18.04.2025, 10:39 ✶
(Ten post był ostatnio modyfikowany: 18.04.2025, 10:44 przez Brenna Longbottom.)
Brenna rozstała się z Jonathanem w okolicach klubokawiarni, gdzie przy okazji przekazała pośpiesznie parę zdań, złapała kilka rzeczy – organizacja w tej chwili niemal nie istniał, bo mieli problemy z kontaktem, ale ustalenie punktów zbiórek, zostawianie tam informacji i szukanie „innych” mogło przynajmniej niektóre rzeczy ułatwić.
Być może ktoś powinien zostać w tym „centrum dowodzenia”, ale nie było mowy, aby to była Brenna. Nie kiedy zdawało się, że sytuacja zamiast się poprawiać, tylko się pogorszyła, noc wciąż rozświetlał blask płomieni, a ona nie miała informacji, co dzieje się z częścią ludzi.
Poza tym chciała złapać Crawleyównę, która też pojawiła się w Londynie. Żadne z nich nie powinno teraz poruszać się po mieście samo: to Brenna powiedziała Heather, po czym wybiegła po Dorę sama, ale czasem po prostu bywała hipokrytką.
- Dora? Gdzie jesteś? – rzuciła do lusterka dwukierunkowego, ściskanego w lewej dłoni, gdy biegła ulicą, pośród dymów i gruzów. Palce prawej zaciskała na różdżce, rozglądając się, próbując dojrzeć cokolwiek, wypatrując zagrożenia. Nie było już wielu uciekających ani rannych – ludzie w większości albo się ewakuowali, albo chowali gdzieś w tych budynkach, które ocalały, albo… albo zginęli gdzieś pośród gruzów. W ciemnościach, dymie, z popiołem, wdzierającym się w płuca mimo chusty, którą Brenna obwiązała twarz, magiczny Londyn zdawał się w tej chwili piekłem rodem z mugolskiej sztuki. Zaklęła pod nosem, gdy wiatr na moment rozwiał nieco dym i w oddali zobaczyła łunę. Kolejny podpalony budynek – czy ktoś już tam był i go gasił? – Biegnę w stronę lodziarni Floriana.
„Biegnę” było lekkim nadużyciem, bo Brenna wprawdzie przemieszczała się szybko, ale mrok, dym, czarny popiół i zniszczenia utrudniały gnanie w tempie, w jakim zwykle pokonała by ten odcinek. Mogłaby wyczarować światła, ale w tej chwili wcale nie była przekonana, czy to najlepsze możliwe rozwiązanie – nie widziała w pobliżu nikogo, kto wymagałby ewakuacji, a światło mogło oślepić i uczynić głębszymi cienie.
W tych dziś czaiły się prawdziwe potwory.
Zdrajca, szeptało coś z mroku.
Machnęła różdżką, usiłując wyczarować siłę, która rozbije w proch gruz leżący jej na drodze, pewnie pochodzący z zawalonego kawałka muru.
kształtowanie, próba pozbycia się gruzu, by łatwiej się przemieszczać
Gruz rozsypał się, a Brenna pognała dalej, nie zwalniając.
Używam lusterka z Lammas do porozumiewania się, drugie ma Dora.
Być może ktoś powinien zostać w tym „centrum dowodzenia”, ale nie było mowy, aby to była Brenna. Nie kiedy zdawało się, że sytuacja zamiast się poprawiać, tylko się pogorszyła, noc wciąż rozświetlał blask płomieni, a ona nie miała informacji, co dzieje się z częścią ludzi.
Poza tym chciała złapać Crawleyównę, która też pojawiła się w Londynie. Żadne z nich nie powinno teraz poruszać się po mieście samo: to Brenna powiedziała Heather, po czym wybiegła po Dorę sama, ale czasem po prostu bywała hipokrytką.
- Dora? Gdzie jesteś? – rzuciła do lusterka dwukierunkowego, ściskanego w lewej dłoni, gdy biegła ulicą, pośród dymów i gruzów. Palce prawej zaciskała na różdżce, rozglądając się, próbując dojrzeć cokolwiek, wypatrując zagrożenia. Nie było już wielu uciekających ani rannych – ludzie w większości albo się ewakuowali, albo chowali gdzieś w tych budynkach, które ocalały, albo… albo zginęli gdzieś pośród gruzów. W ciemnościach, dymie, z popiołem, wdzierającym się w płuca mimo chusty, którą Brenna obwiązała twarz, magiczny Londyn zdawał się w tej chwili piekłem rodem z mugolskiej sztuki. Zaklęła pod nosem, gdy wiatr na moment rozwiał nieco dym i w oddali zobaczyła łunę. Kolejny podpalony budynek – czy ktoś już tam był i go gasił? – Biegnę w stronę lodziarni Floriana.
„Biegnę” było lekkim nadużyciem, bo Brenna wprawdzie przemieszczała się szybko, ale mrok, dym, czarny popiół i zniszczenia utrudniały gnanie w tempie, w jakim zwykle pokonała by ten odcinek. Mogłaby wyczarować światła, ale w tej chwili wcale nie była przekonana, czy to najlepsze możliwe rozwiązanie – nie widziała w pobliżu nikogo, kto wymagałby ewakuacji, a światło mogło oślepić i uczynić głębszymi cienie.
W tych dziś czaiły się prawdziwe potwory.
Zdrajca, szeptało coś z mroku.
Machnęła różdżką, usiłując wyczarować siłę, która rozbije w proch gruz leżący jej na drodze, pewnie pochodzący z zawalonego kawałka muru.
kształtowanie, próba pozbycia się gruzu, by łatwiej się przemieszczać
Rzut W 1d100 - 83
Sukces!
Sukces!
Gruz rozsypał się, a Brenna pognała dalej, nie zwalniając.
Używam lusterka z Lammas do porozumiewania się, drugie ma Dora.
Don't promise to live forever. Promise to forever live while you're alive.