• Londyn
  • Świstoklik
    • Mapa Huncwotów
    • Ulica Pokątna
    • Aleja horyzontalna
    • Ulica Śmiertelnego Nokturnu
    • Ministerstwo Magii
    • Klinika Św. Munga
    • Niemagiczny Londyn
    • Dolina Godryka
    • Little Hangleton
    • Wyspy Brytyjskie
    • Reszta świata
    • Zmieniacz czasu
    • Opisy lokacji
  • Dołącz do gry
  • Zaloguj się
  • Postacie
  • Accio
  • Indeks
  • Gracze
  • Accio
Secrets of London Poza schematem Retrospekcje i sny v
« Wstecz 1 … 10 11 12 13 14 Dalej »
[1959] Łazienka Jęczącej Marty, Hogwart || Alanna (Clare) & Patrick

[1959] Łazienka Jęczącej Marty, Hogwart || Alanna (Clare) & Patrick
Obserwator
Nie możesz winić lustra za to, że odbicie ci się nie podoba.
Patrick ma ciemne włosy i ciemne oczy. Najczęściej na jego twarzy gości trzydniowy zarost. Jest wysoki, ale nie przesadnie (ok. 185 cm), raczej wysportowany. To ten typ, który rzadko można zobaczyć w garniturze, bo woli ubrania wygodne, które nie krępują jego ruchów. A poza tym garnitury wyróżniają się w tłumie a on lubi się z nim stapiać. Dużo się rusza. Chociaż w towarzystwie potrafi sporo mówić i często żartować, zdaje się, że równie dobrze odnajduje się w swoim własnym towarzystwie. Często można go zobaczyć szkicującego coś namiętnie. Wieczorami można go czasem spotkać w barach. Zawsze wtedy siedzi gdzieś w rogu.

Patrick Steward
#1
06.01.2023, 00:17  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 13.04.2023, 19:50 przez Morgana le Fay.)  
Rozliczono - Patrick Steward - Pierwsze koty za płoty

Najpierw było spojrzenie, które dostrzegło.
Patrick nie pamiętał pierwszego spotkania z Clare. Może minęli się na peronie 9 i ¾, a może dopiero w pociągu lub później, dużo później, na korytarzu w Hogwarcie lub w Pokoju Wspólnym Ravenclawu. Doskonale pamiętał za to chwilę, w której ją naprawdę dostrzegł, a potem kolejną, gdy zrozumiał, że został dostrzeżony przez nią. Pamiętał jak różne było to spojrzenie od innych, które do tej pory wymieniał. Jakby jasnowłosa uczennica patrzyła na jego wnętrze, jakby naprawdę go zobaczyła, zaakceptowała i jakby tylko on – w całym Hogwarcie – był prawdziwy.
Odkąd tylko Patrick poznał prawdę dotyczącą jego rodziców, zachowywał się nie jak uczestnik życia, ale jak jego obserwator. Trzymał się na uboczu, czując się jak oszust, który obserwował wszystkich i wszystko dookoła, ale sam ani nie potrafił się zaangażować, ani nie chciał, bo ciągle czekał na to, aż zostanie wreszcie zdemaskowany. I nagle spotkał na swojej drodze jasnowłosą Clare, przy której poczuł, że jest nie tylko prawdziwy, ale i wystarczający.
Pewnie zakochał się w niej dużo wcześniej niż sam sobie to uświadomił. Może nawet wystarczyło tylko to jedno, widzące spojrzenie, żeby zaczął spoglądać na nią oczyma tak wiernymi, jak wierne swoim właścicielom bywały psy przygarnięte ze schroniska. Równie dobrze mogło chodzić o coś bardziej przyziemnego: o jej jaśniejącą na korytarzu urodę, o uśmiech, o ciepło którym promieniowała. Albo o to, że potrafili razem milczeć, że opierali się o siebie plecami i rysowali, że bywały takie rozmowy, w których kończyli nawzajem swoje myśli.
Chociaż Patrick zawsze maskował zdolności magiczne, w obecności Clare lubił się nimi popisywać. Ćwiczył zaklęcia tylko po to, by wyczarować jej bukiecik polnych kwiatów lub zaklęciem ożywić papierowego ptaka. Chciał, żeby się przy nim śmiała, żeby patrzyła na niego z podziwem, żeby wiedziała, że był jej rycerzem i paziem, gotowym do popełniania największych głupstw, byle tylko była zachwycona.
Dość szybko Patrick zdał sobie sprawę z tego, że był w tych swoich uczuciach bardzo naiwny. Wiedział, że Clare nie była z nim do końca szczera, że były takie sprawy, o których albo nie mogła, albo nie chciała mu za dużo mówić. Ale on też nie był z nią do końca szczery. Nie potrafił zmusić się by opowiedzieć jej o tajemnicy, która wiązała się ze śmiercią jego rodziców. Może dlatego właśnie tak łatwo było mu zrozumieć, że mogła mieć własne sekrety.
To był maj 1959 roku. Późne popołudnie. Patrick opierał się o ścianę niedaleko wejścia do Pokoju Wspólnego Ravenclawu. Pewnie chciał wyglądać nonszalancko, jakby nic a nic się nie stresował, ale palcami nerwowo uderzał o udo, wygrywając w ten sposób nawet nie tyle melodie, ile oznakę zniecierpliwienia i podenerwowana.
Zaprosił Clare na randkę.
Samo w sobie nie było to szczególnie stresujące – mieli już na koncie trochę randek. Tym razem chodziło jednak o podarowanie jej pewnego szczególnego prezentu. Patrick myślał o jego zakupie od miesięcy, pieczołowicie zbierał na niego pieniądze aż wreszcie udało mu się odłożyć odpowiednią kwotę. Ale teraz, czekając na przyjście Clare, nie był już wcale pewien czy się nie wygłupi…
Nagle pomysł by ofiarować jej srebrny wisiorek z malutką foczką wyciągającą łapki – jakby splatała zaklęcia, wydał mu się głupi. Tym bardziej głupi, im bardziej dodawał do niego własny wisiorek z drugą foką trzymającą w rękach malutki rubin w kształcie serca. Obie przywieszki dało się połączyć ze sobą w taki sposób, że razem rozgrywającą się na tle księżyca scenkę miłosną.
- Żebym się tylko nie wygłupił – wymamrotał pod nosem.
Widmo
It's getting dark in this
little heart of mine

Alanna Carrow
#2
07.01.2023, 14:44  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 08.01.2023, 19:59 przez Alanna Carrow.)  
Będzie moim mężem.
  Wychichotała te słowa na ucho do jednej z przyjaciółek, gdy pierwszy raz dostrzegła Patricka; nawet nie znała go wtedy, a przynajmniej nieszczególnie dobrze. Niby żart, a jednocześnie – jak się w miarę szybko okazało – dość trwała i mająca spore pokrycie w rzeczywistości deklaracja. W momencie, gdy wypowiadała to zdanie coś jej podpowiadało, że ich nici przeznaczenia nierozerwalnie się ze sobą związały; tylko nie miała pojęcia, iż za parę lat rodzice przekażą jej własną wizję odnośnie przyszłości i ścieżką, jaką miała podążyć.
  Być może nawet dostrzegli się wzajemnie w dokładnie tym samym momencie – jakoś nigdy nie pytała o to, po prostu z radością przyjęła fakt, iż ich ścieżki w rzeczywistości się zbiegły, splątały, że zdawali się kroczyć jedną i tą samą.
  Radość tę zaburzyła względnie niedawna wiadomość, że oto ma wyznaczonego męża; wiadomość, której wręcz nie przyjmowała do wiadomości. To Patrick miał być jej przyszłością, nie jakiś Crouch, na którego i tak dodatkowo musiałaby parę lat czekać, bo był od niej młodszy!
  Powstała odnoga drogi wiodącej do przodu była uparcie ignorowana i zamaskowana.
  Sekrety wyniszczały, wiedziała to, jednak nie potrafiła tego powiedzieć, zniszczyć to, co mieli, co tworzyli. Czasem tylko zawieszała się, spoglądała wtedy bardzo, bardzo poważnie na Patricka tymi swoimi błękitnymi oczyma, czasem nawet otwierała już usta, ale jak do tej pory – nie padały słowa, które mogłyby wstrząsnąć podstawą ich relacji.
  A tak to przynajmniej widziała. Dlatego chwytała każdą daną im chwilę, czerpała z niej radość i radością emanowała na wszystkie strony. Śmiała się często, spoglądała często tak, jakby był wymarzonym rycerzem na białym koniu, z jeszcze większym zapałem składała z papieru coraz to kolejne figurki, ciekawa, co wyjdzie z połączenia dzieła rąk z magią ukochanego. Ukochanego – bo im więcej czasu mijało, tym bardziej przecież była pewna, że dotknęło ją nie szczeniackie zauroczenie, ale uczucie rodem ze wszelkich opowieści. Nie pomnąc, iż było to uczucie tak naprawdę skażone wiedzą.
  Wiedzą, że może nie być tak, jak to sobie wyobrażała, że poczeka tylko rok, aż Steward skończy Hogwart, a potem, potem…
  … świat miał leżeć u ich stóp.
   Maj 1959 roku niósł ze sobą podekscytowanie kończącą się powoli szkołą. A to konkretnie popołudnie – wypełniało je to wywołane randką. I trochę zdenerwowanie też; nawet jeśli już mieli tych parę randek za sobą, to tak po szczeniacku, gdzieś z tyłu głowy błąkała się myśl, że może nie wygląda wystarczająco perfekcyjnie. W Hogwarcie miała ograniczone możliwości wystrojenia się, co nie przeszkadzało jednak Clare podkreślić delikatnie oczy i usta, starannie uczesać i ułożyć blond włosy, wyczyścić spódnicę z najmniejszego choćby włoska – wszak paru uczniów miało koty, które wałęsały się po komnatach Ravenclawu (i po szkole zresztą też) – do tego parę psików ulubionego zapachu… Zamachała dłonią już z daleka, gdy tylko go zauważyła, po czym właściwie przyspieszyła kroku.
  - Hej – uśmiechnęła się najpiękniej, jak tylko potrafiła, gdy tylko przed nim stanęła. Zerknęła kontrolnie, czy w pobliżu przypadkiem nie ma niepożądanych oczu, które mogłyby to i owo zobaczyć; stwierdziwszy, że jest bezpiecznie, nie zawahała się przed krótkim całusem na powitanie – To co, idziemy? – spytała całkiem wesołym tonem, chyba nie mogąc się doczekać właściwego rozpoczęcia randki.

510
Obserwator
Nie możesz winić lustra za to, że odbicie ci się nie podoba.
Patrick ma ciemne włosy i ciemne oczy. Najczęściej na jego twarzy gości trzydniowy zarost. Jest wysoki, ale nie przesadnie (ok. 185 cm), raczej wysportowany. To ten typ, który rzadko można zobaczyć w garniturze, bo woli ubrania wygodne, które nie krępują jego ruchów. A poza tym garnitury wyróżniają się w tłumie a on lubi się z nim stapiać. Dużo się rusza. Chociaż w towarzystwie potrafi sporo mówić i często żartować, zdaje się, że równie dobrze odnajduje się w swoim własnym towarzystwie. Często można go zobaczyć szkicującego coś namiętnie. Wieczorami można go czasem spotkać w barach. Zawsze wtedy siedzi gdzieś w rogu.

Patrick Steward
#3
10.01.2023, 00:23  ✶  
Patrick odepchnął się odruchowo od ściany na korytarzu, gdy dostrzegł wychodzącą z Pokoju Wspólnego Clare. Uśmiech, jeszcze nie sięgający kącików ust, ale już malujący się w oczach, rozświetlił jego twarz. Cieszył się na jej widok. I ani nie chciał, ani nie umiał tego ukryć.
- Hej – odpowiedział, nadstawiając policzek. – Ślicznie wyglądasz – zauważył, a potem jakoś tak przypadkiem, ale tak naprawdę to wcale nie przypadkiem, raczej odruchowo, sięgnął po rękę dziewczyny i splótł razem ich palce. – Mam dla ciebie małą niespodziankę – dodał miękko.
I w tym momencie Patrick wcale nie myślał o tkwiącym w kieszeni jego spodni puzderku z naszyjnikiem. Chciał zaciągnąć Clare do Pokoju Życzeń. Odkrył to miejsce dopiero niedawno. Trochę czasu (bo okupione metodą prób i błędów) zajęło mu zrozumienie, w jaki sposób właściwie funkcjonowało. Pewnie najrozsądniej byłoby wyjść tego popołudnia na błonia i pospacerować nad jeziorem. Ale to wydawało mu się takie błahe, nudne i oklepane. Byli już przecież wiele razy na błoniach i nad jeziorem. Czasem nawet zwijali podczas obiadu kawałki chleba by karmić nimi Wielką Kałamarnicę. Dzisiaj chciał, żeby Clare przeżyła z nim coś wyjątkowego.
Puzderko z wisiorkiem ciążyło mu w kieszeni, gdy szli korytarzem. Ciągle nie mógł się oswoić z myślą, że lada moment jego dziewczyna ukończy Hogwart a jemu zostanie jeszcze cały rok. Teraz, kiedy byli razem, nie potrafił sobie wyobrazić jak to właściwie będzie tu bez niej. Clare zbyt łatwo stała się trwałą częścią jego życia. W przyszłym roku stanie się częstym gościem sowiarni.
- Jak minął ci dzień? Pewnie uczyłaś się do owutemów. Flitwick gadał nam o nich dzisiaj przez połowę zajęć. Jest przekonany, że będziecie musieli zaprezentować trzy rodzaje zaklęć otwierających i zamykających – przewrócił oczami, co miało pokazać, jak bardzo wierzył we wróżby nauczyciela zaklęć. – Oczywiście przez resztę lekcji, zmuszał nas do otwierania i zamykania czarami kłódek.
Patrick zwolnił, słysząc jakieś hałasy dochodzące zza zakrętu. Odruchowo też ścisnął mocniej rękę Clare, jakby upewniał się, że dziewczyna również się zatrzyma. Do ich uszu dolatywały coraz wyraźniejsze dźwięki nucenia, warczenia i rozrywania czegoś na strzępy. Brwi Patricka powędrowały do góry. Zapatrzył się na śliczną twarz Clare, zastanawiając się, czy właśnie dochodziła do tych samych wniosków co on. A te formułowały się w jego głowie tylko w jedno słowo: „Irytek”.
Poltergeister najwyraźniej znowu coś kombinował.
- No nie dzisiaj – wyszeptał, prawie bezgłośnie Patrick.
A na pewno nie wtedy, gdy Steward planował właśnie najlepszą (w swoim mniemaniu) randkę na świecie. Zmarszczył brwi, zastanawiając się, co właściwie powinni teraz zrobić. Niby mogli przeczekać Irytka, a potem przemknąć korytarzem (ale nie wiedział ani ile czasu zajmą poltergeistowi knowania, ani czy korytarz po nich będzie w ogóle zdatny do użytku), niby mógł też wyskoczyć i postawić się złośliwemu duchowi… Zanim udało mu się wymyśleć jakiekolwiek rozwiązanie zza zakrętu dobiegł ich świst wystrzeliwanych sztucznych ogni. Poltergeist przefrunął obok nich, nawet nie omiatając ich jednym spojrzeniem. Rechotał ubawiony, ale jego rechot cichł w natłoku wybuchów, które rozbrzmiewały coraz głośniej i znajdowały się coraz bliżej nich.
- Zaraz albo pojawi się tu Filch, albo zginiemy przez Irytka – wymamrotał, a potem pociągnął za sobą Clare i ruszył razem z nią biegiem przez korytarz.
Z boku to może nawet wyglądało widowiskowo, choć w tamtej chwili Patrick nie miał czasu, by docenić majestatyczność rozbłyskających wszystkimi kolorami fajerwerków. Bardziej obawiał się, że któryś z nich może w niego albo (co dużo gorsze) w Clare trafić. Nie chciał ryzykować szarpania za klamkę zamkniętych drzwi, więc wciągnął swoją dziewczynę do pierwszego miejsca, o którym wiedział, że będzie otwarte. Tym miejscem była Łazienka Jęczącej Marty.
Widmo
It's getting dark in this
little heart of mine

Alanna Carrow
#4
11.01.2023, 00:51  ✶  
Zarumieniła się nieco, zaciskając oczywiście palce, splatając mocniej ich uścisk. Mogłaby tak każdego dnia, każdej minuty, każdej sekundy życia – zawsze razem, ręka w rękę… no dobrze, może nie aż tak każdej sekundy, w końcu istniały pewne chwile, w których prywatność była delikatnie mówiąc wskazana, niemniej ten prosty, niepozorny gest był bardzo, bardzo ważny.
  Za każdym wszak razem dzięki niemu upewniała się, że Patrick nie jest snem, że wszystkie ich spotkania, uczucia, jakie żywiła nie są jedynie mrzonką, wytworem umysłu, ucieczką przed rzeczywistością. Choć nie, tym ostatnim trochę ta relacja była – wszak zatracała się w niej cała, nie pomnąc o ponurej rzeczywistości, której próbowała uniknąć.
  - Naprawdę? – spytała filuternie, po czym zacisnęła palce jeszcze mocniej – Jakąąą…? – spytała z nieskrywanym ożywieniem. Pewnie, miała być to niespodzianka, czyli raczej nie powinna pytać, bo wtedy nici z jakiegokolwiek zaskoczenia, prawda? Ale nawet nie miała pojęcia, kiedy jej się to wyrwało, zresztą… może jednak uchyli choć rąbka tajemnicy? Może pobawi się w rozwiązywanie zagadki? Ha, ciekawe, czy potrafiłaby dojść do sedna sprawy!
  W każdym razie wydawało się, że jeszcze chwila, a zacznie skakać radośnie wokół Patricka niczym jakiś szczeniak. Nawet nie dlatego, że miał tę niespodziankę. Nie dlatego, że została skomplementowana – miłe słowa nie były niczym niezwykłym, choć każde przyjmowała z całym wdziękiem, na jaki ją było stać, płacąc za nie jedynymi w swoim rodzaju uśmiechami. Albo całusami. Albo może nawet nie należało rozpatrywać tego w kategoriach zapłaty, bo przecież niczego nie kupowała. Brała i dawała z siebie co tylko mogła; zachowując jako taką harmonię.
  Jaką taką, bo w tym wszystkim nadal krył się niewypowiedziany dysonans, który słyszała tak naprawdę tylko ona sama, dysonans psujący melodię. Nieważne, nie chciała tego słyszeć, liczyło się tu i teraz, przed sobą mieli wakacje, a po wakacjach… och, na Matkę, jak to dziwnie wyglądało w jej oczach – Patrick wciąż w Hogwarcie, ona już na „wolności”, mimo że w zasadzie byli w tym samym wieku. I, co gorsza, czekał ich co najmniej rok rozłąki; nawet przez myśl jej nie przemknęło, że zaraz po owutemach Stewarda mieliby się nie spotkać w cztery oczy.
  - Och, tak, trochę ćwiczenia zaklęć, trochę czytania, ale wiesz? Nie jestem pewna, czy w ogóle do nich podchodzić. Będę raczej pracować pędzlem, a tu jednak raczej nikogo nie będą obchodzić oceny... – odparła z pewnym wahaniem w głosie. Jakkolwiek by nie patrzeć – sztuka to nie coś, co dało się pochwycić w ramy formuł. Sztuka to coś, w czym można było łamać wszelkie reguły, tworzyć całkiem nowe – była czymś bardzo żywym, zmiennym, indywidualnym. Czymś, gdzie oceny naprawdę nie miały znaczenia, jedynie umiejętności i zdolność trafienia do serc odbiorców.
  Zmarszczyła brwi, gdy rozległy się hałasy. No nie, dlaczego teraz, kiedy właśnie byli na randce? Nie mogli mieć choć chwili spokoju? Co za cholerny poltergeist, dlaczego w ogóle był jeszcze tolerowany w szkole?!
  - Poczekajmy może chwilę? – odparła równie cicho, przywierając do boku chłopaka. Może akurat się uda. Może. A może… och, rozważania straciły sens, bowiem duch swoje knowania przeobraził w czyny. Bardzo widowiskowe czyny, szkoda tylko, że zdecydowanie w najmniej odpowiedniej chwili – przynajmniej z perspektywy dwójki młodych zakochanych – ...albo mogę mu zagrozić Krwawym Baronem... – bo, jak na poltergeista przystało, Irytek w głębokim poważaniu miał odznakę prefekta. Naczelnego również. Ale pozycja plus groźba… no, to mogło podziałać. Tyle że ostatecznie została pociągnięta i nawet nie stawiała żadnego oporu, po prostu pobiegła za Patrickiem, nie puszczając jego dłoni ani na chwilę.
  W tym wszystkim nawet nieszczególnie zauważyła, że chłopak wciągnął ją do TEJ łazienki, którą lepiej było omijać szerokim łukiem ze względu na jej rezydenta. Rezydentkę. Po prostu oparła się plecami o zamknięte drzwi, oddychając dość szybko i… zerknąwszy na Patricka, po prostu się zaśmiała. Uciekli przed Filchem, na razie nie groził im duch, byli razem i na osobności – czego więcej teraz potrzeba?
  - Chyba właśnie mam pomysł na kolejny obraz – oświadczyła z figlarnymi iskierkami w oczach – I w sumie nie wierzę, że nam się udało przed nim uciec – dorzuciła jeszcze, znowu przywierając do boku chłopaka, ściskając mocniej palce. Uśmiechnęła się, tak jak zwykle to robiła, gdy przymierzała się do całusa.

669/1179
Obserwator
Nie możesz winić lustra za to, że odbicie ci się nie podoba.
Patrick ma ciemne włosy i ciemne oczy. Najczęściej na jego twarzy gości trzydniowy zarost. Jest wysoki, ale nie przesadnie (ok. 185 cm), raczej wysportowany. To ten typ, który rzadko można zobaczyć w garniturze, bo woli ubrania wygodne, które nie krępują jego ruchów. A poza tym garnitury wyróżniają się w tłumie a on lubi się z nim stapiać. Dużo się rusza. Chociaż w towarzystwie potrafi sporo mówić i często żartować, zdaje się, że równie dobrze odnajduje się w swoim własnym towarzystwie. Często można go zobaczyć szkicującego coś namiętnie. Wieczorami można go czasem spotkać w barach. Zawsze wtedy siedzi gdzieś w rogu.

Patrick Steward
#5
12.01.2023, 03:29  ✶  
Patrick uśmiechnął się – jak miał nadzieję – bardzo tajemniczo. Sam był podekscytowany wszystkim, co przygotował na dzisiejszą randkę. Owszem, nadal stresował się myślą, że Clare mógłby się nie spodobać prezent, który dla niej kupił, ale… Ale to była jego Clare a Patrick jakoś tak odruchowo zakładał, że będzie potrafił sprawić jej przyjemność. Nawet jeśli po czasie wisiorek zaczynał mu się wydawać zbyt dziecinny i mało warty to przecież liczył się gest, liczyło się że byli na randce, że pokaże jej Pokój Życzeń…
- Cierpliwości – rzucił najbardziej nonszalanckim tonem na jaki tylko było go stać, ale ciepło które kryło się w jego oczach jasno wskazywało na to, że sam nie mógł się doczekać aż wyjawi go Clare.
A potem wszystko spaliło na panewce przez głupiego Irytka i jeszcze jeszcze głupsze pomysły. Gdy wpadli do łazienki Jęczącej Marty i zamknęli drzwi, wreszcie znowu mogli usłyszeć własne myśli. Z korytarza wciąż dochodziły odgłosy wystrzeliwanych i wybuchających sztucznych ogni, ale teraz pozostawały przytłumione, oddzielone od nich drzwiami i ścianą. Byli bezpieczni.
Patrick otworzył usta, żeby zacząć przepraszać Clare, ale gdy ta się odezwała, zrozumiał, że nie była ani zła, ani rozczarowana. Sam się uśmiechnął, choć jeszcze nie do końca wesoło, raczej z ulgą, coraz wyraźniej malującą się na twarzy. A potem pochylił się ku niej by ją pocałować.
I pewnie by to zrobił, gdyby nie dźwięk otwieranej kabiny w głębi łazienki.
Steward drgnął. Zaczerwienił się, zdając sobie sprawę z tego, co ten dźwięk oznaczał. Odruchowo odsunął się trochę od Clare. I jego pierwszą myślą nie było wcale, że zaraz przyłapie ich in flagranti jakaś uczennica. Chociaż był chłopakiem, doskonale wiedział, że z tej łazienki korzystało naprawdę niewiele dziewczyn. W końcu od wielu lat miejsce to okupował jeden, bardzo męczący i marudny duch. Chwilę po tym, jak udało mu się odsunąć, zamajaczyła przed nimi półprzezroczysta sylwetka Jęczącej Marty.
- Co to za hałasy na korytarzu? – zapytała, spoglądając na nich przed duże, grube szkła okularów. – To toaleta dla… - zaczęła zaczepnie i nagle zaczepny ton zniknął z jej głosu. – Och, Patrick. Co tu robisz? Znowu mnie rysowałeś? – zainteresowała się.
- Irytek odpalił na korytarzu pudło ze sztucznymi ogniami – odpowiedział odruchowo Steward. Patrzył na ducha pełnym konsternacji wzrokiem. – Musieliśmy się gdzieś schować.
Dolna warga Marty zadrgała ostrzegawczo. Jeden z fajerwerków ze świstem uderzył w ścianę przy drzwiach. Na korytarzu wybuchły kolejne sztuczne ognie, ale Patrick zaczął się obawiać nie tyle Filcha i fajerwerków, ile wybuchu histerycznego szlochu i oblania ich strumieniem zimnej wody. To dopiero byłaby katastrofalna randka.
- Ostatnio w ogóle do mnie nie przychodzisz! – poskarżył się duch.
- No co ty, Marta, kiedy ja właśnie po to przyprowadziłem tu Clare! – zaprzeczył szybko. – Była bardzo zainteresowana, gdy opowiadałem jej o tobie. Chciała cię poznać i w ogóle. Mówiłem jej o tym, jak umarłaś, ale chciała tę historię usłyszeć bezpośrednio od ciebie – paplał, ściskając mocniej rękę swojej dziewczyny.
Patrick miał nadzieje, że Clare zrozumie co chciał osiągnąć i zaraz zacznie gorąco potwierdzać jego słowa. Przy odrobinie szczęścia unikną dzięki temu histerii Marty, spotkania z woźnym i oberwania zbłąkanym sztucznym ogniem.
- Naprawdę? – zapytał duch, tym razem przenosząc ukryte za grubymi okularami spojrzenie bezpośrednio na Clare.
Widmo
It's getting dark in this
little heart of mine

Alanna Carrow
#6
15.01.2023, 04:18  ✶  
Cierpliwości. Tak łatwo powiedzieć, o wiele trudniej rzeczoną cierpliwość w istocie zachować, skoro ciekawość zżerała aż do cna. Ale nie było jednak innego wyjścia, jak uśmiechnąć się i faktycznie w rzeczoną cierpliwość uzbroić – w końcu nie miała czekać całych godzin, dni, tygodni, lecz zapewne raptem parę chwil. Te zaś miały minąć bardzo szybko – z jakiegoś powodu czas zawsze zdawał się przyspieszać, gdy była z Patrickiem, czego wiecznie żałowała; wszak chciałaby zatrzymać te chwile na dłużej. A tu…
  … zawsze kończyło się za szybko, o wiele za szybko.
  Już niedługo jednak – jeszcze rok, rok, podczas którego mieli pozostać rozdzieleni. Rok, co będzie się ciągnął w nieskończoność. A potem – świat u ich stóp, w co mocno wierzyła. O ile uda się odwieść rodziców od jakże fatalnego pomysłu swatania jej z młodym Crouchem.
  Musiało się udać, w ten czy inny sposób.
  Tak jak ucieczka przed wielce wspaniałymi pomysłami Irytka, Filchem i wszystkimi innymi potencjalnymi problemami. Choć nie, może jednak nie takimi wszystkimi, skoro dźwięk otwieranej kabiny dobitnie świadczył o tym, iż nie znajdowali się w nieszczęsnej łazience sami; cóż, całus spalił na panewce. Pośpiesznie obróciła głowę, żeby się zorientować, kto ich śmiał im przeszkodzić w tej chwili czułości.
  Och.
  Znowu mnie rysowałeś, pierwsze zaskoczenie, nie licząc samej widmowej postaci. Znaczy, jej chłopak najwyraźniej nie odwiedzał DAMSKIEJ łazienki pierwszy raz. Ostatnio w ogóle nie przychodzisz, hmm, no nie kazała mu się spowiadać ze wszystkiego, owszem, niemniej to było dość… dziwne uczucie. Świadomość, że Steward najwyraźniej chodził do ducha.
  Zainteresowana, gdy opowiadałem o tobie, kolejne zaskoczenie. Tak jak i następne słowa, aż zerknęła na niego i już-już otwierała usta, żeby spytać, o czym on, na brodę Merlina, w ogóle mówi. Ściśnięcie ręki.
  Zrozumiała, w końcu dotarło.
  Toteż zamiast pytania, przeczącego słowom chłopaka, usta dziewczyny opuściły zupełnie inne zdania niż początkowo zamierzała wypowiedzieć.
  - No naprawdę, do tej pory słyszałam tylko, że tutaj najlepiej nie przychodzić! Ale Patrick mi tyle o tobie opowiadał, że mam wrażenie, iż ktoś mi tylko nakłamał, bo wydajesz się być bardzo miłą osobą, a nie postrachem wszystkich – wyrzuciła z siebie i posłała Marcie przyjazny uśmiech – No i naprawdę chcę usłyszeć tę historię od ciebie, bo... – urwała, zdając sobie sprawę z tego, że zaraz może zapędzić się w kozi róg. Nie opowiadał przecież żadnej historii, nie miała pojęcia, jak Marta umarła – … bo powtarzane historie mogą zostać zniekształcone i najlepiej, jeśli opowiadają je ci, do których należą – zakończyła po krótkiej przerwie, poświęconej na gorączkowy namysł i nabranie oddechu.

406/1585
Obserwator
Nie możesz winić lustra za to, że odbicie ci się nie podoba.
Patrick ma ciemne włosy i ciemne oczy. Najczęściej na jego twarzy gości trzydniowy zarost. Jest wysoki, ale nie przesadnie (ok. 185 cm), raczej wysportowany. To ten typ, który rzadko można zobaczyć w garniturze, bo woli ubrania wygodne, które nie krępują jego ruchów. A poza tym garnitury wyróżniają się w tłumie a on lubi się z nim stapiać. Dużo się rusza. Chociaż w towarzystwie potrafi sporo mówić i często żartować, zdaje się, że równie dobrze odnajduje się w swoim własnym towarzystwie. Często można go zobaczyć szkicującego coś namiętnie. Wieczorami można go czasem spotkać w barach. Zawsze wtedy siedzi gdzieś w rogu.

Patrick Steward
#7
17.01.2023, 21:04  ✶  
Patrick zdawał sobie sprawę, że nie o wszystkim opowiedział Clare. Nie chodziło nawet o to, że wstydził się przyznać do tego, że swego czasu lubił rysować Jęczącą Martę i w ogóle polubił akurat tego ducha. W odróżnieniu od Szarej Damy wydawała mu się bardziej bliska. Była w końcu krukonką, zmarła całkiem niedawno i jakoś tak… może chodziło o to, że Marta wcale nie pasowała do reszty duchów? Łatwo było poczuć nić sympatii do kogoś, kto tak samo nigdzie nie pasował. Nawet jeśli po czasie okazało się, że on dorastał a Marta ciągle pozostawała tą samą czternastolatką.
Cała zaś znajomość z nią… mocno straciła na intensywności, gdy Patrick zaczął spotykać się z Clare. Zresztą i bez pojawienia się w jego życiu dziewczyny, straciłaby. Pewnych rzeczy nie dało się przeskoczyć.
Wybuchające na korytarzu fajerwerki nieco przycichły, jakby wreszcie eksplodowały ostatnie wypuszczone przez poltergeista sztuki. Półprzezroczysta postać Marty zawisła przed nimi. Obserwowała ich uważnie spod okularów w grubych oprawach. Gdzieś w głębi łazienki kapała woda.
Kap. Kap. Kap.
Patrick ostrzegawczo ścisnął mocniej rękę Clare, gdy ta zaczęła mówić o tym, że lepiej było tu nie przychodzić. Już szykował się na obserwowanie tej nieprzyjemniejszej części natury Marty, gdy reszta słów uspokoiła go. Uśmiechnął się pod nosem, ciesząc się, że Clare zrozumiała jego mało subtelną aluzję.
-  Och, co o mnie opowiadałeś? – zainteresowała się Marta.
- Że jesteś miła, potrafisz mnie zrozumieć i lubię cię rysować – odpowiedział, zanim zdołała zrobić to Clare. Nie czuł się szczególnie komfortowo na myśl o tym, że jego dziewczyna miałaby teraz zmyślać duchowi, co o nim mówił.
Marta ożywiła się nieco. Na tyle, na ile Steward zdążył ją poznać, zauważył, że lubiła komplementy. Łatwo było ją nimi udobruchać. Zdarzało się nawet, że umiejętnie dobrane słowa potrafiły odwrócić uwagę ducha od tylko co zapoczątkowanego ataku histerycznego płaczu.
- A o mojej śmierci? – zapytała.
- Że była bardzo tajemnicza i niecodzienna – zapewnił.
- Taak. Dokładnie taka była – zgodziła się łaskawie Marta, znowu skupiając uwagę na Clare.
Brwi Patricka powędrowały do góry, gdy dotarło do niego, że przesłuchanie, którego właśnie doświadczali szło w dobrym kierunku. Sam historię śmierci Marty zdążył już poznać. Nie uważał jej za przesadnie ciekawą, choć budziła w nim jakiś wewnętrzny niepokój.
- Siedziałam w ostatniej kabinie i płakałam, bo Olivia Hornby się ze mnie naśmiewała. Mówiła, że mam okropne okulary – opisywał duch a w jego głosie pojawiło się autentyczne przejęcie, jakby mimo upływu lat, wciąż przeżywała tamte wydarzenia. - Nagle usłyszałam, że ktoś wchodzi do toalety. To chyba był jakiś chłopiec. Chciałam powiedzieć mu, żeby się stąd wynosił, bo to toaleta dla dziewczyn, ale wtedy… wtedy… wtedy… UMARŁAM – zakończyła, czekając na jakiś wybuch entuzjazmu ze strony Clare.
- Niesamowita historia, prawda? – zapytał Patrick, starając się jakoś w ten sposób nakierować swoją dziewczynę na odpowiednie przeżywanie tej historii.
Na korytarzu było już zupełnie cicho.
Widmo
It's getting dark in this
little heart of mine

Alanna Carrow
#8
22.01.2023, 13:05  ✶  
Nie potrzebowała kolejnego, ostrzegawczego uścisku dłoni Patricka, żeby pojąć, po jak kruchym lodzie stąpa. Nie bez powodu wzajemnie ostrzegano się przed tą łazienką, to raz, dwa, coś takiego było w tym spojrzeniu Marty, że kazało trzymać się na baczności.
  Dyplomacja więc była bardziej niż wskazana, zwłaszcza że o ile żywych w ryzach mogły jeszcze trzymać potencjalne konsekwencje takiego bądź innego zachowania, tak duch… może wychodziła z mylnego założenia, niemniej ducha raczej nie wiązały społeczne konwenanse, jak również przez jego kaprysy Domowi nie zostaną odjęte punkty. I tak dalej, i tak dalej, wymieniać można było długo – wszystko jednak sprowadzało się raczej do tego, że o ile uczniowie i nauczyciele rozwijali się, przemijali, tak półprzejrzyste zjawy zdawały się zatrzymane w czasie. Nigdy nie dorosną, nigdy się nie zestarzeją, jeśli nawet nawiążą więź z kimś żywym, to nie przetrwa przecież ona próby czasu. Duch z reguły będzie wciąż trwał i trwał…
  Sama zacisnęła nieco mocniej palce, gdy Marta zadała pytanie. Na szczęście nie musiała na szybo wymyślać kolejnych kłamstw, przynajmniej nie w tym zakresie – jeszcze by się okazało, że przypadkiem nastąpiła na odcisk i zniszczyła dość kruchą równowagę, jaką udało się teraz osiągnąć. W każdym razie bardzo, bardzo starała się wyglądać na wielce zainteresowana historią śmierci ducha i kiwała głową, co rusz potwierdzając słowa ukochanego. Tak, dokładnie tak, opowiadał o Marcie w samych superlatywach, jak również roztoczył przed nią wizję tego, że śmierć dziewczynki naprawdę była prze-nie-zwy-kła. Sama tajemniczość i zagadka nie do rozwiązania!
  Zamrugała parę razy, gdy Marta w końcu opowiedziała o tym, jak opuściła ten świat. Historia ta mieściła się w całych czterech zdaniach, a tak naprawdę to w zasadzie nawet trzech czy dwóch, jeśli dokładniej przeanalizować słowa ducha. Niemniej… nie dało się odmówić swego rodzaju tajemniczości.
  - Och, tak, naprawdę niesamowita – zapewniła gorąco, choć tak naprawdę nie miała poczucia, że chociażby się otarła o niesamowitość. Owszem, tak ujęta opowieść nie brzmiała szczególnie ciekawie, ale jeśli wejrzeć w jej treść, to… dało się wyłuskać pewien szczególny element, nad którym głębiej się zastanowiła – Tylko, powiedz mi, proszę, bo nie jestem pewna, czy rozumiem… umarłaś ot tak? – tu pstryknęła palcami, pokazując, jakie „ot tak” miała na myśli – Tylko go zobaczyłaś i to było już? Żadnych słów zaklęcia, żadnego błysku, dosłownie nic? Bo wiesz, to jest bardzo niezwykłe! – ostatnie zdanie dodała trochę pośpiesznie, jakby sobie nagle przypomniała, że przecież to nie może brzmieć tak, jakby poddawała słowa Marty w wątpliwość.
  Chociaż trochę tak właśnie było, bo w osiemnastoletniej łepetynce trochę się nie mieściło, że można umrzeć ot tak, a już na pewno nie wtedy, gdy było się nastolatkiem! Nad mocno starszymi osobami już musiałaby się tu zastanowić…

433/2018
Obserwator
Nie możesz winić lustra za to, że odbicie ci się nie podoba.
Patrick ma ciemne włosy i ciemne oczy. Najczęściej na jego twarzy gości trzydniowy zarost. Jest wysoki, ale nie przesadnie (ok. 185 cm), raczej wysportowany. To ten typ, który rzadko można zobaczyć w garniturze, bo woli ubrania wygodne, które nie krępują jego ruchów. A poza tym garnitury wyróżniają się w tłumie a on lubi się z nim stapiać. Dużo się rusza. Chociaż w towarzystwie potrafi sporo mówić i często żartować, zdaje się, że równie dobrze odnajduje się w swoim własnym towarzystwie. Często można go zobaczyć szkicującego coś namiętnie. Wieczorami można go czasem spotkać w barach. Zawsze wtedy siedzi gdzieś w rogu.

Patrick Steward
#9
23.01.2023, 00:25  ✶  
Patrick przestąpił z nogi na nogę. Najwidoczniej pytania, które zadała Clare niespecjalnie przypadły mu do gustu. Ale Marta pozostawała tego dnia zaskakująco spokojna. Dużo spokojniejsza niż w tych wszystkich opowieściach, w których dostawała napadu histerycznego szlochu i ochlapywała nieszczęśników wodą z (jeśli mieli szczęście) umywalki lub (jeśli nie mieli szczęścia) z toalety.
Duch okręcił się wokół własnej osi.
- Tak – przyznała z wahaniem. – Nie pamiętam, żeby było coś więcej. Zobaczyłam oczy i… - na półprzezroczystej twarzy pojawił się blady uśmiech. – I tyle. To właśnie jest takie niezwykłe – podkreśliła, unosząc dumnie brodę.
Z korytarza nie dolatywały już żadne dźwięki. Chyba nawet woźny zdążył w tej chwili oddalić się po coś, dzięki czemu mógł posprzątać bałagan, który stworzył Irytek.
- Chyba powinniśmy już iść – mruknął Steward. – O ile nie chcemy dostać szlabanu. Założę się, że Filch będzie próbował zrzucić odpowiedzialność na pierwszego ucznia, którego zobaczy w pobliżu pudełka po fajerwerkach – usprawiedliwił się, spoglądając to na ducha, to na Clare. Na Martę raczej przepraszająco, najwyraźniej nie chcąc jej urazić. Na swoją dziewczynę ponaglająco, zdając sobie sprawę, że nie mieli za dużo czasu.
- Ale przyjdziecie tu jeszcze któregoś razu?
- O, pewnie, że tak – zapewnił szybko Patrick. – Jeśli nie w tym, to w przyszłym roku szkolnym nie będziesz mogła się ode mnie opędzić.
Potem pozostało im tylko cichaczem przedostać się do Pokoju Życzeń i mogli – tym razem w spokoju i bez przykrych niespodzianek – kontynuować swoją randkę. I chociaż Steward trochę obawiał się reakcji Clare, tamtego popołudnia, wręczył jej w prezencie srebrny wisiorek z foczką.

Łączna liczba słów ok.: 2350
Koniec sesji
« Starszy wątek | Nowszy wątek »

Użytkownicy przeglądający ten wątek:
Podsumowanie aktywności: Patrick Steward (2442), Alanna Carrow (2067)




  • Pokaż wersję do druku
  • Subskrybuj ten wątek

Przydatne linki
Kolejeczka
Tryb normalny
Tryb drzewa