• Londyn
  • Świstoklik
    • Mapa Huncwotów
    • Ulica Pokątna
    • Aleja horyzontalna
    • Ulica Śmiertelnego Nokturnu
    • Ministerstwo Magii
    • Klinika Św. Munga
    • Niemagiczny Londyn
    • Dolina Godryka
    • Little Hangleton
    • Wyspy Brytyjskie
    • Reszta świata
    • Zmieniacz czasu
    • Opisy lokacji
  • Dołącz do gry
  • Zaloguj się
  • Postacie
  • Accio
  • Indeks
  • Gracze
  • Accio
Secrets of London Scena główna Ulica Pokątna v
« Wstecz 1 2 3 4 5 … 9 Dalej »
[noc z 08.09 na 09.09] Zdrajcy

[noc z 08.09 na 09.09] Zdrajcy
Chichot losu
I’m not looking for the knight
I’m looking for the sword
Brązowe, niezbyt długie włosy, często rozczochrane. Wzrost wysoki jak na kobietę, bo mierzy sobie około 179 centymetrów wzrostu. Twarz raczej sympatycznie ładna niż piękna, nie wyróżniająca się przesadnie i rzadko umalowana. Brenna porusza się szybko, energicznie, głos ma miły i rzadko go podnosi. Ubiera się różnie, właściwie to okazji - w ministerstwie widuje się ją w umundurowaniu albo w koszuli i garniturowych spodniach, kiedy trzeba iść gdzieś, gdzie będą mugole, w Dolinie w ubraniach, które ujdą wśród mugoli, a na przyjęcia i bale czystokrwistych zakłada typowe dla tej sfery zdobione szaty. W tłumie łatwo może zniknąć. Jeżeli używa perfum, to zwykle to jedna z mieszanek Potterów, zawierająca nutę bzu, porzeczki i cedru, a szamponu najczęściej jabłkowego, rzecz jasna też potterowskiego.

Brenna Longbottom
#1
28.04.2025, 10:01  ✶  

Pochłonie was ogień.
Zdrajca.
Zdrajca.
Ognie wygasały i już tylko dym unosił się nad Londynem. Popiół przestawał sypać się z nieba. Ciemne opary przestały ją ścigać, nic już z nich nie nawoływało… ale echa głosów pozostały w jej głowie. Nikogo nie zdradziłam, powtarzała sobie: a raczej może dopuszczała się zdrad, ale nie tych, którym przyrzekła swoją lojalność i nie tego, za co obiecywała walczyć.
A jednak tak jak popiół osiadł na jej skórze i włosach, jak wniknął do płuc, tak te głosy zdawały się przenikać do umysłu i Brenna miała wrażenie, że nigdy już nie umilkną. To bolało bardziej niż poparzenia i siniaki, niż wszystkie inne urazy, nabyte gdzieś na ulicach magicznego Londynu, kiedy ich dawny świat powoli ginął w płomieniach rozpalonych przez Voldemorta.
Może nie umarli, ale nic już nie będzie tak samo.
– To ja! – zawołała głośno, gdy zbliżyła się do klubokawiarni, bo podejrzewała, że drzwi mogły być teraz zamknięte, a na miejscu obecnych trzymałaby różdżkę w pogotowiu i celowała w każdego, kto wchodził. Dopiero chwilę później szarpnęła za klamkę z myślą: musimy ustalić hasło.
Oczywiście, takie hasło łatwo było wydrzeć komuś z głowy. Może powinni po prostu zadawać sobie pytania.
Te pomysły zawirowały w jej umyśle, i pierzchły. Nie myślała teraz zbyt jasno, przytłoczona wszystkimi wydarzeniami tej nocy: chyba jeszcze nawet nie do końca do niej docierało, że to nie był jakiś koszmar, paskudny sen. Że z tego koszmaru nie ma przebudzenia. Pewnie powinna poszukać uzdrowiciela, ale wyobrażała sobie, że klinika w tej chwili przeżywała oblężenie, a poza tym… musiała się upewnić, że jej bliscy przeżyli tę noc.
Nora Nory.
Antykwariat.
Rejwach.
Dolina Godryka.
Weszła do środka i rozejrzała się po sali, w której nie tak dawno (w innym życiu) podawano ciastka i koktajle, a teraz siedzieli tutaj ludzie, którzy wpadli do środka, uciekając przed płomieniami. Ktoś kulący się przy jednym ze stolików patrzył na nią oczami pełnymi przerażenia. Brenna zmusiła się do uśmiechu: dziwnie to musiało wyglądać, skoro twarz miała ubabraną sadzą.
– Cześć. Mogę jakoś pomóc? – spytała, i zaraz pomyślała, że to naprawdę idiotycznie brzmiało w tych warunkach, w jakich teraz się znaleźli. Jak miała im pomóc?

charyzma, pytanie npc o jego potrzeby
Rzut Z 1d100 - 28
Akcja nieudana


!Trauma Ognia


Don't promise to live forever. Promise to forever live while you're alive.
Czarodziejska legenda
Przeciwności losu powodują, że jedni się załamują, a inni łamią rekordy.
Los musi się dopełnić, nie można go zmienić ani uniknąć, choćby prowadził w przepaść. Los objawia nam swoje życzenia, ale na swój sposób. Los to spełnione urojenie. Los staje się sprawą ludzką i określaną przez ludzi.

Pan Losu
#2
28.04.2025, 10:01  ✶  
Nie dotykają się żadne omamy, ale trauma ognia pozostaje silną. Kiedy w trakcie trwania tej sesji widzisz płomienie, na moment zastygasz w bezruchu przepełniony strachem. Wydaje ci się, że nadchodzą. Kto? Oni... One? Te istoty złożone z dymu i lęków...
Landrynka
She could make hell feel just like home.
Można ją przeoczyć. Mierzy 152 centymetry wzrostu, waży niecałe pięćdziesiąt kilo. Spoglądając na nią z tyłu... można myśleć, że ma się do czynienia z dzieckiem. Buzię ma okrągłą, wiecznie uśmiechnięte usta często muśnięte błyszczykiem, bystre zielone oczy. Nos obsypany piegami, które latem zwracają na siebie uwagę. Włosy w kolorze słomy, opadają jej na ramiona, kiedy słońce intensywniej świeci pojawiają się na nich jasne pasemka. Ubiera się w kolorowe rzeczy, nie znosi nudy i szarości. Głos ma przyjemny dla ucha, melodyjny. Pachnie pączkami i domem.

Nora Figg
#3
28.04.2025, 10:22  ✶  

Cukiernia okazała się być idealnym miejscem, w którym ludzie potrzebujący pomocy mogli się schronić. Norka nie zamierzała im tego zabraniać, wiedziała, że posłanie ich na ulicę mogło się wiązać ze śmiercią, zamiast tego więc przygarniała wszystkich, którzy tylko nawinęli się pod drzwi jej miejsca pracy, a zarazem domu. Wiedziała, że może im zapewnić wsparcie, może sama nie była szczególnie biegła w działaniu w takich nie do końca typowych sytuacjach, ale potrafiła opiekować się ludźmi, więc chyba nie wychodziło to wcale tak najgorzej.

Krążyła między nimi pytając, czy czegoś nie potrzebują. Co chwilę donosiła ciepłą herbatę, czy ciastka, wszystko, aby poczuli się lepiej. Nie było to może zbyt wiele, ale chociaż w ten sposób mogła ich pocieszyć. Ludzie siedzieli w małych grupach, przy stolikach. Wydawali się nadal nie do końca rozumieć, co właściwie się wydarzyło, co ciągle działo się w Londynie. Nie, żeby ona sama zbyt wiele póki co z tego rozumiała. Nie musiała rozumieć, wiedziała, że wypada zaopiekować się wszystkimim którzy potrzebowali jakiejkolwiek pomocy.

Ktoś czuwał przy drzwiach, pilnował tego, aby do środka nie dostały się osoby, które mogły ich skrzywidzić, to było ważne, zbyt wielu ludzi znajdowało się w środku. Nie mogli pozwolić na to, by komuś stało się coś złego. Nie chodziło nawet o jej bezpieczeństwo, wiedziała, że jakoś się wyliże, zawsze tak było, musiała mieć jednak pewność, że nikomu z obecnych nie przytrafi się tutaj nic złego. To miało być bezpieczne miejsce. Cieszyła się, że zainwestowała swoje oszczędności w zabezpieczenie cukierni, póki co stała, nie zajęła się ogniem, więc nie było wcale tak źle, jak mogło się to wszystko potoczyć.

Usłyszała, że drzwi się otwierają, odruchowo zerknęła w tamtym kierunku i zobaczyła znajomą sylwetkę. Na jej twarzy pojawił się uśmiech, ale również odetchnęła z ulgą. Brenna żyła, to był bardzo dobry znak, bo znając przyjaciółkę to większość wieczora spędziła w samym centrum tych wydarzeń.

Nie zdążyła jednak jeszcze do niej podejść, bo zobaczyła, że jedna z kobiet, które znajdowały się w tym miejscu zaczęła się budzić, a raczej wyrwał ją ze snu koszmar. Ruszyła więc, w jej kierunku, aby sprawdzić, czy na pewno wszystko jest w porządku.

Nachyliła się do niej, złapała ją za rękę, zależało jej na tym, aby poczuła się tutaj dobrze.

- Potrzebujesz czegoś? - Spytała spokojnym tonem głosu, nie mogła sobie pozwolić nawet na moment niepewności, wiedziała, że ktoś tutaj musi mieć nad tym wszystkim kontrolę, chcąc nie chcąc jako właścicielka tego miejsca to chyba ona powinna przyjąć tę rolę.



//
◉◉◉○○charyzma,
Rzut Z 1d100 - 43
Slaby sukces...
pytam NPC, czy mogę jej jakoś pomóc
Chichot losu
I’m not looking for the knight
I’m looking for the sword
Brązowe, niezbyt długie włosy, często rozczochrane. Wzrost wysoki jak na kobietę, bo mierzy sobie około 179 centymetrów wzrostu. Twarz raczej sympatycznie ładna niż piękna, nie wyróżniająca się przesadnie i rzadko umalowana. Brenna porusza się szybko, energicznie, głos ma miły i rzadko go podnosi. Ubiera się różnie, właściwie to okazji - w ministerstwie widuje się ją w umundurowaniu albo w koszuli i garniturowych spodniach, kiedy trzeba iść gdzieś, gdzie będą mugole, w Dolinie w ubraniach, które ujdą wśród mugoli, a na przyjęcia i bale czystokrwistych zakłada typowe dla tej sfery zdobione szaty. W tłumie łatwo może zniknąć. Jeżeli używa perfum, to zwykle to jedna z mieszanek Potterów, zawierająca nutę bzu, porzeczki i cedru, a szamponu najczęściej jabłkowego, rzecz jasna też potterowskiego.

Brenna Longbottom
#4
28.04.2025, 10:38  ✶  
W pomieszczeniu, do którego weszła, nie płonął ogień, Brenna nie wpadła więc na razie w panikę, za to kobieta, do której się zwróciła, wybuchła tylko płaczem. Nie odpowiedziała na pytanie, jakby to załamało ją już do reszty – bo straciła tej nocy wszystko i nie wyobrażała sobie, jak ktoś mógłby jej w tej sytuacji pomóc.
Być może Brenna powinna spróbować ją jakoś pocieszyć. Ale naprawdę niewiele słów mogłoby zmienić teraz sytuację, a ona… musiała dowiedzieć się, co z resztą.
– Przepraszam – szepnęła więc tylko. Przepraszała za niezręczność, ale i za coś więcej. Za to, że ich świat właśnie się rozlatywał, a oni nie zdołali tego powstrzymać ani nawet choć częściowo zapanować nad sytuacją. Ministerstwo Magii, Zakon, czarodziejskie rody – wszyscy zawiedli.
Ruszyła powoli dalej, pilnując się, by nie utykać. Lawirowała między stolikami, kierując się ku Norze: widziała ją już tej nocy w przelocie, mimo to odetchnęła z ulgą, że Figgówna wygląda na zmęczoną, ale wciąż całą i zdrową, bo przecież nie mogła mieć stu procentowej pewności, że żadne zaklęcia nie pofrunęły ku klubokawiarni, ledwo się odwróciła.
Nie objęła jej, bo ta z kimś rozmawiała… a i ubranie Nory nie było nawet w połowie tak brudne, jak to Brenny. Zacisnęła na moment szczęki, powstrzymując wszystkie pytania, które cisnęły się jej na usta, nie chcąc zadawać ich w sali, w której było kilka innych osób – czy to przetransportowanych tutaj, bo nie miały gdzie się podziać, czy po prostu takich, które wpadły tu wprost z ulicy, błagając o schronienie.
Gdzie jest Mabel?
Gdzie jest Erik?
Gdzie jest…
Wyliczanka ciągnęłaby się długo. W nieskończoność. I wszystko skręcało się w Brennie na myśl, że nie było szans, aby na każde wymienione imię odpowiedź brzmiała „w bezpiecznym miejscu, cały i zdrowy”.
Odetchnęła i na moment położyła po prostu dłoń na ramieniu Nory, spoglądając na jej rozmówczynię. Wzrok skupiła na szyi kobiety: wyglądała tak, jakby ktoś niedawno ją dusił.
Opisuję porażkę wynikającą z nieudanego rzutu.



Don't promise to live forever. Promise to forever live while you're alive.
Landrynka
She could make hell feel just like home.
Można ją przeoczyć. Mierzy 152 centymetry wzrostu, waży niecałe pięćdziesiąt kilo. Spoglądając na nią z tyłu... można myśleć, że ma się do czynienia z dzieckiem. Buzię ma okrągłą, wiecznie uśmiechnięte usta często muśnięte błyszczykiem, bystre zielone oczy. Nos obsypany piegami, które latem zwracają na siebie uwagę. Włosy w kolorze słomy, opadają jej na ramiona, kiedy słońce intensywniej świeci pojawiają się na nich jasne pasemka. Ubiera się w kolorowe rzeczy, nie znosi nudy i szarości. Głos ma przyjemny dla ucha, melodyjny. Pachnie pączkami i domem.

Nora Figg
#5
28.04.2025, 10:54  ✶  

Norka zbliżyła się do kobiety, wpatrywała się w nią dłuższą chwilę była zmartwiona tym, że nie umiała odczytać z jej twarzy wszystkich potrzeb, jakie mogły się u niej pojawić. Wpatrywała się w nią dłuższą chwilę, wtedy to dostrzegła. Na jej szyi [u]znajdował się odcisk dłoni[/i], który wyglądał jakby zrobiony z sadzy. Nie wydawało się, aby ktoś nad nią stał, by ktoś mógł jej to zrobić w tym miejscu. W środku znajdowało się zbyt wiele osób, aby ktokolwiek mógł ją skrzywdzić. Skąd więc to mogło się wziąć na jej ciele? Nie miała pojęcia, uniosła wzrok na stolik, który się nad nimi znajdował, on również był przykryty sadzą, zapewne przez to, że jedno z okien zostało wybite, przez co dym dostawał się do środka. Póki co jednak nie wydawało się pannie Figg, że powinni się martwić, ogień nie wtargnął do środka, byli tu bezpieczni.

Przeniosła wzrok na ścianę, i przymknęła oczy, wydawało jej się, że na niej również widzi dłonie wymalowane w sadzy, co to właściwie miało znaczyć? Nie wiedziała, nie miała pojęcia, czy ktoś przeklnął to miejsce? Będzie się tym martwić później, póki co wróciła do kobiety, która spoglądała na nią szeroko otwartymi, niebieskimi oczyma. - Wody.. - Powiedziała cicho, nieco zachrypniętym głosem.

Nie musiała się powtarzać, Norka uniosła się do góry i ruszyła w stronę lady, gdzie miała przygotowane odpowiednie ilości wody, herbaty i innych napitków. Wróciła do niej z pełną szklanką, po czym się wycofała. Póki co nie potrzebowała niczego więcej, niepokoił ją wygląd jej szyi, ale aktualnie jeszcze nie wiedziała, co jest na rzeczy.

Przeniosła spojrzenie na swoje dłonie, które zostały wysmarowane w czarnej sadzy, próbowała zetrzeć ją z dłoni, ale jej się to nie udało. Cóż, nie był to aktualnie jej priorytet.

Już miała się odwrócić w stronę, gdzie widziała wcześniej Brennę, gdy poczuła dłoń na swoim ramieniu. Uniosła głowę, aby spojrzeć za siebie. Brenna. W przeciwieństwie do przyjaciółki nie zamierzała ignorować jej obecności, nie przeszkadzało jej nawet to, że stały przed tą kobietą, z którą chwilę wcześniej rozmawiała. Naprawdę cieszyła się, że ją widzi. Objęła ją więc bez słowa, chociaż jej spojrzenie wyrażało wszystko. Była spokojniejsza, dobrze wiedzieć, że póki co Longbottomównie nic się nie stało, to wcale nie było takie oczywiste.

- Jak tam jest? - Zapytała ją, bo ona sama właściwie większość czasu spędziła w cukierni, więc do końca nie zdawała sobie sprawy z tego, co działo się na ulicach Londynu, jak bardzo źle było.

Chichot losu
I’m not looking for the knight
I’m looking for the sword
Brązowe, niezbyt długie włosy, często rozczochrane. Wzrost wysoki jak na kobietę, bo mierzy sobie około 179 centymetrów wzrostu. Twarz raczej sympatycznie ładna niż piękna, nie wyróżniająca się przesadnie i rzadko umalowana. Brenna porusza się szybko, energicznie, głos ma miły i rzadko go podnosi. Ubiera się różnie, właściwie to okazji - w ministerstwie widuje się ją w umundurowaniu albo w koszuli i garniturowych spodniach, kiedy trzeba iść gdzieś, gdzie będą mugole, w Dolinie w ubraniach, które ujdą wśród mugoli, a na przyjęcia i bale czystokrwistych zakłada typowe dla tej sfery zdobione szaty. W tłumie łatwo może zniknąć. Jeżeli używa perfum, to zwykle to jedna z mieszanek Potterów, zawierająca nutę bzu, porzeczki i cedru, a szamponu najczęściej jabłkowego, rzecz jasna też potterowskiego.

Brenna Longbottom
#6
28.04.2025, 11:09  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 28.04.2025, 11:09 przez Brenna Longbottom.)  
Gdy Nora szykowała jedzenie i picie dla kobiety, wyraźnie przerażonej i złym snem, i koszmarem, który trwał także po przebudzeniu, Brenna rozglądała się, szukając znajomych twarzy, a potem jej spojrzenie przesunęło się po dziwnych śladach sadzy, które osiadły na ścianach klubokawiarni.
Przypominały dłonie.
I z jakichś powodów sprawiły, że po plecach Brenny przebiegł zimny dreszcz, a sądziła, że jest już zbyt otępiała, aby odczuwać strach. Otworzyła usta, by o to spytać, gdy Nora wróciła, ale zmilkła, po prostu obejmując ją przez chwilę, nie przejmując się ostatecznie tym, że brudzi Norze sukienkę, ani że uścisk zwyczajnie zabolał, przypominając, że Brenna znalazła się parę razy za blisko ognia, i upadła o raz za dużo. Ale upór i ten dziwny stan odrętwienia, być może mający chronić umysł przed złamaniem, chwilowo jeszcze trzymały ją na nogach – mimo zmęczenia, obrażeń i tego wszystkiego, co widziała tej nocy.
– Źle – odparła krótko, szeptem. Nie było sensu kłamać, i tak Nora przekona się prędzej czy później. – Dach… wasz dasz trochę się nadpalił. Ktoś wziął was na cel? – spytała, równie cicho, gdy się odsunęła. Klubokawiarnię pokrywał specjalny lakier do drewna, a jednak ogień zaczął ją trawić. A może to nie były zwykłe płomienie?[/b] Może… może chodźmy na zaplecze. Tylko zamknę drzwi[/b] – przypomniała sobie, zanim odwróciła się, by je zaryglować. Ktoś z „ich” ludzi będzie chciał wpaść? Niech zapuka, musieli teraz zachować ostrożność.
– Jestem taka zmęczona… – szepnęła jeszcze kobieta, której Nora wcześniej przyniosła wody, ukrywając twarz w dłoniach. Pewnie i na tę potrzebę panna Figg była w stanie coś poradzić, ze swoimi licznymi, rzemieślniczymi talentami.
– Powinnaś chyba się upewnić, czy ja to na pewno ja. Na przykład... spytać mnie, które pączki najbardziej lubię. Pamiętaj, te czekoladowe z różową polewą – powiedziała Brenna, ledwo weszły na zaplecze. Mogło brzmieć to jak żart, ale w istocie było całkiem poważne, a ta sytuacja nie sprzyjała zachowywania dobrego poczucia humoru. Chwyciła najbliższe krzesło, przesunęła je i usiadła, bo po prostu, cholera, też była taka zmęczona. – Kto jeszcze dota…rł? – spytała, zająknowszy się. Bo tutaj, gdzie Nora gotowała, już ogień był, wprawdzie w piecu czy jak to się nazywało, niewielki, i po drugiej stronie pomieszczenia, ale Brenna, ledwo spojrzała w jego stronę, i tak zamarła na moment, palce zacisnęła na różdżce, i mogłaby przysiąc, że serce podchodzi jej do gardła.
To było głupie, ale przez chwilę była pewna, że zaraz z tego dogasającego się ognia wydostaną się istoty utkane z dymu i strachu: że pochwycą ją obie.

Zawada trauma ognia.



Don't promise to live forever. Promise to forever live while you're alive.
Landrynka
She could make hell feel just like home.
Można ją przeoczyć. Mierzy 152 centymetry wzrostu, waży niecałe pięćdziesiąt kilo. Spoglądając na nią z tyłu... można myśleć, że ma się do czynienia z dzieckiem. Buzię ma okrągłą, wiecznie uśmiechnięte usta często muśnięte błyszczykiem, bystre zielone oczy. Nos obsypany piegami, które latem zwracają na siebie uwagę. Włosy w kolorze słomy, opadają jej na ramiona, kiedy słońce intensywniej świeci pojawiają się na nich jasne pasemka. Ubiera się w kolorowe rzeczy, nie znosi nudy i szarości. Głos ma przyjemny dla ucha, melodyjny. Pachnie pączkami i domem.

Nora Figg
#7
28.04.2025, 11:25  ✶  

Nora aktualnie nie zamierzała się skupiać na tym, co stało się z wnętrzem cukierni, jakby nie patrzeć, to było tylko dobro nabyte. Najważniejsze, że póki co nikomu z jej bliskich nie przytrafiło się nic złego. Noc jeszcze nie dobiegła końca, nie mogła więc zakładać, że nic się nie zmieni, jednak wolała być dobrej myśli. Trudno byłoby się jej pogodzić z kolejną stratą. Zbyt wiel zła się ostatnio wokół nich działo.

Brenna nie wyglądała najlepiej, Figgówna zauważyła, że przyjaciółka była nieco poobijana, ale liczyło się tylko to, że stała przed nią w jednym kawałku, podczas tego wieczora, to wcale nie było takie oczywiste jak się mogło wydawać.

- Nie mam pojęcia, czy cały Londyn nie jest dzisiaj celem? - Dochodziły ją słuchy, że płonęło całe miasto, nie wydawała się, aby ktoś chciał się skupiać konkretnie na tym miejscu. Raczej nie chwaliła się nikomu, że pomaga Zakonowi, oficjalnie pozostawała neutralna. Nie mogła zakładać, że ktoś czegoś nie wywęszył, z drugiej jednak strony na pewno znalazłyby się osoby, które dużo bardziej wzbudziłyby zainteresowanie śmierciożerców, ona była przecież tylko cukierniczką. Tak, jasne.

Przeniosła jeszcze spojrzenie na kobietę, była zmęczona. Tak, powinna coś na to również zaradzić. Musiała przygotować jej napar z ziół, które miała na zapleczu, tak właściwie to powinna zrobić kolejną wielką porcję, którą będzie mogła uraczyć większą ilość osób. Na pewno się to przyda.

Znalazły się na zapleczu. Nora zauważyła, że tutaj również meble okrywała sadza. Nie miała pojęcia skąd się wzięła, to było dziwne, tylko czy faktycznie tak dziwne? Miasto płonęło, dym i sadza się nad nim unosiły, powinna się tego spodziewać prawda, szkody musiały się pojawić.

Chciała umyć ręce, jednak nie mogła z nich zmyć śladów sadzy, jej palce nadal były czarne, trochę ją to zaskoczyło. - Wiem, że to są Twoje ulubione, ale faktycznie możesz mieć rację, nie wiadomo, co mogą wymyślić, aby namieszać. - Powinni uskutecznić jakieś nowe metody, stać się jeszcze bardziej ostrożni, bo nie wiadomo, czego można się spodziewać po oprawcach.

- Erik tu był, ale już poszedł, Mabel i Sam są bezpieczni, poza tym kilka osób pojawiało się i znikało. - Okazało się, że cukiernia jest całkiem przydatną lokacją dla członków Zakonu Feniksa. Mogli przychodzić tutaj, aby dzielić się najważniejszymi informacjami, a później iść dalej.

Figgówna zaczęła tłuc zioła w moździerzu, aby przygotować mieszankę, dzięki której będzie mogła wprowadzić nieco spokoju. Wiedziała, że ludzie mogą jej potrzebować, w między czasie postawiła wodę na ogniu, aby się zagotowała. - Potrzebujesz jakichś eliksirów? Coś może Ci się przydać? - Wolała się upewnić, że Brenna ma wszystko, czego potrzebuje, bo nie wątpiła w to, że wpadła tutaj tylko na chwilę.


//

◉◉◉◉○ rzemiosło, na przygotowanie naparu uspokajającego

Rzut PO 1d100 - 38
Slaby sukces...
Chichot losu
I’m not looking for the knight
I’m looking for the sword
Brązowe, niezbyt długie włosy, często rozczochrane. Wzrost wysoki jak na kobietę, bo mierzy sobie około 179 centymetrów wzrostu. Twarz raczej sympatycznie ładna niż piękna, nie wyróżniająca się przesadnie i rzadko umalowana. Brenna porusza się szybko, energicznie, głos ma miły i rzadko go podnosi. Ubiera się różnie, właściwie to okazji - w ministerstwie widuje się ją w umundurowaniu albo w koszuli i garniturowych spodniach, kiedy trzeba iść gdzieś, gdzie będą mugole, w Dolinie w ubraniach, które ujdą wśród mugoli, a na przyjęcia i bale czystokrwistych zakłada typowe dla tej sfery zdobione szaty. W tłumie łatwo może zniknąć. Jeżeli używa perfum, to zwykle to jedna z mieszanek Potterów, zawierająca nutę bzu, porzeczki i cedru, a szamponu najczęściej jabłkowego, rzecz jasna też potterowskiego.

Brenna Longbottom
#8
28.04.2025, 12:14  ✶  
– Londyn… i nie tylko Londyn… Julian Bletchley… powiedział mi, że problemy były też w Dolinie Godryka.
Brenna nawet nie zwróciła uwagi na to, że wnętrza są pełne popiołów. Powinna: to nie było coś, co wolno było zignorować. Ale popiół, dym i ogień były tej nocy wszędzie, i otaczały ich ze wszystkich stron, tak że właściwie nawet nie zauważała, że klubokawiarnia nie jest od niego wolna.
– Podczas Lammas rozdawano wielosokowy – powiedziała tylko cicho, wciąż zaciskając dłonie na różdżce. Z początku nie mogła oderwać wzroku od płomienia, a w końcu, gdy zmusiła się, by to zrobić, obróciła się nieco na krześle. Nie chciała widzieć ognia, chociaż nawet nie patrząc… wciąż czuła, że tam był.
Coś jest nie tak, pomyślała i zakasłała. I nie chodziło o poparzenia, ani o to, że trudno jej było oddychać, chociaż powietrze w klubokawiarni nie było zadymione – jedynie trochę było czuć tu spaleniznę, tak jak i w całym Londynie. Kilka godzin temu wpadła w ogień za Olivią. Dlaczego teraz nie mogła nawet znieść widoku małego płomyka?
Przymknęła oczy: nie chciała martwić Nory. Wciąż trzymała więc różdżkę w ręku, tak na wszelki wypadek, ale bardzo starała się panować nad głosem i miną. Tę ostatnią zresztą ciężko było zobaczyć, bo twarz miała uwaloną sadzą.
Wirowało jej w głowie. Nie była pewna, czy to przez ten ogień, czy może ciało zaczynało się poddawać.
– Postaram się posprawdzać parę miejsc… zabiorę z mieszkania rzeczy, które mogą się przydać, zobaczę, czy stoi i czy w razie czego można je wykorzystać i postaram się jeszcze tutaj wrócić. – Nikt poza Erikiem i matką nie znał adresu, i miało początkowo tak pozostać, ale to, co działo się teraz, zmieniało mocno sytuację. - Chciałabym też sprawdzić Rejwach - powiedziała, czując gorycz w ustach, na słowo, której nie wypowiedziała: Warownia.
Warownia powinna przetrwać.
Warownia w snach Morpheusa płonęła.
Musiała dowiedzieć się, co z domem.
Rodzice znali jej londyński adres, może się tam pojawili...?
Czy czegoś potrzebowała? Poza czasozmieniaczem, który pozwoliłby n a p r a w d ę zmienić czas? Uniosła dłoń, spoglądając na zaczerwienioną skórę i przez moment była bliska spytania o wiggenowy, ale… czy nie było ludzi, którzy potrzebowali eliksirów bardziej?
Z drugiej strony, jeśli zemdleje za wcześnie, to za bardzo im nie pomoże.


Don't promise to live forever. Promise to forever live while you're alive.
Landrynka
She could make hell feel just like home.
Można ją przeoczyć. Mierzy 152 centymetry wzrostu, waży niecałe pięćdziesiąt kilo. Spoglądając na nią z tyłu... można myśleć, że ma się do czynienia z dzieckiem. Buzię ma okrągłą, wiecznie uśmiechnięte usta często muśnięte błyszczykiem, bystre zielone oczy. Nos obsypany piegami, które latem zwracają na siebie uwagę. Włosy w kolorze słomy, opadają jej na ramiona, kiedy słońce intensywniej świeci pojawiają się na nich jasne pasemka. Ubiera się w kolorowe rzeczy, nie znosi nudy i szarości. Głos ma przyjemny dla ucha, melodyjny. Pachnie pączkami i domem.

Nora Figg
#9
28.04.2025, 12:31  ✶  

- W Dolinie też? - Odwróciła się na chwilę w kierunku Brenny. Zmartwiło ją to, bo przecież w Dolinie mieszkała babcia Lizzy, nie wiedziała, czy wszystko z nią w porządku, co jeśli nie? Do tego nie mogła teraz opuścić cukierni, zostawić jej pełnej ludzi. Jutro będzie musiała się upewnić, że babci nic się nie stało. Jakim cudem zaatakowali te miejsca równocześnie? Czy popleczników Voldemorta było tak wielu. Zaczęła ją martwić skala zniszczeń, nie wyglądało to dobrze.

Ruszyła się w końcu po wodę, bo zaczęła wrzeć, musiała zalać zioła, aby zrobić ten nieszczęsny uspokajający napar, chociaż tyle mogła zrobić dla ludzi, którzy byli obecni w tym miejscu. Sama najchętniej wypiłaby cały dzbanek, ale wiedziała, że nie może tego zrobić, musiała myśleć zupełnie trzeźwo.

- Rozsądne, rozdawali wielosokowy, więc teraz każdy może sobie chodzić po ulicy będąc kimś innym. Sprytne, bardzo sprytne. - Szczególnie, kiedy i tak nie wiedzieli skąd może przyjść zagrożenie. To nie było zbyt przemyślane rozwiązanie, ale nie zamierzała jakoś bardziej tego komentować, na pewno zdawali sobie sprawę z tego, jaką to było głupotą.

- Bren, uważaj na siebie, wiem, że jesteś silna, ale uważaj, nie ryzykuj, jak coś uciekaj. - Za każdym razem martwiła się o swoich przyjaciół, wiedziała, że działają w słusznym celu, jednak nie do końca potrafiła pogodzić się z tym, że mogli w jego imię umrzeć.

- Może wybierz się tam z kimś innym od nas? Tak będzie bezpieczniej, plątanie się teraz samemu to nie jest najlepsze rozwiązanie. - Nie było ich zbyt wielu, w pojedynkę mogli sprawdzić więcej miejsc, tyle, że też dużo łatwiej było ich skrzywdzić. Nie mieli jednak czasu, aby spotkać się i wszystko przegadać, działali spontanicznie i miała nadzieję, że nie przyniesie to żadnego nieszczęścia.

- Będę na Ciebie czekać, jak spotkasz kogoś znajomego podsyłaj go tutaj, zajmę się wszystkimi, którzy będą potrzebowali pomocy. - Na tyle, na ile będzie umiała oczywiście.

Chichot losu
I’m not looking for the knight
I’m looking for the sword
Brązowe, niezbyt długie włosy, często rozczochrane. Wzrost wysoki jak na kobietę, bo mierzy sobie około 179 centymetrów wzrostu. Twarz raczej sympatycznie ładna niż piękna, nie wyróżniająca się przesadnie i rzadko umalowana. Brenna porusza się szybko, energicznie, głos ma miły i rzadko go podnosi. Ubiera się różnie, właściwie to okazji - w ministerstwie widuje się ją w umundurowaniu albo w koszuli i garniturowych spodniach, kiedy trzeba iść gdzieś, gdzie będą mugole, w Dolinie w ubraniach, które ujdą wśród mugoli, a na przyjęcia i bale czystokrwistych zakłada typowe dla tej sfery zdobione szaty. W tłumie łatwo może zniknąć. Jeżeli używa perfum, to zwykle to jedna z mieszanek Potterów, zawierająca nutę bzu, porzeczki i cedru, a szamponu najczęściej jabłkowego, rzecz jasna też potterowskiego.

Brenna Longbottom
#10
28.04.2025, 18:42  ✶  
Brenna nie była silna. Była cholerną oszustką, która nie potrafiła grać na deskach teatrów, ale najwyraźniej naprawdę pięknie potrafiła pewne rzeczy udawać, tak że ludzie zaczynali w nie wierzyć. Nie, nie była silna, ale po prostu tej nocy nie miała wyboru - nikt jej nie miał.
Uśmiechnęła się do Nory, kolejny element tego wielkiego oszustwa, kogoś, kto niby miał być silny, a kto omal nie wpadł w panikę, bo na piecu płonął ogień.
- Mam zamiar się teleportować, spokojnie. Nie będę spacerowała po Nokturnie ani niemagicznym Londynie...
Jakby to gwarantowało bezpieczeństwo.
Mogło się w końcu okazać, że Rejwach pełen jest teraz trupów: na samą myśl Brennie zrobiło się niedobrze. Przez moment miała przed oczami Derwina, chwiejącego się na nogach w noc Beltane. Popioły, wypełniające jego mundur, które dostali zamiast ciała. Nie miała żadnej pewności, czy nie teleportuje się prosto na zgliszcza - czy nie znajdzie nadpalonego ciała Woody'ego.
- To dla Thomasa, może uda mi się jeszcze z nim pogadać i samej mu wyjaśnić, ale jeżeli tam będzie coś nie tak… Proszę, pilnuj tego. Tylko on może to zobaczyć. I niech nie przekazuje na razie nigdzie dalej. To może być... bardzo ważne, i chyba tylko on może to rozszyfrować... - poprosiła, wyciągając zza marynarki cenną paczuszkę. Po chwili do jej otępiałego umysłu dotarło także, że powinna zostawić tutaj samą marynarkę, zsunęła więc ją z ramion. Może ta już nie przypominała ubrania, które parę godzin temu Brenna zabrała z mieszkania, ale nie chciała, by ktoś w Rejwachu rozpoznał w niej ubiór brygadowy.
I przy okazji, gdy to zrobiła, uświadomiła sobie, że w gruncie rzeczy to chyba jednak ruchy przychodziły jej z trochę większym trudem niż powinny. Bolało ją kolano, obite przy upadku, siniaki, oparzenia, i gdy się poruszyła, uznała, że nie jest wcale pewna, czy żebra są całe – a chociaż wydawało się, że nie wybuchają nowe pożary (przynajmniej nie na Pokątnej w pobliżu: gdyby coś tu wciąż płonęło, nie siedziałaby teraz u Nory). Ale na Nokturnie sytuacja mogła być różna, poza tym naprawdę musiała… wytrzymać jeszcze chwilę, zanim pójdzie do Munga.
– Nora? Na ile szybko zdołałabyś przygotować coś wzmacniającego? Tak na wszelki wypadek – poprosiła w końcu, z pewnymi oporami. Ale nie chciała rozszczepić się w wyniku teleportacji.
Wyciągnęła jeszcze z kieszeni marynarki lusterko, chociaż nie po to, by wezwać Dorę. Zamiast tego uniosła różdżkę i zaczęła wprowadzać parę drobnych zmian. Nie modyfikowała wyglądu bardzo mocno, ale na tyle, by nie rozpoznano ją na pierwszy rzut oka – w sposób dobrze już sobie znany, bo nie pierwszy raz miała wpaść do Woodyego jako Annie. Fakt, że zawsze do niego robiła te same zmiany, ułatwiał całą procedurę.

używam umki Potterów, w ramach przygotowania do odwiedzin drugiej kryjówki


Don't promise to live forever. Promise to forever live while you're alive.
« Starszy wątek | Nowszy wątek »

Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości
Podsumowanie aktywności: Brenna Longbottom (2335), Nora Figg (2226), Pan Losu (40)


Strony (2): 1 2 Dalej »


  • Pokaż wersję do druku
  • Subskrybuj ten wątek

Przydatne linki
Kolejeczka
Tryb normalny
Tryb drzewa