• Londyn
  • Świstoklik
    • Mapa Huncwotów
    • Ulica Pokątna
    • Aleja horyzontalna
    • Ulica Śmiertelnego Nokturnu
    • Ministerstwo Magii
    • Klinika Św. Munga
    • Niemagiczny Londyn
    • Dolina Godryka
    • Little Hangleton
    • Wyspy Brytyjskie
    • Reszta świata
    • Zmieniacz czasu
    • Opisy lokacji
  • Dołącz do gry
  • Zaloguj się
  • Postacie
  • Accio
  • Indeks
  • Gracze
  • Accio
Secrets of London Poza schematem Retrospekcje i sny v
« Wstecz 1 2 3 4 5 … 14 Dalej »
[jesień 67] Zabili ją i uciekła

[jesień 67] Zabili ją i uciekła
Chichot losu
I’m not looking for the knight
I’m looking for the sword
Brązowe, niezbyt długie włosy, często rozczochrane. Wzrost wysoki jak na kobietę, bo mierzy sobie około 179 centymetrów wzrostu. Twarz raczej sympatycznie ładna niż piękna, nie wyróżniająca się przesadnie i rzadko umalowana. Brenna porusza się szybko, energicznie, głos ma miły i rzadko go podnosi. Ubiera się różnie, właściwie to okazji - w ministerstwie widuje się ją w umundurowaniu albo w koszuli i garniturowych spodniach, kiedy trzeba iść gdzieś, gdzie będą mugole, w Dolinie w ubraniach, które ujdą wśród mugoli, a na przyjęcia i bale czystokrwistych zakłada typowe dla tej sfery zdobione szaty. W tłumie łatwo może zniknąć. Jeżeli używa perfum, to zwykle to jedna z mieszanek Potterów, zawierająca nutę bzu, porzeczki i cedru, a szamponu najczęściej jabłkowego, rzecz jasna też potterowskiego.

Brenna Longbottom
#1
11.01.2025, 13:15  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 11.01.2025, 13:19 przez Brenna Longbottom.)  
– Według dokumentów, które miała przy sobie, ofiara to Anastasia Kowalczuk, imigrantka, lat dwadzieścia trzy. Zgłoszenie wpłynęło późnym wieczorem, sąsiadów zaalarmowały krzyki i błyski zaklęć. Dom podobno stał pusty – zrelacjonowała krótko Brenna, gdy wyszła przed niewielki, zniszczony budynek, położony na obrzeżach Hogsmeade, by przywitać Corneliusa Lestrange’a. W jej dłoni światłem lumos płonęła różdżka: słońce zaszło już dobrych kilka godzin temu. Minęła dwudziesta trzecia, a wioska czarodziejów była cicha i spokojna, i tonęła w ciemnościach – w oddali dało się dostrzec tylko parę migających świateł w oknach. Blask padał na płaszcz Brenny, narzucony na szary mundur, ciemne włosy i twarz, która w tym oświetleniu zdawała się zbyt blada. Na buty - na jednym z nich pozostało trochę krwi. Któreś z nich musiało w końcu podejść do ciała, aby upewnić się, że dziewczyna nie potrzebuje pomocy, choć Longbottom próbowała zrobić to tak, by nie pozostawić za wielu śladów.
Za sobą Brenna pozostawiła pokój na parterze, który już wcześniej był w złym stanie – dom na jej oko był niezamieszany od jakiegoś czasu – ale teraz noszący niewątpliwe ślady walki, Brygadzistę, pilnującego miejsca zbrodni oraz trupa.
To znaczy: Brenna była pewna, że to trup. Anastasia Kowalczuk nie oddychała, nie miała pulsu, za to miała kilka ran po zaklęciach i jedną kłutą, głęboką, jakby po dźgnięciu nożem i znaleźli ją na podłodze w kałuży krwi. Tej krwi było zdecydowanie więcej niż mogłaby stracić jakakolwiek osoba i to przeżyć. Ponieważ jednak awans Brenny na Detektywa przyszedł bardzo niedawno, Cornelius był od niej starszy i pracował w Biurze Koronera, opinię pt. „mamy tam trupa” pozostawiła dla siebie, by potem ktoś nie prychał, że śmierć to stwierdza tylko specjalista. (Raz się jej to już zdarzyło: Brenna wprawdzie wciąż w duchu obstawiała, że dyplom medycyny nie jest potrzebny, aby wiedzieć, że ktoś, komu ścięto głowę, jest martwy, ale koroner miał swoje poglądy na tę sprawę, postanowiła się więc wtedy nie kłócić.) Na razie ograniczała się więc do nazywania jej „ofiarą”, bo nawet jeśli ktoś postanowiłby, że jednak żyła, to ofiarą napaści padła już na pewno. Na gust Brenny też wiele wskazywało na to, że Kowalczuk się broniła, choćby jej różdżka, wciąż leżąca w plamie krwi w pobliżu swojej właścicielki i zniszczone meble, ale o tym też na razie nie wspominała. Na razie żadne z nich tej różdżki nie ruszyło – miejsce zbrodni w końcu trzeba było obfotografować, poddać oględzinom i poczekać jeszcze na wstępną opinię eksperta odnośnie obrażeń.
– Dotarliśmy piętnaście minut temu, Detektyw Sweetheart rozmawia z sąsiadami, ja i Michell sprawdziliśmy dom. Reszta ekipy w drodze. Na razie nie mamy narzędzia zbrodni. Sprawca prawdopodobnie się teleportował.
A przynajmniej tak podpowiadał jej nos wilczycy: podchwyciła trop tylko po to, by ten rozwiał się w pobliżu drzwi. W kuchni nie znaleźli niczego ciekawego, podobnie jak na piętrze, i wszystko wskazywało na to, że ani Anastasia, ani sprawca – lub sprawcy – nie mieszkali tutaj na stałe. Za to gdy Brenna zajrzała do piwnicy, w oczy od razu rzucały się łóżko i łańcuchy – na ich widok zacisnęła szczęki, mając dziwne wrażenie, że ktoś tutaj miał zamiar dokonać porwania, a zamiast tego doszło do morderstwa. Nie żeby jedno było lepsze od drugiego, ale jakoś nie wierzyła w zbrodnię w afekcie.
Ten widok, piwnica i blada, wykrzywiona w przerażeniu twarz młodej Kowalczuk, miały jeszcze długo ją prześladować.



Don't promise to live forever. Promise to forever live while you're alive.
Bloody brilliant
Soft idiot, a sappy motherfucker, a sentimental bastard if you will
Wysoki, bo 192 centymetry wzrostu, postawny, dobrze zbudowany mężczyzna. Czarnowłosy. Niebieskooki. Ma częściową heterochromię w lewym oku - plamę brązu u góry tęczówki. Na jego twarzy można dostrzec kilka blizn. Jedna z nich biegnie wzdłuż lewego policzka, lekko zniekształcając jego rysy, co nadaje mu surowy wygląd, mimo to drobne zmarszczki w kącikach oczu zdradzają, że często się uśmiecha lub śmieje. Inna blizna, mniejsza, znajduje się na czole. Ma liczne pieprzyki na całym ciele. Elegancko ubrany. Zadbany. Bardzo dobrze się prezentuje.

Cornelius Lestrange
#2
17.01.2025, 17:16  ✶  

W środku nocy, gdy mrok otulał miasteczko, na miejsce zbrodni przybył wysoki, ciemnowłosy mężczyzna. Jego elegancki jesienny płaszcz, sięgający do kolan, podkreślał wysoką sylwetkę, a jednocześnie zapewniał mu ciepło w chłodny, wilgotny wieczór. Blada cera mężczyzny kontrastowała z głębokim, bardzo ciemnym odcieniem włosów, które opadały Corneliusowi swobodnie na czoło. Mimo panującej wokoło atmosfery niepokoju, na jego twarzy malował się względnie neutralny wyraz, zdradzający jednak ostrożność i skupienie. Ciepłe niebieskie oczy skupiały się na kobiecie, która wyszła mu na powitanie.

Stojąc przed ruderą, analizował słowa Brenny z nieco chłodnym dystansem, jego myśli były skoncentrowane na faktach i detalach, natomiast emocje trzymał na dystans, starając się oddzielić osobiste od zawodowego. Umysł Lestrange'a pracował na pełnych obrotach, starając się wydobyć z opisywanego przez nią chaosu miejsca zbrodni jak najwięcej informacji, które mogłyby pomóc w rozwiązaniu sprawy. Przyglądał się towarzyszce, która, mimo swojego niedawnego awansu, zdawała się opanowana i skoncentrowana na zadaniu. Wiedział, że dla niej to był nowy, poważny krok w karierze, a jego starszeństwo nakładało na niego obowiązek wsparcia, mimo to milczał, nie chcąc zaburzać jej rytmu. Miał świadomość, że miejsce zbrodni rządziło się swoimi prawami, ale w dalszym ciągu zamierzał dać jej szansę wykazać się wiedzą i spostrzeżeniami, szczególnie, że pamiętał swoje pierwsze doświadczenia na miejscu zbrodni, kiedy zmagał się z szokiem i przerażeniem ludzkim okrucieństwem.

Jego umysł działał sprawnie, analizując każdy detal opisywany przez Brennę. Był świadomy, że za tymi informacjami kryło się czyjeś życie, a on, jako jedna z osób zajmujących się sprawą, miał moralny obowiązek spróbować zrozumieć kontekst tej tragedii. Jego umysł już teraz błądził po możliwych scenariuszach, zastanawiając się, co mogło skłonić sprawcę do takiego czynu.

Na wspomnienie o Anastazji Kowalczuk, Cornelius odczuwał cień żalu. Młoda imigrantka, której życie skończyło się w brutalny sposób, stała się kolejną ofiarą mrocznego świata czarodziejów. Mimo to wiedział, jak ważne było zachowanie zimnej krwi, zwłaszcza, że czuł, że atmosfera wokół nich była naładowana napięciem. W takiej sytuacji najważniejsze było zachowanie profesjonalizmu i koncentracja na faktach, które były kluczowe w rozwiązaniu tej sprawy.

Kiedy Brenna wspomniała o braku narzędzia zbrodni i teleportacji sprawcy, Cornelius przytaknął. Jego doświadczenie podpowiadało mu, że sprawca mógł być dobrze zaznajomiony z okolicą i wykorzystywać magię w sposób, który utrudniałby ich śledztwo. Nie byli w pierwszym lepszym miejscu, może to nie było Little Hangleton powszechniej znane z takich zdarzeń, ale Hogsmeade należało do tych wiosek, które znaczna część czarodziejów znała na wylot, bywając tu od czasów wyjść z Hogwartu, to zdecydowanie nie ułatwiało sprawy.

- No, dobrze, na ten moment wszystko jasne. Zobaczmy, co tam mamy. - Kiedy Brenna do końca zrelacjonowała sytuację, Cornelius przyjął informację ze spokojem. Jego spojrzenie było chłodne, a ton głosu pozbawiony emocji, jak zawsze, gdy płynnie przełączał się między trybem towarzyskim a zawodowym. Perspektywa mężczyzny była nieco zdystansowana, co wynikało z lat spędzonych na analizowaniu ludzkich zachowań i tragedii, mających miejsce nawet w czasach pracy w szpitalu. Mógł sprawiać wrażenie nieprzejętego, nawet, jeśli w istocie wykazywał empatię. Bez dodatkowych słów, ruszył we wskazanym kierunku.

Chichot losu
I’m not looking for the knight
I’m looking for the sword
Brązowe, niezbyt długie włosy, często rozczochrane. Wzrost wysoki jak na kobietę, bo mierzy sobie około 179 centymetrów wzrostu. Twarz raczej sympatycznie ładna niż piękna, nie wyróżniająca się przesadnie i rzadko umalowana. Brenna porusza się szybko, energicznie, głos ma miły i rzadko go podnosi. Ubiera się różnie, właściwie to okazji - w ministerstwie widuje się ją w umundurowaniu albo w koszuli i garniturowych spodniach, kiedy trzeba iść gdzieś, gdzie będą mugole, w Dolinie w ubraniach, które ujdą wśród mugoli, a na przyjęcia i bale czystokrwistych zakłada typowe dla tej sfery zdobione szaty. W tłumie łatwo może zniknąć. Jeżeli używa perfum, to zwykle to jedna z mieszanek Potterów, zawierająca nutę bzu, porzeczki i cedru, a szamponu najczęściej jabłkowego, rzecz jasna też potterowskiego.

Brenna Longbottom
#3
19.01.2025, 00:51  ✶  
Brenna poczekała grzecznie, czy Cornelius ma coś do powiedzenia albo zada jakieś pytania. Kiedy jednak nic z jego strony nie padło, odwróciła się po prostu ku domowi, unosząc różdżkę, aby oświetlić wnętrze. Przeszli przez zaniedbany przedpokój: jaśniejsze miejsce na ścianie wskazywało na to, że kiedyś wisiało tu lustro, za to nikt nie zabrał rozpadającej się szafki, ustawionej niżej i starych, teraz już na pewno zrzęsiałych gumowców. W powietrzu unosił się nieprzyjemny zapach, mieszanka pleśni i tej woni, jaką zwykle czuło się w bardzo starych, niezadbanych budynkach.
Brenna poprowadziła Lestrange’a dalej, ku pomieszczeniu niegdyś służącemu jako salon połączony z kuchnią: domek nie był duży. Światło różdżki padło na ciało, rozciągnięte na podłodze, tyle że…
…tyle że na pewno nie była to Anastasia, chyba że ta byłaby brodatym czterdziestolatkiem. Ewentualnie: że Brenna byłaby absolutną idiotką i zasugerowała się czyimiś dokumentami do tego stopnia, nawet nie spojrzała na ofiarę.
– Michell! – wyrwało się Brennie i w jednym skoku znalazła się przy nieprzytomnym Brygadziście. Spojrzenie kobiety przesunęło się po pomieszczeniu, z ust wyrwało się przekleństwo, ale gdy nie dostrzegła żadnego oczywistego zagrożenia, niemal natychmiast wolną ręką sięgnęła ku szyi mężczyzny, poszukując pulsu. Omal nie osłabła z ulgi, gdy ten wyczuła i ostrożnie przewróciła go na plecy, podtrzymując jednocześnie ramieniem, niepewna, jakich obrażeń doznał, chociaż wydawało się, że został ogłuszony.
A Cornelius w bladym świetle lumos mógł dostrzec, co sprawiło, że przeklinała – tak poza tym, że ktoś najwyraźniej potraktował drętwotą mężczyznę, z którym współpracowała.
Na podłodze, na deskach, była krew: dużo krwi, wskazującej na to, że kogoś tutaj poważnie zraniono. Ślady wskazywały zresztą niezbicie na to, że ktoś w tym miejscu ledwo kilka chwil temu leżał, a doświadczenie Corneliusa jasno mogło mu podpowiedzieć, że osoba, która straciła tyle krwi, nie powinna po prostu poderwać się i teleportować. Właściwie powinna być martwa, ewentualnie ledwo żywa. Tymczasem… ciała Anastasii nie było. Tylko oni dwoje, nieprzytomny Brygadzista, krew i wypaczone okno, otwarte, poruszające się lekko na wietrze.
– Była tu cholerne dwie minuty temu. Nie ma też jej różdżki – powiedziała Brenna, wciąż podtrzymując Brygadzistę. – To chyba drętwota? – Bardziej spytała niż stwierdziła, w końcu to Lestrange miał przeszkolenie medyczne. Ostrożnie jednak dotknęła głowy Michella: nie znalazła krwi ani żadnego guza po uderzeniu.


Don't promise to live forever. Promise to forever live while you're alive.
Bloody brilliant
Soft idiot, a sappy motherfucker, a sentimental bastard if you will
Wysoki, bo 192 centymetry wzrostu, postawny, dobrze zbudowany mężczyzna. Czarnowłosy. Niebieskooki. Ma częściową heterochromię w lewym oku - plamę brązu u góry tęczówki. Na jego twarzy można dostrzec kilka blizn. Jedna z nich biegnie wzdłuż lewego policzka, lekko zniekształcając jego rysy, co nadaje mu surowy wygląd, mimo to drobne zmarszczki w kącikach oczu zdradzają, że często się uśmiecha lub śmieje. Inna blizna, mniejsza, znajduje się na czole. Ma liczne pieprzyki na całym ciele. Elegancko ubrany. Zadbany. Bardzo dobrze się prezentuje.

Cornelius Lestrange
#4
29.01.2025, 00:07  ✶  

Gdy kobieta postanowiła ruszyć dalej, on podążył za nią, nie tracąc czujności. Zwykle bywał bardziej rozmowny, ale tym razem milczał wnikliwie, skupiony na szczegółach, które mogły umknąć innym. Musiał zrozumieć nie tylko to, co się stało, ale także dlaczego to się stało. Jego oczy, przenikliwe jak zawsze, badały otoczenie, starając się zrozumieć każdy szczegół tej nieprzyjemnej sceny. Mimo, iż jego umysł był skupiony na analizie, nie mógł zignorować nieprzyjemnego zapachu, który ich otaczał. Mieszanka pleśni i stęchlizny, charakterystyczna dla zaniedbanych budynków, drażniła jego zmysły, ale nie odwracała uwagi od zadania, które miał przed sobą. Jego spojrzenie wędrowało po pomieszczeniu, starając się zrozumieć, co mogło się wydarzyć. Krew na podłodze była wyraźnym świadectwem walki, nie było wątpliwości, że ktoś w tym miejscu doznał poważnych obrażeń.

Jej nagłe zawołanie imienia Michella przerwało ciszę, w której Cornelius wciąż starał się zrozumieć, co właściwie zaszło. Przekleństwo, które wyrwało się z ust Brenny, zresztą wcale go nie zdziwiło. Krew na podłodze, jej intensywny kolor i ilość, mówiły same za siebie. To było miejsce zbrodni, tyle tylko, że osoba znajdująca się na podłodze zdecydowanie nie była Anastasią. Nie patrzyli na trupa, a przynajmniej miał taką nadzieję.

Od razu, gdy podszedł bliżej, jego umysł zaczynał analizować scenariusze: co mogło się wydarzyć, kto był sprawcą tej brutalności, a przede wszystkim, gdzie mogła być Anastasia i czemu zamiast niej mieli tu nieprzytomnego mężczyznę. Czasami tak w życiu, jak w nauce, musiał przyjąć, że nie wszystko miało proste rozwiązanie, ale zniknięcie tej kobiety, w połączeniu z taką ilością krwi, było niepokojące. W jego doświadczeniu, utraty zwłok w takich sytuacjach nigdy nie były przypadkowe. Stanowczo wiedział, że osoba, teoretycznie martwa osoba, która straciła tak wiele krwi, że powinna być zimnym trupem, nie mogła po prostu wstać i odejść. Musiał zrozumieć, co się stało. Z jego wiedzą z zakresu medycyny, był w stanie ocenić, że jeśli rzeczywiście ktoś stracił tyle krwi, to nie mógł być w stanie samodzielnie uciec.

- Nie ma krwi ani guza, co sugeruje, że nie został uderzony w głowę. - Odpowiedział, a ton jego głosu był spokojny, chociaż w myślach analizował wszystkie fakty. Wygląd Michella był niepokojący: jego skóra była blada, a oddech nieregularny. Puls: wyczuwalny, choć słaby, dawał mu nadzieję. Nie był martwy. To był dobry znak, ale nie wystarczający, by móc poczuć się spokojnym. Głowa i czaszka: cała, a jednak mężczyzna był nieprzytomny.

- Tak, to może być drętwota, jednakże musimy sprawdzić, czy nie ma innych obrażeń, profilaktycznie, zanim zaczniemy coś z nim robić.[/a]

Lestrange, wiedząc, że to on powinien wyjaśnić stan nieprzytomnego, zbliżył się do Brenny, by przyjrzeć się bliżej. Pochylił się, wyciągnął dłoń i ostrożnie dotknął głowy Michella, szukając jakichkolwiek obrażeń. Przyklęknął obok Brygadzisty, badając jego stan. Jego dłonie, pewne, al delikatne, przesuwały się po ciele Michella, starając się zidentyfikować ewentualne obrażenia. Mimo, że żadne z nich nie znalazło krwi na głowie Brygadzisty, Cornelius wiedział, że to nie znaczy, iż Mitchell nie doznał poważnych obrażeń. W obserwacji medycznej liczyły się nie tylko zewnętrzne rany, ale także potencjalne urazy wewnętrzne, które mogły ukrywać się pod powierzchnią. Nie znalazł żadnych złamań, ale zdecydował się na dokładniejsze sprawdzenie. Wspierając się na kolanach, ostrożnie uniósł koszulę mężczyzny, ujawniając zasinienia i ślady, jednak nie świeże, zdecydowanie nie dzisiejsze.

- Musimy być ostrożni. Zwłaszcza, jeśli różdżka zniknęła. - Powiedział, kierując wzrok w stronę otwartego okna. - Nie możemy zakładać, że nie ma już żadnego zagrożenia. Przejmuję Mitchella. Jeśli ktoś stąd uciekł, być może zostawił ślady. - Stwierdził, zerkając na rozlane plamy na podłodze.

Cornelius sięgnął po różdżkę, by rzucić kilka zaklęć diagnostycznych, które mogłyby ujawnić ukryte obrażenia. Miał nadzieję, że jego wiedza medyczna, połączona z umiejętnościami czarodziejskimi, pozwoli mu ocenić, jak poważna była sytuacja. W miarę jak zaklęcia padały, z jego twarzy ustępowała część napięcia.

- Wygląda na to, że nie ma poważnych obrażeń wewnętrznych. - Poinformował Brennę.
[a]Jednocześnie jego myśli krążyły wokół Anastasii, której nie było w tym pomieszczeniu. Ktoś musiał ją zabrać, a oni musieli znaleźć odpowiedzi, zanim będzie za późno. To miejsce, zaniedbane i pełne tajemnic, otaczało ich naprawdę nieprzyjemnym klimatem. W jego umyśle rodziły się kolejne pytania, a odpowiedzi wydawały się być coraz bardziej odległe.

Czemu nie wezwał pomocy? Jak to się stało, że tu leży? Gdzie jest właścicielka tej krwi?

Chichot losu
I’m not looking for the knight
I’m looking for the sword
Brązowe, niezbyt długie włosy, często rozczochrane. Wzrost wysoki jak na kobietę, bo mierzy sobie około 179 centymetrów wzrostu. Twarz raczej sympatycznie ładna niż piękna, nie wyróżniająca się przesadnie i rzadko umalowana. Brenna porusza się szybko, energicznie, głos ma miły i rzadko go podnosi. Ubiera się różnie, właściwie to okazji - w ministerstwie widuje się ją w umundurowaniu albo w koszuli i garniturowych spodniach, kiedy trzeba iść gdzieś, gdzie będą mugole, w Dolinie w ubraniach, które ujdą wśród mugoli, a na przyjęcia i bale czystokrwistych zakłada typowe dla tej sfery zdobione szaty. W tłumie łatwo może zniknąć. Jeżeli używa perfum, to zwykle to jedna z mieszanek Potterów, zawierająca nutę bzu, porzeczki i cedru, a szamponu najczęściej jabłkowego, rzecz jasna też potterowskiego.

Brenna Longbottom
#5
30.01.2025, 13:43  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 30.01.2025, 13:45 przez Brenna Longbottom.)  
Brenna wycofała się, pozwalając, by Cornelius „przejął” Michella i upewnił się, że ten nie ma żadnych obrażeń zagrażających zdrowiu i życiu. Przez jakieś dziesięć sekund patrzyła jeszcze na obu mężczyzn, jakby obawiała się, że drugi Brygadzista zaraz przestanie oddychać, ale potem odwróciła się. I gdy Lestrange, ze swoimi uzdrowicielskimi umiejętnościami, zajmował się tym, w czym on był dobry, Brenna ruszyła do działania na tym polu, na którym była dobra ona.
Ktoś zabrał stąd ciało i zaatakował Brygadzistę. Po takich rzeczach zawsze zostawały pewne ślady. Nie potrzebowała słów Corneliusa, żeby wiedzieć, że powinna zacząć ich szukać.
Znów uniosła swoją różdżkę, rozświetlając wnętrze za pomocą lumos. Mogła po prostu zamienić się w wilka i sprawdzić, co podpowie jej wilczy węch, na którym polegała w takich sprawach równie często, jak na ludzkim wzroku i rozumie, ale najpierw chciała po prostu się rozejrzeć. Po pomieszczeniu przemieszczała się ostrożnie, by nie nastąpić na plamy krwi ani niczego nie dotknąć – dopóki nie pojawi się reszta ekipy (nie chciała nawet zastanawiać się, co ich zatrzymało), uważała, aby nie naruszyć miejsca zbrodni.
Zbrodni potrójnej, bo mieli tutaj ewidentne morderstwo, napaść na funkcjonariusza na służbie i… kradzież ciała.
Po co? Do głowy przychodziły jej rytuały, ale mroczne inicjatywy jakoś nie pasowały do sielskiego Hogsmeade, pełnego uczniów Hogwartu, leżącego niemal w zasięgu wzroku Albusa Dumbledore’a. Brenna przywykła, że takie sprawy dotyczyły raczej mrocznych zakątków Nokturna albo Little Hangleton, pełnego mgły i pozostałości po starych, czarnomagicznych zaklęciach, które na zawsze odmieniły Las Wisielców.
– Spodziewałabym się takiego zniknięcia ciała w Little Hangleton, ale nie w Hogsmeade – rzuciła do Lestrange’a, zmieniając powoli pozycję, obchodząc miejsce, w którym wcześniej leżała Anastasia. Plamy krwi rozmazały się względem tego, jak były rozmieszczone wcześniej: ciało bez wątpienia poruszono, a gdy przyjrzała się uważniej, dostrzegła i ślady, których tutaj nie było, kiedy dotarli na miejsce. Ktoś musiał trochę ubrudzić krwią buta… – Jeśli zabójca wrócił po ciało, dziwne, że nie zabrał go od razu… Chyba że przygotował jakieś miejsce, by się go pozbyć, i nie sądził, że zostaniemy wezwani tak szybko…
Uniosła głowę, i z tej perspektywy, dostrzegła jeszcze coś.
Jedno z okien było lekko uchylone, a mogłaby przysiąc, że wszystkie pozostawały zamknięte, kiedy tutaj przyszła.
– Okno. Było zamknięte – powiedziała, od razu ruszając w tamtą stronę. Wyciągnęła z kieszeni rękawiczki, zanim go dotknęła, by pchnąć je na zewnątrz. Dlaczego ktoś, kto zabrał ciało, po prostu się nie teleportował? Teleportacja łączna przekraczała jego możliwości? A może… Może owszem, teleportował się, ale to tędy tutaj wszedł – dostrzegł przez okno ciało?
Brenna wychyliła się przez parapet.
Pod oknem, w błocie, odcisnęły się ślady stóp.
I wcale nie wiodły w stronę domu, a od niego.
– Cholera. Wyszedł tędy. Idę za nim – powiedziała, obracając się na Corneliusa. Cokolwiek się tu stało, doszło do tego ledwo chwilę temu, wciąż była więc szansa dorwać winnego, ale gdyby postanowiła po prostu czekać na ekipę… złodziej, a może i morderca, mógł zniknąć z ich radu już na zawsze. Dlatego nawet nie czekając na jego odpowiedź otworzyła sąsiednie okno – nie chciała zadeptać śladów, wyskakując przez to samo – i przesadziła parapet.



Don't promise to live forever. Promise to forever live while you're alive.
« Starszy wątek | Nowszy wątek »

Użytkownicy przeglądający ten wątek:
Podsumowanie aktywności: Brenna Longbottom (1445), Cornelius Lestrange (1187)




  • Pokaż wersję do druku
  • Subskrybuj ten wątek

Przydatne linki
Kolejeczka
Tryb normalny
Tryb drzewa