Paskudne podejrzenie, że to on mógł być ojcem Mabel, odbiło się w jej głowie, ale spróbowała je od siebie odepchnąć. Niemożliwe, prawda? Zrobił to, bo... to był wypadek? Eden mu kazała? Nienawidził osób półkrwi? Był zły, że niewłaściwa osoba wygrała licytację?
- Wcześniej rozmawiał o czymś szeptem z żoną, podczas licytacji, ale nie słyszałam, o czym - mruknęła. Podniosła się powoli, bo po tej całej wizycie w przeszłości kręciło się jej w głowie. W uszach wciąż rozbrzmiewała muzyka i fragmenty rozmów, mieszające się ze sobą tak, że tworzyły gwar, przyprawiający o migrenę. Kiedy się rozejrzała, była prawie zdziwiona, że są w salonie sami i że wszystko wygląda... tak normalnie.
- Jeżeli Salem miał rację... i widziała tam kogoś... to... - zawahała się, ale zaraz dokończyła, bo skoro powiedziało się A, trzeba było powiedzieć B. – Z tych na mojej liście, jako bóbr od razu pobiegła do Perseusa Blacka - wykrztusiła w końcu, chociaż miała wielką, wielką nadzieję, że to nie on. Był żonaty. I był, cholera jasna, Zawsze Czystym Blackiem. Jego matka prędzej wrzuciłaby Mabel do kominka niż zaakceptowała wnuczkę, która nie miała idealnie czystej krwi.
Tyle że...
...to wcale nie były najgorsze wieści.
- Kiedy ją wyprowadzałam, minęliśmy Adelarda - dodała nieszczęśliwym tonem. Rzadko wspominała o kuzynie przy Norze, ten nie mieszkał z nimi, a gdy tu bywał z żoną (żoną!), to jakoś dziwnym trafem Nora akurat była zajęta.
I wreszcie...
- I Alastor. On próbował ją odczarować. Patrzyła na niego. Witali się niby przy nas całkiem normalnie... ale on tak szybko uciekł... - wymamrotała Brenna, po czym opadła na kanapę. Nie usiadła na niej, a raczej opadła na nią bokiem, zwijając się w kłębek. Klepnęła o poduszkę, pozwalając psu wskoczyć obok i otoczyła go ramieniem. Powolnym gestem: nauczyła się w ostatnich dniach nie wykonywać przy nim zbyt gwałtownych ruchów. Wciąż nie ufał im jeszcze zupełnie.
- Mógł być jeszcze ktoś inny, kogo spotkała wcześniej, a ja nie zobaczyłam tej sceny, ale... te trzy osoby zdają mi się... najbardziej... podejrzane – wymamrotała, ukrywając na moment twarz w psiej, odrastającej powoli sierści. Specjalny tonik – którego zastosowanie nie należało do łatwych – z Pokątnej na szczęście doskonale zadziałał na psią pielęgnację. Po chwili jednak znów spojrzała na brata i kiedy się odezwała, ton miała już… bardzo swój. Nie w tych momentach, gdy gadała od rzeczy, ale coś planowała czy relacjonowała w pracy.
- Do Perseusa nawet nie próbowałabym się zbliżać. A już na pewno nie próbowałabym rozmawiać z Norą. Nie zapraszanie go tam, gdzie jest Nora, będzie łatwe, a gdyby to był on, lepiej to pogrzebać na wieki. Adelarda przy jakimś spotkaniu można po prostu poczęstować ciastem Nory i spytać, czy ją kojarzy, a potem obserwować reakcję. Problem w tym, że właściwie każdy z tej trójki może wejść do Nory Nory. Sam, z kolegami i tak dalej. Jeżeli to byłby Alastor… być może spróbowałabym z nią porozmawiać. Nie w jego kontekście, ale raczej tego, że Mabel powinna mieć prawo wiedzieć, skąd pochodzi.
Chociaż Alastor „Stała czujność” Moody, w ocenie Brenny przynajmniej, absolutnie nie nadawał się na ojca.
- Merlinie, ja pokazywałam Idzie prezenty dla Mabel – przypomniała sobie nagle, siadając na kanapie. Jej wcześniejsze obawy wcale nie wydawały się już teraz przesadzone. Że zetkną ich niechcący ze sobą. Ba, gdyby nic nie wiedziała, prędzej czy później osobiście pewnie przedstawiłaby im chrześnicę. Tak całkiem niechcący, bo ta zechciałaby obejrzeć Ministerstwo od środka...– Przyprowadziłam ją do Nory Nory! Alastor dostał ode mnie pączka z karteczką, że to jej! Przed świętami przeparadowałam pod jego gabinetem z wielkim koniem na biegunach, bo kupiłam go przed dyżurem... Ja nawet myślałam, czy i jego nie zabrać na to otwarcie, bo akurat mignął mi na korytarzu… To znaczy Alastora, nie konia. I dałam Moodym chyba z dwa kilogramy słodyczy po balu. Z wizytówką w środku.
Pies nerwowo poruszył łbem, reagując na podniesiony głos.