• Londyn
  • Świstoklik
    • Mapa Huncwotów
    • Ulica Pokątna
    • Aleja horyzontalna
    • Ulica Śmiertelnego Nokturnu
    • Ministerstwo Magii
    • Klinika Św. Munga
    • Niemagiczny Londyn
    • Dolina Godryka
    • Little Hangleton
    • Wyspy Brytyjskie
    • Reszta świata
    • Zmieniacz czasu
    • Opisy lokacji
  • Dołącz do gry
  • Zaloguj się
  • Postacie
  • Accio
  • Indeks
  • Gracze
  • Accio
Secrets of London Scena główna Ulica Śmiertelnego Nokturnu v
« Wstecz 1 2 3
[24.03.72] Warsztat Morgana, Brenna i Morgan

[24.03.72] Warsztat Morgana, Brenna i Morgan
Chichot losu
I’m not looking for the knight
I’m looking for the sword
Brązowe, niezbyt długie włosy, często rozczochrane. Wzrost wysoki jak na kobietę, bo mierzy sobie około 179 centymetrów wzrostu. Twarz raczej sympatycznie ładna niż piękna, nie wyróżniająca się przesadnie i rzadko umalowana. Brenna porusza się szybko, energicznie, głos ma miły i rzadko go podnosi. Ubiera się różnie, właściwie to okazji - w ministerstwie widuje się ją w umundurowaniu albo w koszuli i garniturowych spodniach, kiedy trzeba iść gdzieś, gdzie będą mugole, w Dolinie w ubraniach, które ujdą wśród mugoli, a na przyjęcia i bale czystokrwistych zakłada typowe dla tej sfery zdobione szaty. W tłumie łatwo może zniknąć. Jeżeli używa perfum, to zwykle to jedna z mieszanek Potterów, zawierająca nutę bzu, porzeczki i cedru, a szamponu najczęściej jabłkowego, rzecz jasna też potterowskiego.

Brenna Longbottom
#1
06.12.2022, 16:43  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 15.06.2023, 19:41 przez Morgana le Fay.)  
adnotacja moderatora
Rozliczono - Brenna Longbottom - osiągnięcie Badacz Tajemnic

Brenna nigdy nie przepadała za Nokturnem. Nie przepadał zresztą chyba za nim nikt poza mieszkańcami - a właściwie pewnie i wielu z nich chętnie by się wyniosło. Tę okolicę lubiły głównie największe szumowiny oraz osoby prowadzące nielegalną działalność. Albo często z usług takich korzystające. (A wśród mieszkańców zdarzali się jednak i tacy, którzy nie mieli wyjścia.) Nie znaczyło to jednak, że Brenna tej ulicy nie znała. Kiedy Brygadziści szukali kogoś, kto się ukrywał, to jeżeli nie miał krewnych mugoli, niemal zawsze kończył na Nokturnie. Nieraz, nie dwa, trzeba było się więc tu kręcić pod przykrywką, rozmawiać z okolicznymi mieszkańcami, grozić, przekupywać i tak dalej. Albo organizować naloty. Dodatkowo, zanim awansowała na Detektywa, patrole na jego obrzeżach były codziennością, by nie pozwolić na "rozprzestrzenienie się nokturnowej atmosfery" na Aleję Horyzontalną.
Czasem Brenna pojawiała się tu też w interesach. Jak teraz, gdy przewędrowała całą drogę do warsztatu Morgana. Jak zwykle: szybkim, ale nie nerwowym tempem, pewnym krokiem, nie rozglądając się nadmiernie, jak ktoś, kto doskonale wie, dokąd idzie. Z różdżką pod ręką, trzymaną jednak nie ostentacyjnie. Z włosami związanymi byle jak, ani nie uczesanymi zbyt elegancko, ani nie wyglądającym na nadmierny nieład. W najzwyklejszych, nie rzucających się w oczy ubraniach, nie obdartych, ale i nie jakieś doskonałe jakości, bez jakichkolwiek ozdób, które mogłyby wdać się komuś cenne. Ot wszystko obliczone pod to, aby nie wyglądać na zagubioną, niepewną, lecz też niepotrzebnie nie prowokować. A raczej na kogoś, kto może nie jest mieszkańcem Nokturna, ale jednak stałym bywalcem, co z kolei oznacza, że już tutaj wchodził i przeżył, więc zaczepienie tejże osoby nie jest tak zupełnie pozbawione ryzyka...
Umiała dostosować się do sytuacji.
Tutaj musiała się wtopić w tłum. Także po to, aby przypadkiem nie narobić Changowi problemów. Ktoś z sąsiadów mógłby być niezadowolony, że mężczyznę odwiedza przedstawicielka Brygady Uderzeniowej.
- Morgan? - powiedziała, wchodząc do ciasnego pomieszczenia, w którym zwykle Azjata przyjmował petentów. Zazwyczaj w eliksiry zaopatrywała się w aptece Lupinów, ewentualnie prosiła o pomoc Norę, ale zdarzało się, że tak jak dziś, nie chciała, aby wszyscy znajomi wiedzieli, w jakie specyfiki się zaopatrywała. Nawet jeżeli nie sięgała po nic nielegalnego i nie używała tych mikstur nielegalnie...
...chociaż zaraz, zależy, jakby na to spojrzeć. Zakon w końcu nie zawsze działał w obrębie prawa.
To dlatego znała to miejsce tak dobrze. A wybierała je, bo właściciela kojarzyła jeszcze ze szkoły. Wiedziała, że Morgan nie jest osobą o krystalicznie czystej moralności, ale jednak nie był pospolitym przestępcą. Wątpiła, by ją komuś "sprzedał", a tego, że swoje mikstury oferował każdemu, nie mogła potępiać. Większość sprzedawców w końcu nie pytała klientów o poglądy polityczne. Zawsze mogła tutaj też spytać o to i owo, na przykład "gdzie kupić to i to", kiedy w sprawie "tego i tego" toczyło się śledztwo, chociaż wiedziała, że nie może tego nadużywać. Morgan na pewno nie chciał kłopotów. Ani z BUM, ani z przestępcami, podejrzewającymi go o bycie informatorem...
Brenna oparła się o ciężki, ciemny kontuar, a jej wzrok przebiegł po regałach, zastawionych fiolkami w rozmaitych rozmiarach oraz kolorach i różnymi pudełkami. Mimowolnie zastanowiła się, co takiego skrywają. Nie wątpiła, że w tym sklepie było mnóstwo eliksirów, które powinna skonfiskować. Nie planowała tego jednak. Nawet nie dlatego, że byłoby jej głupio wobec znajomego. Chang był starszy od niej tylko o dwa lata, a kojarzyła z Hogwartu właściwie każdego, kto był w zbliżonym wieku, poza tym nie pierwszy raz tu przychodziła. Ale ot po pierwsze, nie miała nakazu, po drugie, czasem pewne znajomości na Nokturnie po prostu się przydawały, po trzecie, przyjmowała zasada, że nie da się aresztować wszystkich z Nokturna, bo w Azkabanie zabraknie cel.
Wolała skupiać się na tych grubszych rybach. Chociaż te, niestety, było znacznie ciężej złowić i jeszcze utrzymać w "akwarium"...
- Mam nadzieję, że jesteś tu cały i zdrowy, i tylko się przede mną chowasz, bo nie chcesz, żebym zagadała cię na śmierć, a nie leżysz gdzieś na tyłach, uduszony oparami eliksirów? - zawołała Longbottom, podnosząc nieco głos. Podciągnęła się nieco na łokciach, wychylając do przodu i próbując zajrzeć w głąb pomieszczenia. Brenna nie pchała się na razie na zaplecze, bo byłoby to jednak trochę niegrzeczne, a skoro drzwi wejściowe były otwarte, to pewnie Morgan zaraz się pojawi.


Don't promise to live forever. Promise to forever live while you're alive.
Widmo

Morgan Chang
#2
07.12.2022, 14:33  ✶  
Nokturn był bardzo specyficznym miejscem. Tak szczerze mówiąc to Morgan też nie za bardzo lubił tę ulicę - ale tak naprawdę on nie lubił żadnego miejsca w Londynie, a to jednak było dla niego domem. Dużo gorzej chyba czuł się będąc na zewnątrz, gdzieś na widoku, gdzie tak bardzo wyróżniał się wyglądem na tle brytyjskiego społeczeństwa. Nokturn tymczasem, a w szczególności jego pracownia, były znajome, uporządkowane wedle jego własnego wzoru, bezpieczne oraz, co bardzo istotne, przynosiły realne zyski.
Słysząc znajomy głos Morgan poderwał głowę znad ciętych właśnie na desce pomarszczonych strączków. Zerknął na nie kontrolnie - i w tej samej chwili wiedział, że nie może ich zostawić, puściły już sok i gdyby teraz odszedł, wszystko wsiąkłoby w drewno, a on musiałby zaczynać od nowa. Nie odkrzyknął do Brenny by poczekała, co byłoby logiczne, kobieta z całą pewnością mogła usłyszeć jednak jego krzątaninę. Chang wykonał więc jeszcze trzy szybkie cięcia - nie uroniwszy ani kropelki zebrał wszystko do fiolki i dokładnie zakorkował. Pracował metodycznie, nie spiesząc się, ale podobne rzeczy robił niemal od urodzenia, stąd gdy finalnie wyłonił się zza kotary koralików, oddzielającej przednią część lokalu od jego pracowni, minęły może dwie minuty. Skłonił się wedle chińskiego zwyczaju i dopiero wtedy spojrzał na gościa.
- Nie chowam się - odpowiedział zamiast "dzień dobry". - Wyciskałem fasolki burkotykwy - dodał jeszcze, jakby Brenna doskonale wiedziała o co chodziło i jakby to tłumaczyło całkowicie całą sprawę. Bo według niego tłumaczyło.
Mógł brzmieć nieco pretensjonalnie, ale tak naprawdę cieszył się na jej widok. Zarówno Brenna jak i jej brat byli zawsze mile widziani w pracowni Morgana, każde z innego powodu - niemniej Chang po prostu ich lubił. A to w jego własnych oczach stanowiło nie lada wyróżnienie. Do tego stopnia że Morgan był niemal pewny, że ze strony Longbottom nic mu "nie grozi". w Końcu układ, który posiadali, działał w obie strony. Zaufanego innego speca od podejrzanych specyfików może udałoby się Brennie znaleźć na Nokturnie w miarę szybko i łatwo... jednakże znalezienie zaufanego - to już było nie lada wyzwaniem.
- Jeśli to w sprawie Erika... jesteś za wcześnie. - zauważył z kamienną twarzą. Nie miał w tym momencie gotowego eliksiru tojadowego. Był w trakcie przygotowania kilku porcji, ale wciąż potrzebowały dobrego tygodnia, by dojrzeć. Teraz byłyby bezużyteczne. Ale może chodziło o co innego? Chang spojrzał na Brennę z iskrą zaciekawienia w oczach. Była jedną z tych klientek, dla których czasem musiał wykazywać się kreatywnością w kwestii doboru eliksirów. Może dziś miała dla niego kolejne wyzwanie.
Chichot losu
I’m not looking for the knight
I’m looking for the sword
Brązowe, niezbyt długie włosy, często rozczochrane. Wzrost wysoki jak na kobietę, bo mierzy sobie około 179 centymetrów wzrostu. Twarz raczej sympatycznie ładna niż piękna, nie wyróżniająca się przesadnie i rzadko umalowana. Brenna porusza się szybko, energicznie, głos ma miły i rzadko go podnosi. Ubiera się różnie, właściwie to okazji - w ministerstwie widuje się ją w umundurowaniu albo w koszuli i garniturowych spodniach, kiedy trzeba iść gdzieś, gdzie będą mugole, w Dolinie w ubraniach, które ujdą wśród mugoli, a na przyjęcia i bale czystokrwistych zakłada typowe dla tej sfery zdobione szaty. W tłumie łatwo może zniknąć. Jeżeli używa perfum, to zwykle to jedna z mieszanek Potterów, zawierająca nutę bzu, porzeczki i cedru, a szamponu najczęściej jabłkowego, rzecz jasna też potterowskiego.

Brenna Longbottom
#3
07.12.2022, 18:21  ✶  
Changa przywitała uśmiechem i radosnym „cześć!”. Nie odpowiedziała podobnym ukłonem, bo miała po prostu niejasne wrażenie, że w jej wykonaniu wypadłby raczej groteskowo. Była zbyt energiczna na pełne wdzięku gesty, zwłaszcza należące do innej tradycji.
- Och, burkotykwy. To wiele wyjaśnia. Pewnie burkoczą, gdy je zostawiasz samemu sobie – oświadczyła Brenna z poważną miną, ani trochę nie zdziwiona odpowiedzią Morgana. Zresztą, to faktycznie wszystko wyjaśniało, przynajmniej w przypadku Changa. Nie odebrała nawet jego stwierdzenia jako pretensjonalnego: było po prostu… morganowe. – A jeżeli nie, to mi tego nie mów, nie psuj moich wizji. I ciesz się, że sprzedajesz eliksiry, nie ciastka, bo już bym ci ich połowę wyniosła…
Zmierzyła chłopaka spojrzeniem, oceniając, jak się trzyma. Może ulegała stereotypom, ale miała niekiedy wrażenie, że jej znajomi alchemicy lubią zapominać o jedzeniu, piciu, spaniu, a czasem chyba też o oddychaniu. To mogło być coś w oparach eliksirów. Uzależniały, czy kij wie? (Chociaż pod tym względem przyganiał kocioł garnkowi… to znaczy nie w kwestii jedzenia, bardzo dla Brenny ważnego, ale pod względem pochłonięcia zajęciami tak, że nie pamiętała o znaczeniu słowa „odpoczynek”.) A całkiem lubiła Morgana. I chwilowo faktycznie nic mu z jej strony nie groziło – przynajmniej póki nie przyłapała go na czymś bardzo nielegalnym, a raczej był na tyle mądry, by tego unikać. Miała też być może naiwną nadzieję, że Chang zastanowi się dwa razy, zanim wmiesza się w coś bardzo, bardzo podejrzanego i gdy ktoś na przykład zażyczy sobie substancji, która mogłaby zabić pół Londynu, zasugeruje, że nie potrafi takiej przyrządzić.
- Nieee, tym razem nie tojadowy. Chciałabym zrobić większe zamówienie. Czekaj, mam tu listę… A tak. Po pierwsze, antidotum na amortencję – powiedziała, sięgając po kartkę. Oczywiście, doskonale pamiętała, czego potrzebowała, ale wolała nie ryzykować, że coś umknie z jej pamięci. – Przynajmniej dwie porcje. Po drugie, jakiś eliksir na bezsenność, parę sztuk i prosiłabym o dokładne zalecenia, co do bezpiecznego dawkowania. Poza tym, masz coś odstraszającego gnomy ogrodowe? Widziałam ostatnio parę w naszym ogródku i nie mam zamiaru pozwolić tym małym draniom się zadomowić.
A nie mogła zamówić czegoś na nie u Dory czy nawet Lupinów, bo jeszcze dotarłoby to do jej matki, a ta oburzyłaby się, że Brenna jest tak brutalna.
- Da się załatwić?


Don't promise to live forever. Promise to forever live while you're alive.
Widmo

Morgan Chang
#4
10.12.2022, 19:38  ✶  
Pomiędzy brwiami Morgana pojawiła się ledwie widoczna zmarszczka - ale nie, zdecydowanie nie miał zamiaru tłumaczyć Brennie dlaczego fasolki, którymi się zajmował, nie mogły zostać same. Zdążył się już przyzwyczaić, że ludzie przychodzący do niego z ulicy bardzo często mieli zerową wiedzę zielarską. Żądali jedynie efektów, które można było osiągnąć po prostu łykając konkretną miksturę. Wedle życzenia Longbottom, pozostawił ją więc w błogiej niewiedzy.
- Ciastka nie sprzedawałyby się dobrze na Nokturnie - zauważył rzeczowym tonem, w pierwszej chwili nie wyłapując zupełnie aluzji. Dopiero po chwili zrozumiał, że kobiecie chodziło o potencjalną kradzież - Och. - to był jednak cały komentarz werbalny z jego strony, dużo większą reakcję widać było za to na jego włosach, które w jednej chwili zrobiły się całe białe.
Chcąc jakoś zamaskować własne zażenowanie, a także słysząc jak Brenna zaczyna recytować mu swoje zamówienie, Morgan szybkim krokiem wyszedł zza kontuaru. Podszedł do jednej z szafek, sięgając po dwie niepozorne fiolki z jasnoróżowym płynem. Każda z butelek w jego sklepie była oznakowana odpowiednią etykietą, dla wygody klientów rzecz jasna, jako że sam Chang doskonale wiedział co stało na jego półkach. Każda plakietka zawierała nazwę, a także datę uwarzenia - antidotum na amortencję było z zeszłego miesiąca, eliksir nasenny z zeszłego tygodnia. Tego drugiego Morgan zawsze przygotowywał całe kotły, jako że sam miewał problemy z zasypianiem. Co z resztą było jednym z powodów jego marnego wyglądu. Ale też mężczyzna po prostu nigdy nie wyglądał zbyt dobrze, chociaż prawda była taka, że bardzo o siebie dbał. Na tyle na ile mógł o siebie dbać ktoś, kto faktycznie spędzał całe dnie na wdychaniu eliksirowych oparów oraz kto po przebiegnięciu kilku metrów dostawał momentalnej zadyszki i niemal wypluwał z siebie płuca. Morgan pilnował godzin swoich posiłków, dbał także o to, aby nigdy nie jeść w swojej pracowni - ostatnie czego chciał to zanieczyszczenie jedzenia jakąś żrącą substancją lub na odwrót.
- Gnomy ogrodowe? - powtórzył z zaciekawieniem, unosząc odrobinę brew. Jego włosy powoli ciemniały, wracając do naturalnego, czarnego koloru. Szczerze mówiąc, po charakterze eliksirów, które zwykle zamawiała u niego Brenna, akurat czegoś tak... błahego... się nie spodziewał. Tym bardziej że całkiem skuteczne sposoby odstraszania tych szkodników dostępne były od ręki właściwie u byle aptekarza, nie trzeba się było po to wybierać aż na Nokturn. Kim on jednak był, aby odmawiać klientce tego, czego chciała? Tym bardziej że miał coś, co mogłoby jej pomóc. Potrzebował jedynie jeszcze kilku informacji - Jak bardzo... skuteczny... środek chcesz? - nie użył słowa "drastyczny" czy "zabójczy", ale to mniej więcej miał na myśli. Co prawda Brenna wspominała o "odstraszeniu", a nie "wytruciu" gnomów, wolał jednak dopytać. Jemu w końcu los szkodników - ale także większości ludzi - był zupełnie obojętny. Nie bał się sprzedawać trucizn, czego kobieta musiała być świadoma. Starał się jednak trzymać z dala od bardziej paskudnych spraw Nokturnowego światka. No i na niemal wszystkie z posiadanych przez siebie szkodliwych substancji posiadał jednak także antidota!
Chichot losu
I’m not looking for the knight
I’m looking for the sword
Brązowe, niezbyt długie włosy, często rozczochrane. Wzrost wysoki jak na kobietę, bo mierzy sobie około 179 centymetrów wzrostu. Twarz raczej sympatycznie ładna niż piękna, nie wyróżniająca się przesadnie i rzadko umalowana. Brenna porusza się szybko, energicznie, głos ma miły i rzadko go podnosi. Ubiera się różnie, właściwie to okazji - w ministerstwie widuje się ją w umundurowaniu albo w koszuli i garniturowych spodniach, kiedy trzeba iść gdzieś, gdzie będą mugole, w Dolinie w ubraniach, które ujdą wśród mugoli, a na przyjęcia i bale czystokrwistych zakłada typowe dla tej sfery zdobione szaty. W tłumie łatwo może zniknąć. Jeżeli używa perfum, to zwykle to jedna z mieszanek Potterów, zawierająca nutę bzu, porzeczki i cedru, a szamponu najczęściej jabłkowego, rzecz jasna też potterowskiego.

Brenna Longbottom
#5
11.12.2022, 13:14  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 11.12.2022, 13:15 przez Brenna Longbottom.)  
- Nie? Chcesz mi powiedzieć, że na Nokturnie mieszkają ludzie, którzy nie lubią ciasteczek? - spytała Brenna, po czym teatralnym gestem przycisnęła dłoń do serca, a na jej twarzy pojawił się wyraz udawanego przerażenia, jakby ta informacja była dla niej nie tylko szokiem, ale czymś skrajnie upiornym. - Wiedziałam, że mogę się tu natknąć na czarnoksiężników, złodziei, paserów i łobuzów, ale nie spodziewałam się czegoś aż tak strasznego. Gdybym miała o tym pojęcie, nigdy nie weszłabym na Nokturn sama.
Wiedziała oczywiście, że nie do końca to miał na myśli, ale po prostu nie mogła oprzeć się temu małemu teatrzykowi.
Zmianę koloru włosów Morgana dostrzegła, ale nijak jej nie skomentowała: nie pierwszy raz widziała ten efekt. Umiejętność metamorfomagii była czymś, czego mu trochę zazdrościła. Z drugiej strony zdawało się, że nie zawsze nad nią panował, a to już mogło być odrobinę kłopotliwe.
- Ach i zamówienie na przyszłość, dwie porcje wielosokowego - dodała jeszcze, chowając karteczkę. Wątpiła, aby Morgan przypadkiem miał akurat ten eliksir na stanie. Jeżeli dobrze pamiętała, wymagał rzadkich składników, przygotowywało się go przez wiele tygodni, a ją głowa bolała od samego patrzenia na sposób przygotowania. Pewnie prędzej wyczarowałaby słonia niż zdołała uwarzyć tę miksturę.
Podparła się o ladę, obserwując, jak Chang porusza się po pomieszczeniu. Gdy spytał o gnomy ogrodowe, na jej wargach zaigrał uśmiech.
- Tak. Małe dranie. Rok temu zeżarły wszystkie truskawki. Wyobrażasz sobie moje oburzenie, kiedy to odkryłam? Wywaliłam je z ogrodu zaklęciami, ale jakimś cudem na jesieni wróciły, a wczoraj przyłapałam jednego na jabłoni w sadzie. Tylko ja mogę łazić po naszych jabłoniach. - No dobrze, i każdy domownik, przyjaciel domu oraz przypadkowy gość, ale na pewno nie zamierzała pozwolić, aby gdy jabłka już zaczną pojawiać się na drzewach, zostały zeżarte przez gnomy. - Jeżeli da się je odstraszyć, to odstraszenie wystarczy. Nie chcę potem wygrzebywać ich trupów spod liści truskawek - oświadczyła lekko, bo nie była na tyle głupia, by zakładać, że Morgan nie miał tu żadnych trucizn. Po prawdzie zresztą podejrzewała, ze na Nokturnie częściej trują nimi szczury niż samych ludzi, bo tych pierwszych to było tutaj chyba więcej niż tych drugich... i sprawiały większe problemy. Nie widziała tez w gnomach ani ludzi, ani nawet tych przyjemniejszych zwierząt, a raczej szkodniki, więc sugestia ich otrucia nie zdawała się jej jakaś szczególnie szokująca. Ale jeżeli dało się to załatwić nieco bardziej pokojowo...


Don't promise to live forever. Promise to forever live while you're alive.
Widmo

Morgan Chang
#6
19.12.2022, 15:36  ✶  
- Na Nokturnie nie lubią wielu rzeczy. Szczególnie słodkich - odpowiedział, tym razem nawet na nią nie spoglądając - nie dlatego że postanowił zignorować jej udawane przerażenie, po prostu akurat schylał się po kolejną fiolkę.
Metamorfomagia była dla niego z jednej strony przekleństwem, z drugiej błogosławieństwem. Jako że średnio radził sobie nawet w werbalnej komunikacji i otwartym okazywaniu swoich odczuć w stosunku do rozmówcy, bardzo często ludzie błędnie rozumieli jego intencje. Nagłe zmiany kolorów oczu oraz włosów pozwalały odrobinę temu zaradzić, komunikowały to, czego Morgan nie umiał przedstawić mimiką twarzy. Zupełnie inną kwestią było, czy interpretacja rozmówcy była prawidłowa... To w końcu także nastręczało pewnych trudności. No i nie zapominajmy że sam Chang nie zawsze chciał, aby jego emocje były widoczne jak na dłoni. Metamorfomawia jednak nie znała litości, a on nigdy nie nauczył się nad nią panować. Dla kogoś takiego jak Brenna, taka umiejętność byłaby zdecydowanie bardziej przydatna, nie miał co do tego wątpliwości. Byłaby wtedy prawdziwym kameleonem. On co najwyżej mógł robić za ośmiornicę - tak samo jak ona błyskać wyrazistymi kolorami głównie wtedy, gdy był rozgniewany lub zestresowany.
Morgan wrócił za kontuar, stawiając całe zamówienie Brenny na ladzie. Pogrzebał jeszcze w szufladach, wyciągając z jednej z nich pergamin. Sięgnął po leżące na blacie pióro i zamoczył jego koniec w zdobnym, jadeitowym kałamarzu. Zaczął pospiesznie skrobać coś na papierze - pismo miał mimo to bardzo staranne, choć drobniutkie. Nie obawiał się jednak o to, że Brenna miałaby problem z odczytaniem go. Najwyżej będzie musiała użyć szkła powiększającego.
- Instrukcje - zakomunikował, zwijając pergamin i przewiązując go sznurkiem. Położył go obok fiolek podpisanych jako eliksir nasenny. Zaraz potem mężczyzna zapisał także coś w swoim dzienniku - Przyjdź za półtora miesiąca - jeśli miał być szczery, wielosokowy był jednym z najmniej lubianych wywarów, które Chang przygotowywał, a jak na złość, miał dość spore wzięcie. Ostatnie fiolki faktycznie zeszły w ostatnim tygodniu, ale przygotowywanie ogromnych ilości na zapas totalnie mijało się z celem. Miał bardzo krótki termin przydatności do spożycia.
- Takie ciałka są całkiem niezłym nawozem - wzruszył ramionami, gdy Brenna zdecydowała się na mniej drastyczne podejście. - Duży masz ten ogród? - dopytał się jeszcze, wyciągając z innej z szuflad sporej wielkości skórzany woreczek. Proszek, który zamierzał jej zaproponować nie był permanentnym rozwiązaniem problemu, ale efekt powinien utrzymać się dość długo - Pyłkłuj. Rozrzuć go wszędzie tam, gdzie widziałaś gnomy. Będzie je parzyć. Dla ludzi nieszkodliwy, ale na wszelki wypadek myj owoce przed jedzeniem. - wyjaśnił, zaczynając odsypywać na wadze konkretną ilość specyfiku.
Chichot losu
I’m not looking for the knight
I’m looking for the sword
Brązowe, niezbyt długie włosy, często rozczochrane. Wzrost wysoki jak na kobietę, bo mierzy sobie około 179 centymetrów wzrostu. Twarz raczej sympatycznie ładna niż piękna, nie wyróżniająca się przesadnie i rzadko umalowana. Brenna porusza się szybko, energicznie, głos ma miły i rzadko go podnosi. Ubiera się różnie, właściwie to okazji - w ministerstwie widuje się ją w umundurowaniu albo w koszuli i garniturowych spodniach, kiedy trzeba iść gdzieś, gdzie będą mugole, w Dolinie w ubraniach, które ujdą wśród mugoli, a na przyjęcia i bale czystokrwistych zakłada typowe dla tej sfery zdobione szaty. W tłumie łatwo może zniknąć. Jeżeli używa perfum, to zwykle to jedna z mieszanek Potterów, zawierająca nutę bzu, porzeczki i cedru, a szamponu najczęściej jabłkowego, rzecz jasna też potterowskiego.

Brenna Longbottom
#7
19.12.2022, 23:50  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 08.01.2023, 23:00 przez Brenna Longbottom.)  
- Och proszę, powiedz, że ty nie jesteś jednym z tych dziwaków i lubisz ciasteczka? – upewniła się jeszcze Brenna, takim tonem, jakby za odpowiedź przeczącą miała wyciągnąć kajdanki i natychmiast jednak aresztować Morgana. Za… ogólne przestępstwo przeciwko moralności. Coś na pewno by wymyśliła.
Prawda?
- Za półtorej miesiąca. Jasne. Przyniosę ciasteczka. Skoro na Nokturnie występują braki, trzeba to koniecznie nadrobić – oświadczyła, zabierając się za wkładanie do torby najpierw instrukcji, a potem fiolek. Przygotowała już wcześniej woreczek, wypchany bibułą, tak na wszelki wypadek, by żaden flakonik na pewno się nie potłukł.
Niezbyt się dziwiła popularności wielosokowego. Ktoś taki jak Morgan zupełnie go nie potrzebował. Ona od biedy mogła odmienić czyjś wygląd… problem w tym, że mogłaby to zrobić tylko na stałe. Sama jeszcze dałaby radę gdzieś przemknąć niezauważona zmieniając fryzurę, ale by taki Erik uniknąć rozpoznania, potrzeba było już czegoś więcej.
Notabene wcale nie żartowała. Brenna faktycznie planowała, że gdy przyjdzie po odbiór fiolek, przyniesie ze sobą nie tylko monety, ale także ciasteczka. Gdy już coś obiecywała, nawet coś, co w gruncie rzeczy było bardzo absurdalne, to dotrzymywała obietnicy. (Przekonała się o tym choćby jej siostra cioteczna, kiedy domagała się psich smaczków i faktycznie psie ciasteczko dostała. Oraz normalne.)
- Taaak, ale najpierw leżą, rozkładają się, trzeba na nie patrzeć, będą cuchnąć, jak akurat ułożysz się w trawie, nie wspominając o tym, że jeszcze znajdzie je pies… a właśnie. Czy proszek zaszkodzi psu? I tak ogród i sad owszem, są duże, więc daj tego lepiej sporo – poprosiła, czekając aż Morgan odmierzy odpowiednią ilość, a potem sięgnęła po woreczek. Sprawdziła, czy jest starannie zawiązany, i także jego umieściła w torbie, w zamian wyjmując sakiewkę, gotowa odliczyć sumę wskazaną przez Changa.
- A tak poza interesami, co u ciebie, Morgan? Wychodzisz chociaż czasem z tej pracowni? - spytała, obrzucając mężczyznę bacznym spojrzeniem. Może i starał się o siebie dbać, ale wyglądał jej na niezbyt wyspanego, niezbyt najedzonego, i ogólnie na kogoś, kto za mało je, za mało odpoczywa i za mało czasu spędza na świeżym powietrzu. Brenna nie czuła się uprawniona do wytykania mu tego wszystkiego, ale kondycja - czy też raczej jej brak - Changa szczerze ją martwiła. Niby nigdy nie wydawał się jakoś szczególnie sprawny fizycznie, kto jednak wie, czy teraz to się nie pogorszyło na skutek spędzania zbyt dużej ilości czasu na wdychaniu oparów eliksirów...

Brenna i Morgan pogawędzili jeszcze parę chwil, przy czym mówiła - jak to często bywało w jej przypadku - głównie Brenna, chociaż czasem dawała radę nawet podejść Changa na tyle, że wydusił z siebie parę słów. Potem umówili się na odebranie wkrótce eliksiru wielosokowego - po chwili namysłu Brenna zwiększyła zamówienie o kilka dodatkowych porcji. Żyli w końcu w, niestety, dość niebezpiecznych czasach.
Potem zebrała wszystkie zamówione eliksiry, pożegnała Morgana, wspomniała, że jeśli wpadłby do Doliny Godryka, chętnie wyciągnie go do tamtejszego baru (albo innego miejsca, gdzie nikogo nie zdziwi nagła zmiana fryzury) i wymaszerowała. Aportowała się wprost spod jego drzwi, nie chcąc niepotrzebnie chodzić po Nokturnie. Zwłaszcza, że robiło się już powoli ciemno, a na tej ulicy, gdzie nie było zbyt wielu ciasteczek, mogło się wszak zdarzyć wszystko...

Koniec sesji


Don't promise to live forever. Promise to forever live while you're alive.
« Starszy wątek | Nowszy wątek »

Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości
Podsumowanie aktywności: Brenna Longbottom (1977), Morgan Chang (1307)




  • Pokaż wersję do druku
  • Subskrybuj ten wątek

Przydatne linki
Kolejeczka
Tryb normalny
Tryb drzewa