Teleportował się z cichym trzaskiem nieopodal kawiarenki, którą zaproponował na miejsce spotkania. Z zewnątrz nie prezentowała się nadzwyczaj kusząco lecz wewnątrz nadrabiała pierwsze wrażenie. Zanim rozejrzał się za czarnymi włosami Loretty powiódł wzrokiem po okolicy w poszukiwaniu wszelkich oznak mogących wzbudzić niepokój bądź zakłócić spotkanie. Cynthia mówiła mu nie raz, że czasami zachowuje się jak paranoik. Cicho westchnął i nie ujrzawszy niczego ciekawego czekał na nadzwyczajność w jednej osobie - Lorettę. Ubrany był zwyczajnie choć czysto i schludnie. Lekko szpiczasty kaptur kończył się na pierwszej linii jego włosów, a trącany wiosennym wiatrem płaszcz bezszelestnie łopotał na wysokości łydek. Nie wybrał pierwszej lepszej kawiarni. Upewnił się, że Loretta będzie mogła tu bezkarnie palić. Zadbał też aby był dla nich stolik, gdzie rozmowa będzie mogła przebiegać bez towarzystwa gumowych uszu. Nigdy nie starał się tak dla żadnej kobiety spoza rodziny. Mówcą był słabym dlatego działał poprzez czyny, a zależało mu aby panna Lestrange czuła się w jego towarzystwie swobodnie. Oboje mogą skorzystać na tej relacji więc trzeba ją odpowiednio pielęgnować.
Najbardziej cywilizowany z rodu Flintów. Mierzy 176 cm wzrostu, niebiesko-zielone oczy, pokazuje się zawsze gładko ogolony. Nie podnosi głosu, mówi spokojnie i ma problem z utrzymaniem kontaktu wzrokowego.
11-11-2022, 10:28 AM ✶
(Ten post był ostatnio modyfikowany: 11-13-2022, 08:38 AM przez Castiel Flint.)
Po otrzymaniu listu od Loretty od razu wiedział, że nie może się spóźnić, źle wyglądać czy broń Merlinie, spławiać. Odmawianie takim postaciom można porównać do sportu ekstremalnego - ryzykujesz dla własnych korzyści. Powstaje pytanie czy w ogóle chciał jej odmawiać spotkania. Przypuszczał, że mogła chcieć od niego jakąś przysługę bądź sprawdzić czy wciąż ulega jej sile przekonywania. Rozmowy z nią wzbudzały w nim solidną ciekawość. Sposób w jaki postrzegała świat był oryginalny, a ona sama miała odwagę być sobą w tak parszywych czasach. Pod całą tą otoczką wydawała się bardzo interesującą osobą. Nie obchodziła go jej arogancja, próżność i wybuchowość bo to równie dobrze mogła być zasłona dymna dla słabych i maluczkich. Chciał wiedzieć o niej więcej i choć ich relacja była nad wyraz świeża, ledwie zawarta nić porozumienia, to już wiedział, że lepiej darować sobie spóźnienia i kazać jej czekać.
Teleportował się z cichym trzaskiem nieopodal kawiarenki, którą zaproponował na miejsce spotkania. Z zewnątrz nie prezentowała się nadzwyczaj kusząco lecz wewnątrz nadrabiała pierwsze wrażenie. Zanim rozejrzał się za czarnymi włosami Loretty powiódł wzrokiem po okolicy w poszukiwaniu wszelkich oznak mogących wzbudzić niepokój bądź zakłócić spotkanie. Cynthia mówiła mu nie raz, że czasami zachowuje się jak paranoik. Cicho westchnął i nie ujrzawszy niczego ciekawego czekał na nadzwyczajność w jednej osobie - Lorettę. Ubrany był zwyczajnie choć czysto i schludnie. Lekko szpiczasty kaptur kończył się na pierwszej linii jego włosów, a trącany wiosennym wiatrem płaszcz bezszelestnie łopotał na wysokości łydek. Nie wybrał pierwszej lepszej kawiarni. Upewnił się, że Loretta będzie mogła tu bezkarnie palić. Zadbał też aby był dla nich stolik, gdzie rozmowa będzie mogła przebiegać bez towarzystwa gumowych uszu. Nigdy nie starał się tak dla żadnej kobiety spoza rodziny. Mówcą był słabym dlatego działał poprzez czyny, a zależało mu aby panna Lestrange czuła się w jego towarzystwie swobodnie. Oboje mogą skorzystać na tej relacji więc trzeba ją odpowiednio pielęgnować. Stukot obcasów zwiastuje jej chuderlawą, drobną posturę, którą skrzętnie ukrywa pod pstrokatymi, szerokimi koszulami, szerokimi nogawkami spodni i kapeluszami z okrutnie wielkim rondem. Blada, o twarzy pokrytej pajęczynką piegów, oczach roziskrzenie piwnych, ustach surowo wykrojonych. Na jej obliczu często pełznie uśmiech, ukazujący nieidealne zęby, o skrzywionych kłach – jest w niej jednak coś rozbrajająco szczerego. Aura czerwona, intensywna, niejednokrotnie przytłaczająca.
11-12-2022, 01:09 PM ✶
List posunął prędko w przestworzach, niesiony przez sowę podniebnymi arkanami, aby trafić do Flinta nie później, niż na dwa dni przed ich skąpanym w wiosennym soku spotkaniem; nigdy nie pozwalała sobie na naglenie zbyt późne o swoistą pogawędkę, bo choć wybuchowa i uparta w swej mikrej krasie, szanowała cudzy czas nieomal tak bardzo, jak swój własny. Westchnięcie więc, które opuściło jej spętane niezbytnią kurtuazją wargi – była wszak w swojej osobliwości wyjątkowo wylewna i emocjonalna – było jedynym, które pokalało ten przeklęty eter. Uśmiech błądził nieprzejednanie na wargach, gdy opuszczała chaotyczne, niemożliwie wręcz zagracone obrazami mieszkanie, gdyż towarzystwo Flinta było niebagatelnie miłe jej gustowi; sam fakt, jak ogromny wpływ miała na jego skromne istnienie, mile łechtał jej ego i wiedziała, że jej agitacja nie sięga jedynie nikotynowej rozpuście, którą go zarażała. Bo szaleństwo przecież wylewało się niebagatelnie z jej, w gruncie rzeczy nieistotnego, znaczenia, a umykające, szklące się miriady zła plewione w uwięzionym w klatce żeber sercu, nie grały pierwszych skrzypiec w skalanej obłędem osobowości. Może to to go ściągało każdorazowo ku jej towarzystwu?; nie mogła tego stwierdzić z niebagatelną pewnością, swoje przypuszczenia jednak pielęgnowała wyjątkowo gorliwie. Wyjątkowo jej sylwetkę otulała sukienka skąpana w burgundzie – nie przybierała wszak ich często poza kowenami i poważnymi spędami, przywdziewając szerokie, czarne spodnie i pstrokate koszule. Tym razem jednak, kierowana tajemniczą dłonią niewiadomego, postanowiła wystroić się odświętnie i szykownie. Nawet dłoni nie miała ubrudzonych akrylem. Pojawiła się pod kawiarnią odrobinę po czasie, jednak tak subtelne faux pas należały do jej natury, a sama wyznawała filozofię eleganckiego spóźnienia. Uniosła dłoń, już z daleka widząc jego złote pukle, stojące w tak dalekiej opozycji do jej czarnych loków. Bo sylwetce miękko spływał przejściowy płaszcz, a stopy, idąc drogą prozy codzienności, pozostawały odziane w wysokie obcasy, którymi nadrabiała wyjątkowo mikry wzrost. Kąciki ust uniosły się nieprzejednanie, gdy stawała tuż przez jego sylwetką. – Castiel – zabrzmiała miękko, ujmując go pod ramię, gdy kierowali się do wnętrza. Gdy już rozsiedli się wygodnie, a Loretta wyciągnęła papierośnicę, częstując nikotynową rozpustą swego towarzysza i odpaliwszy także jego papierosa od sporej, drogiej zapalniczki, nie bacząc na to, jak negatywny wydźwięk podobne zachowanie miewa w savoir vivre, oparła się o krzesło. – Słyszałeś o tym, że gdy odpalasz komuś papierosa, to jest on twoją dziwką? Cóż, Flint, daleko nie minęliśmy się z prawdą – rzekła, a kąciki ust ponownie poszybowały ku górze. Najbardziej cywilizowany z rodu Flintów. Mierzy 176 cm wzrostu, niebiesko-zielone oczy, pokazuje się zawsze gładko ogolony. Nie podnosi głosu, mówi spokojnie i ma problem z utrzymaniem kontaktu wzrokowego.
11-13-2022, 08:58 AM ✶
(Ten post był ostatnio modyfikowany: 11-13-2022, 04:29 PM przez Castiel Flint.)
Burgund przyciągnął jego wzrok bardziej niż wysoko uniesiony podbródek kobiety. Z niewyjaśnionej przyczyny ten kolor go speszył co zdradził pospieszny ruch oczu uciekających od szeleszczącej gładko sukni. Coś w nim drgnęło, to pytanie dlaczego ubrała się tak elegancko, nie informując uprzednio, że tego oczekuje. Niezbadane są ścieżki jej myślenia. Z tego co słyszał to jest tak nieprzewidywalna jak i piękna.
- Wyglądasz zjawiskowo, Loretto. Jak zawsze. - wysilił się na powitalny komplement, doskonale wiedząc, że to mile połechta jej ego. W jego ocenie prezentowała się odrobinę zbyt zjawiskowo, a to rodziło w nim coraz więcej pytań. Bez chwili zwłoki weszli do kawiarni gdzie po krótkiej wymianie informacji zostali skierowani do odpowiedniego stolika. Nie zastanawiał się nad tym co robi kiedy odsuwał dla niej krzesło i czekał aż usiądzie. Wpojone silnie maniery stały się dlań naturalne niczym rześki oddech o poranku. Zsunął kaptur z głowy i wysłał okrycie do stojaka, zauważając kątem oka, że pogoda za oknem stawała się coraz przyjemniejsza. Gdyby był odważnym romantykiem (i gdyby Loretta nie posiadała dosyć porywczego narzeczonego) to podziękowałby jej za rozpogodzenie dnia. Nie chciał jednak karmić jej komplementami bo jednak co za dużo to niezdrowo. Po zajęciu miejsca uniósł lekko jasną brew na widok papierośnicy skierowanej w jego stronę. Nim zdołał wypowiedzieć choć jedno słowo to kobieta bezpardonowo rozpaliła papierosa, którego z jakiejś przyczyny trzymał między palcami. Miał uśmiechnąć się lecz w połowie wędrówki kącika ust usłyszał jej słowa. Mogła poczuć na sobie uważne spojrzenie poważnego człowieka. - Trafiłaś zatem pod zły adres. - akcentując swoją oschłą odpowiedź zmiażdżył końcówkę rozżarzonego papierosa o popielniczkę. Rozumiał poniekąd jej zachwyt władania nad innymi ludźmi, zachłyśnięcie się popularnością, reakcją świata na swój widok ale wolał regularnie uprzedzać ją, że nie z nim te numery. Może go testowała? Trudno stwierdzić. Za wachlarzem tych rzęs kryło się tysiące myśli i nie potrafił żadnej odgadnąć. Złożył zamówienie, uprzednio ustępując pierwszeństwa kobiecie w wybraniu dla siebie napoju. Nie spojrzał na kelnera nawet na pół sekundy bo jego uwagę przykuwała Loretta. Ta jej poza... wszystko się tutaj gryzło i wpędzało w dezorientację. - Udajmy, że nie mówiłaś tego, co przed chwilą powiedziałaś. Zdradź mi zatem czemu zawdzięczam tak zjawiskową kreację w moim skromnym towarzystwie. - przelotnie przesunął wzrokiem po tym hipnotyzującym burgundzie. Na brodę Merlina, dlaczego tak łatwo przychodzi mu skupić się na czarnomagicznym przedmiocie, a przy kolorze tej sukni jest to znacznie cięższe? Stukot obcasów zwiastuje jej chuderlawą, drobną posturę, którą skrzętnie ukrywa pod pstrokatymi, szerokimi koszulami, szerokimi nogawkami spodni i kapeluszami z okrutnie wielkim rondem. Blada, o twarzy pokrytej pajęczynką piegów, oczach roziskrzenie piwnych, ustach surowo wykrojonych. Na jej obliczu często pełznie uśmiech, ukazujący nieidealne zęby, o skrzywionych kłach – jest w niej jednak coś rozbrajająco szczerego. Aura czerwona, intensywna, niejednokrotnie przytłaczająca.
11-19-2022, 04:01 PM ✶
Bo przecież istotnie chciała być podziwiana; chciała czuć na sobie lepkie spojrzenia, klejące się do niej niczym uporczywe muchy – te jednak jej nie przeszkadzały w żadnym aspekcie, a ona sama – egocentrycznie wręcz piękna – kąpała się w cudzej atencji, pod pierzem uśmiechów skrywając bestię więzioną w klatce żeber, wraz z prędko bijącym, tak wrażliwym na estetykę sercem. Może gdyby była odrobinę mniej próżna, odrobinę mniej zapatrzona w szklaną powierzchnię lustra, zaznałaby kropel pokory; te jednak zastawały ją nieśpiącą w swym absurdzie, zręcznie pomijając zepsute wnętrze, karmione przejawami kontrowersji. Dlatego prawdopodobnie jego wzrok, speszony i zatrzymany w soczystej barwie burgunda, nie zastanowił, a jedynie zamknął w butelce całą jej pewność siebie, posyłając w eter. Bo była przecież pewna siebie; była pewna swoich walorów i choć dziecięco wręcz marzycielsko – jeśli w grę wchodziła wyższa stawka, porzucała sentymenty. – Dziękuję – zabłysła w odpowiedzi urokliwym uśmiechem, który prędko rozgościł się na twarzy, ukazując odrobinę nierówne zęby. Ale powiedz mi coś, czego nie wiem – dodała prędko w myślach, wargi jednak pozostały nieprzejednanie zasznurowane. Widząc powagę moszczącą swoją niszę na jego twarzy, kąciki ust poszybowały w górę w prędkości wręcz niebotycznej, zupełnie jakby osiągnęła swój zawoalowany cel. Wbijała w niego przez ułamki sekund wzrok, w którym igrała z ciemnym orzechem barwy, solidna doza iskier, blaskiem odbijająca się w szkle tęczówki. Uniosła spokojnie papierosa do warg – niespiesznie, zupełnie jakby odpowiedź na jego oburzenie lokowała się na końcu listy obecnych priorytetów. Zdążyła pociągnąć dwa solidne hausty nikotynowej rozpusty, nim zmarszczyła brwi – urokliwie, jak mała dziewczynka – czując jednocześnie wzbierające w krtani słowa. – Zatem wyjaśnij mi, Castielu, kiedy stałeś się na tyle drażliwy, a może wrażliwy, że moje żarty nie trafiają do ciebie? Nie odbierz mnie źle, twoje oburzenie jest urocze. Nurtuje mnie jednak jego faktyczna przyczyna – rzekła, a po chwili jej usta opuściło ciche westchnięcie. Tak ciche, że prawie jakby nie istniało. – Nie będziemy udawać, gdybym chciała udawać, że czegoś nie powiedziałam, to przecież bym tego nie powiedziała – rzuciła rzeczowo. Ujęła w palce wisiorek, który do tej pory spoczywał miękko na jej dekolcie, łącząc się z kwiatowymi nutami goszczące w zgięciu szyi – prezent od Leandra, migotliwe, niewielkie serce wykładane diamentami, na tyle posiadające wygrawerowane jedno słowo – mine. Lubiła je nosić, zwłaszcza, gdy wstępowała na poły flirtu z innymi mężczyznami, zupełnie jakby kpiła przy tym okrutnym akcie z tak zwanego bycia jego. Bo należała przecież tylko do siebie – myśl ta mimowolnie wywoływała w umyśle fale wzburzonego głosu narzeczonego, dla którego była tylko ozdobą. – A czego ty oczekujesz od tego spotkania? Na moment przestańmy wiedzieć, że to ja posłałam sowę w twoim kierunku – odpowiedziała ponownie przybierając ten szatańsko urokliwy uśmiech. – Powiedz mi czego pragniesz. Najbardziej cywilizowany z rodu Flintów. Mierzy 176 cm wzrostu, niebiesko-zielone oczy, pokazuje się zawsze gładko ogolony. Nie podnosi głosu, mówi spokojnie i ma problem z utrzymaniem kontaktu wzrokowego.
11-20-2022, 10:33 AM ✶
Trzeba przyznać, że przebywanie w towarzystwie Loretty było okraszone spokojem i wyniosłością. Mimo wszystko potrafiła wzburzyć krew i to nie tylko swoją nietuzinkową aparycją ale i słowami. Czasami nie wiedział czego ona od niego chciała, potrafiła tak zawile okazywać myśli i mamić gestami. Rozmowy z nią bywały wyczerpujące choć jeśli pozwalała sobie na trochę więcej swobody to czerpał z tego niemałą przyjemność. Doskonale wiedział, że z tej dwójki to ona jest drapieżnikiem. Nie zgadzał się na rolę ofiary więc zwracał uwagę bez obaw, że może wywołać w niej nieprzyjemne reakcje. Nie byli dziećmi, a on ma swoją dumę i nie pozwalał siebie zgniatać do poziomu paprocha.
- Drażliwy jestem wtedy kiedy ktoś próbuje mnie obrazić, a nie ma ku temu żadnych podstaw. - odparł tonem spokojnym choć z pewną dozą rezerwy na twarzy. Nie był człowiekiem konfliktowym. Kojarzył się bardziej ze stałością, spokojem, pewnego rodzaju siłą i upartością. - Nie wiem co chcesz osiągnąć ale zdajesz sobie sprawę, że wolę brutalną prawdę, nawet w brzydkich słowach aniżeli słodkie zagrania i ukryte motywy? Wierz mi, Loretto, szybciej osiągniesz efekt bez wodzenia mnie za nos. - dopiero kiedy zwróciła mu uwagę na jego drażliwość to zdał sobie sprawę, że faktycznie coś jest na rzeczy. Czuł w swoim wnętrzu jakieś zdenerwowanie choć nie potrafił jednoznacznie określić źródła. Stłumił je kopniakiem i nie pozwalał wyjść na światło dzienne. Unikał też spoglądania na dłonie Loretty, które zaczęły oscylować przy jej dekolcie. Robiła to specjalnie, był tego pewien. Musiał na moment zamknąć oczy, zebrać się w sobie a po ich otwarciu zatrzymać spojrzenie na jej twarzy i tylko twarzy. - Odwracasz psidwaka ogonem, Loretto. - zaśmiał się cicho, sucho. Opary tytoniu docierały do jego nozdrzy i musiał przyznać, że ten zapach go nie odrzucał. - Śmiem przypuszczać, że za moimi pragnieniami pojawi się słodka obietnica wsparcia. - odchylił się lekko do oparcia krzesła i popatrzył z odległości na kobietę. Uśmiechnął się kącikiem ust. - Powiedz mi, spotykasz się teraz ze mną aby rozdrażnić swoich adoratorów? Tak bardzo mnie cenisz, że kierujesz ich rozdrażnienie na moją osobę? - czy miałby jej to za złe, gdyby okazało się to prawdą? Nie był pewien, ale chyba nie byłby w stanie złościć się na Lorettę zbyt długo. Była ujmująca i potrafiła wygaszać gniew. Jednocześnie dbał o to, aby nie podawać odpowiedzi na tacy. Skoro lubiła tak wodzić za nos to chciał, aby postarała się bardziej w próbach wyciągnięcia od niego tych słów, które chciała. Stukot obcasów zwiastuje jej chuderlawą, drobną posturę, którą skrzętnie ukrywa pod pstrokatymi, szerokimi koszulami, szerokimi nogawkami spodni i kapeluszami z okrutnie wielkim rondem. Blada, o twarzy pokrytej pajęczynką piegów, oczach roziskrzenie piwnych, ustach surowo wykrojonych. Na jej obliczu często pełznie uśmiech, ukazujący nieidealne zęby, o skrzywionych kłach – jest w niej jednak coś rozbrajająco szczerego. Aura czerwona, intensywna, niejednokrotnie przytłaczająca.
12-22-2022, 01:21 PM ✶
(Ten post był ostatnio modyfikowany: 12-22-2022, 01:22 PM przez Loretta Lestrange.)
Zgniatanie ludzi do poziomu paprocha, jak i doprowadzanie ich na skraj swojego jestestwa, nad swoistą dolinę Hadesu, nigdy nie leżało w jej zatrwożonej ambicji – jeśli czyniła to, robiła to mimowolnie, ponieważ zdawać by się mogło, że w kwiecie dwudziestu sześciu lat wciąż nie dorosła do podwiązek znaczących drogę podboju; jej myśli wciąż miękkie i kowalne, czyniły ją dziewczęciem bardziej, aniżeli kobietą – miała w sobie wszakże coś z lolity, welonem filuternych uśmiechów przysłaniając drapieżne zwierzę trzymane zaklęte w klatce płuc. Był to ten demon, który zatrzymał przy niej Logana Borgina na dłużej; który budził fascynację każdego, kto pozostawał wówczas w jej kręgu rażenia. Bo choć nie była cyniczną, zgorzkniałą chłodem lichwiarką, potrafiła odwoływać się do atawistycznych lęków ludzi. A skora była do okrucieństwa niepodszytego żadną z przyczyn; lubiła rozlew krwi, nie lubiąc brudzić sobie rąk jednocześnie. Duma, nie tak wyśrubowana, jak świadczyłoby o tym roziskrzone spojrzenie i pewna siebie postawa, potrafiła dawać przebłyski swojej mikrej obecności. Nade wszystko jednak kochała się w prostych grach słownych. – Gdybym chciała cię obrazić, poczułbyś to z pewnością dobitniej – odparła miękko, potrząsając lekko głową, pozwalając kosmyków loków zatańczyć wokół wyrazistych kości policzkowych, puentujących smukłą twarz o wielkich, sarnich oczach. Zamarła na moment w jego oczach, ważąc smak odpowiednich słów; zmrużyła lekko oczy, zupełnie jakby chciała wedrzeć się do jego myśli bez pukania. Po chwili jednak oparła dłoń o stół, stukając o mahoniową powierzchnię paznokciami. – Bez wodzenia za nos nie miałabym takiej radości! – odparła oburzona. – Czy nie mogę bez ukrytych motywów i celów spotkać się z serdecznym przyjacielem? – zabrzmiała pytaniem kłaniającym się retoryką, wyginając wargi w uśmiech, który poszerzył się na wspomnienie charakteru ich relacji. Loretta osobą bogatą w przyjaciół nie była. Uniosła jedynie papierosa ku wargom ponownie, a na jej czole zarysowała się na moment zmarszczka, wymownie świadcząca o namyśle. – Spotykam się z tobą, bo lubię – rzekła w prostych słowach. – Moi adoratorzy to zupełnie inna kwestia; dlaczego miałoby mi zależeć na rozdrażnieniu ich, gdy jestem zaręczona? Daj spokój, Flint, nie jestem modelką, do której wzdycha się nad wizerunkiem w gazecie – dodała po chwili. |
|