• Londyn
  • Świstoklik
    • Mapa Huncwotów
    • Ulica Pokątna
    • Aleja horyzontalna
    • Ulica Śmiertelnego Nokturnu
    • Ministerstwo Magii
    • Klinika Św. Munga
    • Niemagiczny Londyn
    • Dolina Godryka
    • Little Hangleton
    • Wyspy Brytyjskie
    • Reszta świata
    • Zmieniacz czasu
    • Opisy lokacji
  • Dołącz do gry
  • Zaloguj się
  • Postacie
  • Accio
  • Indeks
  • Gracze
  • Accio
Secrets of London Scena główna Ulica Pokątna v
« Wstecz 1 2 3 4 5 … 9 Dalej »
[noc 8.09 na 9.09] My little sister

[noc 8.09 na 9.09] My little sister
Chichot losu
I’m not looking for the knight
I’m looking for the sword
Brązowe, niezbyt długie włosy, często rozczochrane. Wzrost wysoki jak na kobietę, bo mierzy sobie około 179 centymetrów wzrostu. Twarz raczej sympatycznie ładna niż piękna, nie wyróżniająca się przesadnie i rzadko umalowana. Brenna porusza się szybko, energicznie, głos ma miły i rzadko go podnosi. Ubiera się różnie, właściwie to okazji - w ministerstwie widuje się ją w umundurowaniu albo w koszuli i garniturowych spodniach, kiedy trzeba iść gdzieś, gdzie będą mugole, w Dolinie w ubraniach, które ujdą wśród mugoli, a na przyjęcia i bale czystokrwistych zakłada typowe dla tej sfery zdobione szaty. W tłumie łatwo może zniknąć. Jeżeli używa perfum, to zwykle to jedna z mieszanek Potterów, zawierająca nutę bzu, porzeczki i cedru, a szamponu najczęściej jabłkowego, rzecz jasna też potterowskiego.

Brenna Longbottom
#1
18.04.2025, 10:39  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 18.04.2025, 10:44 przez Brenna Longbottom.)  
Brenna rozstała się z Jonathanem w okolicach klubokawiarni, gdzie przy okazji przekazała pośpiesznie parę zdań, złapała kilka rzeczy – organizacja w tej chwili niemal nie istniał, bo mieli problemy z kontaktem, ale ustalenie punktów zbiórek, zostawianie tam informacji i szukanie „innych” mogło przynajmniej niektóre rzeczy ułatwić.
Być może ktoś powinien zostać w tym „centrum dowodzenia”, ale nie było mowy, aby to była Brenna. Nie kiedy zdawało się, że sytuacja zamiast się poprawiać, tylko się pogorszyła, noc wciąż rozświetlał blask płomieni, a ona nie miała informacji, co dzieje się z częścią ludzi.
Poza tym chciała złapać Crawleyównę, która też pojawiła się w Londynie. Żadne z nich nie powinno teraz poruszać się po mieście samo: to Brenna powiedziała Heather, po czym wybiegła po Dorę sama, ale czasem po prostu bywała hipokrytką.
- Dora? Gdzie jesteś? – rzuciła do lusterka dwukierunkowego, ściskanego w lewej dłoni, gdy biegła ulicą, pośród dymów i gruzów. Palce prawej zaciskała na różdżce, rozglądając się, próbując dojrzeć cokolwiek, wypatrując zagrożenia. Nie było już wielu uciekających ani rannych – ludzie w większości albo się ewakuowali, albo chowali gdzieś w tych budynkach, które ocalały, albo… albo zginęli gdzieś pośród gruzów. W ciemnościach, dymie, z popiołem, wdzierającym się w płuca mimo chusty, którą Brenna obwiązała twarz, magiczny Londyn zdawał się w tej chwili piekłem rodem z mugolskiej sztuki. Zaklęła pod nosem, gdy wiatr na moment rozwiał nieco dym i w oddali zobaczyła łunę. Kolejny podpalony budynek – czy ktoś już tam był i go gasił? – Biegnę w stronę lodziarni Floriana.
„Biegnę” było lekkim nadużyciem, bo Brenna wprawdzie przemieszczała się szybko, ale mrok, dym, czarny popiół i zniszczenia utrudniały gnanie w tempie, w jakim zwykle pokonała by ten odcinek. Mogłaby wyczarować światła, ale w tej chwili wcale nie była przekonana, czy to najlepsze możliwe rozwiązanie – nie widziała w pobliżu nikogo, kto wymagałby ewakuacji, a światło mogło oślepić i uczynić głębszymi cienie.
W tych dziś czaiły się prawdziwe potwory.
Zdrajca, szeptało coś z mroku.
Machnęła różdżką, usiłując wyczarować siłę, która rozbije w proch gruz leżący jej na drodze, pewnie pochodzący z zawalonego kawałka muru.

kształtowanie, próba pozbycia się gruzu, by łatwiej się przemieszczać
Rzut W 1d100 - 83
Sukces!


Gruz rozsypał się, a Brenna pognała dalej, nie zwalniając.

Używam lusterka z Lammas do porozumiewania się, drugie ma Dora.



Don't promise to live forever. Promise to forever live while you're alive.
Queen of May
But green is the color of earth,
of living things, of life.

And of rot.
Jasnoniebieskie oczy, brązowe włosy i jasna, posiadająca nieliczne piegi cera. 168 wzrostu, o szczupłej sylwetce. Wokół niej unosi się intensywny aromat ziół i zapachowych świec. Dłonie w niektórych miejscach ma permanentnie odbarwione od eliksiralnych składników i roślin którymi się zajmuje.

Dora Crawford
#2
28.04.2025, 15:18  ✶  
Złapała nieco mocniej lusterko, jakby bała się że zaraz wysmyknie jej się z dłoni i poleci między gruzy, gubiąc się w nich i zostając poza zasięgiem rąk. Niby nie byłoby to aż takim problemem - w końcu wystarczyłoby w takim wypadku rzucić proste accio i wyłowić zagubiony przedmiot, ale prawdziwe nieszczęście by się wydarzyło, gdyby zamglona tafla pękła, uniemożliwiając dalszą komunikację. Nie była w końcu pewna ile takie nadużyte lusterko mogło wytrzymać, skoro i tak wydawało się działać z pewnymi ograniczeniami.

- W... magicznym Londynie - odpowiedziała, nieco spłoszona, rozglądając się dookoła, jakby chcąc znaleźć jakiś konkretny punkt orientacyjny. To nie tak, ze nie wiedziała gdzie była, ale gruzowisko, dym i stres skutecznie rozpraszały myśli. Potrząsnęła jednak wreszcie głową, odganiając mętlik, jaki miała w głowie i zerkając ponownie na mglistą taflę lusterka. - Lodziarnia. Tak. Będę przy lodziarni. Uważaj na siebie! - rzuciła jeszcze, samej zaraz przyśpieszając kroku.

Śpieszyła się, chociaż podobnie jak w przypadku Brenny, ciężko było powiedzieć że biegła. Otoczenie nie sprzyjało szybkiemu przemieszczaniu się, a przynajmniej nie jeśli nie chciało się wpaść w jakąś pułapkę pokroju rozrzuconego na ulicy gruzu, albo kłębu gęstego, duszącego nienaturalnie wręcz dymu. Albo najgorsze - na kolejnego śmierciożercę. Tę ostatnią możliwość jednak, odsunęła od siebie pośpiesznie, koncentrując się na tym, żeby przedrzeć się przez uliczkę, a za zakrętem przywitała ją Pokątna.

- Brenn, jestem już na Pokątnej!
Chichot losu
I’m not looking for the knight
I’m looking for the sword
Brązowe, niezbyt długie włosy, często rozczochrane. Wzrost wysoki jak na kobietę, bo mierzy sobie około 179 centymetrów wzrostu. Twarz raczej sympatycznie ładna niż piękna, nie wyróżniająca się przesadnie i rzadko umalowana. Brenna porusza się szybko, energicznie, głos ma miły i rzadko go podnosi. Ubiera się różnie, właściwie to okazji - w ministerstwie widuje się ją w umundurowaniu albo w koszuli i garniturowych spodniach, kiedy trzeba iść gdzieś, gdzie będą mugole, w Dolinie w ubraniach, które ujdą wśród mugoli, a na przyjęcia i bale czystokrwistych zakłada typowe dla tej sfery zdobione szaty. W tłumie łatwo może zniknąć. Jeżeli używa perfum, to zwykle to jedna z mieszanek Potterów, zawierająca nutę bzu, porzeczki i cedru, a szamponu najczęściej jabłkowego, rzecz jasna też potterowskiego.

Brenna Longbottom
#3
28.04.2025, 17:14  ✶  

Jeszcze do niedawna Brenna sądziła, że może sytuacja zaczyna się uspokajać - ale popiół jakoś nie chciał przestać się sypać z nieba, a chociaż wedle wszelkich znaków na niebie i ziemi Ministerstwo powinno już zacząć się organizować, niewiele z tego wychodziło. I nic dziwnego, bo Londyn ogarnęło jakieś szaleństwo, którego Brenna nie spodziewałaby się w najśmielszych snach: śmierciożercy polowali na mugolaki, mugolaki ogarnięte masowym obłędem polowały na czystokrwistych, a niektórzy ludzie podpalali domy chyba tylko dla zabawy.
Tego ostatniego chyba powinna jednak oczekiwać. Nie trzeba było żadnego znaku, aby kogoś skrzywdzić, gdy wydawało się, że żadna kara nie nadejdzie.
Nie miała więc pojęcia, kto podpalił budynek w pobliżu lodziarni, ale gdy kaszląc wypadła z chmury dymu, ogień właśnie strzelił z okien na parterze - najwyraźniej płomienie podłożono w jednym, konkretnym mieszkaniu, być może rzucając jakiś czar z zewnątrz. Ktoś – może właściciel – stał na ulicy i machał różdżką, próbując pewnie wyczarować wodę, ale czy to z nerwów, czy z innego powodu, zdołał przywołać tylko mały strumyczek wody. Brenna wrzuciła więc lusterko po prostu do kieszeni, i nie usłyszała przez nie ostatnich słów Dory… ale były już na tyle blisko, że wyłapała własne imię po prostu przebiegając w pobliżu.
– Dora! Tutaj jestem! – zawołała głośno, ale nie oglądała się w tej chwili za Crawleyówną, od razu kierując się w stronę źródła ognia.
Ledwo się zbliżyła, dym z płomieni skręcił ku niej, jakby wiedziony niewidzialną ręką. Może nagle zawiał wiatr. Może nie.
Zdrajca, rozbrzmiało w jej uszach, ale gdy się rozejrzała, widziała tylko szare opary, zarys budynków, sylwetkę mężczyzny, usiłującego ugasić ogień. Sama też uniosła różdżkę, myśląc, że oddałaby rok z życia, do diabła, oddałaby pięć lat życia, żeby teraz zaczęło padać.
Ale się na to nie zanosiło, pozostawało więc jej próbować wyczarować wodę, która ugasi płomienie.

kształtowanie, próbuję gasić ogień wodą
Rzut W 1d100 - 91
Sukces!


Don't promise to live forever. Promise to forever live while you're alive.
Queen of May
But green is the color of earth,
of living things, of life.

And of rot.
Jasnoniebieskie oczy, brązowe włosy i jasna, posiadająca nieliczne piegi cera. 168 wzrostu, o szczupłej sylwetce. Wokół niej unosi się intensywny aromat ziół i zapachowych świec. Dłonie w niektórych miejscach ma permanentnie odbarwione od eliksiralnych składników i roślin którymi się zajmuje.

Dora Crawford
#4
29.04.2025, 02:58  ✶  
Kiedy Morpheus pytał ją o te liście i kiedy miały zmienić kolor w okresie jesieni, nie spodziewała się że widziana przez niego wizja mogła stać się rzeczywistością tak szybko. Może nie chodziło same liście, a o podrygujące ogniki i popiół, które padały z nieba. Może chodziło o sam kolor - płomienny pomarańcz, który zwieńczał korony domów i wirował w powietrzu iskrami.

Bała się trochę oczekiwać, że zgotowane im piekło zaraz się skończy i nie potrwa tak długo, jakby odrobina rozluźnienia miała zakończyć się niefortunnie i zaraz się odpłacić. Wierzyła, bo jakżeby nie mogła, że wszyscy przyjaciele i rodzina dadzą sobie radę. Że byli jako tako przygotowani na to, co przyszło do nich podczas Lammas. Ale jednocześnie bała się, że sama mogła niewiele w tym wszystkim pomóc.

Pognała do Brenny, słysząc jej głos - na tyle blisko by nie potrzebowały do tego lusterek i pozwalający z większą łatwością zlokalizować ją na ulicy. Przyśpieszyła nawet kroku, jakby obecność Longbottom tylko dodała jej skrzydeł i pozwoliło nie wywrócić się na nierównych kocich łbach, którymi wyłożona była Ulica Pokątna.

- Oh, na Matkę - szepnęła, zaciskając mocniej palce na rękojeści różdżki, kiedy spojrzenie podniosło się na bijące przed nimi halo płomieni, które właśnie zajmowały się jedną z kamieniczek rosnących przy chodniku. Bardzo chciała obejrzeć sobie brygadzistkę całą, od stóp do głów, żeby zweryfikować czy aby na pewno nic jej nie było i przypadkiem nie została po drodze ranna, ale priorytety dość szybko ułożyły się w jej głowie we właściwej kolejności - skoro przyjaciółka stała na nogach, to znaczy że nie należało jej w tym przeszkadzać i nic poważnego jej nie było. Dlatego Dora uniosła różdżkę, wtórując Brennie w zamiarze wyczarowania strumienia wody, by chociaż trochę okiełznać trzaskające ku górze płomienie.

kształtowanie na strumień wody ◉◉◉○○
Rzut Z 1d100 - 36
Slaby sukces...


The woods are lovely, dark and deep, 
But I have promises to keep, 
And miles to go before I sleep.
Chichot losu
I’m not looking for the knight
I’m looking for the sword
Brązowe, niezbyt długie włosy, często rozczochrane. Wzrost wysoki jak na kobietę, bo mierzy sobie około 179 centymetrów wzrostu. Twarz raczej sympatycznie ładna niż piękna, nie wyróżniająca się przesadnie i rzadko umalowana. Brenna porusza się szybko, energicznie, głos ma miły i rzadko go podnosi. Ubiera się różnie, właściwie to okazji - w ministerstwie widuje się ją w umundurowaniu albo w koszuli i garniturowych spodniach, kiedy trzeba iść gdzieś, gdzie będą mugole, w Dolinie w ubraniach, które ujdą wśród mugoli, a na przyjęcia i bale czystokrwistych zakłada typowe dla tej sfery zdobione szaty. W tłumie łatwo może zniknąć. Jeżeli używa perfum, to zwykle to jedna z mieszanek Potterów, zawierająca nutę bzu, porzeczki i cedru, a szamponu najczęściej jabłkowego, rzecz jasna też potterowskiego.

Brenna Longbottom
#5
29.04.2025, 09:01  ✶  


Brenna nie myślała już o liściach, jesieni, a echa przepowiedni Morpheusa odbijały się w jej duszy głównie lękiem o niego i o innych mieszkańców Warowni. Chciała wierzyć, że dom był bezpieczny – a przynajmniej bezpieczni byli jego mieszkańcy – skoro głos Dory rozbrzmiał najpierw w lusterku, potem zaś dziewczyna pojawiła się w Londynie. Skupiała się więc po prostu na przemieszczaniu z miejsca na miejsce i próbach pomagania tam, gdzie w ogóle pomóc mogła.
Nie była ranna, a przynajmniej nie w kategoriach, w jakim sama uznałaby coś za ranę. Trochę drobnych oparzeń, parę siniaków, i przede wszystkim problemy z oddychaniem, ale jeszcze nic, co dałoby się sklasyfikować jako poważne. Chętnie też przekonałaby się, czy Dorze nic nie jest, uściskała w tym całym piekle, ale w takich chwilach trzeba było skupić się na działaniu. Skoro Dora była w stanie tutaj dobiec i pomóc w gaszeniu, sprawdzanie, czy jest cała i zdrowa, mogło poczekać jeszcze chwilę. Woda pojawiła się znikąd, wyczarowana najpierw przez Brennę, a potem też i przez Dorę, zduszając płomienie i gasząc pożar.
Kamienica prawdopodobnie ocalała, ale przynajmniej jedno z mieszkań wciąż było pełne dymu i coś mogło tlić się w środku. Ktoś mógł poddusić się dymem, jeśli nie w płonącym lokalu, to w którymś z sąsiednich. Albo został poparzony. Albo nawet napadli go śmierciożercy, a potem podpalili wnętrze. Albo… nieważne, dużo było tych albo.
– Ktoś jest w środku?! – zawołała do mężczyzny, który usiłował wcześniej ugasić ogień. Nie odpowiedział jednak, spojrzał tylko na Brennę, wyraźnie oszołomiony: jakby nie do końca docierało do niego, co się dzieje. Zaklęła więc po prostu i pognała w stronę wejścia – drzwi były szeroko otwarte, pewnie ktoś uciekając przed ogniem wypadł na ulicę, i tak je zostawił.

Czy ktoś nie zdążył się ewakuować i jest w środku?
Rzut TakNie 1d2 - 1
Tak


Don't promise to live forever. Promise to forever live while you're alive.
Queen of May
But green is the color of earth,
of living things, of life.

And of rot.
Jasnoniebieskie oczy, brązowe włosy i jasna, posiadająca nieliczne piegi cera. 168 wzrostu, o szczupłej sylwetce. Wokół niej unosi się intensywny aromat ziół i zapachowych świec. Dłonie w niektórych miejscach ma permanentnie odbarwione od eliksiralnych składników i roślin którymi się zajmuje.

Dora Crawford
#6
30.04.2025, 03:53  ✶  
Dora z całej siły starała się nie myśleć o Warowni, albo raczej o tym czy faktycznie coś mogło jej się stać. W jej głowie budynek był niczym nieprzenikniona twierdza - przecież miał takie potężne miano, które samym swoim brzmieniem odpędzało wszelkie troski i smutki. Może dlatego nie była aż taka oporna co do tego by teleportować się do Londynu w poszukiwaniu Brenny, absolutnie przekonana że jej tata i rodzeństwo byli bezpieczni.

O tym, jak błędne to było przekonanie, miała się dopiero przekonać, ale na razie największym jej problemem był ogień, który pożerał kamienicę znajdującą się na Pokątnej. Dziewczyna zakaszlała, tak samo przez gryzący dym jak i lekkiego zmęczenia, posyłając w płomienie słaby strumień wody, ale wciąż - zaklęcie udało się i płomienie zasyczały niespokojnie, ustępując nieco. Prawdziwy popis umiejętności dała jednak Brenna, oblewając ogromne połacie kamienicy i tym samym ratując ją przed strasznym końcem.

Pomieszczenia były jednak wciąż pełne dymu, który dało się zobaczyć w postaci kłębów umykających przez okna i pnących się do góry. Klatka schodowa miała się nieco lepiej, chociaż atmosfera na niej i tak doprowadzała do napadów kaszlu i łzawiących oczu. Dora nie miała zamiaru pchać się do środka - po pierwsze dlatego, że Brenna wyrwała do przodu, a po drugie bo wcale nie była tak dobra w nogach jak przyjaciółka i jeszcze ją trzeba by było wyciągać ze środka. Zamiast więc się ruszyć, podniosła znowu różdżkę, chcąc wyczarować silny podmuch powietrza i celując nim w wejście kamienicy, nieco pod kątem w górę, tak żeby rozdmuchać dym i oczyścić nieco atmosferę.

kształtowanie na podmuch powietrza
Rzut Z 1d100 - 82
Sukces!
Chichot losu
I’m not looking for the knight
I’m looking for the sword
Brązowe, niezbyt długie włosy, często rozczochrane. Wzrost wysoki jak na kobietę, bo mierzy sobie około 179 centymetrów wzrostu. Twarz raczej sympatycznie ładna niż piękna, nie wyróżniająca się przesadnie i rzadko umalowana. Brenna porusza się szybko, energicznie, głos ma miły i rzadko go podnosi. Ubiera się różnie, właściwie to okazji - w ministerstwie widuje się ją w umundurowaniu albo w koszuli i garniturowych spodniach, kiedy trzeba iść gdzieś, gdzie będą mugole, w Dolinie w ubraniach, które ujdą wśród mugoli, a na przyjęcia i bale czystokrwistych zakłada typowe dla tej sfery zdobione szaty. W tłumie łatwo może zniknąć. Jeżeli używa perfum, to zwykle to jedna z mieszanek Potterów, zawierająca nutę bzu, porzeczki i cedru, a szamponu najczęściej jabłkowego, rzecz jasna też potterowskiego.

Brenna Longbottom
#7
30.04.2025, 20:01  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 30.04.2025, 20:02 przez Brenna Longbottom.)  

Czar Dory rozwiał dym, spowijający wejście i chociaż Brenna nie zorientowała się, co dokładnie zrobiła Crawleyówna, przez chwilę było jej łatwiej oddychać. Wpadła do wnętrza, cuchnącego spalenizną i wciąż wypełnionego dymem, snującego się po całej klatce i na schodach. Drzwi jednego z mieszkań na parterze – tego, które najwyraźniej ktoś podpalił – wisiały na zawiasach, nadpalone, a w środku jeszcze tliły się płomienie, dogasające powoli, bo spora część pomieszczenia była teraz mokra po tym, jak przez okno do środka dostała się woda.
– Jest tutaj ktoś?! – zawołała Brenna i niemal natychmiast zaniosła się kaszlem. Przycisnęła chustę do ust, chociaż niewiele to dawało. Piekły ją oczy. Piekło gardło. Miała wrażenie, że usta wypełnia jej tłoczone szkło. Szarpnęła za klamkę mieszkania naprzeciwko tego, które płonęło, ale drzwi były zamknięte.
Zdrajcy.
Obróciła się gwałtownie, i zdawało się jej, że widzi kogoś w lokalu – ale gdy wpadła tam z uniesioną różdżką, zobaczyła już tylko dym, który przez chwilę zdawał się przybierać postać ludzkiej sylwetki. Mieszkanie, które zaatakowano, było puste: może lokatorzy byli nieobecni albo należało do tego człowieka na zewnątrz. I na szczęście, bo większość mebli w nim spłonęła, a sadza pokrywała ściany.
Poczuła dreszcz na myśl, że tak po tej nocy będzie wyglądało wiele mieszkań i domów, w których bywała.
– Halo?! – krzyknęła jeszcze, wycofując się na klatkę, i wtedy wydało się jej, że gdzieś od strony zadymionych schodów słyszy czyjś jęk. Rzuciła się w tamtą stronę, przez dym i mniej więcej w ich połowie omal nie potknęła się o leżącą tam osobę. Pospiesznie wsunęła różdżkę do kieszeni i przyklękła, chwytającą ją pod pachy, chcąc ją wyciągnąć, a gdy usłyszała kolejny jęk, zalała ją fala ulgi: skoro ten ktoś jęczał, nawet jeżeli z bólu, to doskonale. Bo to znaczyło, że nie próbowała wyciągnąć stąd trupa.

Na to czy uda się bezproblemowo wyciągnąć ofiarę z budynku, czy może się spierdolę ze schodów albo coś.
AF

Rzut PO 1d100 - 41
Sukces!


Próbując jak najlepiej podeprzeć kobietę, ściągnęła ją po schodach, a potem wyszła na zewnątrz, wciąż trzymając ofiarę pożaru w ramionach - zanosząc się przy tym kaszlem. Dziewczyna, którą wlokła, pracowała w jednym z okolicznych sklepów, i wyglądało na to, że poddusił ją dym.


Don't promise to live forever. Promise to forever live while you're alive.
Queen of May
But green is the color of earth,
of living things, of life.

And of rot.
Jasnoniebieskie oczy, brązowe włosy i jasna, posiadająca nieliczne piegi cera. 168 wzrostu, o szczupłej sylwetce. Wokół niej unosi się intensywny aromat ziół i zapachowych świec. Dłonie w niektórych miejscach ma permanentnie odbarwione od eliksiralnych składników i roślin którymi się zajmuje.

Dora Crawford
#8
03.05.2025, 03:32  ✶  
Dora przez dłuższy moment wpatrywała się w zniszczoną kamienicę, niczym w obrazek. Taki, od którego niezwykle ciężko oderwać spojrzenie, ale nie dlatego że omamia pięknem, ale było w nim coś upiornego. Dym szeptał do Crawley w podobny sposób jak do Brenny. Był pełen jadu i zdawał się ciągnąć w jej stronę. Przez moment miała wrażenie, ze zamiast wypchnąć go z budynku, przyciąga do siebie, że nagle bardziej drapie ją w gardle, albo raczej rzuca się do niego, żeby utrudnić jej oddychanie bardziej jak innym.

Zrobiła dwa kroki w tył, błądząc spojrzeniem bo osmalonych oknach kamienicy, jakby czegoś w nim szukając. Może kogoś. Kogoś, kto wołał o zdradzie. Stojący przed kamienicą mężczyzna wyrwał ją jednak z lękliwego zawieszenia, zwracając na siebie uwagę pytaniem, czy dobrze się czuła - może zobaczył że faktycznie coś było z nią nie tak. Ona szybko przeszła do upewnienia się czy nic mu nie jest i nie potrzebował natychmiastowej pomocy albo eliksiru.

Oderwała się od niego, kiedy Brenna wyszła wreszcie z budynku, niosąc ze sobą omdlałą kobietę.
- Chodź, połóżmy ją - wymruczała do Longbottom, pomagając jej podeprzeć nieruchawe ciało i ułożyć na chodniku. Nie były to idealne warunki, ale nie miały nic lepszego. - Możesz oddychać? Nie poddusiło cię zanadto? - zainteresowała się Brenną, patrząc na nią jednak przelotnie, bo zaraz podniosła różdżkę by wyczarować bańkę świeżego powietrza, którą nieznajoma mogłaby oddychać.

kształtowanie na bańkę świeżego powietrza
Rzut Z 1d100 - 19
Akcja nieudana


The woods are lovely, dark and deep, 
But I have promises to keep, 
And miles to go before I sleep.
Chichot losu
I’m not looking for the knight
I’m looking for the sword
Brązowe, niezbyt długie włosy, często rozczochrane. Wzrost wysoki jak na kobietę, bo mierzy sobie około 179 centymetrów wzrostu. Twarz raczej sympatycznie ładna niż piękna, nie wyróżniająca się przesadnie i rzadko umalowana. Brenna porusza się szybko, energicznie, głos ma miły i rzadko go podnosi. Ubiera się różnie, właściwie to okazji - w ministerstwie widuje się ją w umundurowaniu albo w koszuli i garniturowych spodniach, kiedy trzeba iść gdzieś, gdzie będą mugole, w Dolinie w ubraniach, które ujdą wśród mugoli, a na przyjęcia i bale czystokrwistych zakłada typowe dla tej sfery zdobione szaty. W tłumie łatwo może zniknąć. Jeżeli używa perfum, to zwykle to jedna z mieszanek Potterów, zawierająca nutę bzu, porzeczki i cedru, a szamponu najczęściej jabłkowego, rzecz jasna też potterowskiego.

Brenna Longbottom
#9
03.05.2025, 10:27  ✶  
Chyba każdy, kto przebywał na ulicach podczas Spalonej Nocy, nawdychał się za dużo tego popiołu: konsekwencje miały potem powracać. Brenna już tuż po zmroku, jeszcze nieświadomie, zatruła się dymem u boku Juliana. Teraz… oczy ją piekły i łzawiły, rogówki uszkodziło od dymu i gorąca na tyle, że przez najbliższe dni prawdopodobnie czekały ją problemy ze wzrokiem. Płuca protestowały, gardło błagało o wodę, a umysł co rusz płatał figle.
A może wcale nie: może to nie była tylko wyobraźnia, bo zdawało się, że gdy wypadła z kobietą na zewnątrz, dym wypadł za nią, a potem owionął nią i Dorę, gdy układały półprzytomną, niedoszłą ofiarę na ziemi. I Brenna mimowolnie pomyślała: czy ta po prostu potknęła się na schodach i zakrztusiła dymem, czy może ten też za nią podążał?
– Nic mi nie jest – odparła Dorze, bo nie było na razie żadnych ran poważniejszych niż drobne poparzenia czy kilka siniaków, a narzekanie na to, że coraz trudniej oddychać i coraz słabiej widzi, nie miało sensu. Nie, kiedy nic nie dało się na to zaradzić i nie, kiedy nie była jedyną z tymi problemami.
Kobieta, wywleczona z budynku, jęknęła i zakasłała, a Brenna odruchowo podparła ją, pomagając usiąść. Uniosła na moment spojrzenie znad niej, spoglądając na Dorę, szukając jakichś ran albo śladów wskazujących na to, że tej nocy spotkało ją coś złego.
– Coś do zameldowania? – spytała w końcu, zamieniając na te słowa inne pytanie. „Wszystko w porządku?” Jak głupio by to brzmiało, pod ciemnym niebem, z którego sypały się na ich głowy popioły, w mieście, w którym jedynym źródłem światła były łuny pożarów. – Proszę pani? Jest pani ranna? – dodała zaraz, zwracając się do kobiety.
Brenna uniosła różdżkę, usiłując zmusić dym powiewem wiatru do uniesienia się ku niebu, pozostawienia im trochę powietrza.
– N… nie… chyba nie… – wykrztusiła kobieta, wbijając spojrzenie w twarz Brenny. Może rozpoznała w niej klientkę sklepu, w którym pracowała, ale to teraz nie miało żadnego znaczenia.
– Z… zabiorę ją do Munga… – odezwał się drżącym głosem mężczyzna, podchodząc do nich, zerkając to na nie, to na ocaloną kamienicę.
– Jeśli nie jesteście ranni to najlepiej… poza Londyn – powiedziała Brenna, zakasłała i zawahała się zaraz, bo… skoro Dolina Godryka też płonęła, to czy gdzieś było bezpiecznie? – Jak najdalej. Jak najdalej od tych popiołów.

kształtowanie, próba wyczarowania powiewu, by przegonić dym i pył
Rzut W 1d100 - 29
Slaby sukces...




Don't promise to live forever. Promise to forever live while you're alive.
Queen of May
But green is the color of earth,
of living things, of life.

And of rot.
Jasnoniebieskie oczy, brązowe włosy i jasna, posiadająca nieliczne piegi cera. 168 wzrostu, o szczupłej sylwetce. Wokół niej unosi się intensywny aromat ziół i zapachowych świec. Dłonie w niektórych miejscach ma permanentnie odbarwione od eliksiralnych składników i roślin którymi się zajmuje.

Dora Crawford
#10
05.05.2025, 22:07  ✶  
Dorę dym na szczęście aż tak bardzo nie męczył - przynajmniej w kontekście tego jak bardzo osadzał się na płucach czy oskrzelach, utrudniając oddychanie również w przyszłości. Zwyczajnie miała szczęście, a może to dzięki temu że nie robiła aż tylu rzeczy aż Brenna, wiecznie w ruchu i prąca do przodu, pewnie często w środek płonącego lub dogasającego budynku - tak jak przed chwilą.

Próbowała ignorować nieprzyjemne, upiorne uczucie, kiedy dym zdawał się wybiec do nich z budynku, całą swoją uwagę koncentrując na wyniesionej kobiecie i próbie pomocy jej. Ta niekoniecznie się udała, chociaż Crawley podejrzewała także, że w aktualnych, okrutnie polowych warunkach, nawet ta bańka orzeźwiającego powietrza niewiele by pomogła. Tu potrzeba było eliksirów i profesjonalnej opieki uzdrowicieli, a ona nawet nie skończyła swojej nauki, nie wspominając już o tym że jedyne co miała w torbie to fiolka wiggenowego.

- Nie. Nie wiem nic nowego - odpowiedziała pośpiesznie, podnosząc na Brennę załzawione od dymu oczy i przetarła je z roztargnieniem. - Ale nic mi nie jest - uśmiechnęła się niemrawo, jakby chcąc w ten sposób chociaż nieco uspokoić Longbottom, gdyby ta się o to teraz martwiła.

Przez dłuższą chwilę przyglądała się jeszcze kobiecie, do której zwróciła się Brenna, a potem i mężczyźnie, który zaoferował swoją pomoc. Crawley powoli kiwnęła głową, martwiąc się trochę czy w takim stanie im się to uda, ale postanowiła nie kwestionować tej decyzji - w tym momencie nie miały luksusu by zbytnio wybrzydzać wobec wszelkich decyzji, które mogły im odjąć zmartwień.
- Dolina Godryka też płonie, więc tam lepiej nie. Ale nie wiem jak reszta... - miast? Ale których? Całego kraju? Wizja, że oto cała Anglia miałaby płonąć, nagle uderzyła Dorę, nieco zbijając ją z tropu. Wydawała się nieprawdopodobna, ale wystarczyło się rozejrzeć dookoła żeby zrozumieć, że wcale nie taka nie na miejscu.

Mężczyzna kiwnął głową powoli, spojrzeniem robiąc kolejny obieg między rozmówczyniami, zanim pomógł wstać wyniesionej z kamienicy kobiecie, ściskając ją w ramionach pewnie, tak by się nie przewróciła.
- Dziękuję - powiedział jeszcze do Crawley i Longbottom, ściskając nieco mocniej różdżkę, posyłając swojej kamienicy ostatnie spojrzenie, a potem teleportując się z miejsca zdarzenia.

- Co teraz? - Dora dopiero teraz podniosła się z klęczek, niespokojnym ruchem poprawiając spódnicę, jakby miała to cokolwiek pomóc. Cóż, na pewno nieco uspokajało myśli. - Miałaś wieści od kogoś innego?


The woods are lovely, dark and deep, 
But I have promises to keep, 
And miles to go before I sleep.
« Starszy wątek | Nowszy wątek »

Użytkownicy przeglądający ten wątek:
Podsumowanie aktywności: Brenna Longbottom (2154), Dora Crawford (1599)


Strony (2): 1 2 Dalej »


  • Pokaż wersję do druku
  • Subskrybuj ten wątek

Przydatne linki
Kolejeczka
Tryb normalny
Tryb drzewa