• Londyn
  • Świstoklik
    • Ulica Pokątna
    • Aleja horyzontalna
    • Ulica Śmiertelnego Nokturnu
    • Ministerstwo Magii
    • Klinika Św. Munga
    • Niemagiczny Londyn
    • Dolina Godryka
    • Little Hangleton
    • Strażnica
    • Kromlech
    • Wyspy Brytyjskie
    • Reszta świata
    • Zmieniacz czasu
    • Opisy lokacji
  • Dołącz do gry
  • Zaloguj się
  • Postacie
  • Accio
  • Indeks
  • Gracze
  • Accio
  • Ekipa
Secrets of London Scena główna Ulica Śmiertelnego Nokturnu [21.04.1972r.] Speluna na Nokturnie | Fergus & Lycoris

[21.04.1972r.] Speluna na Nokturnie | Fergus & Lycoris
"Toby"
There's a starman waiting in the sky
He'd like to come and meet us
Fergus jest dość wysoki, bo mierzy metr osiemdziesiąt wzrostu, a do tego dość chudy. Patrząc na niego, ma się wrażenie, że może się złamać na pół. Ma długie, wiecznie rozczochrane włosy, które związuje, kiedy musi się skupić lub nad czymś pracuje i brązowe oczy w odcieniu czekolady. Zazwyczaj jest dosyć nerwowy i intensywnie gestykuluje, kiedy mówi. Jest leworęczny.

Fergus Ollivander
#11
12-30-2022, 05:04 PM  
Na co komu idealnie zaśpiewane arie, nawet jeśli wywoływały łezkę w oku? To ten ochrypły dźwięk było łatwiej zapamiętać, niekonwencjonalny sposób przedstawienia pieśni. O wiele bardziej zapadała w ludzkich umysłach tylko fałszywa nuta. To nie najwybitniejszy wyczyn, a porażka nie schodziłaby z ust obecnych na bankiecie. Pławiliby się w swojej złośliwości, w głębi ducha ciesząc, że nie padło na nich. Zawsze się tego boją, że to oni zostaną pośmiewiskiem. Jeden zły krok i po tobie. Fergus już dawno uznał, że jedynym ratunkiem jest nie patrzeć na innych i podnosić się z jeszcze większą dumą po każdym upadku. Nie zawsze mu to jednak wychodziło, nawet bardzo rzadko. Mniejsza z ariami, zwłaszcza że Ollivandera raczej nie ciągnęło w kierunku opery, to jakby postawić szyszymorę na scenie teatru.
Laudanum, mówisz? Ciężko tu stwierdzić: w grę wchodziło uzależnienie od alkoholu, czy opioidów. A może jedno i drugie? Czy z braku trunku ogarniał ją ból głowy w swoim migrenowym wrzasku?
- Co trzeba zrobić, by na takiego w twoich oczach wyglądać, Lycoris? – zapytał z głową podpartą na dłoni, przyglądając jej się uważnie. W jego oczach można było dostrzec ten błysk poszukiwania kolejnego sposobu, by jej dopiec. – Cytować Kartezjusza? Dyskutować o dorobku prerafaelitów? A może w ogóle mówić po łacinie? Gallia est omnis divisa In partes tres, czyż nie tak?
Wyuczył się ledwie pół zdania, używając go za każdym razem, gdy chciał się wykazać. Na dodatek z mugolskiego dzieła, wiedząc jedynie, że zwykły mężczyzna chciał być nieomal równy bogom. Z bóstwem miał wspólną jedynie arogancję.
Idąc za jej przykładem, sięgnął do kieszeni po papierosa, skręconego samodzielnie zanim postanowił wyjść w miasto. Tradycyjnie wypalił większość w drodze do pubu, teraz operując ograniczonymi zasobami. Zaciągnął się dymem, duszącym w płucach od mocnego tytoniu.
- Gorzej, jeśli wokół są inni magicy. Mogliby przejrzeć tę sztuczkę – odpowiedział jej, mrugając do niej jednym okiem. Pomimo tego pozoru żartobliwego głupka wiedział, że nie tak łatwo będzie ją zrozumieć. Była skryta, ale on też jej wiele nie zdradzał. Musieli wyłapywać informacje o sobie jedynie z pojedynczych stwierdzeń i gestów. Lycoris. Lydia. Kim jesteś i co tu robisz?
Zaśmiał się pod nosem na przyznanie, że mógł się posługiwać imieniem, które dla niej wymyślił z czystego zapominalstwa, jak naprawdę brzmiało nazwisko z Proroka.
- Powiedzmy – przyznał. – Możemy zrobić tak, że ja wybiorę coś dla ciebie na podstawie tego, co już o tobie wiem, a ty zrobisz to samo dla mnie – zastanowił się, nie do końca przekonany, czy przyjmie tę propozycję. – Ewentualnie zamówimy coś, co lubisz pić, gdy masz większy wybór i na odwrót. Tylko wtedy musielibyśmy raczej stąd wyjść, bo nie sądzę, by mieli cokolwiek poza Ognistą.
Czy mieszanie drinków było w ogóle dobrym pomysłem? Normalnie stwierdziłby, że nie. Teraz jednak marzył jedynie o tym, żeby się upić i po raz kolejny zapomnieć o wszystkim, co się wokół niego działo. Nie miał jednak pojęcia, dlaczego chciał to zrobić w jej towarzystwie. Nawet jeśli irytowała się na niego, a on tylko jeszcze bardziej się tym nakręcał, zaczynała mu się ta rozmowa całkiem podobać. Dziwne, doprawdy zaskakujące. Nie taki był jej cel.
Call me the Villain
You should see me in a crown
Your silence is my favorite sound
Wiecznie znudzona i zblazowana mimika okrywa płaszczem wyraziste kości policzkowe, pełne usta i oczy tak głęboko piwne, jakby sama piana morska wyrzucona na brzeg w nich mieszkała. Koścista aparycja jest podkreślona wielokroć przez wysoki wzrost, sięgający wybitnym stu siedemdziesięciu sześciu centymetrom. Zdecydowanie bardziej kanciasta, aniżeli kobieca - porusza się, jak i nosi, po męsku. Nosi za sobą ciężką woń piżmowych perfum, głos ma zupełnie niemelodyjny, niski i ochrypły.

Lycoris Black
#12
01-02-2023, 11:43 AM  

Opiewana ariami, nigdy nie współuczestniczyła w byciu niedoścignionym bankietowym ideałem; już od młodych lat, jedynym co przynosiła barchanowym całunem wraz ze swoją poszlakowaną obecnością był głęboko lokujący się rodzinny wstyd. Niesubordynacja w kwestiach społecznych dotkliwie naznaczała ją piętnem od młodości, z każdą przemijającą zimą uwydatniając się coraz wyraziściej. Nie była przecież przystosowana do filuternych uśmiechów i kulturalnych dygnięć; z ramionami skrzyżowanymi i słowami opryskliwymi stanowiła niejednokrotnie epicentrum zainteresowania ciżby, a plotki na jej temat, w których zaczytywały się głęboko biurwy, zawierały w sobie solidną dozę prawdy. Widywana na połach hazardowych, uzależniona od opium, wychylająca chętnie szklanki whisky – niezależnie od tego, jak haniebnie ją krzywdziła i przywdziewała jej cechy, których w prozie codzienności się wstydziła.

Opiumowa ciecz łagodziła hałas obecny w głowie, ogniste migreny i spięcie rozlegające się po całym organizmie na wskroś. Nie uznawała miłości, uznawała laudanum – swoją jedyną i bliską kochankę. Z jej obrzydzeniem do ludzi, popadanie w nałogi stanowiło jedynie kwestię czasu; rozpoczynała się na nikotynowej rozpuście, aby skończyć wieńcem na alkoholu i opium.

– Nie być pretensjonalnym – odparła, a jej brwi uniosły się wysoko. – Żaden z tych tematów nie uczyni cię błyskotliwym. Słowa nie czynią błyskotliwym – dodała po chwili.

W gruncie rzeczy, mogłaby debatować na tematy wysokie – dorobki kulturalne, filozofowie, język łaciński, nie uznawała tego jednak za jednającą konieczność. W gruncie rzeczy myślała wręcz, jakoby pompatyczne kategorie konwersacji umniejszały intelektowi i stanowiły jedynie grę pozorów zaklętą w bogactwo językowe.

Dym ponownie rozgościł się w jej płucach, znacząc siwymi obłokami przestrzeń, gdy tylko opuścił jej wargi. Sięgnęła do popielniczki, pozbywając się pyłu wzbierającego na rozognionym oczku.

– To zależy od tego, jak dobrym magikiem jesteś, Toby – odparła, a jej cała postawa szeptała, jakoby to ona miała być tym wybitnym czarodziejem. Prawdą było jednak, iż prawdziwa magia w jej wykonaniu działa się na polu szachownicy. Percepcyjnie biegła, zajmująca się pionami od lat dziecięcych, nie miała sobie równych w tej materii.

Skrytość zawierająca się w jej osobowości nie miała nic wspólnego z nieśmiałym drygiem. Była zaskakująco pewna siebie, a kryzy jej umysłu zdawały się nie mieć wad w solidnej konstrukcji – prawdą było jednak, iż do swojego akwenu dopuszczała niezwykle rzadko.

– Znam bar, w którym serwują drinki na bazie spirytusu. Miło byłoby ujrzeć cię leżącego pod stołem wskutek jednego z nich – rzekła.

Skierowała ciekawskie spojrzenie mętnych, piwnych tęczówek w jego kierunku. Nie poderwała się, zabierając masywny płaszcz z siedziska obok – czekała na jego reakcję, nawet jeśli ta miałaby być odmowna. Nie zdarzało jej się zapraszać nigdzie ludzi, niezależnie od stopnia zażyłości; teraz jednak czuła perfidną potrzebę upicia go, wyciągnięcia brudnych meandrów myśli na światło dzienne.

"Toby"
There's a starman waiting in the sky
He'd like to come and meet us
Fergus jest dość wysoki, bo mierzy metr osiemdziesiąt wzrostu, a do tego dość chudy. Patrząc na niego, ma się wrażenie, że może się złamać na pół. Ma długie, wiecznie rozczochrane włosy, które związuje, kiedy musi się skupić lub nad czymś pracuje i brązowe oczy w odcieniu czekolady. Zazwyczaj jest dosyć nerwowy i intensywnie gestykuluje, kiedy mówi. Jest leworęczny.

Fergus Ollivander
#13
01-02-2023, 03:51 PM  
Nie wiedział już, co o niej myśleć. Początkowo miał ją za głupiutką trzpiotkę, która szuka wrażeń po wyjściu z biura. Oj jak bardzo się mylił, a na dodatek pozwolił jej się pochwycić w szpony, wciągnięty w tę dziwną rozmowę, która nie wiadomo dokąd tak naprawdę zmierzała. Im dalej w las, tym bardziej czuł się skonfundowany, ale za nic nie chciał dać tego po sobie poznać. Lepiej zgrywać pewnego siebie, zwłaszcza gdy nawet nie znała jego prawdziwego imienia.
Nie był lwem salonowym, nijak nie znał się na cywilizowanych konwersacjach. Utrzymanie kontaktu i zaciekawienie rozmówcy w jego przypadku było nie lada wyczynem. Ale tutaj jakimś cudem działało, choć sądził, że sporą tego część zawdzięczał alkoholowi szumiącemu mu w głowie.
- Czyli jesteś jedną z tych osób, które odróżniają zwykłą mądrość od inteligencji, na szczęście - odpowiedział jej, starając się ukryć w sobie to, że w sumie to mu pocisnęła. Nie potrafił jej rozgryźć i chyba nigdy nie będzie umiał, o ile jeszcze kiedykolwiek ją spotka. A wątpił, by chciała się w ogóle przyznać, że kojarzy jego twarz.
Bal się, że gdyby zaczął z nią dyskutować naprawdę, przegrałby z kretesem.
- Tego nie mogę ci powiedzieć, bo straciłbym mojego asa w rękawie - odparł na temat magika, choć w rzeczywistości żadnych sztuczek nie miał. Nie musiała jednak o tym wiedzieć.
Nikotynowy dym z dwóch papierosów mieszał się nad barem, sprawiając, że wyglądał jak rozmyty. Podobał mu się ten widok, zastanawiał się, czy gdyby wyciągnął dłoń, wszystko by się rozkazało, tworząc szarą plamę. Ale rzeczywistość tak nie działała, była ostra i kanciasta, a jedynie jego zaburzona percepcja pod wpływem procentów mogła podsunąć mu coś tak bezmyślnego.
- Nie tak łatwo mnie upić - zaśmiał się, chyba zapominając o tym, ile szklanek whisky już w siebie dzisiejszego wieczoru wlał. - Ale chętnie zobaczę, jak próbujesz mnie pokonać. - Uśmiechnął się w jej stronę zadziornie, a potem przeciągnął się jak kot, nim wstał ze swojego krzesła. Musiał rozprostować kości, a w tym miejscu zaczynało być zbyt duszno. - Madame? - Wyciągnął w jej stronę rękę, trochę żartobliwie, raczej nie licząc na to, że ją przyjmie. Ale kto ją tam wie.
Call me the Villain
You should see me in a crown
Your silence is my favorite sound
Wiecznie znudzona i zblazowana mimika okrywa płaszczem wyraziste kości policzkowe, pełne usta i oczy tak głęboko piwne, jakby sama piana morska wyrzucona na brzeg w nich mieszkała. Koścista aparycja jest podkreślona wielokroć przez wysoki wzrost, sięgający wybitnym stu siedemdziesięciu sześciu centymetrom. Zdecydowanie bardziej kanciasta, aniżeli kobieca - porusza się, jak i nosi, po męsku. Nosi za sobą ciężką woń piżmowych perfum, głos ma zupełnie niemelodyjny, niski i ochrypły.

Lycoris Black
#14
01-02-2023, 04:24 PM  

Pozostawała między nimi niejaka anonimowość, która sprawiała, iż mogli mówić do siebie słowa, których żal sercu byłoby wypowiedzieć w stosunku do kogokolwiek bliskiego. Może dlatego chwyciła go w swoje wiedźmie szpony; może dlatego uraczyła go uśmiechem, o którym na salonach krążyły pogłosy, jakoby zmieniał niewinnych w kamień; może dlatego nie wyszła bez słowa ze śmierdzącej szczynami speluny, zostawiając go samego sobie, wyzwolonego od oków rozmowy z nią samą. Tymczasem jednak, bawiła się zaskakująco dobrze, jak na towarzystwo kogoś, kogo organy nie kwitną w formalinie, a ciało nie leży martwo na stole.

Jego towarzystwo było w końcu niebanalnie irytujące, jednak nie na tyle, aby była w istocie rzeczy poirytowana. Wyznawała zasadę, jakoby nie istniała dla niczyjej przyjemności, poza własną – prawdopodobnie dlatego tak okrutnie brzydziła się ludzi, że podanie im dłoni urastało do rangi wielokrotnego obrzydzenia. Niektóre ze swoich odruchów musiała hamować – nie wzdrygać się każdorazowo na ciepło zetknięcia z innym ciałem czy unosić kąciki ust odrobinę częściej; nie miała nic przeciwko uchodzeniu za królową lodu, czasami jednak musiała się nagiąć dla celów lukratywnych.

– Mogłabym teraz zacząć mówić, że człowiek jest trzciną, cogito ergo sum i inne filozoficzne dyrdymały, szanujmy się jednak na tyle, aby nie budować tej sztucznej fasady inteligencji – rzekła. – Ona tkwi w prostocie – dodała po lichej chwili namysłu, stukając paznokciem w szklankę.

Dym nikotynowy rozmył się akwarelą w przestrzeni, barwiąc siwymi kłębami nadgryzione zębem czasu podszycie baru. Kolejny papieros dokonał swojego żywota, wciśnięty energicznie w dno popielniczki, a Lycoris chwyciła swoją szklankę i paroma łykami dopiła ognistą, która poczęła piec solidnie w gardle – po jej twarzy jednak przebiegł na palcach jedynie nikły grymas.

– Upiję cię szybciej, niż ty mnie – zadeklarowała pewnym siebie głosem.

Spojrzała zaskoczona na wyciągniętą w jej kierunku dłoń, wzrok przenosząc to na nią, to na jej właściciela. Ostatecznie westchnęła ciężko i dusząc w sobie nuty obrzydzenia, podała mu dłoń, schodząc z barowego stołka. Po chwili uwolniła tę z uścisku, idąc w myśl, iż co za dużo, to niezdrowo.

Gdy wyszli na poły gryzącej wciąż chłodem, kwietniowej nocy, odrzuciła głowę do tyłu, zamierając na moment w gwiazdach ulokowanych na niebie – czerni rozlanej kawy. Drzwi zatrzasnęły się za nimi łoskotem i sama Black stwierdziła, iż z zewnątrz nokturni przybytek wygląda jeszcze gorzej, niż w środku. Założywszy kosmyk niepokornej grzywki za ucho, poczęła kierować się ku destynacji, jedynie raz oglądając się za siebie – niby upewniając, iż mężczyzna za nią podąża.

"Toby"
There's a starman waiting in the sky
He'd like to come and meet us
Fergus jest dość wysoki, bo mierzy metr osiemdziesiąt wzrostu, a do tego dość chudy. Patrząc na niego, ma się wrażenie, że może się złamać na pół. Ma długie, wiecznie rozczochrane włosy, które związuje, kiedy musi się skupić lub nad czymś pracuje i brązowe oczy w odcieniu czekolady. Zazwyczaj jest dosyć nerwowy i intensywnie gestykuluje, kiedy mówi. Jest leworęczny.

Fergus Ollivander
#15
01-02-2023, 07:14 PM  (Ten post był ostatnio modyfikowany: 01-02-2023, 07:15 PM przez Fergus Ollivander.)  
Meduza! Czy ta mityczna postać pasowała do Lycoris? Wątpił, bo była księżniczką skrzywdzoną przez los i bogów wyłącznie z powodu własnego nieszczęścia. Dopiero to przemieniło ją w żądną krwi (albo raczej żwiru) bestię. Nie, Black była bardziej jak Erynia, która wiedziała, czego chce i ścigała nieszczęśników do czasu, aż spotka ich stosowna kara, a ona sama spełni swoje cele. Krwiożercza, mściwa. Przynajmniej na tyle, na ile powoli Fergus malował sobie w głowie jej obraz. Pozostawało pytanie, czy ostatecznie przemieni go jednak w kamień, czy zwyczajnie będzie ją radować jego cierpienie, nawet jeśli miało być wyłącznie kacem po spirytusie, którego zresztą nigdy wcześniej nie pił.
Irytowania jej napawało go dziwnym entuzjazmem, podchodzącym wręcz do rangi upojenia narkotykowego. Była Lydią, on był (bleh!) Tobym, więc nie musiał ustawiać żadnych granic ani hamulców w słowach. A mimo to wciąż był w nich oszczędny. Im dłużej z nią przebywał, tym bardziej utwierdzał się w przekonaniu, że chyba zaczynał darzyć ją jakąś odrobiną sympatii. Cel zupełnie niezamierzony, tym bardziej zaskakujący.
Carpe diem, ecce homo. Mogliby pewnie rozprawiać o tym godzinami, ale po co. Nie żeby nie chciał poznać opinii kogoś, kto najwyraźniej ogarniał te tematy i mógłby z nim porozmawiać na poziomie. Tylko czy to było jego wizją wieczoru, gdy szedł do tej speluny? Chciał się zachlać w trzy dupy i zapomnieć o całym świecie, a nie wznosić peany na jego cześć.
- Musiałabyś zatem w ogóle nie pić.
I tak oto skończyli poza pubem, idąc w kierunku znanym tylko Lycoris. Powinien jej ufać? Równie dobrze mogłaby go gdzieś trzasnąć klątwą i zostawić na pożarcie czarnoksiężnikom z Nokturna, żeby na następny dzień mieć co topić w formalinie. Z drugiej strony zostawiła po sobie ślad, skoro zdecydowała się go dotknąć, gdy podał jej dłoń. A magia nie zapomina takich rzeczy.
Podążał za nią, próbując delektować się świeżym powietrzem, ale zabijał go smród stęchlizny i szczyn. Jak ludzie żyli tu dobrowolnie i czy w ten sposób wyglądały kiedyś wszystkie te wielkie, przepełnione biedotą miasta?
- Dokąd właściwie mnie prowadzisz, Lydio, i czemu nigdy nie słyszałem o miejscu, gdzie znają coś więcej niż whisky i piwo? - zapytał i przyspieszył, by dorównać jej kroku. Czuł coraz większą ochotę, by znowu zapalić, ale nie miał już czego. Musiał się więc pocieszać myślą o nowych drinkach w towarzystwie tej dziwnej kobiety. Przeczesał palcami włosy, próbując je nieco opanować, bo wiatr wpychał mu je na twarz, utrudniając i tak ograniczoną w półmroku widoczność.
Call me the Villain
You should see me in a crown
Your silence is my favorite sound
Wiecznie znudzona i zblazowana mimika okrywa płaszczem wyraziste kości policzkowe, pełne usta i oczy tak głęboko piwne, jakby sama piana morska wyrzucona na brzeg w nich mieszkała. Koścista aparycja jest podkreślona wielokroć przez wysoki wzrost, sięgający wybitnym stu siedemdziesięciu sześciu centymetrom. Zdecydowanie bardziej kanciasta, aniżeli kobieca - porusza się, jak i nosi, po męsku. Nosi za sobą ciężką woń piżmowych perfum, głos ma zupełnie niemelodyjny, niski i ochrypły.

Lycoris Black
#16
01-03-2023, 08:19 PM  

Istotnie, porównanie jej osoby do mitologicznej Meduzy mogło mieć w sobie ziarna nieprawdy – na salonach legło jednak przekonanie, jakoby jej uśmiech, tak nieuchwytny, miał przemieniać w skamieniały posąg. W tej metaforze, równie gargantuiczny sens miało nazwanie jej bazyliszkiem, przyrównując ją jednak do tego stwora – cieszyła się znacznie większą urodą. Możliwe, iż to to sprowadzało jej osobę do wężowej kobiety; istotnie, jej niski, nieomal wcale niemodulowany głos, mógł przywodzić na myśl bezpardonowy syk; sama lubiła jednak myśleć, iż te ochrypłe nuty nadają jej barwie głębi. Istotnie, przyjemne grymasy gościły na jej obliczu nieomal tak rzadko, jak same zorze polarne na nieboskłonie podbiegunowym – były uchwytne, jednak niebanalnie unikatowe w swojej krasie.

W gruncie rzeczy nie lubiła przecież nikogo, a amantów pokroju Fergusa zbywała pierwszymi słowami, jakie opuszczały jej spętane cynizmem wargi. Był on jedną z nielicznych jednostek, które przebrnęły przez fasadę niezawoalowanej nieuprzejmości i czystej irytacji – bo właśnie, była zirytowana absolutnie na wszystko, co dotyczyło istnień ludzkich.

Wyjątków nie przewidywała.

Na ogół chętna do rozmów głębokich i partii szachów porywających, tym razem nie miała ochoty na humanistyczne dywagacje, a chęć na poruszanie tematów głębokich wygasła z ostatnią szklanką ognistej, którą wychyliła. Bliżej jej było do chęci bezkrytycznego, bezkarnego upojenia parszywym alkoholem z równie parszywej speluny, aniżeli wnikania w kwestie egzystencjalne.

– Nie doceniasz mojej głowy, może cię to wywieść w pole – odparła prędko, wsuwając dłonie do kieszeni płaszcza.

Kwiecień, pomimo powitania wiosny przebiśniegami, obfitował w równie chłodne noce, co marcowe przedwiośnie. Odczuła to boleśnie, napominając się w myślach, aby w nocne eskapady nie przywdziewała jeszcze płaszczu przejściowego, lecz cieplejszego futra. Kłykcie zbielały od wyrazistego oddechu chłodnego wiatru, zacisnęła więc dłonie w pięści, chowając je jeszcze głębiej do kieszeni.

Wzięła głęboki wdech, chcąc zaznać świeżości powietrza – zamiast tego, do nozdrzy dotarł jedynie swąd szczyn i stęchlizny.

Zatrzymała się pod jednym z przybytków, o szyldzie zmasakrowanym zębem czasu i równie podejrzanie wyglądającymi, wielkimi oknami zasnutymi pajęczynami i brudem. Bez zbytku słów, nacisnęła klamkę i wsunęła się do środka – bar był niemniej obskurny, co uprzedni, zajęła więc miejsce na jednej obitej starą skórą kanapie.

– To, co zawsze – rzekła w kierunku barmana. – Ale dla pana – zaczęła, skinąwszy głową w kierunku Fergusa – dwa razy mocniejszy.

Parszywy uśmiech rozlał jej wargi.

"Toby"
There's a starman waiting in the sky
He'd like to come and meet us
Fergus jest dość wysoki, bo mierzy metr osiemdziesiąt wzrostu, a do tego dość chudy. Patrząc na niego, ma się wrażenie, że może się złamać na pół. Ma długie, wiecznie rozczochrane włosy, które związuje, kiedy musi się skupić lub nad czymś pracuje i brązowe oczy w odcieniu czekolady. Zazwyczaj jest dosyć nerwowy i intensywnie gestykuluje, kiedy mówi. Jest leworęczny.

Fergus Ollivander
#17
01-04-2023, 03:06 PM  
Skoro zamierzała być Meduzą, jak wiele kamiennych rzeźb miała w swoim ogrodzie? Zastygłych w wiecznym strachu, z nieruchomymi ślepiami wbitymi w jej postać. Czy krzyczały? Ich głosy odbijały się echem od innych posągów, aż w końcu całkiem zamilkły. Nieme wołanie o pomoc, która nigdy nie nadejdzie, bo już za późno.
Fergus czuł wstręt do węży, niebotyczny lęk przed ich wiciem się, oślizgłą, pokrytą łuskami skórą i sykiem, choć cichym, to rozdzierającym uszy. Nie znosił tych stworzeń wręcz chorobliwie, tak więc i sama postać gorgony wzbudzała w nim nieprzyjemne odczucia. Gdyby wiedział o tym porównaniu, pewnie patrzyłby teraz inaczej na Lycoris.
Biorąc pod uwagę, że Fergus wywoływał irytację w większości osób, nawet wśród swoich najbliższych, kąśliwe uwagi ze strony panny Black nijak nie wpływały na postrzeganie jej osoby. Może nawet bardziej go nakręcały, miast zbywać, jak planowała.
Z jednej speluny, do kolejnej. Takie obrotu spraw tego wieczoru zdecydowanie nie planował. Najwyraźniej jednak Nokturn miał mu przynieść jeszcze sporo niespodzianek, choć tę sprzed dwóch dni z pewnością ciężko będzie przebić. Nie miał jednak siły, by zaprzątać sobie tym głowę, w której już szumiało od wypitej do tej pory whisky, a miał się jeszcze bardziej doprawić.
Wiatr czochrał mu włosy, wpychając je na twarz i ziębił dłonie, które za przykładem kobiety wcisnął do kieszeni, by nieco je ogrzać. Na niewiele się to zdawało przy tej temperaturze, której nie przewidział, choć przecież wychodził niepierwszy raz. W końcu znaleźli się w miejscu, które bardziej przypominało mu brudny schowek na miotły, niż pub. Swoją drogą najciemniej pod latarnią, skoro w miejscach, gdzie przechowywało się środki czystości i sprzęt stworzony do zamiatania, było najwięcej pajęczyn.
- Twierdzisz, że nie doceniam twojej głowy – zauważył, siadając obok niej na obskurnej kanapie, ale zachowując jednak dystans. – A potem oszukujesz w ten sposób, Lydio.
Umieścił łokieć na oparciu kanapy, obracając się w jej kierunku i spoglądając z uniesionymi brwiami.
- Ciężko będzie stwierdzić, czy jesteś lepsza ode mnie, skoro wypijesz dwa razy mniej – ciągnął dalej, choć z tyłu głowy siedziało mu, że pewnie już teraz uważała się za istotę wyższą od niego. Tak pewnie zresztą było, skoro urodziła się w rodzinie Blacków i robiła karierę w Ministerstwie, ale na Nokturnie byli sobie równi – tak samo, jak barmanowi, który postawił przed nimi szklanki. – Co to właściwie jest? – dopytał jeszcze, przyglądając się niepewnie zawartości naczynia.
Call me the Villain
You should see me in a crown
Your silence is my favorite sound
Wiecznie znudzona i zblazowana mimika okrywa płaszczem wyraziste kości policzkowe, pełne usta i oczy tak głęboko piwne, jakby sama piana morska wyrzucona na brzeg w nich mieszkała. Koścista aparycja jest podkreślona wielokroć przez wysoki wzrost, sięgający wybitnym stu siedemdziesięciu sześciu centymetrom. Zdecydowanie bardziej kanciasta, aniżeli kobieca - porusza się, jak i nosi, po męsku. Nosi za sobą ciężką woń piżmowych perfum, głos ma zupełnie niemelodyjny, niski i ochrypły.

Lycoris Black
#18
02-24-2023, 10:57 AM  

Westchnięcie zamarło na jej wargach nieprzejednanie, gdy wbijała wzrok w zawartość szklanek, które zostały przed nimi postawione, chybocząc cieczą w szklistych ryzach. Jej porównanie do mitologicznej Meduzy mogło mieć w sobie ułamek prawdy, doprawiony szczyptą owianej tajemnicą legendy; istotnie, jej wzrok potrafił ciąć okrutnie i nieodwracalnie; sztylety błyszczące w piwnych odmętach nie napawały pozytywną barwą emocji – nakazywały natychmiastową kapitulację, a cyniczne wygięcie warg, błądzące gdzieś w ich kącikach, dodawało pikanterii całości.

Wypita whisky szumiała w głowie, odbierając jakiekolwiek ochłapy zdrowego rozsądku, bezczeszcząc to, co budowała przez długi czas – fasadę stworzoną z nieprzystępności i agresji słownej. Nagle miękła, a na jej nieprzejednane wargi wstępował cień uśmiechu. Nie przewidziała takiej puenty samotnego wyjścia do lewej speluny; nie spodziewała się, że zniesie czyjąkolwiek obecność w tak zastraszającej mnogości kwadransów. Prawdopodobnie dlatego coś w niej zelżało, a potrzeba bycia odwieczną dominantą rozpłynęła się w powietrzu jak te kłęby dymu papierosowego, które opuszczały jej usta – początkowo wydatne, aby rozlać się akwarelą w przestrzeni.

Pajęczyny wdzięcznie znaczące swymi nitkami kąty pomieszczenia, obgryziony stół i zapach zgnilizny nieodłącznie towarzyszyły przybytkowi – jej to jednak nie raziło, bo choć z nazwiska była patetyczna i zadzierała wysoko brodę, tak ukochała sobie miejsca, które bóg już dawno temu opuścił.

Zastukała palcami w blat, który prawdopodobnie przetrwał obie wojny; skierowała spojrzenie na mężczyznę, unosząc wysoko brwi.

– Sprawiedliwie nigdy nie znaczy po równo, Toby – rzekła z przekąsem, zaciskając usta w wąską linię, zupełnie jakby musiała tłumaczyć dziecku oczywistości drżące wszechświatem od zarania.

Pośród nokturnich odmętów, barów skalanych przestępczością i obrzydliwością, pośród ciemnej nocy rozpościerającej płaszcz gwiazd na niebie – byli sobie równi. Nic nie mogło zachwiać tą oczywistą równowagą; teraz, pomimo jej wysokiego stanowiska w Ministerstwie i urodzenia pod płaszczem szlacheckim, nie znajdowała się wyżej od niego. Podium jednak, w jej umyśle, wciąż pozostawało niezachwiane; wciąż była w absurdalny sposób dumna.

I gdy szklanki zostały postawione przed nimi, oparła podbródek na wewnętrznej stronie dłoni.

– Spirytus, trochę soku. W głównej mierze jednak spirytus – odparła i wziąwszy łyk trunku, solidnie się skrzywiła. Wysokie procenty torowały sobie drogę krtanią, aby po chwili rozlać się w żołądku żarem.

"Toby"
There's a starman waiting in the sky
He'd like to come and meet us
Fergus jest dość wysoki, bo mierzy metr osiemdziesiąt wzrostu, a do tego dość chudy. Patrząc na niego, ma się wrażenie, że może się złamać na pół. Ma długie, wiecznie rozczochrane włosy, które związuje, kiedy musi się skupić lub nad czymś pracuje i brązowe oczy w odcieniu czekolady. Zazwyczaj jest dosyć nerwowy i intensywnie gestykuluje, kiedy mówi. Jest leworęczny.

Fergus Ollivander
#19
03-03-2023, 12:06 PM  
Stara kanapa skrzypiała przy każdym, najlżejszym nawet ruchu, jak gdyby miała się zaraz rozpaść. Rozglądając się po pomieszczeniu, Fergus wręcz czuł dziwny, przejmujący lęk w kościach, jak gdyby znajdowali się w domku z kart, który rozsypie się przy pierwszym podmuchu wiatru. Szczerze powiedziawszy, większość budynków na Nokturnie wyglądała dość podobnie, ale to miejsce chyba bardziej niż pozostałe. Może dlatego, że nigdy wcześniej tu nie był? Albo przez to, że już całkiem sporo wypił, a alkohol płynący w jego żyłach zakłócał percepcję i zdrowy rozsądek. Uwierzyłby na słowo, że trafił do domu z papieru, mimo że otaczały go przestarzałe cegły.
Przez chwilę skupił wzrok na pająku w rogu, który tkał swoją pajęczynę, licząc na jakieś zdobycze, które wpadłyby przez otwarte okna do środka. Na Nokturn jednak mało co się zapuszczało, nawet muchy. Mały drapieżnik musiałby czekać, aż coś samo zgnije i wymnoży w sobie insekty godne napełnienia brzucha.
- Dla mnie dokładnie to znaczyło, choć możesz mieć rację – przyznał, zastanawiając się przez moment i znów zwracając się w jej kierunku. Drobna nieuwaga sprawiła, że i tak zgubił pająka, który musiał wślizgnąć się w jakiś kąt. Jeśli ktoś nie miał nic, a ktoś miał wszystko, to jedna osoba musiała dostać wszystko, żeby byli sobie równi. Sprawiedliwie było, by ta druga osoba nie dostała zupełnie nic. W ten sposób Lycoris miała rację. Jeśli oczywiście właśnie to miała na myśli. Zaczynał zbyt mocno wędrować we własnej głowie, by stworzyć cokolwiek logicznego.
- Czyli pijemy praktycznie czysty alkohol? – upewnił się, przyglądając niepewnie swojej szklance, ale i tak idąc jej śladem, podniósł ją i wypił pierwszy łyk. Skrzywił się przy tym strasznie, czując palenie w ustach i nieprzyjemny posmak czegoś mocnego wymieszanego z niewielką ilością kwaśnego soku. – Spodziewałem się po tobie wyrafinowanego podniebienia, ale nie sądziłem, że aż tak – sarknął, a odstawienie trunku go kusiło, ale nie chciał okazywać słabości. Nie przy niej, zwłaszcza gdy sam chełpił się tym, że tak łatwo go nie upije. Byle szlachcianka nie mogła być w tej kwestii lepsza od niego!
Call me the Villain
You should see me in a crown
Your silence is my favorite sound
Wiecznie znudzona i zblazowana mimika okrywa płaszczem wyraziste kości policzkowe, pełne usta i oczy tak głęboko piwne, jakby sama piana morska wyrzucona na brzeg w nich mieszkała. Koścista aparycja jest podkreślona wielokroć przez wysoki wzrost, sięgający wybitnym stu siedemdziesięciu sześciu centymetrom. Zdecydowanie bardziej kanciasta, aniżeli kobieca - porusza się, jak i nosi, po męsku. Nosi za sobą ciężką woń piżmowych perfum, głos ma zupełnie niemelodyjny, niski i ochrypły.

Lycoris Black
#20
03-10-2023, 06:04 PM  

Alkohol miękko rozlewał się po ciele, coraz bardziej przytłaczając jakąkolwiek możliwość zachowania względnej powagi, myśli polatywały niepokornie, a kąciki warg drgały w niepokorności, tak jakby ktoś zaklął je w rozciągalny supeł. Oddech, wyzbyty z miarowości, czynił coraz bardziej nieprzytomnie w zastygłym umyśle, a rozciągające się poły brudnego, nader brzydkiego lokalu, który skrzypiał w swoich ryzach bezwzględnie, unosiły nad całokształtem woalkę mroku; takiego, który zjadał, pozostawiając bez reszty jedynie zamknięte w puencie myśli, polatujące jak te miriady. Uśmiech zjawił się na jej wargach gwałtownie, gdy spojrzała na jego zaklętą we własnym umyśle mimikę.

Definitywnie lekkość opadła miękko na jej ramiona, gdy upojony stan rozlał na jej ustach urokliwy grymas.

Zamiast tego, utknęła w malignie bezkresu, wzrok umieszczając gdzieś w okolicach pajęczyny, którą snuły powoli pająki; te lawirowały na powierzchni sieci – tak jakby igrały z westchnięciami; prawdopodobnie także z tym, które opuściło jej wargi powoli.

– Mam na myśli… – zaczęła, jednak już po chwili zamilkła. – Sprawiedliwość warunkuje się różnymi czynnikami. Uznajmy, że mam metr pięćdziesiąt; Ty masz więcej, więc sprawiedliwie będzie dostosować ilość alkoholu w zależności od tego, jakie są warunki. Nie będzie to po równo, ale będzie sprawiedliwie – ucięła. – Aczkolwiek jesteśmy podobnego wzrostu, więc nie wiem, co to wyjaśnienie miało na celu. Możliwe, że zaczynam się robić pijana.

Na potwierdzenie własnych słów parsknęła śmiechem.

Wyjęła z kieszeni papierośnicę i otulając miękko wargami filtr, pozwoliła kolejnym siwym kłębom dymu wzbić ku podszyciu, rozlewając się gdzieś między pajęczynami.

Uniosła szklankę wypełnioną wątpliwej jakości cieczą do ust, tonąc w symfonii obrzydliwego smaku, krzywiąc się brzydko.

– Wyrafinowane podniebienie to dopiero początek – ucięła, wzrok zamykając gdzieś w przestrzeni.

« Starszy wątek | Nowszy wątek »

Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości


Strony (2): « Wstecz 1 2


  • Pokaż wersję do druku
  • Subskrybuj ten wątek

Tryb normalny
Tryb drzewa