Ta noc to był jeden wielki koszmar. Wszystko zapowiadało się dobrze, miało być miło i przyjemnie, a wyszło nie tylko jak zwykle, a jeszcze gorzej. Dość powiedzieć, że Pękata Fiolka nie ucierpiała, a przynajmniej nie jakoś mocno - wybita szyba, spalony dach w mieszkaniu i jakieś dziwne odciski na niej i matce... To było nic w porównaniu z bólem, jaki przeżywały inne osoby, które nie miały takiego szczęścia, co Quirke. To właśnie tym osobom musiała pomóc - i na szczęście gdy tylko zabezpieczyła eliksiry, to spotkała Brennę. Nie poszło im tak, jak planowała, bo oczywiście obie musiały wpieprzyć się w płonący budynek żeby ratować dzieciaka i jego ojca, ale hej - przecież żyły, prawda? Zapewne dostanie po głowie od koleżanki za to, że to ona jako pierwsza wskoczyła do tego mieszkania, ale na to przyjdzie czas. Ważne, że Bren powiedziała jej że ludzie mają zbierać się w Norze. A gdzie ludzie: tam potrzebujący. Olivia zabrała więc eliksiry, które były w Pękatej Fiolce, dbając o to, by nie zabierać wszystkich zapasów i zostawić trochę dla matki - no i zabrała ze sobą głównie te fiolki i maście, które przygotowywała dla siebie, na rozkręcenie swojego sklepu. Sklep serio mógł poczekać, a ranni: nie.
Spakowała wszystko do plecaka, dbając o to, by zabezpieczyć szkło przed stłuczeniem się, i popędziła do Nory. Mijała po drodze istny chaos, ale starała się nie zwracać uwagi na płaczących ludzi. Niektórzy się szarpali, niektórzy gasili ogień, a ona... Ona prawie że biegła, nie wiedząc nawet w jakim stanie zastanie Norę. Co z nią? Co z jej kotami? Brenna nie mówiła, czy Nora się zajęła, ale na Merlina, ogień wciąż szalał i zawsze mógł przenieść się dalej.
!Strach przed imieniem