Geraldine wróciła do domu. To znaczy do mieszkania, do Londynu, do szarej rzeczywistości, która miała ją nieco przytłoczyć. Była nieco zaniepokojona tym, co zastanie na miejscu, wszak Astaroth ostatnio zachowywał się dziwnie. Nie miała do końca pojęcia, co się z nim działo, ale czuła, że nie jest dobrze. Zresztą jak właściwie miało być dobrze, skoro niecałe dziewięć miesięcy temu stał się wampirem, miał prawo mieć swoje humory i sobie z tym nie radzić. Musiała zainteresować się sprawą i się w to odpowiednio zaangażować. Nie bez powodu mieszkał teraz u niej, obiecała, że da mu wsparcie, którego potrzebował. By to zrobić jednak musiała jakoś pociągnąć go za język.
Ich ostatnie rozmowy nie należały do najprostszych, no, ale w końcu wróciła do domu. Nie do końca w tak dobrym stanie, jakby chciała, bo jej własne życie aktualnie było raczej rozsypką, ale kto by się tym przejmował. Mogła wziąć na siebie kolejne sprawy, jeśli nie ona to kto? No właśnie, nikt, więc wypadało, żeby i to wzięła na siebie.
Drzwi wejściowe zatrzasnęły się z hukiem, nie do końca w ten sposób chciała oznajmić, że znowu pojawiła się w środku mieszkania po krótkim spacerze na który wzięła swoje psy. Odpięła im smycze, po czym ruszyła w stronę salonu, spodziewała się bowiem, że tam znajdzie brata. Była już tu dzisiaj, jednak nie mieli szansy dłużej porozmawiać, oznajmiła mu wyłącznie, że już jest na miejscu, że się nigdzie nie wybiera, bo jej wakacje się skończyły. Cóż, nie do końca była na wakacjach, czy na urlopie, jak zwał tak zwał, ale on nie musiał o tym wiedzieć. Nie chciała go niepokoić swoimi sprawami, bo to nie było w tej chwili istotne, aktualnie musiała być jego oparciem, a nie problemem.
Gdy znalazła się w salonie od razy rozsiadła się wygodnie w jednym ze skórzanych foteli. Wsadziła sobie fajkę do ust, po czym odpaliła ją mugolską zapalniczką zippo. Zaciągnęła się dymem. Sama nie wiedziała, czy właściwie jest zadowolona z tego, że znajduje się już na Horyzontalnej, w Whitby było zupełnie inaczej, poniekąd żyła tam wspomnieniami i przeszłością, które tutaj wydawały się być bardzo daleko, cóż, wypadało jednak się skupić na teraźniejszości.
Nie zastała w salonie Astarotha, spodziewała się więc, że jednak znalazł się w swojej sypialni. Miała nadzieję, że wyłoni się z tej jaskini i do niej dołączy. bo przecież dawno nie mieli szansy ze sobą dłużej porozmawiać. Chciała wybadać grunt zobaczyć jak się miewa, jak sobie radzi. - Przyjdziesz do mnie? - Krzyknęła na tyle głośno, żeby ją usłyszał, oczywiście o ile nie spał. Nie do końca bowiem wiedziała, jak aktualnie wygląda jego tryb dnia, cóż, najwyżej go obudzi, czy coś, nie powinien się na nią pogniewać, na pewno stęsknił się za jej obecnością w mieszkaniu, tak, jasne - na pewno tak było, szczególnie, że Geraldine potrafiła być wrzodem na tyłku swojego młodszego brata.