• Londyn
  • Świstoklik
    • Mapa Huncwotów
    • Ulica Pokątna
    • Aleja horyzontalna
    • Ulica Śmiertelnego Nokturnu
    • Ministerstwo Magii
    • Klinika Św. Munga
    • Niemagiczny Londyn
    • Dolina Godryka
    • Little Hangleton
    • Wyspy Brytyjskie
    • Reszta świata
    • Zmieniacz czasu
    • Opisy lokacji
  • Dołącz do gry
  • Zaloguj się
  • Postacie
  • Accio
  • Indeks
  • Gracze
  • Accio
Secrets of London Scena główna Ulica Pokątna v
« Wstecz 1 2 3 4 5 … 9 Dalej »
[08.09.72] Dym i ogień

[08.09.72] Dym i ogień
Chichot losu
I’m not looking for the knight
I’m looking for the sword
Brązowe, niezbyt długie włosy, często rozczochrane. Wzrost wysoki jak na kobietę, bo mierzy sobie około 179 centymetrów wzrostu. Twarz raczej sympatycznie ładna niż piękna, nie wyróżniająca się przesadnie i rzadko umalowana. Brenna porusza się szybko, energicznie, głos ma miły i rzadko go podnosi. Ubiera się różnie, właściwie to okazji - w ministerstwie widuje się ją w umundurowaniu albo w koszuli i garniturowych spodniach, kiedy trzeba iść gdzieś, gdzie będą mugole, w Dolinie w ubraniach, które ujdą wśród mugoli, a na przyjęcia i bale czystokrwistych zakłada typowe dla tej sfery zdobione szaty. W tłumie łatwo może zniknąć. Jeżeli używa perfum, to zwykle to jedna z mieszanek Potterów, zawierająca nutę bzu, porzeczki i cedru, a szamponu najczęściej jabłkowego, rzecz jasna też potterowskiego.

Brenna Longbottom
#1
18.03.2025, 10:14  ✶  
Dym i ogień wypełniały Londyn.
Brenna skończyła tego wieczora zmianę, wyszła na niemagiczny Londyn i… już wkrótce słysząc wezwanie falami Heather („Kurwa, zdążyłam wyjść z biura, zaraz będę z powrotem, wypełniaj rozkazy, wołaj w razie czego”) wracała do Ministerstwa Magii w pędzie, wezwana falami, by wpaść w samo centrum czegoś, co jeśli nie było piekłem, to zdawało się mu całkiem bliskie. Nie wiedziała wtedy jeszcze, jak jest źle: nie miała pojęcia, że poza miastem płonie także Dolina Godryka i wiele innych miejsc, bo może wtedy w odruchu teleportowałaby się raczej do domu, do Warowni, sprawdzić, co z bliskimi. Ale nie miała o tym pojęcia, w Londynie też żyli bliscy jej ludzie, i została zgarnięta przez jednego z pracowników, rozsyłających docierających do Ministerstwa pracowników Departamentu po Londynie.
Gdzieś w głowie z początku Brenny tłukła się absurdalna myśl, że popełnili błąd: jesienne liście z wizji nic nie znaczyły albo to był dopiero początek. Ale i o tym przestała myśleć, kiedy z kilkoma innymi Brygadzistami znalazła się na Pokątnej, pośród krzyków, dymu i spadającego z nieba popiołu, gdzie zbyt wiele budynków wymagało gaszenia – i nigdzie nie było widać winnych tego całego zamieszania, zupełnie jakby same niebiosa dziś rozgniewały się na mieszkańców Londynu, nikogo, z kim można by walczyć. Kolejna godzina zlewała się w jej głowie, wypełniona duszącym dymem, kolejnymi zaklęciami wyczarowującymi wodę, krzykami, zbyt wieloma prośbami o pomoc i próbami rozglądania się za znajomymi twarzami – oraz dostania się do miejsc, w których mogli przebywać bliscy.
W pewnym momencie jeden towarzyszący jej Brygadzista został ranny przez wybuchające okno, drugi go ewakuował, z kolejnym rozdzieliła się, kiedy pomagali paru cywilom wyjść z dymu.
Co było trudne, bo ten cholerny dym jakby podążał za Brenną. Popchnęła czarodzieja ku jednemu z budynków, którego mieszkańcy zdołali ugasić ogień, zanim narobił jakiś szkód, a sama zatrzymała się na moment i zaniosła kaszlem. Ubrania – cywilne, poza marynarką BUMu, którą złapała wychodząc – miała już pokryte popiołami, podobnie jak twarz i włosy. Oczy piekły, podobnie jak gardło, w ustach pozostał nieprzyjemny posmak. I potrzebowała… po prostu potrzebowałaby chwili.
Zdrajca, wołał ktoś w dymie.
Ale może tylko się jej wydawało.
W tej chwili jeszcze sądziła, że to jej wyobraźnia.
Uniosła głowę. W tej chwili nie było żadnych konkretnych rozkazów – nie miał kto ich jej wydać – i w pobliżu nie słyszała nikogo, kto wzywałby pomocy. Przesunęła spojrzeniem po najbliższych budynkach: niektóre dogasały, inne spłonęły, część zdawała się ledwo naruszona… Przypadek? Część lokali Voldemort wziął na cel?
Cóż, nawet jeśli tak, to na pewno zadbał o to, aby przypadkiem się tutaj nadmiernie nie zdradzić. Skoro mógł otworzyć niebiosa nad Londynem, czego nie mógłby zrobić?
– Olivia? To ty?! – zawołała, gdy zdało się jej, że dostrzega znajomą sylwetkę i rude włosy. Chyba znalazła się blisko Pękatej Fiolki?

Na początku jest wzmianka o użyciu wcześniej przewagi fale.


Don't promise to live forever. Promise to forever live while you're alive.
Córka koleżanki twojej starej
Powinni wynaleźć kamizelki ochronne na duszę, nie tylko na ciało.
Rude proste włosy, obcięte za ramiona, rozwiane. Piegowaty nos. Niebieskie oczy. Drobna, raczej szczupła, wiecznie roześmiana, rozgadana. Niska, mierząca zaledwie 160 cm wzrostu.

Olivia Quirke
#2
18.03.2025, 12:08  ✶  
To, co się działo w Londynie, z pewnością mogło zostać uznać za piekło. Długie jęzory ognia nie kurczyły się, a momentami Olivia miała wrażenie, że wręcz się wydłużały. Zupełnie tak, jakby ogień walczył z nimi samymi, nie chcąc zostać ugaszonym. Jakby ktoś chodził i go podniecał, jakby dorzucał węgla, dolewał oliwy do największych skupisk. Olivia nie była żołnierzem, nie była pracownikiem Ministerstwa, nie miała żadnych kwalifikacji do tego, by pomagać innym się ewakuować. Poza tym dostała od rodziców zadanie: zabezpieczyć zawartość Pękatej Fiolki, przenieść wszystko do piwniczki, której nie powinien dosięgnąć ogień. Nie chciałaby, żeby jej dom stał się kolejnym punktem zapalnym, gdyby maleńka iskra sprawiła, że wszystkie eliksiry nagle wybuchną. No, może nie wszystkie, ale chociaż część.

Była akurat na zewnątrz, brudna i zmęczona, by zorientować się w sytuacji. Część najniebezpieczniejszych zapasów została przeniesiona pod ziemię, nie tylko jeśli chodzi o gotowe eliksiry, ale także składniki. Nie chciała wchodzić do budynku, który został już ugaszony, i nad którym czuwała, żeby ogień nie przeniósł się z powrotem na dach - wiedziała, że spłoną wszystkie jej książki, całe jej dzieciństwo, albumy z ruchomymi zdjęciami, ulubione ubrania i inne rzeczy, jeżeli dopuści do tego, by jeden z tych świrów, którzy postanowili wykorzystać okazję do bójki i kradzieży, postanowi się zemścić.

Przecież mówili jej na początku września, że dostanie za swoje. Tylko, kurwa mać, nie podejrzewała, że mieli na myśli nie sticte ją, a cały Londyn. Co jeszcze płonęło poza Pokątną? Rude włosy powiewały na wietrze, który rozprzestrzeniał ogień, przywodząc na myśl kolejne płomienie. Twarz Olivii była umazana czarną sadzą, podobnie jak jej dłonie i ubrania. Była też częściowo mokra, nie wiadomo czy od wody, czy potu. Właśnie oddawała jakąś małą dziewczynkę czarownicy, prosto w ramiona, zapewniając, że to już koniec, zostało ugaszenie ognia, zaraz będą bezpieczne.

Kłamała, ale nie miała wyjścia. Wiedziała, że to dopiero początek, słyszała nawoływania, płacz i krzyki. Słyszała trzask drewna, spadanie kamieni, słyszała wzywanie o pomoc i wyzywanie od zdrajców.
- Brenna? - Quirke odwróciła się, ale nie od razu rozpoznała Brennę. Jej oczy były pełne łez, nie wiadomo czy wywołanych dymem czy strachem.

!Strach przed imieniem
Czarodziejska legenda
Przeciwności losu powodują, że jedni się załamują, a inni łamią rekordy.
Los musi się dopełnić, nie można go zmienić ani uniknąć, choćby prowadził w przepaść. Los objawia nam swoje życzenia, ale na swój sposób. Los to spełnione urojenie. Los staje się sprawą ludzką i określaną przez ludzi.

Pan Losu
#3
18.03.2025, 12:08  ✶  
Chociaż nie doznajesz żadnych omamów słuchowych, nie jesteś w stanie wydusić z siebie Jego imienia. Kogo? Sam-wiesz-kogo... T-tego, którego imienia nie wolno wymawiać... Tego, który zasiał w ludziach strach.
Chichot losu
I’m not looking for the knight
I’m looking for the sword
Brązowe, niezbyt długie włosy, często rozczochrane. Wzrost wysoki jak na kobietę, bo mierzy sobie około 179 centymetrów wzrostu. Twarz raczej sympatycznie ładna niż piękna, nie wyróżniająca się przesadnie i rzadko umalowana. Brenna porusza się szybko, energicznie, głos ma miły i rzadko go podnosi. Ubiera się różnie, właściwie to okazji - w ministerstwie widuje się ją w umundurowaniu albo w koszuli i garniturowych spodniach, kiedy trzeba iść gdzieś, gdzie będą mugole, w Dolinie w ubraniach, które ujdą wśród mugoli, a na przyjęcia i bale czystokrwistych zakłada typowe dla tej sfery zdobione szaty. W tłumie łatwo może zniknąć. Jeżeli używa perfum, to zwykle to jedna z mieszanek Potterów, zawierająca nutę bzu, porzeczki i cedru, a szamponu najczęściej jabłkowego, rzecz jasna też potterowskiego.

Brenna Longbottom
#4
18.03.2025, 12:48  ✶  
W uszach Brenny teraz szumiało, może od adrenaliny, może z nerwów, zmęczenia i odwodnienia. Nie słyszała wezwań o pomoc - pewnie nie umiałaby ich zignorować - a szept zdrajca, zdrajca, zdrajca dopiero zaczynał rozbrzmiewać w uchu, i oszołomiona jeszcze nie do końca go do siebie dopuszczała.
Potrzebowała chwili, ale nie powinna sobie na nią pozwalać. Ruszyła w stronę Olivii, lustrując ją spojrzeniem, szukając ran, a potem jej spojrzenie powędrowało ku zakładowi. Odruchowo odnotowała, że ten budynek nie spłonął, ale najwyraźniej zaczął palić się dach.
– Nic ci nie jest? Potrzebujecie tutaj pomocy? – spytała, po czym przysłoniła usta dłonią, gdy wyrwał się z nich kaszel, rozmazała na twarzy smugę popiołów. Dym osiadał w jej płucach, tak samo jak u innych londyńczyków, chociaż fakt, że Brenna spędziła w nim już dobrą godzinę – i nie zdążyła zauważyć, że podąża za nią tylko dlatego, że po prostu była w centrum zamieszania – na pewno nie pomagało. – Wiesz o kimś, kto może jej potrzebować albo widziałaś jakiś większy pożar…?
Urwała, omal nie roześmiała się histerycznie. Większy pożar? Wszyscy byli świadkami większego pożaru, bo płonął cały, cholerny, magiczny Londyn. A także spora część Westminsteru i innych dzielnic, a i budynki w całej Anglii, chociaż to ostatnie nie dotarło do Brenny jeszcze w pełni.
Może dobrze. Gdyby pozwoliła sobie na namysł albo miała dostęp do większej ilości informacji, mogłaby popaść w tej chwili w poczucie beznadziei. A to nie był na to ani czasu, ani miejsce.
– Twoi rodzice i Tristan są bezpieczni? – spytała, na moment zatrzymując wzrok na oszczędzonym budynku. Czy mieszkańcy go ugasili? Mieli szczęście? Nigdy nie miał spłonąć, bo Voldemort postanowił, że go pominie? Numer trzynasty? Cholerna, szczęśliwa trzynastka, pomyślała Brenna, wyciągając z kieszeni rysik, by nakreślić tę liczbę na nadgarstku. Na pewno nie zamierzała teraz tracić czasu na bieganie z notatnikiem, skoro to mogło nawet nie mieć znaczenia, a ludzie potrzebowali pomocy… i musiała wziąć się w garść na tyle, żeby pobiec dalej.


Don't promise to live forever. Promise to forever live while you're alive.
Córka koleżanki twojej starej
Powinni wynaleźć kamizelki ochronne na duszę, nie tylko na ciało.
Rude proste włosy, obcięte za ramiona, rozwiane. Piegowaty nos. Niebieskie oczy. Drobna, raczej szczupła, wiecznie roześmiana, rozgadana. Niska, mierząca zaledwie 160 cm wzrostu.

Olivia Quirke
#5
19.03.2025, 12:16  ✶  
Brenna wyglądała jak siedem nieszczęść, ale Olivia nawet nie chciała sobie wyobrażać jak ona sama musi wyglądać. Brudna, zmęczona, z potarganymi włosami... Lecz zamiast strachu w jej oczach tliła się determinacja. Co było dziwne zważywszy na to, że Olivia nie była nigdy osobą, która brnęła przed szereg do bójki. Z reguły raczej trzymała się z tyłu, i chociaż owszem, jęzor miała długi i pyskaty, to do działania było jej zawsze daleko.
- Dach został ugaszony, Tristan aportował się do siebie, by zobaczyć czy ktoś z jego otoczenia nie potrzebuje pomocy. Rodzice pomagają sąsiadom. Zabezpieczyliśmy eliksiry, są w piwnicy, rzuciłam na nią zaklęcia, jakby znowu zaczęło się palić, będą bezpieczne - wyrecytowała, podobnie jak Brenna: szukając u koleżanki śladów ran. Jej praca była dużo bardziej wymagająca, podejrzewała że Longbottom wbiegła do co najmniej czterech płonących budynków, żeby kogoś uratować. - Ojciec pewnie ruszy do Ministerstwa, matka będzie zbierać potrzebujących, skoro Fiolka ocalała.
Dokończyła po chwili wahania, bo w zasadzie to nie wiedziała, co jej rodzice planują. Wiedziała tyle, co mogła sama przypuszczać: ojciec był pracownikiem Ministerstwa, nieważne że nie był z Brygady czy Biura Aurorów. Wypadł z budynku jako pierwszy, zarządził ewakuację, rozdał im zadania i popędził na pomoc. Podejrzewała, że teraz każdy, niezależnie od tego jakie stanowisko piastuje, robił wszystko co w jego mocy, by pomóc ludziom.
- Brenno, rozejrzyj się. Tu każdy potrzebuje pomocy - powiedziała dziwnie wypranym z emocji głosem, ocierając czoło z potu. Zostawiła na nim czarną, brzydką smugę popiołu. - Johnsonowie wciąż zmagają się z ogromnym pożarem, ale tuż obok zawalił się budynek i tam wbiegło kilku twoich kolegów.
Jakby dla potwierdzenia swoich słów, Olivia wskazała na płonący parter kamieniczki, przy której stało kilka osób. Część próbowała wyczarować wodę, a część używała do gaszenia po prostu wiader i piasku. Nie wyglądało to dobrze: budynek nie miał wsparcia Ministerstwa, bo mundury Brygadzistów migały Brennie w budynku obok, w środku, gdy jej koleżanki i koledzy po fachu aportowali się i deportowali z jednego miejsca na drugie, wynosząc rannych, szukając tych którzy powinni być obok i próbując opanować pożar.

Chciała coś jeszcze dodać, ale przerwał im krzyk. Gdy spojrzały w tamtym kierunku, zobaczyły czarownicę, trzymającą się za dłoń. Musiała się oparzyć, podejść zbyt blisko ognia. Ten krzyk trochę otrzeźwił rudowłosą.
- Idę im pomóc, tu jest w porządku i zaraz przyjdzie moja mama - zawyrokowała.
Chichot losu
I’m not looking for the knight
I’m looking for the sword
Brązowe, niezbyt długie włosy, często rozczochrane. Wzrost wysoki jak na kobietę, bo mierzy sobie około 179 centymetrów wzrostu. Twarz raczej sympatycznie ładna niż piękna, nie wyróżniająca się przesadnie i rzadko umalowana. Brenna porusza się szybko, energicznie, głos ma miły i rzadko go podnosi. Ubiera się różnie, właściwie to okazji - w ministerstwie widuje się ją w umundurowaniu albo w koszuli i garniturowych spodniach, kiedy trzeba iść gdzieś, gdzie będą mugole, w Dolinie w ubraniach, które ujdą wśród mugoli, a na przyjęcia i bale czystokrwistych zakłada typowe dla tej sfery zdobione szaty. W tłumie łatwo może zniknąć. Jeżeli używa perfum, to zwykle to jedna z mieszanek Potterów, zawierająca nutę bzu, porzeczki i cedru, a szamponu najczęściej jabłkowego, rzecz jasna też potterowskiego.

Brenna Longbottom
#6
19.03.2025, 12:33  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 19.03.2025, 12:36 przez Brenna Longbottom.)  
Eliksiry z piwnicy Quirków mogły się przydać – nawet bardzo – a Brenna mogła w razie czego potem za nie zapłacić. To znaczy te eliksiry się przydadzą, jeśli kiedyś ten pieprzony popiół kiedyś przestanie sypać się z nieba, bo w tej chwili wyglądało na to, że może nie nadciągnął koniec świata, ale koniec Londynu był całkiem blisko. Mimo to odetchnęła z ulgą, że przynajmniej na razie Quirkowie i Ward są bezpieczni – Tristan był mugolakiem, byłym aurorem, kiedyś już stał się obiektem ataku śmierciożerców…
Olivia była zdeterminowana. Brenna w tej chwili chyba po prostu nad niczym się nie zastanawiała i próbowała działać
- Jeśli chcesz i będziesz czuła się potem na siłach, żeby pomagać dalej, pewnie w Norze Nory przydadzą się potem eliksiry, na pewno też przyjmie rannych - powiedziała Brenna. Nie wpadła tam jeszcze: ale budynek był pokryty lakierem do drewna, na miejscu na pewno było przynajmniej kilka osób i Brenna była prawie pewna, że kiedy biegała po Pokątnej, nie widziała tam płomieni (gdyby je dostrzegła, na pewno by tam pognała) - i miała zamiar to sprawdzić teraz, kiedy zasadniczo pozostawało jej po prostu próbować pomóc tam, gdzie zdoła. Podejrzewała, że spora część Zakonu właśnie tam będzie szukała innych ludzi, a Nora na pewno zapewni schronienie każdemu z ulicy, kto by tego potrzebował... Cholernie żałowała teraz, że lusterko dała nie Norze, a Dorze, bo ta druga była teraz pewnie w Dolinie Godryka i nie istniały szanse, aby zasięg pozwolił na przekazywanie komunikatów tak daleko. - Jeżeli dasz radę się rozejrzeć, co w okolicy najbardziej ucierpiało, to może też się przyda.
Niekoniecznie do analiz, o tych nawet ciężko było teraz Brennie myśleć, co takiego mogłyby im dać – chociaż odruchowo rysikiem zapisała kolejny numer, następnego budynku, który doszczętnie spłonął, ale być może jakieś miejsca zostały zaatakowane celowo, pod osłoną ognia, dymu i powszechnej paniki. Albo spadło na nie więcej popiołu niż na pozostałe, kiedy tak postanowił Voldemort...
Czy jeśli coś nie ucierpiało, to był przypadek, czy celowe działanie? Ta myśl jednak nawet nie do końca sformułowała się w głowie Brenny: zwłaszcza że cholerny dym jakby specjalnie zmienił swój kierunek, by ją ogarnąć, wbrew kierunkowi wiatru. Zakasłała i wyciągnęła z kieszeni chusteczkę i różdżkę, próbując rzucić aquamenti. Potrzebowała chwili, i przy okazji rozglądała się, co takiego płonęło, co nie (czy powinna biec do sklepu Madam Malkine? Czy w Magicznej Menażerii szalały płomienie…? – obróciła się w tamtą stronę, próbując dostrzec coś, mimo ciemnych oparów), ale ta chwila dobiegała końca. Nie mogła tutaj po prostu dalej stać i po prostu próbować zapamiętać, co spłonęło, a czego popioły nie tknęły, tylko dlatego, że trochę się poddusiła.
Drugie piętro najbliższego domu zdawało się nietknięte przez okien. Przypadek, mieszkańcy ugasili się go na czas?
– Spróbuję tam potem się pojawić, ale teraz muszę…
Urwała. Co musiała? Właściwie to powinna zrobić bardzo dużo rzeczy, i chciała rozpaczliwie być w wielu miejscach na raz, ale nie miała pojęcia, co było teraz najważniejsze. Olivia zresztą miała rację, z dość oczywistych względów każdy tutaj potrzebował pomocy, może nie było sensu nawet pytać, czy w okolicy nie było starszych sąsiadek albo jakichś rodzin mugolaków, które mogły być pierwszymi ofiarami ataków – skoro teraz cierpiał prawie każdy. Brenna chyba zakrztusiła się tym cholernym dymem bardziej niż sama sądziła, bo zwyczajnie wcześniej nie zauważyła, że tuż obok Brygadziści wbiegają do zawalonego budynku. Kamienica Johnsonów: płonie. Budynek w pobliżu, kompletnie zawalony…
Cholerna jasna na to wszystko.
– Jasne. Pójdę tam pomóc, a potem się rozejrzeć – rzuciła, kiedy Olivia dojrzała jakąś kobietę, mogącą potrzebować pomocy, sama mając zamiar skierować się ku ludziom próbującym dogasić pożar.

kształtowanie, próba wyczarowania wody, żeby zmoczyć chusteczkę i marynarkę
Rzut W 1d100 - 64
Sukces!


Woda pokryła chusteczkę, a wilgoć przeniknęła też przez marynarkę, całą w popiołach. Zaklęcie może i miało za jakiś czas przestać działać, ale kiedy Brenna uniosła chusteczkę i przewiązała nią twarz, przynajmniej ten cholerny popiół przestał dostawać się do ust - a ubranie nie nadpali się aż tak łatwo.


Don't promise to live forever. Promise to forever live while you're alive.
Córka koleżanki twojej starej
Powinni wynaleźć kamizelki ochronne na duszę, nie tylko na ciało.
Rude proste włosy, obcięte za ramiona, rozwiane. Piegowaty nos. Niebieskie oczy. Drobna, raczej szczupła, wiecznie roześmiana, rozgadana. Niska, mierząca zaledwie 160 cm wzrostu.

Olivia Quirke
#7
21.03.2025, 10:03  ✶  
Bezpieczeństwo Tristana było dla Olivii priorytetem, lecz nie było ważniejsze niż bezpieczeństwo jej rodziny. Traktowała ich na równi, jego oraz rodziców - dla niej Ward był już rodziną, oddałaby za niego życie tak samo jak za swoją matkę czy ojca. Gdy upewniła się, że wszyscy byli bezpieczni, mogła myśleć o innych, których nie znała lub znała z widzenia. Sąsiedzi, przyjaciele... Dobrze, że Aveliny nie było w Londynie, miałaby kolejny powód do zmartwień.
- Przetransportuję je - powiedziała krótko, osłaniając oczy. Olivia odkaszlnęła raz i drugi, starając się pozbyć nieprzyjemnego posmaku z ust. - Na pewno dam, zrobię co w mojej mocy, zaraz też pojawi się pewnie więcej osób od ciebie z departamentu. Brenna... powiedz mi: co tu się tak właściwie dzieje?
Olivia miała swoje podejrzenia, ale nie chciała opierać swoich działań na przypuszczeniach. Nie widziała nikogo w masce czy czarnych szatach, ale skala pożaru i jego charakterystyka, a na dodatek ten popiół - wszystko to sprawiało, że miała coraz mniej wątpliwości w kwestii tego, kto stoi za pożarem.

Posłała Longbottom dziwne spojrzenie. Widziała, że ta próbuje być w wielu miejscach naraz, ale przecież tak się nie dało. Nie wiedziała co robić? Po raz pierwszy w życiu Olivia czuła, że teraz to ona musi nią potrząsnąć. Podeszła do kaszlącej koleżanki, żeby złapać ją za ramiona i wbić w nie palce. Minę miała poważną, niezwykle zdeterminowaną - tak jakby ten cały pożar sprawił, że chaos w jej głowie nagle się uporządkował.
- Johnsonowie dadzą radę, mają tam wsparcie Brygady. Ty idź szukać osób, do których nikt nie dał rady jeszcze dotrzeć. Brenna... Uważaj na siebie, dobrze? - niby nie powinna tego mówić, niby to Longbottom powinna mówić to jej, ale czuła że musi to powiedzieć. Posłała jej uśmiech, chociaż nieco sztywny i zestresowany, a potem ruszyła w kierunku kobiety.

Gdyby jednak to wszystko było takie proste... Gdy Olivia szła w kierunku płaczącej, żeby jej pomóc - jakkolwiek - to dostrzegła, że ktoś o męskiej sylwetce wbiega do płonącego budynku, do którego się kierowała. Olivia zaklęła głośno, przyspieszając.
- Brenna! - krzyknęła tylko, bo przy kobiecie nie było nikogo innego, a mężczyzna już wbiegał do środka, prosto w płomienie. A Olivia... Olivii chyba odbiło. Patrząc na to, co robiła: chyba chciała wbiec za nim.

Postać ma zawadę Porywczy: najpierw działa, potem myśli. Kieruje się w kierunku wejścia do płonącego budynku, żeby uratować mężczyznę, który tam wbiegł.
Chichot losu
I’m not looking for the knight
I’m looking for the sword
Brązowe, niezbyt długie włosy, często rozczochrane. Wzrost wysoki jak na kobietę, bo mierzy sobie około 179 centymetrów wzrostu. Twarz raczej sympatycznie ładna niż piękna, nie wyróżniająca się przesadnie i rzadko umalowana. Brenna porusza się szybko, energicznie, głos ma miły i rzadko go podnosi. Ubiera się różnie, właściwie to okazji - w ministerstwie widuje się ją w umundurowaniu albo w koszuli i garniturowych spodniach, kiedy trzeba iść gdzieś, gdzie będą mugole, w Dolinie w ubraniach, które ujdą wśród mugoli, a na przyjęcia i bale czystokrwistych zakłada typowe dla tej sfery zdobione szaty. W tłumie łatwo może zniknąć. Jeżeli używa perfum, to zwykle to jedna z mieszanek Potterów, zawierająca nutę bzu, porzeczki i cedru, a szamponu najczęściej jabłkowego, rzecz jasna też potterowskiego.

Brenna Longbottom
#8
21.03.2025, 10:28  ✶  
- Nie pojawią się - powiedziała Brenna cicho, z wyrazem twarzy trudnym do określenia, może po części przez sadzę, która pokrywała skórę. - Płonie cały Londyn.
Popiół sypał się na Westminster, kiedy wpadała do Ministerstwa Magii, i Brenna zakładała, że problemy są w całym mieście - chociaż najgorsze tutaj, w magicznych dzielnicach. O tym, że ogień sięgał jeszcze dalej, nie miała pojęcia, ale wiedziała, że oddziały Ministerstwa już skierowano wszędzie, gdzie się dało, i że raczej nie ma co liczyć na wielkie posiłki - bo zostawali ranni, podduszeni, i raczej ich ubywało niż przybywało.
- Sądzę, że Voldemort wykorzystał moc zdobytą podczas Beltane. Ale tak naprawdę... nie wiem - mruknęła. To było trochę jej pobożne życzenie: że wykorzystał to, co wyniósł z Limbo, że normalnie n i e mógłby ot tak zalać ogniem całego miasta. Bo jeżeli dysponował takimi zdolnościami ot tak, na życzenie, to faktycznie już przegrali. Nie, nie zamierzała po prostu się poddać, nie było cholernej mowy, żeby padła na kolana, ale musiała trzymać się nadziei, że to jednorazowa akcja, a nie coś, co czarnoksiężnik mógł zrobić na pstryknięcie palców.
Przygryzła wargę, na słowa Olivii, ale kiwnęła głową. Johnsonowie sobie poradzą, w sąsiednim budynku byli brygadziści, a tutaj każdy potrzebował pomocy.
- Sprawdzę, skąd ten dym - rzuciła, gdy skończyła obwiązywać chusteczkę wokół twarzy, a jej ubranie, zwłaszcza marynarka, było nasączone już wodą. Miała przy sobie eliksiry, ale nie zamierzała ich niepotrzebnie marnować.
A dymu obok nich było dużo. Jakby więcej niż gdziekolwiek indziej.
Brenna jeszcze nie pomyślała, że ją ścigał – zakładała, że coś w pobliżu, czego przez opary popiołu i sadzy nie dostrzegła, też bardzo płonęło. I dlatego odwróciła się, z zamiarem znalezienia tego miejsca, kiedy…
Na okrzyk Olivii, odwróciła się błyskawicznie, w samą porę, aby zobaczyć, jak Quirke biegnie prosto ku płonącej kamienicy.
- Liv!!! – krzyknęła Brenna, i rzecz oczywista, niewiele myśląc, po prostu rzuciła się biegiem za nią: próbując ją złapać, albo jeśli by nie zdążyła… wbiec do środka za nią.

AF, próbuję dogonić i złapać za rękę Olivię. Jeśli nie dam rady, po prostu biegnę do środka za niąXD
Rzut PO 1d100 - 37
Slaby sukces...



Postać ma zawadę kompleks bohatera, więc widząc, jak Olivia biegnie do płonącego budynku, próbuje albo ją złapać, ale jeśli nie zdąży - wbiegnie po prostu do środka za nią, bo chuj, że płonie, nie zostawi Olivii... Po opisie Olivii, która woła gdy mężczyzna już wbiegł do środka, zakładam, że Bren nie zobaczyła samego mężczyzny póki co + jest oblana wodą z poprzedniego posta.


Don't promise to live forever. Promise to forever live while you're alive.
Córka koleżanki twojej starej
Powinni wynaleźć kamizelki ochronne na duszę, nie tylko na ciało.
Rude proste włosy, obcięte za ramiona, rozwiane. Piegowaty nos. Niebieskie oczy. Drobna, raczej szczupła, wiecznie roześmiana, rozgadana. Niska, mierząca zaledwie 160 cm wzrostu.

Olivia Quirke
#9
23.03.2025, 10:03  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 23.03.2025, 10:05 przez Olivia Quirke.)  
Płonie cały Londyn - te słowa mroziły krew w żyłach. Mimo że płonęła Pokątna, to Olivii nagle zrobiło się potwornie zimno. Na jej szczęście (a może i nie?) to było chwilowe. Olivia nigdy nie należała do bohaterek, nigdy nie chciała narażać siebie, by ratować innych. Lecz gdy zobaczyła tę klęczącą kobietę, trzymającą się za rękę, a potem kogoś kto wbiega do środka...

Po prostu nie myślała. Nie zarejestrowała nawet co się do końca działo wokół niej. Jej ciało reagowało instynktownie, jej nogi same niosły ją w kierunku budynku, a dłonie zaciskały się w pięści. Mózg po prostu jej się wyłączył i owszem, słyszała że Brenna do niej coś krzyczy, ale było już za późno, jej głos wydawał się odbijać od głowy Olivii. Biegła dalej, wyciągając nogi tak, by jak najszybciej znaleźć się przy budynku, do którego wbiegł mężczyzna.

Rzut na AF, czy uda się przerzucić rzut Brenny która chce Olivię złapać
Rzut N 1d100 - 67
Sukces!


Ręce Brenny minęły Olivię o włos. Prawie, już prawie ją miała, ale Quirke była szybsza. Miała przewagę: ruszyła szybciej i była bliżej. W przeciwieństwie do Brenny Olivia nie była pokryta wodą, więc to co robiła było idiotyczne, ale chyba naprawdę teraz nie zdawała sobie z tego sprawy. Wbiegła prosto do płonącego budynku, a za nią wbiegła Brenna.
Chichot losu
I’m not looking for the knight
I’m looking for the sword
Brązowe, niezbyt długie włosy, często rozczochrane. Wzrost wysoki jak na kobietę, bo mierzy sobie około 179 centymetrów wzrostu. Twarz raczej sympatycznie ładna niż piękna, nie wyróżniająca się przesadnie i rzadko umalowana. Brenna porusza się szybko, energicznie, głos ma miły i rzadko go podnosi. Ubiera się różnie, właściwie to okazji - w ministerstwie widuje się ją w umundurowaniu albo w koszuli i garniturowych spodniach, kiedy trzeba iść gdzieś, gdzie będą mugole, w Dolinie w ubraniach, które ujdą wśród mugoli, a na przyjęcia i bale czystokrwistych zakłada typowe dla tej sfery zdobione szaty. W tłumie łatwo może zniknąć. Jeżeli używa perfum, to zwykle to jedna z mieszanek Potterów, zawierająca nutę bzu, porzeczki i cedru, a szamponu najczęściej jabłkowego, rzecz jasna też potterowskiego.

Brenna Longbottom
#10
25.03.2025, 10:12  ✶  
Dłoń Brenny minęła rękę Olivii o centymetr – kobieta wystartowała o sekundę za późno, aby złapać Quirke, zanim ta wbiegła do środka. Momentalnie otoczył je żar, chociaż nawet nie on był tutaj najgorszy: raczej dym, który natychmiast zaczął wdzierać się w płuca, sprawiał, że piekły oczy, dostawał do gardła – chusta, którą Brenna zawiązała sobie na twarzy trochę pomagała, ale to wciąż był środek prowizoryczny. Okolice samego wejścia nie płonęły może, ale w głębi budynku szalał ogień, a coś złowieszczo trzeszczało nad nimi, zwiastując, że może i kamienica zaraz się nie zawali, ale jakaś belka może w dowolnej chwili spaść im na głowy.
– Liv! Co się dzieje? – zawołała Brenna i zaniosła się kaszlem, ale ruszyła za Olivią, wymijając przewróconą szafkę. Czy ten dziwny popiół opętał Quirke, czy jak? Coś zobaczyła?
Brenna wyciągnęła różdżkę, celując prosto w plecy Olivii: ale nie, oczywiście, że nie po to, żeby ją zaatakować. Sama była przynajmniej mokra i miała tę chustkę, a w kieszeni eliksir, gdyby koniecznie musiała przedzierać się przez płomienie. Olivia nie miała niczego. Dlatego panna Longbottom próbowała rzucić na Quirke zaklęcie bąblogłowy, aby przynajmniej umożliwić jej oddychanie w coraz gęściejszym dymie. Mogła też spróbować rzucić się na nią i ją stąd wywlec, ale Olivia zdawała się bardzo zdeterminowana, aby dostać się do środka… i zresztą mogła dostrzec, że przy schodach faktycznie chyba było widać sylwetkę mężczyzny, który tu wbiegł i się tam potknął…

kształtowanie, bąblogłowa dla Olivii, bo z kompleksu myślę najpierw o niej
Rzut W 1d100 - 43
Sukces!


Don't promise to live forever. Promise to forever live while you're alive.
« Starszy wątek | Nowszy wątek »

Użytkownicy przeglądający ten wątek:
Podsumowanie aktywności: Brenna Longbottom (2753), Pan Losu (29), Olivia Quirke (2051)


Strony (2): 1 2 Dalej »


  • Pokaż wersję do druku
  • Subskrybuj ten wątek

Przydatne linki
Kolejeczka
Tryb normalny
Tryb drzewa