• Londyn
  • Świstoklik
    • Mapa Huncwotów
    • Ulica Pokątna
    • Aleja horyzontalna
    • Ulica Śmiertelnego Nokturnu
    • Ministerstwo Magii
    • Klinika Św. Munga
    • Niemagiczny Londyn
    • Dolina Godryka
    • Little Hangleton
    • Wyspy Brytyjskie
    • Reszta świata
    • Zmieniacz czasu
    • Opisy lokacji
  • Dołącz do gry
  • Zaloguj się
  • Postacie
  • Accio
  • Indeks
  • Gracze
  • Accio
Secrets of London Poza schematem Wyspy Brytyjskie v
« Wstecz 1 2 3 4 5 … 10 Dalej »
[01.09.1972 (noc)] Księżycowy Staw | I'm so messed up and didn't have a clue

[01.09.1972 (noc)] Księżycowy Staw | I'm so messed up and didn't have a clue
Good Boy
I've got a twisted way of making it all seem fine
Wysoki na metr i dziewięćdziesiąt centymetrów co do milimetra - no więc wysoki, ale za to z drobną budową ciała. Czarne, kręcone włosy i ciemne oczy. Twarz pokryta kilkudniowym zarostem zdradza, że niezbyt dba o siebie.

Thomas Figg
#1
22.01.2025, 17:32  ✶  
Sen był piękny, a raczej nie było go, przespał cały ten czas nieniepokojony przez koszmary czy inne senne zjawy, pierwszy raz od dawna wrócił do tego błogiego czasu, kiedy jak już zamknie oczy to nie niepokoją go żadne senne mary. Czy to zasługa obrzydliwie wielkiej ilości sennych olejków, w których wykąpała go Millie czy może jej obecności - nie był pewien, choć się domyślał.
Najchętniej nie wychodziłby z łóżka i spędził tam cały dzień, noc i jeszcze kilka dni. Wiedział tylko, że użalanie się nad sobą i bierność tylko nasiliłyby to nieswoje uczucie, za dobrze się znał i swoje zdolności do popadania w autodestrukcje kiedy zostawał sam na sam zer swoimi myślami. Bo przecież nie mógł przywiązywać do siebie Moody, czepiając się jej i związując do siebie żeby tylko poczuć się lepiej. Nie chciał iść tą drogą, to by ich zaprowadziło do nikąd. Mimo tego uczucia, które do niej czuł chciał aby to wyszło w inny sposób, a nie żeby zostawała go naprawić, bo co z tego wyjdzie? Nie chciał być ciężarem dla bliskich mu osób... Co niezbyt mu wyszło, kiedy pojawił się tu półnagi, śmierdząc czarną magią jakby wylazł ze spotkania śmierciożerców.

Praktycznie cały dzień spędził bliżej lub dalej Millie, oscylując wokół niej niczym Księżyc wokół Ziemi. Ba, nawet wsiadł na miotłę i podleciał do sufitu, który malowała, aby lepiej się mu przyjrzeć. Pozwalało mu to nie poświęcać się rozmyślaniom nad tym co działo się w jaskini, nie musiał wspominać i rozgryzać po raz setny co się z nim stało po wyjściu. Nadal czuł to dziwne, niepokojące uczucie, którego nie potrafił w żaden sposób zdefiniować. Może powinien udać się do kogoś mądrzejszego? Ale do kogo? To było coś z jego wnętrzem, do Lecznicy Dusz nie pójdzie nigdy - nie miał pojęcia kto mógłby mu pomóc, a co więcej nie chciał ponownie opowiadać o tym co się stało.

Zdecydowanie jednak wolał unikać innych osób, dlatego też kiedy tylko dowiedział się, że Brenna Miałą zawitać do Stawu ukrył się w jednym z pustych pokoi. Zostawiony sam sobie pogrążył się w swoich myślach.

Thomas Figg - klątwołamacz/czarnoksiężnik - to dopiero reklama!
Tylko się nie pomyl i nie rzucają takich zaklęć na swoich bliskich...

Kpił z niego cały czas głos, który starał się ignorować. Spojrzał na zegarek i uznał, że minęło już dużo czasu, zresztą nie słyszał żadnych odgłosów dochodzących zza drzwi, więc założył że wszyscy się już rozeszli do swoich domów czy pokoi. W sumie to gdzie on powinien zostać? Nie czuł się nas iłach wracać do Nory, ale przecież nie oznacza to, że ma co noc spać w łóżku Millie. Powinien spytać czy są jakieś wolne pokoje...

Zostawił to jednak na później, na razie postanowił udać się do kuchni, aby uspokoić nieco burczenie swojego żołądka i zrobić herbaty. Zdecydowanie był to jeden z lepszych pomysłów. Po cichu i ostrożni schodził po schodach i szedł korytarzami, pewny, ze jego sprytny plan unikania wszystkich się powiódł. Otworzył drzwi od kuchni z delikatnym skrzypnięciem, notując w głowie, że warto by je naoliwić w dzień - odwrócił się w stronę wnętrza kuchni po zamknięciu jak najciszej drzwi i zamarł stając na wprost Brenny. TEgo nie przewidział, że ktoś będzie siedział po cichu w kuchni. Nie bardzo wiedział co robić, może jeszcze zdoła uciec zanim się zorientuje, że to on i pomyśli, ze to ktoś z domowników przebywających tu na co dzień.
- Yyyy... Cześć? - odezwał się jednak mimowolnie, usta go zawiodły i zdradziły jego obecność już doszczętnie.
Chichot losu
I’m not looking for the knight
I’m looking for the sword
Brązowe, niezbyt długie włosy, często rozczochrane. Wzrost wysoki jak na kobietę, bo mierzy sobie około 179 centymetrów wzrostu. Twarz raczej sympatycznie ładna niż piękna, nie wyróżniająca się przesadnie i rzadko umalowana. Brenna porusza się szybko, energicznie, głos ma miły i rzadko go podnosi. Ubiera się różnie, właściwie to okazji - w ministerstwie widuje się ją w umundurowaniu albo w koszuli i garniturowych spodniach, kiedy trzeba iść gdzieś, gdzie będą mugole, w Dolinie w ubraniach, które ujdą wśród mugoli, a na przyjęcia i bale czystokrwistych zakłada typowe dla tej sfery zdobione szaty. W tłumie łatwo może zniknąć. Jeżeli używa perfum, to zwykle to jedna z mieszanek Potterów, zawierająca nutę bzu, porzeczki i cedru, a szamponu najczęściej jabłkowego, rzecz jasna też potterowskiego.

Brenna Longbottom
#2
22.01.2025, 21:34  ✶  
Naprawdę miała zamiar tę noc przespać.
To był po prostu długi dzień, późno skończyła pracę w Ministerstwie Magii, więc i dość późno pojawiła się w Księżycowym Stawie – z kilkoma pudłami rzeczy, ale przede wszystkim by porozmawiać z Millie. Została na noc głównie dlatego, że miała wrażenie, że tak po prostu będzie… lepiej: nie chciała, by powrót do Londynu wyglądał na ucieczkę przed czymś lub przed kimś. I naprawdę zamierzała wkrótce skulić się na łóżku Estelli Julius – czy może Estelli Bulstrode – w jej pokoju oczyszczonym teraz ze zniszczonych sprzętów i części rzeczy osobistych, w których wciąż pozostały malunki i przedmioty związane z księżycem i gwiazdami. W świeżej pościeli, na nowym materacu, przetransportowanym tutaj z pewnym trudem. Ot wszystko się przeciągnęło, a teraz chciała jeszcze coś zjeść, bo wcześniej nie miała czasu na kolację, a starała się dbać o to, aby nie pomijać posiłków. Robiło to już za wiele osób wokół.
I może zamierzała trochę pomyśleć, w cichej, ciemnej kuchni Księżycowego Stawu. Posiadłość była duża, leżała na pustkowiu, kiedy więc się tu siedziało, można było prawie uwierzyć, że jest się samym na świecie. Nie było to możliwe ani w Londynie, ani w Warowni – i Brennie zwykle tego uczucia ani trochę nie brakowało, a jeżeli już czuła potrzebę samotności, biegła do ruin lub lasu, ale tym razem było to na swój sposób uspokajające.
Gdy więc Thomas stanął w progu kuchni, Brenna akurat siedziała za stołem, popijając słabą herbatę, a przed nią stał talerz, na którym pozostały trzy tosty. Z nawyku zrobiła więcej niż sama była w stanie zjeść, przyzwyczajona, że zawsze w takich sytuacjach pojawiał się ktoś zwabiony zapachem jedzenia. Łyknęła tabletkę na ból głowy, chociaż nieprzyjemny ucisk nie przechodził i miała tylko nadzieję, że minie, kiedy położy się spać.
– Cześć – przywitała się, unosząc na niego spojrzenie i odruchowo mierząc go uważnym wzrokiem. Był to raczej odruch niż cokolwiek innego. Nie miała powodów podejrzewać, że stało się coś złego, ale pamiętała sprawę pewnego nekromanty i złamaną różdżkę, a poza tym miała wrażenie, że cały świat wokół się wali i przysypuje wszystkich jej bliskich. A sama obecność Thomasa w Stawie? Dostał zapasowe klucze, wszak miał zajmować się pułapkami, i miało to być miejsce, do którego członkowie Zakonu mogli swobodnie wpadać… nawet jeżeli w duszy Brenny wciąż gościł pewien niepokój. Jego widok nie zdziwił więc jej ani trochę, nawet jeśli się go nie spodziewała. – Tosta?
Przesunęła talerz ku Figgowi jeszcze nim zdążył odpowiedzieć na pytanie.


Don't promise to live forever. Promise to forever live while you're alive.
Good Boy
I've got a twisted way of making it all seem fine
Wysoki na metr i dziewięćdziesiąt centymetrów co do milimetra - no więc wysoki, ale za to z drobną budową ciała. Czarne, kręcone włosy i ciemne oczy. Twarz pokryta kilkudniowym zarostem zdradza, że niezbyt dba o siebie.

Thomas Figg
#3
25.01.2025, 12:55  ✶  
W pierwszym odruchu wyglądał jak spłoszone kocię, które szukało drogi ucieczki, gdyby miał uszy kocie uszy to by pewnie położył je po sobie. No ale nie spodziewał, że kogokolwiek tu zastanie, dlatego przystosowanie się do czyjejś obecności zajęło mu kilka sekund. Wyprostował się i wypuścił powietrze przez usta. Dlaczego musiał trafić na nią, a nie kogoś innego z Zakonu? Jeszce tylko brakowało, że by była tu z Norą, co na szczęście się nie zdażyło. Jeszcze tego brakowało, żeby w tym stanie musiał spotkać się z dwoma osobami, których nie chciał zawieść.
- To dopiero rzadki widok, Brenna jedząca kolację - wysilił się na żart, choć zdecydowanie nie był w nastroju do żartowania sobie i śmieszkowania na każdym kroku. Nawet uśmiech jakim okrasił te słowa, był nieco przyblakły.
- Nie odmówię, jestem głodny jak wilk - "bo ukrywałem się przed wszystkimi jak ghoul na strychu", ale tego już nie dodał na głos, bo wtedy całe te unikanie innych byłoby bez sensu. Podszedł powoli do stołu i zasiadł unikając patrzenia w oczy Brenny, wodził wzrokiem po jej sylwetce, ale głównie skupił się na tostach na talerzu. Nie dlatego, że widział o ich dziwnym wyglądzie, ale dlatego że nie potrafił jej spojrzeć w oczy bez poczucia winy. Przetarł nadgarstkiem o klatkę piersiową, jakby rozmasowywał nagły ból, ale zaraz chwycił za tosta i odgryzł kawałek. Żując w milczeniu i patrząc na talerz.
- Wszystko w porządku, że tak siedzisz tu sama? - zapytał chcąc ubiec pytania w swoim kierunku, łatwiej było ciągnąć kogoś za język, niż samemu opowiadać, szczególnie w taki dzień jak dzisiaj. Nadal czuł się jakby jakaś część jego siedziała w jaskini, gdyby tylko wiedział co naprawdę z nim tam się stało to nie siedziałby nawet tu w Stawie.
Chichot losu
I’m not looking for the knight
I’m looking for the sword
Brązowe, niezbyt długie włosy, często rozczochrane. Wzrost wysoki jak na kobietę, bo mierzy sobie około 179 centymetrów wzrostu. Twarz raczej sympatycznie ładna niż piękna, nie wyróżniająca się przesadnie i rzadko umalowana. Brenna porusza się szybko, energicznie, głos ma miły i rzadko go podnosi. Ubiera się różnie, właściwie to okazji - w ministerstwie widuje się ją w umundurowaniu albo w koszuli i garniturowych spodniach, kiedy trzeba iść gdzieś, gdzie będą mugole, w Dolinie w ubraniach, które ujdą wśród mugoli, a na przyjęcia i bale czystokrwistych zakłada typowe dla tej sfery zdobione szaty. W tłumie łatwo może zniknąć. Jeżeli używa perfum, to zwykle to jedna z mieszanek Potterów, zawierająca nutę bzu, porzeczki i cedru, a szamponu najczęściej jabłkowego, rzecz jasna też potterowskiego.

Brenna Longbottom
#4
28.01.2025, 11:15  ✶  
Spojrzenie Brenny nie zmieniło się, na ustach wciąż gościł przyjazny uśmiech i nie dała po sobie nijak poznać, że zauważyła spłoszenie Thomasa: a nie zauważyć go było trudno, nawet nie dlatego, że znała go od lat czy że była jakoś szczególnie spostrzegawcza. Miał je po prostu wypisane na twarzy.
Ale już nie jego powody. Cokolwiek w nim pękło tamtej nocy w jaskini doppelgangera, Brenna nie mogła tego dostrzec gołym okiem, jej pierwszą myślą było więc, że nocował w Księżycowym Stawie z powodu Millie, nie spodziewali się, że wpadną tu na kogoś jeszcze i dlatego zrobiło się mu głupio. Ewentualnie niezbyt chciał z nią rozmawiać po ostatnim zebraniu, co też mogła zrozumieć.
Czy zamierzała spróbować dowiedzieć się, o co chodzi? Jasne. Nie przeszła jednak od razu do ataku, na razie po prostu wręczając mu te tosty. Kiedy już zaczniesz jeść, znacznie ciężej uciec ci od stołu.
– Zazwyczaj jem kolację. Tak na wszelki wypadek, zazwyczaj jem też śniadania i nawet lunch, a bywa, że w międzyczasie złapię jakiegoś pączka, albo dwa, albo dziesięć – odparła lekko, podpierając łokcie o stół i pochylając się lekko, nie odrywając spojrzenia ciemnych oczu od Thomasa. Miała wrażenie, że wszyscy wokół ostatnio zgłaszają pretensje o jej niespanie i niejedzenie: i zastanawiała się, czy Nora opowiedziała innym, o jakie eliksiry prosiła, bo przecież Brenna nie dzieliła się z nikim swoim kalendarzem i tym, ile spała albo nie spała. A poza tym przecież jadła, całkiem regularnie, i mimo swojego uwielbienia do pączków, nawet w miarę zdrowo, i nie była pewna, co powinna teraz zrobić, żeby ludzie przestali się o nią martwić, gdy sami mieli dostatecznie wiele zmartwień. Ciągle nosić przy sobie kanapki i wyjmować je z kieszeni, ilekroć wpadnie na kogoś znajomego? Wtedy jednak za jakiś czas nawet przy swojej ruchliwości zaczęłaby przypominać kulę…
– Ignas Julius jakoś nie miał ochoty do mnie dołączyć – stwierdziła, a kąciki ust drgnęły jej lekko. Duch ostatniego pana domu nie pokazywał się jej od czasu rozmowy w altanie, ale była pewna, że czuła tej nocy jego obecność, gdy schodziła do kuchni. Chłód ogarnął jej ciało, a do głowy zaczęły wsączać się nieprzyjemne myśli, jakby w pobliżu przebywał dementor i po raz kolejny pożałowała, że nie mają w Zakonie egzorcysty. Miała nadzieję, że mężczyzna zniknie, skoro winna zagłady jego rodu trafiła do Azkabanu, ale najwyraźniej wcale nie uważał, że domknął swoje ziemskie sprawy. – Pracowałam do późna, podrzuciłam tu trochę rzeczy i uznałam, że mam ochotę na tosta. A ty? Nie spodziewałam się tu ciebie o tej porze. Zajmowałeś się mechanizmami? – spytała niewinnie, wciąż jak gdyby nigdy nic.


Don't promise to live forever. Promise to forever live while you're alive.
Good Boy
I've got a twisted way of making it all seem fine
Wysoki na metr i dziewięćdziesiąt centymetrów co do milimetra - no więc wysoki, ale za to z drobną budową ciała. Czarne, kręcone włosy i ciemne oczy. Twarz pokryta kilkudniowym zarostem zdradza, że niezbyt dba o siebie.

Thomas Figg
#5
08.02.2025, 02:59  ✶  
Domysły Brenny wcale nie były takie dalekie od prawdy, bo Thomas faktycznie znajdował się w Stawie głownie dlatego, ze byłą tutaj Millie. Jednak nie było to tak do końca, jak młoda Longbottomówna układała to sobie w głowie, choć Figg zdecydowanie wolałby jej wersję, gdyby miał jakikolwiek wybór. Problemem było jednak, to, że nawet jeśli wiedział w jakim miejscu w życiu się znajduje i chyba pierwszy raz od dawna wiedział, które drzwi musiał otworzyć kolejne to jak zwykle zrobił coś na tyle głupiego, że wyskakiwał oknem w zupełnie inne miejsce. Chyba był przez Matkę skazany na podejmowanie głupich decyzji już zawsze.
- To dobrze, wiesz, nie chciałbym być zmuszony wpadać do BUMu z wielką torbą jedzenia i pilnować jak jesz - powiedział siląc się na żartobliwy ton, udawać było tak trudno czasami. Ale bardziej bolesne były nieudawanie, Thomas był w głębi ducha większym tchórzem niż ktokolwiek mógłby się spodziewać. Prościej było powiedzieć ludziom to co chcieli i spodziewali się usłyszeć, niż tłumaczyć im to czego nie jest w stanie ubrać się w słowa.
Nora nie zdradzała mu tajemnic miedzy nią i Brenną, dlatego jego troska wynikała jedynie z własnych doświadczeń co do poświęcania się sprawie, a jeszcze praca przyjaciółki była bardziej absorbująca niż jego; miała zdecydowanie więcej na głowie - tylko z drugiej strony była bardziej niż on odpowiedzialna.
- Nie wie co traci, ale tym lepiej dla mnie - powinien się szeroko uśmiechnąć, wyszczerzyć, ale dobrze wiedział, że sama próba takiego gestu mogłaby go złamać, wpatrywał się przy tym w blat stołu, przy którym teraz wspólnie siedzieli. Jedno spojrzenie w jej oczy byłoby dla niego zabójcze. Dlatego też skupiał się tak na toście, który teraz pieczołowicie żuł, jakby był z gumy. Odwlekanie odpowiedzi wydawał się idealnym pomysłem, ale przeciągająca się cisza sprawiała, że był bardziej niż podejrzany. Ale co miał jej odpowiedzieć? Że nie zajmował się mechanizmami? Że spędził niemal cały dzień na rozmyślaniu i rozmowie ze swoim wyimaginowanym przyjacielem, którzy żył sobie w jego głowie bez płacenia czynszu? Że przez cały dzień słuchał jak to obróci się przeciw tym, których chciał chronić i sam ich będzie torturował i mordował?
- Nie, nie zajmowałem się. Musiałem coś przemyśleć - odpowiedział zanim zdążył się powstrzymać i przeklinał się w duchu.

Ty to lubisz martwić innych

Głos wbił mu szpilę, ale Thomas dobrze wiedział, że zdradził się i nie będzie już odwrotu. Zacisnął palce na toście sprawiając, że przestał wyglądać jak cokolwiek zdatnego do jedzenia. Dobrze zdawał sobie sprawę, że próbowanie ukrywania czegoś przed Brenną było zdane na porażkę, nie po tym jak obiecywał jej nie ukrywać w sobie tych mrocznych myśli, jedyne co go powstrzymało przed wypaplanie tego od razu jak ją zobaczył to fakt, że nienawidził być ciężarem i zmartwieniem innych osób. Teraz to zerknął w jej oczy, mogła dostrzec to znajome spojrzenie, które widziała po szóstym roku, spojrzenie zagubionego w życiu chłopca, ale jednocześnie było w tym coś innego. Thomas przecież nie był tym samym dzieciakiem, który chciał się zabić, teraz kwestia leżała zgoła gdzie indziej, ale on sam jeszcze o tym nie wiedział. Potrząsnął głową, może jeszcze była okazja żeby jej nie martwić?
- Wiesz, ona tu jest, łatwiej się myślało - uśmiechnął się tym razem delikatnie, na wspomnienie o Millie i to jak się nim zajęła. Przygarnęła rano jak brudne kocię, wymyła dokładnie i pozwoliła spać w swoim łóżku, zatroszczyła się, choć większość osób wysłała by go w diabły.
Chichot losu
I’m not looking for the knight
I’m looking for the sword
Brązowe, niezbyt długie włosy, często rozczochrane. Wzrost wysoki jak na kobietę, bo mierzy sobie około 179 centymetrów wzrostu. Twarz raczej sympatycznie ładna niż piękna, nie wyróżniająca się przesadnie i rzadko umalowana. Brenna porusza się szybko, energicznie, głos ma miły i rzadko go podnosi. Ubiera się różnie, właściwie to okazji - w ministerstwie widuje się ją w umundurowaniu albo w koszuli i garniturowych spodniach, kiedy trzeba iść gdzieś, gdzie będą mugole, w Dolinie w ubraniach, które ujdą wśród mugoli, a na przyjęcia i bale czystokrwistych zakłada typowe dla tej sfery zdobione szaty. W tłumie łatwo może zniknąć. Jeżeli używa perfum, to zwykle to jedna z mieszanek Potterów, zawierająca nutę bzu, porzeczki i cedru, a szamponu najczęściej jabłkowego, rzecz jasna też potterowskiego.

Brenna Longbottom
#6
10.02.2025, 20:38  ✶  
Brenna nie należała do osób upartych z zawady, które zawsze musiały mieć ostatnie słowo: w niektórych sprawach ustępowała rzadko i umiała przyznać, że popełnia błędy. Ale były i sytuacje, w których nie umiała iść na kompromisy i zdarzało się, że wyłaził z niej upór, jakiego nie powstydziłaby się nie tylko koza, ale i całe stado kóz. Przekonanie jej do zmiany nawyków było niemożliwe, zaiste więc dobrze, że jadła zawsze sama, z własnej, nieprzymuszonej woli i nikt nie musiał próbować dokarmiać jej w biurze Brygady.
– Zostaw takie sztuczki dla Millie, mnie nie trzeba zachęcać do jedzenia – zapewniła. Podbródek podparła o złączone dłonie i obserwowała Figga wielkimi, ciemnymi oczyma. W jej głowie trwała batalia, która dość często miała miejsce w duszy Brenny: ścierały się ze sobą siły armii Chcę Pomóc, dowodzonej przez generała Nie Zostawia Się Bliskich Samych Z Problemami, z wojskami Nie Chcę Być Wścibska, prowadzonej do boju przez wodza Każdy Ma Prawo Do Prywatności.
Rozmawianie o niektórych sprawach nie pomagało, a tylko czyniło je trudniejszymi.
O innych dało się porozmawiać z bardzo niewieloma osobami, i może nie była osobą do tej rozmowy odpowiednią.
Przemilczenie niektórych sprawiało, że bolały jeszcze bardziej.
Widmowidzenie było częścią jej jestestwa, czymś, co zbudowało w dużej mierze jej charakter i przekonania, ale czasem żałowała, że nie umiała patrzeć na kolory aur. Może wtedy łatwiej byłoby jej robić to, co powinno zostać zrobione. Może nie biegłaby do przodu, żeby przypadkiem się nie zatrzymać, bo każdy moment zatrzymania mógł sprawić, że doścignęłaby ją myśl: nie mam cholernego pojęcia, co właściwie wyprawiam.
– Udało się? – spytała w końcu. – Przemyśleć. Dojść do jakichś przydatnych wniosków – uzupełniła. Powstrzymała cisnące się na usta pytanie, czy może obecność Millie pomagała, bo myślał o niej, ale nie wydawało się jej już, że mogło chodzić tylko o Moody. Poza tym ten żartobliwy komentarz nie bardzo przystawał do okoliczności, gdy i Thomas, i Millie zdawali się być rozchwiani, a cokolwiek ich łączyło, pozostawało na pewno świeże i Brenna nawet nie śmiała się zastanawiać, czy może wyjdzie to na dobre, czy tylko dodatkowo ich zrani. – Wyglądasz, jakbyś miał za sobą ciężki dzień.


Don't promise to live forever. Promise to forever live while you're alive.
Good Boy
I've got a twisted way of making it all seem fine
Wysoki na metr i dziewięćdziesiąt centymetrów co do milimetra - no więc wysoki, ale za to z drobną budową ciała. Czarne, kręcone włosy i ciemne oczy. Twarz pokryta kilkudniowym zarostem zdradza, że niezbyt dba o siebie.

Thomas Figg
#7
04.04.2025, 10:46  ✶  
Spojrzał uważnie na Brennę, jakby właśnie przetrawiał jej słowa, a nie żuł ugryzionego tosta, a że w jego głowie poruszając się trybiki było jasno widoczne poprzez zmarszczone brwi między którymi uformowała się pionowa zmarszczka.
- Wraca do pracy w BUMie? Nic nie wspominała, żeby miała wracać do służby - powiedział bardziej siebie niż do kobiety siedzącej po przeciwległej stronie stołu. Czy był zdziwiony? Może trochę, bardziej faktem, że jeżeli Millie faktycznie chciała wracać do tej pracy to było coś co bardzo dobrze ukryła, odniósł inne wrażenie co do tego, co planuje ona w przyszłości - ale mógł się mylić.
Ale zmiana tematu na jego przemyślenia sprawiła, że na moment się spiął, jakby zastanawiał się co jej odpowiedzieć. Całą prawdę, część prawdy, a może po prostu skłamać i nie martwić jej bardziej? Z jednej strony nie chciał jej dodatkowo martwić, powiedzieć, ze wszystko jest w porządku, otoczyć się znanym sobie murem, zdystansować się, tak było łatwiej, prościej.
- Tak - odpowiedział po chwili wahania i z ociąganiem, ale wtedy jego ust zdradziły go, zanim rozum zdążył nad nimi zapanować. - Nie, w sumie nie wiem... - zamilkł z nieco głupim wyrazem twarzy. Zupełnie nie spodziewał się, że tak rozsupła mu się język w jednej chwili, kiedy podjął decyzję, żeby nie martwić dodatkowo Brenny. Już otwierał usta, żeby jej się "wyspowiadać", opowiedzieć co go dręczyło, co sprawiało, że miotał się niczym królik w potrzasku złapany. Ale kolejne słowa wypowiedziane przez kobietę sprawiły, że krew odpłynęła mu z twarzy, a oczy rozszerzyły się jak nigdy podczas ich rozmowy. Cokolwiek było to co działo się podczas jego "dnia" sprawiało, że maska pogodnego mężczyzny została mocno zachwiana, aż złapał się stołu aż mu pobielały knykcie, jakby nie był w stanie prosto siedzieć. Co miał jej teraz powiedzieć? Sam nie doszedł do ładu z tym co się działo w jaskini, a co dopiero opowiadać o tym znowu. Już wystarczyło, że kiedy był sam to przezywał to raz po raz na nowo, nie był w stanie się pozbyć tego sprzed swoich oczu. Przełknął ślinę, nie było odwrotu.
- Polowałem na demona z Geraldine i resztą - powiedział zamykając oczy ze strachu co mógł w niej zobaczyć, obawiając się reakcji przyjaciółki na to co zamierzał powiedzieć dalej. Nie chciał zagłębiać się we wszystko, skupić się na tym co było problemem samym w sobie. - Wiesz, tam podczas walki z nim sięgnąłem po czarną magię, chciałem żeby to coś czuło ból, żeby wiedziało, że nie jest bezpieczne, że możemy go zranić, chciałem patrzeć jak cierpi...
Chichot losu
I’m not looking for the knight
I’m looking for the sword
Brązowe, niezbyt długie włosy, często rozczochrane. Wzrost wysoki jak na kobietę, bo mierzy sobie około 179 centymetrów wzrostu. Twarz raczej sympatycznie ładna niż piękna, nie wyróżniająca się przesadnie i rzadko umalowana. Brenna porusza się szybko, energicznie, głos ma miły i rzadko go podnosi. Ubiera się różnie, właściwie to okazji - w ministerstwie widuje się ją w umundurowaniu albo w koszuli i garniturowych spodniach, kiedy trzeba iść gdzieś, gdzie będą mugole, w Dolinie w ubraniach, które ujdą wśród mugoli, a na przyjęcia i bale czystokrwistych zakłada typowe dla tej sfery zdobione szaty. W tłumie łatwo może zniknąć. Jeżeli używa perfum, to zwykle to jedna z mieszanek Potterów, zawierająca nutę bzu, porzeczki i cedru, a szamponu najczęściej jabłkowego, rzecz jasna też potterowskiego.

Brenna Longbottom
#8
04.04.2025, 12:03  ✶  
– A, nie, nie to miałam na myśli. Chodziło mi o dokarmianie. Millie… myślę, że ona nie chce wracać do BUMu. Przynajmniej na razie. Zastanawia się, co dalej – stwierdziła Brenna. I chociaż pewnie wielu ludziom zdawało się dziwne, szukanie własnej drogi w tym wieku, to… jej zdaniem czasem lepiej było iść i poszukać czegoś nowego, niż wędrować ścieżką, która mogła okazać się zła.
Miała może trochę nadzieję, że Miles wróci do Brygady, ale jeżeli chciała czegoś innego, to Brenna z kolei chciała po prostu tego, co najlepsze dla Moody.
A gdy padły kolejne słowa…
Po prostu zamarła.
Spodziewała się różnych rzeczy. Że chodziło o Millie i o to, co się pomiędzy nimi działo, cokolwiek to było albo nie było, i co kazało prosić Thomasa o tak dziwną zapłatę za mechanizmy. O Zakon i zebranie, i że to z jego powodu tak reagował na jej obecność, bo chciał powiedzieć parę rzeczy, i nie wiedział, jak. Może o wspomnienie czarnoksiężnika, o rzeczy, które tkwiły w głowie Thomasa i z którymi od dawna się nie zmagał.
„Polowałem na demona i użyłem czarnej magii” nie było tym czego oczekiwała. Ale chyba w ostatnich miesiącach nauczyła się nie dziwić niczemu. Przez chwilę obserwowała więc tylko Thomasa, przetrawiając tę informację. Zabijał demony – i nikomu nie powiedział, w co się wpakował, nie żeby sama była lepsza z takimi rzeczami. Użył czarnej magii. I najwyraźniej stało się to w taki sposób, że go dręczyło.
Lojalność Brenny miała swoje granice. Leżały tam, gdzie zaakceptowanie pewnych rzeczy oznaczałoby, że nie jest już sobą – że osoba, która je zrobiła, nie jest tym, komu była winna tę lojalność. Ale były daleko, daleko poza użyciem krzywdzących zaklęć na demonie. Dobrze znała złość, która potrafiła ponieść i poprowadzić rękę. Poznała ją pewnej zimowej nocy, okładając pięściami na oblodzonym chodniku mordercę dziecka, tak mocno, że Cain – nieszczęsny Cain, który też zginął – uznał, że Brenna go zabije. I nie uważała demonów za ludzkie istoty.
Wiedziała, dokąd coś takiego może doprowadzić. Nie musiała uznawać tego za coś dobrego. Ale to było za mało, żeby po prostu odepchnęła Thomasa – by tak się stało, musiałby zaatakować w ten sposób kogoś niewinnego lub działać tylko dla własnych korzyści.
I w tej chwili najbardziej martwiło ją nie to, co zrobił, a że wyglądał, jakby coś w nim pękło.
Brenna podniosła się w końcu z miejsca i obeszła stół, by zatrzymać się obok niego.
– Chodź tutaj, Tommy – powiedziała, otwierając ramiona, by go uściskać, jeśli nie odrzucił tego gestu.


Don't promise to live forever. Promise to forever live while you're alive.
Good Boy
I've got a twisted way of making it all seem fine
Wysoki na metr i dziewięćdziesiąt centymetrów co do milimetra - no więc wysoki, ale za to z drobną budową ciała. Czarne, kręcone włosy i ciemne oczy. Twarz pokryta kilkudniowym zarostem zdradza, że niezbyt dba o siebie.

Thomas Figg
#9
07.04.2025, 12:11  ✶  
Nie poruszał się czekając na to co się wydarzy. Kiedy usłyszał szuranie krzesła drgnął, a w głowie rozbrzmiał mu niczym krzyk ten natrętny głos.

Nie zasługujesz nawet na odpowiedź, gardzi tobą

Aż mocniej zacisnął powieki, jakby bojąc się, że przypadkiem je otworzy i okaże się to prawdą. Coś mu tam wewnątrz niego mówiło, że to nieprawda, że przecież Brenna nie wyszłaby bez słowa. Ale w obecnym stanie już sam nie wiedział co jest prawdą, a co obłudą. Łatwo było udawać, ze wszystko jest w porządku, że nic się nie stało i poradzi sobie ze wszystkim co go spotka. W pewien sposób sam w to wierzył przez wmawianie sobie tego. Tylko nie miał pojęcia jak głęboko sięgnęły jego wewnętrzne rany, który teraz jątrzyły jego duszę.

Niemal podskoczył kiedy usłyszał jej głos blisko siebie. Otworzył oczy, spojrzenie zazwyczaj brązowych oczu teraz pomieszanych z czernią wpatrywało się w twarz Brenny przez krótki czas, ale na tyle długi, aby mogła z niego wyczytać strach i niepewność. Poruszył się bez słowa wpadając jej w ramiona i pozwalając sobie na niezidentyfikowany odgłos, który był objawem ulgi. Mógł pozować na silnego i wytrwałego, jednak wbrew pozorom w takich chwilach jak ta - a także wszelkich innych - łaknął kontaktu z innymi, był niczym kot, wiecznie spragniony głasków.
- Dziękuję - mruknął jeszcze stłumionym głosem wciąż wtulony w nią.
Chichot losu
I’m not looking for the knight
I’m looking for the sword
Brązowe, niezbyt długie włosy, często rozczochrane. Wzrost wysoki jak na kobietę, bo mierzy sobie około 179 centymetrów wzrostu. Twarz raczej sympatycznie ładna niż piękna, nie wyróżniająca się przesadnie i rzadko umalowana. Brenna porusza się szybko, energicznie, głos ma miły i rzadko go podnosi. Ubiera się różnie, właściwie to okazji - w ministerstwie widuje się ją w umundurowaniu albo w koszuli i garniturowych spodniach, kiedy trzeba iść gdzieś, gdzie będą mugole, w Dolinie w ubraniach, które ujdą wśród mugoli, a na przyjęcia i bale czystokrwistych zakłada typowe dla tej sfery zdobione szaty. W tłumie łatwo może zniknąć. Jeżeli używa perfum, to zwykle to jedna z mieszanek Potterów, zawierająca nutę bzu, porzeczki i cedru, a szamponu najczęściej jabłkowego, rzecz jasna też potterowskiego.

Brenna Longbottom
#10
08.04.2025, 11:08  ✶  
Brenna czasem umiała być bezlitosna. Okrutna nawet, jeśli faktycznie chciała kogoś zranić. Ale nie miała powodów, by być bezlitosną wobec Thomasa. Nie chciała być bezlitosna.
Nie było sensu udzielać mu wykładów ani pouczeń, nie w tej pierwszej chwili przynajmniej: był dorosłym mężczyzną i doskonale wiedział, co zrobił i dokąd mogło to zaprowadzić. A chociaż po prostu akceptowanie wszystkiego, co zrobili bliscy, nie leżało do końca w naturze Brenny, to jednak zazwyczaj jej pierwszym odruchem była chęć pomocy.
Thomas na pewno nie potrzebował teraz ostrych słów.
– Nie ma za co – odparła, z podbródkiem na jego ramieniu, wciąż go obejmując, pozwalając, by sam zdecydował, w którym momencie się odsunie. – Po prostu… po prostu tutaj jestem, kiedy będziesz potrzebował.
Być może nie nadawała się do pewnych rzeczy i w wielu sprawach zawiodła, może jej zaufanie wobec ludzi zamieniało się powoli w popioły, wraz z tym, co działo się w Anglii i ze znikającymi powoli ludźmi, ale tego nie zamierzała zmieniać.
– Nie mogę powiedzieć, żebym szczególnie przejmowała się demonami. Zwłaszcza tym konkretnym demonem – dodała po chwili, marszcząc lekko brwi. Gdzieś w jej głowie tkwiły pozostałości zaklęcia i wkurzało ją to okropnie: że jakaś jej część pamiętała istnienie Thorana Yaxleya, chociaż teraz, wiedząc, kim był, znajdowała w tym aż nazbyt wiele nieścisłości.
Takie grzebanie w głowie było dla niej gorsze niż fizyczne rany. Jeśli nie mogłeś ufać swoim myślom i wspomnieniom, być sam w swoim umyśle, to jak miałeś dalej funkcjonować?
To nie był człowiek – to była mroczna istota, którą należało usunąć, przynajmniej w oczach Brenny.
– Ale uważaj. Proszę. Nikt z nas nie chciałby cię stracić.
A stracić kogoś mogli na wiele różnych sposób. Nie tylko w ten ostateczny sposób, poprzez śmierć.


Don't promise to live forever. Promise to forever live while you're alive.
« Starszy wątek | Nowszy wątek »

Użytkownicy przeglądający ten wątek:
Podsumowanie aktywności: Brenna Longbottom (3060), Thomas Figg (3454)


Strony (2): 1 2 Dalej »


  • Pokaż wersję do druku
  • Subskrybuj ten wątek

Przydatne linki
Kolejeczka
Tryb normalny
Tryb drzewa