• Londyn
  • Świstoklik
    • Mapa Huncwotów
    • Ulica Pokątna
    • Aleja horyzontalna
    • Ulica Śmiertelnego Nokturnu
    • Ministerstwo Magii
    • Klinika Św. Munga
    • Niemagiczny Londyn
    • Dolina Godryka
    • Little Hangleton
    • Wyspy Brytyjskie
    • Reszta świata
    • Zmieniacz czasu
    • Opisy lokacji
  • Dołącz do gry
  • Zaloguj się
  • Postacie
  • Accio
  • Indeks
  • Gracze
  • Accio
Secrets of London Scena główna Aleja horyzontalna v
« Wstecz 1 2 3 4 5 … 10 Dalej »
[07.09.1972 popołudnie] Isn't everyone's family a little fucked up? | Astaroth & Ger

[07.09.1972 popołudnie] Isn't everyone's family a little fucked up? | Astaroth & Ger
Szelma
Yes, it's dangerous.
That's why it's fun.
Od czego warto zacząć? Ród Yaxley ma w swoich genach olbrzymią krew. Przez to właśnie Geraldine jest dosyć wysoka jak na kobietę, mierzy bowiem 188 cm wzrostu. Dba o swoją sylwetkę, jest wysportowana głównie przez to, że trenuje szermierkę, lata na miotle, biega po lasach. Przez niemalże całe plecy ciągnie się jej blizna - pamiątka po próbie złapania kelpie. Rysy twarzy dość ostre. Oczy błękitne, usta różane, diastema to jej znak rozpoznawczy. Buzię ma obsypaną piegami. Włosy w kolorze ciemnego blondu, gdy muska je słońce pojawiają się na nich jasne pasma, sięgają jej za ramiona, najczęściej zaplecione w warkocz, niedbale związane - nie lubi gdy wpadają jej do oczu. Na lewym nadgarstku nosi bransoletkę z zębów błotoryja, która wygląda jakby lewitowały. Porusza się szybko, pewnie. Głos ma zachrypnięty, co jest pewnie zasługą papierosa, którego ciągle ma w ustach. Pachnie papierosami, ziemią i wiatrem, a jak wychodzi z lasu do ludzi to agrestem i bzem jak jej matka. Jest leworęczna.

Geraldine Yaxley
#1
02.03.2025, 23:11  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 13.09.2025, 23:23 przez Król Likaon.)  
adnotacja moderatora
Rozliczono - Geraldine Yaxley - osiągnięcie Badacz Tajemnic IV

07.09.1972 (popołudnie), Aleja Horyzontalna, mieszkanie Geraldine

Geraldine wróciła do domu. To znaczy do mieszkania, do Londynu, do szarej rzeczywistości, która miała ją nieco przytłoczyć. Była nieco zaniepokojona tym, co zastanie na miejscu, wszak Astaroth ostatnio zachowywał się dziwnie. Nie miała do końca pojęcia, co się z nim działo, ale czuła, że nie jest dobrze. Zresztą jak właściwie miało być dobrze, skoro niecałe dziewięć miesięcy temu stał się wampirem, miał prawo mieć swoje humory i sobie z tym nie radzić. Musiała zainteresować się sprawą i się w to odpowiednio zaangażować. Nie bez powodu mieszkał teraz u niej, obiecała, że da mu wsparcie, którego potrzebował. By to zrobić jednak musiała jakoś pociągnąć go za język.

Ich ostatnie rozmowy nie należały do najprostszych, no, ale w końcu wróciła do domu. Nie do końca w tak dobrym stanie, jakby chciała, bo jej własne życie aktualnie było raczej rozsypką, ale kto by się tym przejmował. Mogła wziąć na siebie kolejne sprawy, jeśli nie ona to kto? No właśnie, nikt, więc wypadało, żeby i to wzięła na siebie.

Drzwi wejściowe zatrzasnęły się z hukiem, nie do końca w ten sposób chciała oznajmić, że znowu pojawiła się w środku mieszkania po krótkim spacerze na który wzięła swoje psy. Odpięła im smycze, po czym ruszyła w stronę salonu, spodziewała się bowiem, że tam znajdzie brata. Była już tu dzisiaj, jednak nie mieli szansy dłużej porozmawiać, oznajmiła mu wyłącznie, że już jest na miejscu, że się nigdzie nie wybiera, bo jej wakacje się skończyły. Cóż, nie do końca była na wakacjach, czy na urlopie, jak zwał tak zwał, ale on nie musiał o tym wiedzieć. Nie chciała go niepokoić swoimi sprawami, bo to nie było w tej chwili istotne, aktualnie musiała być jego oparciem, a nie problemem.

Gdy znalazła się w salonie od razy rozsiadła się wygodnie w jednym ze skórzanych foteli. Wsadziła sobie fajkę do ust, po czym odpaliła ją mugolską zapalniczką zippo. Zaciągnęła się dymem. Sama nie wiedziała, czy właściwie jest zadowolona z tego, że znajduje się już na Horyzontalnej, w Whitby było zupełnie inaczej, poniekąd żyła tam wspomnieniami i przeszłością, które tutaj wydawały się być bardzo daleko, cóż, wypadało jednak się skupić na teraźniejszości.

Nie zastała w salonie Astarotha, spodziewała się więc, że jednak znalazł się w swojej sypialni. Miała nadzieję, że wyłoni się z tej jaskini i do niej dołączy. bo przecież dawno nie mieli szansy ze sobą dłużej porozmawiać. Chciała wybadać grunt zobaczyć jak się miewa, jak sobie radzi. - Przyjdziesz do mnie? - Krzyknęła na tyle głośno, żeby ją usłyszał, oczywiście o ile nie spał. Nie do końca bowiem wiedziała, jak aktualnie wygląda jego tryb dnia, cóż, najwyżej go obudzi, czy coś, nie powinien się na nią pogniewać, na pewno stęsknił się za jej obecnością w mieszkaniu, tak, jasne - na pewno tak było, szczególnie, że Geraldine potrafiła być wrzodem na tyłku swojego młodszego brata.

Panicz Z Kłami
Hot blood these veins
My pleasure is their pain
Bardzo wysoki - mierzy 192 cm wzrostu. Z reguły ubiera się w czarne bądź stonowane kolory, ale można go spotkać w wielobarwnym ubiorze. Włosy ciemnobrązowe, oczy zielone. Jest bardzo blady, ma sine wokół oczu, które nieco jaśnieje, kiedy jest nasycony, ale to nieczęsto się zdarza.

Astaroth Yaxley
#2
03.03.2025, 22:39  ✶  
Spałem. Głośne trzaśnięcie drzwi wyrwało mnie ze snu. Przez chwilę rozglądałem się wokół, nie ogarniając, gdzie ani kiedy jestem. Właściwie nawet mnie to nie obchodziło, więc przewróciłem się na drugi bok i zagrzebałem głębiej w kołdrze. Trzaski trzaskami, ale ja spałem. Niech wyniosą Geraldine całe mieszkanie, potem kupi jej się nowe mebelki i przy okazji odświeży ściany w kuchni. Może machniemy kawowy brązik?
Sen wrócił szybko. Sen albo koszmar. Bardziej to drugie. Już zanurzałem się w kolejne bezlitosne obrazy, gdy z korytarza dobiegły kolejne hałasy – a właściwie słowa. Głośne, natrętne, wzywające mnie do salonu. GERALDINE.
Od razu przypomniał mi się ten sen, w którym zabiła Thorana, uznając go za potwora, a potem przyszła po mnie. Nie byłem pewien, czy po tych wszystkich snach byłem gotów spojrzeć jej w oczy, ale najwyraźniej nie miałem wyboru. Jeśli nie zwlokę się z łóżka, sama tu przyjdzie, a wtedy nie pozbędę się jej łatwo. Tak to działało w świecie Yaxleyów. A i tak wolałem ją niż naszego najstarszego brata albo Thorana. Thoran był najbardziej bezlitosny.
– CZEGO CHCESZ?! – warknąłem, podnosząc na chwilę głowę z poduszki.
Nie miałem siły bardziej oderwać się od łóżka. Było zbyt miękkie, zbyt kuszące. A ja mogłem się założyć, że kolejny sen nie będzie koszmarem. Po prostu nie mógł być. Będzie lepiej, będzie cudownie. WYŚPIĘ SIĘ. Jak wtedy, gdy zasypiałem, przytulony do Kimi. Potrzebowałem tego. Odpoczynku, oddechu. Tym razem nikogo nie zabiję i nikt nie zabije mnie. To będzie błoga podróż.
Mimowolnie opadłem głową na poduszkę, wpatrując się w sufit. Myślałem o eksperymencie Victorii, pierwszej próbie eliksiru na łaknienie krwi, ale obraz powoli rozmywał się przed moimi oczami, myśli się rozjeżdżały. Powieki znów ciążyły. Ostatni eliksir nadal działał. List. Wysłałem list do Victorii. Coś ode mnie chciała, ale miałem zamiar przeczytać jej wiadomość jeszcze raz... później. Teraz nie miałem na to siły. Miałem tylko jedną nadzieję – że odeśle mi chociaż jedną fiolkę eliksiru nasennego.
Wziąłem ostatnią resztkę eliksiru, jaką znalazłem w mieszkaniu. Nawet nie była to pełna dawka, ale jeszcze działała. Jeszcze działała. Powinienem to wykorzystać.
– Śpię – wymamrotałem jeszcze do Geraldine. Nie słyszała. Chyba że zdążyła zmaterializować się w drzwiach mojej sypialni.
Szelma
Yes, it's dangerous.
That's why it's fun.
Od czego warto zacząć? Ród Yaxley ma w swoich genach olbrzymią krew. Przez to właśnie Geraldine jest dosyć wysoka jak na kobietę, mierzy bowiem 188 cm wzrostu. Dba o swoją sylwetkę, jest wysportowana głównie przez to, że trenuje szermierkę, lata na miotle, biega po lasach. Przez niemalże całe plecy ciągnie się jej blizna - pamiątka po próbie złapania kelpie. Rysy twarzy dość ostre. Oczy błękitne, usta różane, diastema to jej znak rozpoznawczy. Buzię ma obsypaną piegami. Włosy w kolorze ciemnego blondu, gdy muska je słońce pojawiają się na nich jasne pasma, sięgają jej za ramiona, najczęściej zaplecione w warkocz, niedbale związane - nie lubi gdy wpadają jej do oczu. Na lewym nadgarstku nosi bransoletkę z zębów błotoryja, która wygląda jakby lewitowały. Porusza się szybko, pewnie. Głos ma zachrypnięty, co jest pewnie zasługą papierosa, którego ciągle ma w ustach. Pachnie papierosami, ziemią i wiatrem, a jak wychodzi z lasu do ludzi to agrestem i bzem jak jej matka. Jest leworęczna.

Geraldine Yaxley
#3
03.03.2025, 23:45  ✶  

Nie miała pojęcia, czy ją usłyszy. Jeśli spał... cóż, mógł tego nie zrobić. Wtedy musiałaby go obudzić, albo poczekać, aż sam wstanie i zaszczyci ją swoją obecnością. Chyba wolała tą pierwszą opcję, bo chciała mu oznajmić, że wróciła. Nie miała pojęcia, czy znowu zaraz gdzieś nie wyjdzie, bo to nie był szczególnie spokojny czas, ale chciała, żeby wiedział, że wróciła do domu. Nie zamierzała nigdzie się stąd ruszać (no, przynajmniej na dłużej), bo wiadomo, że nogi często niosły ją w różne miejsca i nie zawsze udawało jej się wracać do mieszkania.

Usłyszał ją, więc problem się rozwiązał. Nie spał, albo go obudziła, jeden grzyb. Najważniejsze, że to zadziałało. - Porozmawiać. - Odkrzyknęła jeszcze. Nie, żeby szczególnie podobał jej się taki sposó komunikacji, bo znajdowali się w różnych pomieszczeniach i mogła ich usłyszeć połowa mieszkańców kamienicy. Dopaliła swojego szluga i ugasiła go w popielniczce, która stała na stole.

Astaroth nie pojawił się w salonie, co  spowodowało, że dziewczyna podniosła tyłek z fotela i ruszyła w stronę jego sypialni. Musiał się tam znajdować. Na pewno ją słyszał, w końcu się odezwał, dlaczego więc jeszcze nie wyłonił się ze swojej jaskini? Nie miała pojęcia. Pozostawiało więc jej wleźć do jego pokoju. Chciała go zobaczyć, sprawdzić jak się miewa, podpytać, czy aby na pewno wszystko z nim w porządku.

Znalazła się przy drzwiach jego sypialni. Nie usłyszała komunikatu brata o tym, że śpi, zresztą nawet gdyby to zrobiła, to zupełnie zignorowałaby te słowa, bo przecież mówił do niej, a to oznaczało, że nie spał.

Nie zastanawiała się nad tym szczególnie długo, nie zapukała do drzwi, po prostu nacisnęła na klamkę i wlazła mu do pokoju. Zostawiła drzwi otwarte, otaksowała wzrokiem pomieszczenie poszukując braciszka. Cóż, leżał w łóżku, najwyraźniej faktycznie spał. Pomieszczenie było ciemne, wyglądało naprawdę niczym jaskinia, czy inna grota.

Podeszła do jego łóżka i przysiadła na brzegu. Przyglądała się przez chwilę Astarothowi próbując odczytać w jakim jest humorze. Ich ostatnie spotkanie było dziwne, nie miała pojęcia na co powinna nastawić się teraz. Nie zauważyła pustej fiolki po eliksirze, więc nie miała świadomości, że jej brat coś zażył.

- Wróciłam do domu. - Zaczęła od tego, bo to było chyba dość istotne. Chciała poinformować Astarotha, że już się nigdzie nie wybiera.

Panicz Z Kłami
Hot blood these veins
My pleasure is their pain
Bardzo wysoki - mierzy 192 cm wzrostu. Z reguły ubiera się w czarne bądź stonowane kolory, ale można go spotkać w wielobarwnym ubiorze. Włosy ciemnobrązowe, oczy zielone. Jest bardzo blady, ma sine wokół oczu, które nieco jaśnieje, kiedy jest nasycony, ale to nieczęsto się zdarza.

Astaroth Yaxley
#4
04.03.2025, 21:45  ✶  
Mój pokój faktycznie mógł przypominać grotę, jaskinię potwora czy innego ludożercy. Było ciemno, bo na zewnątrz panowała noc albo po prostu ciężkie zasłony i zaklęcia skutecznie powstrzymywały promienie słoneczne przed wdarciem się do środka. Dla mnie to i tak nie robiło różnicy - słońce było poza moim zasięgiem. Zero słońca.
Ja z kolei, niezależnie od pory dnia, drzemałem. Może powinienem być w tym czasie na polowaniu, szybkim i sprawnym wykonywaniu zlecenia, ale w ostatnich dniach zupełnie się zagubiłem. A wyprowadzka Kimi… Och, nie pomogła mi w niczym. Miała wrócić szybko, ale minęło już... Straciłem rachubę. Nieważne. Jej nie było, Ger gdzieś tam była, jedni żyli, drudzy umierali, a ja pozostawałem wampirem. Potworem. Pozbawiającym życia potworem.

Wpatrywałem się w swoje dłonie splamione krwią, kiedy głos Geraldine ponownie wyrwał mnie z drzemki. Huh. Drgnąłem, zaskoczony. Myślałem, że teraz będzie lepiej, ale ta krew na moich rękach, w zestawieniu z ciekawskim spojrzeniem Victorii… Ugh. Aż się wzdrygnąłem. Przez chwilę zastanawiałem się, czemu tak bardzo wiązałem jej charakter z Saurielem - że mogłaby być bezduszną suką - ale… no właśnie. Pisała mi coś o dawnych zaręczynach. Coś mi się zdawało, że już o tym słyszałem, ale wolałem się okłamywać, że mieszam fakty. Do dzisiaj mogłem to robić swobodnie.
O ile list nie był snem. O ile był rzeczywisty.
- Miło mi cię widzieć, okeeej — stwierdziłem z lekkim sarkazmem, ziewając mimowolnie. Odruch po dawnym człowieczeństwie? Czy wpływ eliksiru…? Cóż, poruszyłem ręką, by znaleźć ostatnią fiolkę, ale ta tylko przesunęła się po łóżku, wymknęła spod palców i z cichym stuknięciem spadła za łóżko. I tak była pusta. Dołączyła do reszty. Pustych butelek.
- Zażyłem eliksir. Śpię, Ge-eraldine... Pali się czy cooo? - zapytałem szeptem, jakby samo mówienie mogło mnie zanadto obudzić. Miałem wpół przymknięte oczy, rozczochrane włosy i wciąż te same ubrania, co ostatnio. Pewnie i tak wyglądałem jak sexy trup, ale mogło to też zaniepokoić.
Chwila, a cóż to...? Znowu przegrywałem walkę z własnymi powiekami, ale mimo to uśmiechnąłem się do Geraldine. Słoooodkooo.
- Wypiłem ostatnią fiolkę eliksiru nasennego - ostrzegłem ją, a może zdradziłem jej sekret swojego sukcesu? Cóż, moje myśli były tak rozmazane, że nie byłem pewien, co właściwie sobie myślałem chwilę temu. Kimi. Chyba myślałem o Kimi, ale teraz znowu kusiło mnie spaaanieee...
- Tym razem będę spał dobrze — wymruczałem, ponownie wtulając się w poduszkę.
Uśmiechnąłem się. Tak. Bardziej do siebie. Geraldine tu była. Żyła. Wróciła. Może wszyscy żyli. Może nikt nie umarł. Może nawet ja mogłem być żywy. Marzenia były piękne, rzeczywistość - paskudna.
- Idziesz spać...? Która godzina? — zapytałem ją już z zamkniętymi oczami i westchnąłem lekko.
Szelma
Yes, it's dangerous.
That's why it's fun.
Od czego warto zacząć? Ród Yaxley ma w swoich genach olbrzymią krew. Przez to właśnie Geraldine jest dosyć wysoka jak na kobietę, mierzy bowiem 188 cm wzrostu. Dba o swoją sylwetkę, jest wysportowana głównie przez to, że trenuje szermierkę, lata na miotle, biega po lasach. Przez niemalże całe plecy ciągnie się jej blizna - pamiątka po próbie złapania kelpie. Rysy twarzy dość ostre. Oczy błękitne, usta różane, diastema to jej znak rozpoznawczy. Buzię ma obsypaną piegami. Włosy w kolorze ciemnego blondu, gdy muska je słońce pojawiają się na nich jasne pasma, sięgają jej za ramiona, najczęściej zaplecione w warkocz, niedbale związane - nie lubi gdy wpadają jej do oczu. Na lewym nadgarstku nosi bransoletkę z zębów błotoryja, która wygląda jakby lewitowały. Porusza się szybko, pewnie. Głos ma zachrypnięty, co jest pewnie zasługą papierosa, którego ciągle ma w ustach. Pachnie papierosami, ziemią i wiatrem, a jak wychodzi z lasu do ludzi to agrestem i bzem jak jej matka. Jest leworęczna.

Geraldine Yaxley
#5
04.03.2025, 23:52  ✶  

Nie odrywała wzroku od brata, który leżał w swoim łóżku. Nie wyglądał najlepiej. Nadal chyba nie do końca przyzwyczaiła się do tego, jaka szara była teraz jego skóra, szczególnie, że mieli lato, właściwie to się już kończyło, ale to był ten moment, gdy jego ciało powinna zdobić opalenizna. Nigdy więcej się to stanie, bo nie mógł wychodzić na słońce. Nie umiała sobie wyobrazić, jak musiało być mu z tym ciężko. Szczególnie, że jak i ona większą część dnia spędzał na zewnątrz, bo przecież na tym polegał żywot łowcy.

- Nie wyglądasz, jakbyś się szczególnie cieszył z tego, że wróciłam. - Sięgnęła po szczerość, bo jakże mogłaby postąpić inaczej, miała w zwyczaju mówić to, co jej ślina na język przyniosła. Nie było sensu go oszukiwać, zdecydowanie nie wyglądał dzisiaj najlepiej.

Przeniosła wzrok na jego rękę, która czegoś szukała, wtedy do jej uszu dotarł dźwięk tłuczonego szkła. Fiolka po eliksirze musiała się rozbić. Była pusta, a przynajmniej tak się jej wydawało, gdy nie dostrzegła na drewnianej podłodze ani jednej kropli mikstury.

- Nie pali się, myślałam, że spędzimy razem trochę czasu, stęskniłam się za Tobą. - To wcale nie było kłamstwem. Yaxleyówna naprawdę bardzo lubiła spędzać czas ze swoim bratem, może ostatnio nie było tego widać, ale musiała uporządkować swoje własne sprawy (nie, żeby już to zrobiła, okazało się to być bowiem nieco bardziej skomplikowane). No i przede wszystkim chciała sprawdzić, jak się miewa.

- Ostatnią fiolkę? Zużyłeś też moje zapasy? - Pamiętała, że nim ostatnio zniknęła z mieszkania dostała zamówienie od Florence, która pomagała jej walczyć z bezsennością. Sama od czasu do czasu musiała sięgać po takie mikstury, bo nie sypiała najlepiej. Nawiedzały ją koszmary, często nie mogła przez nie zmrużyć oka.

- Nie sypiasz dobrze? - Oczywiście, że ją to zainteresowało. W sumie nie dziwił ja fakt, że postanowił spać w dzień, a nie w nocy, bo musiał nieco odwrócić swój tryb życia zważając na to, że dopiero po zmroku mógł się wyłaniać na powierzchnię.

- Jest koło osiemnastej, jesteś pewien, że to odpowiednia pora na spanie, dla Ciebie? - Wydawało jej się, że była to ta część dnia, w której powinien raczej być aktywny, wyłonić się ze swojej jaskini i wyjść z tego mieszkania chociaż na chwilę.

- Moglibyśmy się wybrać na spacer, niedługo się ściemni. - Nie będzie musiał się czuć jak w klatce, bo przecież jakby nie patrzeć to mieszkanie poniekąd stało się jego więzieniem. Wolała jednak o tym jakoś specjalnie teraz nie myśleć.

- Pamiętasz o tym, że byłam tutaj kilka dni temu? - Rzuciła jeszcze, bo właściwie nie odniósł się do jej poprzedniej wizyty, kiedy wpadła tutaj na chwilę i zniknęła ponownie, a wtedy znajdował się przed nią w jakimś dziwnym stanie, wolała się upewnić, że to, co mu wtedy powiedziała do niego dotarło. Właściwie to mieli sobie sporo do wyjaśnienia, chociaż nie miała pojęcia, czy był to na to odpowiedni moment, skoro wypił przed chwilą kolejną fiolkę eliksiru.

Panicz Z Kłami
Hot blood these veins
My pleasure is their pain
Bardzo wysoki - mierzy 192 cm wzrostu. Z reguły ubiera się w czarne bądź stonowane kolory, ale można go spotkać w wielobarwnym ubiorze. Włosy ciemnobrązowe, oczy zielone. Jest bardzo blady, ma sine wokół oczu, które nieco jaśnieje, kiedy jest nasycony, ale to nieczęsto się zdarza.

Astaroth Yaxley
#6
05.03.2025, 22:59  ✶  
Kochałem siostrę, ale miała naprawdę paskudne wyczucie czasu. Chciałem spać, chciałem zasnąć i przespać całą noc, a także kolejny dzień, zamiast tego... ona co? Proponowała mi spacer? Od kiedy chodziliśmy na spacery? Od kiedy gdziekolwiek chodziliśmy razem...? Raczej przypominało to nasze życie ciągłe mijanie się albo umyślne unikanie trudnych relacji rodzinnych. Te nieliczne wspólne polowania teraz czy jeszcze za mojego życia...
Ech, nie chciałem jej krytykować, bo mimo wszystko ją kochałem, ale nie miałem na nic siły. Potrzebowałem snu jak mało czego. Może snu i krwi.
- Wypiłem wszystkie zapasy, ale może zaraz dostanę coś listownie. Oby - stwierdziłem, budząc się nieco ze zmartwienia. Bo co, jeśli jednak nie przyjdą? Jak miałem zasnąć bez kolejnej fiolki?! Jak przetrwać kolejne dni?! - Oby - powtórzyłem, niemal przerażony, podnosząc się z poduszki i rozglądając za nowymi listami. Może już coś przyszło? Może Victoria mi odpisała? Ale nic . Nic nie widziałem.
Teraz naprawdę się spiąłem. Moje myśli przyspieszyły, krążąc wokół tematu szybkiego skołowania eliksirów. Już nawet w desperacji rozważałem szamrane Podziemne Ścieżki, ale miałem jeszcze opcje na powierzchni.
- Myślisz, że Ambroise coś ma?! Widziałaś się z nim ostatnio? - zapytałem. Tak, to by było na tyle, jeśli chodzi o relacje rodzinne, tęsknotę i cieszenie się na widok siostry. Pewnie powinienem się ucieszyć, ale zrobiłbym to dopiero, gdyby pojawiła się z nowymi dawkami eliksiru. - Potrzebuję nawet czegoś mocniejszego. Niech mnie zwali z nóg - stwierdziłem optymistycznie. Cokolwiek, byleby nie śnić. Krew, mordowanie, krew, krzyki, krew, zło. Tyyyleee złaaa. Nie mogłem już więcej znieść.
- Może napiszę znowu do Victorii. Może ma coś mocniejszego - mruknąłem, podnosząc list, który wcześniej do mnie napisała.
Prośba. Zapomniałem, że miała do mnie jakąś prośbę, że się zgodziłem, ale... to potem, tak, wpierw eliksir. Odrzuciłem więc list na bok, wyciągając się na łóżku, by chwycić niezapisany arkusz z szafki nocnej. Pióro miałem pod ręką. Pisałem niedawno. Albo dawno. Ciężko było stwierdzić.
- Kilka dni temu? - rzuciłem do Geraldine. - Kilka dni temu to była tu też Kimi - zauważyłem, gniotąc kartkę na kolanie. Poprawiałem ją nadmiernie, zdenerwowany.
Zacząłem pisać koślawy początek. Coś w stylu Najlepsza Victorio.
- Nie pamiętam, kiedy byłaś ostatnio, ale pamiętam, że zabijałem cię we snach, a ty zabijałaś mnie. Nie wiem, które z nas wygrałoby prawdziwy sparing, ale niewiele brakowało bym cię w Windermere zjadł. Nie rozmawialiśmy o tym. Nie rozmawialiśmy też o jaskini. Ani o twoim zniknięciu. Rozmawiałem za to z tobą o piciu alkoholu i twoim destrukcyjnym trybie życia, ale widzę, że nie dotarło. Nic ode mnie nigdzie nie dociera. W jednym śnie byłem duchem, którego nie było widać, a w innym samą Śmiercią - wyznałem jej monologiem, nie mogąc zebrać myśli do listu.
Fiolka, którą wcześniej wypiłem, wciąż trzymała mnie w jakimś półśnie, ale nie w sposób, który mógłby mi przynieść pełny, spokojny odpoczynek. Rozproszyłem się i teraz wpatrywałem się w swoją dłoń, szukając w niej oznak bycia kościotrupem.
- To było jeszcze gorsze od krwi - podsumowałem, mimowolnie zapisując te słowa na kartce.
Miałem wrażenie, że czarny atrament był po prostu czerwienią krwi zniekształconą przez półmrok panujący w pokoju.
Czerwień krwi. Mrok pokoju. Taaak... TAAAK! BYŁA NADZIEJA!
- A CO Z TWOJĄ SYPIALNIĄ?! MASZ COŚ W SWOJEJ SYPIALNI?! - zapytałem nad wyraz ponaglająco. Tam mógł być mój skarb. Tam nie sprawdzałem, bo nie miałem dostępu do pokoju Geraldine przez te głupie zamki.
Szelma
Yes, it's dangerous.
That's why it's fun.
Od czego warto zacząć? Ród Yaxley ma w swoich genach olbrzymią krew. Przez to właśnie Geraldine jest dosyć wysoka jak na kobietę, mierzy bowiem 188 cm wzrostu. Dba o swoją sylwetkę, jest wysportowana głównie przez to, że trenuje szermierkę, lata na miotle, biega po lasach. Przez niemalże całe plecy ciągnie się jej blizna - pamiątka po próbie złapania kelpie. Rysy twarzy dość ostre. Oczy błękitne, usta różane, diastema to jej znak rozpoznawczy. Buzię ma obsypaną piegami. Włosy w kolorze ciemnego blondu, gdy muska je słońce pojawiają się na nich jasne pasma, sięgają jej za ramiona, najczęściej zaplecione w warkocz, niedbale związane - nie lubi gdy wpadają jej do oczu. Na lewym nadgarstku nosi bransoletkę z zębów błotoryja, która wygląda jakby lewitowały. Porusza się szybko, pewnie. Głos ma zachrypnięty, co jest pewnie zasługą papierosa, którego ciągle ma w ustach. Pachnie papierosami, ziemią i wiatrem, a jak wychodzi z lasu do ludzi to agrestem i bzem jak jej matka. Jest leworęczna.

Geraldine Yaxley
#7
06.03.2025, 01:20  ✶  

Ostatnio może ich relacja nie wyglądała najlepiej, ale zależało jej na tym, aby to zmienić. Wiele by dała, żeby faktycznie wrócili do tego, co mieli kiedyś, ale nie mogła pozbyć się wrażenia, że to już nie wróci. Życie nie było takie kolorowe, każde z nich przeżyło swoje dramaty, zmienili się. Szkoda, bo faktycznie wiedziała, jak mogło być między nimi dobrze i jej tego brakowało, wiele by dała, aby odnowić tę więź. Ostatnio się mijali, a jeśli już nie mijali, to ich konfrontacjom towarzyszyły kolejne dramaty. Miewali oczywiście jakieś przebłyski, kiedy przez chwilę było dobrze, ale wolałaby, żeby działo się to częściej.

- Wypiłeś wszystkie zapasy. - Powtórzyła za nim. To był moment, w którym zapaliła jej się lampka w głowie, bo pamiętała, że takie eliksiry powinno się spożywać sporadycznie, dosyć szybko mogły wkraść się bowiem do życia i zacząć być codziennością. Wtedy nie było już odwrotu. Wiadomo, że organizm, nawet ten nieżywy szybko przyzwyczajał się do wspomagaczy. Sama wiedziała, jak to działa. Zdarzało jej się bowiem pić takie mikstury, po nich sen przychodził niemalże od razu, co było całkiem wygodne, kiedy nie można było zasnąć.

- Skoro przed chwilą wypiłeś eliksir to nie będzie Ci potrzebna kolejna dawka. - Jedna powinna wystarczyć, prawda? Nie potrzebował więcej, aby zasnąć. Najlepiej byłoby gdyby nauczył się znowu spać bez tych mikstur.

Pytanie o Ambroisa nieco wybiło ją z rytmu. Pamiętała ich ostatnie spotkanie, kiedy Astaroth rzucał nim w ich przedpokoju, nie należało do szczególnie przyjemnych, wiedziała, że załatwiał mu krew, bo przecież zdążyła się już na nim za to wyżyć, ale nie wydawało się, aby ich stosunki były na tyle dobre, by jej brat mógł korzystać z jego pomocy przy każdej pierdole.

- Tak, widziałam się z nim przelotnie. - Odpowiedziała mu na pytanie, ale nie chciała jeszcze jakoś za bardzo opowiadać mu o tych szczegółach swojego życia. Zresztą spodziewała się, co mógłby jej powiedzieć. Tak, była głupia, wlazła do tej samej rzeki, próbowała doprowadzić do ich wielkiego powrotu, ale nie udało jej się tego osiągnąć mimo tygodnia, który razem spędzili w Whitby.

- Nie wydaje mi się, żebyś potrzebował czegoś mocniejszego, wyglądasz nie najlepiej, pewnie zaraz zaśniesz. Nie pisz do Victorii. - Obawiała się, że silniejszy eliksir zupełnie namieszałby mu w głowie. Nie chciała mu teraz sugerować, że dobrze by było, jakby zupełnie odstawił to gówno, bo bała się, jak zareaguje. Nie przyszła tu po to, aby go umoralniać, przynajmniej na samym początku.

- Tak, trzy dni temu, byłam tutaj trzy dni temu. - Przynajmniej tak się jej wydawało, że to były trzy dni, może cztery? Ostatnio wiele się działo, cały ten tydzień zlewał jej się w jedną całość, bo był taki intensywny.

Zaskoczyło ją jego wyznanie. Słuchała uważnie, co miał jej do powiedzenia. Nie przeszkadzała mu, nie wchodziła bratu w słowo. Skoro zaczął mówić, niech dokończy myśl. Nie spodziewała się tego, co usłyszy.

Przełknęła głośno ślinę. Tak, pamiętała ich rozmowę na temat jej destrukcyjnego trybu życia, nie, żeby wtedy się tym jakoś specjalnie przejęła, chociaż może? Poniekąd było dla niej nieco upokarzające to, że młodszy brat doprowadzał ją do pionu przez to, że nie była w stanie sobie poradzić z tym, co działo się w jej życiu. Teraz było lepiej, powinno być lepiej, na pewno, już niedługo będzie lepiej. Myślała, że kiedy zabije demona wszystkie problemy znikną, jednak wcale się tak nie stało.

- Chciałeś mnie zjeść w Windermere? - Nie do końca do niej to docierało, nie spodziewała się, że brat mógłby chcieć zrobić sobie obiad akurat z niej, jak widać powinna być jednak gotowa na wszystko. - W jaskini Theon próbował Cię zabić, ale już tego nie zrobi, już go nie ma, już nie będzie nas niepokoił. - Najwyraźniej nie pamiętał tej rozmowy, którą ostatnio odbyli, to by oznaczało, że zaczął lawirować między snem, a jawą. Tracił grunt, nie wróżyło to niczego dobrego.

- Zniknęłam, bo musiałam doprowadzić się do porządku, ale już jestem, już będę tutaj, nigdzie się nie wybieram. - Powinna była go uprzedzić, ale przecież nie planowała tego, że zaszyje się w Whitby, to było spontaniczne, jak zawsze zresztą wszystkie decyzje, które podejmowała.

- To musiały być okropne sny. - Szczególnie, że nie był to tylko jeden koszmar, a najwyraźniej cała seria.

- Nie wiem, czy coś tam mam, nawet jeśli mam, to Ci nie dam. Nie wyglądasz, jakbyś potrzebował więcej eliksirów. - Ton jej głosu nie był nieprzyjemny, ale stanowczy. Na pewno nie była skłonna mu dzisiaj podawać niczego więcej, temu panu już podziękujemy, czy coś.

Panicz Z Kłami
Hot blood these veins
My pleasure is their pain
Bardzo wysoki - mierzy 192 cm wzrostu. Z reguły ubiera się w czarne bądź stonowane kolory, ale można go spotkać w wielobarwnym ubiorze. Włosy ciemnobrązowe, oczy zielone. Jest bardzo blady, ma sine wokół oczu, które nieco jaśnieje, kiedy jest nasycony, ale to nieczęsto się zdarza.

Astaroth Yaxley
#8
08.03.2025, 15:28  ✶  
Machnąłem ręką. Geraldine nic nie rozumiała. Potrzebowałem jak najwięcej eliksirów by zmyć z siebie wszystkie winy chociażby na drobną chwilę, zaznać spokojnego snu, ale... to wciąż było za mało. Wciąż za mało. Wciąż niepewność, strach i ból. Duuużo krrrwi.
- To nawet nie była pełna dawka, inaczej bym już spał. POTRZEBUJĘ WIĘCEJ! POTRZEBUJĘTEGOGERALDINE. - Uniosłem nawet głos, bo było bardzo ważne. Nawet ważniejsze od krwi. Nie chciałem jeść. Wolałem uschnąć, a w tym procesie mogły mi pomóc eliksiry. One jedyne sprawiały, że chociaż na drobną chwilę czułem się dobrze. Nie musiałem być odpowiedzialny, uważny ani przerażony kolejną sekundą nieżycia, bo spałem, bo śniłem, bo było mi lekko. Raz nawet śnił mi się ten obraz Londynu oblanego w słonecznym dniu, który zaprezentował mi Laurent. Ale nie trwało to chwilę. Ciągnęło się w moim śnie, a może już w wyobrażeniu - całą wieczność. Miałem twarz oblaną w słońcu. Żyłem. Miałem twarz oblaną w słońcu i nie musiałem obawiać się pragnienia poczucia tego jeszcze raz na skórze.
Nie rozumiałem, co Geraldine do mnie mówiła, szczególnie te słowa o Thoranie. Jak go nie było? Nie mogłem dodać ani nic odjąć z tych słów, nic nie mogłem, bo moją głowę zaprzątał kalendarz. Nie wiedziałem, jaki dziś był dzień. Geraldine mówiła, że ile dni minęło od jej ostatniej wizyty w mieszkaniu?! I kiedy to było? Cholera, ja miałem za wszelką cenę o czymś pamiętać. O czymś ważnym. O kimś ważnym. O Dziwnych Siostrach. Nie chciałem sprawdzać, na co jest je stać. Ostrzegały mnie, Ambroise również.
- Minęły trzy dni? Który dzisiaj mamy? - zapytałem Geraldine, bo straciłem rachubę. Ile czasu nie było tu Kimi?!
- Jednak muszę iść na spacer... Muszę iść do apteki. Teraz. Na wczoraj - stwierdziłem, ogłuszony tę niepełną dawką, nie za bardzo wiedziałem, co się dzieje, ale wiedziałem, że na pewno się stanie, jeśli będę dalej w łóżku.
To był jednak kiepski pomysł by pić resztki. Ani mnie wystarczająco mocno nie uśpiły, ani nie pomagały mi w skupieniu się.
Zerwałem się gwałtownie, chcąc zeskoczyć z łóżka, ale nie wziąłem pod uwagę moich nóg, które dotychczas spoczywały zaplątane w kołdrę. No tak. Raczej miały mi się przydać w dotarciu do apteki na Horyzontalnej, tylko że zamiast elegancko, zwinnie - jak zresztą na zawodowego łowcę przystało - zeskoczyć na podłogę, ja zwaliłem się na nią niczym worek kartofli. Albo ziemniaków. Jak kto woli. Moja głowa nie miała lekko w czasach wampiryzmu. Znowu poleciała gdzieś w bok. W oczach mi pociemniało. Raczej z powodu zerwania się, a nie upadku. Chociaż powodem mogło być to drugie.
Jęknąłem z opóźnieniem. Niełatwo było być wielkim. Miałem wrażenie, że wysocy ludzie obrywali częściej.
- Słońce chociaż zaszło? - zapytałem po kilku minutach ciszy. Próbowałem zebrać myśli, ale miałem papkę z mózgu. Chyba jednak część mnie spała.
Szelma
Yes, it's dangerous.
That's why it's fun.
Od czego warto zacząć? Ród Yaxley ma w swoich genach olbrzymią krew. Przez to właśnie Geraldine jest dosyć wysoka jak na kobietę, mierzy bowiem 188 cm wzrostu. Dba o swoją sylwetkę, jest wysportowana głównie przez to, że trenuje szermierkę, lata na miotle, biega po lasach. Przez niemalże całe plecy ciągnie się jej blizna - pamiątka po próbie złapania kelpie. Rysy twarzy dość ostre. Oczy błękitne, usta różane, diastema to jej znak rozpoznawczy. Buzię ma obsypaną piegami. Włosy w kolorze ciemnego blondu, gdy muska je słońce pojawiają się na nich jasne pasma, sięgają jej za ramiona, najczęściej zaplecione w warkocz, niedbale związane - nie lubi gdy wpadają jej do oczu. Na lewym nadgarstku nosi bransoletkę z zębów błotoryja, która wygląda jakby lewitowały. Porusza się szybko, pewnie. Głos ma zachrypnięty, co jest pewnie zasługą papierosa, którego ciągle ma w ustach. Pachnie papierosami, ziemią i wiatrem, a jak wychodzi z lasu do ludzi to agrestem i bzem jak jej matka. Jest leworęczna.

Geraldine Yaxley
#9
10.03.2025, 00:06  ✶  

Geraldine wpatrywała się w brata i była przerażona tym, co zobaczyła. Wydawało jej się, że aktualnie jedyne, co go interesowało to ten pierdolony eliksir na sen. Niepokoiło ją to. Jak często je przyjmował? Czy stało się to dla niego ucieczką od rzeczywistości, jeśli tak, to mogło być kurewsko niebezpieczne.

- Kiedy ostatnio go przyjmowałeś? Jak często to robisz? - Starała się mówić spokojnym głosem, chociaż chyba średnio jej to wychodziło. Bała się, że Astaroth może nad sobą nie panować, cóż, kto wiedział co mógł zrobić dlatego, żeby dostać kolejną dawkę eliksiru nasennego, tak się składało, że wypił cały, jaki miała pod ręką.

- Jest siódmy, siódmy września. - Jak bardzo było z nim źle, skoro nie wiedział, jaki mają dzień? Od kiedy to trwało? Powinna być przy nim, była na siebie zła, że nie poświęcała mu odpowiedniej ilości uwagi, bo Astaroth wydawał się być aktualnie nieco zagubiony w rzeczywistości. Nie on jedyny, chociaż ona chyba jeszcze jakoś się trzymała, chociaż wiedziała, że z nią samą nie jest najlepiej. Nie wróżyło to niczego dobrego. Musiała się odciąć od swoich własnych problemów i zająć się tym, co powinno być dla niej priorytetem od samego początku - doprowadzić brata do porządku.

- Nie jestem co do tego szczególnie przekonana. - Nie miała pojęcia, czy uda jej się wybić mu ten pomysł z głowy, bo zdecydowanie nie potrzebował więcej otumaniających substancji w swoim organizmie, przynajmniej na pierwszy rzut oka, nie żeby była jakąś specjalistką, ale była jego siostrą, widziała, że jest z nim źle.

Nie spuszczała z niego wzroku. Najwyraźniej uznał ten pomysł za dobry, bo pospiesznie próbował podnieść się z łóżka, tyle, że to mu się nie udało. Pizdnął o podłogę, wywrócił się - kolejne potwierdzenie na to, że był w chujowym stanie.

Geraldine zerwała się na nogi, żeby pomóc mu wstać. Nie mogła pozwolić na to, aby leżał na tej podłodze. - Pomogę Ci. - Powiedziała cicho, nadal nie do końca akceptowała to, co widziała.

- Słońce zaszło, ale nie wiem, czy jesteś w stanie stąd wyjść, to nie jest dobry pomysł Roth. - Naprawdę nie sądziła, że powinien wychodzić z tego mieszkania. Kto właściwie wiedział, jak zachowa się, kiedy znajdzie się między ludźmi, co jeśli nie będzie mógł nad sobą zapanować i postanowi wgryźć się w czyjąś szyję. Mieli naprawdę wystarczająco problemów, wolała zapobiegać pojawieniu się kolejnych.

- Porozmawiaj ze mną, powiedz mi co się z Tobą dzieje. - Cóż, rychło w czas, ale nie zamierzała odpuścić tematu, nie kiedy zastała go tutaj w takim czasie. Potrzebowała, żeby opowiedział jej wszystko, chciała zrozumieć źródło problemu, nie, żeby nie podejrzewała, że był nim jej wampiryzm, jednak chciała go zrozumieć, w pełni. Może to pomoże jej ocenić sytuację.

Panicz Z Kłami
Hot blood these veins
My pleasure is their pain
Bardzo wysoki - mierzy 192 cm wzrostu. Z reguły ubiera się w czarne bądź stonowane kolory, ale można go spotkać w wielobarwnym ubiorze. Włosy ciemnobrązowe, oczy zielone. Jest bardzo blady, ma sine wokół oczu, które nieco jaśnieje, kiedy jest nasycony, ale to nieczęsto się zdarza.

Astaroth Yaxley
#10
10.03.2025, 23:23  ✶  
Siódmy września… Siódmy września. Przeliczyłem pospiesznie dni. Oczywiście, na tyle pospiesznie, na ile pozwalał mi otępiony umysł, więc chwilę to trwało. Miałem jeszcze kilka dni. Powinienem raczej ograniczyć eliksiry nasenne, żeby nie przespać terminu, ale nie uważałem, żebym miał z nimi jakiś szczególny problem. Po prostu ostatnio było mi ciężej. Nie miałem już wsparcia Kimi, bo musiała wyjechać, więc… potrzebowałem odpocząć. Kiedy to zrobię, wrócę do względnej normalności. Tak miało być. Żadnych problemów, tylko kontrolowana sytuacja.
– Dziś… Niedawno – odparłem nieco zirytowany, bo przecież mówiłem, że to nie była nawet pełna buteleczka. Niestety. Chętnie odpłynąłbym w mrok, gdybym miał jeszcze drugie tyle, ale los mi nie sprzyjał. Nadzieja w Victorii. Jak na razie nigdy mnie nie zawiodła. Może poza tymi jej mądrościami o mojej dojrzałości, a właściwie jej braku. Cóż… Jeśli wyśle mi eliksiry, zamierzałem przebaczyć jej wszystko. Łącznie z tą jej chorą fascynacją i faktem, że śniła mi się jako Sauriel.
– Nic mi nie jest, okej!? – stwierdziłem, może trochę za ostro. Nie podobało mi się, w jaki sposób na mnie patrzyła, jak mówiła tak delikatnie, jakby mogła mnie rozdrażnić. Cóż, właśnie to robiła, ale jakoś tego nie dostrzegałem. Magiczne właściwości otumaniania – zakrzywiały postrzeganie świata i samego siebie.
– I tak będę musiał tam iść – stwierdziłem, ale nie byłem taki głupi. Nie zamierzałem jej mówić o Ambroisie i o długu, który mu spłacałem. Może Geraldine była świadkiem, jak zaatakowałem go w naszym mieszkaniu, ale nie wiedziała, że robiłem mu za worek z krwią wampira. Że właściwie robiłem za worek jego dziwnym znajomym. Ciekawe… Wciąż zastanawiałem się, gdzie podział się ten grzeczny, cichutki Ambroise. Taki miły, taki usłużny, dzień dobry na ulicy mówiący.
Ale… robiłem przysługę tu, tam i jeszcze brałem na siebie kolejną. A to wszystko i tak nie było w stanie zmazać moich wyrzutów sumienia i przeświadczenia, że nie powinienem istnieć. Wciąż było za mało, wciąż niewystarczająco.
Co się ze mną działo?! Byłem jebanym wampirem. Ot co. Cała filozofia.
– A jak myślisz?! – zapytałem, nawet nie wstając z podłogi. Odechciało mi się czegokolwiek. Zdobyłem się jedynie na tyle, by usiąść i oprzeć o najbliższy mebel. Sprawdziłem, czy nic nie cieknie mi z nosa. Ciężko było oceniać obrażenia, będąc wampirem. Wszystko odczuwałem inaczej. Jakbym był trupem? Może tak.
– Usłyszałem ostatnio, że zachowuję się jak rozkapryszone i rozpieszczone dziecko bogatych rodziców. Może właśnie to się ze mną dzieje – podsumowałem z żalem, ale z tym swoim głupim uśmieszkiem, który aż prosił się o to, by rozmówca go zmazał. Gdybym był na miejscu Geraldine, sam bym sobie rozjebał mordę. Może wtedy coś by się zmieniło? Może coś bym poczuł? Jakąś iskrę życia? Może nie taką jak w trakcie picia ciepłej krwi, ale jednak odrobinę życia.
Westchnąłem ciężko. Mogłem rzucać sarkazmem, ale to nie zmieniało tego, co tak naprawdę o sobie myślałem. O sobie i o otaczającym mnie świecie.
– Jakiś czas temu rozmawiałem z jednym takim… wampirem. Wyznał mi, że najlepiej smakuje mu krew, kiedy jego ofiary się boją. I wiesz co? Minęły jakieś trzy tygodnie. Dalej beztrosko stąpa po ziemi – wyznałem jej z żalem, odchylając głowę do tyłu i zamykając oczy.
Marna, wstrętna imitacja łowcy.
– Nie mogę być już łowcą. Powinienem stać się celem łowcy.
« Starszy wątek | Nowszy wątek »

Użytkownicy przeglądający ten wątek:
Podsumowanie aktywności: Geraldine Yaxley (4162), Astaroth Yaxley (3276)


Strony (2): 1 2 Dalej »


  • Pokaż wersję do druku
  • Subskrybuj ten wątek

Przydatne linki
Kolejeczka
Tryb normalny
Tryb drzewa