Za sobą Brenna pozostawiła pokój na parterze, który już wcześniej był w złym stanie – dom na jej oko był niezamieszany od jakiegoś czasu – ale teraz noszący niewątpliwe ślady walki, Brygadzistę, pilnującego miejsca zbrodni oraz trupa.
To znaczy: Brenna była pewna, że to trup. Anastasia Kowalczuk nie oddychała, nie miała pulsu, za to miała kilka ran po zaklęciach i jedną kłutą, głęboką, jakby po dźgnięciu nożem i znaleźli ją na podłodze w kałuży krwi. Tej krwi było zdecydowanie więcej niż mogłaby stracić jakakolwiek osoba i to przeżyć. Ponieważ jednak awans Brenny na Detektywa przyszedł bardzo niedawno, Cornelius był od niej starszy i pracował w Biurze Koronera, opinię pt. „mamy tam trupa” pozostawiła dla siebie, by potem ktoś nie prychał, że śmierć to stwierdza tylko specjalista. (Raz się jej to już zdarzyło: Brenna wprawdzie wciąż w duchu obstawiała, że dyplom medycyny nie jest potrzebny, aby wiedzieć, że ktoś, komu ścięto głowę, jest martwy, ale koroner miał swoje poglądy na tę sprawę, postanowiła się więc wtedy nie kłócić.) Na razie ograniczała się więc do nazywania jej „ofiarą”, bo nawet jeśli ktoś postanowiłby, że jednak żyła, to ofiarą napaści padła już na pewno. Na gust Brenny też wiele wskazywało na to, że Kowalczuk się broniła, choćby jej różdżka, wciąż leżąca w plamie krwi w pobliżu swojej właścicielki i zniszczone meble, ale o tym też na razie nie wspominała. Na razie żadne z nich tej różdżki nie ruszyło – miejsce zbrodni w końcu trzeba było obfotografować, poddać oględzinom i poczekać jeszcze na wstępną opinię eksperta odnośnie obrażeń.
– Dotarliśmy piętnaście minut temu, Detektyw Sweetheart rozmawia z sąsiadami, ja i Michell sprawdziliśmy dom. Reszta ekipy w drodze. Na razie nie mamy narzędzia zbrodni. Sprawca prawdopodobnie się teleportował.
A przynajmniej tak podpowiadał jej nos wilczycy: podchwyciła trop tylko po to, by ten rozwiał się w pobliżu drzwi. W kuchni nie znaleźli niczego ciekawego, podobnie jak na piętrze, i wszystko wskazywało na to, że ani Anastasia, ani sprawca – lub sprawcy – nie mieszkali tutaj na stałe. Za to gdy Brenna zajrzała do piwnicy, w oczy od razu rzucały się łóżko i łańcuchy – na ich widok zacisnęła szczęki, mając dziwne wrażenie, że ktoś tutaj miał zamiar dokonać porwania, a zamiast tego doszło do morderstwa. Nie żeby jedno było lepsze od drugiego, ale jakoś nie wierzyła w zbrodnię w afekcie.
Ten widok, piwnica i blada, wykrzywiona w przerażeniu twarz młodej Kowalczuk, miały jeszcze długo ją prześladować.