był element flirtu, tak samo jak wzniesienie drugiej dłoni w górę, żeby przesunąć palcem po jego ustach. - Powieszę je sobie na lusterku, ale nie to chciałem ci powiedzieć, ślicznotko. Kundel ze mnie, a nie książę, ale biorę ten wakat. Musisz mi tylko spuścić włosy z tej twojej wieży. - Myślał wcześniej o rozkładaniu go na części pierwsze i nie doszedł do żadnego wniosku aż do teraz. U niego również zazdrość robiła swoje... - Mówisz, że masz dwa psy, a ja się jeszcze... czasem... - Przybliżył do niego twarz, dając mu nacieszyć się widokiem swoich oczu. - Czuję, jakbyś machał mi z góry. - Zaśmiał się cicho stykając się z nim czołem. - Lubisz chłopców to wiesz, jacy lubimy czuć się ważni. - Zignorował kompletnie obecność tej części siebie, oferującej kompletnie inne doznania niż obcowanie z męskim mężczyzną. Zresztą, teraz jej tutaj nie było - Crow przesunął rękę z jego boku, żeby ulokować ją po wewnętrznej stronie ud Laurenta. - Ktoś mi cię właśnie wyciągnął z uścisku, ale poczekam aż wrócisz, bo wrócisz do mnie, a nie wracasz teraz do niego. - Zabrał palec z jego warg. - Jest tak? - I zdawał sobie sprawę z potrzeby wzajemności tego doświadczenia, ale był ciekaw o to, czy chłopak wreszcie pęknie i go o to zapyta, czy jednak...


Oh darling, it's so sweet
you think you know how crazy I am.

My mind is a hall of mirrors.
« Starszy wątek | Nowszy wątek »

Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości
Podsumowanie aktywności: The Edge (6457), Laurent Prewett (8726)


Strony (3): 1 2 3 Dalej »


  • Pokaż wersję do druku
  • Subskrybuj ten wątek

Przydatne linki
Kolejeczka
Tryb normalny
Tryb drzewa