Skoro już opuściła Whitby postanowiła wstąpić na chwilę do swojego mieszkania. Zjawiła się tu z samego rana dosłownie na kilka minut, wzięła kilka rzeczy ze swojej sypialni i ruszyła w stronę wschodzącego słońca tak szybko, jak się tutaj pojawiła. Była umówiona z Brenną Longbottomą na krótkie spotkanie, nie chciała się na nie spóźnić, więc nie chciała dawać bratu znać, że się tutaj pojawiła. Jeszcze nie teraz. Miała zamiar tutaj wrócić, aby przekazac mu kilka informacji, których mógł od niej oczekiwać.
Dawno nie zniknęła, aż na tyle dni. Niby wysłała mu list, tyle, że niezbyt wiele w nim napisała, bo nie do końca wiedziała, jak właściwie miała mu to wszystko przekazać pocztą. To wymagało spotkania twarzą w twarz, które wolała nieco odsunąć w czasie. Zdawała sobie sprawę z tego, że może się o nia martwić, że powinna być tutaj przy nim, bo przecież była aktualnie za niego odpowiedzialna, cóż, nie wystarczyło to jednak, aby powstrzymać ją przed decyzją którą podjęła. Z początku nieświadomie, później bardziej świadomie i teraz zamierzała się jej trzymać, chociaż nie miała pojęcia, czy przyniesie jej to coś dobrego.
Zjawiła się przed drzwiami swojego mieszkania chwilę przed południem. Miała wrażenie, że minęło dużo więcej czasu niż tylko cztery dni, od kiedy spędziła tutaj noc po raz ostatni. Tak wiele wydarzyło się w jej życiu, że nie miała pojęcia od czego miałaby zacząć.
Wzięła głęboki oddech nim przekroczyła próg, bo nie do końca wiedziała, czy była gotowa na spotkanie z Astarothem, powinna mu była nieco wyjaśnić wcześniej, ale stosunki między nimi były mocno napięte od czasu ich wspólnej wizyty w jaskini, kiedy Thoran próbował zabić jej młodszego brata. Od tego momentu praktycznie nie zamienili słowa, znikała z domu na całe dnie, wracała w środku nocy i raczej zamykała się w swojej sypalni, aż w końcu nie pojawiła się tutaj przez kilka dni. Nie ma co, naprawdę była z niej opiekuńcza siostra.
Powitały ją psy, najwyraźniej bardzo stęsknione jej obecności. Miała szczęście, że wspomniała Triss, że może zniknąć na chwilę, a skrzatka obiecała jej ich doglądać. Nie wyglądały, jakby działa im się krzywda, najwyraźniej Triss wywiązała się ze swoich obowiązków. Kiedy na nie spojrzała, że w sumie mogłaby je zabrać ze sobą do Whitby, to nie powinno być problemem, a będą mogły spędzić sporo czasu na świeżym powietrzu. Pomysł wydawał jej się być naprawdę wyśmienity i miała zamiar go zrealizować. Ustalili zresztą z Roisem, że będą tam tylko do siódmego września, a ten dzień zbliżał się coraz bardziej. Dali sobie tydzień, w sumie to nie sobie, a ruinom na to, aby nieco się nimi zajać.
- Astaroth. - Rzuciła na wejściu, gdy już przywitała się z psami. Zamknęła za sobą drzwi i ruszyła w stronę salonu, w którym zamierzała się z nim skonfrontować. Nie do końca wiedziała, czego powinna się spodziewać, dawno ze sobą nie rozmawiali, a ich ostatnie pogawędki nie kończyły się najlepiej. To był naprawdę trudny czas dla rodzeństwa Yaxley, a ona jeszcze bardziej to skomplikowała.