17.03.2025, 13:10 ✶
8 września
Zmierzch
Zmierzch
Miała tu czekać na brata, ale tak naprawdę to nie była pewna, czy Ambroise w ogóle się dzisiaj pojawi. Równie dobrze mógł spać dzisiaj na pryczy w Mungu lub teleportować się do Doliny Godryka, do ich rodzinnej posiadłości. Ale czuła, że musi z nim porozmawiać: kilka dni temu złamała ich przyrzeczenie, w którym mówili sobie o milczeniu wobec tego, co zadziało się w Kniei w połowie sierpnia. Nie wiedziała nawet dlaczego powiedziała Borginowi prawdę - być może myślała, że mężczyzna jej pomoże? Zaradzi na tę pustkę, którą miała w sercu i która pojawiła się w chwili, gdy widmo wyssało z Dębu życie? Nie była pewna co sądzić o ich rozmowie. Nie była w zasadzie już niczego pewna, więc zrobiła to, co zwykła robić zawsze - poszła do brata. Ale jej brat jej unikał, ostatnio jeszcze skuteczniej niż zwykle. Nie chciała wpadać do Munga z pretensjami, ale jednocześnie wiedziała, że musi porozmawiać z Ambroise twarzą w twarz: inaczej nie dotrze do niego to, co chciała mu przekazać.
Czekała więc, paląc leniwie papierosa. Pomarańczowo-czerwone promienie słoneczne zalewały brudną, maleńką kawalerkę, nadając jej przerażającego wręcz wyglądu. Być może gdyby nie panował tu taki syf, to byłoby tu nawet miło i romantycznie, ale tak... Wzrok Roselyn spoczął na pustych butelkach, paczkach papierosów, kurzu oraz rozwalonych książkach. Były tu też kubki, talerze i szklanki. Irytował ją ten brud ale nie zamierzała sprzątać za brata - miał obie ręce, więc sprzątnąć mógł sam.
Zajęta wpatrywaniem się w nieporządek przegapiła fakt, że pomarańczowo-czerwone światło nie pochodziło od zachodzącego słońca. Przegapiła moment, w którym słońce już zaszło, a łuna stawała się coraz wyraźniejsza. Z dziwnego odrętwienia wyrwały ją dopiero krzyki, które wpadały przez uchylone okno, mające wpuścić nieco świeżego, późnoletniego powietrza. Greengrassówna drgnęła, odruchowo przenosząc wzrok za okno. I wtedy w nią to uderzyło: nie powinno być tu tak jasno. To nie była pora słońca, powinno się ściemniać. Papieros wypadł z jej nagle rozluźnionych palców, gdy pierwsze języki ognia mignęły za oknem. Nie były wcale tak daleko, jak chciałaby, by były. Pochodziły z dachu - dachu tej kamienicy. Papieros, który upadł na ziemię, wcale nie był teraz jej największym zmartwieniem. Knieja również przestała być na chwilę jej zmartwieniem. Wszystko przestało się liczyć, gdy kłęby gęstego dymu zaczęły wdzierać się przez szczeliny w drzwiach. Roselyn nigdy nie była znana z tego, że reagowała błyskawicznie czy miała doskonały refleks, ale gdy już orientujesz się, że twoje życie jest zagrożone... Zaczynasz reagować inaczej.
Czasem też głupio.
Greengrassówna podbiegła do drzwi, zamiast się teleportować. Otworzyła je i od razu tego pożałowała. Ogień buchnął w jej kierunku z taką mocą, że odrzuciło ją w tył. Na moment dziewczynę zamroczyło, ale nie wypuściła z dłoni ściskanej mocno różdżki. Piękne roślinne ornamenty wbijały się boleśnie w jej skórę, przypominając że jest w niebezpieczeństwie. Nie mogła zginąć, nie w płomieniach. Nie gdy Knieja była zagrożona - gdy stanie się Dębem, nikt już ich nie uratuje. Nie mogła zginąć, nie teraz. Roselyn wyczarowała strumienie wody, które pozwoliły jej na utorowanie sobie drogi ucieczki. Nie zabierała nic ze sobą - musiała ratować przede wszystkim siebie samą. Zbieganie ze schodów w jej stanie, w tym dymie, nie było jednak najlepszym pomysłem. Czuła, że się dusi, a nogi odmawiają posłuszeństwa. Niewyspanie, którego doświadczała przez ostatnie dni, odezwało się brutalnie. Chciała biec dalej, ale nie potrafiła, zaczęła zwalniać. Ktoś na schodach krzyknął w jej kierunku, ale w tym samym czasie huknęło, a na schody spadła płonąca belka. Roselyn została odcięta od przejścia, a na dodatek poleciała na schody, boleśnie się z nimi zderzając.
(...)
W tym samym czasie z kamienicy wybiegli mieszkańcy najniższych pięter. Jeden z nich padł w ramiona Atreusowi, widząc jego mundur Aurora.
- Tam... Tam została jakaś dziewczyna! Belka na nią spadła! - szarpał go, wskazując wolną ręką na płonący budynek. - Zróbcie coś!
Post na podstawie tego rzutu, Roselyn przez zawadę Słabo zbudowany, niedowaga nie jest w stanie dalej uciekać z budynku.