23.12.2022, 23:30 ✶
(Ten post był ostatnio modyfikowany: 23.12.2022, 23:36 przez Julien Fitzpatrick.)
Wsunięty za pazuchę kurtki list wygniótł się, gdy Charlie sięgnął po niego, aby złożyć pergamin w mniejszą kostkę. Nie chciał, aby spisane na nim słowa się zamazały, a noszenie go w ręce też nie było najlepszą opcją, zwłaszcza przy teleportacji.
Chowające się za chmurami słońce wspominało dopiero co celebrowany najdłuższy dzień w roku, a trawa kłaniała się pod naporem wiatru i butów Rookwooda, gdy stawiał kroki przemierzając łąkę, podążając w stronę biegnącej na jej skraju ścieżki skrytej pomiędzy niskimi, szarymi murkami odgradzającymi od siebie pola i pastwiska. Garstka drzew majaczyła za jego plecami, gdy szedł skulony w stronę malującej się na przędzie, jeszcze niewyraźnymi barwami, chatki. Mocniejszy powiew przesłonił mu twarz włosami, a szum morza zza krańca klifu dotarł do siekanych wiatrem uszu. Postawił kołnierz kurtki i przyspieszył kroku, nie dając się pokonać typowej pochmurności i szarości angielskiej pogody.
Stresował się. Wiedział, że nikt nie może go rozpoznać, nie po tym jak Brenna zmieniła mu twarz, a Heather przedstawiła niektórym jako kompletnie obcego człowieka z dalekiej Australii. Mimo, ze znajdował się na kompletnym odludziu, na którym nawet mugolski drogi były rzadkością, a jeżeli już jakaś się znalazła to przecinała pole swoją nieasfaltową powierzchnią. Gospodarstwa i wioski były od chatki i niewielkiego, znajdującego się nieopodal niej, zagajnika oddalone conajmniej półgodzinną drogą, jeżeli miało się jakikolwiek środek transportu, na nogach zajmowało to trochę dłużej, a Charles i tak rozejrzał się pare razy, niepewnie, zanim wyszedł zza drzew, albo teraz, gdy przeprawiał się przez murek, bo nie chciał iść wzdłuż niego i marnować czasu, gdy chłodne, wilgotne powietrze przedostawały się przez szpary pomiędzy ubraniami. Nie tylko to go martwiło. Miał przed sobą rozmowę, w której będzie musiał wyjaśnić Sarze, że faktycznie jest sobą. Ręce mu się pociły na samą myśl, nie chciał rozwijać przed nią traum ostatnich tygodni już na wejściu, właściwie nie był pewien czy w ogóle chce o tym szerzej rozmawiać, ale zdawał sobie sprawę, że będzie musiał. W końcu należało się jej wytłumaczenie czemu nie odpisał na list, czemu zwlekał.
Zanim się spostrzegł mierzył się spojrzeniem z drzwiami niewielkiego domku, teraz odgrodzony od ostrego wiatru otaczającymi go drzewami. Zamknął za sobą żeliwną bramkę, a ta skrzypnęła zachęcająco. Westchnął pod nosem układając w głowie przywitanie, tłumaczenie sytuacji i... co tu właściwie robi. Miał z tyłu głowy myśl, że Sarah może być w Londynie, a nie tutaj, ale w stolicy bał się jeszcze pojawiać, wolał aż sytuacja z bratem, Christie i nim samym ucichnie, chociaż... chociaż może nie powinien.
Zapukał gryząc w stresie wnętrze policzka.
'Hej Sarah, to ja Charlie, jestem teraz ładniejszy, wiem, wydawało się to niemożliwe, ale tak się stało i naprawdę to ja?'
Nie, okropne. Aż skrzywił się na wybrzmienie słów w głowie.
'No hej, to ja Charles, wysłałaś mi list, mam go tutaj, moja twarz wcale nie wygląda znajomo? Zmieniłem krem, zdziałał cuda.'
Przestań, robisz z siebie idiotę jak zawsze.
Nim skończył kolejną, zaczętą myśl drzwi się otworzyły, a włosy na karku Rookwooda stanęły dęba.
- No hej, to ja, mam .. mam list. - powiedział tylko i chciał przyłożyć sobie otwarta dłonią w czoło, ale zamiast tego wyciągnął zza pazuchy pergamin i przełknął ślinę - Mam na myśli... to ja, Charles. Wiem, że wyglądam lepiej niż ostatnio, wiem, wydawało się to niemożliwe... ale zaszła taka potrzeba - wyszczerzył się pokazując rządek zębów, zdając sobie sprawę jak idiotycznie musi brzmieć, ale nie miał bladego pojęcia co mówi się przyjaciołom po tym jak zniknęło się na pare tygodni, zmieniło wygląd i widziało śmierć własnego brata.
Zawsze musi być ten pierwszy raz.
Chowające się za chmurami słońce wspominało dopiero co celebrowany najdłuższy dzień w roku, a trawa kłaniała się pod naporem wiatru i butów Rookwooda, gdy stawiał kroki przemierzając łąkę, podążając w stronę biegnącej na jej skraju ścieżki skrytej pomiędzy niskimi, szarymi murkami odgradzającymi od siebie pola i pastwiska. Garstka drzew majaczyła za jego plecami, gdy szedł skulony w stronę malującej się na przędzie, jeszcze niewyraźnymi barwami, chatki. Mocniejszy powiew przesłonił mu twarz włosami, a szum morza zza krańca klifu dotarł do siekanych wiatrem uszu. Postawił kołnierz kurtki i przyspieszył kroku, nie dając się pokonać typowej pochmurności i szarości angielskiej pogody.
Stresował się. Wiedział, że nikt nie może go rozpoznać, nie po tym jak Brenna zmieniła mu twarz, a Heather przedstawiła niektórym jako kompletnie obcego człowieka z dalekiej Australii. Mimo, ze znajdował się na kompletnym odludziu, na którym nawet mugolski drogi były rzadkością, a jeżeli już jakaś się znalazła to przecinała pole swoją nieasfaltową powierzchnią. Gospodarstwa i wioski były od chatki i niewielkiego, znajdującego się nieopodal niej, zagajnika oddalone conajmniej półgodzinną drogą, jeżeli miało się jakikolwiek środek transportu, na nogach zajmowało to trochę dłużej, a Charles i tak rozejrzał się pare razy, niepewnie, zanim wyszedł zza drzew, albo teraz, gdy przeprawiał się przez murek, bo nie chciał iść wzdłuż niego i marnować czasu, gdy chłodne, wilgotne powietrze przedostawały się przez szpary pomiędzy ubraniami. Nie tylko to go martwiło. Miał przed sobą rozmowę, w której będzie musiał wyjaśnić Sarze, że faktycznie jest sobą. Ręce mu się pociły na samą myśl, nie chciał rozwijać przed nią traum ostatnich tygodni już na wejściu, właściwie nie był pewien czy w ogóle chce o tym szerzej rozmawiać, ale zdawał sobie sprawę, że będzie musiał. W końcu należało się jej wytłumaczenie czemu nie odpisał na list, czemu zwlekał.
Zanim się spostrzegł mierzył się spojrzeniem z drzwiami niewielkiego domku, teraz odgrodzony od ostrego wiatru otaczającymi go drzewami. Zamknął za sobą żeliwną bramkę, a ta skrzypnęła zachęcająco. Westchnął pod nosem układając w głowie przywitanie, tłumaczenie sytuacji i... co tu właściwie robi. Miał z tyłu głowy myśl, że Sarah może być w Londynie, a nie tutaj, ale w stolicy bał się jeszcze pojawiać, wolał aż sytuacja z bratem, Christie i nim samym ucichnie, chociaż... chociaż może nie powinien.
Zapukał gryząc w stresie wnętrze policzka.
'Hej Sarah, to ja Charlie, jestem teraz ładniejszy, wiem, wydawało się to niemożliwe, ale tak się stało i naprawdę to ja?'
Nie, okropne. Aż skrzywił się na wybrzmienie słów w głowie.
'No hej, to ja Charles, wysłałaś mi list, mam go tutaj, moja twarz wcale nie wygląda znajomo? Zmieniłem krem, zdziałał cuda.'
Przestań, robisz z siebie idiotę jak zawsze.
Nim skończył kolejną, zaczętą myśl drzwi się otworzyły, a włosy na karku Rookwooda stanęły dęba.
- No hej, to ja, mam .. mam list. - powiedział tylko i chciał przyłożyć sobie otwarta dłonią w czoło, ale zamiast tego wyciągnął zza pazuchy pergamin i przełknął ślinę - Mam na myśli... to ja, Charles. Wiem, że wyglądam lepiej niż ostatnio, wiem, wydawało się to niemożliwe... ale zaszła taka potrzeba - wyszczerzył się pokazując rządek zębów, zdając sobie sprawę jak idiotycznie musi brzmieć, ale nie miał bladego pojęcia co mówi się przyjaciołom po tym jak zniknęło się na pare tygodni, zmieniło wygląd i widziało śmierć własnego brata.
Zawsze musi być ten pierwszy raz.
I won't deny I've got in my mind now all the things we'd do
So I'll try to talk refined for fear that you find out how I'm imaginin' you
So I'll try to talk refined for fear that you find out how I'm imaginin' you