• Londyn
  • Świstoklik
    • Mapa Huncwotów
    • Ulica Pokątna
    • Aleja horyzontalna
    • Ulica Śmiertelnego Nokturnu
    • Ministerstwo Magii
    • Klinika Św. Munga
    • Niemagiczny Londyn
    • Dolina Godryka
    • Little Hangleton
    • Wyspy Brytyjskie
    • Reszta świata
    • Zmieniacz czasu
    • Opisy lokacji
  • Dołącz do gry
  • Zaloguj się
  • Postacie
  • Accio
  • Indeks
  • Gracze
  • Accio
Secrets of London Scena główna Aleja horyzontalna v
« Wstecz 1 2 3 4 5 6 … 10 Dalej »
[04.09.1972 - przed południem] responsibility | Geraldine & Astaroth

[04.09.1972 - przed południem] responsibility | Geraldine & Astaroth
Szelma
Yes, it's dangerous.
That's why it's fun.
Od czego warto zacząć? Ród Yaxley ma w swoich genach olbrzymią krew. Przez to właśnie Geraldine jest dosyć wysoka jak na kobietę, mierzy bowiem 188 cm wzrostu. Dba o swoją sylwetkę, jest wysportowana głównie przez to, że trenuje szermierkę, lata na miotle, biega po lasach. Przez niemalże całe plecy ciągnie się jej blizna - pamiątka po próbie złapania kelpie. Rysy twarzy dość ostre. Oczy błękitne, usta różane, diastema to jej znak rozpoznawczy. Buzię ma obsypaną piegami. Włosy w kolorze ciemnego blondu, gdy muska je słońce pojawiają się na nich jasne pasma, sięgają jej za ramiona, najczęściej zaplecione w warkocz, niedbale związane - nie lubi gdy wpadają jej do oczu. Na lewym nadgarstku nosi bransoletkę z zębów błotoryja, która wygląda jakby lewitowały. Porusza się szybko, pewnie. Głos ma zachrypnięty, co jest pewnie zasługą papierosa, którego ciągle ma w ustach. Pachnie papierosami, ziemią i wiatrem, a jak wychodzi z lasu do ludzi to agrestem i bzem jak jej matka. Jest leworęczna.

Geraldine Yaxley
#1
03.01.2025, 02:20  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 13.09.2025, 23:23 przez Król Likaon.)  
adnotacja moderatora
Rozliczono - Geraldine Yaxley - osiągnięcie Badacz Tajemnic IV

04.09.1972, przed południem, Aleja Horyzontalna, mieszkanie Geraldine

Skoro już opuściła Whitby postanowiła wstąpić na chwilę do swojego mieszkania. Zjawiła się tu z samego rana dosłownie na kilka minut, wzięła kilka rzeczy ze swojej sypialni i ruszyła w stronę wschodzącego słońca tak szybko, jak się tutaj pojawiła. Była umówiona z Brenną Longbottomą na krótkie spotkanie, nie chciała się na nie spóźnić, więc nie chciała dawać bratu znać, że się tutaj pojawiła. Jeszcze nie teraz. Miała zamiar tutaj wrócić, aby przekazac mu kilka informacji, których mógł od niej oczekiwać.

Dawno nie zniknęła, aż na tyle dni. Niby wysłała mu list, tyle, że niezbyt wiele w nim napisała, bo nie do końca wiedziała, jak właściwie miała mu to wszystko przekazać pocztą. To wymagało spotkania twarzą w twarz, które wolała nieco odsunąć w czasie. Zdawała sobie sprawę z tego, że może się o nia martwić, że powinna być tutaj przy nim, bo przecież była aktualnie za niego odpowiedzialna, cóż, nie wystarczyło to jednak, aby powstrzymać ją przed decyzją którą podjęła. Z początku nieświadomie, później bardziej świadomie i teraz zamierzała się jej trzymać, chociaż nie miała pojęcia, czy przyniesie jej to coś dobrego.

Zjawiła się przed drzwiami swojego mieszkania chwilę przed południem. Miała wrażenie, że minęło dużo więcej czasu niż tylko cztery dni, od kiedy spędziła tutaj noc po raz ostatni. Tak wiele wydarzyło się w jej życiu, że nie miała pojęcia od czego miałaby zacząć.

Wzięła głęboki oddech nim przekroczyła próg, bo nie do końca wiedziała, czy była gotowa na spotkanie z Astarothem, powinna mu była nieco wyjaśnić wcześniej, ale stosunki między nimi były mocno napięte od czasu ich wspólnej wizyty w jaskini, kiedy Thoran próbował zabić jej młodszego brata. Od tego momentu praktycznie nie zamienili słowa, znikała z domu na całe dnie, wracała w środku nocy i raczej zamykała się w swojej sypalni, aż w końcu nie pojawiła się tutaj przez kilka dni. Nie ma co, naprawdę była z niej opiekuńcza siostra.

Powitały ją psy, najwyraźniej bardzo stęsknione jej obecności. Miała szczęście, że wspomniała Triss, że może zniknąć na chwilę, a skrzatka obiecała jej ich doglądać. Nie wyglądały, jakby działa im się krzywda, najwyraźniej Triss wywiązała się ze swoich obowiązków. Kiedy na nie spojrzała, że w sumie mogłaby je zabrać ze sobą do Whitby, to nie powinno być problemem, a będą mogły spędzić sporo czasu na świeżym powietrzu. Pomysł wydawał jej się być naprawdę wyśmienity i miała zamiar go zrealizować. Ustalili zresztą z Roisem, że będą tam tylko do siódmego września, a ten dzień zbliżał się coraz bardziej. Dali sobie tydzień, w sumie to nie sobie, a ruinom na to, aby nieco się nimi zajać.

- Astaroth. - Rzuciła na wejściu, gdy już przywitała się z psami. Zamknęła za sobą drzwi i ruszyła w stronę salonu, w którym zamierzała się z nim skonfrontować. Nie do końca wiedziała, czego powinna się spodziewać, dawno ze sobą nie rozmawiali, a ich ostatnie pogawędki nie kończyły się najlepiej. To był naprawdę trudny czas dla rodzeństwa Yaxley, a ona jeszcze bardziej to skomplikowała.

Panicz Z Kłami
Hot blood these veins
My pleasure is their pain
Bardzo wysoki - mierzy 192 cm wzrostu. Z reguły ubiera się w czarne bądź stonowane kolory, ale można go spotkać w wielobarwnym ubiorze. Włosy ciemnobrązowe, oczy zielone. Jest bardzo blady, ma sine wokół oczu, które nieco jaśnieje, kiedy jest nasycony, ale to nieczęsto się zdarza.

Astaroth Yaxley
#2
03.01.2025, 15:46  ✶  
Mi z kolei trochę odbijało. Może trochę bardziej niż byłbym w stanie przyznać, ale taki to był już urok rodzeństwa Yaxleyów, że bagatelizowali własne demony na rzecz tych faktycznych, istniejących. Cóż, moim nie-problemem były mary senne, które mieszały mi się z rzeczywistością. Wielokrotnie widziałem w snach martwą Geraldine, tak martwą, realistycznie martwą, że zacząłem zapisywać w dzienniku fakty, a przynajmniej rzeczy, które - jak sądziłem - są prawdziwe, między innymi dlatego w pewnym momencie zarządziłem sobie robienie notatek od razu.
Notowałem o tym dźwięku, jak gdybym słyszał Geraldine już wcześniej. Niby zrobiłem to od razu, ale teraz nie byłem tego już taki pewny. Czy to nie zdarzyło się we śnie, że się obudziłem i może zacząłem notować...? Pisałem też o tym, a potem o psach Geraldine. One istniały i zakładałem, że gdyby jej nie było, to nie byłoby też psów... Co było z kolei gównianą teorią, ale starałem się tego twardo trzymać, próbując po prostu nie zwariować.
Na domiar złego, Kim się wyprowadziła kilka dni temu. Miałem wrażenie, że minęła wieczność. Nie chciała podać dokładnych powodów, ale może powodem byłem ja. Gdybym był na jej miejscu, to wyprowadziłbym się właśnie ze swojego powodu. Była ostatkiem mojej siły, którą zachowywałem, bo pragnąłem by wciąż widziała mnie takiego, jakim byłem wcześniej, poza tym sama była... Harda. Nie martwiłem się, że coś jej zrobię, bo potrafiła o nas zadbać. Ale teraz nawet to się skończyło.
Pijałem zimną, starą krew, co było cholernie niesmaczne, ale bałem się, że rozerwę kogoś, że może tym razem faktycznie zabiję. Laurent był tak blisko śmierci. Tak blisko śmierci... Sam również raz zarazem ocierałem się o jej szatę, tak często, że może tak naprawdę nie mijałem śmierci, tylko sam nią byłem? Potrafiłem wpatrywać się godzinami w swoje dłonie, widząc oczami wyobraźni same kości, kościste palce i kościste kostki nadgarstków. Kiedy wypuszczałem powietrze spomiędzy warg, zastanawiałem się, czy mój oddech mógł zabić.
Nie byłem pewny, ile czasu nie wychodziłem z mieszkania, karmiąc się starą, zimną krwią, ale minęło trochę. Mogłem się również założyć, że odwiedzała momentami mieszkanie Triss, bo bałagan znikał. Albo to ja byłem już duchem i tak naprawdę nie paskudziłem. Może tak na dobrą sprawę, nie byłem śmiercią, tylko duchem. To byłoby chyba lepsze niż wampiryzm. Chyba. Albo i nie. Nikt mnie nie widział, nikt o mnie nie pamiętał, więc doznałem dogłębnego szoku, kiedy w końcu usłyszałem swoje imię.
Wstałem niepewnie. Miałem przeogromną nadzieję, że to Geraldine, tak olbrzymią, że miałem wrażenie, że to jej głos mnie wołał. Nie widziałem powodu, dla którego miałaby mnie szukać, poza tym obawiałem się, że jej śmierć była naprawdę. Co więc będzie, jeśli to nie ona mnie wołała? Może to Triss? A może mi się przesłyszało?
Poprawiłem nieco swoją piżamę, ale ostatecznie stwierdziłem, że nic nie mogło jej pomóc. Wyjrzałem ze swojej sypialni niepewny, co mnie może czekać. Chyba najbardziej obawiałem się, że nic na mnie nie czekało. W sensie nikt. Dziwne uczucie, ale jednak stanąłem w uchylonych drzwiach i bez słowa wpatrywałem się w puste przejście, ruszając w końcu swój tyłek na tyle by wyjrzeć za róg, by mieć oko na salon.
Faktycznie była tam Geraldine, ale... szukałem w tym obrazie jakiegoś zakłamania. Byłem w piżamie. Może dalej spałem. Która mogła być godzina?! Może przed chwilą wziąłem eliksir nasenny?
Szelma
Yes, it's dangerous.
That's why it's fun.
Od czego warto zacząć? Ród Yaxley ma w swoich genach olbrzymią krew. Przez to właśnie Geraldine jest dosyć wysoka jak na kobietę, mierzy bowiem 188 cm wzrostu. Dba o swoją sylwetkę, jest wysportowana głównie przez to, że trenuje szermierkę, lata na miotle, biega po lasach. Przez niemalże całe plecy ciągnie się jej blizna - pamiątka po próbie złapania kelpie. Rysy twarzy dość ostre. Oczy błękitne, usta różane, diastema to jej znak rozpoznawczy. Buzię ma obsypaną piegami. Włosy w kolorze ciemnego blondu, gdy muska je słońce pojawiają się na nich jasne pasma, sięgają jej za ramiona, najczęściej zaplecione w warkocz, niedbale związane - nie lubi gdy wpadają jej do oczu. Na lewym nadgarstku nosi bransoletkę z zębów błotoryja, która wygląda jakby lewitowały. Porusza się szybko, pewnie. Głos ma zachrypnięty, co jest pewnie zasługą papierosa, którego ciągle ma w ustach. Pachnie papierosami, ziemią i wiatrem, a jak wychodzi z lasu do ludzi to agrestem i bzem jak jej matka. Jest leworęczna.

Geraldine Yaxley
#3
03.01.2025, 16:25  ✶  

Nie do końca zdawała sobie sprawę z tego, co zastanie w mieszkaniu. Wzięła na siebie opiekę nad bratem, ale sama ledwie radziła sobie z ogarnięciem swojego życia. Cóż, nie świadczyło to o niej dobrze, ale naprawdę starała się wszystkich uszczęśliwić. Nie było to wcale takie proste, jak mogłoby się wydawać, szczególnie, że miała wrażenie, że zawodzi wszystkich wokół. To nie było przyjemne uczucie. Pozbyła się jednak jednego z problemów, właściwie to chyba tego największego, który powodował spore zamieszanie wokół nich. Naprawdę wierzyła, że to będzie czas, kiedy wszystko zacznie się jakoś układać. Może póki co nie szło jej to najlepiej, ale to był dopiero początek jesieni, właściwie pokłosie lata, może ten lepszy czas miał dopiero nadejść? Tak, naprawdę się na to nastawiła.

Z Astarothem praktycznie nie rozmawiała od momentu, w którym utknęli razem w jaskini. Cóż, pokłócili się tam po raz kolejny, dosyć mocno, ostatnio zresztą praktycznie każda ich rozmowa kończyła się niesnaską. Nie miała pojęcia, w jaki sposób powinna z nim rozmawiać, aby to zmienić. Nie chciała na niego zrzucać swoich problemów, bo swoich miał, aż nadto, ale nie miała pojęcia, czy wykluczanie go z tych jej nie odwróci się przeciwko Geraldine. To był bardzo grząski grunt, ale kierowała się rozsądkiem. Bała się, że jeśli zaangażuje go w sprawę Thorana to go straci, tym razem na zawsze. Zresztą w sierpniu byli tego bardzo bliscy, wtedy kiedy doppleganger przytwierdził go do konia, prawie się wtedy spalił, na jej oczach. Znowu czuła się taka bezsilna jak wtedy w styczniu, gdy umierał na niej rękach. Nie chciała tego przeżywać po raz kolejny, dlatego właśnie próbowała go nieco odsuwać od tych wszystkich spraw, które były bardzo ryzykowne.

Nie miała pojęcia, czy jej brat miał co jeść. Jego możliwości były nieco ograniczone, a jej nie było w pobliżu, pozostawało wierzyć w to, że jakoś sobie poradził. Nie miała zamiaru już go na dłużej zostawiać, dlatego też się tutaj pojawiła, aby wyjaśnić mu w końcu, co ostatnio działo się w jej życiu, chciała mu wytłumaczyć dlaczego nie było jej przy nim. Była mu to winna. Zwłaszcza, że już było po wszystkim, no prawie po wszystkim, miała nadzieję, że będzie dla niej wyrozumiały.

Trochę jej było głupio, że pozostawiła go samego bez żadnego wyjaśnienia, ale nie mogła mu wcześniej opowiedzieć o tym, co się działo wokół nich. Bała się o jego bezpieczeństwo, była jego starszą siostrą, musiała sie o niego troszczyć.

Podniosła się ponownie na nogi, kiedy usłyszała ruch na korytarzu. Najwyraźniej usłyszał jej głos i wyszedł do niej. Trochę jej ulżyło, obawiała się, że będzie na nią tak wkurwiony, że nie będzie zamierzał z nią rozmawiać. Ruszyła w stronę brata, aby go przytulić. Nie wyglądał może najlepiej w tej swojej pidżamie (wampiry w ogóle spały?), ale to nie było istotne. Nie zniknał, nadal tutaj był, więc nie mogło być bardzo źle? prawda. Nie zdawała sobie sprawy czym zajmował się pod jej nieobecność, pozostawało mieć nadzieję, że nikogo nie zabił, kiedy miał ten wolny czas.

Kiedy znalazła się odpowiednio blisko, bez zawahania wyciągnęła ręcę, aby zamknąć go w swoich ramionach. Miała nadzieję, że jej nie odepchnie, ale Morgana jedna wiedziała jak się zachowa. - Przepraszam, że zniknęłam. - Wypadało w końcu okazać skruchę, czyż nie? Zaraz będzie musiała go poinformować o tym, że niedługo znowu zniknie na kilka dni.

Panicz Z Kłami
Hot blood these veins
My pleasure is their pain
Bardzo wysoki - mierzy 192 cm wzrostu. Z reguły ubiera się w czarne bądź stonowane kolory, ale można go spotkać w wielobarwnym ubiorze. Włosy ciemnobrązowe, oczy zielone. Jest bardzo blady, ma sine wokół oczu, które nieco jaśnieje, kiedy jest nasycony, ale to nieczęsto się zdarza.

Astaroth Yaxley
#4
04.01.2025, 23:50  ✶  
Właśnie, ostatnio każda nasza rozmowa kończyła się niezbyt przychylnie, a rozmowa w jaskini była ewidentnym przechyleniem czary goryczy, bo od tamtej pory tylko byliśmy dla siebie otoczeniem, którym zanadto nie zawracaliśmy sobie głowy. Przynajmniej do czasu, póki nie Geraldine nie wychodziła na nazbyt długo, bo wtedy właśnie zaczynałem świrować z jej śmiercią, a jak nie bywała od... dawna. Straciłem rachubę, ile dni mogło minąć. Cóż, obstawiałem, że była martwa, a to z kolei była następna tortura z cyklu wymyślonych przez mój umęczony umysł.
A Geraldine ruszyła w moim kierunku. Nie zamierzałem pozwolić jej na to by mnie dotknęła. Nie mogła mnie dotknąć, jeśli naprawdę okażę się jej śmiercią. Znowu. Albo jeszcze wydarzy się coś nowego, poza tym byłem wampirem. Mogła zginąć przez to. Cofnąłem się nawet o krok czy dwa, jeśli się nie zatrzymała na kolejne moje gesty i słowa.
- Cicho, stój, wiem, o co chodzi - stwierdziłem, wyciągając w jej kierunku prawą dłoń w ostrzegawczo wyprostowanym palcem wskazującym. Pomachałem nim delikatnie, jakbym chciał podkreślić powagę własnych słów. Tak to się mogło zaczynać. Przepraszała, a potem będzie kaput. Nie zamierzałem znowu przez to przechodzić. Trochę się spiąłem, ale chciałem za wszelką cenę przejąć kontrolę nad tą marą.
Gwałtownie schowałem obie dłonie za plecami. Tak, będę kontrolował sytuację.
- Powiedz mi, ile mam palców wyprostowanych za plecami - odparłem do niej wciąż nieco spięty. Jedną dłoń trzymałem z wyprostowanymi palcami, a w drugiej zgiąłem trzy, więc wskazywałem siedem. Jeśli była snem, moim snem, to będzie wiedziała... Chociaż nie. Była snem, to nie mogłem jej pozwolić dojść do słowa. Czy mogłem...?
Zmarszczyłem brwi i zacisnąłem obie dłonie w piersi, wciąż za tymi plecami. Teraz wskazywały zero, ale nieistotne. Pokręciłem głową, próbując wymyśleć coś bardziej kreatywnego, coś, co tym razem może ocali Geraldine przed śmiercią. Ją albo mnie, albo Laurenta, albo tatę, mamę czy Thorana. Kimi nie umierała, ale ona była zbyt radosna na śmierć. Może również powinniśmy być jak Kimi.
- Mam grę. Mam świetną grę. Nie ma Kimi, ale możemy być jak Kimi... Może zatańczę. Ja zatańczę, ty zatańczysz i będzie wszystko w porządku? Co o tym sądzisz?! Nie uważasz, że to zbyt piękny dzień aby ktoś umierał? - zaproponowałem Geraldine, mając nadzieję, że ona również miała już dość tego umierania. Ja miałem.
Wziąłem głęboki wdech, mając nadzieję, że na to pójdzie. I chociaż stres mnie zjadał, nerwica totalna, już mi się ręce zaczynały trząść, to jednak poruszyłem bioderkiem i uśmiechnąłem się wymuszenie, próbując być żałośnie zabawnym.
Szelma
Yes, it's dangerous.
That's why it's fun.
Od czego warto zacząć? Ród Yaxley ma w swoich genach olbrzymią krew. Przez to właśnie Geraldine jest dosyć wysoka jak na kobietę, mierzy bowiem 188 cm wzrostu. Dba o swoją sylwetkę, jest wysportowana głównie przez to, że trenuje szermierkę, lata na miotle, biega po lasach. Przez niemalże całe plecy ciągnie się jej blizna - pamiątka po próbie złapania kelpie. Rysy twarzy dość ostre. Oczy błękitne, usta różane, diastema to jej znak rozpoznawczy. Buzię ma obsypaną piegami. Włosy w kolorze ciemnego blondu, gdy muska je słońce pojawiają się na nich jasne pasma, sięgają jej za ramiona, najczęściej zaplecione w warkocz, niedbale związane - nie lubi gdy wpadają jej do oczu. Na lewym nadgarstku nosi bransoletkę z zębów błotoryja, która wygląda jakby lewitowały. Porusza się szybko, pewnie. Głos ma zachrypnięty, co jest pewnie zasługą papierosa, którego ciągle ma w ustach. Pachnie papierosami, ziemią i wiatrem, a jak wychodzi z lasu do ludzi to agrestem i bzem jak jej matka. Jest leworęczna.

Geraldine Yaxley
#5
05.01.2025, 00:16  ✶  

Nie spodziewała się tego, że nie pozwoli jej się przytulić. Był na nią zły, rozczarowany, aż tak? Cóż, stanęła więc w miejscu, przecież nie będzie się do niego zbliżać na siłę, to nie miało najmniejszego sensu. Przyglądała się bratu uważnie i docierało do niej, że nie wyglądał najlepiej, chyba żył w swoim własnym świecie? Cóż, nie miała pojęcia, jak wyglądały jego dni, kiedy jej tutaj nie było. Ostatnio nie była najlepszą siostrą, nie spędzała w mieszkaniu czasu. Nie, żeby go porzuciła, ale musiała ogarnąć swój własny burdel, który mógł im przeszkadzać w dalszej egzystencji. Powoli wychodziła na prostą, przynajmniej tak sobie powtarzała, już niedługo będzie mogła się bardziej zaangażować w opieknę nad nim. Musiała to zrobić, bo przecież nie bez powodu znalazł się pod jej dachem, pod jej opieką.

Mrugnęła kilka razy, pospiesznie. O co mu właściwie chodziło? Jasne, Yaxleyowie mieli pewne ukryte zdolności, ale nie była w stanie przeniknąć przez jego ciało i zobaczyć ile miał palców za swoimi plecami. Nie dało się tego zrobić. Niby mogłaby się za nim teleportować, później wrócić na miejsce, ale by to zauważył, chyba nie do tego zmierzał?

- Skąd mam wiedzieć, skoro masz ręce schowane za plecami. - Czy takiej odpowiedzi oczekiwał? Nie miała pojęcia, w ogóle nie umiała stwierdzić, co chciał w ten sposób osiągnąć. Miała nadzieję jednak, że ta odpowiedź mu wystarczyła.

- Dlaczego sądzisz, że ktoś dzisiaj umrze? - To było pierwszym, co nasunęło jej się na myśl. Czemu zaczynali rozmowę od gadania o śmierci? Czy czegoś nie wiedziała, coś jej umykało? Musiała zacząć kontrolować tę konwersację, nie miała zbyt wiele czasu, musiała wrócić do Whitby. Chciała po prostu przekazać mu informacje o Thoranie i o tym, że zniknie jeszcze na trochę.

- Ask, nie mam czasu na tańce, to nie jest dobry moment, jak wrócę na dłużej to możemy zatańczyć, ale nie teraz, nie dzisiaj, chciałam Ci dać znać, że wszystko jest w porządku. - No, może to było trochę za dużo powiedziane, ale powiedzmy, że o to jej chodziło. - Co się stało z Kimi? - Nie umknęło jej też to, że wspomniał o tym, że jej nie było, to by oznaczało, że został tutaj całkiem sam, no z psami, ale mogło też wyjaśniać to, że nieco zdziwaczał, skoro przez jakiś czas nie miał żadnego towarzystwa.

- A u Ciebie wszystko w porządku? - Cóż, może nie do końca potrafili ze sobą rozmawiać, ale chyba warto było o to zapytać wprost, bo nieszczególnie jej się wydawało, żeby u jej brata wszystko było w porządku.

Panicz Z Kłami
Hot blood these veins
My pleasure is their pain
Bardzo wysoki - mierzy 192 cm wzrostu. Z reguły ubiera się w czarne bądź stonowane kolory, ale można go spotkać w wielobarwnym ubiorze. Włosy ciemnobrązowe, oczy zielone. Jest bardzo blady, ma sine wokół oczu, które nieco jaśnieje, kiedy jest nasycony, ale to nieczęsto się zdarza.

Astaroth Yaxley
#6
05.01.2025, 15:41  ✶  
To może nieco bardziej skomplikowane niż mogłoby się wydawać. Mogłem kontrolować sytuację czy jednak nie? Geraldine już nie próbowała mnie dotykać, więc chyba się powodziło...? Może nie chciała tańczyć, ale proponowała przerzucić tańce na inny termin. Oby nie nazbyt późny. Może to była podpucha? Może powinienem być bardziej natarczywy...? Może właśnie to powinniśmy zrobić, żeby odwrócić bieg snu?!
Cóż, najważniejsze, że mnie nie dotykała. Obejrzałem dokładnie swoje dłonie. Nie wydawały się być kościste, ale ja też nie wydawałem się być Śmiercią, co mogło być mylące, bo jednak mogłem z łatwością ją przynieść. Dobrze, że Geraldine nie unikała tematu śmierci. Może dzięki temu nikt nie umrze. A może jednak umrze, skoro temat nie był ucinany?! Sam już nie byłem pewny, w którym kierunku powinienem popchnąć rozmowę. W kompletnie inną niż aktualna?!
Istne szaleństwo.
- Kim się wyprowadziła przecież. Wspominałem ci o tym. Albo nie. Nieistotne - stwierdziłem, machając dłonią, chociaż bardzo mi jej brakowało. Tak bardzo, że teraz zacząłem się zastanawiać, czy na pewno się wyprowadziła. Może również umarła. Nie chciałem tego roztrząsać w tej chwili, choć na pewno byłoby lepiej, gdyby wróciła i była dalej sobą, przytulałaby mnie w dziwnych momentach, ale przynajmniej by była bardziej żywa. Cóż...
- Wolałbym, abyśmy skupili się na tym co tu i teraz - zmieniłem temat i skupiłem się na tym najważniejszym. Postanowiłem postawić na szczerość. W końcu to była Geraldine. Jeśli będzie wiedziała, do czego dążę, to nie będzie się zachowywać nieprzewidywalnie, tylko po prostu mi pomoże, prawda? - Zabrzmi to wariacko, ale... Powiem to śmiertelnie poważnie. Sądzę, że ktoś dzisiaj umrze, bo ciągle śnię o śmierci, ostatnio ciągle śnię o śmierci, a nie chcę już tego przechodzić. Po prostu teraz pozostań żywa. Ja też zrobię wszystko by pozostać żywym... Przynajmniej pozostanę w tym stanie, w którym jestem.
Przekręciłem głowę na bok i zrobiłem niewinną minę, choć nie spodoba jej się to, co zaraz powiem. Powinienem pewnie skłamać i rzucić, że jest super i świetnie, ale... Ten sen miał się skończyć inaczej.
- Niezbyt w porządku. Wypiłem całe mnóstwo eliksirów na sen i teraz nie jestem pewny kto żyje, a kto nie, i które moje notatki są o tym, co było faktycznie, a co we śnie... Kimi się wyprowadziła, prawda? Ty nie żyjesz, a Thoran napisał do mnie list w twoim imieniu...? A ja jestem wampirem i żyję - to na pewno, bo piłem też krew - przyznałem się, a może po prostu myślałem głośno. Geraldine była wytworem mojej wyobraźni, więc mówiłem jakby do siebie, czyż nie? - Nie pamiętam śmierci Kimi, ale chyba nic jej nie jest...? Jak myślisz? I potwierdź proszę, że ostatecznie nie rozszarpałem Ambroise'a...? - zapytałem zaraz niepewny. Cholernie się w tym wszystkim pogubiłem.
To był chyba odpowiedni moment by ponownie zażyć eliksir. Nieistotne, czy we śnie, czy na serio. W końcu się obudzę i wszystko będzie na swoim miejscu.
- A co u ciebie, Geraldine? Wydajesz się być smutna. Dalej masz mi za złe te wszystkie złe słowa z jaskini i z mieszkania, i z mieszkania... Jestem taki okrutny, kiedy tracę kontrolę. Nie wiem, czemu jestem taki okrutny. Nigdy taki nie byłem... wcześniej - przyznałem, co było swego rodzaju przeproszeniem, ale też żalem, głębokim żalem. Stałem się nie tylko potworem z kłami.
Schowałem się za ścianą. Czułem, że ktoś zaraz umrze. Któreś z nas. Może po prostu pęknie mi serce...? Nie wiem, czy bym od tego umarł, ale mogłoby być tak wygodniej.
Szelma
Yes, it's dangerous.
That's why it's fun.
Od czego warto zacząć? Ród Yaxley ma w swoich genach olbrzymią krew. Przez to właśnie Geraldine jest dosyć wysoka jak na kobietę, mierzy bowiem 188 cm wzrostu. Dba o swoją sylwetkę, jest wysportowana głównie przez to, że trenuje szermierkę, lata na miotle, biega po lasach. Przez niemalże całe plecy ciągnie się jej blizna - pamiątka po próbie złapania kelpie. Rysy twarzy dość ostre. Oczy błękitne, usta różane, diastema to jej znak rozpoznawczy. Buzię ma obsypaną piegami. Włosy w kolorze ciemnego blondu, gdy muska je słońce pojawiają się na nich jasne pasma, sięgają jej za ramiona, najczęściej zaplecione w warkocz, niedbale związane - nie lubi gdy wpadają jej do oczu. Na lewym nadgarstku nosi bransoletkę z zębów błotoryja, która wygląda jakby lewitowały. Porusza się szybko, pewnie. Głos ma zachrypnięty, co jest pewnie zasługą papierosa, którego ciągle ma w ustach. Pachnie papierosami, ziemią i wiatrem, a jak wychodzi z lasu do ludzi to agrestem i bzem jak jej matka. Jest leworęczna.

Geraldine Yaxley
#7
06.01.2025, 01:15  ✶  

- Chyba mi nie wspominałeś. - Albo nie pamiętała? Było wiele możliwości. Ostatnio przecież rozmawiali chyba w tej jaskini, tak to się po prostu mijali. Mieli problemy z komunikacją, czego nie dało się nie zauważyć. Powinna coś z tym zrobić, była w końcu jego starszą siostrą. Naprawdę zależało jej na bracie, chociaż może nie było to ostatnio szczególnie widoczne. Nie byli w najlepszej formie, co łączyło się z tym, że obrywało im się przez to nawzajem. Powinni doprowadzić swoje życia lub nieżycia do porządku, wtedy może jakoś łatwiej im będzie koegzystować. To był jeden z jej celów na najbliższy czas, szczególnie, że najwiekszy problem, którego nie mogła ignorować został rozwiązany, a przynajmniej tak się jej wydawało.

- Jak sobie życzysz, tu i teraz. - Zaakceptowała to, nie było sensu skupiać się na tym, co wydarzyło się wcześniej, chociaż przyszła tutaj, aby opowiedzieć mu o tym, co wydarzyło się kilka dni temu. Cóż, nie zamierzała omijać tego tematu, będzie musiała do niego wrócić, chociaż najpierw wypadałoby zorientować się, jak faktycznie miewa się Astaroth, znaczy już widziała, że nie najlepiej, ale wolała zweryfikować, jak bardzo źle z nim było. Może będzie musiała zmienić swoje plany i szybciej wrócić do Londynu? Wolałaby tego nie robić, szczególnie, że dali sobie z Roisem jeszcze trzy dni, a to przecież nie było zbyt wiele.

- Dzisiaj raczej nie. Nic na to nie wskazuje. - Cóż, nie mogła ignorować tego co mówił, nie wydawało jej się jednak, aby wampiry miały jakieś tajemne moce wyczuwania tego, że ktoś umrze, przynajmniej na tyle, na ile poznała ten gatunek. Może coś jej umykało?

Mrugnęła dwa razy, gdy usłyszała jego kolejne słowa. Cóż, to co mówił nie do końca miało sens. Najwyraźniej sądził, że ona umarła, ale przecież żyła? Może nie była w najlepszym stanie, czuła się bardziej jaby wegetowała, ale jednak żyła, dotknęła swojego nadgarstka, aby się upewnić, że czuje na nim puls. Jeszcze by uwierzyła w to, że faktycznie umarła... Nie, żyła, zdecydowanie żyła. - Jesteś wampirem, to się nie zmieniło, najwyraźniej Kimi faktycznie już z nami nie mieszka. - To drugie zweryfikowała poprzez szybkie rzuceniem okiem na korytarz, w którym brakowało rzeczy dziewczyny, faktycznie musiała się wyprowadzić.

- Ja żyję, a Thoran nie żyje. - Chyba wypadało to powiedzieć, musiał się tego dowiedzieć prędzej, czy później. - Zabiłam go cztery dni temu. - Obiecała Astarothowi, że się nim zajmie i dotrzymała słowa. Pewnie nie do końca oczekiwał, że zrobi właśnie to, ale to też mogła mu wyjaśnić.

- Thoran nie był naszym bratem, przeprowadziłam pewne śledztwo, okazało się, że był stworzeniem, które chciało przejąć moje życie. - Żałowała, że nie wspomniała bratu o tym wcześniej, ale nieco się bała jego reakcji, nie chciała, aby po raz kolejny ryzykował swoje nieżycie, dlatego trzymała go od tego z daleka.

- Nie wiem, nie śmierdzi tu trupem, więc pewnie jej nie zabiłeś. - Musiała się wyprowadzić, tak jak zakładał na początku. - Roise żyje. - Nie zamierzała teraz opowiadać Astarothowi, że po tym jak zabiła swojego wyimgainowanego brata bliźniaka zaszyli się w swoim dawnym gniazdku i próbowali jakoś dojść do siebie. Póki co sama nie miała pojęcia, co właściwie próbowali zrobić tam z Greengrassem, ale wolała to przemilczeć.

- Nie, nie mam Ci za złe, jak mogę mieć Ci za złe to, że byłeś ze mną szczery? - Wiele słów, które padło z ust Astarotha miało sens, zdawała sobie z tego sprawę, jak właściwie mogłaby być o to na niego zła? Miał rację, na wielu płaszczyznach.

- Nie wiem, czy jestem smutna, czy po prostu już tak będzie zawsze, nie radziłam sobie ostatnio najlepiej, próbuję jakoś sie odnaleźć w tym wszystkim, ale chyba nie idzie mi to najlepiej. - Wiedziała, że wzięła na siebie sporo, myślała, że jest w stanie to udźwignąć, a chyba nie poradziła sobie praktycznie z niczym, była na siebie zła, wkurwiona, że działała tak nieudolnie. Przez to cierpiał też Astaroth.

- Wydaje mi się, że to przez to, że to wszystko jest dla Ciebie nowe, może kiedyś będzie inaczej? - Nie chciała mu obiecywać, że na pewno tak się wydarzy, bo nie miała zbyt wielkiego doświadczenia z wampirami, ale przecież z czasem powinno być lepiej.

Panicz Z Kłami
Hot blood these veins
My pleasure is their pain
Bardzo wysoki - mierzy 192 cm wzrostu. Z reguły ubiera się w czarne bądź stonowane kolory, ale można go spotkać w wielobarwnym ubiorze. Włosy ciemnobrązowe, oczy zielone. Jest bardzo blady, ma sine wokół oczu, które nieco jaśnieje, kiedy jest nasycony, ale to nieczęsto się zdarza.

Astaroth Yaxley
#8
12.01.2025, 00:26  ✶  
Thoran nie żyje - te słowa zmroziły moją stojącą krew. Stojącą i chyba gnijącą...? Cóż, wpatrywałem się w ścianę przed sobą, jakby znowu się działy dramaty, tyle że teraz nie na moich oczach. Gdzieś tam w tle. W tej przestrzeni na szczęście Kimi prawdopodobnie żyła, Geraldine żyła i Ambroise też, ale... Może ktoś jeszcze zszedł? Albo zejdzie? Może po tym jak Geraldine zabiła Thorana, teraz przyszła po mnie?!?!?!
- NIENIENIENIE - pokręciłem głową, wychodząc ponownie zza tej ściany. - To się nie dzieje. THORAN BYŁ NASZYM BRATEM. Nie żadnym potworem. JA JESTEM POTWOREM! Geraldline... Coś ty zrobiła?! - zapytałem, ale jak mogła się tłumaczyć, jak mogłaby to cofnąć, skoro się stało. Nie rozumiałem, jak Geraldine mogła uznać Thorana za potwora. Może faktycznie nie miał najlepszego charakteru i próbował mnie zabić, ale za nic w świecie bym... mu nic nie zrobił. W sensie, nie zabiłbym go.
Cofnąłem się o krok. Może faktycznie to Geraldine zabije mnie. Pochrzanione to było.
- Geraldine... - zacząłem powoli by ją jakoś uspokoić. Może byłem potworem, ale gdzieś tam głęboko byłem starym sobą. - Nie byłem wtedy szczery. Po prostu chciałem cię zranić jak najmocniej, wytrącić z równowagi czymkolwiek, a że cię trochę znam... Nienawidzę siebie za te słowa. Wcale nie jesteś winna mojej śmierci. To ja byłem głupi, naiwny, nieostrożny...
...i teraz nie chciałem umierać. Nie znowu.
Skończę jak Thoran. Skończę jak Thoran. Skończę jak Thoran.
Albo nie.
Nie!
Tak. Mogłem zabić ją pierwszy.
Ale nie mogłem. Nie mogłem jej tego zrobić. I nie chciałem. Może dlatego kręciłem głową na „nie”, bo nie chciałem kręcić na „tak”.
Też bym ją przytulił, ale to oznaczałoby śmierć. Moją albo jej. Zależało od tego, kto byłby szybszy i skuteczniejszy.
- Mam wrażenie, że chcesz powiedzieć, że wszystko się ułoży, ale już raz mówiłaś mi te słowa, zanim mnie zabiłaś. Chcesz to zrobić teraz?! - zapytałem ją wprost by wybadać jej reakcję. Wydawała się być typową Geraldine, może trochę zbyt otwartą i szczerą, ale... CZEMU TU BYŁA?! Przyszła, żeby po prostu ze mną porozmawiać?! To nie trzymało się sensu. Przyszła mnie zabić. Jak nic. A ja tak bardzo nie chciałem ani umierać, ani jej zabijać. - Jak zabiłaś Thorana?! Walczył? - dodałem żeby grać na czas. Może w końcu się obudzę z tego koszmaru.
Szelma
Yes, it's dangerous.
That's why it's fun.
Od czego warto zacząć? Ród Yaxley ma w swoich genach olbrzymią krew. Przez to właśnie Geraldine jest dosyć wysoka jak na kobietę, mierzy bowiem 188 cm wzrostu. Dba o swoją sylwetkę, jest wysportowana głównie przez to, że trenuje szermierkę, lata na miotle, biega po lasach. Przez niemalże całe plecy ciągnie się jej blizna - pamiątka po próbie złapania kelpie. Rysy twarzy dość ostre. Oczy błękitne, usta różane, diastema to jej znak rozpoznawczy. Buzię ma obsypaną piegami. Włosy w kolorze ciemnego blondu, gdy muska je słońce pojawiają się na nich jasne pasma, sięgają jej za ramiona, najczęściej zaplecione w warkocz, niedbale związane - nie lubi gdy wpadają jej do oczu. Na lewym nadgarstku nosi bransoletkę z zębów błotoryja, która wygląda jakby lewitowały. Porusza się szybko, pewnie. Głos ma zachrypnięty, co jest pewnie zasługą papierosa, którego ciągle ma w ustach. Pachnie papierosami, ziemią i wiatrem, a jak wychodzi z lasu do ludzi to agrestem i bzem jak jej matka. Jest leworęczna.

Geraldine Yaxley
#9
13.01.2025, 00:02  ✶  

Cóż. Nikt nie mówił, że będzie lekko. Powinna wtajemniczyć Astarotha w swoje plany wcześniej, wyjaśnić mu wszystko, ale bała się, że chciałby się w to zaangażować, a nie mogła ryzykować, że znowu coś by mu się stało. Zbyt wiele razy go zawiodła, wolała więc trzymać brata z daleka od swojego problemu. Tak, uważała, że doppleganger był przede wszystkim jej problemem, dlatego wzięła to na siebie. Chyba jakoś udało jej się wyjść z tego z twarzą, chociaż w sumie, tak naprawdę nie miała pewności, że dokładnie tak było. Nie wiedziała, jak jego dotyk wpłynął na Ambroisa, bała się, że namieszał mu w głowie, że ten o niej zapomni, że wyprze jej istnienie ze swojej pamięci. To wszystko wcale nie było takie proste, jak się mogło wydawać, ale chyba go pokonała. Został w tej jaskini.

Westchnęła jedynie głośno, musiała jakoś mu to wyjaśnić. - Thoran był demonem, który próbował przejąć moje życie. - Cóż, nie miała pojęcia, w jaki sposób dokładniej mogłaby mu to zwizualizować, nie miała przecież żadnych dowodów, poza zdjęciami, na których go nie było. - Tata mówił już wtedy, gdy byliśmy w Snowdonii, że nie ma żadnego Thorana, że to dla mnie kupił konia, że on nie istnieje, więc postanowiłam to sprawdzić. - Trwało to dość długo, musiała zaangażować w to sporo osób, ale dotarła do prawdy, która była dosyć okrutna.

- Ty nie jesteś potworem... - Zaczęła, po krótkim zastanowieniu dodała jeszcze. - Znaczy teoretycznie chyba jesteś, bo wampiry to potwory, ale tak naprawdę nie jesteś. - Nie miała go za jednego z nich, to nigdy nie miało się wydarzyć, bo dla Ger przede wszystkim był jej bratem.

Nigdy nie wpadłaby na to, że przez to, co mu powiedziała pomyśli sobie, że mogłaby zabić i jego. Jasne, powinna zabijać wszystkie bestie, ale chyba sama mogła decydować o tym, czy faktycznie tak było. Miała swoje standardy, co nie, no kurwa, kim by była, gdyby postanowiła odebrać nieżycie swojemu własnemu bratu. Rodzina była dla niej najważniejsza, żywa, czy martwa.

- Właśnie chodzi o to, że nie tylko Ty byłeś, ja też, ale to Ty oberwałeś. - Miała wtedy więcej szczęścia od niego. Gdyby to ona pierwsza trafiła na wampira, to kto wie, czy ona teraz nie byłaby bestią. Nigdy się tego nie dowiedzą.

- Zabijam Cię w snach? - Cóż, to zabolało. Mocno zabolało. Nie sądziła, że może mieć takie obawy, skoro o tym śnił, to w sumie naprawdę mógł się bać tego, że zamierza odebrać mu życie, a przecież robiła, co mogła, aby jakoś odnalazł się w świecie pod tą nową postacią. Najwyraźniej dawała mu powody do zwątpienia, wypadałoby to zmienić. Zależało jej na tym, aby wiedział, iż zawsze ma w niej wsparcie.

- Walczył, próbował nas zabić. - Miała wrażenie, że tylko dzięki jakiemuś cudowi udało im się opuścić leże demona, ale wolała nie wdawać się w szczegóły. Nie znosiła wspominać o swoich porażkach. - Odcięłam mu głowę. - Metoda najlepsza ze wszystkich, czyż nie?

Panicz Z Kłami
Hot blood these veins
My pleasure is their pain
Bardzo wysoki - mierzy 192 cm wzrostu. Z reguły ubiera się w czarne bądź stonowane kolory, ale można go spotkać w wielobarwnym ubiorze. Włosy ciemnobrązowe, oczy zielone. Jest bardzo blady, ma sine wokół oczu, które nieco jaśnieje, kiedy jest nasycony, ale to nieczęsto się zdarza.

Astaroth Yaxley
#10
18.01.2025, 21:06  ✶  
Dekapitacja... Faktycznie metoda najlepsza ze wszystkich, w tym ulubiony sposób radzenia sobie z problemami przez Geraldine. Zapewne to właśnie tak zamierzała ukrócić moje istnienie. Nie powiem, nie było mi z tym po drodze. Aż poczułem nieprzyjemne uczucie na karku... Może nie był to ból, bo nie było to prawdziwe, ale podobne.
Skrzywiłem się w odpowiedzi na to. Przechwalała się, a Thoran nie żył. Demon... Była z nim bliżej niż ze mną. Był jej bratem bliźniakiem. To jej nie powstrzymało.
- Tata... On mówi wiele bzdur. Skreślił z listy synów Thorana, więc przestał się liczyć. Myślę, że to kwestia tygodni czy miesięcy. Również wyląduję na jego czarnej liście, o ile już tam nie widnieję... Widziałaś się z nim ostatnio, a teraz jesteś tu. Już po Thoranie, więc... - tak myślałem sobie głośno, tak nadzwyczaj boleśnie. Nie chciałem żyć czy też nie-żyć, ale również chciałem. Moment, w którym niemalże ujrzałem słońce, był dowodem na to, że chciałem, a jednak... Nie mogłem odbierać życia Geraldine. Nie po tym wszystkim, co ona przeszła, albo ja przeszedłem. Może najlepszym sposobem byłoby, gdyby znowu mnie zabiła. Obudziłbym się z tego koszmaru. Możliwe, że wszyscy by żyli. Za wyjątkiem mnie, bo ja dalej byłbym wampirzątkiem.
- Nieistotne - stwierdziłem, bo nie chciałem niczego więcej roztrząsać. To powinno być szybkie i zdecydowane, jak zerwanie nieprzyjaznego rzepa ze skóry. Zerwiemy szybki i po bólu.
Niestety, takim łatwym nie było. Wpatrywałem się w Geraldine, chcąc jak najbardziej przedłużyć swoje oddechy, ale... To było żałosne. Na dobrą sprawę ich nie potrzebowałem. Były moją usilną potrzebą trzymania się przy życiu, którego nie miałem. Już nie miałem, więc... Żałość. Tak, żałość człowieka martwego. Po człowieku martwym również będzie, ale przynajmniej nie będę musiał w tym uczestniczyć osobiście.
I to nie będzie prawdziwa śmierć. Po prostu się obudzę. Będę przerażony, ale przynajmniej nie zlany potem. Już nie.
- Postanowiłem. Rób, co masz zrobić. Zabij mnie. Może tego nie wiesz, ale to kolejny sen. Wezmę to na siebie, bo nie chce już uciekać ani walczyć. Chcę po prostu wrócić do siebie - stwierdziłem zmęczony, widać to było bardzo. Zresztą, Geraldine też wyglądała źle. Może to jednak nie była kwestia naszych sposobów bycia, tylko takie geny? Tata zwariował. My może też wariowaliśmy. Może żaden koń nie pozbawił go mądrej głowy, tylko to ta olbrzymia genetyka? Cóż, ja brałem śmierć na klatę.
Splotłem dłonie za plecami by mnie nie kusiło reagować. Zamknąłem nawet oczy. Instynkt był potężną bronią, więc nawet wstrzymałem oddech. Trwałem jak ten posąg, któremu zaraz odetną głowę. Zrobią może z niego ślicznego kadłubka. Klatę miałem niczego sobie.
« Starszy wątek | Nowszy wątek »

Użytkownicy przeglądający ten wątek:
Podsumowanie aktywności: Geraldine Yaxley (4284), Astaroth Yaxley (3136)


Strony (2): 1 2 Dalej »


  • Pokaż wersję do druku
  • Subskrybuj ten wątek

Przydatne linki
Kolejeczka
Tryb normalny
Tryb drzewa